Deliverance - Edevane Brother...

By apolamartyna

294K 11.2K 1.8K

William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak... More

Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35

Rozdział 1

24.2K 633 163
By apolamartyna


William

Ten wieczór zapowiadał się wyjątkowo tandetnie. Nie zrozumcie mnie źle, praktycznie nigdy nie odmawiam dobrej zabawy w klubie wśród pięknych kobiet. Jednak to nic miłego jak z tyłu głowy masz przykry obowiązek.

Ponadto tej nocy w mieście aż roiło się od studentów, a właściwie w większości już byłych. Gwar rozmów roznosił się niemal na każdej z londyńskich ulic, a krzyki oraz inne odgłosy, jak mniemam świętowania, nieustannie huczały w mojej głowie. To wszystko dlatego, że jutro odbywało się zakończenie roku akademickiego oraz rozdanie dyplomów. A co ważniejsze przyznanie nagrody od najbardziej wpływowych ludzi w mieście. A skąd to wszystko wiedziałem? A bo tak się składa, że niefortunnie w tym roku również znalazłem się w tym gronie.

Mógłbym to uznać za ogromne wyróżnienie. W końcu otrzymać taki status w wieku ledwie dwudziestu pięciu lat to już coś, jednak czy aby na pewno?

Jeszcze do niedawna wiodłem dość spokojne, beztroskie życie. Moje firmy bardzo dobrze prosperowały, a zyski nieustannie się powiększały. W związku z tym nie odmawiałem sobie żadnych rozrywek czy przyjemności. Jednak wszystko kompletnie się zmieniło, po moim powrocie z dłuższego wyjazdu służbowego, bo to właśnie wtedy uzyskałem swój nowy status. Wraz z okrzyknięciem mnie kolejnym młodym miliarderem, zaczęto bacznie obserwować każdy mój ruch.
Dosłownie k a ż d y.

Oczywiście zdawałem sobie sprawę, że to zupełnie naturalne w tej sytuacji, albowiem istniało bardzo wiele osób, które z chęcią położyłyby łapska na moim majątku, albo przynajmniej miałyby chęć doprowadzić do kompletnego zniszczenia mojej reputacji. Tak jakby już wcześniej nie była ona znacznie nadszarpnięta. Być może i nie byłem święty, ale czy naprawdę istnieje jakiś miliarder, który nie ma niczego za uszami? Szczerze wątpię.

Jednak mimo błędów młodości, pochodziłem z jednej z najbardziej szanowanych rodzin w tym mieście. A dla takich właśnie osób istniało coś w rodzaju stowarzyszenia, do którego należeli inwestorzy oraz inne wpływowe rodziny. Zdaniem ogółu najlepiej tacy, którzy mają przynajmniej z sześć zer na swoim koncie. Chociaż teraz to już pewnie dość przestarzała zasada.

Założycielem tego całego przedsięwzięcia był oczywiście nie kto inny, jak mój ojciec oraz garstka innych szanowanych ludzi. Cała ta przynależność do osób tego pokroju znacznie nie była mi na rękę. Jednak nie byłem głupi, nawet w takim świecie istniały zasady. A żeby utrzymać się na swojej pozycji, byłem zobligowany ich przestrzegać.

Nie dość, że wiązało się z tym wiele irytujących, moim zdaniem obowiązków, o których dokładniej już niedługo miałem się przekonać na własnej skórze. A właściwie to już jutro wraz z uroczystością przyznania nagrody. Jednak to mój ojciec robił za głównego organizatora, zresztą jak co roku. Reszta z nas była wyłącznie miłym dodatkiem, a właściwie to sponsorami.

A żeby wypaść dobrze w środowisku wielkich inwestorów, wypadało wpłacić hojny datek lub chociażby zaproponować garstce studentów praktyki we własnej firmie. Nietrudno było się domyślić, że zdecydowałem się na pierwszą opcję. Znacznie mniej roboty i komplikacji. Jednak pewnie się zastanawiacie, po co to wszystko? Wśród wpływowych osób również odbywa się pewnego rodzaju „konkurs". A mianowicie ojciec oraz grupa innych osób ze stowarzyszenia urządzają tak zwane bale charytatywne, na których każdy ze „szczęśliwców" powinien godnie zaprezentować walory swojej działalności a raczej swoje, a już najlepiej, a nawet koniecznie z partnerką.

I właśnie tu zaczynają się schody. Bo ja rzecz jasna tej partnerki nie miałem.

Nie wiedziałem jakim cudem mój młodszy brat już jakąś znalazł. I w sumie to nawet nie widziałem w tym większego sensu, gdyż tak jak już zapowiedział, będzie uczestniczył tylko na otwierającym bankiecie, a później wyjeżdża z interesami do Paryża. Ale to cały Asher, musiał zwrócić na siebie uwagę przed zniknięciem. Zakładam, że wyrwał jakąś ślicznotkę, aby przyciągnąć uwagę tych starych dziadów skłonnych w niego zainwestować. Być może starał się tego nie okazywać, ale prawda była taka, że był naprawdę wściekły, gdy dowiedział się, że tytuł, który określam jako „wpływowy, nadziany dupek" przypadł właśnie mnie, a nie jemu.

Właściwe to nie miałbym nic przeciwko, żeby mu go oddać, wraz z tą całą uwagą, która w tym momencie była skupiona głównie na mojej osobie. Jednak to było niemożliwe. Bo za ten wybór odpowiadała wyselekcjonowana garstka zamożnych starszych pań ze stowarzyszenia, w których skład wychodziły rzecz jasna moje ciotki. Jednak wśród znajomych nazywaliśmy je prześmiewczo „pstrokate ciotki" lub przynajmniej „wścibskie ciotki". Właściwie to te dwa określenia idealnie do nich pasowały. Aż nie chce mi się myśleć co by było, gdyby dowiedziały się, że zabieram się za szukanie partnerki dzień przed otwierającym bankietem. Chyba zeszłyby na palpitacje serca na moich oczach. Tylko prawda była taka, że tak właściwie to ja wcale nie planowałem nikogo szukać. Więc telefon przy sobie z numerem alarmowym to niewątpliwie niezbędnik na jutrzejszy wieczór.

Nie rozmyślając już więcej o tej gorszej stronie bycia wpływowym człowiekiem, postanowiłem skorzystać z tej drugiej, znacznie lepszej. A konkretniej mówiąc miałem w planie zabawić się za kupę siana w prywatnym klubie, bez żadnych konsekwencji.

Hearts był jednym z niewielu miejsc, w których aktualnie mogłem to zrobić. A to wszystko dlatego, że klub należał w główniej mierze właśnie do mnie.  W związku z tym wstęp tutaj mieli tylko i wyłącznie moi zaufani i sprawdzeni ludzie.

– No stary, w końcu dotarłeś. Ile można na ciebie czekać? – spytał nieco znudzony Scott. – A może w końcu zająłeś się szukaniem towarzyszki na jutrzejszy wieczór, co? – wyszczerzył się szyderczo.

– Nie bądź niedorzeczny – odparłem, siadając obok niego.

– Nawet twój niespełna rozumu braciszek nie przyjdzie sam. Chcesz być od niego gorszy? – spytał, sugestywnie unosząc jedną brew po czym zaczął rechotać, wyprowadzając mnie z równowagi.

– To nie są żadne zawody, Scott – ostentacyjnie przewróciłem oczami na jego niedorzeczne zachowanie.

– W sumie, jakby nie patrzeć to są, a my kolego czy chcesz czy nie, bierzemy w nich udział – odparł beztrosko, tak jakby niemal go to ucieszyło.

– Ty i mój brat być może – prychnąłem pod nosem.

– Chcesz, żeby wścibskie ciotki zeszły nam na zawał? Powinieneś się wstydzić, młody człowieku – powiedział z udawaną powagą, naśladując ton starszych kobiet. Przysięgam, że aż przeszedł mnie dreszcz. – A tak poważnie, od jakiegoś czasu strasznie przynudzasz. Idź się trochę rozerwać. Widzisz te tam? – spytał, przenosząc wzrok na dwie kobiety znajdujące się obok baru. – Nawet się nie kryją z tym, że nas obserwują.

– Śmiało, niedługo dołączę – odparłem, lustrując kobiety wzrokiem. – Zdecydowanie powinienem się czegoś napić.

– I to ja rozumiem – odpowiedział, po czym bez zastanowienia ruszył w stronę wspomnianych kobiet.

Tak, tak idź. I nie wracaj zbyt prędko, nie mam ochoty słuchać kolejnych morałów.

Usiadłem na wygodnej kanapie, w naszej prywatnej strefie i zamówiłem butelkę whiskey. Kompletnie nie miałem ochoty na zabawę. Jednak Scott miał rację, musiałem się jakoś rozerwać. Po wypiciu paru mocniejszych trunków, w końcu postanowiłem do niego dołączyć.

Jednak przechodząc tuż obok wejścia zauważyłem, że ochroniarz awanturuję się z jakaś kobietą, która na moje oko po prostu chciała wejść do środka. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, takie sytuacje zdarzały się dość często. Jednak, przyglądając się tej sytuacji nieco dłużej, nie ciężko było dostrzec, że facet najwyraźniej zapomniał o podstawowych manierach, jakie przystają dżentelmenowi, gdyż zaczął szarpać dziewczynę za rękę, próbując ją wyprowadzić. Nawet nie wiem, dlaczego przeszła mi przez głowę myśl, aby zainterweniować. Chyba zwariowałem, ale zaledwie chwilę później znalazłem się tuż obok nich.

– Czy jest jakiś problem? – spytałem, nie kryjąc zniesmaczenia jego bezczelnym zachowaniem.

I właśnie wtedy miałem okazję przyjrzeć się tej dziewczynie. Była młoda i widocznie dość zdenerwowana zachowaniem ochroniarza.  Co więcej miałem wrażenie, że ta sytuacja wcale nie działa się po raz pierwszy. Po moich słowach nieznacznie mi się przyglądała swoimi kryształowymi, niebieskimi oczami, czekając na rozwój sytuacji.

– Ależ, żadnego. Ta pani dziś nie pracuje, więc grzecznie ją wyprowadzę i się nią zajmę – odpowiedział ochroniarz, powoli zdając sobie sprawę z kim ma do czynienia.

Zaraz, zaraz. To ona tu pracowała? W klubie, który należał do mnie i ja o niczym nie wiedziałem? Niby dałem mojemu młodszemu bratu Asherowi pełną dowolność w prowadzeniu tego miejsca pod moją nieobecność, jednak wyraźnie zaznaczyłem, że ma mi o wszystkim meldować. I w zasadzie to tak robił, jednak nie wspomniał nic o młodziutkiej brunetce, którą jak widać zdecydował się zatrudnić.

Nie byłem jednak głupi. Ani nie urodziłem się wczoraj. Doskonale wiedziałem co ochroniarz miał na myśli mówiąc, że się „nią zajmie". Spojrzałem na dziewczynę, dostrzegając w jej oczach ledwie zauważalną nutkę strachu. Domyślałem się, co chciał jej zrobić, a raczej z nią. Takie sytuacje nie zdarzały się rzadko. Dlatego postanowiłem zrobić jedną z rzeczy, która wychodziła mi całkiem nieźle – improwizować.

– Nie wydaje mi się. Ta oto pani jest moim gościem – odparłem pewnie, spoglądając na lekko zszokowaną kobietę. – Więc puść ją w tej chwili chyba, że za trzydzieści sekund chcesz zbierać swoje zęby z podłogi.

– Ale panie Edev... – nie zdołał dokończyć, gdyż mu przerwałem.

– Czy nie wyraziłem się wystarczająco jasno?  – wycedziłem przez zęby. – A może masz problemy ze słuchem przez za głośną muzykę, co?

Nic nie odpowiedział.

– Tak myślałem – powiedziałem, po czym podszedłem do dziewczyny, podając jej rękę. Nie miałem pewności, jak na to zareaguje, jednak po krótkiej chwili zawahania, niepewnie podała mi swoją dłoń.

– Naprawdę nie musiał pan tego robić. – odezwała się po chwili, gdy już odeszliśmy w głąb klubu.

– Wydaje mi się, że jednak musiałem. Chyba domyślasz się, co by było gdybym nie zareagował?

– Po prostu by mnie wyprowadził i tyle. Nic wielkiego – odpadła siląc się na pewność. – Chciałam zabrać tylko swoje rzeczy, zapomniałam jednej torby wychodząc wczoraj.

– A więc tutaj pracujesz? – spytałem nie kryjąc zainteresowania. – Nigdy wcześniej cię nie widziałem.

– Pracuję tu od niedawna. Właściwie to niecałe dwa tygodnie.

Dwa tygodnie? I Ash nawet nie pisnął słówkiem. Już nie żyje. Przysięgam, że w myślach już sięgałem po broń i rozpoczynałem polowanie na mojego brata.

– A pan często tu bywa? – spytała lekko onieśmielona dziewczyna, wyrywając mnie z moich morderczych rozważań.

– Kiedyś bywałem. Jednak przez długi czas przebywałem poza miastem.

– Zazdroszczę, sama chętnie bym się stąd wyrwała– wtrąciła nieco rozmarzona. – Ale trzymają mnie studia i teraz widocznie również ta praca. Może nie jest idealna, ale dobrze płacą.

Nie rozumiałem, dlaczego była przy mnie taka otwarta, ale wyglądała na osobę, która potrzebowała się wygadać. Więc mieliśmy ze sobą coś wspólnego. Jednak ja nie miałem ochoty zdradzać kim dokładnie jestem, po prostu nie chciałem jej speszyć. A może dlatego, że podobało mi się to, że dziewczyna nie miała zielonego pojęcia kim jestem.

– A gdybyś mogła, to gdzie chciałabyś się wyrwać? – spytałem z zainteresowaniem.

– Właściwie to nigdy do końca się nad tym nie zastanawiałam – odpowiedziała nieco zaskoczona moim pytaniem. – Jednak mam ogromną słabość do Szkocji, więc gdybym tylko mogła to pewnie znalazłabym się właśnie tam.

Myślałem, że wymieni jakikolwiek z ciepłych krajów, posiadających błękitne jak, jej oczy morze i tonę piasku na plażach. Jednak ona wybrała ponurą i deszczową scenerię. Nie wierzyłem własnym uszom.

– Szkocja? Mało ci deszczu w Londynie? – spytałem, nie kryjąc zdziwienia.

– Lubię deszcz – odparła beztrosko. – Poza tym był pan tam kiedyś, żeby oceniać moje marzenie?

– Co prawda, nie byłem. Jednak domyślam się jak tam jest.

– Czasami pozory mylą, nie uważa pan? – wypowiedziała te słowa z tak wielkim przekonaniem, a jej oczy zabłyszczały ze szczęścia.

Przysięgam, że kompletnie nie pasowała do typu kobiety, na które miałem w zwyczaju zwracać swoją uwagę. Jednak w niej było coś interesującego, coś co mnie intrygowało. Nie umiałem wskazać jednej konkretnej rzeczy.

– Żaden pan, mów mi Will.

– Clare – powiedziała podając mi swoją delikatną rękę, posyłając mi przy tym najniewinniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem. Przysięgam, że mógłbym się w nią wpatrywać wieki, jak jakiś zauroczony psychopata. Jednak ona przerwała tą chwilę.

– Powinnam się zbierać – dodała lekko speszona. – Już późno. Widocznie dziś już nie odzyskam swoich rzeczy.

– Gdzie są? – wypaliłem bez zastanowienia.

– Ale co? – spytała, widocznie zdezorientowana moim pytaniem.

– Twoje rzeczy – odpowiedziałem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Jednak dostrzegłem, że nie do końca wierzy w to co mówię.

– Zazwyczaj zostawiam je w tamtym pokoju dla personelu – powiedziała wskazując ręką na drzwi niedaleko nas. – Moja jest niebieska torba, jednak nie wydaje mi się, żeby pan mógł tam wejść, naprawdę nie trzeba...

– Daj mi chwilę – powiedziałem, tym samym przerywając jej długi monolog i ruszyłem w stronę drzwi dla personelu.

Wstukałem kod na tablecie przed drzwiami i ruszyłem w poszukiwaniu torby dziewczyny. Pomieszczenie było schludne i eleganckie, jednak dość niewielkie, dlatego znalezienie jej własności zajęło mi dosłownie moment. Zabrałem torbę i ruszyłem w stronę lekko zszokowanej dziewczyny.

– Ale..., ale skąd znał pan kod? – lekko się zająkała, uważnie mi się przyglądając.

– Powiedzmy, że mam swoje sposoby – beztrosko wzruszyłem ramionami, podając jej torbę.

– Jest pan hackerem? – spytała, a jej jedna brew poszybowała do góry, dając mi do zrozumienia, że naprawdę oczekuje mojej odpowiedzi.

– Cii – uciszyłem ją, przykładając sobie palec do ust. – Nie tak głośno, chce mnie pani wydać? – spytałem z udawaną powagą, posyłając jej uśmiech.

– Ależ skąd – odpowiedziała, posyłając mi kolejny olśniewający uśmiech. – Nie wiem, jak pan to zrobił, ale naprawdę dziękuję. Już po raz drugi. – zaśmiała się delikatnie. – Musi pan przestać mnie tak ratować.

– Zawsze do usług.

Po raz kolejny się zaśmiała.

– Dobrze, w takim razie teraz już naprawdę mogę się zbierać – powiedziała, zarzucając sobie torbę na ramię. – Bardzo miło było pana poznać.

– Może przynajmniej odprowadzę cię do wyjścia, żebyś znów przypadkiem nie trafiła na tego kretyna? Poza tym masz z kim wrócić? Jest strasznie późno, a to nie jest ciekawa okolica o tej porze – stwierdziłem uważnie się jej przyglądając.

– Hmm – udała, że się zastanawia. – Myślę, że dam radę przejść parę kroków do drzwi. A, no i przecież istnieje metro. Więc nie ma żadnego problemu – dodała beztrosko.

Nie dowierzałem w to, co właśnie usłyszałem. Metro? W nocy? W Londynie? Chyba postradała rozum.

– Chyba nie mówisz poważnie – wypaliłem bez zastanowienia.

– Ależ oczywiście, że mówię.

– Nie ma szans, że na to pozwolę. Nie będę miał żadnej kobiety na sumieniu – stwierdziłem tonem nie przyjmującym sprzeciwu.

– Martwi się pan o swoje sumienie? – spytała z lekkim uśmiechem.

Sumienie? Czy ja je tak właściwie miałem? Być może właśnie w tym momencie je odnalazłem. Bo nie było chuja, że pozwolę jej wracać samej.

– A żebyś wiedziała – powiedziałem, po czym wyciągnąłem z kieszeni telefon i wysłałem wiadomość do mojego prywatnego szofera. – Za pięć minut przyjedzie taksówka i zabierze cię bezpiecznie tam, gdzie zechcesz.

– Ale... – wyjąkała, będąc w kompletnym szoku.

– Żadne ale, nie przyjmuję odmowy.

– Bez urazy, ale nie wsiądę do taksówki zamówionej od nowo poznanego mężczyzny, w dodatku hackera – dodała półżartem.

– Może ciężko w to uwierzyć, ale to znacznie bezpieczniejsza opcja niż samotna przejażdżka metrem o tej porze. Nie wydawała się jednak zbytnio przekonana po moich słowach, dlatego dodałem. – Pozwól, że uratuje cię po raz trzeci.

Continue Reading

You'll Also Like

126K 3.1K 36
Nie czekało na nas niebo ani piekło. Czekał na nas czyściec ponieważ nie byliśmy grzesznikami z swojego wyboru. Staliśmy się pionkami w rękach diabłó...
141K 12.4K 29
Poznaj historię córki głównego bohatera z "Wszystko, co skrywa twoje serce" Można powiedzieć, że życie Penelope Porter było idealne. Miała kochającą...
131K 3.8K 21
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
274K 7.3K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...