Rano obudziło mnie jakieś krzyki. Wstałam chociaż z wielkim trudem i spojrzałam w szybke. Znów ten gość
- Hej kotku co cie sprowadza w moje skromne progi ?? - spytałam miło. Wole się nie narażać.
- Śniadanie złotko - powiedział szczerząc się
- No nie znowu ta papcia co to jest kotku ??
- Wiesz jest tam wiele rzeczy m.in. wymiociny zgniłe owoce. Taka zdrowa mieszanka.
Przybliżyłam się do dziury w drzwiach i przejechałam palcem po szczęce tego gostka
- Kotku załatwisz mi coś lepszego to będziesz miał nagrode - szeptałam uwodzicielsko
Uśmiechnął sie i powirdział :
- Niedam się nabrać złotko a teraz masz i jedz.
- Hej czekaj jak mam to jeść w tym kaftanie ??
- Napewno se jakoś poradzisz - powiedział zamknął szybke i odszedł z resztą.
Miał racje. Myślał pewnie że jak mam kaftan to że nie będe mogła używać mocy . Phii. Skoncentrowałam się a o chwili przedemną wurosła łoduga która chwyciła tą niby "kanapkę" i podała mi ją do buzi. Po chwili już zjadłam śniadanie. Roślinka odłożylła talerz na półeczke przed szybką. Rozmyślałam sobie o życu i tak zleciało mi pół dnia w spokoju. Aż do chwili gdy przyszedł żołnierz i ze zdziwieniem spojrzał na pusty talerz.
- J-jak t-ty to zjadłaś - spytał niedowierzając
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami i powiedziałam
- Jakoś se poradziłam - powiedziałam kąśliwie
Później tak samo było z obiadem.
Później zaczełam medytować by uspokoić swoją buzującą moc która domagała się uwolnienia. Później zjadłam kolacje i pomodliłam się i oddałam się w objęcia morfeusza
_____________
Przepraszam że ten rozdział taki krótki postaram się aby kolejne były dłuższe 😆