Her Draco

By PrincessExpecto

386K 18.4K 8.1K

Jest końcówka roku 1999. Minął ponad rok od czasu II bitwy o Hogwart. Odbudowa zamku trwała okrągłe dziesięć... More

Prolog
Rozdział 1: "Piołun. Brakuje ci piołunu."
Rozdział 2: Expecto Patronum
Rozdział 3: Ognista Whisky
Rozdział 4: Święta
Rozdział 5: Dom Harry'ego Pottera, Dolina Godryka
Rozdział 6: Dziwka Malfoya robi naleśniki
Rozdział 7: Annus superior - semper melior*
Rozdział 8: Juliette Moore
Rozdział 9: Tiara Przydziału
Rozdział 10: Listy
Rozdział 11: Przeprosiny
Rodział 13: Krawat, Patronus i kłopoty
Rozdział 14: Ta noc jest taka piękna
Rozdział 15 : Sobota w Hogwarcie
Rozdział 16 : Miłość
Rozdział 17 : Walentynki
Rozdział 18 : Ferie
Rozdział 19 : Babcia Rose
Rozdział 20 : Tydzień u Pansy
Rozdział 21 (cz. 1) : Lake District
Rozdział 21 (cz. 2) : Lake District
Rozdział 22 : Sukienki Margaret
Rozdział 23 : Pierwszy raz
Rozdział 24 : Misja: Astoria
Rozdział 25 : To dziś
Rozdział 26 : Gotowa na noc życia?
Rozdział 27 : Piosenka
Rozdział 28 : Cieszę się, że cię mam
Rozdział 29 : Prorok Codzienny
Rozdział 30 : Zemsta, druhna i rozterki Malfoya
Rozdział 31 : OWTMy
Rozdział 32: Kiedy egzamin się kończy...
Rozdział 33 : Bitwa o muffinkę
Rozdział 34 : Podsłuchani
Rozdział 35 : Zgody, kłótnie i inne paranoje
Rozdział 36 : Znów w Londynie
Rozdział 37 : "Raz kolejny kochaliśmy, nie dotrwawszy do końca"
Rozdział 38 : "Pozostawiam osobę, którą byłem dla tej, którą jesteś ty..."
Rozdział 39 : Zapomnijmy o przeszłości
Rozdział 40 : "A ja spróbuję cię naprawić"
Epilog
UPDATE
Ogłoszenia parafialne?
miniaturka: "Co przyniosą fale"

Rozdział 12: Wszystko będzie dobrze

8K 456 110
By PrincessExpecto

Marya Moore siedziała w fotelu w pokoju córki. Ogromne panoramiczne okna umożliwiały jej obserwację tego, co dzieje się w sercu Londynu. Stolica Wielkiej Brytanii nawet w nocy była tętniąca życiem. W ciągłym pędzie zwykli ludzie nie dostrzegliby pięknej sowy śnieżnej nad swoimi głowami. Hedwiga miała dostarczyć list jak najszybciej i tylko do rąk matki Julie. Gdy zobaczyła kobietę o długich prostych kasztanowych włosach, siedzącą i wyczekującą jakichś wieści, przyspieszyła lot. W końcu zaczęła pukać dziobem delikatnie w szybę. Marya uchyliła okno tak, by sowa spokojnie wleciała do środka. Odwiązała list z jej nóżki i wzięła w ręce kopertę. Otworzyła ją i wyjęła pergamin złożony na cztery części. Zaczęła czytać.

„Kochana matko,

Ojciec wysłał za mną skrzata. Wormflower nie spuszcza mnie z oka. Nie mogę zachowywać się normalnie z powodu jej obecności. O wszystkim donosi ojcu. Ani Draco, ani ja nie chcemy tego ślubu. Ja, bo go nie znam i chciałabym wyjść za mąż z miłości, a nie z przymusu i z powodu presji rodziny. On, bo jest szczęśliwe zakochany. Nie chcę mu tego odbierać. Dziewczyna, którą kocha jest z mojego domu. Gryfonka. Nie umiem jej spojrzeć w oczy. Nie chcę, by przeze mnie musieli się rozstać. Wiem, że twoje zdanie nic nie wnosi w wolę ojca, ale proszę... Proszę, wyślij mi w odpowiedzi wszystko, co mogłoby zaszkodzić temu małżeństwu. Wszystko. Gdybyś bała się o życie, zabierz Marthę i ukryjcie się u dziadków. Nie wydadzą was, przecież wiesz.

Uważaj na siebie,

Julie."

Kobieta przeleciała list wzrokiem po raz trzeci. Wyjęła pergamin i zaczęła szybko pisać. Gdy kończyła list, do pokoju wpadł pijany mężczyzna. Jego czarne włosy opadały mu na twarz. Zatoczył się bliżej żony i powiedział:

- KOBIETO! DO KOGO PISZESZ?

Jego wzrok przewertował treść pisanego przez Maryę listu, a biedna kobieta trzęsła się ze strachu. Kiedy dotarło do niego, co właśnie przeczytał wpadł w furię. Wyjął swój sztylet i jednym ruchem rozciął żonie policzek. Krew zleciała na pergamin. Biała sowa śnieżna, widząc tą scenę zleciała z szafy i zaczęła dziobać i drapać pazurami twarz mężczyzny. Ogłupiła go na chwilę, a pani Moore wykorzystała ją do włożenia listu w kopertę i dobycia różdżki.

- Petrificus Totalus!

William Moore padł jak długi na ziemię, a atakująca sowa podleciała na biurko. Marya uwiązała u jej nogi list i wypuściła ją przez okno. Gdy Hedwiga odlatywała, słyszała jedynie nagłe odgłosy wyrzucania rzeczy z szafy. Uciekała. Nareszcie.

***

Ginny szła korytarzem wraz z Luną, aby przed lekcjami mogły jeszcze porozmawiać. Dziewczyna całe szczęście wróciła do swojego normalnego stanu. Po wypłakaniu się i wyżaleniu przyjaciółce znów zaczęła wesoło rozmawiać o narglach i innych stworzeniach. Cieszyła się nawet ze zbliżającej się lekcji zaklęć, która rozpoczyna nowy semestr. Mieli zaliczać Patronusa. Ruda również cieszyła się na tę lekcję, ponieważ od letniego semestru miała uczęszczać na większość zajęć z Harrym. Co prawda, oficjalnie była uczennicą szóstego roku, a Harry siódmego, ale kilkunastu wybranych uczniów miało mieszane zajęcia ze starszym rocznikiem. Ona i Luna były takimi wyjątkami.

Wspinając się po schodach na Wieżę Gryffindora, obie wpadły na Neville'a, który dosłownie zbiegał na dół. Widać było po nim, że zaspał na śniadanie i musiał lecieć, by zdążyć cokolwiek zjeść. Kiedy jednak zobaczył, na kogo wpadł, uśmiechnął się tylko i pomógł wstać Lunie, a potem Ginny, które wpadły do wnęki z witrażowym oknem.

- Przepraszam was. Idziecie do Salonu? – zapytał.

- Nie, Neville. Miałyśmy właśnie zamiar wspiąć się na górę, a potem zjechać po poręczy – zaśmiała się Ruda ironicznie.

Chłopak uśmiechnął się głupio. Wiewiórka nie winiła go za żadne idiotyczne zachowanie, kiedy przebywał w towarzystwie Luny, ponieważ nawet głupi zauważyłby, że jest w niej zakochany do szaleństwa. Jedynym wyjątkiem była sama panna Lovegood, która albo nie widziała, albo nie chciała widzieć uczucia, którym Neville ją darzy.

- Przygotowany? – zapytała, swoim rozmarzonym głosem Luna.

Longbottom zgłupiał.

- Na co?

- Na zaklęcia, głupolu – zaśmiała się serdecznie.

Neville chciał zapaść się pod ziemię, a Ginny musiała odwrócić twarz, żeby nie roześmiać się razem z przyjaciółką. Chłopak był cały różowy. Spojrzał na Lunę. Tak pięknie wyglądała, gdy się śmiała. Jej srebrno-niebieskie oczy lśniły wtedy jak najszlachetniejsze szafiry. Piękne blond włosy opadały jej beztrosko na twarz niczym złote wstążki. Luna była infantylna, to fakt, ale w tej całej swojej zdziecinniałości i marzycielskim postrzeganiu świata, była piękną i inteligentną kobietą. I Neville to widział.

- Neville... Jesteś tam jeszcze?

Chłopak otrząsnął się i tuż przed sobą zobaczył roześmiane szafirki panny Lovegood.

- Jeszcze jestem. Chodźcie, zaraz są lekcje.

Luna zachichotała i wspięła się na palce, by wyrównać się wzrokiem z chłopakiem. Nie była od niego dużo niższa, ale stopień pogłębiał tą różnicę. Cmoknęła go w usta, a on skamieniał. Ginny uśmiechnęła się pod nosem. Luna złapała Neville za rękę i powiedziała:

- Idziemy? Zaraz są lekcje.

Specjalnie używając jego słów, wymusiła, by obudził się z dziwnego transu, w który wpadł po tym słodkim buziaku.

- Wy idźcie. Ja zapomniałam, że umówiłam się z Harrym przed lekcjami – wytłumaczyła Ginny, a dla podkreślenia swoich słów, zeszła kilka schodów w dół.

Luna posłała jej promienny uśmiech i ruszyła z Nevillem po schodach. Ruda wiedziała, że wreszcie wszystko zaczyna się układać. Nie tylko u Hermiony i Draco. Ale u każdego. Wszystko dobrze się skończy. Wiedziała również, że przeczucie ją nie zawiedzie.

Przerwała swoje przemyślenia i zaczęła schodzić po schodach w lekkich podskokach. A co, niech każdy wie, jaka jest szczęśliwa.

***

Pierwszą lekcją, którą Hermiona miała dziś w planie, były zaklęcia. Mieli zdawać zaklęcie Patronusa. Oczywiście Flitwick wiedział, że jest to magia na tyle zaawansowana, i że nie każdy sobie z nią poradzi. Brał jednak pod uwagę fakt, że prawie dwa lata temu odbyła się Bitwa o Hogwart, a w jej trakcie większość uczniów nauczyła się więcej niż w ciągu całych sześciu lat nauki w szkole. Mimo to opiekun Ravenclawu postanowił być łagodny. Hermiona stała tuż za nauczycielem, gdy otwierał drzwi. Obok niej stali Harry i Ron. Draco zniknął jej z oczu zaraz po zajściu w Sali Trofeów. Zgrzyt zamka wyrwał ją z rozmyślań, gdzie też może podziewać się Ślizgon. Weszła do klasy, a swoją torbę położyła przy ścianie. W jej ślady poszli wszyscy inni, którzy przybyli na lekcje. Nauczyciel machnięciem różdżki usunął wszelkie ławki i krzesła.

- Jak mówiłem przed świętami, dziś będziemy zaliczać zaklęcie Patronusa. Uprzedzam tych wszystkich, którzy boją się, że tego nie zdadzą – jest to zaliczenie na dodatkową ocenę. To zaklęcie wychodzi znacznie ponad zakres standardowej wiedzy nie tylko ucznia, ale i przeciętnego czarodzieja. Niemniej jednak, byłbym bardzo zadowolony, gdyby udało się to większości z was. Jako pierwszego zapraszam do siebie pana Pottera.

Harry śmiało wyszedł na środek klasy i wypowiedział formułę zaklęcia. Oczom wszystkich ukazał się błękitny jeleń naturalnych rozmiarów. Przeszedł się majestatycznie po klasie i zniknął.

- Brawo, panie Potter. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Właśnie zdobył pan dla swojego domu dwadzieścia punktów.

Wybraniec uśmiechnął się do nauczyciela i powrócił do grupy.

- Kto teraz? Może pani Lovegood?

- Profesorze, zdaje mi się, że widziałam wysoko uniesioną rękę, pana Notta – powiedziała Luna uśmiechając się wrednie w stronę byłego chłopaka.

- O, pan Nott... Zapraszam, więc.

Chłopak wyszedł z tłumu. Kiedy przechodził koło dziewczyny, zatrzymała go ręką.

- Najpierw amulet, panie Nott. Zapomniał mi go pan zwrócić.

Teodor zdjął z szyi wisiorek, który od niej otrzymał i wcisnął w jej delikatną rękę.

- A trzymaj sobie tą cholerną rzodkiewkę. I tak nic ci nie da, bo głąbigroszki nie istnieją.

- Istnieją, idioto. To kwiaty. A amulet chroni przed gnębiwtryskami.

Chłopak już miał coś odwarknąć, gdy Flitwick chrząknął jednoznacznie. Wściekły wyszedł na środek sali i niemal krzyknął zaklęcie. Mimo to z jego różdżki wyleciały jedynie strzępki niebieskawego dymu.

- Cóż, panie Nott... Nie mogę dać Slytherinowi nic powyżej trzech punktów.

Teodor był nawet zadowolony, że za to, co mu wyszło otrzymał w ogóle jakieś punkty. Powrócił do grupy. Wtedy przyszła kolej Luny. Stanęła przed Flitwickiem z uśmiechem na twarzy, a w jej głowie szumiała jakaś piosenka, którą śpiewała często z ojcem. Po chwili jednak oczyściła umysł ze zbędnych informacji i skupiła się na najszczęśliwszym wspomnieniu. Wypowiedziała formułę. Z jej różdżki wyleciał królik. Zaczął wesoło skakać wokół niej. Wtedy z trzaskiem otworzyły się drzwi do klasy. Królik zniknął, a oczy wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu zwróciły się w osobę, która do nich dołączyła. Blondyn w zielonym krawacie mruknął:

- Przepraszam – i dołączył do uczniów.

Hermiona uśmiechnęła się na jego widok. Mimowolnie poprawiła sobie włosy.

- Nie musisz nic ze sobą robić. I tak wyglądasz ślicznie – usłyszała szept tuż przy swoim uchu.

Aż podskoczyła. Zamiast jednak blond czupryny, ujrzała kątem oka Krukona o ciemnych włosach. Był to drugi Prefekt Naczelny Hogwartu.

- Alex... - zaśmiała się dziewczyna.

On, bez słowa, pocałował jej kasztanowe włosy. Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Zdziwiła się zachowaniem chłopaka. Nigdy nie przejawiał w stosunku do niej żadnych nadzwyczajnych uczuć. Był dla niej po prostu miły. Poczuła, że odsuwa się od niej. A raczej ktoś go odsuwa.

- Odwal się od niej – warknął Alexander Brown.

- Z wzajemnością – odparował Draco, zbliżając się do Hermiony.

Ręka Malfoya złapała jej dłoń, a ona uśmiechnęła się wciąż patrząc na kolejne osoby, które wychodziły, by zaliczyć zaklęcia. Jack Russel Terier Rona biegał radośnie po klasie, gdy opiekun Ravenclawu poprosił do siebie Hermionę. Puściła zimne palce chłopaka i wyszła na środek klasy. Uniosła wysoko różdżkę i wypowiedziała zaklęcie.

- Expecto Patronum.

Z jej różdżki wyleciały niebieskie i srebrne stróżki dymu, które w końcu uformowały wydrę w tych samych kolorach. Wesoło pląsała się wokół dziewczyny, jakby tańczyła w wodzie. Wszyscy obserwowali tą scenę z uwagą. Na twarz młodego arystokraty wdarł się delikatny uśmiech. Nie z powodu działania Patronusa, ale z powodu samej czarownicy, która go wytworzyła. Hermiona tańczyła z wydrą przez trzy minuty, aż Flitwick poprosił, by nie przemęczała się tym zaklęciem. Różdżka dziewczyny przestała strzelać delikatnymi wstążkami chmury, a zwierzę zniknęło.

- To może teraz... Pan Malfoy?

Chłopak zachwiał się niepewnie, ale wyszedł na środek klasy. Gdy mijał Hermionę pozwolił musnąć jej dłoń swoją, powodując tym samym uśmiech na twarzy dziewczyny. Uniósł swoją różdżkę i zamknął oczy, żeby się skoncentrować.

- Expecto Patronum!

Nic jednak się nie wydarzyło.

- No trudno, może kiedy indziej, panie Malfoy – powiedział nauczyciel, ale chłopak przerwał mu.

- Proszę dać mi jeszcze jedną szansę.

- No, dobrze – mruknął profesor Flitwick po chwili namysłu.

Draco nabrał powietrza w płuca i zamknął oczy. Powoli zaczął wypuszczać powietrze z klatki piersiowej. Skupił się na niej. Na jej oczach. Na jej włosach. Na tym, jak pięknie się uśmiecha.

- Expecto Patronum – niemal wyszeptał.

Z końca jego dziesięciocalowej różdżki, wykonanej z głogu, wystrzeliły trzy ogromne niby wstęgi z dymu, które po kilku sekundach uformowały zwierzę. Nie było one duże i wcale nie pasowało do typowego Ślizgona. Z ust jednej z dziewczyn wydarło się westchnienie. Była to Hermiona. Jako jedyna wiedziała, co oznacza taka, a nie inna postać Patronusa Dracona. On naprawdę ją kochał.

Mała błękitna wydra była tego niemal żywym przykładem.  

Continue Reading

You'll Also Like

668K 15.4K 138
Instagram. Snapchat. Messenger. Rozdziały opisowe. Głównie #dramione Mogą pojawić się zdjęcia nieodpowiednie dla osób poniżej 18 roku życia, przekleń...
1.5K 62 40
W styczniu 1910r. na północy Anglii umiera pewien lord, zostawiając swoją młodziutką żonę samą w wielkiej i rozpadającej się rezydencji. Wioska myśli...
9.9K 466 51
Cassian nigdy nie zaznał miłości ojca i prawie nie pamiętał ciepła matki, za to obiecał sobie, że jego dzieci będą się czuć kochane i nigdy nie spędz...
64.2K 3.5K 120
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...