Milczenie ✔️

By NathanAlejver

59.1K 5.6K 1.6K

Kosmiczna ekspedycja dociera na orbitę odległej planety, by ustalić przyczynę zniknięcia poprzedniej misji. W... More

Praefatio
Stagium 01
Stagium 02
Stagium 03
Stagium 04
Stagium 05
Stagium 06
Stagium 07
Stagium 08
Stagium 09
Stagium 10
Stagium 11
Stagium 12
Stagium 13
Stagium 14
Stagium 15
Stagium 16
Stagium 17
Stagium 18
Stagium 19
Stagium 20
Stagium 21
Stagium 22
Stagium 23
Stagium 24
Stagium 25
Stagium 26
Stagium 27
Stagium 28
Stagium 29
Stagium 30
Stagium 31
Stagium 32
Stagium 33
Stagium 35
Stagium 36
Stagium 37
Stagium 38
Finis

Stagium 34

797 112 55
By NathanAlejver

Na pokładzie panowała cisza. Głucha, zimna, pełna mroku cisza, przerywana tylko od czasu do czasu echem krzyków i strzałów z głębokiej oddali.

Septimus wstał z ukrycia. Próbował sobie przypomnieć, co stało się w ciągu ostatniej godziny. Przychodziło mu to ciężej niż normalnie... dziwne. Nigdy nie miał problemów z pamięcią.

Bieg. Pamiętał bieg. Szaleńczy pościg korytarzami Trinity. Uciekał przed oddziałem Marcello, który chciał go schwytać i najprawdopodobniej zabić. Takie mieli rozkazy od Draytona − znaleźć i zabić każdego.

Jak Drayton mógł wydać takie rozkazy? − zastanawiał się. − Przecież wciąż jest nadzieja, że wszyscy wrócimy do domu. To najgorsze, co mógł uczynić!

Powrócił wspomnieniami do ucieczki. Pamiętał, że się bał i biegł, ile tylko sił w nogach. A oni do niego strzelali, nie na żarty.

W końcu, niczym rakieta, wpadł do działu transportowego i błyskawicznie za pomocą panelu zablokował za sobą gródź, co odcięło pościg. Problem był tylko taki, że do tego działu były trzy inne wejścia − na szczęście w innych częściach statku, więc można uznać, że zgubił pościg. Jednak oni na pewno wrócą...

Pobiegł na oślep przez kilka korytarzy i schował się wewnątrz niewielkiego, ciemnego schowka w jednym z magazynów. Tutaj spędził około godzinę na odpoczynku od całego wariactwa i... opatrzeniu ran?

Dopiero teraz Septimus przypomniał sobie o tym, że żołnierze trafili go w lewe ramię. Na ziemi w cieniu leżało pełno zakrwawionych bandaży, które znalazł w apteczce. Ściągnął górną część munduru i podwinął rękaw czarnej koszulki, a następnie przy wielkich mękach wyjął kulę, po czym zdezynfekował i opatrzył ranę.

Teraz nie miał pojęcia, gdzie może szukać Sybilli. Ona mogła być dosłownie wszędzie. Ale musiał ją koniecznie znaleźć, to była dla niego cholernie ważna sprawa. Martwił się i bardzo, bardzo nie chciał jej stracić. Była jego jedyną zaufaną osobą w całym tym chorym świecie. Jeśli ją straci... to będzie koniec. Po raz kolejny przez jego słabość − ktoś bliski umrze. Nie może na to pozwolić. Za wszelką cenę musi znaleźć Sybillę.

W jednej z półek w schowku znalazł całkiem sprawną latarkę. To dobrze − z pewnością mu się przyda, skoro jedyne oświetlenie na Trinity stanowiły teraz zielone lampy awaryjne, które dawały zbyt mało światła, by cokolwiek dalej zobaczyć.

Wyciągnął pistolet, włączył latarkę i wyszedł na główny korytarz tego działu.

Hmm... co tu ciekawego jeszcze jest? − rozmyślał.

Podszedł do mapki, która była zaraz obok i odczytał potrzebne mu informacje: − Kilka dużych magazynów, parę innych pomieszczeń, jakaś sala, stacja ładunkowa... i hangar − wyliczał. Tak, to dobry pomysł. Pójdę tam i upewnię się, że wahadłowiec stoi jeszcze na miejscu. Potem spróbuję wrócić do przejścia na Judicatora.

Ostrożnie i po cichu ruszył przed siebie. Starał się być czujny, gdyż teraz każdy mógł próbować go zabić na zlecenie Draytona lub w wyniku szaleństwa. Kto wie, co jeszcze Syndrom mógł zrobić z ludźmi?

Odpowiedź na to pytanie kryła się tuż za rogiem. Przeraził się.

Ujrzał oto dwa zmasakrowane ciała wisielców. Obaj mieli ręce bestialsko wykręcone i ciasno związane z tyłu. Pozbawieni byli górnej części odzienia, co było najgorsze, gdyż odsłoniło niezliczoną ilość śladów po brutalnych, dzikich cięciach jakimś ostrym przedmiotem. Cali byli pokryci zakrzepniętą krwią, a pod nimi utworzyła się wielka, czerwona plama.

− Jezu Chryste... − Przeraził się Septimus. W życiu nie pomyślałby, że można zrobić coś takiego drugiemu człowiekowi.

Dopiero po chwili zauważył na ścianie nabazgrane krwią krzywe litery, które tworzyły chaotyczny napis "Statek jest martwy, nie ma ratunku, nie uciekniesz".

Nie mógł na to dłużej patrzeć, gdyż pomału robiło mu się niedobrze. Szybko minął nieprzyjemny widok i kroczył dalej, przemierzając mroczne korytarze Trinity.

Nagle znów ból głowy się nasilił.

Boże, mam tego dość... Nienawidzę bólu głowy! − zirytował się, jednak to go nie zatrzymało. Wciąż szedł w stronę magazynu.

W końcu wszedł do korytarza, w którym nawet światła awaryjne nawalały, migocząc bez przerwy, bądź też kompletnie przestając działać.

Cholera...

Szedł dalej, jednak nagle poczuł niepokój... Miał dziwne wrażenie, że zaraz stanie się coś złego. Przystanął na chwile i zaczął nasłuchiwać otoczenia.

Pierwszym i oczywistym odgłosem, jaki słyszał, było nieregularne bzyczenie uszkodzonej lampy, która włączała się... i wyłączała. Włączała... wyłączała, włączała, wyłączała.

Dalej była tylko głucha cisza i... szum. Delikatny, ledwo słyszalny szum. Tylko skąd mógł pochodzić?

Septimus nasłuchiwał, starając się jeszcze czegoś dosłyszeć

Wciąż nic. Gdy już miał zrezygnować, jego ucho wyłapało coś jeszcze... to było bardzo nietypowe. Tak jakby ciągły krzyk wielu ludzi naraz, tak bardzo odległy i rozproszony, że ciężko było stwierdzić, czym tak naprawdę był. Jednak Septimus mógł iść o zakład, że to właśnie ludzkie krzyki. Jednak inne, niż normalnie... coś było z nimi nie tak.

Szedł dalej, a odgłos z każdym krokiem stawał się silniejszy. Wreszcie miał już pewność, że to właśnie wrzaski dobiegały jego uszu. Krzyki rozpaczy, błagania o pomoc...

Co jest...? Czy to już istna rzeź? A może ktoś potrzebuje pomocy...? − zastanawiał się gorączkowo. − Nie wiem, nic do cholery nie wiem! Wszystko mi się miesza!

Postanowił to sprawdzić. Wszedł w sieć dosyć wąskich korytarzy, a krzyki wciąż się nasilały. W końcu − oprócz krzyków − dosłyszał jeszcze cichy syk...

Syk wypompowywanego powietrza.

Nie... nie może być.

Nagle wkroczył do dużego, owalnego pomieszczenia. Na jednej ścianie roiło się od elektronicznych urządzeń i komputerów, a z kolei na drugiej mieściły się okna. Gdy Septimus przez nie wyjrzał − pożałował. Wróciły wszystkie wspomnienia...

Przez okna rozpościerał się widok na rozległy moduł mieszkalny stacji Galileo Galilei. Panował tam chaos − wielotysięczne tłumy w istniej panice uciekały w każdym z możliwych kierunków, wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Ale drogi ucieczki nie było. W końcu zaczęli się dusić, padając w konwulsjach na ziemię i rzucając się, gdzie popadnie. Aż ostatecznie wydali z siebie ostatnie głuche tchnienie.

Sto tysięcy ludzi zostało uduszonych.

− Dobra robota, Septimusie − Usłyszał odgłos z komunikatora. − Wrócicie na Ziemię jako bohater.

W końcu szum wysysanego powietrza ustał, a Septimus padł na ziemię.

Znów to poczucie winy...

To on ich zabił.

Dotknął go niewyobrażalny smutek. I nienawiść do samego siebie. To był ten moment w jego życiu, którego nigdy sobie nie wybaczy. To brzemię, które musiał nosić każdego dnia na swoich zmęczonych barkach.

Nagle, wśród głuchej ciszy, usłyszał trzepot kruczych skrzydeł. Gdy zerknął w tamtą stronę, ujrzał ją.

− Septimusie − odezwała się trupim głosem Rosa. − Choć do mnie. Bądźmy razem.

− Odejdź. Źle się czuję... Muszę pobyć sam.

− I co, myślisz, że to ci coś ta? − zapytała kpiąco. − Nie zmienisz przeszłości. Nigdy jej nie zmienisz, choćbyś został sam przez wszystkie ery tego świata.

Powstał i zmierzył ją wzrokiem. Trupia sylwetka ukochanej budziła w nim jeszcze gorsze wspomnienia. Nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, ona kontynuowała z mrożącym krew w żyłach pustym głosem:

− Mordercy nie zasługują by żyć, prawda? Dobrze o tym wiesz. A mimo wszystko wciąż tu jesteś...

Łypnął na nią gniewnie.

− Takie miałem rozkazy! − krzyczał. − Nie powiedzieli mi, co się stanie! Byłem tylko pieprzonym pionkiem w ich grze!

− A mimo wszystko ty nacisnąłeś "enter". Dobrze wiesz, że to twoja wina... Nie uciekniesz od tego.

Gniew i poczucie winy narastało w nim z każdą chwilą. Przypomniał sobie rozmowę z Sybillą − gdy opowiedział jej tę historię, a ona... okazała współczucie. Nie potraktowała go jak mordercy. Dobrze wiedziała, że nie miał na to wpływu i został w okrutny sposób wykorzystany. Wytłumaczyła mu, że będące już po drugiej stronie ofiary tego incydentu też nigdy by go nie obwiniły.

Ufał jej. Tylko z jej pomocą on też to wtedy zrozumiał. Niestety, w chwilach słabości takich jak ta, całkowicie o tym zapominał.

Wnętrze Galileo Galilei zniknęło w jednej chwili. Gdy Septimus się rozejrzał, leżał na jednym z korytarzy na statku Trinity. Pojęcia nie miał, skąd się tam nagle wziął.

Głowa niemiłosiernie go bolała... i chciało mu się pić. Bardzo. Z trudem wstał, opierając się o ścianę. Przetarł oczy i zastanowił się, w którą stronę powinien teraz pójść. Obie strony korytarza wyglądały tak samo, ciągnąc się i znikając w absolutnej ciemności gdzieś w oddali.

Nagle usłyszał echo cichego szumu, ledwo słyszalnego i rozproszonego, niczym powiew wiatru jaskiniowego. Wzmagało to w nim tylko uczucie pustki i osamotnienia w tym tajemniczym, zimnym miejscu. Septimus nie przejął się tym zbytnio, jednak, gdy po kilku chwilach echo powróciło, tym razem było ciut głośniejsze.

Hmm... − zastanowił się. − Skąd mogą się rozchodzić takie odgłosy? Wydają się dobiegać zewsząd i znikąd zarazem...

Wyciągnął latarkę i skierował strumień światła w jedną stronę z nadzieją, że zobaczy jakieś rozgałęzienie, drzwi bądź jakąkolwiek tabliczkę. W tunelu nie było jednak nic prócz zimnych, stalowych ścian i rur ciągnących się po suficie.

Echo powróciło, a Septimus poczuł ukłucie strachu. Szum bowiem mocno działał na wyobraźnie i wydawał się być naprawdę przerażający. Tym razem nasz bohater usłyszał jednak coś jeszcze − jakby to nie był zwykły, jednolity szum, a delikatny szelest liści. Przynajmniej tak to brzmiało. Tajemniczy szum wydawał się skrywać w sobie jakąś mroczną tajemnicę...

Septimus ruszył przed siebie, losowo wybierając kierunek marszu. Cienie wydawały się gęste i głębokie, a światło z latarki... jakby zimniejsze i mniej intensywne? Dziwne...

Miał wrażenie, że coś go non-stop obserwuje, że nie jest sam. Czuł się, jakby wpatrywały się w niego jakieś puste, martwe ślepia...

− Ciekawe czy dojdę do... do czego? Gdzie ja chciałem iść? − zastanowił się na głos. Za nic nie potrafił sobie tego przypomnieć, co było bardzo niepokojące. Przecież nie miał zaburzeń pamięci. Dlaczego więc wypadła mu z głowy rzecz tak bardzo istotna?

Kolejna fala szumu. Teraz była już jednak doskonale słyszalna, jakby dobiegała z bardzo bliska (choć i tak nie dało się ustalić jego położenia). Septimus przeraził się, gdy odkrył, czym tak naprawdę był owy szum.

Falą szeptów.

"...pojawiające się myśli samobójcze... dramatycznej metamorfozy psychiki... odwrotny skutek."

Septimus przetarł ręką twarz w kolejnej fali okrutnego bólu głowy.

− Cholera, gdzie ja idę? − rzucił półszeptem. Zaczęło mu się kręcić w głowie.

"...świadome i celowe narażanie się na niebezpieczeństwo... Wsparcie dla chorego jest ważnym elementem... zostawiając ją... skazany zostaje na śmierć".

Wtedy znów pomyślał o niej. O Rosie. Ona się zabiła... nie dała rady. Poddała się. On próbował jej pomóc... ale nie okazał wystarczająco dużo wsparcia.

− Rosa... − majaczył sam do siebie. − Proszę, nie rób mi tego. Nie...

Potknął się o jakiś metalowy próg, lądując z impetem na ziemi. Latarka wypadła mu z ręki, turlając się gdzieś dalej.

"...sensu życia. Według badań... osób cierpiących na depresję. Tragiczna decyzja chorego zostaje..."

Wszystko jakby wirowało, wydawało się oddalać i przybliżać, znikać i pojawiać. Septimus macał na czworakach ziemię, próbując znaleźć latarkę. Od czasu do czasu przed nim mignęła smuga światła, jednak za cholerę nie był w stanie powiedzieć, gdzie to akurat było.

"...uprzedzając o swoim zamiarze, bądź nikomu nie..."

Spróbował wstać.

− Co się... Co się ze mną dzieje? − zapytał. Sam nie wiedział czy to krzyknął, szepnął, a może było to zwykła myśl.

Nagle przestało mu się kręcić w głowie, a obraz w miarę się ustabilizował − Septimus ujrzał rozmyty, cienisty kształt, który przemknął tuż obok.

− Nie od... zaczekaj − wymamrotał. Cień usłyszał i się zatrzymał tuż na granicy mrocznej pustki.

Z początku była to tylko niewyraźna, rozproszona czarna sylwetka, która jedynie powierzchownie przypominała człowieka. W końcu jednak jej granice stawały się coraz bardziej ostre, a cień przybierał nowe barwy.

Septimus ujrzał stojącego przed sobą żołnierza.

− To jeden z nich! − krzyknął wojskowy. − Panowie, znacie rozkazy!

Septimus się przeraził. Postać wyciągnęła w jego stronę pistolet. Nasz bohater jednak błyskawicznie dobył noża. Było już jednak za późno. Kula wystrzeliła,

Otworzył oczy i wrzasnął z bólu. Doznał szoku, gdy zobaczył, że trzyma nóż, który właśnie brutalnie wbił sobie w poharatane już ramię, jednak nieco niżej wcześniejszej rany.

Nim zdążył się zorientować co się dzieje, ramię znów było sprawne, a nóż utkwił w ciele żołnierza.

Przeciwnik warknął gniewnie i zaczął się szarpać, jednak Septimus wykonał jeszcze kilka dźgnięć nożem. Teraz patrzył, jak źrenice żołnierza bezwładnie idą ku górze.

Spojrzał za siebie. Stało tam trzech innych, którzy właśnie wystrzelili pociski w jego stronę. Septimus błyskawicznie zasłonił się martwym ciałem, w które wbiły się kule. Wyciągnął swój pistolet i oddał kilka strzałów. Jeden z żołnierzy padł martwy. Pozostali rzucili swoje bronie i zaczęli uciekać. Było to podejrzane, jednak nie było czasu rozmyślać, czemu tak się stało.. Septimus ruszył w pogoń.

− To wasz koniec! − wrzasnął z nienawiścią. Nawet nie wiedział, skąd się wzięła i dlaczego tak usilnie pragnął zabić tych żołnierzy. Po prostu czuł, że musi. − Nikt nie przeżyje!

Biegł tuż za nimi przez labirynt tuneli. Nim się zorientował, do grupy uciekającej przyłączyli się dwaj kolejni.

W końcu wszyscy znaleźli się w martwym zaułku. Żołnierze odwrócili się w jego stronę i w bezruchu go obserwowali. On nie czekał − natychmiastowo oddał w ich stronę kilka strzałów. Oni wciąż jednak stali i nawet nie drgnęli, gdy przeszywały ich kule. Zdziwiony Septimus błyskawicznie wystrzelał w ich stronę cały magazynek, a następnie wyjął nóż i zaszarżował prosto na nich.

Nie patrzył nawet, co robi. Siekał na prawo i lewo, krew tryskała na wszystkie strony. Czwórka żołnierzy padła na ziemię, jednak wciąż żyła, mrugając i uśmiechając się w jego stronę. Septimus stale ciął w poczuciu zwierzęcej furii, rozrywając im ścięgna, wydłubując oczy i rozcinając klatki piersiowe.

Nagle poczuł duszący ucisk w szyi. Panikował, nie wiedząc, co się dzieje. Głowa zaczęła go jeszcze mocniej boleć... aż ujrzał ją. Rosa stała na przeciwległym końcu korytarza, daleko a jednocześnie blisko. Powoli szeptała jego imię pustym, trupim głosem.

"Septimusie..."

Przerażony otworzył oczy.

To, co zobaczył sprawiło, że niemal nie postradał zmysłów.

Leżał w gigantycznej plamie krwi, pomiędzy brutalnie zmasakrowanymi ciałami personelu naukowego. Tuż obok − w żebrach jednego ze starszych naukowców tkwił nóż. Nóż Septimusa.

On sam miał opleciony wokół szyi pas, który zaciskał z całej siły, próbując się udusić. Gdy to zauważył, natychmiast puścił, a pas wpadł do czerwonej kałuży.

Boże Święty... − pomyślał, gdy zrozumiał, że to on ich zabił. − Jak... Dlaczego?

Ciała były w tak krytycznym stanie, że ledwo dało się rozróżnić płeć ofiar. Brutalnie posiekane, rozczłonkowane i poprzebijane... Wyglądały, jakby zagryzło ich jakieś zwierzę.

Septimus zdał sobie sprawę, że cała ta wizja... była poniekąd prawdziwa. Tylko, że gonił niewinnych naukowców, którzy ratowali się ucieczką.

A więc stąd biorą się te wszystkie ciała rozrzucone po pokładzie. To nie są tylko i wyłącznie samobójstwa. Syndrom każe im... sprawia, że zabijają się sami nawzajem, a dopiero na samym końcu unicestwiają siebie.

Czuł się winny, ale rozumiał, że nie zrobił tego w pełni świadomie. Nie chciał ich śmierci... Ale musi być silniejszy. Musi zacząć rozróżniać prawdę od fikcji.

Nasz bohater wstał i schował swój nóż, jednak gdy poruszył ramieniem zrozumiał, że nikt go nie postrzelił − sam dźgnął się wtedy nożem. Z bólem złapał się za ranę, tamując krew.

Boże, daj mi siły, bym to zrozumiał... By to się nigdy nie powtórzyło.

Pamięć wróciła i już wiedział, że zmierzał w stronę hangaru. Okazało się, że tabliczka z mapą statku jest tuż obok. Przetarł ją z krwi, odczytał i ruszył przed siebie.  

Continue Reading

You'll Also Like

1.4K 193 10
Zapraszamy do niezapomnianej podróży na pokładzie "Literackiego Odkrywcy", statku, który przemierza niezmierzone wody Wattpada w poszukiwaniu ukrytyc...
6.5K 378 4
W 1956 r. na Węgrzech wybuchło powstanie przeciw tyranii Związku Radzieckiego. Polski naród nie tylko zainspirował Madziarów do tego odważnego czynu...
2K 487 35
Mówi się, że Ulotna Biała Zjawa jest okrutnym i brutalnym demonem. Podobno atakuje bez litości starych i młodych, pożerając ich ciała w bardzo specyf...