Deliverance - Edevane Brother...

By apolamartyna

295K 11.2K 1.8K

William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 5

9.9K 360 83
By apolamartyna

William

Zdezorientowany zniknięciem dziewczyny wyszedłem na zewnątrz tuż po zakończeniu uroczystości. Rozejrzałem się, próbując ją gdzieś dostrzec jednak bezskutecznie. Nigdzie jej nie zauważyłem. Być może oznaczało to, że to już nadszedł ten wiek. Ewidentnie miałem zwidy.

Nie chcąc jednak spędzić w tym miejscu ani sekundy dłużej niż to konieczne, postanowiłem czym prędzej wrócić do domu, aby naładować baterię przed dzisiejszym wieczorem.

Jednak podczas drogi powrotnej jak i zarówno już po dotarciu na miejsce w mojej głowie nieustannie kotłowała się jedna natarczywa myśl. Bo skoro jestem głównym właścicielem klubu, a ta dziewczyna od niedawna pracowała tak właściwie dla mnie, to chyba powinienem ją sprawdzić. Oczywiście tylko i wyłącznie w sposób czysto biznesowy. Tak, aby upewnić się czy nie zepsuje mi interesu. Tak, zdecydowanie powinienem to sprawdzić.

Wyszukałem w dokumentach dane o moich pracownikach w tym miejscu. I faktycznie, widniała tam od niecałych dwóch tygodni. Jednak ilość informacji o jej osobie pozostawała dość znikoma. Wyglądało na to, że Ash postanowił odpuścić sobie dogłębniejszą rozmowę. To było totalnie w jego stylu. Nigdy nie dopytywał się, o jego zdaniem zbędne informacje. Jednak dla mnie, szczególnie w moim interesie liczył się każdy drobiazg. I właśnie dlatego miałem zamiar znaleźć to co było mi potrzebne.

Zdałem sobie sprawę, że być może faktycznie zachowywałem się odrobinę jak jakiś hacker? A nawet jeśli nie jak hacker, to już z pewnością jak jakiś jebany stalker. Jednak czy to mi jakoś szczególnie przeszkadzało? Niekoniecznie. A znalezienie większości informacji o tej dziewczynie zajęło mi dosłownie parę minut.

Clare Walker, lat dwadzieścia dwa, studiuję literaturę i od niedawna pracuję w moim klubie jako dodatkowa pomoc dla barmanki. Jej wcześniejsze życie zawodowe również nie pozostawało dla mnie tajemnicą. Dziewczyna pracowała w wielu miejscach, zaczynając od sklepu spożywczego, przez stacje benzynowe, hotele i aż do mojego nocnego klubu. Dość nietypowy wybór. Jednak zauważyłem zależność, która łączyła te wszystkie prace. W każdej z nich można było brać nocne zmiany. I to zaczynało nabierać sensu, skoro dziewczyna studiowała dziennie. Poznałem również jej adres. Mieszkała na obrzeżach miasta. Miała dość spory kawałek drogi, żeby dotrzeć na uczelnię, a tym bardziej do swojej nowej pracy.

Przeglądając dłużej jej dane nie natknąłem się jednak na żadną wzmiankę o jej rodzinie. Zero. Kompletnie nic. Jakby nie istnieli. Byłem pewny, że gdybym wysilił się trochę bardziej to udałoby mi się uzupełnić tą lukę w informacjach. Jednak sam fakt, że wpadłem na pomysł znacznie dokładniejszego niż było trzeba, przejrzenia danych mojej pracownicy wprawiał mnie w dziwne zakłopotanie. Dlatego ostatecznie postanowiłem odpuścić. I tak wiedziałem już znacznie więcej niż potrzebowałem.

Z rozmyślania o moim durnym stalkerskim pomyśle, wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni, po czym spojrzałem na wyświetlacz. – Matka.

Poczułem się dokładnie tak jakby los chciał mnie ukarać za moje durne pomysły. Nic nowego.

– Tu poczta głosowa Williama Edevane, proszę oddzwonić później lub skontaktować się przez moją asystentkę, a najlepiej to wcale – odpowiedziałem naśladując moją sekretarkę głosową.

– Nawet mnie nie denerwuj, doskonale wiem, że to ty – odparła wzburzona matka.

Przynajmniej próbowałem, tak?

– No dobra, dobra. Masz mnie – poddałem się. –Doskonale wiesz, że z największą chęcią bym z tobą porozmawiał matko – zacząłem, bezskutecznie próbując załagodzić sarkazm moich słów. – Jednak jak pewnie się domyślasz jestem kompletnie pochłonięty przygotowaniami na dzisiejszy bankiet. Więc chyba sama rozumiesz.

– Nie rozśmieszaj mnie synu – prychnęła, najwyraźniej nie wierząc w ani jedno moje słowo. – Chyba, że chcesz oberwać, tak jak twój młodszy brat.

– Zdecydowanie podziękuję.

– Williamie, doskonale wiesz, że ten wieczór jest bardzo ważny dla twojego ojca, ale również i dla ciebie.

Nie wiem w jaki sposób argument o ojcu miał mnie przekonać. Prędzej byłbym w stanie poświęcić to co ważne dla mnie, żeby on nie odniósł żadnego sukcesu. Nawet jeśli to miało oznaczać, że pociągnie mnie ze sobą.

– Kwestia względna matko, ale kontynuuj –odparłem, udając względne zainteresowanie.

– Powinieneś zająć się szukaniem partnerki synu, naprawdę – stwierdziła, tak jakby to była kwestia absolutnie niepodlegająca dyskusji. – Wiem, że dziś przychodzisz sam, ale przemyśl to do rozpoczynającego balu – westchnęła ciężko. – Potrzeba ci uwagi, żeby łatwo utrzymać pozycję. Doskonale wiesz, że mam rację, więc teraz powiem niezbyt elegancko, abyś na pewno mnie dobrze mnie zrozumiał. Po prostu nie spieprz tego, na co tak długo pracowałeś. Do zobaczenia wieczorem. – Powiedziała, a ja niezwłocznie zakończyłem połączenie i z pełnym impetem rzuciłem telefonem w ścianę.

Nie zostało z niego zbyt wiele. Szlag.

Nie rozumiałem co ją to tak właściwie interesowało. Nasze kontakty były na tyle sporadyczne, że wręcz dziwiłem się, że wciąż miała mój numer. Nagle postanowiła zgrywać matkę roku udając, ze cokolwiek związanego ze mną nagle ją interesowało.

Najgorsze było jednak to, że w jakimś sensie miała rację. Być może nie podobał mi się mój nowy tytuł, ze względu na uwagę jaką przyciągał. Jednak w interesach był niezwykle przydatny. Dosłownie każdy chciał ze mną współpracować. Mogłem wybierać w różnych branżach, zarówno tych całkowicie legalnych jak i tych mniej. I za cholerę nie chciałem tego zaprzepaścić.

━━━━༺❀༻━━━━

Nieuchronnie zbliżała się pora rozpoczęcia bankietu, dlatego po odpowiednim przygotowaniu ruszyłem w stronę mojego samochodu. Droga przebiegła dość szybko i bezproblemowo. Zdawało mi się, że minęło dosłownie parę chwil, a ja znalazłem się przed moją rodową rezydencją.

Od czasu mojej wyprowadzki, nie bywałem tu zbyt często. Głównie dlatego że to miejsce nigdy nie kojarzyło mi się z niczym przyjemnym. A surowy wygląd budynku tylko jeszcze bardziej pogłębiał moją niechęć. Inni oceniając to miejsce, zawsze używali tylko i wyłącznie pozytywnych epitetów. I nigdy nie byłem w stanie stwierdzić czy to tylko z grzeczności, czy może naprawdę wszyscy w tym świecie byli wielbicielami eleganckiego minimalizmu. Co prawda moja własna rezydencja również była dość stonowana i utrzymana w wyrafinowanym stylu, jednak żyło mi się w niej znacznie lepiej niż w moim dawnym „domu".

Być może budynek nigdy nie był problemem, a to kto w nim przebywał.

Wyszedłem z samochodu, po czym skierowałem się do wejścia. Po drodze mijałem mnóstwo eleganckich, a co ważniejsze wpływowych ludzi. Jednak najbardziej pożądani goście mieli się zjawić dopiero na pierwszym z bali charytatywnych, który miał odbywać się już za tydzień.

Dzisiejszy wieczór był jedynie marnym przedsmakiem tego co mnie czekało. Nie oznaczało to jednak, że zamierzałem próżnować. Wkraczając na eleganckie salony, kiwnięciem głowy okazywałem moją wdzięczność nowo przybyłym osobom. Po wymianie grzeczności z najważniejszymi przedstawicielami naszego stowarzyszenia ruszyłem w kierunku mojego brata, który jak się zdawało dotarł tu jakiś czas przede mną.

Chyba matka dała mu nieźle popalić, skoro pojawił się tutaj aż tak wcześnie.

– A jednak żyjesz – powiedziałem, zwracając się do brata.

– Otóż żyje braciszku i mam się świetnie. Dzięki, że pytasz – dodał z sarkazmem. – Co więcej nie wiem czy już wiesz, ale mam śliczną towarzyszkę na dzisiejszy wieczór – powiedział przekierowując wzrok na kobietę idącą w jego kierunku. – William, przedstawiam ci...

– Clare... – wymsknęło mi się, gdy zobaczyłem dziewczynę z klubu stającą tuż u jego boku.

Przysięgam, że w tym momencie jak nigdy wcześniej żałowałem, że nie zabrałem ze sobą broni. Bo mój brat wprost idealnie nadawał się na mój cel.

– O to wy się znacie? – spytał Asher, który był dość zdezorientowany całą sytuacją.

Przyznam, że niezbyt interesowało mnie jego pytanie, ani kompletnie nic co miał do powiedzenia. Właściwie to nawet nie chciałem na niego patrzeć, bo budziła się we mnie jakaś niezrozumiana żądza mordu.

Zamiast tego spojrzałem właśnie na nią. Patrzyła na mnie tymi swoimi kryształowymi, błękitnymi oczami, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Miała na sobie przyległą, czarną sukienkę, która dodawała jej elegancji. Włosy miała lekko pokręcone, a na jej twarzy widniał delikatny, podkreślający jej urodę makijaż. Jednak dziewczyna nie odezwała się do mnie ani słowem, dając mi jasno do zrozumienia, że reakcja na pytanie pozostaje po mojej stronie.

Odchrząknąłem, orientując się, że ten moment ciszy był znacznie dłuższy niż powinien.

– Można tak powiedzieć – odparłem, swoim najbardziej poważnym tonem. I właśnie w tym momencie, mój brat złapał Clare w talii, po czym posłał jej jeden z tych jego parszywych uśmiechów.

Zajebie go.

Zauważyłem, że nie czuła się z tym do końca komfortowo i nieznacznie siliła się na uśmiech. Chciałem nawet coś zrobić, ale uświadomiłem sobie, że to kompletnie nie była moja sprawa. Nie miałem bladego pojęcia jak długo się znają ani jak wyglądała ich relacja. Poza tym, mimo że sumienia być może nie posiadałem, to jednak honor pozostawał dla mnie priorytetem. Więc jeśli mój brat ją wybrał, to mimo iż najbardziej na świecie pragnąłem go zajebać właśnie tu i teraz, to nie mogłem.

Mimo, że Asher był denerwujący i niespełna rozumu to jednak formalnie wciąż pozostawał moim bratem. A ona była tylko dziewczyną, którą ledwie znałem. Więc sam nie do końca rozumiałem o co mi tak naprawdę chodziło. Nie miałem żadnego konkretnego powodu, żeby złościć się na mojego brata. Przecież ona nie była moja. Widzieliśmy się dosłownie raz.

Ale te jej błękitne oczy...

Ja pierdole.

Postanowiłem czym prędzej się wycofać z tej i tak już nieźle zagmatwanej sytuacji.

– A więc już dłużej nie przeszkadzam – wtrąciłem nagle. – Miłej zabawy panno Walker. Mam nadzieję, że mój brat cię nie zanudzi – powiedziałem, siląc się na utrzymanie względnego spokoju, a następnie odszedłem, po raz ostatni zerkając na kobietę, która była najwyraźniej jeszcze bardziej zdezorientowana całą tą sytuacją.

I mimo moich wcześniejszych przekonań, o porzuceniu pomysłu dotyczącego zamordowania mojego brata, to ta perspektywa z minuty na minutę wydawała mi się coraz bardziej kusząca. A nasilała się z każdym momentem, kiedy spoglądałem w ich kierunku.

– A ciebie co ugryzło? Sączysz tą szklankę whiskey już jakieś pół godziny – spytał Scott, siadając obok mnie.

– A ty zgubiłeś swoją parę? Czy może bardziej preferujesz moje towarzystwo? – rzuciłem, kompletnie zmieniając temat.

– Moja śliczna blondyneczka jest w łazience. I pewnie jeszcze chwila się zejdzie zanim do mnie wróci. Naprawdę nie wiem co te kobiety tyle tam robią – z dezaprobatą przewrócił oczami. – Dlatego postanowiłem interweniować.

– Co masz przez to na myśli? – spytałem nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.

– A może to, że przez cały wieczór patrzysz na swojego brata, tak jakbyś no... no sam nie wiem. Chciał go zamordować gołymi rękami? – parsknął śmiechem. – Czyżby ta jego śliczna brunetka miała z tym coś wspólnego?

– Nawet nie żartuj – pokręciłem głową z niedowierzaniem.

– A ty nie pożeraj jej wzrokiem – odgryzł się.

– Kompletnie nie mam pojęcia o czym mówisz – prychnąłem pod nosem.

– A ja myślę, że jednak masz – spojrzał na mnie uważne. – Co cię powstrzymuje? Przecież ona nie jest własnością twojego brata.

– Ale jednak przyszła tu właśnie z nim – stwierdziłem oczywisty fakt.

– Być może, ale widzisz, żeby w tym momencie z nim była?

Spojrzałem w kierunku mojego brata. Scott miał rację, Asher w tym momencie stał w gronie inwestorów, zapewne rozmawiając o sprawach biznesowych. Jednak nie miałem pojęcia, gdzie podziewała się jego urocza towarzyszka.

– No i na co ty czekasz? Idź – powiedział Scott, szturchając mnie w ramię.

– To nic nie znaczy – odpowiedziałem, wstając z mojego miejsca.

– Jasne Will, jasne – dodał ze śmiechem.

Przewróciłem oczami, w odpowiedzi na jego słowa i powolnym krokiem ruszyłem przez salę, rozglądając się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu tej dziewczyny. Jednak na daremne. Nigdzie jej nie widziałem. Pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie poszukać jej również na zewnątrz. Być może poszła zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Jednak dokładnie w momencie, gdy moja noga nastąpiła na próg drzwi, usłyszałem skrzeczący głos nawołujący moje imię.

I trzymajcie mnie, bo właśnie zostałem złapany w sidła. Pstrokate ciotki.

– Williamie Edevane! – wykrzyczała, kolejna z kobiet. A ja siląc się na uśmiech podszedłem bliżej nich.

– Drogie panie – odpowiedziałem, chyląc głowę. – Jak mija wieczór?

– Oh... nam wprost wyśmienicie, ale tobie młody człowieku chyba wręcz przeciwnie. Gdzie zgubiłeś swoją partnerkę? – wykrzeczała tym razem moja ciotka znacznie mi się przyglądając.

– Wybacz ciociu, ale nie tym razem.
Ani nigdy

– Zlituj się. Masz już dwadzieścia pięć lat i ani razu nie pokazałeś się na tego typu wydarzeniu z żadną kobietą. Nawet twój brat przyszedł z tą uroczą dziewczyną – zacmokała wyraźnie zadowolona. – Powinieneś wziąć z niego przykład.

Niech mnie piekło pochłonie, jeśli kiedykolwiek tak zrobię.

– Oczywiście ciociu – odpowiedziałem, ponownie siląc się na uśmiech.

– A teraz uważnie mnie posłuchaj młodzieńcze – powiedziała odchodząc od reszty kobiet, więc mimowolnie podążyłem tuż za nią. – Dobrze wiesz, że tu przecież nie chodzi o żaden ślub, ale popatrz – skierowała wzrok na Ashera. – Twój brat przyszedł z tą ślicznotką i robi furorę wśród tych facetów. Próbuje przez to powiedzieć, że na następnym razem widzę cię tutaj z kobietą. – Popatrzyła na mnie a po jej oczach oraz tonie poznałem, że mówi kompletnie poważnie. – Nie interesuje mnie jak to zrobisz. Dzisiaj jest tylko otwierający bankiet, więc ludzie przymkną na to oko. Ale nie godzi się, żebyś ze swoim nowo otrzymanym tytułem pojawiał się tutaj sam. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno? – spytała, ponownie unosząc głos.

– Naturalnie – odpowiedziałem, siląc się na spokojny ton.

I, mimo że bardzo nie spodobała mi się jej sugestia, która była wręcz identyczna do tej matki. To niechętnie przyznając, obydwie miały trochę racji. Żeby moje interesy prosperowały tak dobrze jak do tej pory to potrzebowałem uwagi.

A co lepiej przyciąga uwagę, nadętych starych dziadów, którym zbywają miliony na koncie niż atrakcyjna kobieta?

Jedno było pewne. Musiałem działać.

Continue Reading

You'll Also Like

54.8K 2.8K 14
On kocha święta, ona ich nienawidzi. Co tu może pójść nie tak? Ben potrzebuje podwózki, a Joy prawie go przejechała, więc decyduje się na jakiś dobr...
173K 5.1K 30
„ Na własne życzenie weszłam w ogień, który sami rozpalili „ Zawsze myślałam, że życie jest piękne. Jako mała dziewczynka nie mogłam na nic narzekać...
284K 23.4K 43
Aria Astor to dziewczyna, z którą nie warto zadzierać. Na co dzień jest perfekcyjną uczennicą z pasją do gry na skrzypcach, lecz potrafi również poka...
248K 4.2K 26
Wystarczyła drobna chwila nieuwagi z jej strony, aby chłopak, którego prawie w ogóle nie znała, w krótkim czasie stał się dla niej ważny • Pierwsza c...