Pamięć [Destiel]

By kingerspisze

7.9K 1.2K 272

Rok 2041. Od śmierci Sama i Deana Winchesterów minęło 21 lat. Castiel widział ich śmierć, jednak nie mógł nic... More

Prolog
1. Peter
2. Musi być sposób
4. Jeden sen za dużo, jedno zaklęcie za mało
5. Przepraszam, chociaż wiem, że to już nic nie znaczy
6. Powrót
7. Przeszłość się (nie) liczy
8. Nie mógłbym zapomnieć cię na zawsze
9. Musimy być ze sobą szczerzy
10. Nie potrafię
11. Zamknąłem te uczucia w otchłani podświadomości
12. Cofnąć czas
13. Nowy początek
14. Kryzys
15. Robię to dla ciebie
Epilog
Pytanie o kontynuację

3. Nie znam cię

497 76 27
By kingerspisze

Kolejne dni mijały w miarę normalnie - praca, dom, szperanie w sieci, sen...

Minął tydzień odkąd spotkał mężczyznę w beżowym płaszczu. Od tego czasu jednak ani razu go nie widział. Zaczął się nawet zastanawiać czy mężczyzna mu się nie przewidział. Bo jak ktoś mógł tak po prostu wyparować?

Postanowił więc żyć tak, jakby do tego spotkania nigdy nie doszło. Bo jak mógł rozmyślać nad czymś, co tylko go dekoncentrowało i sprawiało, że gorzej sobie radził... właściwie ze wszystkim. 

Problem w tym, że nie potrafił.

A wszystko przez te chore sny. Rozmazane jak diabli i bez głosu, a jedyne co w nich rozpoznawał to sylwetkę mężczyzny. Nawet nie znał jego imienia... Kim on był? Dlaczego się nie starzał?

- Moore, nad czym znowu myślisz?! - wydarł się szef warsztatu, widząc, że jego pracownik po raz kolejny zawiesił się nad pracą, widocznie nad czymś dość intensywnie myśląc.

Peter nie zareagował. Był tak skupiony na mężczyźnie w pokrowcu, próbując przypomnieć sobie miniony sen, który o dziwo był nieco wyraźniejszy niż pozostałe i nawet zawierał słowa...

Czuł jakby strach. Kucał nad ciałem nieprzytomnego mężczyzny, którego nie znał, a który miał wrażenie, że był mu bliski. Spojrzał na stojącego kilka metrów dalej mężczyznę. Tego samego mężczyznę, którego widział w domu sąsiadki w dniu jej morderstwa. Był może minimalnie młodszy, ale nie miał wątpliwości co do tego, kogo ma przed sobą.

- Twój przyjaciel żyje - odezwał się nieznajomy.

A więc ten starszy mężczyzna leżący na ziemi był jego przyjacielem? Na to wyglądało.

Kim więc był ten drugi, skoro najwidoczniej skrzywdził jego przyjaciela. Wrogiem? A może seryjnym mordercą i to wszystko było znakiem, aby jednak podać jego rysopis policji?

- Kim jesteś? - nawet nie wiedział, kiedy te słowa wydostały się z jego ust. 

- Castiel

Oryginalne imię...

- Tak, rozgryzłem już to. Chodzi mi raczej o to czym jesteś - znowu nie zorientował się kiedy wypowiedział te słowa.

Może to nie był sen, a wspomnienie?

Jakieś odległe. Bardzo odległe, którego nie pamiętał.

Rozejrzał się dookoła. Byli w jakimś bunkrze pokrytym niezliczoną ilością różnych symboli. Nigdy tu nie był. A jednak wydawał mu się dziwnie znajomy.

- Jestem aniołem Pana.

Dobre sobie...

- Moore! - poczuł szarpnięcie za ramię i ocknął się, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na szefa. - Co się z tobą dzieje, dzieciaku?

- Nic, Steve - zwrócił się do szefa, starając brzmieć spokojnie. - Zamyśliłem się tylko.

- Ostatnio za często ci się to zdarza.

Kilka razy dziennie, przez jakiegoś faceta, którego nawet nie znam...

- Przepraszam. To się więcej nie powtórzy - zapewnił go.

- Ostatnim razem mówiłeś to samo - przypomniał mu Steve. - I poprzednim też.

Peter skinął głową - ciężko się nie zgodzić.

- Wiem, przepraszam - odparł skruszony.

Musiał jakoś wyrzucić tego mężczyznę z głowy. I to jak najszybciej.

Poczuł dłoń szefa na swoim ramieniu i jego zmartwiony wzrok. Mimo swojej pozornej surowości i wyglądu przypominającego gangstera (masywny, łysy), Steve był dobrym człowiekiem i jeszcze lepszym szefem - dlatego Peter lubił u niego pracować. To było też jednym z kluczowych powodów, dla których zdecydował się zostać w tym miasteczku po skończeniu szkoły i nie składać papierów do żadnego college'u - tu było mu po prostu dobrze. 

- Na pewno wszystko w porządku?

Peter zagryzł wargę. Nie chciał go martwić. Ale był też kiepskim kłamcą. Dlatego wybrał odpowiedź, która była chyba najlepszym wyjściem z tej sytuacji.

- Nie jestem pewien

Steve skinął lekko głową w geście zrozumienia.

- Chcesz wziąć parę dni wolnego, żeby sobie wszystko poukładać?

Peter pokręcił energicznie głową. Chyba oszalałby w domu. Bez żadnych obowiązków, które chociaż w najmniejszym stopniu odciągały go od tych myśli.

- Wolę pracować. Mogę nawet zostawać po godzinach, bo widzę, że idzie mi dużo wolniej niż zwykle...

- Żadnego zostawania po godzinach - powiedział stanowczo Steve, przerywając chłopakowi wypowiedź. - I tak pracujesz do późna. Widać, że masz problem. Nie chcę żebyś dodatkowo katował się pracą. Jeśli to problemy w domu to...

- Nie. W domu po staremu.

- Więc o co chodzi? Sprawy sercowe?

Prawie zakrztusił się własną śliną. Wszystko tylko nie to... Brakowało mu jeszcze tego, żeby jego szef był przekonany, że się w kimś zakochał. Znał go na tyle, aby wiedzieć jak to się skończy - masą żenujących porad odnośnie podrywania i randek, wymuszeniem pokazania zdjęcia swojej wybranki... I ole skłamanie, iż chodzi o to normalnie byłoby dobrym wyjściem, to nie w tej sytuacji. Nie ze Stevem.

- Boże nie - wydusił, gdy doszedł do siebie po paru sekundach.

Steve zmarszczył podejrzliwie brwi.

- Uznajmy, że ci wierzę... - ale w jego głowie było słychać, że wcale tak nie jest.

Świetnie...

Klepnął Petera po ramieniu.

- Może nowy klient sprawi, że trochę oprzytomniejesz - stwierdził, a chłopak przytaknął i zamknął maskę auta, po czym ruszył w stronę wejścia do garażu i praktycznie zamarł widząc nowego klienta.

- To chyba jakiś popieprzony żart - powiedział przez zaciśnięte zęby, po czym podszedł bliżej mężczyzny w beżowym płaszczu, który stał niewzruszony.

- Witaj... Peter - wypowiedzenie tego imienia widocznie przyszło mu z trudem.

- Co tu robisz? - wycedził przez zęby, akcentując każde słowo. - Dlaczego nie uciekłeś z miasta? Policja ma twój rysopis...

Mężczyzna zmarszczył nieznacznie brwi.

- Nie. Nie ma.

- Skąd pewność? - zapytał unosząc jedną brew. Sposób w jaki ten mężczyzna na niego patrzył... miał ochotę mu przywalić.

- Bo wiem, że nigdy byś mnie nie zdradził, Dean. Nawet jeśli mnie nie pamiętasz.

Peter wybuchnął nerwowym śmiechem i spojrzał na mężczyznę jak na wariata.

- Po pierwsze: mam na imię Peter, nie Dean. Po drugie: nie znam cię. Nie wiem kim jesteś. Mam wrażenie, że mnie prześladujesz, więc obiecuję ci, że jeśli jeszcze raz cię zobaczę to wezmę policję i...

- Nie zrobisz tego.

W jego głosie była tak cholerna pewność... Najgorsze, że miał rację. Coś nie pozwalało Peterowi sięgnąć po telefon i zadzwonić po policję.

- Nie zrobię - przyznał, bo wiedział, że nie ma sensu się kłócić. - Co nie zmienia faktu, że mam wrażenie, że mnie prześladujesz i jestem pewien, że nie przyjechałeś tu w sprawie problemów z samochodem.

- Masz rację.

W tym momencie Peter rozłożył ręce. Miał szczerą ochotę mu przywalić, ale nie chciał robić szefowi, ani sobie, ani swojej rodzinie problemu na wypadek, gdyby ten psychol wpadł na pomysł wytoczenia procesu.

- Więc co tu kurwa robisz? - znowu wydukał. - Wynoś się.

Wyraz twarzy mężczyzny pozostał niewzruszony, co jeszcze bardziej zdenerwowało Petera.

- Albo nie - kontynuował. - Lepiej powiedz mi kim ty do cholery jesteś. A raczej czym. Znalazłem twoje zdjęcie sprzed ponad dwudziestu lat. Nie zestarzałeś się. Ludzie się starzeją.

- Masz rację, nie jestem człowiekiem.

Czy ton jego głosu musiał być tak bardzo spokojny?!

- Więc czym?! - niemal krzyknął.

- Aniołem.

- Nie no kurwa zajebiście - mruknął pod nosem i cofnął się nieco, odwracając i przecierając twarz. To nie mogło być bardziej pochrzanione.

Dzisiejszej nocy śnił o tym, że mężczyzna przedstawia mu się jako anioł, a teraz...

- Może jeszcze powiesz, że masz na imię Castiel? - burknął, nie odwracając się w stronę rzekomego anioła, który na chwilę zamilkł.

- Więc jednak mnie pamiętasz? - spytał niepewnie.

Tego było za wiele. Odwrócił się w stronę mężczyzny i pchnął go na ścianę garażu, totalnie ignorując to, że przy okazji parę narzędzi upadło na ziemię. Castiel nawet nie protestował.

- Nie pamiętam cię - powiedział ostro, przez zaciśnięte zęby, patrząc mu prosto w twarz. - Miałem tylko jeden chory sen, w którym przedstawiłeś się tym imieniem. To wszystko. O niczym nie świadczy. Nie znam cię i nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Wynoś się stąd, z mojego życia i nigdy nie wracaj.

Anioł przez chwilę coś analizował.

- Obaj wiemy, że tego nie chcesz, Dean.

- Peter - poprawił go ostro.

- Mogę sprawić, że przypomnisz sobie kim jesteś.

- Dobrze wiem kim jestem. Nazywam się Peter Moore, urodziłem się dwudziestego pierwszego maja dwa tysiące dwudziestego roku w Aspen w Kolorado. 

- To tylko część prawdy.

Peter spojrzał na Castiela zdenerwowany i zaciekawiony jednocześnie, więc anioł kontynuował.

- Peter Moore jest twoim drugim wcieleniem. Wcześniej nazywałeś się Dean Winchester. Urodziłeś się dwudziestego czwartego stycznia tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego dziewiątego roku. Byłeś łowcą. Najlepszym jakiego mógł otrzymać ten świat. Byłeś bohaterem. Miałeś brata, Sama. Byliście nierozłączni. Zrobilibyście dla siebie wszystko. Zawarłeś pakt z Lilith, żeby go wskrzesić za co rok później trafiłeś do Piekła. Poznaliśmy się osiemnastego września dwa tysiące ósmego roku, gdy wskrzesiłem cię z Piekła, ale nigdy nie pamiętałeś tamtego spotkania. Oficjalnie poznaliśmy się kilka dni później w bunkrze twojego przyjaciela Bobby'ego...

- Mam dość tych kłamstw - powiedział słabo, odsuwając się od Castiela i pocierając skroń, która rozbolała go od natłoku informacji.

- Mam sposób, abyś to sobie przypomniał. Pozwól mi sobie pomóc. Ufasz mi. Obaj wiemy, że mi ufasz.

- Wynoś się - powiedział słabo, nie podnosząc nawet wzroku na anioła. - Nie znam cię i nie chcę cię znać, ponieważ z tego co słyszę, jesteś psycholem.

- Dean... - w głosie Castiela było słychać błaganie, a to sprawiło, że pękł.

- Powiedziałem "wynoś się" do jasnej cholery! - warknął, piorunując go spojrzeniem pełnym łez. - Nie masz prawa mieszać w moim życiu! Wynoś się i nigdy nie wracaj, zrozumiałeś?!

W odpowiedzi usłyszał tylko charakterystyczny szum i zobaczył, że mężczyzna zniknął. 

Wziął kilka głębokich oddechów i próbował dojść do siebie po tym, co się stało.

- Peter? - usłyszał za sobą zmartwiony głos Steve'a.

- Biorę wolne do końca dnia - rzucił, po czym bez słowa wyjaśnienia wsiadł do swojego auta zaparkowanego koło wejścia i ruszył w stronę domu.

Continue Reading

You'll Also Like

15.8K 616 32
A co gdyby Hailie była bliźniaczką Shane'a a Tony byłby najmłodszy? Jednego dnia jego życie się zmienia. Jednego dnia traci mamę i dziadka. Dowiaduje...
13.8K 434 28
Zwykłe życie Shane'a Monet widziane oczami Hailie Monet. Jak to zauważyła, czy również dostrzegła problem? -> Fragmenty historii: (...) - Już nie mo...
5.2K 200 15
Tony Monet ma 10 lat i ma 4 starszych braci. Nie jest lubiany. ma nie małe kłopoty.od jakiegoś czasu ma niedowagę.ale czy któryś z braci to zauważ? c...
50.2K 1.9K 43
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...