Show Me The Way

By ameneris

130K 4.5K 271

Możesz być słodkim snem albo pięknym koszmarem. Którymkolwiek z nich jesteś, nie chcę się z ciebie budzić. O... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Hejka, pyszczusie!
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49 - epilog

Rozdział 9

2.8K 99 0
By ameneris



Jay POV:

Vi zaciska usta, wyrywa dłoń z mojego uścisku i przekręca głowę, przez co tracę z nią kontakt wzrokowy. Jest wściekła, doskonale to widzę, jednak musi być grzeczną dziewczynką. W tej chwili jest tylko moja.

- Nie denerwuj się, rybko. Jesteś w opłakanym stanie, musisz dojść do siebie. Uratowałem cię od śmierci. Doceń to - spina się, zaciska dłonie na kołdrze, ale zapewne nie tego oczekiwała - Wyjaśnię ci wszystko, ale później. Teraz musisz coś zjeść, odpocząć, nabrać trochę więcej sił. Nerwy ci nie pomogą, wiesz?
- Daruj sobie - syczy przez zęby i przykłada dłoń do czoła - Jak się tutaj znalazłam? Nie było cię tam.
- Cóż, pojawiłem się nad ranem - wreszcie zaszczyca mnie spojrzeniem, jest zdezorientowana, a ja muszę kłamać. Nie zdradzę, że przyjechałem po to samo, co ona - Zayn po mnie zadzwonił, potrzebowaliście wsparcia, a my współpracujemy - prycha z kpiną, morduje mnie tymi pięknymi, ciemnymi oczami i gdyby tylko miała na to siłę, pewnie rzuciłaby się na mnie z pazurami. Cała ona! - W domu było cicho, nikogo nie zastałem oprócz trupów. Więc ruszyłem przed siebie, dotarłem do piwnicy i zobaczyłem tam ciebie. Ledwo żyłaś, jęczałaś z bólu, a krew nie przestawała lecieć. Właściwie dziwię się, że udało ci się przeżyć.
- D-dlaczego byłam w piwnicy? - jąka się, a jej głos brzmi cicho i dziwnie - Chłopcy mnie tam zostawili?
- Nie, Dante nigdy by tego nie zrobił. Dave postrzelił Zayn'a, zabrał cię i widocznie zostawił w piwnicy.
- Dave? Kogo jak kogo, ale jego w życiu bym się tam nie spodziewała. I dlaczego postrzelił Zayn'a?
- Dave zdradził, rybko - wręcz gotuje się w niej, wygląda tak słodko, kiedy napina szczękę, zaciska usta i wygląda tak groźnie oraz seksownie! - Postrzelił Zayn'a ponieważ chce zdobyć łańcuszek, a ty miałaś być jego kartą przetargową. Chyba coś poszło nie tak, skoro wylądowałaś w piwnicy. Nie martw się, zapłaci za to. Dopilnuję tego osobiście - przysuwam się, dotykam jej policzka i przyglądam się jej zmęczonej twarzy. Mimo tego, iż wygląda na wykończoną, nadal jest przepiękna - Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś?
- Kąpieli i posiłku. Jestem słaba, brak mi sił i kurewsko mi się to nie podoba. Co z moim ramieniem?
- Straciłaś trochę krwi, ale wyliżesz się. Rana jest spora, na szczęście mój lekarz poskładał cię do kupy. Będzie dobrze, głowa do góry - mrugam okiem, pochylam się i całuję czubek jej nosa.




Vi POV:
Chwilę później Jay zanosi mnie do łazienki, nalewa całą wannę wody i dodaje dwie kulki, które pieniąc się, tworzą mnóstwo piany oraz wypełniają pomieszczenie lawendowym zapachem. Kiedy tylko doprowadzę się do porządku mam zamiar wyjść stąd o własnych siłach i nic mnie nie zatrzyma. Nawet on. Niech nie myśli sobie, że powie dwa słowa, a ja potulnie schylę głowę i zostanę, bo on sobie tego życzy. Muszę wrócić, bo chłopcy z pewnością martwią się o mnie. Nikt nie dał im znać, co się ze mną stało. Nie wiedzą, że żyję!
- Przyniosłem ci ubrania - wchodzi do środka, zsuwam się nieco, aby woda okryła moje piersi, a on wybucha śmiechem - Poważnie, rybko? Przecież widziałem cię już nago, prawda? Miałem twoje ciało.
- Tak samo, jak ja miałam twoje - unoszę brew, Jay oblizuje usta i przysiada na skraju wanny. Zadziwia mnie fakt, iż ledwo się znamy, a ja tak dobrze czuję się w jego towarzystwie. To nie wróży dobrze.
- Racja, więc jest remis. Nie ukrywam, liczę na powtórkę jak tylko twoje ramię odrobinę się zagoi.
- Na mnie trzeba sobie zasłużyć, mój drogi. Nie oddaję się byle komu, byle gdzie i byle jak.
- Taką mam nadzieję. Nie byłbym zadowolony, gdybyś oddawała się komuś innemu z wyjątkiem mnie.
- Hola, hola! Nie jestem twoją własnością i nigdy nie będę. Mogę sypiać z kim tylko mam ochotę, Jay.
- Doprawdy? Mam na ten temat inne zdanie. Pragnę cię dla siebie, Vivienne. Lubię twój cięty język.
- Wielu mężczyzn przed tobą mówiło mi to samo - mrugam okiem i postawiam się z nim podroczyć.
- Ach, tak? Więc zdradź mi, ilu tych mężczyzn było przede mną, hmm? Zaciekawiłaś mnie, kochanie.
- Kochanie? Już nie rybko? - przygryzam wargę, Jay mruży oczy i zaciska szczękę. Jest całkiem słodki.
- Cóż, czasami potrzeba nieco urozmaicenia, tak? Nie zmieniaj tematu, odpowiedz na pytanie.
- Hmm... jeden, dwóch, trzech - liczę na palcach i udaję, że się skupiam - Ach, jeszcze czwarty, piąty...

- Stop! - unosi dłoń i patrzy na mnie poważnie. Ha! - Nie chcę wiedzieć więcej. To dla mnie za wiele.
- Jesteś zabawny - chichoczę, chociaż krzywię się, kiedy ból w ramieniu nagle wbija w nie milion igiełek.
- Umyj się i wracasz do łóżka. Musisz dużo odpoczywać, ramie potrzebuje regeneracji. Raz dwa, rybko.
- No i wróciła rybka - podsuwam się w górę, moje piersi są dostępne dla jego chciwych oczu i natychmiast czuję na sobie jego wiercące spojrzenie. Chwytam go za koszulkę, przyciągam do siebie i szepczę na ucho - Nie obawiaj się, oddałam swoje ciało tylko jednemu mężczyźnie, który miał do niego dostęp przez rok.
- C-co? - jąka się, czym mnie rozczula. Och, fajnie go czymś zagiąć - Kim był ten facet? Znam go?
- Nie wiem w jakim kręgu się obracasz, Jay. Josh jest moim przyjacielem, był świetnym kochankiem.
- Josh? Tookie? - och, a więc jednak go zna! Przytakuję głową, a on marszczy brwi - Nie ukrywam, jestem zaskoczony. Jesteś pewną siebie kobietą, byłem pewny, że zaliczasz facetów i kolekcjonujesz ich.
- Owszem, jestem pewną siebie kobietą, ale nie puszczam się, skarbie. Szanuję siebie i swoje ciało.
- Podobasz mi się jeszcze bardziej - chwyta moją szczękę, nasze usta dzielą milimetry, a mimo to cofa się i zostawia mnie z rozczarowaniem - Koniec tego dobrego, trzeba zmienić opatrunek - podnosi się, wystawia dłoń i czeka, aż ją chwycę. Jeśli to zrobię ponownie zobaczy moje ciało, a właśnie o to mu chodzi. Chytry uśmieszek błąka się na jego ustach i mam dziwne wrażenie, że rzucił mi wyzwanie. Nie wie, z kim igra. Pewnie chwytam jego dłoń, ostrożnie podnosi mnie i staję na nogach. Woda oraz piana ścieka w dół, a Jay wbija zęby w wargę i powoli ogląda moje ciało - Taka piękna, idealna - cmoka ustami, bierze ręcznik z szafki i wyciera mnie dokładnie. Plaster na ranie trochę przemókł, krew wypłynęła, a moje ramię zapewne wygląda jak ser z dziurami - Gotowe - bierze mnie na ręce, wyciąga z wanny i stawia na dywaniku - Mam nadzieję, że rozmiar będzie pasował. Brałem na oko - wręcza mi bieliznę, czarne legginsy i białą koszulkę z długim rękawem. Wow, naprawdę się postarał, czym mi zaimponował. Wcale nie musiał tego robić.
- Dziękuję, to miłe z twojej strony - chwytam jego dłoń, głaszczę ją kciukiem i obserwuję wystające żyły.
- Ubierz się, rybko - unosi palcem moją głowę, dotyka kciukiem dolnej wargi i wypuszcza głośny oddech - Inaczej moja samokontrola pójdzie się pieprzyć, a nie mogę sobie na to pozwolić - pociera nosem o mój i robi coś, na co czekałam, delikatnie całuje mnie w usta. Mimo bólu w ramieniu czuję ten przyjemny skurcz w dole brzucha, który szybko spływa między nogi. Och, tęskniłam za tym! Za jego pulchnymi, kuszącymi ustami - Zawołaj mnie, a zaniosę cię do łóżka - zostawia mnie samą, więc czas wziąć się w garść.
- Okej, spróbujmy - wkładam na siebie majtki, legginsy, jednak kiedy przychodzi kolej na stanik i koszulkę muszę skapitulować. Nie ma szans, abym zapięła go na plecach! - Szlag - burczę pod nosem i myślę, jak zabezpieczyć medalik. Tylko przy mnie jest bezpieczny, a za nic w świecie nie mogę pozwolić, aby Jay go odkrył. Nikt nie może o nim wiedzieć dopóki nie dotrę do domu. Więc z powrotem ląduje w moim staniku. Wciskam go w przestrzeń między małą poduszeczką, a koronką - Trzymaj się maleńki - zakładam stanik, przytrzymuję go i chcąc nie chcąc potrzebuję pomocy - Jay!! - wydzieram się, aż moje ramię na to reaguje. Nie mam pojęcia, ile to cholerstwo będzie się goić, jednak już teraz mam serdecznie dość!
- Już? - wchodzi do środka i przystaje w połowie kroku - Pomóc ci? - przytakuję głową, odwracam się do niego tyłem, a on zapina stanik, ale nie zakłada koszulki - Nawet w wersji domowej wyglądasz pięknie - zawstydza mnie, ponieważ tylko chłopcy widywali mnie w zwykłych legginsach - Czas coś zjeść i odpocząć - bierze mnie na ręce, układa w łóżku i bierze wszystko potrzebne do zmiany opatrunku - Odwróć wzrok, nie patrz - rozkazuje, jakbym miała go posłuchać. Posyłam mu wymowne spojrzenie, kręci głową i zakłada na dłonie rękawiczki. Delikatnie odkleja plaster, a moim oczom ukazuje się rana. Jest całkiem spora, czerwona i to właśnie ona sprawia mi taki ból - Przeszła na wylot, dlatego traciłaś krew. Jednak dobrze się stało, gdyby utkwiła w twoim ramieniu byłoby o wiele gorzej - oczyszcza ranę, polewa ją wodą utlenianą aż syczę. Nie zwraca na to uwagi, nakleja nowy opatrunek, to samo robi na tylnej części barku i przykleja nowe plastry. Nie wygląda to tak źle, spodziewałam się czegoś gorszego - No dobrze, a teraz posiłek - zakłada na mnie koszulkę, okrywa, a na moich nogach ląduje stolik - Jeszcze nie wiem, co lubisz jeść, czego oczywiście zamierzam się niebawem dowiedzieć, więc przygotowałem coś podstawowego. Pasuje?

- Mhm - zaglądam do gorących tostów parząc sobie palce, ale kiedy tylko widzę ser, szynkę i ogórka jestem w siódmym niebie. Zabieram się za jedzenie, a Jay nie spuszcza ze mnie wzroku - Coś nie tak?
- Nie, po prostu patrzę i cieszę się, że żyjesz - och! Gapię się na niego i próbuję rozszyfrować jego dziwny wyraz twarzy. Wygląda na wzruszonego? Rozczulonego? - Leżałaś pod tą ścianą w piwnicy w kałuży własnej krwi i przez chwilę bałem się, że jest za późno. Gdybym tam wtedy nie trafił, z pewnością byłoby po tobie.
- Tak, chyba masz rację - schylam głowę, skupiam uwagę na szklance soku pomarańczowego i myślę o Tinny. Dawno temu powiedziała, że wierzy w przeznaczenie, w to, że coś dzieje się z konkretnego powodu. Czy tak właśnie miało być? Czy to akurat Justin miał mnie znaleźć w tej cholernej piwnicy? - Dziękuję.
- Nie musisz. Zrobiłbym to i tysiąc razy, choćbym miał przekopać piekło, aby do ciebie dotrzeć.
- D-dlaczego? - zatyka mnie, dosłownie! Pierwszy raz nie wiem, co powiedzieć - Znasz mnie kilka dni.
- Mało ważne, rybko. To wystarczyło, bo już uwielbiam twój cięty język i te ciemne, tajemnicze oczy.
- Wow - przełykam ślinę, a to jedyne, co przechodzi mi przez gardło. Co tu się właśnie odpieprza?!
- Jedz. Zaraz dostaniesz coś przeciwbólowego i następną kroplówkę. Jestem twoim osobistym doktorem, kochanie - uśmiecha się szeroko, opiera o oparcie fotela i zakłada nogę na nogę.


Po kąpieli i posiłku dopada mnie zmęczenie. Mięśnie rozluźniają się, żołądek jest pełny, a oczy same się zamykają. Jay podłącza mnie pod kroplówkę przed tym umiejętnie wbijając w wierzch mojej dłoni wenflon. Nie pytam, skąd ma takie umiejętności, jednak w tym biznesie można przeżyć wszystko i lepiej być gotowym nawet na takie rzeczy. Liczy się to, aby wróciły mi siły, bo na razie jest kiepsko.

- Mogę zadzwonić do chłopców? - pytam sennie i ziewam przeciągle - Muszą wiedzieć, że żyję. Proszę?
- Powiedziałem ci, że na razie nikt nie może wiedzieć, gdzie jesteś. Tak pozostanie przez pewien czas.
- Jestem trochę zmęczona i brak mi sił na kłótnię, ale wiedz, że nie będziesz decydował za mnie, Jay.
- Właśnie teraz to robię, rybko - pochyla się nade mną i całuje w usta - Mam cię tylko dla siebie.
- Powinieneś odwieźć mnie do domu, tam jest moje miejsce. Po co chcesz mnie tu trzymać, hmm?
- Bo mam taki kaprys? Bo ledwo żyjesz i mam nad tobą przewagę? Bo chcę więcej czasu z tobą?
- C-co? - mój oddech przyśpiesza, a złość rozchodzi się znajomym ciepłem. Wzmianka o spędzeniu więcej czasu we dwoje przyjemnie mnie łaskocze, jednak skupiam się na czymś innym - Masz nade mną przewagę?
- Oczywiście, nie widzisz tego? Jesteś zbyt słaba, aby ze mną walczyć. Wszystko zależy ode mnie.
- Chyba śnisz! - odpycham go od siebie, czym go zaskakuję. Kiedy zrywam się i siadam, kręci mi się w głowie. Pieprzyć to! - Nie rozpędzaj się, Jay. Nie podoba mi się to, co mówisz i zdecydowanie wyobrażasz sobie zbyt dużo. Uratowałeś mi życie, za co jestem ci wdzięczna, ale nie będę w zamian twoją dziwką!
- Nie chcę, żebyś była moją dziwką, rybko. Chcę, żebyś była moja. To chyba diametralna różnica, prawda?
- Należę tylko do siebie, zapamiętaj - odrzucam kołdrę, podnoszę się, jednak zatrzymuje mnie kroplówka.
- Nie waż się jej odpinać, Vi - mówi surowo, podnosi się i staje przede mną. Och, nie byłabym sobą, gdybym nie postawiła na swoim. Nikt nie będzie wydawał mi rozkazów. Nawet człowiek, który mnie ocalił.
- No to patrz - wyrywam cienką linkę, zaciskam usta i jednym ruchem pozbywam się wenflonu. Szlag! Trochę krwi spływa mi po dłoni, jednak ignoruję to i robię krok w tył, dumnie unosząc głowę do góry - Wracam do domu. Dziękuję za opiekę - mijam go, wychodzę z pokoju i mimo, iż przed sekundą byłam pełna determinacji, teraz z całą siłą uderza we mnie osłabienie i ból ramienia. Środek przeciwbólowy nie zaczął jeszcze działać, ból jest nieznośny i dziwny - Dasz radę - szepczę do siebie i docieram do schodów.
- Vivienne! - słyszę jego przepełniony gniewem głos, ignoruję go i powoli schodzę ze schodów. Idzie mi nieco lepiej niż ostatnio, ale nie tak, jakbym chciała. Jestem zbyt wolna, zbyt osłabiona, aby przyśpieszyć. Mimo wszystko Jay pozwala zejść mi na dół, a doskonale wyczuwam za sobą jego obecność. Rozglądam się po domu, który jest przepiękny, jasny, ogromny i próbuję namierzyć drzwi wejściowe. Byłam tutaj po naszej nocce w klubie, niestety mój mózg w tej chwili nie działa jak powinien - Vivi, uspokój się!
- Co się tutaj dzieje? - przede mną pojawia się chłopak, którego widziałam zaraz po przebudzeniu. Jay na niego krzyczał - Co tam, stary? Sprawia ci problemy? Mogę skutecznie w tym pomóc, wystarczy słowo.
- Dotknij mnie, a twoje jaja już nigdy nie będą w stanie wyprodukować zapładniających plemników.
- Ouć! Ależ odważna! - wybucha śmiechem, zwijam dłonie w pięści i wlepiam w niego morderczy wzrok. Nienawidzę, kiedy faceci zachowują się jak świnie i lekceważą mnie. Jeszcze by się zdziwił - Skoro tak mówisz, chętnie się o tym przekonam. No dalej, pokaż mi co potrafisz, ślicznotko - kiwa palcem zachęcając mnie, płonę w środku, a mój oddech szaleje. Jaka szkoda, że nie mam przy sobie broni. Z ogromną przyjemnością pociągnęłabym za spust i roześmiała się nad jego ciepłymi zwłokami! - Czyżbyś stchórzyła, cukiereczku? - ruszam w jego stronę, przytulam ranne ramię do siebie i odważnie staję przed nim. Mam świadomość, że moje szanse są gówniane, a on to wykorzystuje - Ociągasz się, Vivienne.
- Rybko, wracasz do łóżka. Już! - Jay złości się, ale mam go w dupie. Jedyne, gdzie wrócę to będzie mój dom i moi chłopcy. Niestety mięśniak stojący przede mną śmieje się w najlepsze, czym doprowadza mnie do szału! Unoszę nogę, aby przywalić mu w jaja, niestety tracę równowagę i czekam, aż zderzę się z twardą podłogą. Nic takiego się nie dzieje, ramiona zaciskają się wokół mojego ciała, unoszą i przekazują w inne ramiona - Jesteś kurewsko uparta, wiesz? Nawet ranna potrafisz być wrzodem na tyłku - niesie mnie na górę, wiję się, szarpię i próbuję uwolnić - Przestań! - krzyczy, aż chce wywalić bębenki, ouć! Wchodzi do pokoju, układa mnie na łóżku i czym cholernie mnie zaskakuje, kładzie się na mnie. Wstrzymuję oddech, kiedy jest tak blisko, a jego usta wręcz stykają się z moimi - Jeszcze jeden taki ruch, a inaczej porozmawiamy. Uspokój się i odpocznij, zrozumiano? Nigdzie się nie wybierasz, zaakceptuj to.
- Pierdol się - syczę przez zęby i wbijam paznokcie w jego ramię - Chcę wrócić do domu, rozumiesz?
- Rozumiem, niestety nie mogę na to pozwolić. Im wcześniej się z tym pogodzisz, tym lepiej dla ciebie.
- Nie możesz trzymać mnie tutaj siłą, nie masz prawa! - zaciskam usta i powstrzymuję niechciane łzy.
- Więc potraktuj to jako porwanie - uśmiecha się, wsuwa palce w moje włosy i po prostu mnie całuje. Na początku walczę, odpycham go, ale jestem do niczego. Przez cholerne ramię nic nie mogę, dosłownie nic! Ten fakt wkurza mnie jak nic innego, a Jay olewa moje wysiłki, wpycha język w moje usta i przepadam.


Jay POV:

Po ciężkich bojach Vi wreszcie zasypia. Ból jej w tym pomaga i cale szczęście! Nie mam siły na walkę z nią, a jest charakterek to bomba z opóźnionym zapłonem. Wybucha w najmniej spodziewanym momencie, w furii wyrywa sobie kroplówkę i mimo rannego ramienia chce bić mojego człowieka! Prycham pod nosem, wypijam drinka i myślę o tej drobnej dziewczynie, która śpi w moim domu, w moim łóżku. Kiedy ostatnio posiadłem jej ciało wybrałem inny pokój. Sypialnia to zbyt osobista przestrzeń, aby dzielić ją z byle kim. Szybko przekonałem się, że Vivi to nie "byle kto". To kobieta z temperamentem, która nie pozwoli sobą pomiatać, a tym bardziej przejąc nad sobą kontrolę. Chyba nigdy w życiu nie spotkałem tak walecznej i upartej kobiety. Jak mógłbym ot tak z niej zrezygnować? Pociąga mnie jak jasna cholera, pragnę jej!
- Jay - moje rozmyślenia przerywa wchodzący do środka Zayn. Przewraca oczami, siada na kanapie i wystawia nogi na stolik - Jak długo masz zamiar odstawiać ten teatrzyk? Dante świruje jak diabli.
- Lubię go, to porządny człowiek. Lojalny, prawy, mający zasady. Jednak Vi pozostaje tajemnicą.
- Ale się kurwa uparłeś! Czyżby spodobała ci się dziewczyna Dantego i postanowiłeś ją wziąć dla siebie?
- Coś w tym stylu - mrugam okiem, polewam po drinku i wręczam mu szklaneczkę - Fascynuje mnie, jej charakter cholernie mi się podoba, tak jak ona cała. Radzę ci więc milczeć jak grób. Zrozumiano?
- Niech ci będzie. Chłopcy z Seven cały czas myślą, gdzie ona może być. Masz szczęście, że nie widzieli cię w tym domu i nawet przez chwilę nie zorientowali się, że ona tutaj jest. Jak ona się czuje? Co z raną?
- Na razie dobrze, jestem w stałym kontakcie z Rawls'em. Zalecił podawanie kroplówek na wzmocnienie i leków przeciwbólowych. Co nie zmienia faktu, że nadal jest sobą. Nawet ranna nie odpuszcza. Pyskuje!
- I właśnie to mnie martwi. Wiesz, że to twarda sztuka, Jay. Oboje macie charakterki, to kwestia czasu a skoczycie sobie do gardeł, a wtedy rozpęta się w tym domu prawdziwy huragan. Jesteś na to gotowy?
- Wręcz nie mogę się tego doczekać. Poradzę sobie z nią, odrobinę utemperuję jej ostry charakterek.
- Żebyś się kurwa nie zdziwił. Prędzej wydłubie ci oczy, niż pozwoli się utemperować. Uważnie obserwowałem ją przez te kilka dni. Jest bardzo lojalna i oddałaby życie za Seven. Uratowała James'a.
- Tsa, czego nadal nie rozumiem. On nawet na to nie zasłużył, a ta idiotka mogła przez niego zginąć.
- Tak działa grupa, stary. Są ze sobą zżyci niczym rodzina. To proste, że ochraniają siebie nawzajem.
- Wiem o tym, naprawdę. Ale James nie był dla niej dobry, co wcale mnie nie dziwi. Lubi ranić kobiety.
- Twój gniew jest oczywisty, ale wiesz, że sytuacja z Danielle wymknęła się spod kontroli. Nie sądzę, żeby James zrobił to wszystko z premedytacją. Jeden błąd, a reszta potoczyła się sama. Niestety tragicznie.
- To była moja mała siostrzyczka! - podnoszę głos, przeczuję włosy, a wspomnienie jej pięknych, błękitnych oczu na nowo rozwala moje biedne, ledwo poskładane do kupy serce. Mimo upływu czterech lat potwornie mi jej brakuje. Już nigdy nie będę taki sam - Nie miał prawa jej tknąć, była jego kuzynką, do cholery!
- On doskonale o tym wie, Jay. Jestem pewny, że żałuje do dnia dzisiejszego. James nie jest potworem.
- Och, mam na ten temat zupełnie inne zdanie - prycham z kpiną, podchodzę do barku i nalewam nam po kolejnym drinku - Jeśli nie potrafisz zapanować nad sobą po pijaku, po prostu kurwa nie pij. Proste!
- Tu się z tobą zgodzę. Mimo wszystko uważam, że trzymanie tutaj Vi w tajemnicy w niczym nie pomoże.
- Tak ci się tylko wydaje. Byłeś w Seven, widziałeś go. Powiedz mi, jak się czuje wiedząc, że jej nie ma?
- Poważnie o to pytasz? Widziałem go w takim stanie tylko raz, tuż po śmierci Danielle. Jest podłamany.
- I właśnie o to chodzi. Niech cierpi. Niech na własnej skórze przekona się, jakie to uczucie żyć w zawieszeniu. Vi uratowała mu skórę, on żyje, a na jej temat nie wie nic. Poczucie winy żre go żywcem.
- Jesteś okrutny - Zayn kręci głową, stuka szklaneczką w moją i pochłania whisky jednym haustem.


****

Przez kolejne trzy dni Vivienne więcej śpi, niż mówi. To pozwoliło jej trochę dojść do siebie, ramię goiło się w miarę dobrze i nie wystąpiła infekcja. Rawls był zadowolony, odstawił kroplówki, jedynie zostawił proszki przeciwbólowe, których Vivi wciąż potrzebowała. Cóż, musiało upłynąć jeszcze trochę czasu, aby rana całkowicie się zagoiła. Najważniejsze było to, że odzyskała siły, uśmiechała się i pyskowała. Kłóciła się ze mną i upierała, że chce wrócić do domu. Ba! Nawet próbowała wyjść, co nie powinno mnie dziwić. To w końcu szalona kobieta! Jeśli chce kogoś zabić, to zabije. Jeśli chce kogoś ugryźć, to ugryzie. I jeśli chce wyjść, to wyjdzie. Dlatego musiałem mieć na nią oko. Chciałem się nią jeszcze trochę nacieszyć.

- Przestań się wreszcie dąsać - karcę ją, zaciskam palce na jej udzie, ale natychmiast strzepuje moją dłoń, podchodzi do okna i prycha wkurzona. Ależ ona ma pazurki! - Zachowujesz się jak dwunastolatka.
- Och, serio? Dlaczego tak uważasz, huh? Bo chcę wyjść, a ty trzymasz mnie tutaj wbrew mojej woli?
- Daj spokój, nie dzieje ci się żadna krzywda, prawda? Dbam o ciebie, karmię, uratowałem od śmierci.
- I masz zamiar przypominać mi o tym w każdej rozmowie? - odwraca się, unosi brew i mruży oczy. Nie ukrywam, jej ostrość cholernie mnie kręciła. W każdej chwili mogłem ją wypuścić, ale dlaczego miałbym to zrobić? Chciałem mieć ją tylko dla siebie, cieszyć oczy jej widokiem i móc się z nią drażnić. Urozmaicała moje zwykłe dni - Odpowiesz łaskawie, czy będziesz się na mnie gapił jak ciele w malowane wrota?
- Lubię się na ciebie gapić - wzruszam ramionami, podchodzę do niej i układam dłoń na jej plecach, po czym przyciągam ją do siebie. Odważnie patrzy mi w oczy, jakby chciała pokazać, że wcale się mnie nie boi. Cóż, prawda była taka, że ona naprawdę się mnie nie bała, do czego nie przywykłem - Odpowiadając na twoje pytanie; nie, nie mam zamiaru przypominać ci o tym w każdej rozmowie. Wybacz, rybko - pochylam się, sunę nosem po jej wrażliwej skórze i delektuję się jej wyjątkowym zapachem. Jej skóra nadal gdzieniegdzie jest wilgotna po prysznicu - Nie złość się na mnie, dobrze? Rozluźnij się.
- Łatwo ci mówić. To nie ty jesteś przytrzymywany siłą - szepcze cicho i mocniej wbija palce w mój kark.

- Tylko w ten sposób jestem w stanie cię ujarzmić - chwytam jej szczękę, unieruchamiam i po prostu całuję. Poddaje się bez walki, jakby na to właśnie czekała. Ta myśl pobudza mnie jak cholera, wpycham język w jej chętne usta, obejmuje mnie w pasie i mocniej się do mnie dociska. Podoba mi się, jak na mnie reaguje. Jest twarda, uparta, pyskata, a kiedy tylko ją całuję wyłącza się i oddaje w moje ręce. Jak mógłbym z tego nie skorzystać? Oboje na siebie działamy, przyciąga nas jakaś dziwna siła i pragnę mieć ją blisko siebie. Całować, pieścić, doprowadzać do szaleństwa, aby błagała o więcej. I tak właśnie będzie, już jest moja tylko jeszcze o tym nie wie - Jak ma się twoje ramię? Wytrzymasz, jeśli porwę cię do łózka? - dyszę ciężko, podniecenie szturmem rozlewa się po moim ciele i prawie wybucham, kiedy z jej ust ucieka seksowny, przeciągły jęk. Niestety zanim ma szansę odpowiedzieć, przerywa nam chrząknięcie.
- Jay - kurwa! Zaciskam szczękę, odwracam się i wbijam wzrok w Nathana, który uśmiecha się chytrze - Masz gościa. Twój kuzyn czeka przed bramą - szlag! Niechętnie odrywam się od Vi, która patrzy na mnie zaskoczona. Kogo jak kogo, ale Jamesa nie spodziewałem się za cholerę. Nie może wiedzieć, że ona tutaj jest, bo mój idealny plan pójdzie się pieprzyć. Czas odegrać małe przedstawienie.




Continue Reading

You'll Also Like

50K 1.8K 112
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
Rebelde By JayJow

Teen Fiction

3.7K 183 23
Nie lubiłeś mnie bez powodu. Uprzykrzałeś mi życie, bo tak ci się podobało. Jednak jesteś moim przyjacielem i wskoczyłabym za tobą w ogień. Ale nie d...
631K 1.9K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.
11.8K 294 16
Alice, siedemnastolatka która chce się zabawić z koleżanką na imprezie w klubie, spotyka tam przypadkowo sporo starszego faceta z którym idzie na dri...