STARA MAGIA draco malfoy, hp...

By NIELUDZIE

36.4K 2.3K 293

Ministerstwo Magii z satysfakcją stwierdziło, że jestem martwa. Zlecony przez nich mord na mojej rodzinie uwa... More

CZARODZIEJE
PRZEPOWIEDNIA
ODWIEDZAM GIMMAULD PLACE
OLLIVANDER ŁAMIE MOJĄ RÓŻDŻKĘ
DRACO WYGLĄDA TAK JAK JA
MARGARET SMITH RZUCA WE MNIE PIORUNAMI
WĘDRÓWKI PO ZAMKU
ODKRYWAJĄC CAŁĄ PRAWDĘ
KOPIĄC GŁĘBIEJ
PRZESZŁOŚĆ I TERAŹNIEJSZOŚĆ
SMOK W ŁAZIENCE
PLAN DOSKONAŁY
UCIECZKA
CZARNY PAN CHCE NAS WIDZIEĆ
PIEPRZ SIĘ, VOLDEMORCIE!
SKUTKI WOJNY
EPILOG I/V
EPILOG II/V
EPILOG III/V
EPILOG IV/V
EPILOG V/V
PODZIĘKOWANIA
- CZĘŚĆ DRUGA -
- CZARODZIEJE -
PROLOG
PAMIĘTASZ O MNIE JESZCZE?
STARZY PRZYJACIELE

ZASADY MAŁE I DUŻE

1.7K 119 9
By NIELUDZIE

4

WITAM SPÓŹNIALSKICH — odezwał się Severus. — Miło, że w końcu postanowiliście wejść do środka. Uczta zaraz się rozpocznie.

— Uczta? — dopytałam. — Umieram z głodu!

Chciałam ruszyć w głąb szkoły, której rozkład nie był mi znany, ale zatrzymał mnie głos Severusa, który najwyraźniej nie skończył jeszcze naszej rozmowy. Och, litości, musiałam się przyzwyczaić, że on zawsze musi mieć ostatnie zdanie.

— Nie pozwoliłem ci odejść — powiedział i zmierzył mnie wzrokiem, gdy odwracałam się w jego kierunku. — Co robiliście tak długo?

Uśmiechnęłam się szeroko i weszłam w słowo mojemu towarzyszowi niedoli, który otwierał już usta chcąc zacząć się tłumaczyć.

— Wyznawaliśmy sobie miłość, Severus — powiedziałam tak przekonująco, że prawie sama w to uwierzyłam. Nawet się nie zaśmiałam, choć miałam na to prawie taką samą ochotę, jak na jedzenie.

Nie wiem co wkurzyło go bardziej — fakt, że w mojej wypowiedzi uwzględniłam wkład Draco, czy raczej to, że nazwałam go po imieniu, i tak wypowiadając je źle, bo tak się ono przecież nie odmieniało. Wnioskując po jego czerwonej twarzy i kosmyku włosów, który opadał mu na czoło, musiało chodzić jednak o tę drugą opcję.

Draco zaś, zapewne nie wiedząc, że znam Snape'a, zrobił oczy jak dwa funty i z otwartą buzią wpatrywał się w swojego nauczyciela, choć moim zdaniem powinien tak wpatrywać się we mnie. Nie wiem co mnie wtedy napadło, ale śmieszyło mnie droczenie się z Severusem. Wyglądał na takiego, który nigdy się nie uśmiechał.

— Powiedziałem ci coś wcześniej o nazywaniu mnie po imieniu. Nie jestem twoim kolegą — powiedział przez zaciśnięte zęby. Prócz pomidorowej twarzy i iskier w oczach nic nie wskazywało na to, że się złościł. No proszę, a jednak.

— No ale należymy do tego samego stowarzyszenia! — Zauważyłam z uśmiechem. — To nie czyni nas... Braćmi?

Czułam, że przeginam, ale brnęłam w to dalej. Draco był już na tyle opanowany, że nie krył podniesionego kącika ust i drwiącego wzroku, gdy tak rzucaliśmy sobie nieme obelgi z Severusem.

Postanowiłam skończyć nim uda mi się go na dobre wkurzyć, więc po prostu odwróciłam się na pięcie.

— Idę jeść, Severusie, do zobaczenia na jakiejś lekcji!

Oddalając się w nieznanym mi kierunku, słyszałam tylko jego przyspieszony oddech, który dosłownie rzęził w jego płucach.

Draco dogonił mnie jakiś czas później i z uśmiechem wskazał mi powrotną drogę do wejścia. Przez chwilę myślałam, że prowadzi mnie na śmierć, jak w tych mugolskich wojnach, ale on skręcił na schody i poprowadził mnie do miejsca, gdzie miała odbyć się uczta.

Przekraczając próg głównej sali nie sądziłam, że spotkam się z tyloma parami czarodziejskich oczu, jakie na mnie zerknęły. Ponad połowa zebranych w imponującej wielkością sali spojrzała na mnie z zaciekawieniem, którego nawet nie kryli. Draco szturchnął mnie lekko, poprowadził w lewo i wskazał miejsce, na którym mogłam usiąść.

Wcześniej Kingsley wspominał, że doskonale wiadomo do jakiego domu trafię. Nie zastanawiałam się nad sensem tych słów dopóki nie usiadłam przy stole Slytheriniu, chociaż jeszcze nie zostałam przydzielona. Czy wszystkie stare, czyste krwią rodziny trafiały właśnie tutaj?

— Witamy naszą parę spóźnialskich — przywitał nas Blaise, który siedział naprzeciwko. — Dobrze się wam spacerowało?

— Nadzwyczajnie dobrze — powiedziałam z uśmiechem. — Snape nie mówił przypadkiem o jakiejś uczcie?

Blaise i jego kolega o ciemnych włosach zaśmiali się gdy tylko padło moje pytanie.

— A więc poznałaś już pana ciemności? Władcę nad władcami? Niestety, będziesz widywać go tak często, że będziesz rzygać na samo wspomnienie jego imienia.

— Huh? — Nie zrozumiałam.

— To ojciec chrzestny Malfoya, przyzwyczaj się. Gdzie my tam jak na złość i on.

— Jakoś ci to nie przeszkadzało gdy nieraz ratował ci dupe przed Filchem, co? — Wtrącił się Draco.

Blaise spojrzał na swojego przyjaciela z politowaniem, jak gdyby takie potyczki słowne były u nich na porządku dziennym.

— Nie narzekałem — przytaknął. — Ale musisz przyznać mi rację, że CZASAMI jest i będzie to irytujące.

— Temat skończony.

I rozmowa się ucięła. Dumbledore wygłosił mowę powitalną, przywitał się z uczniami, wspomniał o złych czasach dla czarodziejskiego społeczeństwa i skończył na tym czego to nie zabrania woźny tej szkoły. Ogólnie rzecz ujmując martwiłam się, że o mnie wspomni, ale nie zrobił tego ani jednym słowem, co przyjęłam z nieukrywaną ulgą.

Draco, który siedział po mojej prawej stronie zaczął się śmiać równocześnie z jedzeniem pojawiającym się na stole. Nie wiedziałam na czym mam zawiesić oko — górach cholernie pysznego jedzenia czy źródle chorego śmiechu. W końcu wybrałam to drugie, bo ten chichot brzmiał tak triumfująco, że mnie przekonał.

Środkiem sali szedł zakrwawiony Harry Potter w towarzystwie Severusa, który ciągnął się za nim niczym cień. Rozeszły się ochy i achy, bo dlaczego Wybraniec jest zakrwawiony, może walczył z Czarnym Panem na śmierć i życie... Mój wzmocniony słuch wyłapywał wszystko, czego tak naprawdę słyszeć nie chciałam. Mogłam tylko dziękować, że nie wyłapywałam tego całego gadania o mnie, bo kilka klątw mogłoby rozejść się po sali niczym błyskawica.

Jak na zawołanie cała Trójca spojrzała na Draco, który posłał im kpiący uśmiech. Blaise wraz z kolegą od razu zrozumieli dlaczego się spóźniliśmy i zaczęli po cichutku bić mu brawo. W zasadzie to była zasługa Malfoya i nie powinnam cieszyć się z faktu, że złamał chłopakowi nos, no ale było to w zasadzie zabawne. Okej, nie było, no ale się zaśmiałam. Nigdy nie miałam łatwego poczucia humoru.

W trakcie posiłku podszedł do nas Severus, który sprawił, że połowa sali znowu spojrzała w naszym kierunku. Rozkazywałam sobie w myślach, żeby nie używać mojego super-słuchu, który w tym momencie narobiłby więcej szkody niż korzyści i przypatrywałam się stojącemu za Blaise'em nauczycielowi.

— Profesor Dumbledore zaprasza po uczcie do swojego gabinetu, do którego z wielką chęcią zaprowadzi cię pan Malfoy. — Rozkazał, powiedział czy spytał, nie potrafiłam go rozgryźć. — Podczas spotkania odbędzie się twoja ceremonia przydziału, choć gołym okiem widać, do którego domu bardziej się skłaniasz.

Czułam, że moje wybryki minionej godziny nie poszły w zapomniane i nie pójdą zapewne jeszcze długo, ale nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wypłynął na moją twarz. Wzięłam sobie za zadanie wkurzanie tego czarodzieja.

— Bez problemu! — Przytaknęłam, szczerząc się jak myszka do sera. — Mam nadzieję, że biorąc pod uwagę fakt, że jestem nowa na roku, dostanę osobny pokój? Najlepiej z łazienką. Załatwisz mi taki z łazienką, no nie?

Niestety Severus zignorował moją zaczepkę, posłał mi mordercze spojrzenie i wrócił na swoje miejsce przy stole nauczycieli. Dumbledore patrzył prosto na mnie, gdy zerknęłam w jego stronę, i nawet nie zawstydził się, gdy go przyłapałam.

— A tak właściwie — zaczął Blaise — czemu przeniosłaś się do Hogwartu? Szedłem ze spotkania Klubu Ślimaka z tym pytaniem, ale potem był ten cały incydent... Zresztą nieważne. Zapomniałem po prostu.

Przytaknęłam. Już wcześniej spodziewałam się, że takie pytanie padnie z ust jednego z moich kolegów, choć wolałabym później niż szybciej. Prawda była taka, że nigdy nie chodziłam do żadnej magicznej szkoły, a najlepsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałam dlaczego. Od kiedy pamiętam posługiwania się zwykłą magią uczyła mnie mama, a tą starą — tata.

— Zmieniłam miejsce zamieszkania, przeniosłam się do Manchesteru na początku wakacji. Stwierdziłam, że chcę zwiedzić Londyn, pojechałam tam i zostałam.

— A nauka? Gdzie się uczyłaś?

— Szkoła Magii i Czarodziejstwa Ilvermorny w Ameryce Północnej — powiedziałam tak, jak zaplanowałam to sobie podczas wypadu na Pokątną i rozmowy z Alastorem.

Nie uszło mojej uwadze, że Draco i Blaise spojrzeli po sobie.

— Pierwsze słyszę — powiedział Blaise.

— Bo wiesz — uśmiechnęłam się — jak to się mówi, wiedza daje pokorę wielkiemu, dziwi przeciętnego i nadyma małego.

— Amen — odezwała się Pansy.

— Co? — Zdziwił się Malfoy.

— Co co?

— Amen. Co to?

— Tak jak mówiłam — zaśmiałam się szczerze — wiedza daje...

— Załapaliśmy — jednocześnie weszli mi w słowo, jeden próbując nawet uciszyć mnie ręką. — Nie trzeba.

Pansy Parkinson przybiła mi piątkę ponad naszymi talerzami.

Uczta trwała w najlepsze, gdy z satysfakcją stwierdziłam, że jestem najedzona. Wielka sala rozbrzmiewała tysiącem wesołych głosów, wszyscy cieszyli się, że mogli wrócić do szkoły mimo nastrojów, jakie panują w świecie czarodziejów.

Jak powiedział wcześniej Dumbledore: Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. A Voldemort podobno bał się naszego dyrektora i miałam nadzieję, że w najbliższym czasie nie trzeba będzie tego udowadniać.

Dalej, na ławie obok Blaise'a siedziało kilku czarodziejów i czarownic, którzy czasem wtrącali się w nasze rozmowy. Co najdziwniejsze nikomu to nie przeszkadzało, więc stwierdziłam, że także należą do tej paczki. Dwóch chłopaków zmieniło swoje miejsca, by usiąść bliżej, w efekcie czego wygonili jakiegoś młodszego chłopaka i usiedli obok mnie.

— Lincoln — chłopak bliżej podał mi rękę. — Cześć.

Postanowiłam zapoznawać jak najwięcej osób, dlatego z uśmiechem odwzajemniłam jego gest.

— Lydia, cześć.

— Dean — drugi chłopak także się przedstawił.

— Jak wszyscy to i ja — odezwała się dziewczyna siedząca obok Zabiniego. — Susan Cavanaugh.

Wątpiłam, że spamiętam wszystkie imiona jednocześnie, ale z każdym się przywitałam.

— Niecodziennie do szkoły przychodzi ktoś nowy.

— O ile wiem to jeszcze nigdy się nie zdarzyło — skinęłam głową. — Wielka sensacja.

— Nie byłoby jej, gdybyś nie była tak bardzo podoba do Malfoya. Można by wziąć was za rodzeństwo!

Spojrzeliśmy po sobie.

— Raczej wątpię — powiedział chłodno i wrócił do lewitowania sztućców.

— Jak zawsze przyjazny — dziewczyna skomentowała ciszej zachowanie blondyna, ale zrobiła to w taki sposób, że ją usłyszał. — Ten hipogryf w tamtym roku nieźle musiał cię uszkodzić. Niedługo trzeba będzie kłaniać się przed tobą tak jak przed nim, Malfoy.

Nie zrozumiałam przytyku o hipogryfie, ale skoro nawet Blaise zamarkował śmiech kaszlnięciem, to musiało być to coś zabawnego.

— Cavanaugh, gdzie twoja stuknięta przyjaciółeczka? Chowajmy wszystkie sztućce: noże i widelce, żeby przypadkiem nas nie pozabijała.

Tego nie zrozumiałam jeszcze bardziej, niż poprzedniego przytyku, ale nie chciałam zadawać niepotrzebnych pytań. Crabb i Goyle zaczęli się nieprzyzwoicie głośno śmiać.

— No, jeszcze nas dźgnie tak jak zrobiła to z McMullen! — zawtórował mu jeden z nich.

— Dobrze wiesz, Malfoy, że Margarett była pod działaniem Imperiusa jednego z twoich kolegów śmierciożerców!

Zatkało mnie. Dlatego kojarzyłam nazwisko Malfoy i dlatego czułam się w jego towarzystwie poniekąd nieswojo... Draco Malfoy pochodził z rodziny śmierciożerców, co znaczy, że Voldemort wie już o moim istnieniu. Może nawet jest już w drodze do zamku.

— Cholera! — Oprzytomniałam.

— Co jest? — Blaise wzdrygnął się na ton mojego głosu. — Coś się stało?

— Po prostu przypomniało mi się, że nie powiadomiłam mamy o przyjeździe do zamku — Zełgałam, w środku bijąc się w pierś, bo przecież ktoś z nich może wiedzieć, że moi rodzice nie żyją.

— Mamy? — Dopytał się Malfoy.

— Ma–ma — wyrecytowałam. — To ta kobieta, która cię urodziła.

Draco przewrócił oczami i tym samym uciął temat. Dziewczyna z którą przed chwilą się kłócił także nie miała ochoty się odzywać, więc wróciła do jedzenia swojej zapiekanki. Blaise wpatrywał się jeszcze przed chwilę w swojego kumpla, ale zaraz potem wielce zainteresował go puchar z sokiem.

Muszę z panem naprawdę pilnie porozmawiać, to nie może czekać do końca uczty, wysłałam wiadomość Dumbledore'owi. Tylko jemu mogłam powiedzieć o moich obawach dotyczących Malfoya i zapewne tylko on znał całą prawdę.

Dumbledore lekko skinął głową po czym powstał i podszedł do wyszukanej mównicy.

— Teraz — powiedział, pomagając sobie czarami — jak już wszyscy tutaj wiedzą, Lord Voldemort i jego zwolennicy raz jeszcze rosną w siłę.

Cisza, która zapadła w Wielkiej Sali wydawała się napinać i naprężać, w miarę jak mówił dyrektor. Uwaga wszystkich została skupiona na jego sylwetce.

— Nie mogę podkreślić wystarczająco silnie, jak niebezpieczna jest obecna sytuacja i jak bardzo każdy z nas musi uważać, abyśmy byli bezpieczni. Proszę, abyście zgłosili natychmiast komuś z grona pedagogicznego, jeśli zauważycie coś dziwnego bądź podejrzanego, w zamku lub poza nim. Ale teraz czekają na was łóżka, tak ciepłe i wygodne, jak tylko możecie sobie wymarzyć, a wiem, jak dla was ważne jest, byście byli dobrze wyspani przed jutrzejszymi lekcjami. Życzmy więc teraz sobie dobrej nocy. Pip pip!

Charakterystyczny dla odsuwania ław tępy odgłos rozprzestrzenił się po Wielkiej Sali w momencie, w którym pierwsi uczniowie przekroczyli jej próg. Draco prawie od razu wstał i spojrzał na mnie dość wymownie, przypominając mi przy tym, że ma odprowadzić mnie do gabinetu Dumbledore'a.

— Poczekam tutaj, ceremonia nie trwa długo.

— Nie musisz — odezwałam się, stając przy posągu gargulca.

— Nie znasz szkoły — powiedział.

— Dam sobie radę, spytam Dumbledore'a o drogę.

— Zgubisz się, czarodziejskie schody uwielbiają płatać figle — kontrargumentował.

— Dam sobie radę — położyłam nacisk na pierwsze słowo. — Radziłam sobie tyle lat sama, dam sobie radę i teraz. Wracaj do swojego pokoju, zobaczymy się zapewne jutro.

Draco spojrzał na mnie w dość dziwny sposób i odwróciwszy się na pięcie odmaszerował w tym samym kierunku, z którego przyszliśmy. Nie wiem czy się obraził, na pewno nie przyjął mojej odmowy z uśmiechem.

— A więc jak się ciebie uruchamia, co?

Jak na zawołanie posąg odskoczył w bok, ukazując tym samym spiralne schody, na które weszłam. Za sprawą magii zaczęły piąć się w górę, a ja wprost czułam silne zaklęcia ochronne, przez które się przedzieraliśmy.

Wchodząc do okrągłego gabinetu nie miałam pojęcia, co tak naprawdę się tutaj wydarzy. Biorąc pod uwagę moje ostatnie spotkanie z tym człowiekiem nie miałam wątpliwości, że będzie to coś niesamowicie dziwnego.

— Halo — weszłam do środka. — Jestem.

Dumbledore wyszedł zza regału i spojrzał na mnie z uśmiechem, po czym zamaszystym ruchem usiadł na tronie za biurkiem w centrum gabinetu i wskazał mi pomarszczoną dłonią miejsce, w którym mam spocząć.

— Poczęstujesz się cytrynowym dropsem? — spytał.

Pokręciłam głową siadając na krześle.

— Wszystko w porządku z pana ręką?

Jego prawa dłoń była ciemna i sprawiała wrażenie uschniętej, co mnie zaciekawiło. Dumbledore spojrzał na nią, przeniósł wzrok na mnie i z lekkim uśmiechem kiwnął głową.

— Może ty powiesz mi, co z nią nie tak?

Gdyby nie łagodny ton jego głosu mogłabym przysiąc, że o jej stan oskarża właśnie mnie. Jednak nie, on wyglądał na żywo zainteresowanego moją oceną.

Gdy złapałam ją między swoje dłonie, wydała się lodowato zimna, ale chwilę później jej temperatura uległa zmianie, w konsekwencji czego, gdybym nie była smokiem, już dawno by mnie poparzyła.

— Severus opóźnił trochę działanie tej klątwy, ale nie potrafił jej zatrzymać. Może ty?

O ile z moją różdżką i wiedzą rodziców mogłabym spróbować zdjąć klątwę która zabijała profesora, o tyle bez nich byłam w zasadzie bezczynna. Jedyne co mogłam zrobić, to spróbować ją opóźnić tak, jak zrobił to Severus, ale wątpię, czy kupiłabym mu chociaż kilka dni.

— Ile czasu panu zostało? — spytałam.

— Profesor Snape daje mi niepełny rok.

Mówiąc to wszystko ciągle patrzył mi w oczy, co utwierdzało mnie w przekonaniu, że mówił prawdę. Zrobiło mi się go żal, ale ponieważ mogłam sobie tylko wyobrazić jak potężne zaklęcie go tak urządziło, nie mogłam mu współczuć. Ja w zasadzie nigdy jeszcze nikomu nie współczułam.

— Przykro mi, nie jestem na tyle wykształcona by zdejmować tak potężne klątwy, profesorze.

Dumbledore jedynie skinął głową, chowając dłoń pod blat biurka, jak gdyby ukrycie jej mogło sprawić, że problem zniknął.

— Jest jeszcze jeden powód, dla którego pokazałem ci moją dłoń — zaczął. — Byłem ciekaw jak działa na ciebie ciepło, ale o ile widzę, działa tak samo, jak na smoki. Nie poparzyła ciebie, prawda? Moja dłoń.

Pokręciłam z uśmiechem głową.

— Moje moce nie powinny pana interesować, Dumbledore.

— Interesuje mnie bezpieczeństwo moich uczniów. To, że przyjąłem cię do szkoły nie oznacza, że nie nałożę na ciebie ograniczeń.

Zaśmiałam się cichutko, poprawiając się na krześle. Tak jak podejrzewałam, Dumbledore biorąc przykład z Ministerstwa bał się tego, co mogłam zrobić. A ja nie byłam na tyle wykształcona, by robić wszystko, co mi się żywnie podoba.

— Ograniczeń takich, jak...?

— Po pierwsze nie chciałbym, żeby na oczach jakiegokolwiek niewtajemniczonego ucznia wydarzyło się coś dziwnego.

— Musi pan chyba zdefiniować słowo dziwne. Bądź co bądź jesteśmy czarodziejami.

— Wszystko tutaj rozchodzi się o to, żebyś nie używała bądź jak najbardziej ograniczała używanie jakichkolwiek zaklęć gdy w ręku nie dzierżysz różdżki.

— Da się zrobić — przytaknęłam. — Tyle, że Kryształowa Różdżka została złamana i bardzo długo zajmie mi jej naprawa, a nie mam drugiej.

— Podczas jutrzejszych zajęć wybierz się do Ameryki, Johannes Jonker to doskonały wytwórca różdżek, które na pewno przypadną ci do gustu.

— Skąd ta pewność?

— Są pokrywane masą perłową, która przypomina kryształ. Poza tym Jonker to Amerykański wytwórca, co pomoże ci w utrzymaniu swojej historii, prawda?

Przytaknęłam.

— A z wyborem domów damy sobie spokój, Lydio. Wybrałaś tak samo, jak przydzieliłaby cię Tiara.

Ponownie przytaknęłam, tym razem jednak podnosząc się z krzesła i ruszając w stronę wyjścia. Dopiero przy drzwiach przypomniałam sobie, że miałam się o coś spytać.

— Dumbledore? Czy rodzina Malfoy należy do śmierciożerców?

Mina dyrektora mówiła wszystko, dlatego nawet nie musiał odpowiadać na moje pytanie. Wiedziałam już to, co chciałam.

— Aha, Lydio, jeszcze jedno. — Dyrektor wyszedł zza biurka i ruszył w moją stronę, zatrzymując się kilka kroków przede mną. — Rozmawiałem już z panną Smith... Nie pozabijajcie się, dobrze?

Ach, no tak, zapomniałam o tym jednym, małym, bardzo ważnym problemie, jaki stanowiła dziewczyna, której rodzice zamordowali moich rodziców. Na samo wspomnienie jej nazwiska zrobiło mi się niedobrze. Do teraz pamiętam krzyki jakie dochodziły z parteru naszej posiadłości tamtej feralnej nocy.

Razem z Catherine przeżyliśmy wyłącznie dzięki zawsze trzeźwo i logicznie myślącej mamie, która zaraz po moim urodzeniu zadbała o magiczny schron w razie takiego wypadku.

— Postaramy się — uśmiechnęłam się w kierunku Dumbledore'a i zamknęłam za sobą drzwi.

Continue Reading

You'll Also Like

4.4K 316 23
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w ktorym mieszkal cale swoje zycie, wiec m...
6K 727 9
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
44.2K 1.7K 106
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
198K 4K 19
Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby raz na zawsze zmienić swoją łatkę mola ks...