NieWłaściwy Brat

By LadyCzardziejka

611 80 5

Mazen jest na drugim roku studiów i choć inaczej wyobrażała sobie życie studencie, nie przeszkadza jej to w d... More

Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.

Rozdział 19.

21 3 0
By LadyCzardziejka

Aiden

Szedłem prosto do namiotu, do którego weszli Mazen i Damon. Mój bojowy nastrój zniknął w momencie, w którym zadałem sobie sprawę, iż namiot jest pusty.

Powróciłem wzrokiem na plaże, czułem jak coś ciężkiego opuszcza moje ciało. Mazen stała ze swoimi znajomymi śmiała się w głos, wyglądała jak jebane bóstwo z tym wielkim uśmiechem na jej pięknej twarzy.

Moją uwagę zwrócił rownież Damon. Mój brat zaciekle rozmawiał o czymś z Natem. Zaśmiałem się z siebie i mojej pojebanej wyobraźni.

Może faktycznie wszystko wyolbrzymiam.

Nie myślałem nad tym długo, podszedłem do grypy Mazen. Jej znajomi rozmawiali, śmieli się, a ja wpatrywałem się w moją Iskierkę. Wyglądała na szczęśliwą, a moje serce zabiło milion razy szybciej, kiedy spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.

Dziewczyna zapiszczała, skacząc do góry jak mała dziewczynka.

- Kocham tę piosenkę! - wykrzyknęła, ruszając biegiem na parkiet, ciągnąć mnie za sobą. Nie opierałem się, skakałem równo z nią, śmiejąc się z tego, jak wykrzykiwała słowa piosenki.

Chciałem, by zawsze taka była, by już nigdy nie musiała odczuwać bólu. Nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu dopadnę Gomeza i go dla niej zabije.


-


Mazen


Obudziłam się z okropnie ciężką głową, ale nie tylko to było ciężkie. W połowie byłam przykryta Aiden'em, a w połowie Freyą. Zwaliłam z siebie ich ciała, rozglądając się po moim salonie.

Na podłodze leżeli Tim z Sarah, a na drugim końcu kanapy Thomas wtulony w malutkie ciałko Mellody. Wszędzie walały się butelki po alkoholu oraz puste pudełka po jedzeniu na wynos.

Wczoraj po imprezie na plaży, zamiast jak normalni ludzie wrócić do swoich domów przyjechaliśmy do mieszkania, które dzieliłam z David'em.

Przeciągnęłam się, czując jak ubrania się do mnie kleją. Nadal szumiało mi w głowie od wypitego alkoholu, próbowałam ogarniać, w którym monecie zasnęłam z nimi na kanapie i czemu nie spałam w swoim łóżku.

Zostawiałam nadal śpiących przyjaciół, by wskoczyć pod upragniony, tak mi potrzebny prysznic.

Weszłam do swojej sypialni, ledwo widząc na oczy, chwyciłam czystą bieliznę, a następnie weszłam do swojej łazienki.

- O Boże! - podskoczyłam przestraszona, jedną ręką dotykając swojego szybko bijącego serca, a drugą ręką zakrywając oczy.

- Wystarczy Damon. - chłopak zaśmiał się, kompletnie nie robiąc sobie niczego z faktu, iż był kompletnie nagi.

- Co robisz w mojej łazience? - czarnowłosy dalej stał niewzruszony. - I czy możesz się do cholery zakryć? - niebieskooki najwolniej jak potrafił, złapał za ręcznik, którym owinął się wokół pasa. - Dziękuję. - powiedziałam, odsłaniając w końcu oczy.

- Nie rozumiem, o co tyle krzyku, kilka godzin temu bardzo chciałaś bym był nagi.

- Co czym ty mówisz? - byłam pijana, ale nie na tyle, by nie pamiętać czegoś takiego.

- No gdyby nie Aiden, może i dostałabyś to, czego chciałaś.

Zrobiłam wielkie oczy, dostałam jakby olśnienia. Pamiętam, jak byłam w sypialni z Damonem, całowaliśmy się jak para napalonych nastolatków. Prawie do czegoś doszło, a wtedy do pokoju wleciał pijany Aiden. Chłopak dosłownie wpadła do mojej sypialni, upadając twarzą na podłogę.

Wstałam, by odprowadzić go do salonu, gdzie reszta mojej paczki już rozłożyła się wygodnie na miejscach, w który zastałam ich rano. Aiden nie chciał mnie puścić, mamrotał coś pod nosem, więc pozwoliłam, by się we mnie wtulił i zasnęłam z nim w takiej pozycji.

Zrobiło mi się strasznie głupio, bo jak mogłam zapomnieć o czekającym na mnie Damonie.

- Przepraszam, Aiden był bardzo pijany, nie chciał mnie pościć, a później zasnęłam i...

- Spokojnie Mazen, nie jestem zły.

- Ale ja jestem, przepraszam cię bardzo.

- Naprawdę nie masz za co.

- Ale tak mi głupio zostawiłam cię.

- Kochanie spokojnie. - spojrzałam na niego dużymi oczami.

- Kochanie? - miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.

- A nie jesteś moim kochaniem?

- A jestem?

- Kochaniem, Skarbem, Misiaczkiem... - Damon zaczął mnie przytulać i podszczypywać. - Daj buzi kochanie.

- Weź! Nie myłam jeszcze zębów. - chłopak próbował mnie pocałować, a ja wyrywałam się, śmiejąc się w głos.

- Mi to nie przeszkadza. - mrugnął, a następnie poruszył zabawnie brwiami.

- Ale mi tak! - chłopak trzymał mnie mocno, obserwując każdy cal mojej twarzy.

- Brałem już prysznic, ale mogę wziąć go drugi raz, z tobą.

- Jesteś gotowy zobaczyć to ciało? - moja brew wygięła się wyzywająco.

- Nie jestem go godzien. - zaśmiał się, a za chwilę spoważniał. - Jesteś piękna Mazen.

- Ty jesteś piękny Damonie. - mówiłam szczerze. Był piękny, idealny, nie byłam go warta.

Staliśmy przez jakiś czas, wpatrując się w siebie nawzajem, prowadząc rozmowę bez słów. Uwielbiałam te nasze chwile, w jego towarzystwie czułam się zwyczajnie spełniona.

- Powinienem się ubrać. - nie przewał naszego kontaktu wzrokowego.

- Powinieneś. - powtórzyłam za nim.

- Mogę też zaczekać tutaj na ciebie.

- Innym razem bym się zgodziła, ale...

- Rozumiem. - pocałował mnie w czoło, a następnie wyszedł, zostawiając mnie samą.

Chciałam krzyczeć, by wrócił, ale nie mogłam. Kilka metrów dalej spał niczego nieświadomy Aiden i mimo szczęścia jakie dawał mi Damon, czułam wyrzuty sumienia względem jego młodszego brata.

-

Piłam drinka przy barze w klubie, w którym pracowałam. Mój występ zaczynał się za trzydzieści minut. Rozglądałam się po sali, wyszukując znajomych twarzy.

Na mojej twarzy wymalował się szok, nie wiedziałam, czy mam zwidy, czy naprawdę widzę moją matkę rozmawiającą z nieznanym mi mężczyzną. Podeszłam bliżej, by przekonać się, czy to nie przypadkiem tylko omamy.

Niestety to ze zwidami nie miało nic wspólnego.
Stałam jak wryta, gapiąc się na kobietę, która w końcu mnie zauważyła. Ku mojemu zaskoczeniu ona nie była zdziwiona moim widokiem.

Odwróciłam się na pięcie i ponownie stanęłam przy barze. Zamówiłam dwa kieliszki czystej wódki, które szybko opróżniłam.

- Mazen. - spojrzałam na moją matkę.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam bez ogródek.

- Mogłabym zapytać cię o to samo.

- Pracuję. To raczej nie twoje towarzystwo. - wskazałam na mężczyznę, z którym niedawno rozmawiał.

- Po co to robisz? Mało pieniędzy ci daje? - jej ton był oskarżycielski.

- Chcę mieć coś swojego. - była to w zasadzie pół prawda.

- Czy raczej kogoś szukasz? - jej oczy mnie prześwietlały.

- Niby kogo mam szukać?

- Mazen doszły mnie słuchy, że młoda dziewczyna szuka pewnego niebezpiecznego mężczyzny.

- Dlaczego to miałabym być ja?

- Dziecko jesteś nieostrożna, to towarzystwo jest niebezpieczne.

- Myśl sobie co chcesz, ja tu tylko pracuję.

- Wyginanie się w tym stroju przed obcymi mężczyznami nazywasz pracą?

- Aaa teraz rozumiem, myślisz że ja się tu puszczam. - bardziej oznajmiłam, niż zapytałam.

- Oczywiście, że nie! - broniła się.

- Coś mi się wydaje, że tak. Przepraszam, muszę iść przygotować się do występu.

- Mazen proszę cię, zostaw to. - nie było sensu kłamać, ona już wiedziała.

- I mam tak zwyczajnie dać mu spokojnie żyć? - zadrwiłam.

- To nie jest warte występowała przed tymi... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ jej przerwałam.

- Co nie jest warte? To, że zniszczył ci życie? Że spłodził taką popapraną mnie?

- Mazen nie jesteś popaprana. - oznajmiła obojętnie. Ta rozmowa ewidentnie nie była jej na rękę.

- Jestem mamo! Mam w sobie geny potwora i dobrze o tym wiesz, dlatego mnie nienawidzisz! - miałam gdzieś ludzi wokół patrzących na nas.

- Nie nienawidzę cię. - jej ton złagodniał.

- Ale robiłaś to, nie chciałaś mnie i nie winię cię za to. Przecież to nie twoja wina, nikt nie powinien być zmuszony do wychowywania dziecka, którego nie chce. - jej twarz była poważna, rzadko okazywała emocji, tak tez było w tym przypadku. - A teraz wybacz, muszę przygotować się do striptizu przed obcymi mężczyznami. - odeszłam, zostawiając moją wkurzoną matkę.

Weszłam na scenę, a następnie podeszłam do mojego pianisty.

- Zmiana planów, zagramy „What Was I Made For?" - mężczyzna tylko kiwną głową w geście zgody.

Kurtyna podniosła się, mężczyzna zaczął grać, a ja stałam na środku małej sceny oświetlona światłem jednego reflektora. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam delikatnie.

I used to float, now I just fall down
I used to know but I'm not sure now
What I was made for
What was I made for?

Takin' a drive, I was an ideal
Looked so alive, turns out I'm not real
Just something you paid for
What was I made for?

'Cause I, I
I don't know how to feel
But I wanna try
I don't know how to feel
But someday, I might
Someday, I might

Może i ta piosenka nie pasowała do klimatu tego miejsca, może i mój szef będzie wkurzony, ale śpiewając ten utwór, nie myślałam o tym. Czułam każde słowo, każdy dźwięk, jakby były stworzone dla mnie. Zamknęłam oczy i nie odtworzyłam ich do momentu, aż usłyszałam ciszę.

Muzyka przestała grać, a głucha cisza, która zapadła zdawała się trwać wiecznie. Nie chciałam otworzyć oczu, w których zebrały się łzy, jednak zmusiły mnie do tego niespodziewane, głośne oklaski dobiegające z sali.

Uchyliłam powieki, a jedna zbłąkana łza spłynęła po moim policzku. Widok, jaki miałam przed sobą był dla mnie czymś niespotykanym w tym miejscu. Większość gości dawała mi aplauz na stojąco, na co uśmiechnęłam się przez łzy.

Po występie wróciłam przed bar, pod który podchodzili ludzie, by gratulować mi udanego występu. Ale nie interesowała mnie ich opinia, w głębi serca chciałam zaimponować mojej matce, chciałam by zrozumiała, że to dla mnie nie tylko zabawa.

W końcu zobaczyłam ją czającą się gdzieś w kącie.

- Myślałam, że wyszłaś. - zaczęłam.

- Chciałam. - przyznała. - Ale usłyszałam twój głos.

- I to przekonało cię do zostania? - zadrwiłam.

- Tak. - studiowała moją twarz. - Byłam przekonana o innej formie twojego występu.

- Domyślam się. - przewróciłam oczami.

- To było piękne. - powiedziała w końcu, a ja w szoku nie umiałam wypluć z siebie słowa. - Sprawiłaś, że moje oczy się zaszkliły, a twoje emocje udzielały się każdemu, kto cię obserwował. Jesteś piękną dojrzałą kobietą Mazen. Przepraszam cię za wszystkie krzywdy, jakie musiałaś przeżywać z mojej winy. Gdybym tylko mogła cofnąć czas...

- Mamo spokojnie, to nie twoja wina. - czułam wyrzuty sumienia względem tego, jak na nią naskoczyłam.

- Proszę, przestań go szukać, nie chce, byś zmarnowała życie na niego, już wystarczająco czasu zmarnowaliśmy. To znaczy, ja zmarnowałam.

- Kocham cię mamo. - te słowa wypowiedziałam może z 5 razy w całym swoim życiu, ale w tym momencie wydawały mi się najbardziej odpowiednie.

- Ja też cię kocham dziecko i chciałabym, byś widziała jak bardzo, jak bardzo żałuje, że wcześniej ci tego nie mówiłam. - po jej policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez.

- Ale teraz mówisz. - przytuliłam ją mocno, na co na początku lekko się spięła, ale w końcu odwzajemniała uścisk.

Chciałabym powiedzieć, że ją rozumiałam, ale nie mogłam. Nie przeżyłam tego, co ona, nie mogłam powiedzieć, jak zachowałabym się na jej miejscu. Z początku byłam zła, bo przecież nie byłam niczemu winna, jednak ona przeszła przez piekło, nikt nie powinien jej za to sądzić.

- Napijemy się czegoś? - zapytałam.

- Ale nie tutaj. - skrzywiła się, a lekki grymas wkradł się na jej zgrabną twarz.

Przeniosłyśmy się do innego baru, który był w guście opowiadającym mojej mamie. Cały wieczór spędziłyśmy na drinkowaniu i lekkich rozmowach. Mimo że nigdy wcześniej nie robiłyśmy czegoś takiego, to czułam, jakby moja mama się przede mną otwierała. Zachowywała się swobodnie, a nawet śmiała, co było naprawdę rzadkością. Cieszyłam się tą naszą małą chwilą, czułam jakby ten niewidzialny, dzielący nas sznur zamieniał się w nić, która powoli zaczynała pękać.

Odzyskiwałam mamę i w tamtym momencie niczego więcej nie potrzebowałam.

-

Mój ostatni dzień jako stażystki mecenasa Danlleya powili dobiegał końca, tak samo, jak koniec mojego drugiego roku. Dzień był bardzo gorący, piłam mrożoną kawę w pracowniczej kuchni, a Danny opowiadał mi o jakieś ciężkiej sprawie, którą się zajmował.

- Na pewno to rozwiążesz, bo jak nie ty to kto inny. - uśmiechnęłam się do niego szczerze.

- Twoja wiara we mnie jest godna podziwu.

- Już nie bądź taki skromny. - jasnowłosy posłał jeden ze swoich uśmiechów, który odwzajemniałam.

- I jak się czujesz z myślą, że to ostanie godziny twojego stażu?

- Szczerze to nie wiem. Z jednej strony cieszę się z wolności od Rosy, która ewidentnie za mną nie przepada. - mężczyzna zaśmiał się potakując. - Z drugiej strony nie lubię mieć tyle wolnego czasu i pomijając Rosę, za niektórymi będę tęsknić.

- Masz kogoś konkretnego na myśli?

- Na przykład Mecenasa Danleya, Roberta z drogówki o i Pana Morisa.

- Nasz woźny? - zapytał zdziwiony.

- Tak, przemiły facet. - tutaj akurat mówiłam szczerze.

- I tylko za nimi będziesz tęsknić?

- Kawa też była całkiem spoko. - Danny kręcił głową, śmiejąc się. - Bardzo chcesz, żebym to powiedziała? - popatrzyłam w jego błękitne, szczere oczy. - Tak Danny za tobą też będę tęsknić, a jeśli to coś zmieni to za tobą najbardziej.

- Wcale nie o to mi chodziło. - popijał swoją kawę, uśmiechając się pod nosem.

To było słodkie, a pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu bałam się go jak ognia.

- Oczywiście. - przewróciłam oczami ze śmiechem.

- Mazen, a jeśli już mówisz o tęsknieniu. - zaczął ostrożnie. - Nie musiałabyś za mną tęsknić, jeśli wybrałabyś się ze mną na kolacje. - byłam lekko zszokowana.

Z początku nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Próbowałam odgadnąć, czy chodzi mu o zwykłą kolację znajomych z pracy, czy o randkę. W końcu postanowiłam zapytać.

- Jako znajomi z pracy? - byłam spędzona, starałam się na niego nie patrzeć.

- Możemy iść jako znajomi lub coś więcej, wybór należy do ciebie.

- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, pracujemy razem, w zasadzie jesteś jakby moim szefem.

- Twoim szefem jest Danlley.

- Moim szefem jest każdy nade mną, czyli w szczególności ty.

- Jeśli tylko tym się martwisz, to przecież przypomnę, że dzisiaj po godzinkę 18, oficjalnie przestaję być twoim szefem. - miał rację, ale to nie zmieniało faktu, że nie mogłam iść z nim na randkę. - To nie tylko o to chodzi. - oznajmił przygaszony.

- Danny, jesteś naprawdę świetnym facetem...

- Ale masz kogoś prawda? - nie odezwałam się, starałam się do niego uśmiechnąć, lecz wyszedł mi bardziej grymas. Chciałam mu odpowiedzieć, ale nie miałam pojęcia co. Przecież nie byłam oficjalnie w związku z Damonem, ale to nie zmieniało moich uczuć do niego. Byłam kompletnie zadłużona w starszym czarnowłosym, ale nikt więcej nie mógł o tym widzieć.

- Nie chodzi o to, czy kogoś mam. - powiedziałam w końcu. - Nie myślę, bym była odpowiednią dziewczyną dla ciebie.

- Masz na myśli różnice wieku?

- Nie tylko to, jest wiele rzeczy, które nas różnią.

- Rozumiem. - uśmiechnął się lekko. - Mam nadzieję, że nie popsułem ci dnia tym pytaniem.

- Zwariowałeś? To, że nie widzę nas jako coś więcej, nie oznacza, że nie będę za tobą tęsknić.

- Ja za tobą też będę tęsknić Mazen.

Do końca mojej pracy rozmawiałam z Danym jeszcze kilka razy i ku mojemu zdziwieniu nie było między nami niezręcznie. Mężczyzna uśmiechał się, był miły, jak i uprzejmy. Nie chodził za mną, nie na mawiał mnie, bym zmieniła zdanie. Nie był namolny, nie próbował niczego na mnie wymusić. Danny zwyczajnie szanował słowo NIE, to była miła odmiana.

Ogarnął mnie nieoczekiwany smutek, uczucie którego kompletnie się nie spodziewałam. Nie licząc dni, w których przeklinałam swoje, życie za pracę w tak odpowiedzialnym miejscu, gdzie popełnienie błędu może kosztować kogoś wiele nieprzyjemności, a nawet życie, lubiłam tę pracę. Mecenas Danlley był bardzo dobrym prawnikiem, a patrzenie na to, jak pomaga ludziom było czymś niesamowitym, a poczucie, że i ja w malutkim stopniu się do tego przyczyniłam, było nie do opisania.

Nie zdawałam sobie z tego sprawy, póki nie zostało mi to odebrane. Mecenas Danlley zaproponował, bym wróciła w przyszłym roku, ale nie byłam pewna, czy ponownie mnie przyjmą, w końcu było wieku chętnych, a rekrutowanie kogoś dwa lata z rzędu nigdy się nie zdarzało.

Wyszłam z głównego departamentu policji z wielkim bukietem kwiatów i zestawem kaw, które dostałam od moich współpracowników. Przystanęłam przed wejściem i w zadumie zastanawiałam się co dalej Maz?

- Piękne kwiaty. - przeniosłam wzrok na znajomy samochód, a czarna czupryna wystająca z uchylonej szyby tylnego siedzenia spoglądała na mnie z wielkim uśmiechem. - Nie są ode mnie, czy powinienem być zazdrosny? - zapytał, a chwilę później już stał przy mnie, zabierając wieki kosz różnego rodzaju kaw. W duchu dziękowałam mu za to, był naprawdę ciężko.

- Co tutaj robisz? - zapytałam lekko.

- Przyjechałem odebrać moją... - urwał, a ja z uwagą czekałam, aż dokończy zdanie. - Moją Mazen z pracy.

- Twoją Mazen? - odrobinę zadrwiłam, mimo iż w brzuchu poczułam przyjemny skurcz, na wspomnienie tego, jak wymusił na mnie, bym wyznała, że jestem jego.

- Oczywiście, że moją. - jego uśmiech był pewny, wręcz bezczelny.

- To, gdzie zabierzesz TWOJĄ Mazen?

- To już niespodzianka. - chwycił mnie za dłoń, przez co miliony iskierek rozeszło się po moim ciele, a następnie poprowadził do auta.

Nim się obejrzałam, byliśmy na lotnisku, a moje zakłopotanie oraz zdziwienie było widoczne na milę.

- Masz zamiar gdzieś lecieć? - zapytałam.

- Nie ja, tylko my. - wysiał z samochodu, by za chwilę znaleźć się po jego drugiej stronie i otworzyć mi drzwi. Wyciągnął dłoń w moją stronę, a ja przyjęłam ją niepewnie.

- Ale gdzie lecimy? - nie było sensu odmawiać, Damon ciągnął mnie do prywatnego samolotu, nie zawężając na moje opierające się ciało.

- Jeśli ci powiem, to co to będzie za niespodzianka? - uśmiechnął się do mnie słodko.

- Ale ja nie mam ze sobą nawet małego bagażu.

- Nie martw się, wszystko kupimy na miejscu.

Nie minęła chwila, a siedziałam w latającej maszynie, mocno zapięta pasami, a stewardessa wręczała mi kieliszek szampana.

- Kiedy to się wydarzyło? - Zapytałam sama siebie, wpatrując się w bąbelki w kieliszku.

Dalej byłam w szoku, ale czułam też ogromną ekscytację. Ciekawił mnie nasz cel, co będziemy robić, a na dodatek to wszystko w towarzystwie Damona. Moje uczucia do niego wzmacniały się z dnia na dzień, a takim zachowaniem jak te, pogłębiał je milionkrotnie.

-

Continue Reading

You'll Also Like

272K 10.5K 7
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
70.7K 3.1K 78
Druga część na profilu Sky, zwyczajna dziewczyna. Posiada idola, który namąci w jej życiu. Czy wszystko co miała w sowim mieście, nagle przestanie dl...
3.9K 190 22
Catherine, znana w Aalborg jako Córka Diabła, pod presją matki zostaje wywieziona do Amsterdamu, a dokładniej do jej starszego brata, Lucasa. Vikt...
993 60 4
TT: zaczytanalamaa NIE SPRAWDZANE 📚: 25.06.2023