One shots

By LARloveRY69

87.1K 3.1K 3K

Tytuł mówi sam za siebie. Chętnie przyjmuję wszelkie propozycje! Paringi: Głównie Larry, Ewentualnie Ziall/Zi... More

1.Written love || Larry
2.In love with sushi &... || Larry
3.Konflikt na dwa serca || Larry
4.Under water || Larry
5.Return to life || Larry
7.Physics || Larry
8.Mistletoe || Larry
9.Friendzone||Larry
10.Cup of tea||Larry
11.Doctor||Larry
12.Freedom||Larry
13. Thanks||Larry
14. Underappreciated||Larry

6.In the lights of cameras || Larry

5.5K 230 87
By LARloveRY69

Opis: Harry to gwiazda, Louis to papparazzi.

___

*Harry*

Zmierzałem do wyjścia ze studia po ciężkim dniu nagrań. Wydaję nowy album, a chcę, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Nie chcę zawieźć fanów. Za dużo dla mnie znaczą.

Przed drzwiami jeszcze na moment się zatrzymałem, żeby wziąć głęboki oddech i przygotować psychicznie na inwazję przed wejściem. Kocham swoich fanów, jednak dzisiaj jedyne o czym marzę, to ciepłe łóżko we własnym domu.

Pchnąłem szklane drzwi i przybrałem pogodną minę. Lekkie uniesienie kątcików ust, nic więcej, nie mam siły. Rozejrzałem się i tak jak się spodziewałem, było tu wiele ludzi. Właściwie to jakieś dziewięćdziesiąt siedem procent to dziewczyny. Szkoda tylko, że nie wiedzą, że jestem gejem. Pozostałe trzy procent, to papparazzi. Nie przepadam za nimi.

Ochroniarz przede mną, robił mi drogę do auta. Ja szedłem potulnie za nim, tylko odrobinę rzucając wzrokiem na boki. Kiedy miałem już otwarte drzwi do samochodu, rozejrzałem się ostatni raz po skupowisku ludzi. Dopiero teraz zauważyłem jedyną osobę, która nie pchała się, nie krzyczała, tylko spokojnie stała z profesjonalnym aparatem w ręku. Był to niski szatyn, bardzo przystojny. Założyłem, że jest papparazzi, jednak nie poczułem do niego w związku z tym, jakiejś niechęci.

Nie wiedzieć czemu, uśmiechnąłem się do niego szeroko, a co najdziwniejsze, szczerze. Ten chłopak był naprawdę uroczy. Odwzajemnił gest uśmiechu, a potem niepewnie spojrzał na aparat dzierżony w rękach. Lekko mu kiwnąłem w geście zgody, a on zrobił mi zdjęcie. Spojrzał nań na ekranie w aparacie i się szeroko uśmiechnął, a następnie wystawił w moją stronę uniesiony kciuk. Jego radość wzbudziła u mnie przyjemne ciepło w podbrzuszu. Ostatni raz na niego spojrzałem i wsiadłem do samochodu.

***

Sytuacja z tajemniczym, uroczym szatynem powtórzyła się jeszcze kilka razy. Miałem bardzo duże pragnienie poznania go, chciałem wiedzieć o nim wszystko. Nigdy się tak nie czułem. Za każdym razem, kiedy wychodziłem ze studia, robiło mi się ciepło na sercu, na samą myśl, że zobaczę pięknego papparazzo.

Tak było i tym razem. Lekko się uśmiechnąłem i wyszedłem ze studia. Popatrzyłem w miejsce, gdzie powinien stać szatyn, jednakże było ono puste. Trochę mnie to zaniepokoiło, więc szybko omiotłem wzrokiem tłum, a nawet rządek z innymi papparazzi. Ani śladu wyczekiwanej osoby. Od razu poczułem smutek. Duży smutek, którego nie mogłem okazać. Przynajmniej nie przy ludziach. Może przyjdzie następnym razem - pocieszałem się w myślach.

Jednak szatyna nie było ani następnym razem, ani nigdy więcej.

***

*cztery miesiące później*

Wszedłem rano do studia, cały naburmuszony. Miałem dzisiaj wyjątkowo zły dzień. Oparzyłem się herbatą, nie mogłem znaleźć mojej ulubionej koszuli, a w dodatku o mało nie zginąłem w drodze. Zamaszystym krokiem wszedłem do sali, gdzie tym razem, miałem sesję zdjęciową, na okładkę albumu. Poszedłem do stylistki, która mnie przygotowała. Pół godziny później, byłem gotowy i czekałem na fotografa, który się spóźniał. Moja irytacja nigdy nie miała większego stadium. Ponoć główny fotograf się rozchorował, więc ma przyjść jego zastępca, czy Bóg wie kto. Mnie to obojętne.

- Gdzie on do cholery jest?! - nie mogłem się powstrzymać, żeby chociaż trochę wyładować emocje. - powinien tu być... - spojrzałem na zegarek i chciałem dokończyć wypowiedź, jednak ktoś się wtrącił.

- ... siedemnaście minut i czterdzieści trzy sekundy temu. Wiem. - odwróciłem się w stronę tego lekko zachrypniętego, ale nadal delikatnego głosu. Kiedy zobaczyłem, do kogo on należy, oniemiałem. Stał tam ten sam szatyn, do którego uśmiechałem się cztery miesiące temu. Z bliska był jeszcze piękniejszy. Tylko odrobinę się zmienił; ma teraz trochę bardziej widoczny zarost, co nadaje mu odrobinę męskości, jednak nadal jest uroczym kotkiem.

- Cześć, jestem Louis Tomlinson. - dopiero teraz, słysząc ponownie ten anielski głos, otrząstnąłem się z zamyślenia i podałem rękę Louisowi.

- Harry Styles. - nawet nie wiem, po co to mówiłem.

- Tak, wiem kim jesteś. - zaśmiał się cicho Louis i przysięgam na własne życie, to był miód dla moich uszu. - Przepraszam za spóźnienie, szef za bardzo się przejmował tą sesją, że się rozgadał w kwestii światła i tak dalej. - podrapał się po karku i spojrzał na mnie. Wtedy ujrzałem niebo. Niebo w jego oczach, a nawet piękniejsze. Mógłbym w nie patrzeć całą wieczność. - To... zaczynamy?

- Yy... tak, jasne. - czy ja poczułem... speszenie? Dziwne rzeczy się tu dzieją.

Po dziesięciu minutach, Louis stwierdził, że jest zadowolony z tła, więc zaczęliśmy sesję. Wszyscy się ulotnili, bowiem mieli dużo innych rzeczy i uznali, że Tomlinson sobie poradzi. Tak więc, byliśmy sami na sali.

Po kilku, albo kilkunastu zdjęciach, Louis westchnął zrezygnowany.

- Nie, nie, nie. Inaczej. - pokręcił głową i podszedł do mnie. Zaczął mnie ustawiać po swojemu i muszę przyznać, że podobał mi się jego dotyk na mojej twarzy, kiedy ją przekręcał, czy na włosach, kiedy je poprawiał. Zaraz potem wrócił w miejsce gdzie stał wcześniej i spojrzał na mnie w skupieniu, jeszcze bez aparatu, wyciągając przy tym końcówkę języka. Z trudem oderwałem wzrok od jego  ust.

Po chwili uniósł aparat i zrobił serię zdjęć. Spojrzał na nie w laptopie i cmoknął z niezadowolenia.

- Muszę zmienić obiektyw. - powiedział i podszedł do plecaka, gdzie trzymał aparat i obiektywy, który leżał na krześle. Kiedy nakładał pokrywkę na soczewkę, spadła mu, a on się schylił. Chcąc nie chcąc spojrzałem na jego tyłek. I to był błąd. Teraz byłem totalnie podniecony, a to nie ułatwia roboty. Zakładam, że jestem już cały czerwony.

Kiedy Louis zrobił to co miał zrobić, odwrócił się do mnie przodem i zmarszczył brwi.

- Dobrze się czujesz? Jesteś cały czerwony.

- Tak, po prostu... tu jest dosyć ciepło. - dla potwierdzenia swoich słów, pomachałem sobie ręką przed twarzą, jak wachlarzem.

- To fakt, otworzę okno. - rzekł, po czym wykonał wspomnianą czynność. Wrócił na swoje miejsce i zrobił kolejne kilka zdjęć. - Idealnie będzie jak dasz inaczej prawą nogę.

- Tak? - spytałem, kiedy lekko wysunąłem wspomnianą kończynę.

- Nie, nie. Tak... ugh, po prostu cię ustawię. - powiedział, po czym podszedł do mnie w wyżej wymienionym celu. Kiedy zrobił to, co miał zrobić, poprawił jeszcze biodra, a zabierając rękę, przypadkiem otarł się o moje krocze. Nie wytrzymałem i jęknąłem. Louis spojrzał na mnie uważnie, głęboko w oczy. Patrzyliśmy sobie nawzajem w oczy, nie wiem ile. Tomlinson nagle przysunął się i zachłannie wpił w moje usta. Ten gest był takim zaskoczeniem, że w pierwszym momencie zastygłem. A w kolejnym, już oddawałem pocałunki. To było cudowne uczucie. Nasze wargi sprawiały wrażenie dopełniania się nawzajem, co było piękne. Szatyn po chwili się odsunął cały czerwony.

- Prze-przepraszam. - po czym odwrócił się, chcąc wrócić na swoje miejsce, jednak ja mu to uniemożliwiłem. Złapałem go za rękę, obracając w swoją stronę i nie tracąc czasu, złączyłem nasze wargi w pocałunku. Szatyn ułożył swoje drobne dłonie na moim torsie, gładząc go, ja jedną gładziłem go po policzku, a drugą ciasno oplatałem go w pasie.

Chwilo trwaj...

Cóż, być może pierwszy raz moje prośby zostały wysłuchane, bo już za chwilę wisiałem nad Louisem leżącym na podłodze, między satyną która była elementem wystroju.

- Za... co... przepraszasz? - pomiędzy każdym słowem był czas na malinkę na obojczyku. Jego skóra była delikatna w dotyku, a w miejscach, gdzie moje ręce przejechały, pojawiała się gęsia skórka.

- Z-za to, że c-cię pocałowałem. - wydyszał Louis.

- A wygląda, jakby mi to przeszkadzało? - uniosłem brew, spoglądając na Tomlinsona.

- N-nie wyglądasz, jakbyś był tu męczony. - uśmiechnął się lekko niebieskooki.

Odwzajemniłem gest, a następnie znowu smakowałem jego ust. Włożyłem jedną rękę pod jego koszulkę, która już moment później leżała w kącie pokoju. Podziwiałem przez chwilę klatkę piersiową, która teraz podnosiła się i opadała w szybkim tempie. Miał piękne tatuaże, kiedyś muszę go zapytać o ich znaczenie. Kiedyś. Louis zarumienił się wściekle i zakrył twarz dłońmi.

- Lou, nie chowaj ich. Są piękne i urocze. - powiedziałem, po czym odciągnąłem ręce z jego twarzy. - Tak jak ty. - popatrzyłem jeszcze chwilę w jego oczy, po czym (po raz kolejny) połączyłem nasze usta w tym razem delikatnym pocałunku. Fotograf włożył niepewnie swoje dłonie pod moją koszulkę, po chwili ją ściągając. Jego ruchy były bardzo niepewne, co sprawiało, że sprawiał wrażenie takiego niewinnego.

Teraz jakby w przypływie odwagi, odwrócił nas tak, że teraz siedział mi na biodrach, opierając się rękoma po obu stronach mojej głowy. Zniżył się głową na wysokość mojego ucha i polizał skórę za nim. Jęknąłem z rozkoszy. Po chwili zaczął robić ścieżkę z pocałunków przez żuchwę i szyję. Kiedy zszedł na tors, odezwałem się z trudem, przez przyśpieszony oddech i ciągłe zduszone jęki:

- Pa-pamiętam cię.

- Hm? - mruknął szatyn, nie przerywając swoich słodkich tortur.

- B-byłeś papparazzi. J-już wtedy zwróciłem uwagę na twój piękny u-uśmiech. - powiedziałem drżącym głosem od zadawanej przyjemności, która nagle została przerwana. Tomlinson spojrzał na mnie z niedowierzaniem na twarzy. - Czemu przestałeś?

- Pamiętasz mnie? Nic nie znaczącego papsa? - odpowiedział, ignorując poprzednie pytanie.

- Pewnie. Nie da się zapomnieć tego uśmiechu. - przewróciłem nas tak, żebym znów był u góry i pocałowałem w kącik ust, jakby na potwierdzenie swoich słów. - tych karmelowych kosmyków. - przeczesałem jego włosy dłonią. - w ogóle nie da się ciebie zapomnieć, jesteś wyjąkowy. - wziąłem jego jedną dłoń splotłem nasze palce oraz ucałowałem jej wierzch, cały czas patrząc Louiowi w oczy. On się lekko uśmiechnął na ten gest.

- To piękne, nikt mi nigdy takich rzeczy nie mówił. - szatyn wolną ręką pogładził mój policzek. Mimowolnie wtuliłem się w niego.

Wtedy nie wiedziałem, że zdjęcia mamy już dawno zrobione.

A Louis? Louis cudownie wyglądał na podłodze, na satynie, tak samo jak w satynowej pościeli w naszej sypialni.

Tak samo jak w dniu naszego ślubu.

Albo jak adoptowaliśmy nasze pierwsze dziecko.

Lub wtedy, kiedy spędzaliśmy wspólnie święta razem z dziećmi i wnukami.

Co ja pieprzę. On z każym dniem wyglądał piękniej.

LARloveRY

Continue Reading

You'll Also Like

40.3K 2.1K 61
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
109K 10.7K 69
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
10.5K 1K 25
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...
73.8K 4.9K 91
yup, to kolejny instagram ode mnie • shipy: drarry, theobian (theo x OC), jastoria (astoria x OC), pansmione, pavender, Oliver x Cedric, linny, Daphn...