Z Innej Perspektywy | Vincent...

Door hotmarzenka2137

60.8K 3.2K 3.5K

Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Z... Meer

Typowy Vince
Takie łatwe i proste
Czyja wina?
Książka
Wielki i niezwyciężony
Obietnica
Za wszystko
Pizza
Jest dobrze
Nieporozumienie
Granica
Tajemnica
Wspaniały
Tort urodzinowy
Trochę czasu
Śmieszne draśnięcie
Naleśniki
Dym
Cmentarz
Inny wymiar bólu
Do trzech razy sztuka
Rozmowa o niczym
Kawa
Pianino
Obojętność
Whisky
Szkoła
Miejsce w piekle
Jak wtedy
Koszmar
Nocne zdarzenie
Kontrolowany
Ręce
Żyletka
Słownictwo
Jeszcze będzie dobrze
Schody
Bójka
Las
Pogrzeb
O dziesięć za dużo
Wielki Monet i emocje
Most
Kretyński pomysł
To moja wina?
Złote Porsche
Déjà vu
Druga szansa
Wiadomość
Za długo
Pięć karafek
Klub
Delegacja
Wkurwiony Will
Co się z tobą dzieje?
Nie zrozumiesz, Hailie
Dlaczego?
Leki uspokajające
O urodzie porcelanowej lalki
Podchody
Trzy magiczne słowa
Nie ufasz mi?
Kot
Rzekoma śmierć
Spokój
Dylan i te jego pomysły
Poza skalę
Rodzinny obiad
Kartonowe pudełko
Zaledwie godzina
Atak paniki
Tasak do mięsa
Ultimatum
Jaka to jest różnica?
Restauracja
Domek na Malediwach
Charli
Bal charytatywny
Dwa miliony
Skarb
Całkowicie trzeźwi
Bezużyteczny
Klucz
Do niczego
Limit cierpliwości
Typowy dzień w rezydencji Monetów
Niezauważona
Pani na dwa "c"
Prawie to duża różnica
Diagnoza
Ogród
Woda i krew
Pocieszyciel
Co do cholery dzieje się w mojej głowie?
Kartka
Gra na czas
Nadzwyczajnie dobry humor
Zostaniesz ojcem?
Nie płacz, Vince
Wyczucie czasu
Przebaczenie
Krew na podłodze
Sen
Ściszony głos Monty'ego
Rana na pół twarzy
Kim ja w ogóle jestem?
Już ją znasz
Pamiętnik psychopatki
Dlaczego nienawidzisz mnie?
Jeden strzał i już leżałby martwy
Wiele nieodebranych połączeń
Odpowiedzialność
Jak ostatnia nadzieja
Nie jesteś idiotą

Ładne oczy

676 25 17
Door hotmarzenka2137

Perspektywa Vincenta

    Wstałem gdy już było rano. No i od razu zauważyłem, że leżę na łóżku, a przecież zasypiałem, będąc przytulonym do Willa. Najwidoczniej musiał już sobie stąd pójść, ponieważ nie widzę go tutaj. Chociaż i tak w nocy zmarnował za dużo czasu dla mnie. On też przecież musi odpoczywać, a nie mnie jeszcze niańczyć. I tak już wystarczająco dużo dla mnie zrobił.

    Mówiąc szczerze, to najchętniej znowu poszedłbym spać, no ale przecież nie mogę tak bezczynnie przeleżeć całego dnia w łóżku. Po dość długim czasie podniosłem się do pozycji siedzącej, po czym wbiłem swój wzrok w podłogę. Jednakże jakąś chwilę później usłyszałem, że drzwi się otwierają i  się w tamtą stronę.

     - Już nie śpisz? - spytał Will, który właśnie wszedł do środka.

     - Kilka minut temu się obudziłem. Tak poza tym, to nie musiałeś tutaj przychodzić...

     - Może i tak, ale chciałem przy tobie tutaj być w razie czego. A właściwie to wyszedłem tylko na chwilę i gdyby nie było to konieczne, to nie zostawił bym cię.

     - Coś się stało?

     - No wiesz, bliźniacy już zdążyli się ze sobą dzisiaj pokłócić i... - zawahał się. - Ale nie zawracaj sobie tym na razie głowy.

     - Mhm...

    Po chwili podszedł i usiadł obok mnie, po czym spojrzał się na mnie. Nie no, ja naprawdę uwielbiam te jego oczy. Są takie ciepłe, nie to co moje przykładowo, i zawsze bije od nich coś, co zwyczajnie mnie uspokaja. Tak poza tym, to one są naprawdę ładne. Zawsze ich mu tak potajemnie zazdrościłem.

     - Jak się czujesz? - zapytał po pewnym czasie.

     - Mam na to odpowiedzieć szczerze?

     - Jeśli tylko chcesz.

     - W takim razie niezbyt dobrze.

    Będąc szczerym, to sam nie mam pojęcia, dlaczego nie postanowiłem go okłamać tak jak przez większość czasu. Może to dlatego, że oboje po tejże nocy wiedzieliśmy, że wcale nie jest dobrze.

     - Możemy porozmawiać?

     - O czym?

     - Ale spokojnie, nie musisz się tym stresować, okej?

     - Nie będę... Więc?

    Will lekko złapał mnie za dłonie i przez dłuższą chwilę się nie odzywał, unikając mojego wzroku. No i jak ja mam się niby nie stresować?

     - Wiesz... W nocy mówiłeś, że tamto uczucie znów do ciebie wróciło... Nie wrócisz już do tego, prawda? Proszę, możesz mi obiecać, że nie będziesz sobie robić żadnej krzywdy?

    Chwila czekaj, kiedy ja o tym niby mówiłem? Za żadne skarby nie mogłem teraz sobie przypomnieć tego momentu. No chyba, że powiedziałem to wtedy, gdy mamrotałem o czymś pod nosem. Ale czy to naprawdę mogłoby być to? Nie wiem, ciężko jest mi to stwierdzić, bo raczej i tak sobie tego nie przypomnę. Lecz skoro postanowił Will poruszyć ten temat, to prawdopodobnie musiałem coś o tym przy nim wspominać.

     - Nie mam takiego zamiaru. Obiecuję.

    W sumie to nawet nie było kłamstwo. Naprawdę nie chciałem znowu tego robić. Tamten rozdział mojego życia zamknąłem już dość dawno temu i nie chcę do tego powracać.

    Jakąś chwilę później przylgnąłem do jego boku. Myślałem, że po tej sytuacji już wystarczy mi tego przytulania, a jednak sam się tak o to staram. Najwidoczniej Willowi to raczej nie przeszkadza, ponieważ po kilku sekundach sam mnie objął.

     - Ty nadal o tym wszystkim pamiętasz? - spytałem się, przerywając tę nadzwyczajnie przyjemną ciszę.

     - Ciężko jest mi zapomnieć o tym, jak widziałem, że sam się wykańczasz. A potem jeszcze trafiłeś do szpitala i wtedy już w ogóle się o ciebie martwiłem.

     - Ale przecież wiesz, że już od dawna jem normalnie...

     - Wiem i cieszy mnie to, naprawdę.

     - A ja naprawdę nie chcę do tego wracać. To był okropny czas.

     - Postaram się ci pomóc w tym, abyś nie musiał przechodzić przez to po raz kolejny. W razie czego, to pamiętaj, że zawsze możesz mi mówić o tym, co cię trapi. W każdej chwili znajdę dla ciebie czas, aby wysłuchać lub pocieszyć cię. I nigdy cię nie odtrące, gdy będziesz potrzebował pomocy, rozumiesz?

     - Jasne. Będę pamiętać.

    Tak sobie myślę, że otworzenie się przed Will'em, to wcale nie jest aż taki zły pomysł. Jeszcze nie teraz, ale może później? On chyba naprawdę przez ten cały czas chciał mi tylko pomóc, a ja go zwyczajnie oszukiwałem i często zbywałem. Z resztą mu ufam. Im wszystkim przecież ufam, ale mu zdecydowanie najbardziej.

     - Jak myślisz, czy Hailie mnie lubi? - zapytałem po kilku minutach ciszy, a jego ręka, którą mnie gładził po plecach, nagle zesztywniała.

     - Co? Dlaczego niby miałaby cię nie lubić?

     - A czy ma mało powodów do tego? - gdy to powiedziałem, to on westchnął. - Ponadto czuję, że ona się mnie po prostu boi. Często, gdy z nią rozmawiam, to widzę, jak się tym stresuje.

     - A może ty to źle interpretujesz? Przecież jakby się ciebie bała, to by cię omijała szerokim łukiem, a nie rzucała w ramiona przy pierwszej lepszej okazji.

     - Może... Sam już nie mam pojęcia.

     - Uwierz mi, że ona cię lubi. Gdyby było inaczej, to nie chciałaby z tobą spędzać czasu i nie tęskniła by tak bardzo, gdy na święta wróciłeś tutaj.

     - No dobrze, może faktycznie masz rację...

     - Jeśli masz się tak tym zamartwiać, to może porozmawiaj z nią o tym?

    Co to w ogóle za pomysł jest?

     - Nie potrafię. I to jest problem.

     - A no tak, zapomniałem. Przecież w jej oczach nadal musisz być taki groźny i poważny, a nie to co przy mnie.

    Nie no muszę przyznać, że cicho się zaśmiałem.

     - Miło jest popatrzeć na to, jak mimo wszystko się uśmiechasz.

     - Tylko szkoda, że nie robię tego zbyt często, prawda?

     - Zdecydowanie. A tak w ogóle to, co cię tak nagle wzięło na te przytulanie, co?

    Wzruszyłem lekko ramionami.

     - Tak po prostu potrzebuję tego. W pewnym stopniu też mnie to jakoś uspokaja. Ale jeśli ci to przeszkadza to...

     - Nie, nie... - przerwał mi i przytulił mnie nieco mocniej. - Nie przeszkadza mi to, spokojnie. Dziwi mnie jedynie to, że wcześniej tak się opierałeś przed tym, a teraz sam dajesz się przytulać.

     - Też mnie to dziwi... Może to dlatego, że jestem zmęczony. Chyba zaraz znowu usnę.

     - Przecież niedawno się obudziłeś.

     - Ale nadal mi się chce spać.

     - A może najpierw zjesz śniadanie? Zapewnie nic nie jadłeś od tamtego momentu.

     - Nie mam siły. Muszę odpocząć.

    Will westchnął, po czym wstał i spojrzał się na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mi powiedzieć: "przecież mi coś obiecałeś". A faktycznie mu to obiecałem.

     - Vince...

     - Obiecuję, że później zjem obiad przy tobie, dobrze? Tylko daj mi pójść spać na chwilę.

     - Dobra, niech ci będzie. Ale pamiętaj, że ja nie pozwolę na to, abyś się głodził.

     - Will, do cholery jasnej, przecież ja wcale się nie głodzę...

     - Martwię się o ciebie, okej? Wtedy też się tak zaczynało.

     - Jak niby?

     - Właśnie tak, że szukałeś rozmaitych wymówek. A to, że jesteś zajęty lub że nie jesteś głodny...

     - Daj już spokój. Ja naprawdę chcę tylko odpocząć, a ty mi teraz to uniemożliwiasz.

    Po chwili jakoś zacząłem żałować, że wypowiedziałem te słowa. On faktycznie się o mnie martwi, a ja znowu zaczynam go odtrącać.

     - Okej, to se śpij.

    Odwrócił się i miał już iść w stronę drzwi, aż nagle złapałem go za dłoń. Spojrzał się na mnie ze zdziwieniem, ale o dziwo nie wyrwał się, a podszedł bliżej.

     - Przepraszam. - westchnąłem i puściłem go. - Wiem, że się tylko o mnie martwisz, ale ja naprawdę nie mam zamiaru już tego robić, zaufaj mi.

     - Ufam ci i nie musisz mnie za to przepraszać. Ty też masz prawo być zmęczony. - mówiąc to, zaczął mnie lekko głaskać po głowie. - Faktycznie musisz nieco odpocząć. I tak ci się to należy za to wszystko, co przeżyłeś. A ja i tak muszę się już wziąć do pracy.

    Miał już spowrotem się odwrócić, jednakże jeszcze szepnąłem:

     - Dziękuję, że mogę na ciebie liczyć.

    Will jedynie posłał mi uśmiech, po czym lekko musnął moje ramię i wyszedł. Jak ja się cieszę, że go mam. Chyba bym zwariował tutaj bez niego. Po kilku minutach znowu usnąłem.

    Obudziłem się wieczorem, bo już było dość ciemno. Czy ja naprawdę cały dzień przeleżałem, a właściwie to przespałem? No nie wierzę w to. To jest zwykła tragedia. Za jakieś siedemnaście minut będzie już godzina dziewiętnasta, a ja nadal jestem w łóżku. Aha, no i jeszcze obiad miałem zjeść, chociaż teraz to już bardziej mi się opłaca zjeść kolację. Cóż, co najwyżej to Will mnie opierdoli przez to.

    Po jakiejś chwili wstałem, aby wziąć prysznic i się przebrać. Już jakiś czas po dziewiętnastej zszedłem do kuchni i zastałem tam Willa, który siedział przy stole i coś pił. Aby go nie denerwować, to posłusznie nałożyłem sobie porcję spaghetti i usiadłem naprzeciko niego. Wcale aż tak bardzo głodny nie byłem mimo tego, że nie jadłem od dłuższego czasu. Lecz i tak zacząłem jeść, bo wiedziałem, że ten numer raczej już z Will'em nie przejdzie. Tym bardziej, że i tak co jakiś czas się na mnie spogląda.

     - Kiedy jedliście obiad? - spytałem, gdy odkładałem już pusty talerz do zmywarki.

     - Właściwie to nieco ponad pół godziny temu jedliśmy kolację.

     - Dlaczego mnie wcześniej nie obudziłeś?

     - Gdzieś po czternastej próbowałem, ale tylko coś mruknąłeś, więc cię zostawiłem w spokoju. No i za pięć minut miałem po ciebie iść, lecz już sam się zdążyłeś obudzić.

     - A gdzie jest cała reszta?

     - Chłopaki są w salonie, a Hailie w bibliotece. Wyspałeś się chociaż?

     - Trochę.

     - Może dołączymy do nich do salonu, co ty na to?

    Skinąłem tylko głową, po czym poszliśmy do pomieszczenia obok. Tutaj działa się istna wojna. Shane uderzał w Dylana poduszką, Dylan rzucał czymś na oślep, a Tony się temu przyglądał i tylko się odsunął, gdy jego bliźniak zaczął w niego celować wspomnianym przedmiotem. No idioci.

     - No kurwa, oddaj mi tego pada, debilu! - huknął Shane.

     - A spierdalaj! - krzyknął Dylan.

     - Ta, napierdalajcie się dalej, tylko najpierw zobaczcie, kto do nas dołączył. - rzekł Tony.

     - O co ci znowu, kurwa, chodzi?! - Shane najpierw spojrzał się na niego, a potem na nas. - O, siema wam!

     - Co wy w ogóle robicie? - zapytał Will.

     - Nic takiego, luzik totalny. - zapewniał nas Dylan. - To wcale nie tak, że ten debil chciał mnie udusić poduszką.

     - No potwierdzam, my tylko się tak bawimy. - poparł go Shane.

     - Świetna jest ta wasza zabawa! - burknął Will. - Czy wy do końca oszaleliście?

    Złapałem go lekko za ramię, ponieważ już widziałem, jak zaczyna w nim się coś gotować. Tylko szkoda jego nerwów na to.

     - Nie denerwuj się przez nich. Nie warto. - szepnąłem, po czym usiadłem na fotelu i zacząłem mówić głośniej. - A wasza dwójka zanim jeszcze coś takiego zrobi, to niech przemyśli to kilka razy.

     - No wiemy już to. - powiedział Shane.

     - Interesujące...

     - Cześć, o czym tak rozmawiacie? - przerwała mi Hailie, która właśnie weszła do salonu.

     - No siema dziewczynko! - przywitał się Dylan. - Akurat oszczędziłaś nam słuchania dalszej części kazania Vince'a.

     - Aha, fajnie. - przeniosła swoje spojrzenie na mnie. - A ty jak się czujesz?

     - Jest lepiej.

    Co jak co, ale cała reszta naszego rodzeństwa nie musi się martwić o moje samopoczucie. Już wystarczy, że wciągnąłem w to Willa.

     - Mogę się do ciebie przytulić? - szepnęła po chwili, gdy cała reszta znowu zaczęła o czymś rozmawiać.

    Skinąłem na to głową, a Hailie usiadła mi na nogach, po czym oplotła mnie swoimi ramionami i oparła swoją głowę o moją klatkę piersiową. Jakoś po chwili zacząłem ją głaskać po włosach. Cała reszta, oprócz nas, najwidoczniej o czymś dyskutowała, ale ja nie zwracałem już na to większej uwagi. W sumie to często nie zdaję sobie sprawy z tego, że aż tak bardzo ją uwielbiam. Mimo tego, że czasami sprawia jakieś problemy, to i tak nie mógłbym wymarzyć sobie lepszej siostry, jak i podopiecznej, niż ona. Będąc szczerym, to nawet nie chcę myśleć o tym, co by było gdyby to akurat ją wtedy porwali. Zdecydowanie nie żałuję tamtej decyzji.

     - Vince, co o tym myślisz? - zapytał Will i właściwie to te słowa po raz pierwszy od pewnego czasu przykuły moją uwagę.

    Nawet nie wiem o czym oni mówili. I co ja mam niby im odpowiedzieć? Że ich nie słuchałem? Cała czwórka patrzyła się na mnie pytającym wzrokiem, który czekał na odpowiedź, a ja milczałem.

     - Ty nas w ogóle słuchałeś? - spytał się Tony, który najwidoczniej się domyślał, że nie.

     - Nie. - odpowiedziałem, ponieważ udawanie, że było inaczej, nie ma sensu.

     - Ja pierdole, co się z tobą dzieje do chuja? - odezwał się tym razem Dylan.

     - Wyrażaj się.

     - Pytam poważnie. Najpierw każesz nam się od ciebie odpierdolić, potem śpisz przez cały jebany dzień, a teraz nawet nas nie słuchasz!

     - Dylan, uspokój się. I zmień ton.

     - Ale kurwa...

     - Koniec tematu.

    Dylan już dalej się ze mną nie wykłócał. Chwilę później się dowiedziałem, że rozmawiali o tym, gdzie spędzą przerwę zimową, która przecież już się nieubłagalnie zbliża. Potem jeszcze porozmawialiśmy o czymś i tym razem też włączyłem się do ten rozmowy, żeby nie było.

    Kilkadziesiąt minut po dwudziestej trzeciej postanowiliśmy już pójść spać. Mówiąc szczerze, to nawet się nie zorientowałem, kiedy Hailie zdążyła na mnie usnąć. Nie chciałem jej już niepotrzebnie budzić, więc poprosiłem Willa o to, aby podał mi jakiś koc, i zostałem tutaj. Po kilkunastu minutach sam usnąłem.

    Przebudziłem się jakiś czas po godzinie trzeciej w nocy. Niezbyt wiele się zmieniło, bo Hailie nadal na mnie leżała. Tym razem nie mogłem już tak łatwo zasnąć. No czy ja się dziwię? Przecież cały dzień spałem, to teraz jeszcze się dziwię, że mi się o takiej porze spać nie chce. W sumie to nawet dobrze, że nie poszedłem spowrotem spać, ponieważ po kilku minutach Hailie obudziła się zapłakana.

     - Co się stało? - zapytałem po chwili.

     - Co ty tutaj robisz..?

     - Nie chciałem cię budzić, więc zostałem tutaj. To powiesz mi?

     - No wiesz... Śniła mi się mama i babcia... A potem jeszcze to, że mnie oddałeś, bo byłeś na mnie zły...

    Przytuliłem ją nieco mocniej.

     - Hailie, cii... To był tylko sen. Nigdy cię nikomu nie oddam, rozumiesz?

     - Naprawdę..?

     - Tak. Kocham cię i nie pozwolę na to. Nie ważne nawet, jak bardzo będę na ciebie zły, to i tak się ciebie nie pozbędę.

     - Też cię kocham i to bardzo, Vince...

    Po pewnym czasie Hailie zdążyła się już uspokoić. Ja naprawdę nie chcę jej zostawiać. Obiecałem, że się nią zaopiekuję i że będę za nią odpowiedzialny, więc dotrzymam tej obietnicy do końca. Jeśli byłoby to konieczne, to nawet oddałbym za nią życie.

    No i w tym momencie usłyszałem jakieś szmery zza tego fotela.



Od autorki:
Jednak wstawiam kolejne trzy, ale to już jest ostatni na dzisiaj, naprawdę. Zostało mi tylko cztery rozdziały w zapasie, a nie mam kiedy napisać kolejnych.

No i przepraszam za ten Polsat, lecz nie potrafiłam się od tego powstrzymać. To było silniejsze ode mnie.

A tak w ogóle to jak myślicie, co będzie za tym fotelem?

Miłego wieczoru życzę i do jutra!

Ga verder met lezen

Dit interesseert je vast

19.9K 955 23
Izumi Midoriya przez cztery lata mieszkała w USA. Potem przeprowadziła się do Japoni i dostała się do Ua. I Katsuki zainteresował się nową dziewczyną...
11.5K 1.1K 24
Na początku była wielka radość, bo Harry Potter pokonał Voldemorta. Zabił go, uwalniając tym samym świat czarodziejów od terroru. Ale potem zaczęły d...
32.9K 1.2K 53
Na wstępie przepraszam za wszystkie błędy ale jest moje pierwsze fanfiction. I moz ebyc troszkę źle napisane, ale miłego czytania jest to ciąg dalszy...
623K 1.9K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.