Rozdział jedenasty: Biznes to biznes

838 75 5
                                    


Gwałtownie zrzucone jej na głowę wiadro lodowatej wody skutecznie ją obudziło. Szczęściara zaczerpnęła gwałtownie powietrza, wszystkie mięśnie się spięły, a sól szczypała w oczy. Mrugając zawzięcie, próbowała się jej pozbyć bez użycia rąk, które miała związane nad głową. Właściwie to na nich zwisała, nie mając nawet szans musnąć podłoża stopami.

- Masz naprawdę twardy sen, Lucy.

Podniosła głowę i dostrzegał nieco rozmazaną sylwetkę Jamiego Torcido. Stał oparty o framugę drzwi, a u jego stóp leżał przewrócony cebrzyk. Zamrugała jeszcze raz i wreszcie dostrzegła wszystko wyraźnie.

- Bo tak masz na imię, prawda? Lucy?

Obracała głową dookoła i dostrzegła, że znajdują się w jakiejś stajni albo zagrodzie. Wydała z siebie cichy jęk obrzydzenia, gdy dostrzegła, że tuż obok Torcido w błotku taplały się świnie.

Jego wzrok podążył za jej spojrzeniem i natrafił na wieprze, które kwicząc, jakby je zażynano, pchały się do koryta, przewracając wzajemnie w bagnie. Uśmiechnął się i spojrzał na nią.

- Jakiś problem z prosiaczkami? – rzucił z uśmieszkiem.

- Są nietrefne – szepnęła, a kiedy uniósł brew, odchrząknęła – Niekoszerne.

Twarz mężczyzny rozjaśniło zrozumienie, a on klasnął w dłonie, jakby te określenia były największą tajemnicą daną mu odkryć. Podszedł do niej, a im bliżej się znajdował, tym bardziej przerażona była. Miał psychopatyczny błysk w oczy.

Spotkała już nie jednego szaleńca w kosmosie, podczas swoich wycieczek po Drodze Mlecznej> Miała styczność z mordercami, pedofilami i wszelkim możliwym marginesem społecznym. Jednak coś w spojrzeniu, które skierował na nią czarnoskóry mężczyzna, sprawiało, że wszyscy tamci wydawali się bladzi i normalni.

- Nie jesteś Jamie'im Torcido – szepnęła, a on westchnął się, zatrzymując się niecałe pół metra od niej.

- Jestem czy nie jestem? Szczerze to nie mam pojęcia – odpowiedział, rozkładając ręce – Ciężko to wyjaśnić słowami. Jamie Torcido użyczył mi swojego ciała, swojej pamięci i swojego doświadczenia, a ja jestem tylko skromnym gościem, który nie śmie zrobić krzywdy gospodarzowi.

Wytrzeszczyła na niego oczy. Czy ona dobrze zrozumiała? Jakiś psychol przejął kontrolę nad ciałem tego człowieka? Odchyliła głowę do tyłu, by przyjrzeć mu się uważniej. Teraz to wszystko było oczywiste. Stąd jego oczy ze swoim dziwnym wyrazem nie pasowały do ciała, a o mocach nikt nie wspomniał w raporcie. Jakiś dekiel przejął go.

Zagryzła wargę, wciąż się w niego wpatrując, a Torcido, czy ktokolwiek to był, podszedł jeszcze bliżej. Był na wyciągnięcie ręki i mogła dostrzec, że jego ciemne tęczówki są usiane białymi plamkami, przypominają przy tym rozgwieżdżone niebo. Niesamowite, jak piękne mogły być, patrząc na to, jak wysoko w skali psychopactwa sięgnął ten dekielski pasożyt.

- Szkoda. – Wydęła dolną wargę i zgięła prawą nogę w kolanie, idealnie trafiając w szczękę faceta przed sobą. Jego głowa poleciała do tyłu, ale Szczęściara nie marnowała czasu i obejmując go nogami za szyję, przycisnęła mocno do własnej miednicy. Wybiła się biodrami do góry i złapała za sznur rękoma. Pod wpływem dotyku jej dłoni, zmienił się w złoto, które pękło, gdy mocniej pociągnęła. Zamachnęła się i polecieli do przodu. Blondynka grzmotnęła kolanami o kamienną posadzkę, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, tylko poderwała się i wybiegła z chlewu.

Korpus ZbawicielaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz