Leki uspokajające

452 37 51
                                    

Perspektywa Vincenta

    Po tej rozmowie z Tonym postanowiłem wziąć krótki prysznic. Właściwie to ja sam nie mam pojęcia, czemu w ogóle mu o tym powiedziałem. W większości nie powinienem mu tego mówić, ale z drugiej strony i tak zapewnie niedługo będzie mnie czekać rozmowa z nimi wszystkimi, więc i tak musiałbym o tym mówić. Teraz to już raczej jest nieuniknione.

    Tak to się kończy, jak jest się takim debilem, jak ty.

     Położyłem się na łóżku i próbowałem zasnąć, ale na marne. Nawet nie udało mi się zamknąć oczu na dłużej, niż jakieś dwie minuty. Czyli co, kolejna nieprzespana noc? Brzmi świetnie.

    Po pewnym czasie drzwi od mojego pokoju się otworzyły. Ujrzałem w nich Willa. W sumie to mógłbym się go tutaj spodziewać.

     - Mogę wejść? - zapytał, a ja skinąłem głową, po czym usiadł obok mnie. - Jak się czujesz?

    I znowu te cholerne pytanie. Źle, okropnie, beznadziejnie... Mógłbym wymieniać tak dalej, jednakże wzruszyłem jedynie ramionami.

     - Dobrze rozumiem, że nie chcesz rozmawiać, ale, proszę, odezwij się chociaż.

     - Przepraszam.

     - Nie musisz, ale zrozum to, że my naprawdę chcemy ci tylko pomóc.

     - Nie zasługuję na waszą pomoc.

     - Zasługujesz, Vince, zasługujesz... I nie wmawiaj sobie, że jest inaczej.

    Westchnąłem. Pomimo, że wciąż uważałem na odwrót, to nie chciało mi się z nim kłócić.

     - Wiesz, że mogłeś mi powiedzieć wcześniej o tym, że coś się dzieje, prawda?

     - Wiem, ale nie chciałem. W ogóle nie chciałem, abyście musieli się tym martwić.

     - Przecież jesteśmy twoim rodzeństwem. To naturalne, że będziemy się o ciebie martwić tym bardziej, że mamy do tego powód.

     - Pewnie jesteś na mnie zły, co nie?

     - Nie jestem. Oni raczej też nie. Tylko zapewnie doznali szoku, tak samo jak ja, ale nie mamy zamiaru się na ciebie za to jakoś złościć. No i z resztą zależy nam na tobie.

     - Naprawdę wam na mnie zależy?

     - Oczywiście, że tak. I to bardzo.

    Podniosłem się, po czym się do niego przytuliłem. Nawet jeśli miałby to być tylko puste słowa, to i tak to sprawiło, że poczułem się nieco lepiej. Niby słyszałem to już wiele razy, ale chyba dopiero teraz to jakoś do mnie dotarło.

    No chyba nie do końca.

                                  ***

    Od tamtego nieszczęsnego dnia minęło już kilka dni. Oczywiste było to, że przez ten czas każdy mnie pilnował. Już nawet nie policzę, ile razy usłyszałem zdanie, a raczej pytanie, które brzmi "Jak się czujesz?". Niekiedy bywało to męczące, ale doskonale rozumiałem obawy ich wszystkich. Ponadto każde z nich starało się mnie jakoś wspierać. Każdy na swój sposób, oczywiście. Właściwie to nigdy o to mi nie chodziło, ale nie odtrącałem ich pomocy pomimo, że nadal jej nie chciałem.

    Dzisiaj był dla mnie dość stresujący dzień. Tak stresujący, że moim jedynym oparciem były leki uspokajające. Wtedy nie było nikogo w domu, oprócz mnie, więc nie musiałem się martwić o to, że ktoś się do mnie o to przypierdoli.

Z Innej Perspektywy | Vincent MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz