STARA MAGIA draco malfoy, hp...

By NIELUDZIE

36.4K 2.3K 293

Ministerstwo Magii z satysfakcją stwierdziło, że jestem martwa. Zlecony przez nich mord na mojej rodzinie uwa... More

CZARODZIEJE
PRZEPOWIEDNIA
ODWIEDZAM GIMMAULD PLACE
OLLIVANDER ŁAMIE MOJĄ RÓŻDŻKĘ
DRACO WYGLĄDA TAK JAK JA
ZASADY MAŁE I DUŻE
WĘDRÓWKI PO ZAMKU
ODKRYWAJĄC CAŁĄ PRAWDĘ
KOPIĄC GŁĘBIEJ
PRZESZŁOŚĆ I TERAŹNIEJSZOŚĆ
SMOK W ŁAZIENCE
PLAN DOSKONAŁY
UCIECZKA
CZARNY PAN CHCE NAS WIDZIEĆ
PIEPRZ SIĘ, VOLDEMORCIE!
SKUTKI WOJNY
EPILOG I/V
EPILOG II/V
EPILOG III/V
EPILOG IV/V
EPILOG V/V
PODZIĘKOWANIA
- CZĘŚĆ DRUGA -
- CZARODZIEJE -
PROLOG
PAMIĘTASZ O MNIE JESZCZE?
STARZY PRZYJACIELE

MARGARET SMITH RZUCA WE MNIE PIORUNAMI

1.9K 122 23
By NIELUDZIE

5

- MAM SPAĆ W TYM pokoju? - Niedowierzałam. - Pieprzony Dumbledore! Specjalnie robi mi pod górkę!

Blaise śmiał się, gdy wychodziłam z korytarza prowadzącego do pokoi dziewczyn. Pokój wspólny był pusty i ogólnie rzecz ujmując dość ponury, ale nie przeszkadzało mi to tak bardzo, jak fakt, z kim mam dzielić pokój, w którym mam spać.

- To jakiś chory zakład z cyklu: kto zabije kogo pierwszego? Nie mam najmniejszej ochoty zostać zamordowaną przez sen!

Czarnoskóry chłopak siedział na fotelu i tylko lekko się uśmiechał, gdy wychodziłam z siebie dwa metry przed jego nosem. Uważał tę całą sytuację za śmieszną!

- Może najpierw powiedz mi, dlaczego cię to tak wkurza? Spanie z dziewczynkami w pokoju? Wbrew twoim przekonaniom, one nie zabijają swoich współlokatorek.

Prychnęłam pod nosem.

- Naprawdę sądzisz, że obruszyłam się właśnie dlatego? Bo mam być w pokoju z jakimiś dziewczynami? Tak nisko mnie oceniasz?

Zabini wyłącznie wzruszył ramionami, pozostawiając mnie bez odpowiedzi.

- A Dumbledore powiedział przed wyjściem "tylko się nie pozabijajcie"! - Naśladowałam jego akcent. Sama mówiłam ze słyszalną manierą. - Zrobił to specjalnie!

Usiadłam z impetem na miejsce, które zajmowałam jeszcze przed chwilą i znowu wstałam, kręcąc się w kółko. Nienawidziłam być zdezorientowana, bo wtedy nie wiedziałam, co dzieje się wokół mnie.

- Bardzo przyjemnie jest oglądać cię wkurzoną, ale czy mogłabyś powiedzieć mi, o co dokładnie chodzi? Lub o kogo?

- Margaret Smith, kretynie! - Opadły mi ręce. Usiadłam ponownie na sofę, tym razem będąc już bardziej uspokojoną.

- Awansowałem na kretyna?

- Ciesz się, że nie na palanta. Z tego nie da się podobno wyleczyć.

- Jestem wdzięczny! - Skinął. - A więc co ci się nie podoba w naszej domowej psychopatce?

- Nazwisko. Rodzina. Wszystko!

Od irytacji i zdezorientowania wszystko przeszło w cudowny gniew, gdzie mówiłam przez zęby i czułam, że mogę ciskać piorunami. Dosłownie.

- Smith... - Zamyślił się. - A to nie...

- Tak! - Aż podskoczyłam. - Rozumiesz?

- Nie. - Zaśmiał się. - Przydałby się tutaj Draco, on by cię zrozumiał.

- Zrozumiał! - Prychnęłam. - On nie rozumie faktu, że sama trafię do pokoju z gabinetu dyrektora, co dopiero to, że Smithowie... Ugh!

Irytacja. Czułam ją w swoim całym ciele tak potężną, że tłumiła magię i zdrowy rozsądek.

- Nie mogę jej zabić, bo Dumbledore wiedziałby, że to ja... - Myślałam na głos.

Zabini co prawda nie rozumiał dokładnie, dlaczego tak się denerwuję, lub ukrywał fant, że wie, ale i tak włączył się do rozmowy.

- Uwierz mi, ta dziewczyna narobiła już sobie w tej szkole wrogów... - Kiwnął głową. - Taka McMullen, niezła czarodziejka, nawet Malfoy czasem z nią rozmawia, stary czarodziejski ród, nikomu nie sprawia problemów, a taka Margaret dźgnęła ją nożem na trzecim roku. Niby miała motyw, w końcu Ciara zabrała jej chłopaka, ale żeby aż tak...? Kobiet nigdy nie zrozumiem.

Chyba potrzebowałam tej chwili rozluźnienia, bo zaczęłam się śmiać. Zanim Blaise choćby odwzajemnił uśmiech, szybko machnął różdżką i rzucił na nas zaklęcie wyciszające.

- Mogę nazwać to słowotokiem? - Nadal chichotałam. - Nie podejrzewałabym, że możesz powiedzieć na raz aż tyle słów.

- Może dlatego, że znasz mnie od rana? - Zauważył cierpko. Najwidoczniej nie lubił, jak się z niego żartuje.

Tylko przytaknęłam. Zielony ogień w kominku zdąrzył przygasnąć, a magiczne światła ściemnieć, gdy Blaise po kilkunastu minutach zadumy wstał i otrzepał swoją szatę.

- Śniadanie jest o dziewiątej. Możesz spać tutaj, jeśli chcesz. A jutro rozwiążemy problem z twoją współlokatorką.

- Jasne, cześć.

Zniknął w korytarzu prowadzącym do jego pokoju. Korzystając z ciszy i prywatności ześlizgnęłam się z sofy, oparłam się o nią wygodnie i przywołałam Białą Księgę, której nawet nie zdążyłam otworzyć, bo zmroczył mnie sen.

Obudził mnie wrzask jakiegoś człowieka. Zdezorientowana skoczyłam na równe nogi i wyciągnęłam przed siebie rękę, w której nie było różdżki.

Wyższy o głowę ode mnie chłopak przeklinał głośno, trzymając się za swoją dłoń. Chwilę zajęło mi skojarzenie, co tak naprawdę się stało, ale gdy zrozumiałam, mało co nie straciłam równowagi.

- Po cholerę ją w ogóle dotykałeś!? - Zaczęłam krzyczeć. Gdy zasnęłam, księga leżała na moich kolanach; teraz kilka metrów dalej. - Masz za swoje, nie dotyka się cudzych rzeczy, kretynie!

- Zapobiegłem jej kradzieży! - Syczał. Byłam ciekawa, dlaczego nie uleczy swojej dłoni. - Pierwszoroczniak przymierzał się do zabrania ci jej, więc go przegoniłem. Nigdy nie widziałem takiej księgi...

- I postanowiłeś ją obejrzeć... - Wtrąciłam się. - Tak czy inaczej masz za swoje.

Podniosłam Białą Księgę z ziemi i minęłam chłopaka, kierując się do swojej-nieswojej sypialni.

- Możesz ją dotykać! - Zdziwił się.

- Bo jest moja... - Rzuciłam na odchodne.

Ku mojemu zaskoczeniu w sypialni siedziały dwie dziewczyny. Jedną z nich kojarzyłam z wczorajszej uczty, kłóciła się z Malfoy'em o dziewczynę od Smithów. Druga miała brązowe włosy.

- Cześć! - Rzuciły, gdy weszłam. Obydwie były ubrane w szaty Slytherinu. - Nie spałaś tutaj.

- Zasnęłam w pokoju wspólnym... - Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do swojego łóżka i otworzyłam kufer, do którego zazwyczaj chowałam Białą Księgę.

- Wcześnie rano przysłano twoje szaty z emblematami - odezwała się blondynka. - Jestem Susan, poznałyśmy się wczoraj, a to Aria.

- Lydia. - Przywitałam się z nimi.

- Zejdziesz z nami na śniadanie? - Zaproponowały. - Poznamy cię z resztą.

Miałam ochotę powiedzieć nie.

- Jasne! - Przytaknęłam, nie siląc się na udawanie uśmiechu. - Dacie mi dziesięć minut, żebym się odświeżyła?

Wzięłam ze sobą pierwsze lepsze zawiniątko ubrań, mundurek z emblematem i weszłam do łazienki, którą specjalnie szybciej dla mnie zwolniono. Po szybkim prysznicu założyłam mundurek, a dzięki Starej Magii doprowadziłam swoje włosy do porządku, prostując je. Po dwunastu minutach wróciłam do dormitorium, w którym dwie dziewczyny nadal na mnie czekały.

- Możemy iść?

- Jasne! - Odparłam.

W Wielkiej Sali nie było tłoku, raczej każdy ociągał się ile tylko mógł, odwlekając nieuniknione. Usiadłam przy stole Slytherinu mniej więcej pośrodku jego długości, w towarzystwie Arii i Susan, a zaraz po nich także i chłopaka, z którym kłóciłam się rano.

- Znowu się spotykamy... - Kiwnął mi głową, gdy zajmował miejsce obok Susan. - Cześć.

- Cześć.

Chwilę później pojawiła się i ona. Nie wiem skąd wiedziałam, że to naprawdę ta dziewczyna, ale gdy szła w moją stronę z podniesionym podbródkiem i błyskiem w oku, przyszło mi na myśl tylko jedno nazwisko. Miała krótkie, czarne włosy, sięgające jej do ramion i tak samo ciemne oczy, które nie wyrażały nic, gdy bez słowa koło nas usiadła.

Musiałam przyznać, że nosiła się z gracją. Miała te idealne rysy twarzy i kształty modelek, ale jej wnętrze niestety było zepsute. Nie wiem czy było mi jej żal - raczej było mi smutno z tego powodu, że urodziła się wśród Smithów.

- Cześć - powiedziała. Nie zawiesiła na mnie nawet spojrzenia, zabierając się za tosty. Nie wiem, czy mi się zdawało, ale całą swoją siłę woli włożyła w to, by koncentrować swój wzrok na chłopaku siedzącym naprzeciwko niej.

Chociaż dzieliła nas szerokość ławy i dwie osoby wszerz, i tak czułam napięcie rozchodzące się po mojej skórze, po moim ciele i w mojej głowie.

- Jak czuje się Ciara? - odezwała się do chłopaka, który zrobił dziwną minę. Raczej była świadoma tego, że się jej przyglądam.

- Niezbyt, ale da sobie radę. Jest dzielna - odpowiedział jej, zerkając raczej w moją stronę.

- W to nie wątpię. - Przytaknęła mu w odpowiedzi. - Dobrze, że jej powiedzieliście, naprawdę. Miała prawo znać całą historię.

- Nie wiesz przez co przechodziliśmy z Calebem w wakacje... - Zaczął.

- Czyżby? - Weszła mu w słowo i na moje oko nawet się uśmiechnęła.

- No tak, racja, przepraszam, nadal nie mogę się przyzwyczaić. Gdybyś przyjeżdżała częściej, niż na przysłowiowe dwa dni, to...

- Dobrze wiesz, że... - Ściszyła głos. - Miałam ważne sprawy.

- Wiem, wiem. Ale teraz nie o tym, okej?

Dalej nie miałam okazji podsłuchać jej rozmowy, ponieważ Susan zaczęła głośniej mówić, próbując przebić się przez ścianę śmiechu Arii, dlatego zabierając się za drugiego tosta zachodziłam z ciekawości jakież to ważne sprawy miała do załatwienia.

Blaise przeszedł za mną jak burza, dlatego nawet bym go nie zauważyła, gdyby nie Aria wlepiająca w niego swoje rozmarzone spojrzenie. Nawet się przy mnie nie zatrzymał, dobiegając szybko do swojego przyjaciela, siadając naprzeciw niego i teatralnie mu coś opowiadając.

- Wyprzystojniał przez wakacje - odezwała się. Policzki miała jeszcze zaróżowione od wcześniejszego śmiechu.

- Kto? Zabini? - Zaśmiała się Susan. - Ty i twój gust, Aria...

Przyjaciółka pacnęła dziewczynę w rękę i wróciła do zabijania jajecznicy widelcem. Tym razem z ciekawością zaczęłam przyglądać się dwójce przyjaciół, która ze śmiechem coś sobie opowiadała. Na lewym ramieniu Draco uwiesiła się Pansy, która na mój gust za bardzo pokazywała chłopakowi, że jej na nim zależy. Gdyby nagle przestała się do niego dowalać, to może miałaby jakieś szanse.

Wracając do rozmowy z dziewczynami, a raczej biernego udziału w niej, sięgnęłam ręką po sok pomarańczowy, łapiąc go jednocześnie z Margaret.

Nasze spojrzenie skrzyżowało się po raz pierwszy. Czasami mówi się, że pomiędzy dwiema osobami lecą iskry, lub, że rzuca się w kogoś piorunami. W naszym przypadku nawet nie była to przenośnia. Iskry po prostu pojawiły się znikąd, choć podejrzewałam, że to przez moją Starą Magię, ale nie dałam tego po sobie poznać, skoro nikt nie mógł o tym wiedzieć.

Margaret wydawała się zdziwiona. Nie wiem, czy nie miała pojęcia, że ja to ja, czy, że nie spodziewała się, że dojdzie między nami do takiego spoufalania, ale puściła z rozpędu karton soku, który przejęłam.

A wzrok odwróciłam. Niech wie, kto tu jest lepszy i ważniejszy.

Pech jednak chciał, że połowa sali zwróciła na nas uwagę.

- Co to było? - spytała Aria, próbując zwizualizować dłońmi przelot iskier.

- Sama nie wiem - odezwałam się ciut zbyt bardzo triumfująco.

- Yhh! Blaise tu idzie! - Pisnęła cicho i zaczęła mówić dziwnie wyrwane z kontekstu zdanie do Susan. - Dlatego nie rozumiem, dlaczego moi rodzice postanowili tak, a nie inaczej. Przecież równie dobrze mogliśmy... Cześć Blaise!

Odwróciłam się w jego stronę, zanim zdałam sobie sprawę, że stoi tuż za mną i nie mam takiej możliwości. Wróciłam wzrokiem do Arii, która była cała różowa i do śmiejącej się z niej cicho Susan.

- Cześć Aria - odezwał się. Dziewczyna prawie nie zemdlała z radości, cała jej twarz się uśmiechała. - Porwę wam na chwilę Lydię, dobrze?

- Jasne, bierz ją - odpowiedziała mu bez potrzeby Aria. - Jest cała twoja. Zaraz, wróć! Och, nieważne, nie jest przecież twoja, ani nie cała... Co? Och, matko, plotę głupoty!

Twarz Blaise'a zostawała bez wyrazu, gdy wstawałam i gdy Aria kończyła swój bezsensowny monolog. Ruszył znienacka w stronę wyjścia z sali, tak, że zdążyłam jedynie chwycić ostatni kawałek tosta w przekonaniu, że nie zobaczę więcej jedzenia aż do obiadu.

- Hej, co jest! - Zawołałam za nim w połowie drogi na jakichś schodach. - Gdzie tak pędzisz?

- Jeszcze za mną idziesz? - Zdziwił się, wcześniej stając w pół kroku. - Myślałem, że zrozumiesz, o co mi chodzi. Ratowałem cię przed Margaret Smith i niepotrzebnym pojedynkiem w twój pierwszy dzień.

- Margaret Smith? Pojedynek? Dobrze się czujesz? Przecież nic się nie stało.

- Ale mogło, prawda? - Zszedł trzy schodki niżej i górując nade mną jednym ruchem schował ręce do kieszeni czarnych spodni. - Zaprzeczysz? Skłamiesz?

- Z tego co wiem, to ślizgoni bardzo dużo kłamią. Ot taka natura.

W odpowiedzi zszedł kolejny schodek w dół i nachylił się tak, że jego oddech omiótł lewą stronę mojej szyi, kark i ucho.

- Jeszcze dużo nie wiesz, Lydio Ravatel.

Zniknął szybko, zbiegając po schodkach i skręcając na korytarz, w który później weszłam. Okazał się być ślepym zaułkiem, nie licząc jednej, osamotnionej zbroi.

Gdy szłam w kierunku sali do eliksirów, wedle planu, który został mi dostarczony na zaczarowanej karteczce, miałam dziwne przeczucie, że to, co powiedział Zabini, i to, jak to powiedział, zawierało słowo klucz.

Gdy profesor jakiś tam wpuścił nas do komnaty, zajęłam pierwsze lepsze miejsce przy stole z kociołkami, usiadłam przed nim i wpatrywałam się w zajmujących ławki czarodziei. Myślałam tak intensywnie, że w zasadzie zaczynała boleć mnie głowa. Nie zorientowałam się nawet, że profesor rozpoczął lekcje.

- I to, moi drodzy, będzie nagrodą za wykonanie dzisiejszego zadania. Uwarzcie Wywar Żywej Śmierci.

Pięć minut później nadal nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Próbowałam podpatrywać, jak inni wrzucają swoje składniki do kociołków, jak mieszają, siekają i kroją wszystko, co jest im potrzebne i robiłam tak samo. Niestety z bardzo marnym skutkiem, bo pod koniec lekcji dostałam jedynie Nędzny, co, podobno, było jedną z najgorszych ocen. No cóż, to był mój pierwszy eliksir w życiu.

Profesor Slughorn chyba zdawał sobie z tego sprawę.

- Panienko Ravatel, czy mogłaby pani na chwilę tutaj zostać?

Ponieważ nie miałam ze sobą więcej niż pergamin z planem lekcji oraz książkę, podeszłam do niego z lekkim uśmiechem. Nie chciałam go omotać, raczej grzecznie przekazać, że z eliksirami miałam do czynienia pierwszy raz w życiu. W zasadzie nie rozumiałam, dlaczego Dumbledore wybrał dla mnie ten przedmiot.

- Panie Malfoy, Panie Zabini, Panienko Cavanaugh, czy moglibyście się pospieszyć? Nie macie całego dnia, zaraz rozpocznie się kolejna lekcja!

Kiedy opuścili salę i zamknęli za sobą drzwi, Slughorn wrócił do mnie wzrokiem.

- Profesor Dumbledore poinformował mnie, że wcześniej nie uczyłaś się w żadnej czarodziejskiej szkole.

Jedynie przytaknęłam. Nie wiedziałam ile zostało mu zdradzone.

- Musisz zrozumieć, że jestem nauczycielem i nie będę tolerował żadnego niekoleżeńskiego zachowania, używania skomplikowanej magii czy zwykłego oszukiwania, jednak o ile nie myli mnie pamięć co do twojej rodziny, moja droga, pamiętam, że pewnego rodzaju umiejętności przechodzą u was z pokolenia na pokolenie.

- Przepraszam, panie profesorze, ale chyba nie rozumiem jednej rzeczy...

- Tutaj nie ma co do rozumienia, panno Ravatel. A teraz proszę wracać do swoich znajomych, bardzo się o panią niepokoją pod tymi drzwiami.

Nie pozostało mi nic innego jak uśmiechnąć się do niego i wyjść. Czy on naprawdę przed chwilą powiedział, że mam pozwolenie używania Starej Magii na jego zajęciach, by polepszyć swoje wyniki?

Tak jak powiedział, pod drzwiami czekał na mnie Malfoy z Zabinim.

- To już nigdzie nie mogę pójść i zostać sama? Robicie za moich osobistych ochroniarzy, czy jak?

Dwoje uczniów Slytherinu wymieniło między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

- Czego chciał?

- Jestem nowa, każdy chce mnie poznać... - Wzruszyłam ramionami. - Ale wy chyba już coś o tym wiecie, prawda? Nie dajecie mi spokoju od wczoraj.

- Lepiej z nami niż bez nas! - Skomentował Blaise i ruszył przed siebie. - Poza tym jak trafiłabyś na następną lekcję?

- Jakoś dałabym radę! - Zaśmiałam się.

Jak się później okazało, Blaise i Draco nie mieli ze mną kolejnych zajęć, więc spotkaliśmy się dopiero na obiedzie. Przeszłam z uśmiechem obok Susan i Arii, przy których siedziała także Margaret. Tym razem nawet nie zmusiła się, żeby ukryć swoje zainteresowanie.

- Hej Lydia! - Zawołała za mną Aria, tak, że musiałam się cofnąć. - Usiądziesz z nami? Margo chciała cię poznać.

Teraz to ja nawet na nią nie spojrzałam.

- Przepraszam, obiecałam Blaise'owi i Draco, że z nimi usiądę. Następnym razem!

- Kolejna beznadziejnie zakochana w nich dziewczynka! - Usłyszałam dziwnie znajomy głos. Chwilę zabrało mi zorientowanie się, kto był jego właścicielem.

- Słucham? - Spojrzałam na nią rozbawiona.

- Nie licz na to, że uda ci się wkupić w ich łaski. Są bezwzględni.

Gdyby nie to, że wiedziałam dokładnie kim jest, wzięłabym tę radę od niej jako co najmniej przyjacielską.

- Jeżeli będę chciała wysłuchiwać rad od naczelnej psychopatki, to na pewno się zgłoszę! - Mrugnęłam do niej w momencie, w którym ktoś położył dłoń na moje ramię.

- Coś nie tak?

Draco stał za mną, będąc niesamowicie poważnym. Jego dotyk mrowił moje ramię w dziwny sposób, a wzrok przewiercający Margaret dodawał całemu wydarzeniu groźną wymowność.

- Wszystko w porządku - powiedziała Susan, nerwowo zerkając na swoją przyjaciółkę, która wciąż mordowała mnie wzrokiem. W efekcie każdy spoglądał na kogoś innego.

- Jak najbardziej! - Roześmiałam się trochę zbyt sztucznie, co nie uszło jego uwadze. - Chodźmy, jestem głodna.

Draco puścił mnie pierwszą w stronę odpowiednich miejsc, a gdy ruszyłam, nadal stał tam, gdzie przedtem. Tylko jego ręka ześlizgnęła się z mojego ramienia.

- Szukasz kłopotów, Margaret? - Usłyszałam, zanim Blaise przejął pałeczkę i mnie do siebie zawołał.

Siedział w towarzystwie Crabba, Goyle'a, Pansy i kilku innych kolegów. Dokładnie naprzeciw niego znajdowały się jedyne wolne miejsca w tej części stołu, zajęte specjalnie dla mnie i Draco.

- A tam co się dzieje?

Zerknęłam w stronę dziewczyn, które kłóciły się ciszej z blondynem, co chwilę coś sycząc. Cała czwórka wyglądała na więcej niż podejrzanych, gdyby spojrzeć na nich okiem nauczyciela. Przez minutę przyglądałam się całemu zajściu, potem Draco machnął ręką i skierował kroki w naszą stronę.

- Ty mi powiedz, Sherlocku.

Draco usiadł obok mnie, odrzucając w tył swoją pelerynę. Oprócz tego, że nadal marszczył brwi, nie było po nim widać, że właśnie się z kimś pokłócił. Jego oczy były spokojne.

- Pansy, mam do ciebie prośbę - powiedział zaraz po tym, jak zajął swoje miejsce. - Macie w pokoju razem z koleżankami wolne łóżko, prawda?

- Taak... - odpowiedziała. - Dlaczego pytasz? Chcesz u nas nocować?

Myślę, że to pytanie Draco zrozumieli nawet Crabb i Goyle, którzy jednocześnie na mnie spojrzeli. Blaise pokiwał głową, a chłopak siedzący po jego prawej stronie coś szepnął mu do ucha, po czym obydwoje cicho się zaśmiali.

- Lydia będzie u was nocować. Załatwię to ze Snapem.

Bądź co bądź uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Nie przypuszczałam, że Draco to załatwi i nie rozumiałam jednocześnie powodów, dla których to zrobił, ale byłam bardzo wdzięczna.

Wieczorem moje ubrania były przeniesione do dormitorium dalej, a łóżko idealnie odizolowane od pozostałych wydawało się najlepszym, co spotkało mnie tego dnia. Moim jedynym stałym zmartwieniem był brak różdżki, która poniekąd zawsze dodawała mi pewności siebie i była zabezpieczeniem przed jakimkolwiek zagrożeniem.

Po kolacji rzuciłam szkolną szatę na łóżko i wróciłam do wypełnionego uczniami pokoju wspólnego. Większość rozmawiała, jednocześnie odrabiając prace domowe i obgadując pozostałych. Często słyszałam "Potter" albo "ta szlama", co tylko przypominało mi moje dzieciństwo.

Nie pamiętałam dużo. Zdarzało mi się przypomnieć ledwie urywki z rozmów z rodzicami, czy z ich lekcji, które prowadzili, by uczyć mnie Starej Magii. Mgliście przypominałam sobie dom, choć z drugiej strony przecież znałam go na pamięć, nie pamiętałam już nawet głosu mojej siostry, chociaż mogłam w każdej chwili się do niej odezwać dzięki więziom, jakie nas łączyły. Na tyle pytań mogłam uzyskać odpowiedzi w każdej chwili, ale nie pragnęłam tego. Teraz przed oczami miałam swoją misję, którą musiałam wykonać, by zapewnić sobie spokojne życie.

Siedziałam na sofie ze skrzyżowanymi nogami, przeglądając księgę zaklęć, by zorientować się, którego z nich jeszcze nie znam. Nie wszystkie wydawały mi się znajome, ale gdy tylko czytałam ich opisy, za każdym razem dochodziłam do wniosku, że się go uczyłam. Nie były trudne, uczono mnie ich gdy byłam mała.

- Nauka w pierwszy dzień szkoły, co?

Odgarnęłam włosy z twarzy spoglądając na stojącego przede mną chłopaka. Przyjaciel Blaise'a, którego jeszcze nie zdążyłam poznać, stał z włożonymi w kieszenie spodni rękoma i miłym uśmiechem.

- Czasem trzeba. - Wzruszyłam ramionami, kartkując książkę. Chłopak usiadł przy mnie, kładąc sobie nogę na nogę i wpatrywał się w księgę.

- Chyba nas sobie tym razem nie przedstawiono, jestem Teodor Nott.

Spojrzałam na niego jeszcze raz. Miał ziemistą cerę i ciemne włosy, ale zdecydowanie jego oczy przykuwały uwagę. Były w kolorze jasnego nieba i dosłownie błyskały wokoło. W połączeniu z pewnym siebie uśmiechem było to dosłownie rozbrajające.

Nie był ani chudy, ani umięśniony, raczej normalny, jak na siedemnastolatka. Gdy wyciągnął do mnie rękę, na jej wierzchu ujrzałam mocno odznaczające się, wręcz kolorowe żyły. Wyglądało to naprawdę ciekawie. A ja uwielbiałam takie szczegóły.

- Lydia Ravatel. - Przedstawiłam się pełnym imieniem i nazwiskiem po raz pierwszy osobie, którą sekundę wcześniej poznałam. Z jednej strony było to dziwne, ale z drugiej takie... Naturalne. I wyzwalające. Powoli utwierdzałam się w przekonaniu, że w szkole nie muszę się bać.

- Pamiętasz mnie, prawda? - spytał od razu, intensywnie się we mnie wpatrując. Wydawał się szczerze zaciekawiony, zadając mi to pytanie. Nie wiedziałam, do czego pił.

- Ciebie? Dlaczego? - Zaśmiałam się i zamknęłam książkę, ciekawa, co ma mi do powiedzenia.

Continue Reading

You'll Also Like

11.1K 543 18
Bo takie "zing" zdarza się tylko raz... w większości to jest FLUFF, lecz wystąpują wrażliwe tematy, te rozdziały będą oznaczone ! BRAK scen 18+, mogą...
44.4K 2.9K 69
Gdzie ona zostaje mu podarowana jako prezent
198K 4K 19
Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby raz na zawsze zmienić swoją łatkę mola ks...
9.3K 439 20
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...