My happiness' name is your na...

kasieczna16 द्वारा

33.5K 1.5K 1K

Harry i Louis od niedawna są w związku. Każdy z nich jest inny, ale to nie przeszkadza im każdego dnia zakoc... अधिक

2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
Epilog.

1.

3.8K 129 131
kasieczna16 द्वारा

6590 słów, woah! 

Bez zbędnego pukania wszedł do domu swojego chłopaka, jak zwykle zbyt mocno zatrzaskując za sobą drzwi. To była już poniekąd tradycja. Gdy trzaskał drzwiami, nie musiał pukać, bo i tak każdy wiedział kto nadchodzi.

Byli razem dopiero od trzech miesięcy, ale ich przyjaciele i tak twierdzili, że zachowują się jak stare, dobre małżeństwo. Nie do końca się z nimi zgadzał. A właściwie to w ogóle się nie zgadzał. I wiedział, że Harry również nie jest co do tego małżeństwa przekonany.

To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Zdecydowanie nie. Właściwie sami jeszcze nie wiedzieli czy to w ogóle była miłość. Harry mu się podobał, oczywiście. Jeszcze przy nikim nie czuł się w ten sposób, to również był fakt. W innym przypadku nawet nie próbowałby wchodzić w ten związek, szczególnie, że do niedawna był stu procentowym heteroseksualistą. Cóż, najwyraźniej nie do końca stu procentowym, skoro teraz miał chłopaka. 

Był zauroczony lokowatym brunetem właściwie od pierwszego dnia ich znajomości, co było nieco nieodpowiednie biorąc pod uwagę, że miał wtedy dziewczynę.

Hannah.

Byli razem niecałe dwa lata i jeśli wszyscy wokół byli pewni, że są sobie przeznaczeni.. cóż, byli w błędzie. Traktował dziewczynę poważnie, ale przez cały czas miał wrażenie, że nie był zaangażowany w ten związek tak, jak prawdopodobnie powinien być. Wątpliwości czy to aby na pewno ma sens każdego dnia były coraz większe. Szczególnie, że Harry naprawdę zawrócił mu w głowie, więc w końcu postanowił zerwać z blondynką. Wbrew pozorom to wcale nie była łatwa decyzja. Przyzwyczaił się do obecności dziewczyny, podobnie jak i jego rodzina, ale na pewno zniósł to lepiej niż Hannah. Do tej pory ze sobą nie rozmawiali. I to nie tak, że nie chciał. To ona nie chciała i chyba nie mógł się temu dziwić. Zostawił ją dla chłopaka. To musiało być nieco.. niezręczne.

Z brunetem poznali się rok temu na imprezie zorganizowanej przez Nialla, jednego z jego przyjaciół. Jak się okazało - blondyn tego samego dnia wpadł na chłopaka na szkolnym korytarzu i nie miał pojęcia co strzeliło mu do głowy, by zapraszać kompletnie obcą osobę na swoją domówkę, ale był wdzięczny, że to zrobił. Prawdopodobnie była to najlepsza decyzja w całym życiu blondyna.

Harry przeniósł się z małej wioski Holmes Chapel do Londynu, więc nie znał nikogo w mieście, a co za tym idzie również w liceum, ale to szybko się zmieniło. Był otwarty i całkiem zabawny, a przynajmniej za takiego się uważał, choć przez kilka pierwszych miesięcy wydawał się być nieco przygaszony. Do tej pory nie wiedział dlaczego. Obstawiał, że przez przeprowadzkę, ale mimo to i tak szybko znalazł towarzystwo dla siebie. Los chciał, że to towarzystwo okazało się być jego przyjaciółmi. Niall, Liam i Zayn. Byli młodsi od niego o dwa lata, ale jako, że zaczął edukację rok później, byli jedynie klasę niżej. Harry natomiast był najmłodszy z nich wszystkich, miał siedemnaście lat i aktualnie chodził do drugiej liceum. On z kolei do czwartej, ostatniej.

- Dzień dobry, Anne. - przywitał się zaraz po przekroczeniu progu salonu. - Jak samopoczucie?

Kobieta była mamą Harry'ego i zdecydowanie nie mogłaby wyrzec się swojego syna. Nie to, że miała jakiś powód, choć nawet gdyby miała i tak by tego nie zrobiła. Ta dwójka po prostu była do siebie niesamowicie podobna. Nie tylko z wyglądu, ale także charakteru.

Poznali się gdy któregoś razu podrzucał chłopaka do domu. Harry zaprosił go wtedy do środka, a on nie mając żadnych planów od razu się zgodził. Mieli oglądać film, ale skończyło się na tym, że z gorącą herbatą, przykryci kocem, siedzieli w salonie rozmawiając z Anne i Robinem, ojczymem Harry'ego przez całe popołudnie.

Jakieś trzy miesiące później Anne miała dość zwracania się do niej per 'Pani' i wręcz nakazała mu mówić do siebie po imieniu, bo 'przecież nie jestem taka stara'. Podobnie jak i Robin. Musiał przyznać, że z początku czuł się z tym dość dziwnie, ale w końcu się przyzwyczaił. Teraz nie wyobrażał sobie zwracać się do nich inaczej.

- Całkiem nieźle. - uśmiechnęła się do niego z nad gazety. - Pamiętasz co mówiłam Ci o zamykaniu drzwi? - spytała, odkładając czasopismo na kolana zaraz potem krzyżując ręce na piersiach.

- Prawdopodobnie było to coś w stylu 'Louis! Nie trzaskaj drzwiami, to nie stodoła!'. - wykrzyknął zmieniając ton na ten, którym brunetka raczyła go jakieś dwa razy w tygodniu używając tego samego zdania.

- Właśnie, kochanie. - kiwnęła głową. - Nie wiem czego w tej prośbie nie zrozumiałeś. - westchnęła.

- To nie prośba, a rozkaz! - starał się zachować powagę, ale nie wyszło mu to najlepiej i po chwili śmiał się już głośno wciąż będąc obserwowanym przez z politowaniem kręcącą głową Anne. - Przepraszam, to oczywiście więcej się nie powtórzy Pani Twist. - zagryzł wewnętrzną stronę policzka próbując stłumić kolejny napad śmiechu, ale groźna mina kobiety nie bardzo mu w tym pomogła. Może dlatego, że marnie szło jej udawanie złej policjantki.

- Zejdź mi z oczu! - zawołała, rzucając w niego gazetą.

Ze śmiechem w ostatnim momencie odskoczył w bok i wymijając wchodzącego do salonu Robina, wykrzykując szybkie powitanie, wbiegł po schodach, kierując się w stronę tak dobrze mu znanych, białych drzwi z przyczepioną do nich żółtą tabliczką głoszącą 'UWAGA!!! Wchodząc do tego pokoju jesteś narażony na promieniujące piękno właściciela!'.

To właśnie był cały Harry i jego specyficzne poczucie humoru.

Na jednym z organizowanych w mieście festynów, tuż po tym jak oficjalnie zostali parą, chłopak kupił dwie tabliczki. Tę dla siebie i drugą z napisem 'Wejście grozi kalectwem lub śmiercią' dla niego. Nie zgodził się, by coś takiego zawisło na drzwiach od jego własnego pokoju, ale Harry jak to Harry i tak zrobił po swojemu, więc nie mógł się dziwić, że pod jego nieobecność sam nakleił ją na drzwi. A wszystko przez to, że brunet zawsze potykał się o coś, co zalegało na podłodze. Cóż, może i był bałaganiarzem, ale to Harry był po prostu największą pierdołą jaką znał. Tylko on mógł potknąć się na prostej drodze o własne nogi, wcale nie będąc pijanym.

W przeciągu trzech ostatnich miesięcy kolekcja tabliczek na drzwiach powiększyła się o dwie kolejne. Jedną z napisem 'Wrota Piekieł', drugą 'Witamy po ciemnej stronie mocy' i był pewny, że przybędzie ich jeszcze więcej. Tak, Harry był wyjątkowy. I głupi.

Bez pukania - oczywiście - i z impetem wparował do środka.

Harry z laptopem na brzuchu i skrzyżowanymi w kostkach nogami wylegiwał się na łóżku tylko na chwilę unosząc wzrok, by zobaczyć kto przyszedł i mrucząc pod nosem coś, co zabrzmiało jak 'o nie, znowu Ty'.

Parsknął śmiechem przez ten komentarz, rzucając się na miejsce obok. Po szybkim i dość mokrym buziaku złożonym na policzku chłopaka, odwrócił głowę w kierunku laptopa. Skrzywił się widząc, że brunet gra w Icy Tower. Kompletnie nie rozumiał fenomenu jakim kiedyś była ta gierka. Zdecydowanie wolał FIFĘ, Diablo czy Need For Speed lub coś w tym stylu. Nawet Wormsy były lepsze.

- To nudne. - stwierdził jak zawsze, gdy chłopak włączał grę. - I proste.

- To wcale nie jest proste. - zaprzeczył.

- Co może być trudnego w skakaniu w górę jakimś ludkiem po czymś, co nawet nie wiem czym jest?

- To, że im wyżej jesteś, tym ekran przewija się szybciej.

- Ekscytujące. - wywrócił oczami, opierając policzek na jego ramieniu. - Zagrajmy w FIFĘ.

- Nie chcę grać w FIFĘ. - potrząsnął głową.

Wiedział, że nie lubił tej gry i uważał, że wcale nie dlatego iż był w tym beznadziejny i za każdym razem strzelał choć jednego samobója.

- Mogłeś iść do Nialla, on z pewnością byłby chętny.

Tak, Niall zdecydowanie nie odmawiał gry w FIFĘ. Niestety tym razem blondyn miał inne plany. A raczej jego dziewczyna miała inne plany. I chłopak był w nie włączony.

- Ten idiota ma dziś randkę z Barbarą. - poinformował.

- Barbs jednak go zmusiła? - uniósł brwi, stopując grę.

Prawdopodobnie dlatego, że przez ostatnie kilka minut zdążył spaść co najmniej siedem razy. Cóż, możliwe, że trochę go rozpraszał, choć to tylko jego nos trącający szyję i szczękę.

Jeśli chodziło o Nialla i Barbarę, byli razem właściwie od zawsze. Poznali się jeszcze w przedszkolu i z tego co słyszał od tamtej pory stali się papużkami nierozłączkami. Oczywiście w przenośni, bo wcale nie chodzili wszędzie razem. Całe szczęście, bo gdy łączyli swoje siły byli nieznośni. Chociaż Niall jednak wygrywał to starcie.

- Ta, powiedziała, że pójdą do Nando's. - wzruszył ramionami, przerzucając ramię przez jego ciało, gdzieś w między czasie odtrącając nogą laptopa.

- Oczywiście. - zaśmiał się. - Zdecydowanie wie czym go przekupić. - dodał, owijając rękę wokół jego szyi.

Przytaknął, spoglądając na poruszającą się w takt cichej muzyki stopę Harry'ego, który jednocześnie bawił się jego dłonią. Przykładał do niej swoją, trącał i splatał palce, a w końcu podsunął ją pod usta, składając kilka pocałunków na knykciach.

Uśmiechnął się pod nosem, bo lubił te ich małe momenty. Nie musieli nic mówić, by czuć się dobrze w swoim towarzystwie. Czasem wręcz miał wrażenie, że porozumiewali się bez słów i nie sądził, by było to jedynie wrażenie. Prawdopodobnie tak właśnie było.

- Jedźmy gdzieś, Harreh. - odezwał się, odrywając policzek od jego ramienia. - Jest piątek, nie możemy siedzieć w domu. To zabronione!

- Możemy pojechać za miasto, żebym mógł poćwiczyć przed moim egzaminem na prawo jazdy. - zaproponował, odgarniając w tył karmelową grzywkę, jak zwykle wpadającą mu w oczy.

- Raczej, żebyś znów skatował mój samochód. - poprawił go, krzywiąc się.

Wywrócił oczami, sapiąc cicho.

- Zawsze będziesz mi to wypominał?

- Zawsze. - kiwnął głową. - Spaliłeś mi sprzęgło, to niewybaczalne.

- Zrobiłem to niechcący. - jęknął.

- Niechcący. - prychnął. - Co będzie następne? Urwiesz mi koło?

- Jesteś niesprawiedliwy. - fuknął, odpychając go od siebie i krzyżując ramiona. - Sam zaproponowałeś, że możesz mnie pouczyć.

- Ta, to był największy błąd w moim życiu. - odparł, zaraz potem śmiejąc się cicho z miny Harry'ego. Wyglądał jak dziecko, któremu ktoś dał i zaraz zabrał lizaka. - Żartuję, nie jestem już zły. - pstryknął go w nos. - Możemy jechać, ocenię czy Twoje umiejętności poprawiły się choć trochę.

- Radzę sobie całkiem nieźle. - oznajmił, zeskakując z łóżka. - Dzięki, że we mnie wierzysz, kochanie. - sarkazm był aż nadto wyczuwalny w jego głosie.

- Oh, Hazz. - zszedł z łóżka, obejmując chłopaka w pasie. - Wiesz, że się zgrywam. Oczywiście, że w Ciebie wierzę. Masz egzamin za dwa tygodnie, zakładam, że nie możesz wciąż być w tym kompletnie do dupy. - uśmiechnął się słodko.

Prychnął, uwalniając się z jego objęć.

- Przypomnij mi, dlaczego w ogóle z Tobą jestem?

Zaśmiał się głośno, ponownie przyciągając go do siebie, by złożyć krótki pocałunek na pełnych, malinowych wargach i zrobił to, mimo wyraźnych protestów Harry'ego.

- Ponieważ tylko ja pozwalam Ci jeździć moim autem mimo wszelkich strat. - zauważył trafnie, przejeżdżając ustami po linii szczęki.

- To naprawdę beznadziejny argument. - westchnął.

- Może ten, że masz do mnie słabość i że mnie uwielbiasz będzie lepszy? - wymruczał prosto do ucha bruneta, zaraz potem przygryzając jego płatek.

- Kto powiedział, że mam do Ciebie słabość? - spytał.

Zdawał sobie sprawę jak bardzo stara się powstrzymać drżenie swojego głosu, bo jego gorący język na wrażliwej skórze szyi skutecznie odbierał mu mowę. Jak zawsze zresztą.

Nie odpowiedział na to pytanie. Rozciągnął jedynie usta w uśmiechu, gdy z pomiędzy lekko rozchylonych, malinowych ust uciekł cichy jęk, bo w tym samym momencie zassał wrażliwą skórę. Teraz nawet nie musiał odpowiadać. To jasne, że miał do niego słabość. Tym bardziej, że zadrżał, gdy tylko wsunął dłonie pod jego koszulkę, przesuwając opuszkami palców w górę kręgosłupa.

- Nie masz do mnie słabości? - wymamrotał z zadowolonym uśmieszkiem, usta dociskając do wgłębienia obojczyka.

- Nie. - szepnął słabo, ale dla lepszej równowagi uczepił się palcami jego bioder.

- Jesteś pewny? - ciągnął, przenosząc się z leniwymi pocałunkami na gardło i szczękę.

Czuł jak drży, ale mimo to upierał się przy swoim, choć z każdą mijającą sekundą, gdy jego palce wędrowały po plecach, a zęby zahaczały o szczękę, poddawał się temu dotykowi i napierał na niego coraz bardziej.

- Jesteś pewny, Hazz? - zapytał ponownie, bo nie uzyskał odpowiedzi.

Znęcał się nad nim, ale nie miał zamiaru przestać póki Harry nie przyzna mu racji. Może i chłopak był uparty, ale jego ciało zdradzało go za każdym razem. Ten fakt był zadowalający, ale nie mógł go prowokować aż tak, bo brunet działał na niego dokładnie w ten sam sposób. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale to i tak nie przeszkadzało mu w droczeniu się z nim. Tym bardziej, że chłopak był nieco zamroczony przez przyjemność, którą mu dawał.

- Lou. - jęknął cicho, ledwo słyszalnie, mocniej zaczepiając palce na jego biodrach.

- Odpowiedz. - poprosił, wsuwając nogę pomiędzy te należące do bezradnego w tej sytuacji bruneta.

Dzięki temu ruchowi mógł poczuć wyraźne wybrzuszenie w spodniach tuż przy swoim kroczu. I mimo, że miał ten sam problem, był zdecydowanie usatysfakcjonowany. Szczególnie, kiedy chłopak mocniej wsparł się na jego ciele, owijając ramiona wokół bioder, dość rozpaczliwie poruszając tymi swoimi.

- Hazz, mów do mnie. - zachichotał, chowając nos w zagłębieniu jego szyi, jedną z rąk oplatając wąską talię, by utrzymać go na uginających się nogach.

- Wygrałeś. - westchnął, opierając czoło na jego ramieniu. - Doskonale wiesz, że mam do Ciebie cholerną słabość, kretynie. - wymamrotał. - A teraz.. - wypuścił powietrze, przestępując z nogi na nogę w sposób przez który ich wybrzuszenia otarły się o siebie co wywołało zduszone jęki wymykające się z ich gardeł. - Proszę. - dodał szeptem.

- Oczywiście. - uśmiechnął się nikle, robiąc krok w stronę parapetu o który oparł bruneta, by nie musiał na nim wisieć.

Szybko rozprawił się ze spodniami chłopaka, zsuwając je do połowy ud. To samo zrobił ze swoimi po czym wcisnął dłoń między ich ciała, ujmując oba członki. Pociągał za nie niespiesznie, przysysając się do szyi i obcałowując kark chłopaka. W ten sposób tłumił uciekające ze swojego gardła jęki i sapnięcia. Harry wciskając nos w jego szyję, robił dokładnie to samo tyle, że nieskutecznie. Od samego początku miał problem z zachowaniem ciszy podczas takich sytuacji i mimo, że było to pewne utrudnienie, kiedy zabawiali się w szkolnej toalecie czy innym niedostosowanym do tego miejscu, to w żaden sposób mu to nie przeszkadzało. Uwielbiał słyszeć te odgłosy, bo sam je wywoływał.

- Sąsiedzi muszą mieć niezły widok. - parsknął, spoglądając nad jego ramieniem za okno.

Nie widział nikogo w zasięgu wzroku, ale gdyby tylko ktoś przechodził chodnikiem, choć trochę się rozglądając z pewnością miałby dobry widok na tyłek Harry'ego.

- Nie po raz pierwszy. - zauważył trafnie.

Cóż, to była prawda. Nie po raz pierwszy i zdecydowanie nie po raz ostatni.

Kiedy Harry odchylił się w tył, by namierzyć jego usta - nie bardzo interesowało go już to, czy ktoś ich zobaczy czy nie. Faktura miękkich warg bruneta była zdecydowanie absorbująca. Całując go zapominał o całym świecie. Jeszcze z nikim nie odczuwał aż tyle emocji i doznań na sekundę, więc nie zdziwił się, że prawie odleciał, gdy obaj doszli w tym samym czasie prosto w jego pięść. Musiał zamrugać, by odzyskać ostrość po czym odchylił się w tył, ukazując brunetowi zadowolony i błogi uśmiech.

Harry z zaróżowionymi policzkami i przeszklonymi oczami oddychał ciężko, uczepiając się palcami parapetu. Jego uda wciąż drżały, więc to on postanowił zająć się bałaganem, który narobili. Kropelki spermy spływały po udach bruneta, znikając za materiałem bokserek i spodni, a te, które widniały na jego dłoni powoli zaczynały zasychać. Sięgnął więc po leżące na biurku chusteczki, a gdy skończył, ponownie objął go w talii, skanując wzrokiem szyję i obojczyki. Zostawił tam kilka czerwonych śladów na których teraz składał drobne pocałunki tym samym dając im chwilę na złapanie oddechu.

- Znowu będę musiał zabierać Gemmie korektor? - zapytał, choć to oczywiste, że będzie musiał.

Ostatnim razem, gdy chłopak poszedł do szkoły naznaczony trzema dużymi malinkami, jedna z nauczycielek zbyt mocno się tym zainteresowała pytając, czy ma jakieś problemy w domu. I wiedział, że Harry miał ochotę ją wyśmiać i jednocześnie spalić się ze wstydu, gdy oznajmiał, że to tylko sprawka jego chłopaka. Prawdopodobnie nie miał zamiaru przechodzić przez tę rozmowę jeszcze raz.

- Nikt nie każe Ci tego robić. - wzruszył ramionami. - Ta kobieta jest po prostu chora psychicznie. - stwierdził rozmyślając nad sytuacją sprzed dwóch tygodni o której opowiadał mu oburzony wtedy Harry. - Już dawno powinni ją zwolnić.

- Mi to mówisz? - westchnął, odgarniając loki w tył.

Złożył jeszcze jeden krótki pocałunek na malinowych wargach bruneta, który zdążył już stanąć na równych nogach, a kiedy poluźnił uścisk, podszedł do komody, by zmienić swoje zaplamione prawdopodobnie sosem ze spaghetti i teraz także spermą, dresowe spodnie. Uśmiechnął się na widok pośladków Harry'ego ukrytych jedynie pod cienką warstwą materiału. Nie miał zamiaru nawet udawać, że wcale nie patrzy tam, gdzie w rzeczywistości patrzył. Harry również się tym nie przejmował, bo gdy tylko miał okazję - robił dokładnie to samo. Nie musieli się z tego tłumaczyć. Ich relacja nawet jeśli minęło jedynie trzy miesiące była już na zupełnie innym poziomie. Właściwie od samego początku w ogóle się siebie nie wstydzili. Tak naprawdę nie mieli czego. Może żaden z nich nie miał ciała jak sam Bóg, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze, że obaj podobali się sobie.

- Poczekam na dole. - oznajmił i wychodząc z pokoju, klepnął chłopaka w tyłek i zaśmiał się z mało męskiego pisku jaki wydobył się z gardła bruneta.

Wciąż z uśmiechem na ustach zbiegł po schodach, wpadając do salonu w którym zastał Anne i Robina.

Zgarnął ze stołu jabłko po czym z podkurczoną pod siebie nogą usiadł na brzegu kanapy, wbijając wzrok w ekran telewizora. Leciał jeden z dennych programów kulinarnych, na które miał alergię, a które na nieszczęście Harry uwielbiał.

- Macie jakieś plany? - zagaiła Anne, przypatrując mu się uważnie.

Możliwe, że pomysł z zejściem na dół, gdy prawdopodobnie wyglądał jak po dobrym pieprzeniu nie był najlepszy, ale nie specjalnie się tym przejął. Jedynie przejechał dłonią po włosach, bo sam nie wiedział w jakim dokładnie są stanie. Anne jednak nie skomentowała jego wyglądu. Podejrzewał, że po prostu widziała to zbyt dużo razy, by wciąż się tym nadto interesować.

- Mhm. - pokiwał głową, przełykając kawałek jabłka. - Harry chciał jeszcze trochę poćwiczyć przed egzaminem, ale nie obiecuję, że jeszcze dziś zwrócę wam waszego syna.

- Tak też myślałam. - pokiwała głową. - Bądźcie ostrożni. - poprosiła. - Żadnej policji, straży pożarnej czy pogotowia.

- Za kogo Ty mnie masz, Anne? - oburzył się robiąc to trochę zbyt teatralnie. - Jestem odpowiedzialnym, starszym chłopakiem. - wypiął dumnie pierś.

- Może. - stwierdziła. - Ale raczej w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, choć również nie sądzę. Louis Tomlinson i odpowiedzialność to po prostu dwie zupełnie wykluczające się rzeczy.

Zaśmiał się.

Takie rozmowy z kobietą były na porządku dziennym. Wiedział, że Anne go uwielbia zresztą z wzajemnością, ale to nie przeszkodziło im w droczeniu się ze sobą. Nagminnym droczeniu się ze sobą.

- Komuś się tu dowcip wyostrzył. - zanucił.

- W końcu uczę się od najlepszych. - puściła mu oczko.

Pokręcił głową ze śmiechem, a widząc wchodzącego do salonu Harry'ego, podniósł się ze swojego miejsca. Złożył soczystego buziaka na policzku Anne, Robinowi przybijając żółwika. To było ich stałe powitanie i pożegnanie od momentu, kiedy pokazał mężczyźnie ten gest.

- Gotowy? - zwrócił się do bruneta.

Kiwnął głową, podchodząc bliżej i uśmiechając szeroko, wgryzł się w jego prywatne jabłko.

Wydął dolną wargę, którą chłopak po chwili ucałował, co tylko trochę go udobruchało, ale w efekcie końcowym odpuścił mu, ruszając w kierunku drzwi.

- Cześć wam! - zawołał, wsuwając na stopy swoje znoszone vansy i otworzył drzwi, przytrzymując je dla Harry'ego.

- Do jutra! Zabezpieczajcie się!

Parsknął, obserwując wpływające na twarz bruneta rumieńce. 

Nie uprawiali jeszcze seksu, ale Anne nie wiedząc czemu myślała inaczej. Cóż, może dlatego, że któregoś razu przyłapała ich na braniu wspólnego prysznica. Kobieta wróciła wcześniej z pracy, a oni nie zamknęli drzwi od łazienki przez co przez kilka sekund mogła obserwować jak przypiera zupełnie nagiego Harry'ego do płytek, dość zachłannie go całując. Wygłosiła im potem całkiem zabawną mowę o zabezpieczeniach, chorobach przenoszonych drogą płciową i całą resztą. Prawdopodobnie to wtedy wyobraziła sobie zbyt dużo. Dwa dni później, kiedy niczego nieświadomi wrócili z kina pokazała im nawet jak zakłada się prezerwatywę. Na bananie. I o ile on prawie tarzał się ze śmiechu po podłodze, Harry wyglądający jak dojrzały burak, miał ochotę zamienić się w kameleona i wtopić w krzesło na którym siedział. Oczywiście Anne nie wiedziała, że wcześniej już uprawiał seks. Co prawda z dziewczyną, ale jednak. Doskonale wiedział jak posługiwać się kondomem, ale czekał do końca przedstawienia, by ją o tym uświadomić.

Po wszystkim Harry nie odzywał się do niego przez trzy dni, udając wielce obrażonego. Właśnie. Udając.

Gdy dotarli do zaparkowanego przy chodniku samochodu, wskoczył na miejsce kierowcy, czekając aż Harry zrobi to samo tyle, że po drugiej stronie. To, co robili nie do końca było legalne dlatego za każdym razem wyjeżdżał po za miasto i tam na mniej uczęszczanych drogach dawał prowadzić chłopakowi. Na początku jeździł z nim jedynie po pustych parkingach, ale kiedy zaczął radzić sobie lepiej, pozwolił mu wyjechać na ulicę. Przecież z instruktorem jeździł nawet po zatłoczonym Londynie, więc to już nie był dla niego problem. A przynajmniej miał taką nadzieję. Nie chciał skończyć w rowie ani na drzewie.

Audi RS3 Sedan był prezentem na jego osiemnaste urodziny. To nie był nowy samochód, wcześniej przez rok jeździła nim jakaś kobieta po trzydziestce, ale postanowiła go sprzedać i nie miał pojęcia dlaczego. Auto spisywało się świetnie, nie miał z nim żadnego problemu oprócz drobnych awarii, które jednak musiały się zdarzać. Szczególnie kiedy Harry przebywał za kierownicą. 

Zdziwił się, że jego mama wraz z Danem - jej mężem, postanowili kupić mu tak drogi prezent. Może i trafili na dobrą okazję, ale i tak nie czuł się najlepiej z faktem, że wydali tak dużo pieniędzy, więc postanowił oddać im chociaż połowę. Przez pół roku pracując na weekendy, a czasem też w tygodniu po szkole w Sainsbury's, skrupulatnie odkładał część zarobionych pieniędzy, aż wreszcie uzbierał połowę ceny, którą zapłacili.

Z zamyślenia wyrwały go pierwsze takty piosenki, którą uwielbiał. Obaj uwielbiali.

Prowadzenie samochodu bez muzyki nie było tak przyjemne, więc w schowku trzymał kilka płyt. Jeśli chodziło o muzykę to wraz z Harrym mieli podobne gusta, więc sporo playlist stworzyli razem. Właściwie od kiedy się znali nie wyjmował jednej z płyt z odtwarzacza. Harry podpisał ją jako Larry, co było zlepkiem ich imion. I ta właśnie płyta została też teraz włączona.

Palcami wystukiwał rytm na kierownicy wsłuchując się w głos wokalisty i Harry'ego, który po chwili do niego dołączył.

- Crawling back to you, ever thought of calling when you've had a few?

- Zawsze. - skomentował, co wywołało głośny śmiech bruneta.

- 'Cause I always do, maybe I'm too, busy being yours to fall for somebody new. - ciągnął wciąż z szerokim uśmiechem i ślepiami wbitymi prosto w niego.

- Prawidłowo. - przygryzł wargę, próbując powstrzymać uśmiech. Nie wyszło mu to najlepiej, kiedy chłopak wzruszył ramionami, rozkładając przy tym ręce.

- Now I've thought it through.

- Crawling back to you! - dokończyli już razem.

Pokręcił głową ze śmiechem, sięgając po dłoń chłopaka i unosząc ją do swoich ust, ucałował jej wierzch po czym obie ułożył na udzie Harry'ego. Kolejny mały moment, który uwielbiał. Spędzanie czasu w samochodzie, śpiewając ile sił w płucach. Czuł się wtedy tak beztrosko szczęśliwy jakby cofał się do czasów, gdy był dzieckiem, a jego największym problemem była nienawiść do szpinaku, który gdy już go spróbował, wcale nie okazał się być taki zły. Ale w dzieciństwie przecież wszystko co zielone było dla niego wstrętne. Teraz natomiast, przy Harrym będącym największym fanem warzyw jakiego znał, chcąc nie chcąc częściej jadał zdrowo, choć z pełnego chemii i tłustego jedzenia nie miał zamiaru rezygnować. Na szczęście brunet nie miał bzika na punkcie zdrowego odżywiania i sam czasem ze smakiem pochłaniał pizze czy burgery z McDonald's.

- Właśnie oblałbyś egzamin. - westchnął, gdy już za miastem zamienili się miejscami, a Harry oczywiście zapomniał zapiąć pas i po jego minie mógł wywnioskować, że nie miał pojęcia o co mu chodzi. - Pasy, Hazz. - pokręcił z politowaniem głową. - Nie możesz o nich zapominać.

- Oh. - sapnął. - To wszystko przez Ciebie. - wymamrotał. - Rozpraszasz mnie.

- Nic jeszcze nie zrobiłem!

- Jeszcze? - uniósł brwi.

Parsknął śmiechem, ściszając muzykę, żeby i ta go nie rozpraszała. Wystarczy, że Harry sam w sobie był nierozgarnięty.

- Jedź. - polecił. - Tylko nas nie zabij.

- Postaram się. - wywrócił oczami, włączając się do ruchu, chociaż tego ruchu i tak nie było w zasięgu wzroku.

- Co to za znak? - spytał, wskazując na pobocze kilka minut później.

- Pierwszeństwo dla nadjeżdżających z przeciwka. - poinformował, robiąc to bezbłędnie.

Wyglądało na to, że musiał postarać się bardziej, by zagiąć go ze znajomości znaków. Przez ostatnie miesiące Harry zaznajamiał się z nimi codziennie.

- To test teoretyczny, który już zdałem? - zerknął na niego przelotnie.

- Zapomniałeś dodać, że za pierwszym razem, chwalipięto.

- To tylko i wyłącznie oznacza, że masz mądrego chłopaka. - uśmiechnął się.

- Oczywiście. - parsknął. - A ten? - kiwnął głową w kierunku kolejnego znaku obok którego przejeżdżali.

- Dwustronne zwężenie jezdni. - wyrecytował. - Postaraj się bardziej, Loueh.

- Nie moja wina, że stawiają tutaj akurat te znaki. - wywrócił oczami.

Musiał przyznać, że Harry nie tylko był dobrze obeznany w znakach, ale i dobrze jeździł. Między tą, a ich ostatnią wspólną przejażdżką, która miała miejsce ponad dwa tygodnie temu była całkiem spora różnica. Nie wspominając już o tej podczas której spalił mu sprzęgło i prawie pozbawił bocznego lusterka.

- Dobrze Ci idzie. - pochwalił. - Jest coś, co chciałbyś przećwiczyć?

- Parkowanie równoległe tyłem.

Wiedział, że to zawsze sprawiało mu najwięcej problemów, ale tym razem miał jedynie problem za pierwszym razem. Ćwiczyli to dobre pół godziny, aż w końcu zrobiło się ciemno i postanowili wracać do domu. Tylko Harry miał nieco inne plany i od razu gdy ponownie zamienili się miejscami, dorwał się do jego krocza, wsuwając dłoń w bokserki.

- Harold, Ty naprawdę chcesz żebyśmy zginęli. - jęknął, mocno chwytając za kierownicę.

- Więc skup się na drodze. - uśmiechnął się niewinnie, schylając i liżąc jego główkę.

- Kurwa. - sapnął.

Wiedział, że zdecydowanie nie będzie potrafił skupić się na drodze już w momencie w którym Harry wsunął go głęboko w usta, ale znalazł w sobie choć tyle sił by zjechać na jakiś nie duży parking. Wyłączył silnik i przeniósł dłoń w loki bruneta, drugą ściskając uchwyt przy drzwiach.

Chłopak zamruczał, gdy mocniej pociągnął za ciemne loki, dając tym samym wibracje wzdłuż penisa. Starał się brać go jak najgłębiej, ale w przeciwieństwie do niego - brunet miał odruch wymiotny. Mimo wszystko nie narzekał. Zresztą on nigdy nie narzekał. Jakby mógł? Przez to, że jego przyrodzenie było - wcale się nie chwaląc - naprawdę spore, Harry musiał pomagać sobie dłonią, pracując nią u nasady w tym samym tempie w którym poruszała się jego głowa.

- Kochanie, robisz to tak dobrze. - stęknął, gdy brunet zassał policzki, by robić to jeszcze lepiej za nim wysunął go z głośnym mlaśnięciem, liżąc jak lizaka.

- Lubisz, kiedy robię to tak znienacka, hm? - wychrypiał.

- Ssij mnie, Hazz. - przytrzymał go za kark, dociskając do siebie.

- Pytałem o coś. - uniósł wzrok, odszukując spojrzenie błękitnych, teraz prawdopodobnie nieco zamglonych tęczówek.

Wyglądał tak niewinnie wpatrując się w niego dużymi, zaszklonymi oczami, a jednocześnie cholernie gorąco. Malinowe wargi były opuchnięte i mokre przez co nie mógł oderwać od nich wzroku. Wyglądał jak anioł, chociaż nim nie był. A na pewno nie teraz, gdy mu obciągał.

- Kocham to. - mruknął. - A teraz mnie ssij.

Zaśmiał się, ale wykonał jego polecenie, ponownie zaciskając na nim usta. Jego język pracował na trzonie, dłoń u nasady, a jęki uciekające mu z gardła tylko dopełniały tego wszystkiego i nie musiał widzieć, by wiedzieć, że w bokserkach jego chłopaka robiło się coraz mniej miejsca. Podobnie jak i wiedział, że teraz dla Harry'ego to jego potrzeba była najważniejsza. Zwykle bił rekordy w czasie w jakim doprowadzał go na szczyt i tym razem może nie było to najszybsze obciąganie od kiedy byli razem, ale i tak zaliczał je do wyjątkowo szybkich. Kilkanaście ruchów później dochodził już w dół gardła bruneta.

Harry wyprostował się, ocierając usta wierzchem dłoni i nie czekając nawet na to, by trochę doszedł do siebie, zaatakował wąskie wargi, wślizgując się językiem do środka.

- Twój smak jest coraz lepszy. - oświadczył z ustami tuż przy tych jego. - Już nie muszę jeść czekolady na osłodę. - zachichotał.

Tak, Harry'emu kilka razy zdarzyło się zjeść kostkę czekolady, by zatuszować jego słony smak.

- Jesteś takim idiotą. - wydusił, zasysając dolną wargę chłopaka.

- Ale Twoim.

- Moim. - potwierdził. - Odwdzięczę się jak dojedziemy do domu. - jeszcze raz ucałował krótko pełne wargi, zapiął guzik od spodni i ruszył w dalszą drogę z dłonią na udzie Harry'ego, który przez całą drogę bawił się jego palcami, nucąc pod nosem piosenki z ich płyty.

Dwadzieścia minut później skopywał już buty z nóg w niewielkim holu rodzinnego domu i ciągnąc bruneta za rękę, weszli do salonu. Bliźniaczki Daisy i Phoebe, Fizzy, jego mama i ojczym, którego właściwie traktował bardziej jak kumpla niżeli ojczyma, siedzieli w pomieszczeniu oblegając telewizor. Byli tym tak zajęci, że gdyby nie Harry, który postanowił ujawnić ich obecność, prawdopodobnie nawet by tego nie zarejestrowali.

- Jesteście! - ucieszyła się Jay. - Głodni?

Posłał pytające spojrzenie Harry'emu, ale on jedynie pokręcił głową.

- Nie bardzo, pójdziemy na górę.

- Jeśli jednak zmienicie zdanie to w piekarniku jest zapiekanka! - zawołała za nimi.

Od razu po wejściu do pokoju z rozpędu rzucił się na łóżko i przeturlał na plecy tylko po to by zostać brutalnie przygwożdżonym do materaca przez Harry'ego.

- Nie ważysz pięciu kilo Ty mała cholero. - skrzywił się, rozmasowując bolące żebra w czasie gdy brunet usadawiał się na jego biodrach.

- Przepraszam. - wydął dolną wargę, wkradając się dłonią pod koszulkę, pocierając zranione miejsce. - Musisz rozwiązać ten problem. - spojrzał wymownie na swoje krocze.

- Przyznaj się, że jesteś ze mną tylko dla tego wspaniałego obciąganka. - westchnął, układając dłonie na jego udach.

- Cóż.. - uśmiechnął się szeroko - .. być może nie jesteś daleko od prawdy.

- Mały gnojek. - prychnął, przyciągając go za kark do pocałunku.

- Niedługo Cię przerosnę, Boo Bear.

Jęknął niezadowolony słysząc to przezwisko. Kiedy już wytłumaczył mamie, żeby nie mówiła do niego w ten sposób, bo przecież kończył za dwa miesiące dwadzieścia lat i nazywanie go tak było zupełnie nie na miejscu, Harry podłapał temat. A z nim nie było tak łatwo.

- Chcesz to obciąganko czy nie? - uśmiechnął się łobuzersko. - Bo jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie w ten sposób to przez następny miesiąc będziesz musiał zaspokajać się własną ręką.

- Kogo chcesz przestraszyć, Lou? - parsknął. - Nie utrzymałbyś tych brudnych rączek przy sobie. - wyprostował się, podciągając do siadu również i jego. - Chodźmy wziąć prysznic, póki Twoje siostry nie oblegają łazienki.

Wywrócił oczami nie komentując wcześniejszych słów, bo to była sama prawda i obaj doskonale o tym wiedzieli. Za bardzo lubił dotykać Harry'ego. Po za tym możliwe, że zdążył się uzależnić od dźwięków, które wydawał.

Kiedy weszli do kabiny prysznicowej nie tracił czasu od razu przypierając chłopaka do kafelek. Oplatając go jedną ręką w talii, przyssał się do wrażliwej skóry na szyi, stopniowo schodząc z pocałunkami w dół, dopóki nie opadł na kolana, trącając nosem wnętrze ud. Harry odczytał ten ruch bezbłędnie, lekko rozsuwając nogi tak, że mógł spokojnie zostawić w tamtym miejscu kilka drobnych śladów. Wiedział, że brunet lubił grę wstępną dlatego omijał jego sterczącego już penisa szerokim łukiem, składając pocałunki na podbrzuszu, przenosząc obie dłonie na tył ud i pocierając je, wreszcie przejechał językiem po całej długości w między czasie zerkając w górę. Nie zobaczył zbyt wiele oprócz poruszającego się w seksowny sposób jabłka Adama, bo chłopak opierał tył głowy o kafelki. Dopiero gdy szarpnął za nasadę penisa, spojrzał w dół. Wyglądał gorąco i niewinnie jednocześnie. Te dwie rzeczy prawdopodobnie się wykluczały, ale według niego Harry właśnie taki był. I zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy.

Uśmiechnął się zadziornie w tym samym czasie w którym dłoń chłopaka powędrowała do jego włosów, przeczesując je w tył. Przez cały czas utrzymywali ze sobą kontakt wzrokowy, nawet wtedy gdy wreszcie otoczył go ustami, wykonując pierwsze ruchy.

Trzy minuty wystarczyły by zrobić z bruneta kompletny, jęczący bałagan i doprowadzić go na szczyt, a widząc, że ledwo stoi na drżących nogach, objął go szczelnie ramionami składając na ramionach i szyi delikatne pocałunki.

- A teraz umyj mnie i zanieś do łóżka. - wymamrotał.

Zaśmiał się, ale kim byłby gdyby tego nie zrobił?

Piętnaście minut później wyniósł chłopaka na rękach z łazienki mając nadzieje, że po drodze do pokoju nie natrafi na żadną ze swoich sióstr. Szczególnie, że mieli na sobie jedynie przepasane wokół bioder ręczniki. Całe szczęście na korytarzu nie było nikogo, a gdy przekroczył próg pokoju od razu przekręcił kluczyk w drzwiach. Starał się o tym nie zapominać od momentu w którym Daisy wraz z Phoebe postanowiły wpaść do jego pokoju z samego rana i ściągnąć z nich kołdrę. Pech chciał, że zwykle obaj sypiali nago, więc dziewczynki były nieco tym faktem wstrząśnięte. Tym bardziej, że Harry spał praktycznie na nim. Nawet Jay kazała im zamykać pokój jeśli mają zamiar wyprawiać niemoralne rzeczy.

Ułożył Harry'ego na łóżku w między czasie pozbywając się ich ręczników i okrywając po samą szyję kołdrą, chociaż nie sądził by chłopakowi było zimno skoro leżał na nim całym ciałem.

- Zmęczony? - zapytał, przeczesując karmelowe, wilgotne kosmyki.

- Trochę.

- Więc śpijmy. - zepchnął go z siebie tylko po to by przekręcić się na bok, wtulając w jego bok. - Dobranoc. - uniósł podbródek domagając się ich już tradycyjnego buziaka przed snem, którego oczywiście dostał.

- Dobranoc, Curly. - wyszeptał.

Przebudził się niewiele później jak zaobserwował. Wciąż było ciemno, więc musiał być środek nocy. Przez chwilę zastanawiał się co tak właściwie było powodem jego pobudki, aż w końcu pokój rozświetliła błyskawica i wszystko stało się jasne. Nie czując przylegającego do jego pleców Harry'ego, przeturlał się na drugi bok i wyciągając rękę, próbował namierzyć ciało bruneta, ale miejsce obok było puste. I nawet jeśli był środek nocy, a on ledwo kontaktował to ten fakt był na tyle niepokojący, że uniósł się na łokciach, rozglądając po ciemnym pokoju. Dopiero gdy rozświetliła go kolejna przecinająca niebo błyskawica dojrzał zupełnie nagiego Harry'ego siedzącego na parapecie ze wzrokiem wbitym w okno.

- Co Ty tam robisz? - odezwał się sennie. - Przecież boisz się burzy.

Brunet od razu przekręcił głowę w jego stronę, posyłając mu mały uśmiech.

- Nie, kiedy jesteś obok.

Leniwy uśmiech rozprzestrzenił się na jego twarzy, kiedy opadał plecami na poduszki i podciągając kołdrę pod samą szyję, jedną rękę podłożył pod głowę, nie spuszczając zaspanego spojrzenia z bruneta. Tak jakby to, że był tuż obok cokolwiek zmieniało. Nie był piorunochronem, chociaż dla Harry'ego właściwie mógłby nim być. Mógłby być kimkolwiek chłopak tylko sobie zapragnie. Być może wpadł zbyt głęboko, ale to mu nie przeszkadzało. Nie, póki wszystko było między nimi tak, jak powinno być.

Harry wyglądał fascynująco z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej, rozświetlany przez coraz to częstsze błyskawice i głośniejsze grzmoty jakby burza dopiero co się zbliżała. Prawdopodobnie tak właśnie było.

- Wracaj tu do mnie, kretynie. - poprosił, zapraszająco unosząc kołdrę. - Zimno mi.

- Wiesz, że nie będę potrafił zasnąć póki ta burza się nie uspokoi. - oznajmił, ale i tak odepchnął się od parapetu i wślizgnął pod pościel, którą wciąż dla niego trzymał.

- Wiem. - przytaknął, gdy chłopak wtulił się w jego ciało, nosem pocierając o obojczyk. - Trzęsiesz się. - zauważył, pocierając dłonią plecy bruneta.

- Bo się boję. - zachichotał. - Po za tym błyskawice są fascynujące. - dodał, wciskając nogę między te jego. - Jest w tym trochę tajemniczości, nie sądzisz?

- Nie jestem pewny co sądzę o tym w środku nocy. - wymamrotał, przymykając wciąż zmęczone powieki. Czuł się jakby nie przespał nawet dwóch godzin. - Powiem Ci jutro, kiedy mój mózg zacznie pracować choć trochę normalnie. - dodał, przesuwając nosem po ciemnych lokach.

- Okej. - zgodził się, wzdychając cicho. - Mam ochotę na herbatę. I zapiekankę Twojej mamy.

- Harry jest jakaś druga w nocy. - jęknął.

Mógł właściwie się tego spodziewać. Brunet często budził go w samym środku nocy jedynie po to, żeby zrobił mu herbatę, bo sam był zbyt leniwy by zejść na dół. Ale jeść w nocy jeszcze mu się nie zdarzyło. To właściwie on był tym, który czasem budził się tylko po to by zaspokoić swój głód, ale zwykle był to kawałek batona, które zwykle wrzucał do szuflady szafki nocnej i kiedy Harry się o tym dowiedział i w jego szafce znajdował batoniki lub czekoladę.

- Proszę? - uniósł głowę i gdyby nie błyskawica, nie zauważyłby spojrzenia, którym go obdarował.

Już wiedział, że jest przegrany.

- Nie cierpię Cię. - wymamrotał.

Niezadowolony, podniósł się do siadu i skrzywił gdy tylko nagie stopy dotknęły chłodnych paneli podłogowych. Z na w pół przymkniętymi powiekami doczłapał do swojej szafy, wyjmując z niej jakiekolwiek spodnie dresowe, które okazały się być przydługie co oznaczało, że należały do Harry'ego. Ignorując ciche 'dziękuję', wyszedł z pokoju kierując się na dół. Prawie spadł ze schodów, ale to również zignorował tylko raz klnąc pod nosem. Włączył czajnik elektryczny, odszukał ulubiony kubek bruneta, a kiedy czekał aż kawałek zapiekanki podgrzeje się w mikrofali, prawie zasnął na stojąco. Cichy dźwięk urządzenia wyrwał go jednak z tego pół snu. Gdy wszystko było już gotowe, ruszył z powrotem na górę starając się nie potknąć i nie wylać na siebie wrzątku, co na szczęście mu się udało. Ostatnim razem, kiedy robił chłopakowi herbatę o tak nieprzyzwoitej godzinie, potknął się o własne nogi i wylał ją na ścianę. Teraz jednak bezpiecznie dotarł do pokoju, uważnie stawiając każdy krok by nie potknąć się o coś, co zalegało na podłodze i odstawił naczynia na szafkę nocną od razu włączając lampkę, która poraziła go w oczy na tyle mocno, że zatoczył się w tył, opadając tyłkiem na łóżko. A wszystko przy akompaniamencie śmiechu uszczęśliwionego z powodu zapiekanki i ulubionej herbaty bruneta. To również zignorował będąc zbyt śpiącym na integrację z tym sadystą. Przeczołgał się jedynie przez ciało chłopaka, który poprawiał swoją pozycję by oprzeć się o wezgłowie łóżka i zanurkował pod kołdrą, głowę układając na szczupłym brzuchu Harry'ego, rękę przerzucając przez jego ciało. To nie była najwygodniejsza pozycja na świecie, ale będąc tak bardzo śpiącym - zasnąłby w każdej. Tyle, że zapach zapiekanki był zbyt kuszący, więc w końcu z wciąż zamkniętymi oczami, uniósł głowę i rozchylił usta w których już po chwili wylądował widelec mięsa mielonego z ziemniakami i serem, choć był pewny, że zapiekanka była również z warzywami. Zamruczał z zadowoleniem, ponownie przyciskając policzek do ciepłego brzucha chłopaka.

- Twoja mama jest genialna. - westchnął, odkładając z pewnością pusty już talerz na szafkę nocną, co zarejestrował tylko po odgłosie.

- Wiem. - wymamrotał, krzywiąc się, kiedy Harry obniżył swoją pozycję, bo to oznaczało, że musiał się na chwilę odsunąć. Zaraz potem jednak wczepił się w ciało chłopaka, przekręcając go w swoją stronę tak, by leżeli twarzami do siebie. Na tyle blisko, że ich czoła prawie się ze sobą stykały. Teraz to on wcisnął nogę między te bruneta, jedno ramię wsuwając pod szyje chłopaka, drugie owijając wokół szczupłego ciała, dłoń zostawiając gdzieś na pośladku. - Śpij.

- Wciąż grzmi. - szepnął, drapiąc jego kark, od czasu do czasu wplątując długie palce w karmelowe włosy.

- Będę Twoim piorunochronem. - uniósł podbródek, przekręcając go kilka razy w sposób przez który ich nosy ocierały się o siebie po czym kilka razy musnął malinowe wargi, choć były to raczej drobne, pojedyncze cmoknięcia. - Przy mnie jesteś bezpieczny, parówko.

- Wiem. - zachichotał.

- Więc śpij. - po raz ostatni ucałował pełne usta, mocniej przyciskając go do swojego ciała.

Prawda była taka, że choć tak bardzo chciało mu się spać to nie zasnął, póki nie był pewny, że Harry zrobił to jako pierwszy. 

Od autorki: No to lecimy z tym. ;)

Rozdział wprowadzający, musiałam w nim zawrzeć kilka podstawowych rzeczy, żebyście wiedzieli co i jak, więc trochę wieje nudą, ale już wspominałam, że to nie będzie nie wiadomo co. Mimo wszystko - jak wrażenia?

Nie wiem co ile będą pojawiały się rozdziały, ale myślę, że nie częściej niż co pięć dni, a to dlatego, że rozdziały są długie, a ja jeszcze nie skończyłam tej historii. 

पढ़ना जारी रखें

आपको ये भी पसंदे आएँगी

137K 5.3K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
42.2K 4.1K 22
„Nawet zagubione w ciemności, moje serce Cię znajdzie" © cxrls_ | Larry Stylinson Tłumaczenie niemieckiego fanfiction. Zgoda na tłumaczenie zos...
37.3K 2K 10
w którym harry nie ma pojęcia o tym, co planuje louis. oryginał: saystylinson tłumaczenie: lukeyismyhero
7.2K 772 4
Louis spotyka Harry'ego na moście. Oboje planują skoczyć. Lecz decydują się zaczekać tylko tą jedną noc. Okazuje się, że czas jest naprawdę ważny. L...