VI. Bezrobotna

6.2K 989 87
                                    

Nikt nie chciał przyjść tego dnia.
Potencjalni klienci pozamykali się w domkach i nie mieli zamiaru z nich wyjść, by odwiedzić kaszlącego marudę, który by tylko na nich łypał groźnie i całkiem niszczył dzień.
Nic dziwnego, nawet on nie chciał przebywać tego dnia w kwiaciarni, choć powodem nie był on sam.
Próbował jednak jakoś urozmaicić sobie dzień obserwowaniem różowych chmurek, wygrzebywaniem kawałków czekolady z ciastek, a nawet cichym śpiewaniem z radiem.
Wszystko jednak było na nic, a skarpetka przesiąkła kałużą do reszty.
Poszedł wtedy na zaplecze i zdjął ukochane czarne buty na obcasie, za które zapłacił dużo za dużo, by zamienić je na wysłużone, zielonkawe laczki, które zdążyły pokryć się kurzem i pajęczynami.
Były to prawdopodobnie najbrzydsze buty, jakie w życiu posiadał.
Chodził pół dnia z kąta w kąt, pielęgnował kwiaty, odkurzał bibeloty, których nikt nie kupował.
I wywalił się raz, kiedy przenosił pustą donicę, omal nie dostając przy tym zawału.
Na szczęście nikt nie wiedział.
Prawdopodobnie.
A przynajmniej taką miał nadzieję.

Kiedy druga połowa dnia zapowiadała się tak samo paskudnie, co ta pierwsza, postanowił zrobić sobie przerwę i zmienił laczki na jeszcze przemoczone obcasy, by następnie zakluczyć kwiaciarnie i pieszo ruszyć w stronę biblioteki, uprzednio zgarniając książkę z siedzenia pasażera.
Pracował w końcu sam dla siebie, więc mógł robić to, co mu się żywnie podobało.
Delikatny wiatr bawił się jego włosami, a kostki wykręcały się, kiedy tylko nieuważnie postawił krok na kocim łbie, ale na szczęście lubił wyzwania, więc szedł dalej, zadzierając z lekka podbródek.
Kiedy mijał kawiarnię, to spojrzał tam od niechcenia, trochę wbrew własnej woli, tylko po to, by napotkać nieprzyjemne spojrzenie mahoniowych oczu należących do bruneta o równie nieprzyjemnej minie.
Oczywiście zaakceptował wyzwanie i posłał mężczyźnie jeszcze bardziej nieprzyjemne spojrzenie, nim ten zdążył mu zniknąć z pola widzenia.
Wychodzi na to, że mają w tej kawiarni chociaż kogoś normalnego.

Od rana zdążyło się nieco rozpogodzić i słabe słońce oświetlało kolorowe budynki, pranie rozciągnięte nad ulicą tańczyło na wietrze, a czyiś stanik miał tyle niefartu, że wpadł na chodnik i wszyscy przechodzili nad nim z rumieńcem na policzkach.
Surre rozglądał się leniwie, patrząc na pastelowe domy i szare ulice, po których kulały się śmieci i płatki kwiatów.
Już na początku zaczął żałować, że ruszył pieszo, ale głupio mu było cofać się po auto, więc brnął dalej, wzdychał co jakiś czas i co chwilę odsuwał materiał golfu od szyi, bo powietrze wciąż było gęste jak budyń.

O tej godzinie w okolicach rynku kręciło się niewiele osób, głównie dzieciaki, które zerwały się z lekcji, by w niechlujnie pozapinanych mundurkach spędzić kilka godzin na ławce w swoim zestresowanym towarzystwie.
Surre westchnął cicho, zwolnił z lekka w okolicach fontanny o wizerunku nagiej Venus, wokół której pływały wrzucone przez ludzi kwiaty i zakaszlał cicho sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki, z której wyjął chętnego do obdarowania go śmiercią Fernando.
Westchnął, zmęczył się, przysiadł na murku otaczającym fontannę, z którego miał doskonały widok na resztę rynku, po czym zapalił papierosa i wetknął go sobie między wargi.
Naprzeciw, na końcu okrągłego rynku, stał najbrzydszy budynek w całym BringGalf, który kuł w oczy całym swoim bytem.
Pudroworóżowa pseudo wiktoriańska kamienica z odpadającym warstwami tynkiem, o dużych balkonach zawalących się pod naporem donic z kwiatami, tam gdzie spotykali się marni poeci, pijani pisarze i rzygające kwiatami dziwki w nich zakochane.
Padół nędzy i rozpaczy, kupa różowego gówna oblanego likierem, z kartkami zasranymi poezją dyndającymi z dziur, w których szczury wiły kolonie.
Na ironię chciał tam mieszkać, odkąd tylko pamiętał, ale głupio mu było zostawić dom po rodzicach, na rzecz takiego kurestwa, więc w ramach rekompensaty czasami przychodzi popatrzeć, jak ten cyrk na kółkach powoli sobie gnije i starzeje się bez niego.

Pan oszalał, panie Surre | bxb✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz