Solitaria en la esperanza ✖ L...

By mxicix

13.3K 1K 300

Ona, Luna Valente. Uczennica argentyńskiego liceum. Dziewczyna nie wyróżniającą się niczym szczególnym. Trzym... More

prólogo
capítulo uno
capítulo dos
capítulo tres
capítulo cuarto
capítulo cinco
capítulo siete × él
capítulo ocho
capítulo nueve

capítulo seis

1.2K 92 20
By mxicix

Dokładnie ten sam dzień. Sytuacja jaka miała miejsce jeszcze niedawno zawładnęła całym umysłem nastolatki. Czy to jest czegoś początek? Czegoś zakazanego, a jednocześnie tak niecierpliwie przez nią oczekiwanego? Czy to jest obietnica dająca jej nadzieję na dalsze rozwinięcie ich relacji? Ale czy szatynka właśnie tego oczekiwała? To oczywiste, że marzyła o pocałunku z tym chłopakiem od ponad roku, ale czy właśnie tak to miało wyglądać? On dalej będący w związku, a ona na pozór szczęśliwa? Jej brat żyjący w świadomości, że jego najlepszy przyjaciel nie jest w stanie złamać danej obietnicy. Jego dziewczyna ślepo zakochana i pewna tego, że szatyn nie widzi świata poza nią. Jednak czy to nie jest tak, że wyobraża sobie ona za dużo? Czy to nie jest kolejna z zabaw popularnego chłopaka? Dziewczyn takich jak ona, a nawet lepszych, miał wiele na każdym kroku. Czy to nie chodzi o to, że to co zakazane smakuje najlepiej? A to właśnie otrzymał od, mimo wszystko, opiekuńczego brata szatynki. Kategoryczny zakaz zbliżania się do niej. Mimo wszystkich swoich obaw wie, że gdyby tylko miała okazję bez wahania by wszystko powtórzyła. Zauroczenie szatynem sprawiło, że nie obawia się ona niczego; umiejętnie przysłoniło jej racjonalne myślenie, sprawiając że dziewczyna nie pragnie w tym momencie niczego innego, jak ponownego poczucia jego malinowych warg na swoich. Sprawiło, że zapomniała o tym jaki jest dzień. Zapomniała, że nastał dzień, który wyznacza jej początek tygodnia i na który z niecierpliwością czeka, odliczając kolejne dni. To właśnie dziś, jak co tydzień, będzie mogła ponownie usiąść w jednym z ostatnich rzędów szkolnych trybun i przyglądać się bezkarnie wyżej wspomnianemu chłopakowi.


Pogoda dnia dzisiejszego nie rozpieszczała mieszkańców argeńtyskiego miasta, na niebie na stałe zagościły kłębiste chmury, a temperatura nie zachęcała do opuszczania swoich czterech ścian. Valente dostrzegała jednak tego plusy, bez zahamowania mogła zarzucić na swoje ramiona bluzę, a na głowę naciągnąć kaptur, który zapewniał jej choć odrobinę anonimowości. Szybkim krokiem przemierzała odległość, jaka jej pozostała, w obawie że nie uda jej się zdążyć. Przelotnie spogląda na zegarek znajdujący się na jej lewym nadgarstku i dostrzega, że zostało jej naprawdę niewiele czasu. Przyspiesza jeszcze bardziej i już po chwili zdyszana wchodzi na teren szkolnego boiska. Dostrzega, że trening właśnie się zaczyna, a chłopcy właśnie wbiegają na murawę. Spanikowana przystaje w pół kroku w nadziei, że nie zostanie przez nikogo zauważona. Rozgląda się dookoła i gdy dostrzega, że już wszyscy znajdują się na samym środku zielonej trawy, oddycha z ulgą i kieruje się w stronę swojego stałego miejsca. Siada na krzesełku znajdującym się w prawie ostatnim rzędzie. Po długim szukaniu, wreszcie udało jej się znaleźć idealne miejsce. Jest to dość daleko od boiska, co daje jej nadzieję na pozostanie niezauważoną, ale też nie na tyle daleko, żeby nie mogła z uwagą obserwować poczynań szatyna.

Trening trwa już dobrą godzinę, ale Luna ma wrażenie, że czas spędzony na przyglądaniu się swojemu obiektowi westchnień płynie dwa razy szybciej niż powinien. Najchętniej spędziła by tak cały dzień i jeszcze trochę. Gdy już zatrzymała na jego osobie swój wzrok, nie potrafiła go oderwać. Fascnynował ją jego każdy ruch, grymas, czy też wydany przez niego dźwięk. Fascnynował ją on cały. Nastolatka nawet nie zauważyła by kiedy minął cały trening, gdyby nie pewien incydent, który zakłócił spokój wszystkich zebranych wokoło. Chłopcy mieli właśnie chwilę przerwy na uzupełnienie płynów. Stali razem przy jednej z ławek, a z daleka można było usłyszeć tylko głośne śmiechy i pojedyncze słowa. Nagle, jakby znikąd, na murawę weszła wściekła blondynka i żwawym krokiem kierowała się w stronę zbiorowiska. Szatynka nawet z tak dużej odległości mogła zauważyć krystaliczne łzy spływające po bladej twarzy Smith. Zaskoczona wyprostowała swoje plecy, które do tej pory miała oparte i z napięciem wymalowanym na twarzy oczekiwała dalszego rozwoju wydarzeń. Blondynka, z mocno zaciśniętymj wargami i nie zważając na ludzi, przepychała się między spoconymi mężczyznami, aż w końcu dotarła do tego jednego, w tej chwili tak bardzo przez nią pożądanego. Kto to był? Po dłuższej chwili Luna dojrzała w tej osobie swojego kochanego braciszka. Gaston zdezorientowany dopiero odwrócił się w jej stronę, gdy dostrzegł, że spojrzenia wszystkich są utkwione w jego osobie. Jego oczy powiększyły się do wielkości pięciozłotówek, gdy zdał sobie sprawę kto tak naprawdę przed nim stoi. Jego wargi rozchyliły się, jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie zdążył. W jednej sekundzie wkurzona nastolatka obdarowała go siarczystym strzałem w policzek. Z oddali można było usłyszeć tylko głośne jęki zdumienia i dostrzec zaskoczone twarze wszystkich zebranych. Nawet sama Valente siedziała z otwartą buzią i próbowała przetrawić to co ma właśnie miejsce. Jej ręce automatycznie zaczęły drżeć, a dziewczyna z przyzwyczajenie zaczęła nerwowo wycierać je w swoje spodnie. To zachowanie jest tak bardzo niepodobne do tej wersji blondynki, którą zna. Teraz już wie, że coś sprawiło, że Ambar się rozpadła i nie potrafiła pozbierać się z powrotem. I właśnie w tym momencie odezwał się w nastolatce głupi instynkt, którego tak bardzo nienawidziła. Ciekawość. Chciała dowiedzieć się co było w stanie złamać tak silną kobietę, jaką w jej oczach była panna Smith. Jednak jeszcze nie teraz.

W tym momencie jej uwagę ponownie przykuły sprawy dziejące się na boisku. Blondynka dalej stała zadziwiająco blisko swojej ofiary i spoglądała prosto w jego oczy z chęcią mordu. Z urywanym oddechem wysyczała prosto w jego twarz, słowa przesiąknięte jadem.

— Nienawidzę Cię...

Słowa te wprowadziły każdego w niemałe zaskoczenie, sprawiając że niemal wszyscy zastygli wbezruchu. Smith rzuca blondynowi ostatnie pogardliwe spojrzenie i odwraca się na pięcie. Odchodzi szybkim krokiem dalej tak samo wkurzona, lecz stara się stwarzać pozory i zachować resztki swojej postaci wykreowanej na silną i samowystarczalną kobietę. Tym razem ludzie sami schodzą jej z drogi i już przez nikogo nie musi się przeciskać. Z trudem powstrzymuje cisnące się jej do oczu łzy. Na domiar złego, na sam koniec ktoś nierozsądny postanawia ją zatrzymać swoim głośnym i rozweselonym głosem.

— Ej Mała, potrzebujesz pocieszenia? Moje ramiona, i nie tylko, są zawsze gotowe.

Pewny głos Matteo sprawia, że wszyscy wybuchają śmiechem, poza dziewczyną. Zadowolony z siebie szatyn puszcza jej zaczepnie oczko, a na jego wargi wkrada się jeden z tych cwanych uśmiechów. Ambar wkurzona do granic możliwości szybko odwraca się od niego, aby kolejny raz nie okazać swojej słabości.

— Pieprz się Balsano.

To są jedyne słowa jakie udaje jej się powiedzieć, przed kolejną falą łez, jaka zalewa jej twarz. Tym razem idzie znacznie szybciej i już po chwili wychodzi z terenu boiska, gdzie może bez skrępowania oddać się rozpaczy. Zaskoczona tym wszystkim szatynka nie jest w stanie nawet się poruszyć. Swoj wzrok dalej ma utkwiony w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stała blondynka. Teraz stoi tam kilku kumpli Balsano, którzy zadowoleni przybijają mu piątki. Nagle szatyn szybko podnosi swój wzrok i niemal od razu zatrzymuje go na jej oczach, a na jego wargi wkrada się cwany uśmiech. Ciało nastolatki od razu całe się spina. Od jakiego czasu wie, że go obserwuje? Może wcale nie powinna czuć się tak bezpiecznie, jak to było do tej pory. Z każdą sekundą na jej twarzy pojawia się coraz większe przerażenie, a na jego wargach - jeszcze większy uśmiech. W tym samym momencie co dziewczyna ma wstać i odejść, jak najszybciej, chłopak gestykulując pokazuje jej, aby poczekała na niego po treningu. Kolejny raz się waha. Zastanawia się, czy to aby na pewno dobre posuniącie. W końcu jej brat jest tutaj, może wszystko zobaczyć. Gdy tylko dostrzega, że szatyn dalej się w nią wpatruje, swoimi oczami wskazuje na blondyna stojącego całkiem niedaleko. Matteo ruchem głowy pokazuje jej, że nie ma się czego obawiać. Posyła jej kolejny ze swoich uśmiechów i wyczekująco na nią spogląda. Do jego, jak i jej uszu dociera krzyk trenera, który zachęca chłopaka do powrotu do treningu. Ten jednak usilnie go ignoruje, dalej wpatrując się niecierpliwie w dziewczynę, oczekuje jej odpowiedzi. Koniec wymówek. Zanim dziewczyna zacznie się zastanawiać i cokolwiek analizować, automatycznie kiwa głową na znak zgody. Na wargi Balsano wkrada się kolejny z uśmiechów, który nie odstępuje go już do samego końca.

Po kolejnej godzinie głośny gwizdek trenera kończy wszystkie ćwiczenia. Prawie wszyscy w jednej sekundzie ruszają w stronę szatni, aby jak najszybciej wziąć kąpiel i wreszcie wrócić do domu. Wyjątkiem jest Matteo, który idzie wolnym krokiem za całą rozentuzjowaną zgrają. Chce dać czas wszystkim na ogarnięcie się i opuszczenie szatni. Chce mieć pewność, że nikt nie nakryje go na rozmowie z szatynką.

Już po kilku krótkich chwilach oczy nastolatki padają, na postać która mocno otwiera drzwi prowadzące do szatni i niemal biegiem wychodzi poza teren szkolnego boiska. W osobie tej dostrzega swojego brata i kolejny raz nasuwa jej się myśl, że bardzo chciałaby wiedzieć co zaszło między tą dwójką. Już teraz obiecuje sobie, że przy najbliższej okazji będzie musiała z nim szczerze porozmawiać. Ale nie teraz. Teraz wie, że może bezpiecznie zejść z trybun i oprzeć się o jedną ze ścian wąskiego korytarza prowadzącego do szatni zawodników. Wzrokiem dokładnie skanuje każdego chłopaka opuszczającego pomieszczenie, a było ich już kilku. Żaden z nich, co nie jest żadnym zaskoczeniem, nie zwrócił na nią żadnej uwagi. Dziewczyna zaczyna powoli się niecierpliwić. Po wielu godzinach spędzonych na ich treningach zdążyła przyswoić sobie ich dokładną liczbę i już wie, że w szatni pozostały już tylko dwie osoby. Szatyn i jakoś mało znaczący chłopak. Luna stoi pod ścianą już dobre czterdzieści minut, nogi powoli odmawiają jej posłuszeństwa. Sfrustrowana wypuszcza powietrze z buzi i w tym samym momencie, w którym odwraca się z zamiarem pójścia do domu, czuje na swoim nadgarstku mocny uścisk, który zmusza ją do powrócenia do poprzedniej pozycji. Niemal natychmiast czuje na swoich wargach mocny nacisk. Chłopak przed nią stojący długo się nie zastanawiając, gwałtownie wpycha jej język do buzi, od razu pogłębiając pocałunek i sprawiając, że z jej warg mimowolnie wydobywa się cichy jęk. Szatynka, jakby spragniona tego zbliżenia, szybko wplata swoje palce w jego włosy i z jeszcze większą pasją oddaje pocałunek, co powoduje mały uśmiech Matteo. Gdy tylko słyszy, że drzwi za nim się otwierają, jeszcze mocniej przyciska ją do ściany i nie pozwala się jej odsunąć. Ona natomiast spanikowana do granic możliwości chciała zrobić to jak najszybciej. Jedyne co je pozostało i złapanie w swoje dłonie kaptura i położenie ich na twarzy chłopaka, tym samym sprawiając, że jej twarz stała się niewidoczna dla niechcianego gapia.

— No kapitanie... Widzę, że nie próżnujesz!

Mówi rozbawiony chłopak, gdy tylko przechodzi koło całującej się dwójki. Matteo nie chcąc w ogóle przerywać tej przyjemności, jedyne co robi to wystawia w jego stronę środkowy palec, ale już po chwili jego dłoń z powrotem ląduje na talii dziewczyny. Słysząc oddalającego się chłopaka, szybko się od siebie odrywają w celu zaczerpnięcia powietrza. Patrzą na siebie ciężko przy tym dysząc, a szatyn w żaden sposób nie zmienia odległości między nimi.

— Jak tam, Stalkerko?

Pyta z tym swoim cwanym uśmiechem i jedną dłonią zgarnia niesforne kosmyki jej włosów z twarzy.

— Skąd wiedziałeś, że tam siedzę?

Ona natomiast pyta dużo bardziej niepewnym i zachrypniętym głosem, patrząc mu jednak przy tym prosto w oczy.

— Wiem dużo więcej niż myślisz, a teraz mam niesamowity pomysł...

Słowa te wypowiada szeptem wprost w jej usta, po czym delikatnie je muska, aby po sekundzie z powrotem się odsunąć. Mocno chwyta jej drobną dłoń i delikatnie pociąga ją w stronę drzwi prowadzących do szatni.

— O nie, nie, nie Balsano. Nie tym razem kolego...

Szybko wyrywa rękę z uścisku i tyłem kieruje się w stronę wyjścia z boiska. Posyła mu pełen zadowolenia uśmiech, gdy tylko dostrzega jego zawiedzioną minę i słyszy jego głośny jęk. Cicho śmieje się pod nosem i już ma zamiar się odwrócić, gdy dociera do niej jego głos.

— Czyli jesteśmy kolegami?

Pyta w tym momencie równie rozbawiony co ona, a ona tylko w geście niewiedzy delikatnie unosi ramiona.

— Sam zdecyduj Balsano!

Krzyczy jeszcze zanim zdąży przekroczyć furtkę prowadzącą na szkolne boisko.

—  Wiedz, że to jeszcze nie koniec koleżanko!

Krzyczy równie głośno co ona i niemal w tym samym momencie oboje wybuchają cichym śmiechem.

Czy to jest kolejny przełom? Czy ten aż tak dziwny dzień naprawdę da radę zmienić coś w ich znajomości? Umysł nastolatki zaprzatają teraz myśli, w których zastanawia się o co mogło tak naprawdę chodzić szatynowi? Co jeszcze może o niej wiedzieć? Czego jeszcze nie udało się jej przed nim ukryć?

Continue Reading

You'll Also Like

55.8K 6.1K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
71.2K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
24.8K 2K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
181K 10.3K 131
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵) ZASTRZEŻENIA • Proponuje czytać wszystko po kolei aby zrozumieć niektóre wątki, rozdziały tworzą his...