Deliverance - Edevane Brother...

By apolamartyna

284K 11K 1.8K

William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 11

7.4K 315 26
By apolamartyna


William

Po doprowadzeniu się do względnego porządku i zmianie ubrań wyszedłem z łazienki. Niestety domyślałem się, co w tym momencie musiała sobie myśleć Clare. Z pewnością tylko jeszcze bardziej się do mnie uprzedziła. A to jak przypuszczałem oznaczało, że nasz układ raczej już nie wchodził w grę.

– Kurwa – zakląłem pod nosem.

— Co się tak unosisz? – zapytał Scott, który najwyraźniej mnie usłyszał. – Dziewczyna czeka w samochodzie, nic jej nie jest – dodał pośpiesznie. – Jedyne co mnie strasznie dziwi, to fakt, że puściłeś tego faceta żywego.

– Uwierz, że już tego żałuję. Jednak co miałem zrobić? – spytałem z oburzeniem. – Strzelić mu kulkę w łeb, w jej obecności? To nie wchodziło w grę.

– Zawsze mogłeś zaciągnąć go na zewnątrz w jakąś ciemną uliczkę i zakończyć sprawę – stwierdził z uśmiechem na twarzy.

– Jest zbyt wcześnie, nie mogłem ryzykować, że ktoś mnie zobaczy.

— W sumie masz rację – przyznał po chwili namysłu. – Załatwiłem już sprzątaczki. Na szczęście nie zadawały żadnych zbędnych pytań i od razu zabrały się do roboty.

– Doskonale – odetchnąłem z ulgą. – Zadbam również o usunięcie tego materiału z kamer. I mam nadzieję, że tym razem faktycznie zobaczymy się już na tym cholernym balu – dodałem ciężko wzdychając.

– Ja również  – odpowiedział, a następnie szybko się pożegnaliśmy.

Natychmiast ruszyłem w kierunku mojego samochodu. A po drodze usilnie zastanawiałem się co powinienem jej teraz powiedzieć. Jednak wszystkie scenariusze, które powstawały w mojej głowie były wręcz koszmarne. A każdy kolejny był jeszcze gorszy od poprzedniego.

Oczywiście nie było żadną tajemnicą, że chciałem ją wypytać o całą tę sytuację. Jednak miałem świadomość, że dziewczyna w tym momencie nie będzie skłonna do rozmowy na żaden temat. Szczególnie ze mną.

– Jestem – odparłem, wsiadając do auta. Jednak Clare nawet na mnie nie spojrzała. – Wiesz... – westchnąłem, przeciągając rękę po twarzy. – Rozumiem, że to mogło być... dla ciebie zbyt wiele – dokończyłem, szukając właściwych słów. – Dlatego jeśli pozwolisz, to teraz przynajmniej odwiozę cię do domu.

– A nasza umowa? – wypaliła nagle dziewczyna.

– Pomyślałem, że może lepiej... – zacząłem nieco niepewnie.

– Masz rację, to było dość sporo jak na jeden wieczór – zgodziła się, wchodząc mi w słowo. – Jednak nie należę do osób, które tak łatwo się poddają.

– Czyli jak rozumiem wciąż jesteś zainteresowana? – spytałem z lekkim niedowierzaniem.

– Owszem – przytaknęła. – Jednak chciałabym omówić szczegóły. Najlepiej teraz.

Przyznaje, że ta nagła spontaniczność w tej kobiecie znacznie mnie zaintrygowała. Jeszcze przed chwilą była wręcz zdruzgotana, po tym dość niefortunnym wydarzeniu. A teraz? Nagle była śmiała i zdecydowana. I nie żebym narzekał, bo praktycznie dopiąłem swego. A przecież o to tak właściwie chodziło. Więc nie miałem najmniejszego powodu, aby kwestionować jej wybór.

– Naturalnie – odparłem, uważnie się jej przyglądając. — Wolisz wybrać się do jakiegoś miejsca w centrum, czy może chcesz na chwilę wpaść do mnie? – spytałem, po chwili zdając sobie sprawę jak bardzo idiotyczne było moje pytanie. Jednak nie miałem zamiaru cofać swoich słów. – To dość niedaleko – dodałem.

– A nie trzymasz w swoim domu jakiegoś niebezpiecznego stwora, który tuż po przekroczeniu progu mnie rozszarpie? – spytała ironicznie. – To zdecydowanie byłoby w twoim stylu.

– Spokojnie. Poza personelem mam tam jeszcze tylko starszą siostrę i małą pięciolatkę.

– To... to ty masz dziecko? – spytała wyraźnie zaskoczona.

– Pytasz poważnie? – parsknąłem, unosząc brew. - Ja i dziecko? Doprawdy niezłe. – Zaśmiałem się. – To moja siostrzenica.

– Ach, no jasne – odparła nieco speszona.

– A więc jeśli w dalszym ciągu nie masz nic przeciwko, ani nie boisz się, że cię porwę, to możemy ruszać?

– Mam ogromną nadzieję, że tego nie pożałuję.

Dziewczyna przez resztę drogi milczała. I pomimo początkowego optymizmu dostrzegłem w jej spojrzeniu nutkę zwątpienia. Przypuszczałem, że podjęcie przez nią tej decyzji wynikało w głównej mierze z jej aktualnego stanu. Jednak czy tak właściwie mi to przeszkadzało? Raczej niekoniecznie.

Być może lekko okrutne było wykorzystywanie jej emocji do własnych osobistych celów, ale niby od kiedy to miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Jednak zdawało mi się, że istniało wręcz milion powodów, dla których nie powinienem był tego robić. Coś w mojej głowie wręcz, krzyczało, abym natychmiast się z tego wycofał. Gdyż zapraszając ją do własnego domu, po części zapraszałem ją również do mojego świata. Do świata, który może ją doszczętnie zniszczyć. A ja nie miałem żadnej pewności, czy zdołam ją przed tym uchronić.

Jednak jeśli zgodzi się na nasz mały układ to i tak wyjdzie dokładnie na to samo. Była zdeterminowana. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że w tym momencie raczej nic nie będzie w stanie nakłonić jej do odwrotu. A to oznaczało, że będziemy musieli przywyknąć do swojego towarzystwa.

Po dotarciu na miejsce spojrzałem na Clare, która z niezwykłym zainteresowaniem przyglądała się całej posiadłości.

Wyszedłem z samochodu. A następnie otworzyłem drzwi i wyciągnąłem rękę, żeby pomóc jej wysiąść. Clare w dalszym ciągu wydawała się dość zmieszana. Jednak po chwili zawahania, odwzajemniła mój gest.

I właśnie w tym momencie chwytając jej delikatną dłoń, dostrzegłem na jej nadgarstku sine ślady niemal odciśniętej męskiej dłoni. Z początku pomyślałem, że powstały dzisiejszego wieczora. Jednak przyglądając się im nieco dłużej zorientowałem się, że wyżej również znajdują się podobne ślady, znacznie bladsze.

– On ci to zrobił? – spytałem, wciąż spoglądając na jej dłonie. Kobieta, orientując się o czym mówię, natychmiast schowała ręce. I starała się zakryć widoczne ślady materiałem swojej bluzy.

– Spytałem, czy to on ci to zrobił – ponowiłem pytanie.

– To bez znaczenia. Przecież nie możesz go za to zabić – wypaliła niemal natychmiast. – To w końcu człowiek.

– Zaczynam szczerze w to wątpić – wycedziłem przez zęby.

– Posłuchaj, naprawdę nic mi nie jest – starała się mnie przekonać. – To nic takiego. Problem został rozwiązany. I nie chce już nigdy więcej o nim słyszeć.– Przysięgam, że niemal się we mnie zagotowało, po jej słowach.

– I nie usłyszysz  – odparłem stanowczo. – Już ja o to zadbam.

I byłem stuprocentowo pewny, że nie było najmniejszej opcji, że tak zostawię tę całą sprawę. Mimo że jeszcze niezbyt dobrze znałem Clare, to nie pozwoliłbym, żeby jakąkolwiek kobietę tak potraktowano. Z jedną istotną różnicą. Dla żadnej innej bym nie zabił.

A dla niej czułem, że mogłem zrobić naprawdę wiele. I nie potrafiłem tego wytłumaczyć w żaden sensowny sposób. Może to była tylko chwilowa fascynacja tą naszą dość nietypową relacją. A może coś kompletnie innego. Jednak nie umykał mi fakt, że wraz z początkiem naszej znajomości, moja lista osób do potencjalnego uszkodzenia znacznie się zwiększała.

– Chyba sobie żartujesz – prychnęła po nosem.

– Nigdy nie byłem bardziej poważny - odparłem stanowczo.  – A teraz chodź, wejdźmy do środka i w końcu obgadajmy interesy – popatrzyłem na jej zmieszany wyraz twarzy. – Chyba, że jednak się rozmyśliłaś. Jeśli się wahasz Clare, to jedno twoje słowo i mój szofer natychmiast odwiezie Cię do domu. A my już nigdy więcej się nie zobaczymy – spojrzałem na nią uważnie. – Wybór należy całkowicie do ciebie.

Między nami nastąpiła chwila ciszy, a dziewczyna zerknęła na mnie próbując wyczuć czy wypowiedziane przeze mnie słowa były prawdziwe.
I w tym momencie naprawdę tak było.

– W takim razie, którędy do wejścia? – spytała pewnie, przerywając ciszę.

– Panie przodem – odparłem, starając się nie okazać żadnego zdziwienia i wskazałem jej drogę.

Po przekroczeniu drzwi wejściowych skierowaliśmy się do mojego prywatnego biura. Dziewczyna usiadła na wygodnej kanapie, więc postanowiłem zachować względną odległość, dając jej nieco swobody. I zająłem miejsce na fotelu, który znajdował się nieopodal.

– Zdawało mi się, że miałaś do mnie jakieś pytania – zacząłem przerywając ciszę.

– Chce wiedzieć, na czym miałaby polegać ta cała rola twojej „partnerki". – Ostatnie słowo zaakcentowała wyraźnym sarkazmem.

– Tak właściwie, oczywiście poza tym, że będziesz mi towarzyszyć, to jedyne co musisz robić to ładnie wyglądać i się uśmiechać – odpowiedziałem z przekonaniem. – I nad tym drugim zdecydowanie powinnaś popracować – dodałem niewinnie.

– Przecież często się uśmiecham – odparła oburzona.

– Chyba tylko wtedy, gdy nie ma mnie w pobliżu – stwierdziłem, przewracając oczami.

– Być może – wzruszyła ramionami. – Niestety, ale nie kwalifikujesz się do listy osób, które wywołują mój uśmiech.

– To się jeszcze okaże – odparłem z przekonaniem. – Coś czuję, że już za niedługo znajdę się na pierwszym miejscu tej twojej całej listy.

– Niedorzeczne – przewróciła oczami. – Wróćmy do istotnych spraw. – wtrąciła po chwili, zmieniając temat – Kiedy odbywa się pierwszy bal?

– Pojutrze – odpowiedziałem. – Potem odbędą się jeszcze kolejne dwa, które wymagają mojej obecności. A raczej naszej – poprawiłem.

– Czyli faktycznie czekałeś niemal do ostatniej chwili.

– Jakby to ująć, cenię sobie spontaniczność – odparłem z uśmiechem. – Tobie również polecam.

– Podziękuję. Ale będę gotowa. Na ten cały bal – odparła pewnie. – Jednak mam jeszcze jeden warunek. – Spojrzała na mnie, mając nadzieję, że w pełni rozumiem powagę całej sytuacji. – Nasza relacja pozostanie w stosunkach czysto biznesowych – dokończyła. – Oczywiście spełnię swoją rolę i będę udawać, że cieszy mnie twoje towarzystwo, ale nic poza tym.

– Udawać? – spytałem, wstając z fotela. A następnie znacznie zmniejszyłem dzielącą nas odległość. – Jesteś pewna?

– W zupełności – wypuściła oddech, a jej ciało zaczęło delikatnie drżeć za sprawą mojej bliskości.

– Nie kłam – szepnąłem jej do ucha. – Na tej sali będzie ponad setka osób, mnóstwo przystojnych, szarmanckich  mężczyzn, ale prawda jest taka, że to nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia – odparłem pewnym tonem. – Bo cała twoja uwaga i tak będzie należała tylko do mnie. – Spojrzałem jej prosto w oczy, a dziewczyna wstrzymała oddech. Przysięgam, że słyszałem szaleńcze bicie jej serca. I doskonale zdawałem sobie sprawę, że to ja tak na nią działałem.

– Przecież na tym ma polegać nasz układ, czyż nie? – odparła, a ja widziałem jak walczyła ze sobą, żeby opanować szargające nią emocje.

Spryciara.

Nieźle wybrnęła z sytuacji. Jednak już ja dopilnuje, żeby to był ostatni raz.

– Punkt dla ciebie – przyznałem. – Czy to oznacza, że oficjalnie się zgadzasz?

– Zgadzam się – przytaknęła z pełną powagą. – Znosić twoje towarzystwo – dodała po chwili.

– To tylko trzy wieczory Clare, a potem jeśli tylko zechcesz, zniknę z twojego życia.

– W porządku. – Lekko zawahała się po moich słowach, po czym wstała z miejsca. Następnie ostrożnie się do mnie zbliżyła i wyciągnęła rękę. – A więc trzykrotność mojego stypendium, za trzy wieczory u twojego boku?

– Umowa stoi. – podałem jej rękę, a ona odwzajemniła mój gest.

A więc słowo się rzekło. Od tego momentu zostaliśmy „partnerami". A nasz układ stał się rzeczywistością.

Continue Reading

You'll Also Like

2.5K 127 3
Największa zbrodnia nowej prokurator. Siedem niewinnych osób zginęło w brutalny sposób, w niewyjaśnionych dokładnie okolicznościach. Nic nie skleja s...
144K 4.7K 35
"Tego dnia obiecałam sobie, że do końca życia będę nienawidzić tego okropnego chłopaka. Jake Taylor, już zawsze będzie na mojej czarnej liście." Czy...
594K 17.7K 70
Ta książka była pisana for fun, co oznacza, że nie przywiązywałam ogromnej wagi do realizmu, trochę dystansu, dobra? Dziewczyna, która urodziła się...
297K 9.2K 33
~Gdy gwiazdy spadają, marzenia się spełniają. Marzenia, które mogą nas uratować, lecz i zniszczyć tak mocno, iż nie zostanie po nas nawet popiół. ~