Rozdział 6

16 2 2
                                    

W zasięgu wzroku elfa i czarnowłosej ukazał się mur. Wysoki, cały obrośnięty bluszczem i innymi pnącymi się roślinami niemalże stapiał się z tłem. Zaledwie w niektórych miejscach dało się przyuważyć brudną biel, wyróżniającą się spośród zieleni.

Cały czas wspinali się pod górkę. Nie było stromo, aczkolwiek to, że teren był pochyły trudno było nie zauważyć. Evelynn musiała chwycić się mocniej, inaczej by spadła. Przychodziło jej to z trudem, wciąż nie odpoczęła wystarczająco po tułaczce, a wszechobecne na jej ciele siniaki i obtarcia wcale nie polepszały sprawy.

Drzewa szumiały pogodną melodię. Liście szemrały głośno pomiędzy sobą. Na dróżce wyrastały z ziemi potężne korzenie, te niczym boa skręcały się i nurkowały spowrotem pod powierzchnię wody. Wystawiały łby spod podszycia bacznie obserwując nadjeżdżających.

Elf prowadził konia, na którym siedziała dziewczyna. Luźna uzda ciągnięta przez mężczyznę nadawała kierunek jazdy. Koń spokojnie stąpał za przewodnikiem z lekko pochyloną głową. Zwierzę widocznie nie miało ku temu żadnych sprzeciwów. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki złagodniał, mimo iż w przeszłości pod ręką swej pani często brykał, lub zadawał ukradoke szczypnięcia zębami w łydki. Tymczasem nie zapowiadało się na takie atrakcje.

Wciąż jeszcze zdezorientowana sytuacją Evelynn siedziała na grzbiecie karoszka. Twarz miała wtuloną w zwierzę i wyglądała jakby spała lub odpoczywała. Do tej pory nie odważyła się podnieść wzroku i rozejrzeć się wokoło. Jedynie mogła pozwolić sobie na zerkanie na ziemię, toteż jej widok ograniczał się do trawy i liści. Korciło ją jednak aby wyjrzeć i zobaczyć dokąd jechała, poniekąd to także ją martwiło. Milczenie tajemniczego elfa nie pomagało.

Jednak nie wyglądał jej na takiego ze złymi zamiarami. Gdyby miał mi zrobić krzywdę, już dawno by to zrobił.- pomyślała. Ani sztylet nie wylądował na jej gardle, ani żadna strzała nie przeszyła jej ciała, jeszcze... Otucha była to prawie żadna, ale ponieważ drżała już na samą myśl o takich rzeczach... krew, wnętrzności, ból... To zdecydowanie nie było dla niej.

Do tej pory czuła się względnie bezpiecznie, ale teraz, gdy podniosła wreszcie swój wzrok i rozejrzała się wkoło, poczuła się otoczona. Miała dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje, widzi. Wokół były jednak tylko drzewa. Drzewa za którymi mógł czaić się morderca... Ciarki mimowolnie przeszły jej po plecach. 

Ewidentnie czuła, że coś było nie tak. Nie tylko z otoczeniem. Elf również zachwowywał się podejrzanie. Bo niby dlaczego miałby prowadzić jej konia? Po co miałby to robić? Nie lepiej by było gdyby i on na nim pojechał? Nie zależy mu na czasie? Myśli przytłoczyły ją całkowicie. Zbłądziła, brakowało jej punktu odniesienia. Jedyne co jej przyszło do głowy to zapytać.

- Gdzie... Gdzie ja jestem? - bąknęła niepewnie, zdiwiona również jak zmienił się jej głos. Z cichego i miękkiego, na bardziej donośny i pewny siebie. Odgarnęła na bok swe czarne włosy w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie czekała długo. Nieznajomy miał ją jakby już przygotowaną.

- Prowadzę Cię do domu. - odparł bez cienia wątpliwości, całkiem obojętnie.

- Ale jak to...? Mój dom...-szepnęła szczerze zdziwiona bez przekonania do siebie, a tylko trochę do elfa. Już przez chwilę łudziła się, że może to być prawda. Ale przecież nie mogła być.

- Właśnie - Twój dom...- podkreślił niechętnie.- Właściwie to go już nie masz.-powiedział wprost.

- Nie prawda!- wybuchła. -Tam zawsze znajdę dla siebie miejsce! Zawsze będę mogła wrócić...- zaszlochała, a łzy pociekły gęsto jej po policzkach - wraz z przypływem gorzkich wspomnień. Jak mogła o tym tak po prostu zapomnieć?! Elf nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.

Dostali jste se na konec publikovaných kapitol.

⏰ Poslední aktualizace: Apr 16, 2019 ⏰

Přidej si tento příběh do své knihovny, abys byl/a informován/a o nových kapitolách!

Biały nie jest biały...Kde žijí příběhy. Začni objevovat