Korpus Zbawiciela

By ZofiaAMackiewicz

53.5K 3.7K 1K

Od kiedy dwadzieścia lat wcześniej ludzkość ledwo przetrwała szereg kataklizmów, które spadały na nią jak gro... More

Bohaterowie // Soundtrack
Prolog: Umarli nie pójdą do pracy, bo już nie żyją
Rozdział pierwszy: Ekrany Hong Kongu
Rozdział drugi: Naga prawda o braterskiej miłości
Rozdział trzeci: Pilot to podstawa
Rozdział czwarty: Bohater Księżycowego Lata
Rozdział piąty: Komura z Odarii
Rozdział szósty: Zmiana w taktyce
Rozdział siódmy: Obce gwiazdy
an.
Rozdział ósmy: Chateau de Regina
Rozdział dziewiąty: Plan Campbella
Rozdział dziesiąty: Szczęściary
Rozdział jedenasty: Biznes to biznes
Rozdział dwunasty: Ludzka pobłażliwość
an2.
Rozdział trzynasty: Dług do spłacenia
Rozdział czternasty: Rosyjski Kot bez buta
an3.
an4.
Rozdział piętnasty: Pozdrowienie dla Słońca
Rozdział szesnasty: Uszkodzony transport
Rozdział siedemnasty: Jeźdźcy Apokalipsy
Rozdział osiemnasty: Nokturn Op. 9 Nr 2 Es-Dur
Rozdział dziewiętnasty: Złote rodzeństwo
Rozdział dwudziesty: Żyjąca Eurydyka
Rozdział dwudziesty pierwszy: Sztorm
Rozdział dwudziesty drugi: Jedyny ślad
Rozdział dwudziesty trzeci: Dobra jak matka
Rozdział dwudziesty czwarty: Czysta i łagodna
Rozdział dwudziesty piąty: Miłosierny niczym ojciec
Rozdział dwudziesty szósty: Grzechy
Rozdział dwudziesty siódmy: Odbicia
Rozdział dwudziesty ósmy: Bez pocałunków
Rozdział dwudziesty dziewiąty: Stracone wschody
Rozdział trzydziesty: Kontrola sytuacji
an5.
Rozdział trzydziesty pierwszy: Nieśmiertelnik Sashy Lijowicz
Rozdział trzydziesty drugi: Pośmiertna apostoła
Rozdział trzydziesty czwarty: Prawdziwe oblicze
Rozdział trzydziesty piąty: Mnogość upadków
Rozdział trzydziesty szósty: Kara dla wiarołomnych
an6.
Rozdział trzydziesty siódmy: Pola Elizejskie
Rozdział trzydziesty ósmy: W łagodnym powiewie
Rozdział trzydziesty dziewiąty: Pierwszeństwo do Piekła
Epilog: Żywi mogą zapracować na ożywienie umarłych

Rozdział trzydziesty trzeci: Rubieże

392 47 14
By ZofiaAMackiewicz

  👽 CODZIENNOŚĆ - TEN TYP MES + DAWID PODSIADŁO👽 

– Jesteś pewny, że nie chcesz pozwiedzać miasteczka? – Roger ścisnął mocniej w dłoni uszy skórzanej torby z rzeczami Sashy. Nie było tego wiele.

– Nie. – Remi potarł podbite oczy. Chłopak zrobił się bardzo milczący ostatnio, jakby coś go od środka pożerało. Pułkownik Wesler mu się nie dziwił, był bardzo młody, życie jeszcze nie doświadczyło go tak dobitnie. Wydawało mu się, że Belg po prostu nie rozumie całej sytuacji, ale czuje poczucie winy. Jak cały korpus.

– Co masz zamiar robić w takim razie?

– Spać. – Szybka odpowiedź zaskoczyła bruneta, który przyjrzał się chłopakowi podejrzliwie. – Wybacz. Nie jestem dzisiaj w humorze. – de Blaire westchnął i potarł kark. – Śniło mi się, że moja córeczka zginęła. Rano żona do mnie dzwoniła, że mała leży w szpitalu z zapaleniem płuc.

– Jak tylko skończę to, możesz jechać do domu. Dostaniesz przepustkę. Należy ci się. Nie pojechałeś, kiedy my byliśmy w Stanach. – Roger uśmiechnął się lekko.

Chłopak kiwnął głową i powiódł spojrzeniem po sylwetce dowódcy. Jego wzrok zatrzymał się na torbie z rzeczami Lijowicz. Jego oczy zadrżały dziwnie. Poprawił się w fotelu i odchrząknął.

– Słuchaj... Przykro mi, zwłaszcza, że Louisa mi powiedziała, że Sasha spodziewała... – Zamilkł, kiedy Roger podniósł dłoń.

– Mi też jest przykro. Ale dzięki poświeceniu Sashy, planeta jest bezpieczna. Po prostu postarajmy się teraz okazać jej szacunek i... sprawić, żeby jej imię zostało otoczone dobrą chwałą. – Ciężko mu się mówiło o niej jak o relikcie przeszłości. Ale taka była prawda. Jego ukochana odeszła i zostawiła go tu samego. Musiał przełknąć gorycz rozpaczy, bo nie po to dziewczyna oddała życie, żeby on teraz trwonił je na depresyjne myśli i chęć porzucenia doczesnego świata. Od zawsze chciała tylko dobrego.

Westchnął i kiwnął głową, przymykając oczy. Wbił sobie paznokcie we wnętrze zaciśniętej na torbie dłoni, by się nie rozryczeć jak małe dziecko. Miał ochotę wyć, miał ochotę rozwalić coś, miał ochotę zabić tego skurwysyna przez którego jej już tu nie było. Ale nie mógł. Może to i dobrze. Może wtedy straciłby resztkę człowieczeństwa, jaką zaszczepiła w nim Sasha.

– Postaram wrócić wieczorem w miarę trzeźwy. – Obaj dobrze wiedzieli, że w rosyjskich zwyczajach zarówno przyjmowania gości, jak i żałoby duży udział miała wódka. Roger był na to przygotowany, że gdy przekaże Lijowiczom wiadomość o śmierci dziewczyny, będzie musiał podporządkować się tradycji.

– Będę czekać, ile trzeba. – Remi pokiwał głową. – Powodzenia.

– Dzięki. Dobrej zabawy.

Roger kiwnął mu głową i zszedł po trapie na płytę lądowiska, gdzie czekał dowódca oddziału, który na stałe stacjonował w Rubianach, trzysta kilometrów od Petersburga. Z tego co zdołał się dowiedzieć, miasteczko leżało ponad pięćdziesiąt kilometrów od miejsca, gdzie mieszkała rodzina Sashy. Na jego prośbę, ktoś ze Zjednoczeniówki miał go dostarczyć na miejsce, a potem odebrać.

Czarnoskóry oficer zasalutował pułkownikowi, a Roger kiwnął mu głową. Baza Armii wyglądała na małą, ale była punktem strategicznym. Nawet w małych miastach, gdzieś na końcu świata umieszczano takie bazy. Zjednoczone Narody Ziemi miały dokładny plan globalizacji i zapobieganiu rasistowskim oraz ksenofobicznymi zachowaniom w dobie braku granic na poziomie międzygwiezdnym.

– Kapitan Louis Debes – przedstawił się dowódca.

– Witajcie, kapitanie. Pułkownik Roger Wesler, chociaż to już wiecie.

– Tak jest. Co z pilotem?

– de Blaire miał nocną wartę – skłamał Roger. – Niech śpi, nie przeszkadzajcie mu. Najwyżej zje, jak wieczorem wrócę.

Mężczyzna pokiwał głową i wskazał mu wejście do budynku, w którym mieściła się baza. Pilnujący drzwi żołnierze, zasalutowali im.

– Jak wam się tu żyje?

– Jak w każdej innej bazie. Tylko papierosy są gorszej jakości. – Kapitan Debes się skrzywił, a Wesler uśmiechnął półgębkiem. Pomacał się po mundurze, sprawdzając, czy jego zapas zachodnich fajek się nie zgubił. Chyba nie chciałby próbować lokalnych specjałów tytoniowych.

Baza nie była duża i podczas nieistotnej rozmowy o mało ważnych szczegółach życia oddziału przeszli przez nią. Przed jednostką na wylanym asfaltem podjeździe czekał opancerzony samochód. Brama była również obstawiona przez w pełni umundurowanych i wyposażonych w broń żołnierzy. Roger przyglądał się temu podejrzliwie. Nie żeby miał coś przeciwko byciu w ciągłej gotowości, ale po co tutaj, na prowincji? Wziął to na karb przybycia wysokiego oficera i legendy Armii.

Kierowca czekał przy samochodzie i zasalutował im, kiedy podeszli bliżej. Wesler kiwnął na młodego chłopaka głową i wsiadł do środka.

Kapitan Debes zajął miejsce pasażera obok kierowcy i dał znak żołnierzom przy bramie, którzy ją dezaktywowali. Falowy silnik auta zaszumiał i wyjechało przez bramę. Roger odwrócił głowę, by zobaczyć, jak żołnierze pełniący wartę po zewnętrznej stronie zamykają ją. Ciekawszy widok jednak zastał dwadzieścia metrów dalej.

Część żołnierzy zakrywała nową warstwą szarej farby graffiti wymalowane na ogrodzeniu. Część krwistoczerwonych bohomazów została zakryta, ale i tak przekaz był jasny i zdecydowanie wulgarny, nawet jak na Rosjan.

– Macie jakieś problemy z mieszkańcami?

Oficer przez chwilę milczał, ale Roger wyłapał nerwowe spojrzenie, jakie rzucił mu podwładny. Czyli coś było na rzeczy.

– To grupa młodych wandali. Co jakiś czas robią takie pseudo-wyzwoleńcze akcje, skrajni nacjonaliści, uważają się za wyzwolicieli narodu i planety spod władzy obcych najeźdźców.

Pułkownik Wesler pozwolił sobie na prychnięcie.

– Za dużo science-fiction.

– Trzech z nich nie jest jeszcze pełnoletnich, ale do tej pory mieli kuratorów, więc grozi im poprawczak. Reszta ma przewinienia na tle rasistowskim, wandalizm i umyślne narażanie na niebezpieczeństwo i utratę życia lub zdrowia. Dzieciakom się wydaje, że pokonają system, który działa w całej galaktyce. – Pokręcił głową, a siedzący z tyłu brunet zmarszczył brwi. – Skoro ten system jest taki zły, to czemu pozwala im na tyle wolności, co?

– Młodzi są, poza tym założę się, że znają tylko miasteczko. To ich strefa bezpieczeństwa, a obcy kojarzą się im z niebezpieczeństwem, dlatego stawiają opór. Nie ich wina, że nie widzieli reszty świata – odpowiedział zdawkowo Roger. – Ale to nie usprawiedliwia zachowań, które zagrażają społeczności.

Mknęli po równej drodze i w przeciągu kilkunastu minut wyjechali z rzadkiego lasu do mieściny. Szare blokowiska otaczały miejscowość pierścieniem, ale stan rozkładu postkomunistycznej zabudowy był poważny, bo teren ogrodzono. Im bliżej jednak serca miasteczka – czyli placu przed ratuszem porośniętego chwastami – tym więcej wyłaniało się budynków w stanie pozwalającym na użytek. Wyglądały jakby remontowała je jedna firma, równie dobrze mogło tak być, że rynek tutaj nie istniał i specjalista był jeden.

Musieli zwolnić na jedynym skrzyżowaniu ze światłami, gdzie spotykały się ulica prowadząca do molenny i ta przy której stał komisariat policji i pogotowie. Pod dyskontem umieszczonym na parterze piętrowego budynku stali bardzo młodzi mieszkańcy. Spojrzenie ogolonego na łyso młodego Rosjanina, który wypalał słabej jakości szluga, skrzyżowało się ze spojrzeniem Rogera.

Ostentacyjny gest splunięcia był jednoznaczny. Jednak Wesler nie poddał spojrzenia, a jedynie kiwnął głową. Partner niewerbalnej rozmowy zmarszczył krzaczaste brwi, aż wreszcie odwrócił się do reszty, która również nie łypała przyjaźnie na opancerzony wóz Zjednoczeniówki.

Ruszyli zanim mógł usłyszeć, jaki komentarz rozbawił jego kompanów.

– Zawiadomiłem profesora Lijowicza, żeby spodziewał się gości z Armii. W ciągu tygodnia jest w Petersburgu, więc musiał wcześniej dostać informację o ewentualnej wizycie – odezwał się oficer.

Pułkownik kiwnął głową i poprawił się w fotelu.

– Czego jest profesorem?

– Fizyki i astronomii, wykłada na Politechnice Petersburskiej. Jego żona wykłada chemię na tej samej uczelni, jeśli się nie mylę, panie pułkowniku.

Roger potarł policzki. Więc zdolności do przedmiotów ścisłych były w rodzinie Lijowiczów dziedziczne. Co prawda Sasha kiedyś wspomniała, że nie była samorodnym genialnym dzieckiem, po prostu jej ojciec zniszczył swoja szansę na dobry byt i karierę naukową, ale nigdy nie mówiła za wiele o rodzeństwie.

Roger jechał do jej rodziny, wiedząc tylko, że Wiera Lijowicz dawno leży dwa metry pod ziemią, Nikita Lijowicz po pobycie w zakładzie wychowawczym dla trudnej młodzieży został w Moskwie, a Andriej natomiast zajął się matką, jako jedyny wykorzystując swój potencjał intelektualny w pełni – tak określiła to jego młodsza siostra.

Przetarł zmęczone oczy i westchnął. Wciąż nie wiedział, co dokładnie powiedzieć rodzinie Sashy, od czego zacząć i gdzie skończyć. Jak przedstawić sposób przeciągnięcia dziewczyny na jasną stronę mocy? Czy powinien przyznać się już na wstępie do związku z Sashą? Od razu powiedzieć o jej ciąży? Kiedy wspomnieć o bohaterskiej śmierci?

Zresztą jaki sens było ukrywać? Dziewczyna w liście wyraźnie określiła charakter ich związku, który zdecydowanie do platonicznych nie należał. Przyznanie się będzie najlepszym wyjściem. Ale najpierw musiał przedstawić tę historię dokładnie od początku.

Gonitwa myśli przyprawiała go o ból głowy. A jednak nie mógł się powstrzymać przed wątpliwościami i snuciem przypuszczeń, jakby wyglądało jego życie, gdyby Sasha nadal żyła. Jak cała sprawa z Księciem by się zakończyła. Roger przyglądał się mieszanemu lasowi, który przerywały płytkie rzeki.

Niespodziewanie kierowca skręcił w drogę gruntową i pułkownik Wesler usiadł prosto, czekając nerwowo, aż dojadą na miejsce. Jeszcze dwadzieścia minut nic się nie działo, jedynie las zaczął rzednąć, a droga zwężać.

Wreszcie wyjechali na otwartą przestrzeń. Dom z cegły, pomalowany na biało odbijał światło wysoko wznoszącego się nad nimi słońca. Na podjeździe stał zabłocony SUV, obok którego zatrzymał się wóz Zjednoczeniówki.

Roger wysiadł z samochodu zanim kierowca zgasił silnik. Kapitan miejscowej jednostki również się pofatygował z auta, ale zanim doszli do ganku, drzwi wejściowe otworzyły się.

W twarzy mężczyzny niewiele starszego do Rogera mógł dostrzec podobieństwo do twarzy Sashy. Zadarty nos i wysokie kości policzkowe. Poza tym, jego oczy miały bardzo podobny, bursztynowy odcień. Chował je za klasycznymi okularami.

– Kapitanie Debes, miło pana widzieć – odezwał się z dość wyraźnym rosyjskim akcentem.

Oficerowie wspięli się po betonowych schodach.

– Profesorze Lijowicz, to pułkownik Roger Wesler – przedstawił bruneta wojskowy. Andriej Lijowicz uścisnął mu dłoń.

– Czym zawdzięczam sobie przyjemność poznania Bohatera Księżycowego Lata? – zapytał, a jego nieco cyniczny uśmiech przypominał do bólu uśmiech innego Lijowicza.

Roger odchrząknął.

– Jestem dowódcą specjalnej jednostki obronnej planety, Korpusu Zbawiciela. Moją podwładną była pana siostra, Sasha Lijowicz.

Na twarzy mężczyzny momentalnie pojawiło się szczere zaskoczenie.

– To będzie dłuższa rozmowa – dodał Wesler, a profesor kiwnął głową, odzyskując rezon.

– Proszę zadzwonić, kiedy będziecie chcieli wrócić, pułkowniku – powiedział do bruneta Debes, zanim Rosjanin zaproponował mu wejście do środka. – Obowiązki mnie wzywają. – Kiwnął głową i zasalutował przed Rogerem, a potem zszedł po schodach i wsiadł do wciąż chodzącego auta.

– Zapraszam do środka, pułkowniku – odezwał się wreszcie Andriej, a mężczyzna zreflektował i pozwolił, żeby gospodarz przepuścił go w wejściu.

Dom wewnątrz był przestrzenny, w jasnych, nieco chłodnych kolorach, które jednak potęgowały efekt wysokich sufitów i dużych okien, które wychodziły na las dookoła.

Profesor Lijowicz wprowadził go do pokoju dziennego połączonego z jadalnią. Szary kolor i stal dominowały, ale niektóre elementy stanowiły drewiane powierzchnie, które dla Rogera nie wyglądały tylko na stylizowane. Zastanawiał się nawet, czy drewniany, nieco pofatygowany stół nie pamiętał jeszcze czasów dzieciństwa jego ukochanej.

Z kuchni, do której prowadził łuk w ścianie, wyszła krągła, wysoka kobieta o pucatej twarzy, która markowała jej faktyczny wiek. Przyjrzała się Rogerowi niepewnie, a potem uśmiechnęła się nieśmiało, jak przystało na dobrą gospodynię.

– Kochanie, to jest pułkownik Roger Wesler – przedstawił go profesor. – Pułkowniku, to moja żona, Maxima Gregorovna Lijowicz.

– Witam.– Podała mu dłoń, a Roger ją ucałował.

– Miło mi poznać.

– Mnie również. – Jej akcent, prawie tak jak Sashy, był lepiej zakamuflowany i tylko twarde głoski brzmiały wschodnio.

– Proszę, usiądźmy. – Gospodarz wskazał mu miejsce przy stole i oficer nie śmiał odmówić.

– Wiem, że mieszkacie ze swoją matką, Iriną. Jeśli jej zdrowie na to pozwala, sądzę, że powinna być przy tej rozmowie.

Małżeństwo wymieniło ze sobą zaskoczone spojrzenia. Ten człowiek wiedział wiele.

– Mama została w Petersburgu z córkami. Nie sądziliśmy, że będzie pan miał sprawę również do niej – odezwał się wreszcie Andriej. Gość zaczynał go coraz bardziej intrygować. Widać był jednak niepokój. Nie mieli wiadomości bezpośrednio od Sashy wiele lat.

– Sasha, jak zapewne wiecie, prężnie działała w czarnorynkowej organizacji zwanej Mlecznymi Dziećmi. – Z postawionej na podłodze torby z rzeczami, jakie zostawiła po sobie zmarła, wyjął teczkę, w której mieścił się spis dokonań dziewczyny podczas służby w Korpusie oraz akt zgonu. Położył to na stole razem z kopertą zawierającą list do Iriny Lijowiczowej.

– Ponad miesiąc temu ona i moja siostra, Daphne Wesler, dołączyły do specjalnej grupy, którą tworzyłem na zlecenie senatora Campbella. Zostaliśmy powołani, by obronić Ziemię przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Dziewczyny pomimo różnicy interesów, postanowiły nam pomóc. – Podsunął w ich stronę teczkę. – Nie jestem w stanie jako dowódca tej grupy wymienić ile razy zdolności Sasha nas ratowała. Była naprawdę... – Przełknął ślinę, czując zbierającą się w nim żałość i tęsknotę. – Sasha... – Zacisnął mocniej dłonie na teczce i chociaż patrzył wprost na Lijowiczów, nie wiedział ich. – Sasha kilka dni temu odkryła, że nasz wróg prawie przejął kontrolę nad zabezpieczeniami na jądrze.

Maxima zakryła usta dłonią, a Andriej ścisnął jej drugą dłoń, która leżała na stole.

– To moja wina, co się stało. Jako dowódca biorę za to całkowitą odpowiedzialność. Za zbyt szybko opracowany plan, pochopne decyzję i wszystkie skutki, ale byliśmy pod presją czasu. Akcja odbicia zabezpieczeń była gwałtowna i nieoczekiwana. I gdyby nie Sasha, zginęli by inni członkowie korpusu. Książę Roghrock by wygrał, a nasza planeta by nie istniała, bo ten... – zmemłał w ustach przekleństwo. – On by wysadził ją w pierwszej chwili, kiedy by wygrał.

– Czy ona...? – odezwała się kobieta, a Roger drgnął i skupił wzrok na niej, a potem przeniósł go na jej męża.

– Sasha poświęciła życie, ratując nasz wszystkich.

Andriej zacisnął usta i zaczął zawzięcie mrugać, ale nie zdołał odgonić łez. Zdjął okulary i potarł oczy dłonią. Żona położyła mu dłoń na plecach. Wesler dobrze wiedział, co czuł. Z rozpaczą po stracie Sashy musiał walczyć w każdej cholernej sekundzie.

– List jest do Iriny, znaleźliśmy go w jej rzeczach po powrocie do bazy. – Podał im wreszcie przygotowane dokumenty i kopertę.

Profesor Lijowicz, chociaż nie mógł mieć więcej niż trzydzieści jeden lat, otworzył ją bez wahania. Pochylił się nad nim z Maximą, pocierając oczy brzegiem dłoni.

Roger obserwował ich twarze, jak kobieta poruszała wargami, kiedy rozczytywali pismo Sashy, jak jego usta zadrżały najpierw w niepewnym uśmiechu, a potem brwi uniosły się, kiedy doszedł do momentu, w którym siostra oświadczyła, że wiąże ją coś więcej z pułkownikiem. Z każdym kolejnym słowem, wyglądali na coraz bardziej poruszonych. Wesler dobrze wiedział, w jakim fragmencie przerwali, bo podnieśli jednocześnie głowy, patrząc na niego.

– Jesteś... – Andriej odchrząknął. – Byłeś ojcem jej dziecka?

– Nie wiedziałem, że była w ciąży. – Roger splótł dłonie, by ukryć ich drżenie i zamrugał, próbując się opanować. – Gdybym wiedział, gdyby mi tylko powiedziała cokolwiek, chociaż to, że ma jakieś objawy, nigdy bym nie ryzykował jej udziału. Nie wypuściłbym ją z bazy. Nie pozwoliłbym jej, nigdy. – Oddech mu przyśpieszył. – Sasha miała rację, pisząc ten list. Kocham ją. Jedyne co teraz wiem, kiedy jej przy mnie nie ma, że cholernie ją kocham. Dowiedziałem się, że spodziewała się naszego dziecka po tym, jak wróciliśmy. Nasza lekarka przyszła z wynikami badań jej krwi, które zrobiła jeszcze tego samego dnia rano. Sasha miała rację. Była w ciąży. I mimo to postanowiła się poświęcić.

Brat jego ukochanej wpatrywał się w niego drżącymi oczami. Rogerowi zamazał się obraz, kiedy z oczu wypłynęły łzy. Nie potrafił ich ukryć. Nie. Nie miał zamiaru kryć się z nimi, bo tragedia śmierci Sashy nie tylko na nim odcisnęła swoje piętno. To była jej rodzina, jej bliscy, nawet jeśli opuściła ich zbyt wcześnie.

– To moja wina. Śmierć Sashy to moja wina. Tylko i wyłącznie moja.

Zapadła długa cisza. Wreszcie wypowiedział słowa, które tak długo ciążyły mu na sercu. Wreszcie przyznał to, co wiedzieli wszyscy. Wreszcie stwierdził prawdę oczywistą – mógł temu zapobiec. Nie zrobił tego. Nie uratował jej. Nie sprzeciwił się jej samowolce. Milczał – więc przyzwolił. Patrzył – więc pochwalał. Przeżył – więc był tchórzem, bo to on powinien był zginąć. Kapitan idzie na dno razem ze swoim statkiem.

– Nie – sprzeciwił się Andriej. – Nie, zabrat, nie.  


Zostały cztery rozdziały moi drodzy... Tylko cztery rozdziały. Niesamowite, co? Ale nie martwcie się po drodze jeszcze będziemy się dobrze bawić :D A jak już załatwiliśmy sprawę Sashy, to trzeba lecieć dalej, prawda? ;)

All the Zo <3


Continue Reading

You'll Also Like

420K 2.6K 8
„On wziął ją pod swoje chłopięce skrzydła, gdy była bezbronnym dzieckiem. Ona zaufała mu i traktowała, jak swojego anioła stróża. Trzymała go za rę...
227K 7.2K 35
~prawo, prywatna szkoła, grupka przyjaciół, nielegalne wyścigi, Dallas, wpływowi ludzie i zatargi~ W TRAKCIE KOREKTY I REDAGOWANIA Nadine Mason jest...
53.5K 3.7K 48
Od kiedy dwadzieścia lat wcześniej ludzkość ledwo przetrwała szereg kataklizmów, które spadały na nią jak grom z jasnego nieba, kolejny potężniejszy...
36.5K 1.8K 17
Otworzyła oczy. Są piękne prawda? Ciemne, piwne. Z jej pleców wystają skrzydła. Białe, jak czysty śnieg w grudniowy wieczór. A on siedzi w Piekle...