Show Me The Way

By ameneris

130K 4.5K 271

Możesz być słodkim snem albo pięknym koszmarem. Którymkolwiek z nich jesteś, nie chcę się z ciebie budzić. O... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Hejka, pyszczusie!
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49 - epilog

Rozdział 3

3.6K 133 0
By ameneris


Nie wracam do domu przez kolejne dwa dni. Zaszywam się w hotelowym pokoju, nocami piję w barze, a za dnia spaceruję i próbuję kompletnie się wyłączyć. To nie tak, że słowa Jamesa uraziły mnie bardziej niż milion wcześniejszych. Może mówić co tylko chce, ale fakt, że życzy mi śmierci jest poniżej pasa. Nie znoszę go, jednak nigdy nie zniżyłabym się do poziomu, aby wypalić coś takiego. Teraz mam pewność, że nigdy nie będzie w stanie mnie zaakceptować, dla niego będą tą gorszą, zabraną z ulicy, niechcianą. Cóż, brzmi całkiem znajomo. Ojciec też miał nas w dupie, w naszym domu nie było krzty miłości, bo matka zajmowała się nim, jego pijaństwem, a nie swoimi dziećmi. Pierdolona patologia, która ukształtowała we mnie taki, a nie inny charakter. Nie byłam jak te wszystkie dziewczyny, które lubiły słodkości, randki, kwiatki i serduszka. Robiłam coś złego, zadawałam się z chłopakami, którzy dilowali i nie wahali się pociągnąć za spust, kiedy sytuacja tego wymagała. Sama mam na koncie sześć trupów, a i tak niczego nie żałuję. Kocham swoje życie, to, w jakim poszło kierunku. Widocznie tak musiało być, każdy ma swoje przeznaczenie. Nie mam zamiaru niczego zmienić, jest dobrze tak, jak jest.


Wchodzę do dobrze znanego mi już baru o nazwie " Epsilon", siadam przy barze i zamawiam to, co zawsze. To właśnie przez chłopców przywykłam do ostrego smaku whisky i nie potrafię tknąć niczego innego. Pewnego dnia spróbowałam słodkiego drinka, a potem szybko pozbyłam się go ze swojego organizmu.

- Trzecia noc z rzędu, huh? - barman zagaduje mnie, podnoszę głowę i przyglądam mu się. Ma ładne, brązowe oczy, ciemne włosy i uroczy uśmiech. Cholera, tęsknię za Joshem, który nie przestaje do mnie wydzwaniać. Napisałam mu jedną wiadomość, że żyję. To wystarczy - Chyba masz ciężki czas, co?
- Życie jest ciężkie, kochanie. Kopie cię w dupę i nie ma za grosz litości. Dlatego lepiej się upić.
- Zapomnienie trwa jedynie przez chwilę, a kiedy wytrzeźwiejesz życie ponownie wróci do kopania tyłka.
- Wow, pocieszyłeś mnie. Od razu mi lepiej - wychylam szklaneczkę z whisky i wypijam drinka jednym haustem. Krzywię się, płyn spływa po przełyku podrażniając ścianki. Kocham to zajebiste uczucie! - Poproszę kolejnego, może tym razem nalej więcej, co? Nie będziesz musiał robić tego co minutę.
- Ty naprawdę masz zamiar się dzisiaj urżnąć, dziewczyno! Daj spokój, jesteś zbyt piękna, aby się smucić.
- Lucas - obok nas dosłownie znikąd pojawia się facet, który ruchem głowy odgania barmana na drugi koniec długiego blatu. Przewracam oczami, upijam trochę whisky i przez cały czas czuję na sobie jego spojrzenie - Jesteś w moim klubie trzecią noc z rzędu. Zainteresowałaś mnie. Jak Ci na imię?
- Pamela - wypalam bez namysłu, prycham rozbawiona i wreszcie przekręcam głowę. Hmm, ciekawe. Przede mną stoi całkiem słodziutki chłopak, z pięknym oczami i pewnością siebie wymalowaną na twarzy. Biała koszulka przylega do jego ciała uwydatniając mięśnie oraz tatuaże na ramionach - A Ty?
- Justin, miło mi - ściskamy sobie dłonie i wręcz nie odrywam od niego oczu - Nie pasuje do ciebie to imię.
- Naprawdę? A jak chciałbyś, abym miała na imię? - unoszę brew, a Justin seksownie oblizuje usta.
- No nie wiem - wzrusza ramionami, pochyla się i szepcze mi na ucho - Może na przykład Vivienne?
- C-co? - zaskakuje mnie, odchylam się i marszczę brwi. Skąd u licha miałby znać moje prawdziwe imię?! Nie znamy się, nigdy wcześniej go nawet nie widziałam, więc o co tu chodzi? - Dlaczego akurat to imię?
- Ponieważ jest piękne i pasuje do ciebie o wiele bardziej, niż Pamela. Więc jak Vi? Po co ta ściema?
- Skąd znasz moje imię? - zsuwam się z krzesełka i robię krok w tył. Nie podoba mi się ta sytuacja.
- To bardzo proste. Znam Dantego, a skoro znam jego, ciebie również. Nie musisz się mnie obawiać.
- Naprawdę? Wiesz, ilu przed tobą mi to mówiło? - uśmiecham się, a Justin zerka w dół, na moją krótką spódnicę. Jest dopasowana, skórzana i wręcz wtapia się w moje ciało - Oczy w górę, cukiereczku.
- Wybacz, zrobiłaś na mnie niesamowite wrażenie. Dawno temu słyszałem, że Dante zaopiekował się dziewczyną zabraną z ulicy, ale nie spodziewałem się, że jest ona tak piękna, pewna siebie i nosi przy sobie broń - zaciskam szczękę, a jego wiedza na mój temat nieco mnie przeraża. Kurwa, nawet nie wiem, co mam odpyskować! - Napij się się mną - wystawia dłoń, czeka cierpliwie aż ją chwycę, jednak nie robię tego. Za cholerę mu nie ufam, a skoro zna mojego przyjaciela nie mam pewności, czy są w dobrych stosunkach. A jeśli to jego pieprzony wróg? - No dalej, Vi. To nic wielkiego, tylko kilka drinków.
- Radzę niczego nie próbować, inaczej nie zawaham się strzelić ci prosto w łeb. Tylko uprzedzam.
- Jesteś bardzo miła - mruga okiem, niepewnie chwytam jego dłoń, a przez moje ciało przebiega dziwny prąd. Nie wiem, czy on też to czuje, mimo wszystko wyraz jego twarzy nieco się zmienia i uśmieszek znika. Prowadzi mnie po schodkach na górę, a po chwili naszym oczom ukazuje się strefa VIP. Siadam na wygodnej, czerwonej kanapie, a butelka whisky zjawia się niemal natychmiast. Justin nalewa po trochu do szklaneczek, wręcza mi jedną i stuka w nią swoją - Za nasze spotkanie! - wypijam duszkiem, oblizuję usta, a po moim brzuchu roznosi się to znajome, przyjemne ciepło. Między nami zapada cisza, Justin opiera się o kanapę i przygląda mi się jak wystawie sklepowej. Nie podoba mi się to - Więc! Co słychać u Dantego?
- Wspomniałeś, że się znacie. W każdej chwili możesz do niego zadzwonić i zapytać, prawda?
- Owszem, jednak rozstaliśmy się w niesprzyjających warunkach. Wątpię, aby chciał rozmawiać.
- Bosko, właśnie tego było mi trzeba. Spadam - podnoszę się, jednak on jest szybszy. Doskakuje do mnie, układa dłonie na moich ramionach, a serce podskakuje mi do gardła. Torebka ze spluwą leży na stoliku, a jego uścisk nie jest lekki - Nie myśl o tym, aby mnie znokautować, kochanie - jebaniutki, czyta mi w myślach, czy co?! - Nic ci nie zrobię, Vivienne, chciałem z tobą tylko porozmawiać. Rozluźnij się.
- Łapy przy sobie - syczę przez zęby, puszcza mnie i wystawia dłonie w geście obronnym - Nie będę opowiadać o moim przyjacielu, jak i o jego interesach. Jeśli chcesz coś ze mnie wyciągnąć nie uda ci się.
- Och, daj spokój. Zapytałem jedynie co u niego słychać, o nic więcej. Usiądźmy - wskazuje dłonią na kanapę, siadam niepewnie i nie spuszczam z jego wzroku. Już dawno powinnam wyjść, chociaż czuję, że to nie będzie takie łatwe - Jesteś strasznie spięta, a klub to nie miejsce na nerwy. Napijmy się - nalewa kolejną rundę, ale wiem już, że muszę być ostrożna. Może chce mnie upić? - Opowiedz mi coś o sobie?
- O sobie? - marszczę czoło i patrzę na niego z niedowierzaniem - Nie znam cię człowieku, nie mam zamiaru mówić na swój temat niczego, wybacz. Powinnam już iść. Chyba mam dość na dzisiaj.
- Poważnie? Przecież dopiero przyszłaś. Wydaje mi się, czy po prostu uciekasz, Vivienne?
- Ja nie uciekam, nigdy - przewracam oczami, zakładam nogę na nogę i wygładzam spódniczkę. Justin podąża wzrokiem za moimi ruchami, przesuwa palcem po ustach i uśmiecha się pod nosem. Kawał seksownego skurczybyka, to trzeba mu przyznać - Nie należę do tchórzliwych dziewczynek, Justin.
- Zapamiętam, na pewno to zrobię. Właśnie takie kobiety podobają mi się najbardziej. Pewność siebie jest piekielnie seksowna, prawda? - unosi brew, a ja mrużę oczy. Czy on mnie kurwa podrywa? - Mogę zaprosić cię jutro na kolację? - co takiego?! Prawie krztuszę się drinkiem - Chciałbym cię poznać, podobasz mi się.
- Schlebiasz mi, ale muszę odmówić - podnoszę się, biorę torebkę i zalotnie spoglądam mu w oczy.
- Wcale nie musisz odmawiać, rybko. Możesz się zgodzić i miło spędzić ze mną czas. To tylko kolacja.
- Jeśli mnie znajdziesz, kto wie, może się zgodzę? Dobranoc - cmokam w powietrzu, puszczam mu oczko i zostawiam samego. Czuję na sobie jego palący wzrok, aż robi mi się przyjemnie gorąco.


Nazajutrz postanawiam wrócić do domu. Trzy dni w samotności pozwoliły mi odpocząć od Jamesa, jego docinek oraz jego mordy. Mam świadomość, że nadal będzie pieprzył te brednie, ale nie jest w stanie już mnie zaskoczyć. Sięgnął dna stwierdzeniem, że i tak ktoś mnie zabije, więc niczym gorszym nie może mnie dobić. Niech sobie gada, pokonam go obojętnością. Może lubi mnie gnębić? Sprawia mu to przyjemność?

- Vi! - Shot miażdży mnie w ramionach kiedy tylko przekraczam próg magazynu. Przez cały czas wydzwaniali do mnie, jednak nie odebrałam ani jednego telefonu. Nie chciałam rozmawiać, nie chciałam słyszeć zapewnień, że wszystko będzie dobrze. I tak nie będzie, nasze życie na to nie pozwala - Gdzieś ty się u licha podziewała, huh? Martwiliśmy się o ciebie, szukaliśmy cię, a nawet nie odebrałaś telefonu!
- Vivienne - głos Dantego brzmi niczym drapanie paznokciami po tablicy. Mam ochotę skrzywić się, jest nieprzyjemny i drażniący - Rozumiem twoją złość na Jamesa, ale do kurwy nędzy, dlaczego się nie odezwałaś, huh?! - wrzeszczy, czym mnie zaskakuje. Odchylam się od Shota i wpatruję się w przyjaciela. Naprawdę go wkurwiłam - Rozczarowałaś mnie swoim zachowaniem, wiesz? Zniknęłaś na trzy dni!
- Nie unoś się, jestem dużą dziewczynką. Potrafię sama się o siebie zatroszczyć, jak wtedy na ulicy.
- Pierdolisz! Oboje wiemy, że nie skończyłoby się to dla ciebie dobrze. Zaćpałabyś się na amen, Vi!
- Może właśnie tak powinno było się stać? Twoje życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej, Dante. Lepiej!
- Jeszcze słowo, a pożałujesz. Moja cierpliwość wisi na włosku, rozumiesz? Zachowałaś się dziecinnie!
- Poważnie? Przecież James wciąż powtarza, że nadal jestem dzieckiem. Chyba coś w tym musi być.
- Kurwa, naprawdę się o ciebie martwiłem, dziecinko - przeciera twarz rękami, schyla głowę i wzdycha ciężko. Dopadają mnie pieprzone wyrzuty sumienia, odkładam torebkę i podchodzę do niego. Wtulam się w jego silne ramiona, obejmuje mnie mocno i dociska do siebie. Zamykam oczy i dopiero teraz czuję, że jestem w odpowiednim miejscu. Dante jest wspaniałym człowiekiem, nie zasługuje na moje fochy.
- Przepraszam, że nie odebrałam telefonu - szepczę cicho, unoszę głowę i patrzę na niego z dołu. Uśmiecha się lekko, wsuwa palce w moje włosy i opiera czoło o moje - Kocham cię, Dante. Wiesz o tym.
- Wiem, a ja kocham ciebie. Po prostu nie rób tak więcej, dobrze? Byłem przerażony, że coś ci się stało.
- Oprócz spacerów i chlania nie robiłam niczego interesującego. Musiałam odpocząć, pomyśleć.
- Dobrze, że cię tutaj nie było - schodzący ze schodów Rockstar puszcza mi oczko i szczerzy się jak dekiel - Dante prawie wylazł z siebie i stanął obok, tak przygadał Jamesowi, że do tej pory się nie odzywa. Dobrze mu tak! Ma kurwa wieczny okres - burczy pod nosem, a ja chichoczę. To by się zgadzało - Olej go, Vi.
- Właśnie taki mam zamiar. Po sześciu latach chyba najwyższy czas przywyknąć do jego nastawienia.
- Dałem mu ostatnie ostrzeżenie. Nie wiem co zrobię, jeśli ponownie się na tobie wyżyje. Przysięgam.
- Nic nie zrobisz, Dante. James jest twoim przyjacielem, znacie się od piaskownicy. Nie zepsuj tego.
- To nie ma nic do rzeczy, Vi. Nie ma prawa cię tak poniewierać, ponieważ nic mu nie zrobiłaś.
- Zrobiłam. Pojawiłam się tutaj, zaopiekowałeś się mną, a on tego nie rozumie. Chyba to go tak boli.
- Musi się z tym pogodzić, nie ma wyjścia. Już dawno powinien, minęło tyle lat, a on dalej swoje.
- Chrzanić go. Kocham was chłopcy i tylko to się liczy. Gdzie jest mój Tokkie? Chcę go zgwałcić.
- Mówiłem ci, żebyś z nim nie sypiała, Vi. Mieszkacie razem na Boga! A jeśli się w tobie zakocha?
- Josh? Zwariowałeś? Nie zrobi tego, ponieważ doskonale wie, że nie może. Mamy swój tajny układ.
- Czasami jesteś nieznośna jak wtedy, kiedy miałaś piętnaście lat i zaczynałaś dojrzewać. Koszmar!
- Och, goń się, Dante! - odsuwam się od niego i uderzam w ramię - Pokochałeś mnie taką, jaką jestem.
- Tu masz rację - mruga rozbawiony i bezlitośnie czochra moje włosy, aż powstaje z nich kupa gówna!


Spędzam z wannie ponad godzinę. Delektuję się spokojem, zapachem wiśniowych świeczek i kubkiem pysznej kawy z mlekiem, którą zafundował mi Caspar. Odprężam każdy mięsień, słucham muzyki i nabieram na dłoń odrobinę piany, po czym dmucham a ona fruwa dookoła rozpraszając się na małe chmurki. Chichoczę na ten widok, a do łazienki wchodzi Josh. Przełykam ślinę, kiedy zrzuca z siebie ciuchy, napina mięśnie, a jego niebiesko-zielone oczy świdrują moje. Myślę nad słowami Dantego o zakochaniu się, jednak nie dopuszczam do siebie takiej możliwości. Tookie wie, że między nami nie będzie nic więcej oprócz zajebistego seksu. Obiecaliśmy to sobie przed tym, jak zaczęliśmy ze sobą regularnie sypiać. Przysiągł, że nie obdarzy mnie innym uczuciem prócz przyjaźni. Świetnie nam to wychodziło.

- Tęskniłam - uśmiecham się do niego, oblizuje usta i wchodzi do wanny, przyciągając mnie do siebie i bez wstępu wpijając się w moje usta. Sadza mnie na kolanach, dociska do swojego ciała i wślizguje język do środka. Jęczę cichutko, a jego podniecenie drażni wrażliwy punkcik, doprowadzając mnie do szaleństwa.


Leżymy w moim łóżku, bawię się jego palcami, a panująca między nami cisza jest przyjemna, nie niezręczna. Josh mnie rozumie, od zawsze wspiera i mam z nim najlepszy kontakt. To właśnie on zaopiekował się mną, kiedy tutaj trafiłam. Miał osiemnaście lat, traktował mnie jak młodszą siostrę i uczył wszystkiego od podstaw. Strzelać, bronić się, rozróżniać dobrą kokę od chujowej koki i dilować. Wiele razy jaraliśmy jointy za magazynem, żeby tylko Dante nas nie nakrył. Lubiłam go, bo był wyluzowany, wiecznie uśmiechnięty i niczym się nie przejmował. Zaszczepił we mnie ten silny charakter i pewność siebie.

Seks połączył nas dopiero rok wcześniej, chociaż nie jeden raz lizaliśmy się potajemnie, aby nikt nas nie zobaczył. Był moim pierwszym chłopakiem, którego pocałowałam, któremu oddałam swoje ciało. Ciągnęło mnie do niego, lubiłam przebywać w jego towarzystwie i może to zdecydowało, że posunęliśmy się dalej? Sama nie wiem. Chciałam tego, a Josh był świetnym kochankiem. Czułym, delikatnym i bardzo zmysłowym. Jego ciało idealnie pasowało do mojego, wzajemnie nakręcaliśmy się i był czas, kiedy nie mogliśmy się od siebie oderwać. Właśnie wtedy nakrył nas Banger i wryło go w ziemię, dosłownie. Nigdy nie zapomnę jego wyrazu twarzy, a wyglądał jakby zobaczył pieprzonego ducha! Od razu poleciał do Dantego, a nasz mały sekrecik szlag trafił. Oboje wylądowaliśmy na dywaniku i wyspowiadaliśmy się ze swoich grzechów. Dante był wściekły z trzech powodów. Po pierwsze; dla niego wciąż byliśmy dziećmi. Po drugie; bał się, że wpadniemy. A po trzecie; nie popierał tego, że sypiamy ze sobą będąc przyjaciółmi. Długo tłumaczyliśmy mu swoje racje, aż wreszcie dał nam spokój, bo nie zamierzaliśmy przestać. Musiał się z tym pogodzić.
- Josh - zaczynam cicho, mruczy pod nosem i przekręca głowę, aby na mnie spojrzeć - Pamiętasz, co sobie obiecaliśmy zanim zaczęliśmy ze sobą sypiać? - marszczy brwi i niepewnie przytakuje - Nie zakochałeś się we mnie, prawda? - jednym ruchem powala mnie na plecy i układa się między moimi nogami.
- Skąd ci to przyszło do głowy, hmm? - muska językiem moją szyję, aż przymykam oczy z przyjemności.
- N-nie wiem, Dante znowu zaczął mnie pouczać i wspomniał, że możesz we mnie zadurzyć. Bredzi?
- Zdecydowanie. Złożyliśmy sobie obietnicę, prawda? Mam zamiar jej dotrzymać, wróbelku. A ty?
- Ja też - wbijam zęby w wargę, unoszę biodra i dociskam się do jego kutasa, który ponownie budzi się do życia - Podniecasz mnie, Tookie. Wiesz, jak cholernie wrażliwa jest moja szyja. Znęcasz się nade mną!
- Mhm - odchyla głowę, mruga okiem i pociąga za moją dolną wargę - Masz ochotę na drugą rundę? - przewracam oczami, napieram na jego tors i z powrotem opada na plecy. Siadam na nim, ustawiam się odpowiednio i opadam w dół - Kurwa, wykańczasz mnie - syczy przez zęby i wbija palce w moje biodra.

Wieczorem wraca James. Schodzę na dół, przebrana w piżamę w Hello Kitty, robię kubek gorącego kakao i siadam przed telewizorem. Oprócz Jamesa jest Shot i Banger, co dodaje mi otuchy. Przynajmniej ktoś powstrzyma mnie przed skoczeniem temu debilowi do oczu, jeśli ponownie wyprowadzi mnie z równowagi. Wiem, że kiedyś zrobię mu krzywdę. To jest pewne jak to, że jutro jest pieprzona sobota.
- Ktoś dzwoni, James! - wzdrygam się na wrzask Bangera, który siedzi tuż obok - Możesz otworzyć?
- Nie? Przecież pracuję, nie widzisz? - pff, ależ mi praca. Siedzenie przed laptopem i oglądanie pornoli.
- Shot weź rusz dupę, co? Ja otwierałem tydzień temu, teraz twoja kolej. Ja się nie ruszam i chuj.
- Ja pierdole, ale z was debile - burczę pod nosem, odrzucam koc i zmierzam do drzwi, aby wreszcie przerwać ten cholerny dzwonek - Już! - przewracam oczami, przekręcam zamek i zamaszyście otwieram drzwi. Miałam w zamiarze ochrzanić gościa za niecierpliwość, ale przez moje gardło nic nie przechodzi. Jasna cholera, to są chyba jakieś jaja! - C-co ty tutaj robisz? - mój oddech przyśpiesza na jego widok.
- Czy nie powiedziałaś coś w stylu; "znajdź mnie, a kto wie, może się zgodzę?" - unosi brew i uśmiecha się chytrze. Boże! Przecież to był żart! - Więc znalazłem cię, rybko - wzrusza ramionami, a mi odbiera mowę. Co za koleś! - Twój strój niesamowicie mi się podoba, wiesz? - skanuje mnie z góry na dół, aż robi mi się gorąco. Nie ukrywam, te jego oczy są hipnotyzujące jak diabli - Ale nieodpowiedni na kolację, na którą cię właśnie porywam. Przebierz się, mamy dwadzieścia minut. Zrobiłem już rezerwację, nie każ mi czekać.
- Kto to, Vi?! - Shot drze się jak nienormalny, a kiedy nie odpowiadam, przychodzi do mnie - Jay? - Jay?!
- Co?! - zdezorientowana spoglądam na Jamesa, który zrywa się z fotela niczym poparzony, przybiega do nas i wpatruje się w gościa, zaciskając pięści. Jego nastrój diametralnie się zmienia, wchodzi między mnie, a Justina i oddziela mnie od niego - Mówiłem ci, żebyś nigdy tutaj nie przychodził, prawda?
- Nie przyszedłem do ciebie, James. Zabieram Vi na kolację. Nie masz powodu do niepokoju, kuzynie.
O mój Boże! Czy ja dobrze usłyszałam? Pieprzony James aka Devil jest kuzynem Justina?!

Continue Reading

You'll Also Like

8.3K 324 23
Dziewczyna spotyka w lesie wilka, potem zaczyna się nią interesować przystojny mężczyzna. Ciągnie ją do niego przy czym łamie co raz więcej swoich za...
6.4K 331 17
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
34.8K 1.9K 61
Siostra bliźniaczka Hailie. Zupełnie różne. Panna idealna czyli Hailie Monet, i nieidealna Alexa Monet. Alexa uwielbia pyskować, jeździć na deskorolc...
1.6K 315 17
W szkole średniej Malia Clark znalazła mężczyznę swoich marzeń. Ale życie uderza w nich, zanim powinno to nastąpić. Darius podejmuje drastyczną decyz...