Pan oszalał, panie Surre | bx...

By Blakiszcze

182K 28.9K 3.6K

❝Sprawiłeś, że kwiaty wyrosły w moich płucach I chociaż są piękne Nie mogę oddychać ❞ A jego koc... More

Surre
I. Nowa kawiarnia vis-a-vis
II. On
III. Kwiaty w rynsztoku
IV. Samotnia
V. Duchota
VI. Bezrobotna
VII. Był jak...
VIII. Słonecznik.
IX. Nie
X. Pozory
XI. Niedobrze
XII. Zlecenie
XIII. Na psa urok
XIV. Rozmowy nocą
XV. Pęknięcia
XVI. Udawanie
XVIII. Nie odbieraj
XIX. Samo przyjdzie
XX. Chryzantemy
XXI. Słodki całus
XXII. Niedopowiedzenia
XXIII. Paraliż
XXIV. Za dużo
XXV. Zatańczmy
XXVI. Co zrobiłem?
XXVII. Teoretycznie
Pełną piersią [epilog]
Pytanie za milion
miałam tego nie robić

XVII. Reprymenda dnia czwartego

4.6K 855 74
By Blakiszcze

W połowie drogi do cukierni, zatrzymał się i tknięty nagłym impulsem zawrócił, kierując się jednak do biblioteki, kasłając pod nosem.
Przez ostatnie wydarzenia niemalże zupełnie zapomniał o swoich podejrzeniach względem Georgiego pachnącego bzami i Jana, który tymi to właśnie kwiatami najprawdopodobniej wymiotował, chorując na miłość.

A pewność mógł zdobyć tylko poprzez małe dochodzenie.

Szedł w miarę szybkim tempem, choć przy każdym twardym kroku kolano dawało o sobie znać zapuszczając macki bólu wzdłuż łydki i uda, które zaczynały już lekko drgać, buntując się i domagając zwolnienia.
Ale pan Surre nigdy nie słynął z tego, że słucha uwag swojego ciała, a wręcz zdawał się robić mu na złość, wciąż idąc w miarę szybko, przez co również szybciej oddychał, a więc częściej pokasływał.
Bardzo dojrzale, to mu oddać trzeba.
Mijał właśnie fontannę stojącą samotnie na pustym o tej godzinie rynku, kiedy przypomniał też sobie o tym, że powinien oddzwonić do Aleny z odpowiedzią odnośnie zlecenia, które tak bardzo chciała mu powierzyć.
Zatrzymał się kawałek za fontanną, porażony tym, że tak łatwo zapomniał o obietnicy, westchnął i przetarł twarz dłonią już po chwili ruszając dalej, by nie stać jak pajac.
Jego życie nie było ekscytujące, nie miewał takich przygód, nie popadał w większe konflikty, nie musiał nikogo ratować, ani dociekać prawdy, jego codzienność była monotonna i zwyczajna, jednak wszystko zawsze zamieniało się w pierdolnik, ilekroć zaczynał kwitnąć.
Wtedy wszyscy zaczynali ukrywać swoje problemy i musiał bawić się w detektywa, zamiast móc spokojnie zamknąć się w domu i przeczekać kwitnienie.

Westchnął jeszcze raz, kiedy wchodził do biblioteki spowitej milczeniem absolutnym.
Echo jego kroków niosło się w ciszy, kiedy mijając kolejne regały pomiędzy którymi przeciskało się słońce, oświetlające tańczący w powietrzu kurz i stoły, na których stały małe bukiety sztucznych kwiatów, szedł w stronę Jana, stojącego przy biurku, z wieżą z książek, którą próbował jakoś sensownie złapać, przy okazji nie wywracając jej na siebie.
Przerwał jednak przymierzanie się do złapania budowli i obrócił głowę w stronę kroków, wygładzając zielonkawy sweter założony na białą koszulę z kołnierzem wyjątkowo nie zapiętym na ostatni guzik.
- Och, Leon - uśmiechnął się w połowie przyklepywanie zaczesanych do tyłu włosów. - Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
Surre uniósł lekko brew, z każdym krokiem coraz bardziej zbliżając się do bibliotekarza.
- A to dlaczego? - spytał, nie potrafiąc znaleźć w głowie żadnego wytłumaczenia na jego zaskoczenie.
- No wiesz, już krążą plotki, że Pan Surre ponownie przeżywa swoje herezje i już zamknął się w domu zapijając szaleństwo.
Kwiaciarz westchnął ciężko, zatrzymując się kawałek przed mężczyzną, który tego dnia był zaskakująco wygadany i mało oficjalny, jak to zwykł być w pracy.
- Jak widzisz, to jedynie plotki, jestem tutaj i to całkiem trzeźwy - mruknął, wkładając dłonie do kieszeni spodni.

Jan przyglądał mu się chwilę, lustrując sylwetkę kwiaciarza swoim bladym wzrokiem, aż w końcu sam westchnął kręcąc głową.
- A jednak jesteś bledszy, ślepia masz przekrwione i podkrążone, a usta takie, jakbyś wycałował całą ulicę idąc tutaj. Kwitniesz? - spytał wprost, przechylając lekko głowę, a jego włosy przesunęły się lekko nieobdarowane wystarczającą ilością żelu.
- Aż tak to widać? - odpowiedział pytaniem, wzdychając cicho niezadowolony obranym tematem.
W pierwszej chwili chciał zaprzeczyć, jednak nie widział w tym najmniejszego sensu.
- Jeśli się ciebie zna, to jak na dłoni.
Mężczyzna westchnął cicho patrząc na Jana zmęczonym wzrokiem.
Wyjątkowo nie miał ochoty na zabawę i gierki słowne.
W dodatki blondyn wyglądał lepiej niż kwiaciarz zapamiętał, przez co zaczynał wątpić w prawdziwość swojej teorii, a coraz bardziej wierzyć w to, że jedynie marnuje czas i robi z siebie kretyna.
- Pomóc ci z tymi książkami? - spytał jednak cicho, desperacko chcąc zmienić temat, na ten, który go interesował.
Bibliotekarz fuknął cicho, dźwignął książkową budowlę i wcisnął ją w ramiona kwiaciarza, który sapnął cicho obdarowany ciężarem.
- Akurat potrzebowałem silnego mężczyzny - mruknął, ruchem dłoni nakazując Surre iść za nim między regały.

Milczeli, kiedy Jan zabierał kolejne książki, układając je w szparach na półkach, a Surre skryty za tomiszczami nerwowo skubał wargi zastanawiając się, jak poruszyć temat giganta pachnącego bzami.
Jednak nic sensownego nie przychodziło mu do głowy, bo wbrew pozorom nie był w tej kwestii tak bezpośredni jak Jan, dla niego był to temat nieco bardziej wstydliwy.
Na szczęście Jan przyszedł z ratunkiem.
- Słyszałem, że masz dekorować z Georgim salę w domu kultury - mruknął, kiedy zabrał jedną z większych książek, która zasłaniała niebieskie ślepia kwiaciarza.
- Jeszcze się nie zgodziłem, trochę wyleciało mi to z głowy. Znasz Georgiego? - zaatakował pytaniem od razu podchwytując temat giganta.
- Tak. To mój chłopak - odpowiedział spokojnie Jan, a mina Leona musiała być naprawdę głupia, bo bibliotekarz uśmiechnął się lekko. - No co?
Kwiaciarz odchrząknął cicho.
- Nic... Po prostu... Ostatnio wydawało mi się, że...- westchnął ciężko. - Wydawało mi się, że zawijałeś bzy w chusteczkę, a Georgi jakoś mi do nich pasuje. Wiesz, szósty zmysł kwiaciarza i te sprawy - mruknął pod nosem, kiedy jedna z jasnych brwi Jana powędrowała w górę. - Myślałem, że zachorowałeś, przyszedłem aby z tobą porozmawiać.
Obie brwi bibliotekarza drgnęły lekko w górę, tak jak kąciki jego ust.
Chociaż komuś było do śmiechu.
- Nie wydaje ci się, że to lekka hipokryzja? Wiesz, sam unikasz tematu, a ode mnie chcesz wyciągać informacje.
- Nigdy nie mówiłem, że nie jestem hipokrytą - odpowiedział nieco warkliwie.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem znad książek, aż w końcu Jan prychnął cicho i ruszył dalej, a Surre za nim, z coraz to bardziej parszywym humorem.
- Byłem chory, zadurzyłem się w nim krótko przed tym, jak wyjechał. Ale postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i poszedłem do Bruskiego po leki. Potem zacząłem częściej rozmawiać z Georgim przez telefon, wysyłaliśmy sobie listy i inne takie, aż któregoś razu przyznałem mu się po winie, że czuję do niego wielką miłość- mówił bibliotekarz, zabierając ze sterty w dłoniach blondyna kolejne książki. - Po tym przestał się odzywać, ale co zabawne moje objawy również zaczęły słabnąć. Początkowo myślałem, że z niego wyzdrowiałem, ale tydzień później on pojawił się z bukietem, poszliśmy na obiad, potem na następne. Teraz jesteśmy parą, koniec historii - skwitował obracając się w stronę Surre, który patrzył na niego głupio. - No?
- Spodziewałem się, że to będzie nieco bardziej.... zagmatwane.
Jan uśmiechnął się lekko, wziął od niego jeszcze jedną książkę i wsunął ją w szparę.
- Nie wszystko jest w życiu skomplikowane, Leon, czasami wystarczy się lekko zaangażować i problemy same się rozwiążą. Uciekanie, kiedy chodzi o miłość, nic ci nie da poza bólem. Kto jak kto, ale ty powinieneś o tym wiedzieć najlepiej, a mimo to za każdym razem zachowujesz się tak samo.
Kwiaciarz milczał, patrząc na niego skołowany, trochę zawstydzony i rozżalony na samego siebie, że zawlókł swój tyłek do biblioteki, akurat w dzień, kiedy Jan miał humor do dogryzania.
- Czy ty chcesz umrzeć, Leon? - spytał bibliotekarz, kiedy cisza między nimi nie opadała wraz z kurzem, a wisiała natrętnie.
I teraz też nie odpowiedział.

Bibliotekarz westchnął ciężko i ruszył dalej kręcąc głową z dezaprobatą.
- Nie wiem, o kogo chodzi, ale pogadaj z nim, nie mogę cię znieść w takim stanie. I przestań się tak zadręczać innymi i choć raz pomyśl o sobie, bo wyglądasz tragicznie, a skoro tutaj jesteś, to domyślam się, że to jest dopiero początek - mówił bibliotekarz, wychodząc na główną ścieżkę, prowadzącą w stronę jego biurka. - No? Czemu nic nie mówisz? Nie mam racji?
- Nie wiem co powiedzieć. Przyszedłem tutaj bo się martwiłem, a czuję się zaatakowany - odpowiedział ze słabym uśmiechem na ustach.
- No właśnie, przyszedłeś tutaj, bo martwiłeś się o moje zdrowie, a sam wyglądasz jakbyś miał zaraz zemdleć - Jan westchnął cicho, podszedł do mężczyzny i zabrał od niego ostatnią książkę. - Spróbuj złapać byka za rogi, bo czekanie na koniec nic nie da. I odpocznij trochę.
-Ta... Spróbuję. Jesteś już drugą osobą, która mi to dzisiaj mówi.
- Więc posłuchaj w końcu -fuknął blondyn, ruszając w stronę biurka, kiedy kwiaciarz został na swoim miejscu. - Wiem, że ostatnio praktycznie ze sobą nie rozmawiamy, ale i tak się martwię, zupełnie tak jak ty.
- Cieszę się, że nic ci nie jest - odpowiedział jedynie wymijająco.
- Mam nadzieję, że za jakiś czas będę mógł powiedzieć ci to samo - mruknął na odchodnym, siadając przy biurku, na którym stał szklany wazon pełen kwiatów, który Surre zauważył dopiero teraz.
Dawno już nie czuł się tak głupio.

__ __

Szedł do domu powoli z nogi na nogę, patrząc pod stopy, w głowie analizując słowa Coline i Jana.
Chyba faktycznie mieli rację co do tego, że za bardzo przejmował się wszystkim dookoła, kiedy sam czuł, że jest z nim coraz gorzej.
Może nawet nagromadzenie problemów w tym okresie było jego wymysłem, bo wtedy zwyczajnie sam się we wszystko ładował, chcąc odciągnąć swoją uwagę od bólu.
Jak na zawołanie zakaszlał w dłoń, plamiąc nowy bandaż na żółto i brązowo.
Westchnął ciężko, zatrzymał się na pustym chodniku na Flower Street i odchylając głowę do tyłu wbił wzrok w niebo, które z kolorowego stało się niemalże całkowicie szare, zapowiadając deszcz i zakłócenia w radiu, a tym samym ciszę w domu.
I stał tak kilka chwil, z uchylonymi ustami, na których czuł lepką warstwę pyłku zmieszanego ze śliną.

Zemdliło go nagle, noga drżała mając dość chodzenia, a w dole gardła swędziało, na zapowiedź kolejnej fali kaszlu.
I zamknął oczy, wzdychając cicho, z wyczuwalną udręką, bo jedyne, o czym marzył to znaleźć się już pod kołdrą, by jeszcze raz przemyśleć taktykę, jednak w głowie zaczęło kręcić mu się na tyle, że nie był pewien, czy przetrwa te pięćset metrów, które dzieliły go od domu.
Zakaszlał jeszcze raz, bardziej gardłowo, a kolana zadrżały mu, kiedy jak uparty osioł ruszył do przodu.
Cóż, jak widać czwarty dzień choroby zaczynał dawać o sobie znać, szkoda, że wybrał sobie tak gówniany moment na reprymendę.

Dotarł jednak do domu, po drodze kilkukrotnie podpierając się o płoty i luzując kołnierz, bo naprawdę coraz bardziej kręciło mu się w głowie.
Zamknął drzwi na cztery spusty i oparł się o nie wzdychając męczeńsko, by następnie po nich zjechać i usiąść na brudnej wycieraczce, całkowicie zdejmując z głowy pętle pod postacią czarnego krawata.
Z każdą chwilą zdawało mu się, że jest z nim coraz gorzej, że duszności się nasilają, że oczy zalepia nektar, że zaraz padnie na twarz i będzie tak leżał do zasranej śmierci, aż jego ciało nie porosną słoneczniki.
I tak jak wszystko nagle się zaczęło, tak nagle się skończyło, zostawiając po sobie jedynie otumanienie, zimny pot i szybciej bijące ze strachu serce.
Odchylił więc głowę, biorąc łakome hausty powietrza, zdejmując marynarkę ze spoconego ciała, balansując na granicy histerii i zobojętnienia, bo nie wiedział już jak powinien reagować, choć przerabiał to nie raz.
Podniósł się jednak ostatecznie i pogłaskał Freda, która niepostrzeżenie podlazła do niego i siadając na przeciwko gapiła się na niego ze strachem.
Żeby nawet pies się musiał o niego bać, cholera.

Krążył chwilę po salonie, rozbierając się stopniowo, zamiast zrobić to w sypialni, do której zamierzał iść, by zakopać się w kołdrze i przespać szukając odpowiedzi na jedno zasadnicze pytanie.
Jak miał niby złapać byka za rogi, skoro od tej chwili coraz trudniej będzie łapać oddech?
____________________
Bonjour ~
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał, jestem ciekawa, co myślicie o całej sytuacji Jana c:
Poza tym, jak oceniacie nową okładkę? Dłonie pasowały mi do czegoś, co zaplanowałam na potem, ale znudziły mi się i musiałam dać coś nowego. Szukanie właściwego obrazka, to była droga przez mękę xd
Do następnego kochani!


Continue Reading

You'll Also Like

59.1K 1.8K 16
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
90K 6.7K 33
Louis Tomlinson jest w związku z Michelle, ma najlepszych przyjaciół na świecie i świat u swych stóp, lecz co będzie, kiedy uzależni się od swojego t...
172K 13K 26
"To ty od pierwszego dnia naszej znajomości wiedziałeś, kiedy kłamię. Byłeś w stanie zobaczyć prawdę w moich kłamstwach." [ Zakończone - ✔ ] ______...
240K 6.1K 45
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...