THE FIREFIGHTER [yoonseok]

By cinnamjoon

96.6K 9K 3.3K

Yoongi, były dowódca głównej seulskiej jednostki straży pożarnej, przeprowadza się do miasta portowego Gunsan... More

2. But dude, you have PTSD
3. We all are experiments
4. I couldn't predict that
5. For fuck's sake, do you want to kill him?
6. And sometimes, he would just look at them
7. The Shark slowly started to lose its teeth
8. You believe me, right?
9. There are so many good things out there
10. He couldn't explain why he got so concerned
11. Why were you avoiding me?
12. Are you still salty about that kiss?
13. You killed my brother, so now I am going to kill you, too
14. He didn't like looking at his son
15. It makes me feel as if you'll never come back to me
16. He felt like a lost puzzle piece
17. Minwoo? Oh, you meant that burnt body? Three meters underground?
18. You... Minwoo... You loved him very much, didn't you?
19. You smoke, right? You'll feel like on cloud nine then
20. You said you love him. And I don't like it
21. I'm begging you to let me go
22. His name was Minwoo. And he's dead
23. What's on your mind, Mr. Min?
24. Are you happy?
25. I love you, what don't you fucking understand?
26. You know what's the date today, right?
27. Okay?
28. Guess I can't buy you a drink just yet. You've got to leave
29. Last time you threw a tangerine at Namjoon, remember?
30. Too hot
31. Look! He's got a robot leg!
32. Let's toast to the unknown (fin.)
podziękowania.

1. It is not a fashion show

6.7K 371 145
By cinnamjoon

Yoongi wyszedł z pociągu, a jego oczom ukazał się niewielki peron na stacji końcowej w Gunsan. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, a za sobą ciągnął niewielką walizkę z całym dobytkiem jaki posiadał. Nie mógł zabrać mebli ani sprzętów ze starego, służbowego mieszkania, więc zostało mu tylko parę ubrań, bielizna, jakieś drobiazgi, jeden ręcznik i laptop. Swój ulubiony mundur też musiał zostawić, przez co nie wyglądał i zdecydowanie nie czuł się zadowolony. Nawet fakt, że po podróży w dusznościach nabrał w końcu w płuca świeżego powietrza nie dodawał mu otuchy.

Przeszedł przez budynek stacji, a kilka par oczu spoczęło na nim na dłuższy moment. Inni przyjezdni nie wzbudzali tak wiele kontrowersji, ale to nie dziwne. Yoongi, jego ostrzyżone krótko włosy i wytatuowane ręce zdecydowanie rzucały się w oczy – szczególnie, że na tej lewej czarne tatuaże mieszały się brzydko z rozległą blizną, sięgającą od nadgarstka aż po połowę ramienia. Niezbyt przejmował się jednak nadmiernym zainteresowaniem, przecież i tak nikt go tam nie znał. Było mu wszystko jedno.

Przed budynkiem czekała już na niego taksówka, którą zamówił chwilę wcześniej, jeszcze będac w pociągu. Zamachał ręką do kierowcy, a ten podjechał bliżej na parking i zatrzymał się tuż przy nim. Yoongi otworzył sobie bagażnik, zdjął z pleców plecak i wrzucił go do środka wraz z walizką. Uderzyła o wyłożone brzydką, szarą tapicerką wnętrze, a jej zawartość załomotała głośno.

— Dokąd? — taksówkarz zapytał krótko, gdy Yoongi usiadł z tyłu na miejscu dla pasażera.

— Schinchang, budynek numer siedemnaście — mruknął. — Poczeka pan tam na mnie chwilę, później zawiezie mnie do remizy strażackiej, tej głównej.

Kierowca mruknął coś tylko sam do siebie, ale kiwnął głową twierdząco i nacisnął gwałtownie pedał gazu.

Taksówka ruszyła spod stacji. Przez chwilę było w niej naprawdę cicho. Nawet radio nie grało, jedynie klimatyzacja szumiała gdzieś w tle.

— Um... Więc, do remizy? Jest pan strażakiem?

— Tak — mruknął. — Ale nie chcę o tym rozmawiać. Proszę po prostu dowieźć mnie tam, gdzie trzeba. — Zaplótł ręce na piersi i zaczął rozglądać się po chodnikach i ulicach, które mijali w czasie podróży.

Spał trochę w pociągu i nadal jeszcze się nie rozbudził. Oczy same mu się zamykały, ale ze wszystkich sił starał się utrzymać je otwarte. Upartość była jedynym, co mu wtedy pozostało. Gdyby nie ona, to zrezygnowałby ze wszystkiego, nigdy nie wsiadłby do tamtego pociągu i nie opuściłby Seulu. Nie próbowałby nic nikomu udowodnić. Przez nią jednak ciągle trzymał się na tym jedynym włosku, który łączył go ze starym światem i życiem, którego nigdy nie spodziewał się utracić. Patrząc na to z boku można by stwierdzić, że właśnie ta upartość była też jego fatalną skazą. Zadrą w oku. Achillesową piętą.

— Był pan wcześniej w Gunsan? — taksówkarz próbował ponownie do niego zagadać, ale Yoongi przymknął oczy udając, że faktycznie śpi.

Nie miał ochoty na rozmowy. Niestety, tym sposobem było mu jeszcze trudniej utrzymać swój umysł na jawie. Skończyło się na tym, że przysnął i obudził się dopiero na Schinchang. Wysiadł z taksówki i wyjął walizkę z bagażnika. Dał taksówkarzowi pieniądze za dotychczasowy przejazd i szybko wszedł do niewielkiego, trzypiętrowego bloku mieszkalnego. Wszedł na ostatnie piętro i odnalazł swoje mieszkanie. Obdrapana, metalowa cyferka dwanaście wisiała na drzwiach niezbyt dumnie, a korytarz już sam w sobie nie wyglądał zbyt ciekawie. Mimo wszystko Yoongi odszukał w kieszeni spodni klucze do mieszkania i przekręcił je w zamku. W środku wszystko wyglądało nie lepiej, niż na zewnątrz. Skrzywił się i przeklął pod nosem. Zamknął za sobą drzwi, po czym nawet nie zdejmując butów wszedł do salonu i zostawił na jego środku walizkę.

Obrócił się dookoła własnej osi i wziął głęboki oddech. Powietrze pachniało wilgocią i starością farb na ścianie. Metraż mieszkania nie zachwycał, brakowało mebli i było przeraźliwie pusto. Kuchnia oprócz lodówki i kuchenki nie miała nawet kranu przymocowanego do zlewozmywaka.

— Nikt mi nie mówił, że remont jest w pakiecie — warknął, ale odliczył w myślach do dziesięciu, przetarł twarz dłońmi i stwierdził, że ostatnie czego mu teraz potrzeba to puszczanie wolno własnych nerwów.

Otworzył jedno okno w salonie żeby przewieyrzyć pomieszczenie i zmarszczył nos.

Wyszedł z mieszkania, zostawiając w nim tylko walizkę. Zamknął je na klucz i szybkim krokiem wrócił do taksówki.

— To jak, do remizy, czyż nie? — Kierowca odpalił silnik.

— Mhm — odparł i zapiął pasy.

— To będzie trochę daleko, ale dam panu zniżkę. Nie często wożę tak ciekawych przyjezdnych jak pan. Skąd pan jest? Z Seulu?

— Mhm — powtórzył się, postanawiając więcej nie ignorować swojego rozmówcy, aby nie wyjść na gburowatego i niemiłego.

Wprawdzie i tak nie brzmiał jak najsympatyczniejszy człowiek na świecie, ale przynajmniej nie udawał, że nie usłyszał pytania.

— Dobrze pan trafił! Nasza jednostka strażacka jest jedną z najlepszych w kraju. Mój szwagier był tam kiedyś dowódcą — powiedział z dumą, wjeżdżając niezbyt ostrożnie na skrzyżowanie.

Yoongi chwycił się uchwytu nad głową.

— Doprawdy? — zapytał drżącym głosem, przełknął ślinę i bezwolnie przylgnął ramieniem do szyby w drzwiach.

— Tak. Niestety, zginął w pożarze, lata temu. Ale odważny był z niego facet. Rozsądny przy tym. — Kiwnął głową jakby sam do siebie. — Duma rodziny. Pan też musi być dumą swojej.

Czas na moment się zatrzymał, a przed oczami Yoongiego pojawiły się obrazy z tamtego dnia, który ciągle siedział mu głęboko w umyśle. Nie było już wprawdzie tak źle jak kiedyś, ale czasami łapał się na tym, że wyłączał się ze świata tylko po to, by wrócić do przykrych wspomnień. Niczym ostatni głupiec.

Zacisnął dłonie w pięści i spojrzał na swoją lewą rękę. Blizna zaczęła go szczypać, a przed oczami znowu widział otaczające ją drobne, tańczące zdradziecko języki ognia. Potrząsnął głową. Już nie pamiętał jak wyglądały tatuaże, które kiedyś na niej miał. Był tylko ogień.

— Jak ma pan na imię? — taksówkarz nie dawał za wygraną i nadal z ogromnym uśmiechem na twarzy inicjował głupią, bezsensowną gadkę.

— Min Yoongi — odpowiedział krótko, ciągle wlepiając wzrok w swoją lewą rękę.

Był z lekka nieobecny, więc postanowił jednak z nieco większym zaangażowaniem włączyć się w niewygodną rozmowę, chociażby po to, żeby wyrwać się ze swoistego letargu.

— Cóż, panie Min Yoongi. Prawie jesteśmy na miejscu.

— Już? — wyrzucił z siebie zdziwiony, otworzył szeroko oczy i odwrócił głowę w stronę przedniej szyby.

— Jedziemy już od dziesięciu minut. Bardzo długo pan milczał.

— Oh, faktycznie — szepnął.

— Nic nie szkodzi. Podróż musiała być męcząca. — Uśmiechnął się i znowu skręcił tak gwałtownie, że ciało Yoongiego bezwładnie uderzyło o drzwi.

Syknął z bólu, a gdy samochód zahamował bardzo szybko odpiął pas. Cieszył się, że może opuścić samochód. Wysiadł na zewnątrz i rozejrzał się po sporym, betonowym podjeździe i wielkim budynku remizy. Cztery garaże dumnie prezentowały się na dolnej kondygnacji, w tym dwa otwarte, ukazując nowoczesne wozy strażackie, których czerwony lakier lśnił w prażącym z lekka słońu. Kilku strażaków krzątało się w okolicy remizy bez koszulek, mokrzy od potu i upału. Było tam naprawdę, naprawdę ciepło.

Bagażnik zaskrzypiał, gdy Yoongi wyjął z niego plecak. Rozsunął go i po krótkim zastanowieniu narzucił na swoje plecy bluzę, którą w nim trzymał. Wiedział, że najpewniej będzie mu bardzo gorąco. W tamtym momencie jego blizna zaczęła mu jednak przeszkadzać. Był pewien, że cała remiza już wiedziała kim jest, dlaczego tam jest i co się z nim stało. Nie chciał nikomu podawać swoich słabości jak na tacy.

Z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię podszedł do przednich drzwi. Wyjął z kieszeni spodni pieniądze i podał je taksówkarzowi.

— Dziękuję. Reszty nie trzeba — mruknął wiedząc, że dał mu więcej, niż wskazywał taksometr.

Trzasnął drzwiami nieco zbyt mocno, ale taksówkarz bez większej reakcji odjechał, prawie uderzając autem o otwarte drzwi bramy. Yoongi poprawił okulary na nosie i ruszył w stronę remizy. Gdy zbliżał się do garaży strażacy wlepili w niego wzrok, ale nie odezwali się ani słowem. Czuł się jak intruz, chociaż tak naprawdę był na terenie, który znał najlepiej.

Dlatego też nie czekał na jakąś powitalną delegację czy inne zaproszenie. Po prostu wszedł do środka, przybierając na twarzy pełny pewności siebie wyraz.

W remizie wiało chłodem. Betonowe ściany garaży były zimne, co pomagało uporać się z upałem. Po prawej stronie było widać dużą tablicę korkową i otwarte drzwi na siłownie, a kręcone schody w kącie prowadziły prawdopodobnie do części na piętrze, w której strażacy zwykle oczekiwali na wezwanie. Dochodził z niej największy gwar. Yoongi zaczął się po nich wspinać, ale na szczycie ktoś zasłonił mu drogę.

— Min Yoongi? — Wysoki mężczyzna o rozczochranych włosach zmierzył go wzrokiem.

Miał na sobie biały podkoszulek, czarne, luźne spodnie z szelkami, a jego umięśnione ramiona napięły się, gdy zaplótł ręce na piersi.

— Tak. — Poprawił plecak na ramieniu i nasunął okulary na czubek głowy. — Znamy się?

— Czekaliśmy na ciebie. — Zrobił mu przejście na schodach, a Yoongi niepewnym krokiem wszedł na górę.

Przy stole na środku pomieszczenia siedziało kilku strażaków, którzy rozmawiali między sobą grając w karty. Z boku znajdowały się drzwi do szatni, łazienek i pokoju sypialnego. Remiza jak każda inna. Nieco mniejsza niż ta w Seulu, ale bardzo podobna. Yoongi robił w głowie notatki.

— Mogę poznać dowódcę jednostki? — zapytał od razu, chcąc przedstawić się przełożonemu najszybciej jak tylko mógł.

— Nie ma go dzisiaj na służbie. Ale jest kapitan Jung, tylko bierze prysznic. Pracował przy wozie, a ubrudził się tak, jakby ktoś zanurzył go w smarze po uszy. Nie mam pojęcia, jak on to robi. — Chłopak, który zagrodził mu drogę cały czas stał przy nim i mierzył go wzrokiem. — Aspirant Kim Namjoon. — Podał mu rękę.

— Kapitan Min Yoongi — odparł i uścisnął jego dużą dłoń. — Miło mi.

— Mogę ci pokazać twoje miejsce w szatni. Są tam już–

— Namjoon. — Drzwi do łazienki otworzyły się, a w ich progu stanął średniego wzrostu, lekko przygarbiony w okolicy karku facet w samych bokserkach. — To nie twoja broszka. Podaj mi spodnie, ja się nim zajmę.

Woda ściekała po jego ciele, włosy też miał mokre. Patrzył na twarz Yoongiego całkiem przyjaźnie, ale z widocznym dystansem. Nie wyglądał na kogoś, z kim bardzo łatwo się dogadać.

Namjoon wywrócił oczami, podniósł spodnie przewieszone przez jedno z krzeseł przy stole i rzucił je w stronę chłopaka, który złapał je i spojrzał na niego ze złością.

— Dzięki — mruknął i ubrał się w nie w ekspresowym tempie, przy okazji niepostrzeżenie zapinając suwak i guziki przy rozporku.

Widać, że dobrze trzymał się żelaznej zasady "Bądź jak najszybszy, jednocześnie będąc jak najdokładniejszym." Yoongi spoglądał na niego z podziwem.

— Jestem Jung Hoseok. Kapitan. A pan elegancik, to musi być starszy kapitan Min Yoongi? — Podszedł do niego i zdjął mu okulary z głowy. — To nie rewia mody.

Podziw momentalnie wyparował. Yoongi wyrwał mu swoje okulary z dłoni i zawiesił na kołnierzu koszulki.

— Widzę, że faktycznie mnie tu oczekiwaliście.

— Jeszcze nigdy nie cofnęli tu nikogo z Seulu. Jestem po prostu zainteresowany — mruknął. — Coś przeskrobałeś, czy po prostu nie wyrabiałeś się przy pracy?

Yoongi zmarszczył czoło zaskoczony. Był pewien, że dowódca jego wcześniejszej jednostki dokładnie wyjaśnił wszystkim tutaj sytuację. Widocznie było inaczej. Przygotował się już mentalnie na swego rodzaju ostracyzm, ale nic takiego nie nastąpiło. Zdawało się, że zaczyna z czystą kartą. Tak czystą, że trochę go to przerażało. Nie dał jednak tego po sobie poznać.

— Chciałem odpocząć od stolicy i zmienić otoczenie. To wszystko — mruknął. — Mogę zobaczyć szatnię? I mundury? — wrócił do wcześniejszego tematu, a Hoseok kiwnął tylko głową.

Odwrócił się jednak na pięcie w stronę swoich kolegów, a Namjoon jak na zawołanie stanął niemalże na baczność.

— Jakby coś się działo, to od razu kurwa do wozu, nie czekać na mnie jak ostatnio. — Hoseok spojrzał na niego ostrym wzrokiem. — I pilnuj Briana. Znowu szwenda się gdzieś przy garażach. Łapy pchają mu się gdzie nie trzeba.

— Tak jest — westchnął i zbiegł po schodach. — Brian, jeżeli znowu dotknąłeś choćby śrubokręta, to wyrwę ci obie dłonie! — krzyknął przy tym, a Hoseok zaśmiał się pod nosem.

Yoongi skrzywił się lekko, ale nie skomentował. Udał się za to za nim w ciszy, obserwowany przez resztę strażaków siedzących przy stole. Nie przerywali gry w karty, ale co chwila łypali na niego wzrokiem.

Żółte światło żarówki przy suficie odbijało się od ścian szatni, do której Yoongi wszedł raczej bez większych oczekiwań. Kilkadziesiąt szarych szafek, jedna umywalka i małe okienko przy suficie. Typowo, nic szczególnego, ale też nic jakoś specjalnie niezadowalającego.

— Numer siedem. — Hoseok wskazał na lekko wygiętą szafkę po prawej stronie. — Twoja szafka.

— Siedem? — Yoongi zacisnął wargi. — Musi być siedem?

— Co to w ogóle za pytanie? Nie ma wyboru. Bierzesz, albo trzymasz ciuchy na podłodze. — Wzruszył ramionami i przeczesał dłońmi swoje wilgotne włosy. — Jedynie kask i kurtka na wyjazdy zostają na dole, w garażu. Później powiem ci, które są twoje.

Spuścił wzrok na krótką chwilę, ale Hoseok akurat wtedy wlepił swój w jego twarz. Gdy podniósł go z powrotem, ich oczy się spotkały. I było to dla Yoongiego jedno z dziwniejszych doświadczeń tamtego dnia. Próbował odwrócić głowę, ale nie był w stanie. Jakieś niewidzialne dłonie trzymały go za szyję i nie pozwalały ruszyć nią nawet o milimetr.

— Siódemka. I już — Hoseok mruknął i w końcu przestali na siebie patrzeć.

Chwycił kluczyk leżący na szczycie szafek i otworzył tą wykrzywioną. W środku wisiały dwa mundury – jeden ciemno granatowy, drugi moro.

— Nasza jednostka to też jednostka wojskowa, ale to pewnie już wiesz. Czeka cię szkolenie, ale to najprawdopodobniej we wrześniu. Teraz jest za gorąco — mruknął. — Naszywki z nazwiskiem już są na miejscu. Prawy rękaw i przednia kieszeń na piersi. Ten mundur — wskazał na granatowy — to wersja letnia. Krótki rękawek, standardowe spodnie i kurtka. Zimowa ma dłuższy rękaw przy koszulce i nieco grubszy materiał. Dostaniesz ją, jeśli wytrzymasz u nas do listopada. — Puścił mu oczko.

— Wiem, jak wygląda mundur — Yoongi westchnął, chociaż, będąc zupełnie szczerym, nie miał żadnego na sobie od kilku miesięcy.

— W to nie wątpię. Ale takie procedury. — Zamknął szafkę i podał Yoongiemu klucz. — Grafik jest na tablicy przy wejściu do siłowni. Jutro masz dwunastkę, jeżeli dobrze pamiętam. Zrób sobie zdjęcie, żeby nie zapomnieć. I bądź na czas. O piątej rano trening. Ustawiłem sobie zmiany podobnie do twoich, żeby trochę wdrożyć cię w nasze życie. To tyle. Resztę procedur znasz, prawda? W Seulu chyba was uczą.

— Czemu tak bardzo ze mnie kpisz?

Nastała niezręczna cisza. Hoseok zmrużył oczy, ale nie odpowiedział. Minął Yoongiego bez żadnej reakcji i podszedł do własnej szafki, której nie zamykał na klucz. Jego plecy były przyozdobione kilkoma mniejszymi i większymi bliznami, które nie rzucały się aż tak w oczy. Yoongi nie miał jednak okazji dłużej się im przyjrzeć, ponieważ Hoseok wyjął koszulkę i naprawdę szybko narzucił ją na siebie. Szelki od spodni naciągnął na ramiona i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.

Yoongi spojrzał na klucz w swojej dłoni i ścisnął między palcami brelok z dużą, czerwoną siódemką. Znowu poczuł szczypanie w bliźnie. Tym razem jednak zignorował je, zdjął plecak i otworzył szafkę z powrotem. Zapakował letni mundur i na chwilę przysiadł na ziemi. Plecak ledwo się dosunął.

— Wracamy na stare śmieci, ha? — zapytał sam siebie i spojrzał na szary sufit. — Równie dobrze mógłbym sobie wpakować kulkę w łeb — zażartował bez humoru i wstał z podłogi.

Otrzepał się z kurzu i wyszedł z szatni, mijając wszystkich bez słowa. Zszedł po schodach i pomasował się dłońmi w okolicy skroni. Na dole przy garażach minął Namjoona, siłującego się z jakimś drobnym chłopakiem, znacznie młodszym, który bezskutecznie się wyrywał. Oboje na jego widok przestali się wygłupiać i odprowadzili go w milczeniu wzrokiem.

Słońce na zewnątrz coraz mocniej prażyło, a Yoongi miał wrażenie, że remiza jest tak naprawdę czymś, co je przypominało - łudzącą bezpieczeństwem kulą ognia, od której powinien uciekać.

Nie umiał jednak tego zrobić. To tak, jakby próbować odbiec jak najdalej od własnego przeznaczenia. A on nie chciał być ignorantem. Szczególnie, jeśli chodziło o coś, co było nierozłącznie i nierozerwalnie sporą częścią jego poplątanego życia.

*

— Nie denerwuj się. To tylko głupi kran. Dasz sobie radę.

Na podłodze w malutkiej kuchni walały się śrubokręty, śrubki i wszystkie elementy od kranu, który Yoongi kupił w sklepie budowlanym po drodze do mieszkania. Stwierdził, że skoro zwykle radził sobie z każdą awarią w wozie strażackim, to i z montażem tak małej, prostej rzeczy też nie będzie miał trudności. W trakcie całego przedsięwzięcia uświadomił sobie jednak, jak bardzo się mylił.

Usiadł pod szafką z kranem w dłoni i patrzył na niego z ogromną wściekłością i nienawiścią. Położył go na ziemi obok siebie i westchnął, starając się uspokoić.

— Nigdy więcej nie wynajmę niczego w ciemno. Przysięgam, nigdy więcej. — Odchylił głowę do tyłu i wyprostował nogi, które zetknęły się z szafką naprzeciw.

Dochodziła piątą popołudniu, a on nadal nawet nie otworzył walizki. Męczył się z tym kranem pół dnia, a i tak nic z tego nie wyszło. Nigdy jeszcze nie przeprowadzał się dalej niż w obrębie stolicy, ale już tego nienawidził. Gunsan nie wywarło na nim dobrego, pierwszego wrażenia.

Finalnie poddał się i wyjął z plecaka mundur, który rozwiesił w miarę równo na samotnym fotelu stojącym w salonie, tuż obok rzuconej na ziemię walizki. Przyjrzał się mu chwilę i wyjął z kieszeni telefon. Otworzył notatnik i zaczął pisać sobie własną listę rzeczy do zrobienia, przygryzając w skupieniu dolną wargę.

— Deska do prasowania i żelazko. Załatwić internet. Kupić pościel i prześcieradło. Rozwiązać problem z kranem. Odmalować pokój. Zadzwonić do doktora Hana. Zrobić zakupy na obiad. — Stuknął się kilkukrotnie palcem w skroń, ale nic więcej nie przyszło mu do głowy.

Położył telefon na fotelu i spojrzał na drzwi prowadzące na balkon. Odsunął popielatą firankę, która kiedyś musiała być biała, po czym pociągnął za starą, drewnianą klamkę. Uniosła się do góry z oporem, a otwierające się, skrzypiące drzwi wpuściły do środka troszkę świeżego powietrza, niwelującego stęchliznę starej farby. Wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się po okolicy. Ludzie spacerowali, dzieciaki wracały ze szkoły nieopodal, stary, niebieski autobus mozolnie toczył się w stronę przystanku. Życie płynęło swoim tempem.

A może to czas płynął, a życie wraz z nim, bo nie miało innego wyjścia? Co czym tak właściwie steruje? To była dla Yoongiego ogromna zagadka. Gdy tylko o niej pomyślał, to nabrał ochoty by zapalić papierosa. Nie chciał jednak psuć sobie chwili kontemplacji zapachem dymu.

Nie lubił dymu, ale lubił palenie. Co czym tak właściwie steruje?

Continue Reading

You'll Also Like

25K 2K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
3.7K 271 16
Cause baby you look happier, you do My friends told me one day I'll feel it too And until then I'll smile to hide the truth But I know I was happier...
3.4K 331 10
Xiao pewnego dnia oznajmia Yibo, że chce rozwodu. Wang bez zbędnych dyskusji postanawia spełnić prośbę małżonka. I choć na zewnątrz sprawia wrażenie...
62.2K 4.6K 87
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...