escape // shawn mendes

By mendesmoji

49.9K 3.8K 1.2K

"Nie możesz wiedzieć, po prostu nie. I to nie jest tylko dla twojego dobra. To jest dla dobra nas wszystkich... More

| 00 |
| 01 |
| 02 |
| 03 |
| 04 |
| 05 |
I'M BACK
| 06 |
| 07 |
| 08 |
| 09 |
| 10 |
| 12 |
| 13 |
Ogłoszenie
| 14 |

| 11 |

2K 191 80
By mendesmoji

-Nie mogę tak dłużej, tęsknię za tobą.

Słowa uderzyły we mnie jak pocisk, przebijający ciało na wylot. Czego jak czego, ale tego się nie spodziewałam. Może to jakieś złudzenie, a ja się przesłyszałam? To przecież niemożliwe, żeby Shawn wydusił z siebie takie słowa. On po prostu taki nie jest.

-Tęsknisz? - zapytałam, próbując uzyskać obojętny ton.

-Nie możesz chodzić tędy sama - odpowiedział, tym samym przerażając mnie i wywołując jeszcze szybsze bicie serca.

Rozglądał się nerwowo, szukając czegoś wzrokiem.

-Tędy czyli którędy? Jestem w szkole, Shawn, o co ci chodzi? - odparłam opryskliwie, odwracając się w drugą stronę i już prawie odchodziłam, kiedy złapał mnie za rękę i przytrzymał.

-Po prostu, nie możesz, rozumiesz?

Zacisnął mocniej swoją dłoń, powodując ból w mojej prawej ręce. Nawet się nie zdenerwowałam, po prostu przyzwyczaiłam się do tego, jaki jest. Nieodgadniony, tajemniczy, wręcz enigmatyczny. Nie przeszkadzało mi to, tajemnica w pewien sposób jest intrygująca. Irytująca też, ale wiecie o co mi chodzi.

-Zostaw mnie w spokoju, okej? - zapytałam retorycznie, wyrywając rękę z jego dłoni, a następnie zaczęłam się oddalać, pozostawiając chłopaka samego na środku pustego korytarza.

***

Kilka minut po dzwonku, zwiastującym koniec lekcji, skierowałam się do szafki, znajdującej się we wschodnim skrzydle szkoły, które o tej porze było praktycznie puste. Spowodowane to było tym, że większa część szkoły lekcje kończyła najpóźniej o 14, a te lekcje, które trwały dłużej, były przenoszone do zachodniego skrzydła, żeby umożliwić woźnym wysprzątanie pozostałych sal.

Poprawiłam torbę, spadającą z ramienia i przy okazji wyjęłam z niej kluczyk do szafki. Od razu widać było, kiedy wchodziło się do wschodniej części szkoły, ponieważ momentalnie robiło się cicho, aż głucho, no i korytarz był całkowicie pusty.

Obojętnie minęłam grupkę chłopców, których wzrok później czułam na sobie i podeszłam do szafki numer trzysta pięćdziesiąt dziewięć, a następnie otworzyłam jej drzwiczki. Włożyłam do niej niepotrzebne, a wyjęłam potrzebne książki, zostawiłam w niej także zeszyty, bo, o dziwo, nie miałam na jutro nic do odrobienia. Dlatego po chwili zamknęłam szafkę, a kiedy odwróciłam się w kierunku, z którego przyszłam, nie zauważyłam uprzednio stojących w skupisku ludzi. Odruchowo wzruszyłam ramionami i ruszyłam do centrum budynku, aby później skierować się do wyjścia.

Rozmarzyłam się o ciepłej kąpieli, o leżeniu na kanapie do końca dnia, popijając herbatę. Pomyślałam, jak fajnie byłoby ten czas spędzić z Mandy, ponieważ dawno jej nie widziałam. Kontemplowałam o dziwnym zachowaniu Shawna, o tym, jaki skryty jest. Mimo, że staram się, aby był mi obojętny, wcale mi to nie wychodzi.

Nagle usłyszałam hałas. Odwróciłam się gwałtownie. Na końcu korytarza zobaczyłam sylwetkę – światła były już przygaszone, więc nie mogłam dostrzec ani centymetra twarzy. Osoba uderzyła ręką w szafkę, co prawdopodobnie było powodem poprzedniego huku. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się, chcąc jak najszybciej wyjść z tej popieprzonej szkoły. Nie było mi to jednak dane, ponieważ po kolejnym uderzeniu osobnika w szafkę, odwróciłam się. Nie mówiłam nic, ktoś też nie odezwał się ani słowem. Tylko skręcił w prawo i zniknął w czeluści korytarza. Chyba nie powinnam się bać, prawda? Bo to przecież nie tak, że ktoś próbuje mnie przestraszyć. No i to wcale nie tak, że wygląda jak pięćdziesięcioletni pedofil. I nie, ja wcale nie jestem przerażona tym, że miał założony kaptur. NIE.

Zaczęłam biec. Może nie całkowicie przez to, że się bałam, tylko dlatego, że nie chciałam zostać zgwałcona na korytarzu szkolnym.

Dobra, chyba jednak się bałam.

Wybiegłam przed szkołę, a kiedy wokół mnie poczułam obecność innych, przystanęłam. Przecież nie dorwie się do mnie, kiedy naokoło stoi mniej/więcej setka osób. Oparłam się o ceglany mur i oddychałam głęboko, co chwilę poprawiając włosy, opadające mi na twarz. Tak, okej, jestem panikarą!

Nawet nie zorientowałam się, że przez cały czas miałam zamknięte oczy. Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam przed sobą wysokiego szatyna, przyglądającego się mi z zainteresowaniem. Kojarzyłam go ze szkoły, a oprócz tego był kolegą Brooklyna i Shawna. Miał około metra osiemdziesięciu, śniadą cerę i ciemne, niemal czarne oczy wpatrujące się we mnie przenikliwie.

-Coś się stało? - zapytał, nie ukrywając zmartwienia w głosie. -Wyglądasz na przestraszoną.

-Oh, nie, nic. Wszystko dobrze, po prostu się przestraszyłam - odparłam, doprowadzając się do porządku.

-Ktoś cię przestraszył? Jak wyglądał? Kiedy to było? - obsypał mnie wiązanką pytań, marszcząc przy tym brwi i przybierając poważną pozę.

-Nie, nieważne - odpowiedziałam, ale kiedy zauważyłam, że moja odpowiedź go nie usatysfakcjonowała, dodałam: -Znaczy, tak, to był ktoś. Ale nie wiem kto, więc kto by się tam przejmował.

Machnęłam ręką i pozwoliłam małemu uśmiechowi wpełznąć na moją twarz. Założyłam niesforny kosmyk włosów za ucho i czekałam na reakcję chłopaka.

-Może przynajmniej odwiozę cię do domu? - zaproponował, a ja uniosłam brwi na tak szybką zmianę tematu.

Cóż mogę powiedzieć, dobrze wiecie, że się zgodziłam.

***

-Tak w ogóle, jestem Gilinsky - powiedział, obdarowując mnie swym pięknym uśmiechem. -Jack Gilinsky.

-Tak, zdaje się, że już się poznaliśmy, prawda?

-Oczywiście, inaczej nie wiedziałbym, że nazywasz się Rose - odparł, skupiając wzrok na drodze i lekko mrużąc przy tym oczy.

Oparłam łokieć o drzwi samochodu, a na dłoni tej samej ręki oparłam głowę. Miałam w miarę lekkie lekcje, ale mimo to byłam zmęczona – nienawidzę wstawać rano. Później przez cały dzień jestem nieżywa.

-Skąd znasz Shawna?

Hej, hej. Po pierwsze, on chyba jest mistrzem w zmianach tematu. Po drugie, czy chłopcy, tak jak dziewczyny, nie plotkują o nowo poznanych osobach, jak zwykło to robić płci przeciwnej?

-Jest przyjacielem Brooklyna, ja teraz mieszkam z Brooklynem... - odparłam, gestykulując rękami, aby wspomóc sobie w wypowiadaniu słów.

-Ah, no tak! - odparł, uderzając się otwartą dłonią w czoło. -Przecież pamiętam, oczywiście - dodał.

Jasne, że wiem, o co mu chodziło.

-Wygląda na to, że już jesteśmy - powiedziałam sympatycznie i odpięłam pas.

Chłopak stanął, a ja wyszłam z auta.

-Dziękuję za podwózkę, Jack - dodałam, nachylając się.

-Wystarczy Gilinsky - odparł, uśmiechając się, a ja zrobiłam to samo. Następnie odwróciłam się i skierowałam prosto pod drzwi domu.

***

Popołudnie spędziłam tak, jak planowałam. Na początku weszłam do wanny i posiedziałam w niej dobrą godzinę, rozkoszując się ciepłem wody i pięknem zapachu olejku kokosowego. Później obejrzałam coś w telewizji, siedząc na kanapie i konsumując plasterki banana. Następnie wspięłam się na górę i posprzątałam w pokoju. Wolałam bowiem nudzić się aktywnie i przynajmniej mieć z tego jakiś pożytek.

Skończyłam sprzątać kiedy się ściemniało, a właściwie było koło pierwszej w nocy. Wtedy przysiadłam na łożku i wpatrywałam się w lekko oświetloną ulicę.

W pewnym momencie zmarszczyłam brwi, co było wywołane ponownym w tym dniu zdziwieniem. Tym razem czułam się bezpiecznie, byłam w domu z policjantem, oddzielona od ciemnej ulicy ogrodzeniem, alarmem w domu i grubymi murami. Sięgnęłam jednak po telefon i wybrałam z listy kontaktów pewną osobę. Odebrał już po kilku sygnałach i zaspanym głosem powiedział:

-Co do...

-Przestań, kurwa, mnie śledzić. Raz w szkole, teraz stoisz pod domem. Jeżeli aż tak bardzo tęsknisz to zapraszam, możemy nawet spać w jednym łóżku. Ale w dupę sobie wsadź takie podchody - przemówiłam z chłodnym głosem.

-O czym ty mówisz? - zapytał, nie ukrywając zdziwienia w głosie.

-O tym, że stoisz pod moim oknem?! Może myślisz, że jesteś niewidzialny, ale muszę cię rozczarować, twoja bluza to nie Peleryna Niewidka - warknęłam, poirytowana całą sytuacją.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że osoba stojąca na przeciw mojego okna nie trzyma w ręku telefonu, a stoi z rękami opuszczonymi wzdłuż tułowia.

Żołądek wykręcił mi się i podszedł pod samo gardło. Serce zaczęło bić o wiele mocniej, niż powinno, a żeby tego było mało, poczułam suchość w ustach.

-Shawn, gdzie jesteś? - zapytałam lekko trzęsącym się głosem.

-W łóżku, do cholery jasnej, a gdzie mam być?

-Kurwa mać - szepnęłam, niemal szlochając. Nigdy nie byłam tak przerażona, jak w tamtym momencie.

Usłyszałam szmer w słuchawce i szybkie chodzenie, tupanie, otwieranie szafy oraz przeklinanie.

-Jadę.

___________
Robi się groźnie, huh?
Zbliżamy się do głównego wątku!!

Miłego piątku!

Continue Reading

You'll Also Like

10.7K 802 25
𝐎𝐊𝐎 𝐙𝐀 𝐎𝐊𝐎, 𝐊𝐑𝐄𝐖 𝐙𝐀 𝐊𝐑𝐄𝐖 "𝐃𝐑𝐄𝐀𝐌𝐒 𝐃𝐈𝐃𝐍'𝐓 𝐌𝐀𝐊𝐄 𝐔𝐒 𝐊𝐈𝐍𝐆𝐒, 𝐃𝐑𝐀𝐆𝐎𝐍𝐒 𝐃𝐈𝐃" ➡︎ 𝐎 𝐤𝐨𝐜𝐡𝐚𝐧𝐤𝐚𝐜𝐡 𝐩𝐨...
143K 3.9K 172
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
10.4K 1K 25
"Do cholery jasnej miałeś nigdzie nie wychodzić!", krzyknął przez co młodszy wzdrygnął się spuszczając wzrok. "J-ja tylko-", starszy mu przerwał, "co...
16.5K 3.8K 129
Przed rozpoczęciem pracy na lodowisku nikt nie powiedział Sunoo, że tuż przed zamknięciem ktoś na nim trenuje. instagram!au; pobocznie: wonki, heeja...