XIII. Na psa urok

5.1K 916 150
                                    

Nigdy wcześniej nie wyczuł od nikogo tak intensywnego zapachu, zupełnie jakby brunet przez pół dnia tarzał się w kwiatach, by nimi przesiąknąć do szpiku kości.
Nie skomentował jednak tego, grzecznie ścisnął większą dłoń, a nawet wymusił lekki uśmiech, kiedy brunet, o włosach opadających na szerokie ramiona, szczerzył się dziecinnie.
Kojarzył mu się ze szczeniaczkiem, z tymi swoimi dołeczkami na policzkach i iskierkami w kakaowych oczach.
Jednak jego uśmiech nie był nawet w połowie tak słoneczny, jak wyszczerz Jacka.
- Georgi jakiś czas temu wrócił do miasta. Na razie pomaga Janowi w bibliotece, ale garnie się do każdej pracy, prawda? - mówiła stojąca między nimi Alena, kiedy oczy bruneta pełzały, po całej sylwetce kwiaciarza.
- Jasne. Pracowałem kiedyś w kwiaciarni, mogę się przydać - przytaknął gigant kiwając energicznie, jednak głowa Surre była zajęta czymś innym.
Jego podejrzenie co do choroby Jana, mogło okazać się czymś więcej niż domysłem, a dowód stał przed nim i pachniał bzami.
- Jeszcze się na nic nie zgodziłem - przypomniał uprzejmie i jeszcze raz rozejrzał się po sali.
Alena zagryzła wargę, zerknęła na brata, który wciąż wpatrywał się w Surre, a w powietrzu wisiała jakaś niezręczna cisza, pełna niedopowiedzeń.
- M...bardzo by mi zależ-
- Zastanowię się - przerwał jej kwiaciarz i w końcu ponownie na nich spojrzał - jak mówiłem, choruję nieco, wolałbym się nie przemęczać. I wspominałem już, że nie jestem dekoratorem wnętrz, prawda?
- Tak...rozumiem... ale pan Jefferson zaw-
- Nie jestem Jeffersonem. Odezwę się - zapewnił cicho i ruszył do wyjścia, mijając ich obojętnie.
A na plecach cały czas czuł spojrzenie Georgiego.

Jadąc przez miasto, powoli zastanawiał się nad wszystkim, ignorując ból gardła i mdłości pnące się po kręgosłupie w kierunku ust.
Z jednej strony chciał ruszyć się z domu i przyjąć to zlecenie, kiedy z drugiej najchętniej zabunkrowałby się w piwnicy i nie wychodził nigdy więcej.
Alena wprawiała go w dziwny dyskomfort, a Georgi kojarzył mu się z podróbą Jacka, bo tak słodka osoba mogła być tylko jedna.
No i do tego dochodziła sprawa Jana.
Wcześniej był w stanie przekonać samego siebie, że po prostu wszędzie węszy intrygę i Jan tak naprawdę chory nie jest.
Teraz jednak miał wątpliwości,a co najważniejsze powód, by wkroczyć w jego życie z butami.
Oczywiście tylko gdyby przyjął zlecenie, w przeciwnym razie wszelka interwencja byłaby zwyczajnie pozbawiona taktu i podstawy.
Westchnął, skręcił i postanowił pojechać do Katherine, by zapytać o radę i kupić sobie ciastko, na zszargane myśli, bo nic tak nie poprawiało humoru jak cukier.
I wino.
I mężczyźni.
Jednak w kieszeniach miał tyle, że stać go było tylko na ciastko.
Może.

Minął swoją kwiaciarnię, minął kawiarnię, przed którą stał palący papierosa Chris, łypiący na niego z niechęcią, schowaną w ciemnych ślepiach.
Olał go jednak, pojechał prosto i w końcu dojechał do cukierni, której otwarte drzwi, zapraszały do wejścia.
Zostawił więc rower na zewnątrz i skorzystał z zaproszenia, ładując się do środka z cichym wytchnieniem na ustach.
Pachniało wypiekami i słodkimi perfumami dziewcząt stojących za ladą, które odziane w swoje różowe fartuszki żywo dyskutowały z Coline, która cała w czerni, nijak pasowała do landrynkowatej otoczki całości, i siedząc nieelegancko przy jednym ze stolików, jadła sernik robiąc wokół siebie dodatkowy bajzel.
Reakcje na jego osobę były zgoła różne, Katherine z początku uśmiechnęła się, biorąc go za zwykłego klienta, jednak kiedy poznała jego krzywy dziób, natychmiast zmarszczyła brwi, krzyżując ręce na piersiach.
Annie uśmiechnęła się ciepło, choć z nutą zmartwienia, odgarniając loczek za ucho.
A Coline zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów i z powrotem, swoim znudzonym spojrzeniem.
- Wyglądasz jak jakaś zbankrutowana hrabina - bąknęła, kiedy już do nich dotarł.
- Jestem zbankrutowaną hrabiną - odpowiedział unosząc lekko brwi, zdziwiony tym, że kobieta tak po prostu siedzi z dziewczynami w cukierni. Często do nich wpadała, ale nigdy nie urządzała sobie bankietu, jak w tej chwili - coś się stało?

Pan oszalał, panie Surre | bxb✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz