Jimbunny | YoonMin, JiKook |

By kiri_9

11.8K 1.3K 1K

Tytuł: Jimbunny. Pairingi główne: YoonMin, JiKook. Pairingi poboczne: VHope, TaeGum, MarkSon, BeakYeol, HoJi... More

I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
Przepraszam
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
Jimbunny
XXIII

XI

491 59 51
By kiri_9


Miał już dość, totalnie dosyć tego wszystkiego. Gdy tylko wrócił do domu po męczącym dniu w pracy, od razu z ulgą ściągnął buty, rzucił na szafeczkę w przedpokoju klucze wraz z portfelem i opadł ciężko na kanapę, krzywiąc się. Nie dość, że od samego rana był zawalony robotą, co rusz dostając maile z nowymi zadaniami, to jeszcze Namjoona chyba coś ugryzło, bo chodził cały nabuzowany, rzucając na prawo i lewo nieprzyjemne komentarze oraz przekleństwa. A jakby tego jeszcze było mało, to Lee Yejin, jego koleżka z działu, wyjechała w środę na kilkudniowe szkolenie, przez co część jej obowiązków została przekazana pod jego skrzydła.

Musiał wcześniej przychodzić do pracy i zostawać po godzinach, by się ze wszystkim wyrobić. Na jego szczęście był już piątek, a z racji tego, że w poprzednie dwa dni spędził w biurze o kilka godzin więcej, kolejnego już nie musiał się tam pojawiać. Ogólne zmęczenie dawało o sobie znać, jednak nie ono było teraz najgorsze, bo psychicznie, a nie fizycznie czuł się najbardziej wykończony. Robota robotą, ważne że była i robił to, o czym marzył, więc nie miał na co narzekać w tej kwestii, bo przecież była cała masa ludzi na świecie, która pracowała w zawodzie znienawidzonym przez siebie. Może i Jimin był niewyspany, a ogrom obowiązków go odrobinę przytłaczał, ale kochał to, co robił i nie zamieniłby tego na nic innego.

Tym co zajmowało jego myśli był fakt, iż minęło siedem dni od pamiętnej imprezy firmowej, a ani razu nie zamienił choćby słówka z Jeonem. Dodatkowo Yoongi też się od wtorku nie odzywał, co było wręcz niemożliwe, bo nawet jeśli widywali się średnio raz w tygodniu, to codziennie pisali ze sobą na KakaoTalk.

Normą była wymiana kilkudziesięciu wiadomości. Nawet jeśli byli bardzo zmęczeni, nie potrafili się ze sobą nie kontaktować. Często ich rozmowy dotyczyły totalnych pierdół, nic nie wnoszących do ich życia, ale właśnie to sprawiało im największą przyjemność, rozmowa o niczym, która i tak się kleiła. Bywały nawet takie okresy, kiedy to Jimin potrafił wymieniać z nim więcej wiadomości, niż z Taehyungiem, który robił mu spam każdego dnia o tym, co robił, co jadł, jak się spisywali jego podopieczni, a nawet jaką nową choreografię udało mu się podejrzeć w trakcie przerwy na lunch. Oczywiście zabawa nie miałaby najmniejszego sensu, gdyby rówieśnik nie wymagał od niego tego samego, dlatego wiedzieli o sobie niemal wszystko. Włącznie z liczbą wizyt w toalecie danego dnia.

Jednak mimo to Yoongiemu udawało się czasem pobić w tej kwestii Kima, choć nie bywało to aż tak często, zważywszy na to, że przez swoją pracę miał ograniczony czas. Dlatego tym większe było przygnębienie Parka, gdyż nagle zostało mu to wszystko odebrane. Miał wrażenie jakby stracił część codziennej przyjemności, jaką były dla niego te wiadomości. I choć się starał, naprawdę nie rozumiał zachowania obu mężczyzn.

Co prawda chciał obu poderwać, zachęcić do swojej osoby lub chociaż jednego z nich, co ostatecznie mu się udało, jednak teraz został sam. Czuł się przez nich wykorzystany, bo to przecież oni wzięli od niego co chcieli, w mniejszym lub większym stopniu, teraz nawet nie dając znaku życia.

Prawda, lekko prowokował ich, ale było to niczym w porównaniu do tego co oni zrobili. Był aż takim zerem, śmieciem pałętającym się na tym świecie, że zasłużył na takie traktowanie? Jeongguka mógł jeszcze usprawiedliwiać w tym wszystkim fakt, że przecież nie byli sobie bliscy, jedynie łączyła ich firma, w której pracowali. Co prawda, wydawało mu się, że przez te półtora roku nawiązała się między nimi nić porozumienia, a w ostatnim czasie nawet swego rodzaju zażyłość, jednak chyba źle to wszystko odbierał. Jak zwykle wszystko musiał wyolbrzymiać, robiąc sobie tym samym niepotrzebne nadzieje.

Dodatkowo, teraz był niemal pewny, że zbliżenie do jakiego doszło pomiędzy nim a Jeonem na imprezie, było jedynie efektem zbyt dużej ilości alkoholu, jaką wlał w siebie młodszy. Był totalnym idiotą wierząc, że mógł się spodobać takiemu mężczyźnie, który nie musiał się nawet specjalnie trudzić, by zabiegać o względy partnerów. Przecież to niedorzeczne, by taki żałosny grubas mógł w jakikolwiek sposób uwieść wyższego.

A żeby tego było mało, z drugiej strony był jeszcze Min. Znali się odkąd przeprowadził się do Seulu, zaprzyjaźnili dosyć szybko, a gdy starszy zerwał z jego kuzynką, ich relacja nawet się zacieśniła. Byli ze sobą naprawdę blisko i mimo, że żył tyle czasu w tak zwanym friendzonie, uwielbiał możliwości, jakie dawała ich przyjaźń, bo ciągły kontakt ze starszym to wszystko, czego pragnął. Jednak w chwili, gdy zdobył się na odwagę, zaczął wierzyć w swoje możliwości i samego siebie, wszystko zostało brutalnie zdeptane, a on sprowadzony do przykrej, lecz prawdziwej rzeczywistości.

Może ten pocałunek jednak nic nie znaczył, a straszy chciał mu tylko w dobitny sposób pokazać, że nie jest zainteresowany jego marnym podrywem i tym bardziej jego nędzną osobą? Co on sobie w ogóle myślał, próbując flirtować z tą dwójką? Że komuś takiemu jak on uda się wzniecić jakiekolwiek uczucie w tak perfekcyjnych mężczyznach? Przecież tacy, zadają i wiążą się z kimś równie idealnym co oni.

Może jednak nie byli hetero, jak początkowo zakładał, jednak nie oznaczało to od razu, że będą chcieli takiego spasionego wieprza. Nawet najbardziej zdesperowany biseksualny koleś, nie był aż takim samobójcą, by chcieć od niego czegoś więcej, niż jednorazowy numerek. Gdy teraz o tym myślał, czuł się powalony swoją głupotą. Jak wielkim kretynem trzeba być, by wpaść na tak irracjonalny pomysł, prawdziwy kretynizm w najczystszej postaci. Nic dziwnego, że ci zabawili się jego kosztem, choć dla nich pewnie męczarnią było dotykanie go w taki sposób.

Dostał to, na co zasługiwał, ścierwa takie jak on nie powinny być inaczej traktowane. Teraz jedynie pluł sobie w twarz, że przez całą tą jego chwilę niewytłumaczalnego zrywu i wiary w coś co nie istnieje, stracił przyjaciela. Nie było przecież winą szarowłosego, że młodszy był zdebilniałym pedałem, który zamiast znać swoje miejsce, zapragnął miłości, a tej przecież nie był wart. Gdyby chociaż bardziej się postarał, to by jego wygląd był względnie znośny, ale wolał obżerać się trzy razy dziennie, przez co posturą zaczynał przypominać zapaśnika sumo. Chyba musiał ograniczyć swoją dietę znów do jednego posiłku, a jeśli nie uda mu się to, to nie ma rady. Trzeba będzie rzygać. Lepsze to, niż jakby każdy jego posiłek miał się odkładać w formie tłuszczu, którego miał i tak aż nadto. Sam do tego doprowadził, więc czas najwyższy ponieść konsekwencje.

Leżał tak już od dłuższego czasu, mocząc łzami twarz, poduszkę i dłonie, którymi usilnie próbował je ścierać, jednak nie przynosiło to większego efektu, gdyż po chwili pojawiały się kolejne. Zmęczony płaczem i nieprzyjemnymi myślami zasnął, a ostatnim obrazem, jaki pozostał mu w głowie, były zniesmaczone miny Jeona i Yoongiego.

~ ~ ~ ~ ~

- ChimChim. Hej, ChimChim... Co jest? - Nad jego uchem rozbrzmiał znajomy głos. Uchylił powieki dostrzegając pochylającego się nad nim Taehyunga, którego mina wyrażała zdziwienie pomieszane ze zmartwieniem.

- O. Cześć, Tae... Co ty tu robisz? Jak wszedłeś? - Podniósł się ociężale, przecierając ospale twarz rękoma. Przeciągnął się nieznacznie siadając przy tym normalnie na kanapie i robiąc miejsce dla przyjaciela, by ten mógł usiąść obok niego.

- Dałeś mi kiedyś zapasowe klucze, pamiętasz? - odpowiedział siadając od razu, gdy brunet zabrał swoje nogi z mebla, wpatrując się przy tym w niego intensywnie. - Coś się stało? Masz opuchnięte oczy jakbyś płakał. Nie wymiotowałeś znów, prawda? Nie mów, że znowu zadręczałeś się myślami na temat swojego ciała i wagi! Park! Coś ty sobie znów ubzdurał?! No nie wytrzymam z tobą! Będę faktycznie musiał wysłać cię do psychologa, bo tak dłużej być nie może! Jimin, przecież jesteś idealny! Taki właśnie jesteś! Nie musisz chudnąć, by wyglądać lepiej, skoro teraz jest super! No może zacząłeś ostatnio jakby niknąć w oczach, przez co twoje Jibooty już nie jest takie jak kiedyś, ale...

- Tae! Uspokój się. Jest okay i nic mi nie jest. Po prostu wróciłem mega zmęczony do domu i musiało mi się coś strasznego przyśnić, stąd te łzy. Nie rzygałem, zjadłem normalnie, jest dobrze. Naprawdę nie masz się czym przejmować więc się uspokój. - szatyn gadał jak najęty i w pewnym momencie starszy miał już dość, musiał przerwać ten słowotok, bo by go jeszcze głowa rozbolała. - Już lepiej? - Miał wrażenie, że młodszy nie do końca uwierzył w jego słowa na temat tego co się wcześniej działo, ale mimo to kiwnął głową. - No to teraz mi powiedz, czemu tu jesteś?

- A no tak! Jak to czemu? Przecież jutro masz urodziny! A z racji tego, że w niedzielę wcześnie jedziesz do rodziców, to nie będziesz miał jak się zabawić. Dlatego wpadłem na pomysł, że dziś zabieram cię do klubu, by opić te dwudzieste siódme urodziny! - Podniecony myślą szatyn aż klasnął w dłonie. - Co prawda, musimy iść bez chłopaków, bo znów pojechali ze swoimi zespołami w trasę, ale we dwójkę też damy sobie radę!

- Wiesz co, Tae? Nie mam zbytnio ochoty nigdzie wychodzić. Zostańmy może u mnie, napijemy się soju albo browara i coś obejrzymy, hm? Nawet na bajkę się godzę.

Nie wiedział skąd u wyższego taki entuzjazm, ale nie obchodziło go zbytnio w tej chwili. Czuł się fatalnie, a z tego, co drugi mówił, to wyglądał wcale nie lepiej. Nie widział sensu w świętowaniu swoich urodzin, bo te tylko przypominału mu, o tym że się starzeje i do tego samotnie. Lata mu leciały, wiek dawał o sobie znać, a nie było nikogo chętnego, kto chciałby z takim nieudacznikiem spędzić więcej czasu, aniżeli jedną noc. Już nawet nie mówił o miłości, bo tej przecież wart nie był, co w końcu sam zrozumiał, chodziło raczej o coś na kształt związku. Nie musieli się kochać, wystarczyła mu sama sympatia i tolerowanie się siebie nawzajem. Chciał wiedzieć, że nie jest na tyle odrażający w całej swej naturze, by ta sama osoba chciała przespać się z nim więcej, niż jeden raz. Może go nawet wykorzystywać i być z nim dla samego seksu, nie robiło mu to żadnej różnicy, byleby tylko w ogóle go chciała. Byłby całkowicie wierny temu mężczyźnie, oddany, uległy i co by tylko tamten sobie jeszcze zażyczył. Spełniałby jego wszystkie zachcianki łóżkowe, włącznie z dziwnymi przebierankami czy zabawkami erotycznymi. Sam by mógł się taką stać, do tego być kurą domową i skakać koło niego. On jedynie chciał się czuć potrzebny i chciany, nic więcej.

- Oj, ChimChim! Nie bądź taki! Musisz w końcu wyjść w miasto i poużywać życia, a nie jak ten stary dziad, siedzieć wiecznie w tych czterech kątach. Nawet bajkami mnie nie przekupisz, co to, to nie.

- Ale Taehyung...

- Nie ma żadnego "ale". W te pędy masz mi lecieć pod prysznic i się ogarnąć. Przy okazji zrób sobie jakiś zajebisty makijaż, bo dzisiaj z parkietu będą nas na rękach wynosić!

- Nie miał innej opcji jak posłuchać przyjaciela, bo mimo że ten był kochany i opiekuńczy, to przy okazji niesamowicie uparty. Gdy już raz się jakiś pomysł zrodził w jego głowie, nie szło go od niego odwieść. - Gdy ty będziesz się kąpał, ja naszykuję ci ciuchy, by niepotrzebnie czasu nie tracić i móc jak najszybciej się stąd ulotnić. - Park miał jedynie nadzieję, że uda mu się znaleźć szybko jakąś wymówkę i wyjść z klubu przy pierwszej możliwej okazji.

~ ~ ~ ~ ~

- To co teraz pijemy?

Siedzieli już drugą godzinę w zatłoczonym lokalu, gdzie większość osób bawiła się na parkiecie w rytm muzyki, choć byli i tacy jak oni, którzy woleli ten czas spędzić przy barze. Ilość wlanego w siebie alkoholu dawała o sobie znać, bo Park przestał się przejmować dwójką mężczyzn, przez których jeszcze tego dnia wylewał łzy, zapominając o nich kompletnie. Za sprawą i namową rówieśnika, odprężył się przy piwie oraz kilku shotach, dzięki którym czuł się niesamowicie rozluźniony. Jego przyjaciel był mniej więcej w takim samym stanie, gdyż i u niego można było zauważyć lekkie chwianie się na stołku barowym.

- Może już się nie będziemy pierdolić z sączeniem i po prostu zamówimy sobie po butelce soju? - odparł starszy mając ochotę jedynie na jeszcze przyjemniejsze kręcenie w głowie.

- Dobrze prawisz mój przyjacielu! - Język szatyna nieco się plątał, a dodatkowo chichot uniemożliwiał mu sprawne zamówienie napojów, lecz gdy wreszcie mu się to udało, odwrócił się do niższego z wielkim uśmiechem na ustach. - I jak się czujesz już jako stary zgred? - Znów cichy śmiech wydostał się spomiędzy warg, jakby powiedział najzabawniejszy kawał ostatniego półwiecza.

- Nie chcę ci przypominać, ale jesteś niewiele co młodszy, TaeTae. Ciebie również niedługo zacznie łamać w kościach i skończą się te wieczne harce - odpowiedział z uśmiechem, gdyż i jego cała ta rozmowa nie wiedzieć czemu bawiła, lecz nie miało to w tamtej chwili najmniejszego znaczenia. - Ale wiesz co? Dzięki, że mnie tu zabrałeś. Przynajmniej nie siedzę w domu, użalając się nad całym światem lub wylegując przed telewizorem. - Klepnął przyjaciela w ramię, dziękując mu tym razem niewerbalnie za towarzystwo i pociągnął solidny łyk przed chwilą przyniesionego trunku.

- Oj, bo się jeszcze wzruszę. Sto lat, stara dupo! - Kim uniósł w górę szklankę pełną przezroczystej substancji, czekając aż drugi uczyni to samo, by po chwili obaj mogli opróżnić je za jednym razem. - No, a teraz lecimy trochę podensić! Jak wrócimy, to dokończymy.

W sali było tłoczno i duszno. Pachniało alkoholem, papierosami, potem i perfumami, które zbyt obficie niektóre osoby na siebie wylały. Z jednej strony potrafiło zatykać od takiej mieszanki, lecz w tamtej chwili Jiminowi było to obojętne, zresztą jak cały świat go otaczający. Chciał się w końcu wybawić i zapomnieć. Wypocić w tańcu wszystkie smutki, utopić w alkoholu wspomnienia i nabrać siły do kolejnej walki z przeciwnościami losu, bo ten w jego mniemaniu, nienawidził go. Może zrobił coś strasznego w poprzednim wcieleniu i teraz musiał za to odpokutować? Nie wiedział i nawet nie chciał. Jedyne o czym w tamtym momencie marzył, to kolejna porcja soju czekająca na niego przy barze, bo przez taniec zdążyło już mu w ustach zaschnąć. Ruszył do punktu, który obrał sobie za cel i uśmiechnął się do siebie, gdyż butelki stały w tym samym miejscu, co je zostawili. Tym razem już nie bawił się w kurtuazję i dobre maniery, pił z gwinta wielkimi haustami, dopóki nie ugasił pragnienia. Wtedy oderwał się od butelki z dość głośnym mlaśnięciem i rozejrzał wokół, próbując dojrzeć przyjaciela, którego nigdzie nie było w pobliżu, dlatego postanowił poczekać na niego. Pomysł okazał się być trafiony, gdyż nie minęły trzy minuty, a ten pojawił się obok niego również dopadając do flaszki, niczym do najsmaczniejszego napoju świata.

- Pijemy do końca i dalej na parkiet, co? - Park odezwał się pierwszy, kątem oka spoglądając na przyjaciela.

- No jasne! Jest dopiero koło pierwszej i impreza dopiero się rozkręca, bez sensu się teraz zmywać. W dodatku widziałem na serio przystojnego faceta, który jak nic będzie mój! - Wymawiając te słowa, młodszy klepnął się w pośladek z zadziorną miną. - Nie miałbym nic przeciwko, gdyby taki mnie przeruchał - rozmarzył się, nieco przymykając przy tym oczy. - Dlatego szybko to dopijamy i lecimy dalej na parkiet tańczyć!

No i tańczył.
Ocierał się o ciała wokół niego. Wodził biodrami w rytm muzyki, która jakby w pewnej chwili zaczęła płynąć w jego żyłach i mówić do niego. Podniecać go. Wyzwalać w nim coraz to nowe, wcześniej nieznane emocje. Światła przestały tylko razić, teraz mógł je skosztować. Smakowały jak owoce, a ich nektar płynął zamiast potu po jego skroni. Wszystko było jednocześnie tak wyraźne, doznania tak silne, a jednocześnie jakby przytępione i nieokreślone.
Czuł dotyk na swoim ciele, lecz nie wiedział czyje to były dłonie. A może to basy tak pieściły jego szyję? Czyżby zapach potrafił muskać go w tak intymny sposób? Rozpalać w nim żar samą intensywnością?
Było tego coraz więcej. Czuł wszystko coraz mocniej i dotkliwiej. Chyba jęczał, ale nie był pewny. Już niczego nie był. Nie wiedział, gdzie jest, ale jakby zrobiło się nagle ciszej, choć wciąż dudniło mu w uszach i widział te wszystkie piękne światła, które pieściły go z każdej strony.
Coś zatkało jego usta, ale było to delikatne i przyjemne. Mokre? Chyba też.
Teraz już na pewno jęczał, a może i krzyczał. Nie wiedział. Leżał. Na czymś jednocześnie twardy i miękkim. Zapach go otumaniał, mówił coś do niego. Słowa dotykały.
A penis bolał. Och, jak strasznie on bolał. Jimin więc błagał. Nie wiedział kogo, nie wiedział co, ale błagał, by mu pomóc, bo ucisk był nie do zniesienia. Na szczęście ratunek nadszedł, a z nim niesamowita rozkosz.
Kolejny ból, jakby rozrywanie, ale tak niesamowicie przyjemny w swej agonii, że krzyczał jeszcze głośniej. I dyszał, jakby przebiegł cały maraton, lub nawet dwa.
Czuł wszystko w sobie. Całym sobą. Gardło znów było zajęte. Tym razem jednak nie dźwiękami, które z siebie wydobywał, lecz czymś innym. Smacznym. Chyba tym samym, co było w nim.
Klaps. Ktoś go uderzył. Uwielbiał to. Chciał prosić o jeszcze ale nie miał jak, więc tylko westchnął z rozkoszy.
Usłyszał mruknięcie. Kilka. A później tylko one unosiły się w powietrzu. Czuł je na swoim ciele, jakby delikatnie dotykały go wzdłuż kręgosłupa wywołując tym ciarki.
To było zbyt wiele. Każda komórka go paliła. Chciał dojść, choć było mu za dobrze, by prosić o koniec. Nie miał jak. Nie wiedział kogo. Ale chyba jego nieme prośby zostały wysłuchane, gdyż donośny jęk przeciął powietrze i jego świadomość.
Odpłynął.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Proszę, kochajcie Chimusia tak samo mocno, jak prawdopodobnie w tym momencie mnie nie lubicie xp

Muszę Wam powiedzieć, że było blisko (i to nie raz, a dwa!), bym dzisiaj nic nie opublikowała. Najpierw nie potrafiłam się zebrać żeby rozdział napisać, bo po dwóch str miałam lekki zastój i czekał tak on kolejne kilka dni. Na szczęście udało mi się dopisać całą resztę, co jest zasługą waszych boskich komentarzy, które mnie niesamowicie motywują! Dziękuję Wam za nie! 💛
A kolejnym powodem, dla którego miałoby nie być update'u to comeback B.A.P i wczoraj wypuszczone mv... Zniszczyło mnie to totalnie, a fakt że to mój UB zespół z UB biasem na pokładzie wcale nie pomagał TTT-TTT Wiem, że nie powinnam, ale gorąco was zachęcam byście zobaczyli Skydive, bo to majstersztyk! 😢😍💚

Jednak udało mi się jakoś ogarnąć, gdyż dzisiaj zapadła decyzja o tym, że dostanę stypendium Rektora! 😁💙💸💲💱💵💴💶 W końcu odzyskam kasę, którą zostawiłam na koncie mojej uczelni~

Wracając do rozdziału, to co teraz myślicie? Podoba się czy wręcz przeciwnie? Znów proszę was o ☆ i Wasze opinie, które bardzo chciałabym poznać!

Na końcu chciałam podziękować ślicznie xerolypse, która spędziła kawał czasu, by poprawić moje wypociny i błędy. Dziękuję Ci 😙

Wiecie, że Was uwielbiam?^^

Miłego dzionka!

Continue Reading

You'll Also Like

10.4K 593 33
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...
4.3K 573 24
Lee Felix pisał znakomite wypracowania, co zaimponowało jego nauczycielowi, panu Hwangowi. Uczeń zupełnie przypadkowo nabrał bliższą relację z profe...
8.4K 224 27
E-Eliza S-santia Bb-boberka G-gracjan M-gawronek(Marcel) Z-zabor B-borys
181K 10.3K 131
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ (˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵) ZASTRZEŻENIA • Proponuje czytać wszystko po kolei aby zrozumieć niektóre wątki, rozdziały tworzą his...