Rano obudziłam się o szóstej. Czy coś zakłóciło mój sen? Wręcz przeciwnie. Od razu po spotkaniu z Harrym położyłam się do łóżka i zasnęłam. Najwidoczniej byłam już wypoczęta, więc postanowiłam wstać. Po cichu poszłam do pokoju mojego brata, który wciąż spał w najlepsze. Nie chcąc go budzić, ostrożnie położyłam się obok. Jednak on, jakby miał jakiś radar, natychmiast otworzył oczy.
- Czemu nie śpisz? - zapytał zachrypniętym głosem.
- Już się wyspałam - odpowiedziałam.
- Chodź tu. - Wystawił rękę w moją stronę.
Posłusznie umiejscowiłam się blisko blondyna. Jeffrey objął mnie ramieniem i przysunął do siebie tak, że moje plecy stykały się z jego torsem. Leżałam wtulona w niego, aż w końcu zmógł mnie sen.
***
- Larysa - usłyszałam jakiś głos. – Wstawaj.
Otworzyłam zaspane oczy, by zobaczyć przed sobą brązowookiego.
- Czemu mnie budzisz? - wymamrotałam, opatulając się kołdrą.
- Spóźnisz się do pracy. - Szturchnął mnie w ramię.
Jęknęłam głośno, kiedy uświadomiłam sobie, że ma rację. Uchyliłam powieki, walcząc z chęcią zamknięcia ich.
- Za dziesięć minut widzę cię na dole - rozkazał i wyszedł z sypialni.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, co wcale nie było takie łatwe, zważywszy na chłód panujący w pomieszczeniu. Zerknęłam okiem na zegarek, który wskazywał siódmą piętnaście. Zwlokłam się z bardzo wygodnego łóżka i podreptałam do swojego pokoju, a po wzięciu ubrań, poczłapałam do toalety. Po kilku minutach już siedziałam przy wyspie kuchennej, jedząc naleśniki zrobione przez brata. Po chwili pojawił się przede mną kubek z herbatą. Zmarszczyłam brwi, patrząc na blondyna.
- Jeffrey? Gdzie kawa? - zapytałam.
- Kofeina uzależnia i wypłukuje magnez - odparł, jedząc ciepły placek.
- Trochę za późno się zorientowałeś - mruknęłam, biorąc niechętnie łyka napoju. Nie był taki zły.
- Od dzisiaj przerzucasz się na herbatę - poinformował mnie.
- Niech ci będzie - westchnęła i wgryzłam się w naleśnik.
Po kilku minutach już wychodziliśmy z mieszkania, by naszą czarną Toyotą udać się do restauracji i na uczelnię. Pod Sunrise byliśmy już po piętnastu minutach. Wchodząc do lokalu uderzył we mnie zapach kawy. Jak tu nie zwariować.
***
Dzisiaj na sali postanowili szaleć Sky i Simon, więc ja siedziałam sobie spokojnie za kasą. Niestety, zmieniło się to, kiedy przyszedł Harry, jednak tym razem z Amber. Przyjaciele siłą wyciągnęli mnie zza lady, żebym to ja obsłużyła tę dwójkę. Wzięłam mój zeszycik i ze sztucznym uśmiechem ruszyłam do ich stolika przy oknie. Zauważyłam, że Harry zawsze przy nim siada.
- Dzień dobry. Czy mogę już przyjąć zamówienie? - spytałam grzecznie.
- Poproszę sałatkę z kurczaka - odpowiedział zielonooki z uśmiechem, który trudno było nie odwzajemnić.
- Sałatkę grecką - odezwała się blondynka. - Lepiej, żeby tym razem była świeża - warknęła, wyraźnie dumna z siebie.
- Jak sobie pani życzy - powiedziałam słodkim tonem, przez co spojrzała na mnie ze zmrużonymi oczami.
Rzuciłam jeszcze ostatnie spojrzenie Stylesowi i odeszłam w stronę kuchni.
- Kto chce robić sałatki? - zapytałam, unosząc w górę karteczkę.
- Zawsze chętny i gotowy. - Obok mnie zmaterializował się Taylor, odbierając ode mnie świstek.
Kiedy analizował zamówienie, miałam okazję się mu przyjrzeć. Zauważyłam, że skrócił włosy, które ostatnim razem opadały mu na oczy, co poprawiał uroczym gestem.
- Czemu się tak przyglądasz? - zapytał ze śmiechem, gdy patrzyłam kilka sekund za długo.
- Tak jakoś - mruknęłam. - Ściąłeś włosy? - zagadnęłam.
- Tak, wczoraj - potwierdził.
- Tak czułam. - Pokiwałam głową. - To ja już pójdę - odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie.
Nie zdążyłam nawet usiąść na stołku, a już ktoś mnie wołał.
- Larysa, mogłabyś zetrzeć podłogę? Ktoś wylał wodę - poprosiła mnie Skylar, obładowana brudnymi naczyniami.
- Już idę.
W małym pomieszczeniu, jakim był schowek, wpadłam na jakiegoś rudego osobnika. Upadłabym, gdyby nie przytrzymał mnie w talii.
- Dzięki - mruknęłam nieśmiało. - Kim ty jesteś? - spytałam, przyglądając się mu uważnie.
- Jerry. Nowy pracownik. - Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam, podając swoje imię.
- Od kiedy tu pracujesz? Nie widziałam cię wcześniej - zagadnęłam.
- Od wczoraj.
- Och, okej - odparłam i zabrawszy mop, skierowałam się na salę w poszukiwaniu tajemniczej plamy.
Znajdowała się ona koło stolików pod oknem, jak na złość. Nie widząc innego wyjścia podeszłam tam i zaczęłam robić porządek. Czułam na sobie palący wzrok Harry'ego i słyszałam piskliwi głos jego wybranki, która co chwila karciła go, że jej nie słucha, na co ten zapewniał, że wszystko słyszał. Zaśmiałam się pod nosem na tę sytuację. Już po chwili mogłam wrócić do bezpiecznego miejsca za ladą. Lubiłam tam siedzieć, bo miałam widok na większą część lokalu, przez co mogłam sprawować większą kontrolę nad sytuacją.
Ze zmarszczonymi brwiami przyglądałam się scenie, rozgrywającej się przy tym nieszczęsnym stoliku pod oknem. Jerry, który zmuszony był tam podejść po brudne naczynia, zatrzymywany był przez Amber, która wyraźnie z nim flirtowała! Chłopak najwyraźniej nie wiedział, jak się wykręcić, bo bombardowany był przez jej słowotok. Natomiast Harry siedział tam, już się tym nie przejmując. Po jego zbolałej i znudzonej minie widziałam, że nie miał już na to siły. Postanowiłam wybawić ich obu z tej niezręcznej sytuacji.
- Jerry! Jesteś mi tu potrzebny! - zawołałam do niego.
Posłałam Harry'emu uśmiech, a on odwdzięczył się tym samym. Rudy skierował się do kuchni, po drodze szepcząc ciche „dzięki". Czułam, że do końca mojej zmiany nie będzie się działo nic niepokojącego.
***
Gdy wybiła godzina ósma, mogłam iść do domu. Nie musiałam zostawać, by zamknąć, bo ten obowiązek wziął na swoje barki nowy pracownik. Dowiedziałam się, że jest ode mnie starszy o rok.
- Cześć wszystkim! - krzyknęłam przy wyjściu, przez co dostałam chóralne pożegnanie.
Kiedy wyszłam, za mną wybiegł szatyn, prosząc, bym zaczekała. Przystanęłam na chwilę, by po chwili niebieskooki znalazł się obok mnie.
- Coś się stało, Taylor? - zapytałam.
- Pomyślałem, że może cię odprowadzę. - Podrapał się zakłopotany po karku.
- Jeśli chcesz, to byłabym wdzięczna. - Posłałam muwdzięczny uśmiech.
- Poznałaś już nowego? - zagadnął.
- Tak - potwierdziłam. - Miły chłopak.
- Jest w porządku - przyznał mi rację. - Co u Jeffa? - zmienił temat.
- Wszystko dobrze. Uczy się i pracuje.
- A na jakim dokładnie jest kierunku? - Zmarszczył brwi, próbując chyba gdzieś odnaleźć tę informację w pamięci.
- Pierwszy rok studiów psychologicznych - powiedziałam dumna z niego.
- Co go skłoniło do tego wyboru?
- Chęć pomocy ludziom. - Nie skłamałam, ale też nie zdradziłam całej prawdy. Po co ma wiedzieć, że to głównie przeze mnie?
- Bardzo szlachetne - uznał.
Resztę drogi spędziliśmy rozmawiając na błahe tematy. Nim się obejrzałam już staliśmy przed drzwiami bloku.
- Dzięki, że mi towarzyszyłeś - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie ma sprawy. - Oddał gest. - Tak myślałem... Może miałabyś ochotę gdzieś ze mną wyjść? - zapytał nieśmiało.
- Z chęcią - odparłam.
- Super! To jeszcze się zgadamy?
- Pewnie. - Pokiwałam głową.
- To dobranoc - pożegnał się, składając pocałunek na moim policzku.
- Dobranoc - odpowiedziałam lekko zawstydzona jego ruchem.
Kiedy szatyn odszedł, weszłam do budynku, kierując się do mieszkania.
XXXXX
Hejka, łobuzy xx
Dodaję dziś, bo jutro nie byłabym w stanie :)
Alex Hemmingson ^v^