PANNA BLACK I era Golden Trio

By pBielik

203K 16.1K 5.4K

Tiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić... More

⊰Bohaterowie⊱
Prolog.
Jak Lucjusz siłował się z pieczenią.
Gałka czekoladowych i gałka wiśniowych.
Jeśli chcesz, możesz mi mówić Molly.
Nasi nauczyciele chyba niezbyt lubią śpiewać.
Tylko raz widziałam taką nierozwagę na pierwszej lekcji latania!
Snape nie odpowiedział.
Zdjęcie wykonane mugolską kamerą Evans.
Przesłyszenia Weasley'ów.
Pani purrrfesor.
Black miałaby mieszkać z mieszańcem?
W końcu jesteśmy rodziną, druzgotku.
Dancing Queen?
Nie było ani jednej potrawy z gruszką.
Może mi się uda zmienić nos w świński ryjek.
Jesteś muzycznym geniuszem, Weasley.
Straciłeś tytuł, Wasza Wysokość
Dostał szlaban od Minnie i ciasteczko.
Dąb Huncwotów.
Właśnie wbiłaś mi nóż w serce, panno Black.
Znów się gdzieś wywróciłaś, Nimfadoro?
Lekcja gotowania z Hiszpanem.
Jak żyją wilki?
Złote niczym słońce
Wybuchające świeczki
Ciotka ginąca w ogniach piekielnych
Wyglądasz jak kurczak
Koszmar z popisowym daniem
Miranda Cremonesi
Kamienne posągi dwóch szaleńców
Kłótliwy miesiąc
Zaklęcie Meduzy
Wy w ogóle śpicie?
Invidia Cregence
Piankę? Prosto z Wool's
Zapach emocji
Co w rodzinie, to nie zginie
Bitwa ze Smerfem
Jeszcze nie wygrałaś, Black
Zgodziła się!?
Severus Snape złagodniał
Pajac na białej bawełnie
McGonagall w lochach
Gdzie jest Black?
Klinika Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga
Pchła na krześle Black'ów
Święta w Porthcurno
Orli kafel
Świat staje na głowie
Dworek w Galway
Babeczkowa katastrofa
Idzie luty...
Chabrowy list
Uczucie miłe, ale dziwne
Znalazła. Wreszcie ich znalazła
Przegrałaś zakład. Bądź honorowa.
Lucille McKinnon
Każdy z nas ma jakieś tajemnice
Adara Capelia Black
Zdaje się, że masz wizytację
Inklinacja
Uznanie rodowego drzewa
Rumienisz się, Luke
Nowi lokatorzy
Kogoś brakuje
Dziesięć tysięcy uścisków
Wypchane zwierzęta nową modą?
Fajki i sekrety
Bliźniacy zachowują się jak idioci
Dobrych snów, Draco
Jeśli chcą przedstawienia, to je dostaną.
Praca w Skrzydle Szpitalnym
Nieunikniona konfrontacja
Nie ma świadków, nie ma dowodów...
Bogin
Wszyscy jesteśmy tylko głupimi dzieciakami
Znałem kiedyś hybrydę...
L. V. Tolides duchem, Michael Ambing sercem
Afera w lochach
Black i Cregence
Spotkanie z Ambingiem
Mnie wszystko wolno
Białe koperty
Nocny zakupoholizm
Spotkanie po latach
Głupie te zasady
Yule
Nowe pokolenie Black'ów w komplecie
Szczęście najważniejsze, Adaro
Nieme pojednanie
Dyptam
Ten czas w miesiącu
Lá breithe shona duit!
Kto by cię nie kochał?
Ananas
Nigdy więcej tego nie zrobię
Ambing, Weasley... Merlinie, dopomóż
Jedna wielka tajemnica
Malditos turistas
Jednak masz coś do rudzielców?
Kły wbijam dość głęboko
Do twarzy ci, wiesz?
Śmiech na Sali
Każde z was chce być cholerną alfą
Śliska sprawa = czas zgody
Mapa Huncwotów
Noc Duchów pełna przerażających wrażeń
Złośliwy tłuczek
Wężousty
Czego Minnie nie widzi, tego Huncwotom nie żałuje
Gburowate kupidynki
Ślizgońska królowa nie będzie krzywdzić ludzi
Dziedzic Slytherina złapany
Chaos rozpoczął się od butelki veritaserum...
Profesor Lupin
Caius Picquery
Będę cię musiała naprawić, skoro cię zepsułam...
Co rok w Noc Duchów jakaś afera!
Świat nie dzieli się na dobrych ludzi i śmierciożerców
Łapa to twój ojciec...
Black'owie chyba mają to w genach
Mały problem z wyciem do księżyca...
Wakacje pełne zmian
Był szpiegiem
Masz dziewczynę
Pierwsze zadanie
Bal Bożonarodzeniowy
Drugi dzień świąt
Perypetie hybryd
Gra o śmierć i życie
Hotel Black. Witamy na Grimmauld Place
Profesor Umbridge
Armia Dumbledore'a
Poczekać do czerwca...
18.06.1996 rok
Czego nam nie mówisz?
Doba wojny
Płomienie
Plany przestały mieć znaczenie
Uparta jak cała jej rodzina
Coraz większy chaos
Ostatnie święta w Hogwarcie
Ten jeden płomienny moment
Jak długo?
Nic nie wiesz o mojej rodzinie
Sięgnąć do rdzenia
Nigdy się nie uwolnimy
Baranek na rzeź
Co zamierzasz zrobić?
Krew w wodzie
Pełnia nadziei
Zjawisko śmierci
Już mam jeden tatuaż
Początek końca
Bitwa
Epilog.
OSTATNIE (lub nie) INFORMACJE

Wspomnienia dawnych chwil

944 73 47
By pBielik

   Tiana nie wiedziała gdzie jest, dopóki nie otworzyła oczu. Rozumiała, że straciła przytomność przez klątwę jaką posłała w nią samą ciotka Bella tuż po przybyciu do dworu Malfoy'ów. Jednak dopiero kiedy się obudziła, zdała sobie sprawę, że siedziała przykuta do krzesła we własnym pokoju.

   Przynajmniej kajdany zniknęły z jej rąk, choć zostały zastąpione sznurem, który nie pozwalał się przerwać.


– Już dawno o mnie zapomniałaś, co?-usłyszała nagle.

– Ty, jak widać, nie potrafiłeś, Mike-odparła Tiana.


   Jego spojrzenie, które zaledwie chwilę temu było ostre niczym brzytwa, w tamtym momencie złagodniało. Machnął ręką do dwóch innych śmierciożerców, którzy stali w pomieszczeniu, a ci wyszli. Została tylko ich dwójka...

   Ambing usiadł na podłodze, tuż pod krzesłem, na którym usadowiono Tianę i przyjrzał się jej uważnie. Praktycznie wcale się nie zmieniła. Rysy jej twarzy zdawały się być nieco ostrzejsze, a ona sama wyraźnie wydoroślała, jednak nic poza tym. Nadal była tak piękna jaką pamiętał. I podejrzewał, że wciąż była równie inteligentna, jeśli i nie inteligentniejsza, co kiedyś.


– Jak mógłbym cię zapomnieć, jeśli w Azkabanie potrafiłem myśleć tylko o tobie?-spytał, patrząc jej głęboko w oczy.-Nic bardziej nie powoduje samotności, niż siedzenie w pokoju, w oczekiwaniu na ponowne zobaczenie tej jednej osoby...-westchnął.


   Tiana wiedziała, że nie wykorzystywał swoich syrenich umiejętności w tej rozmowie. Od samego początku skupiała się na emocjach dookoła niej, licząc na to, że może któreś z nich udałoby się wykorzystać. Czuła skruchę, tęsknotę i...

   Kiedy jeszcze byli razem, zaczynała tracić wiarę w to, że Ambing mógłby ją kochać. Wierzyła, że chciał ją tylko do czegoś wykorzystać. Że pocałował ją podczas świątecznego balu tylko po to. Jednak teraz znów czuła od niego to ciepło, które biło prosto z jego serca.


– Tak naprawdę nigdy mnie nie kochałaś, co?-spytał, wstając z ziemi.-Teraz też mnie nie kochasz... W końcu masz Weasley'a.

– Kochałam cię-odparła zgodnie z prawdą.-Kochałam cię i fakt, że byłeś dla mnie jak słońce. Daleko! I w Azkabanie!-syknęła, próbując w ten sposób pozbyć się jego emocji z własnych myśli.


   Ślizgonka szarpnęła mocniej za ten magiczny sznur, którym zostały skrępowane jej dłonie. Jej oczy zaczęły błyszczeć na niebiesko, gdy w próbie uwolnienia się zaczęła wykorzystywać magię.– Nie rób niczego, czego potem będziesz żałowała-powiedział nagle brunet.


– Myślałeś, że będę za tobą płakała do końca życia?-spytała, nawiązując do ich poprzedniej rozmowy.-Dobre sobie! Przypomnij sobie kto wsadził cię do Azkabanu...-oznajmiła, szarpiąc za sznury.


   Kiedy węzy nagle puściły, dziewczyna chciała skakać z radości. Jednak nim zdążyła wstać z krzesła, została odrzucona do tyłu. W tym momencie zdała sobie sprawę, że to Michael poluzował sznur. Że to nie była jej zasługa.

   Brunetka została przyciśnięta przez niego do ściany. Ledwo oddychała przez uścisk dłoni czarodzieja na jej szyi.


– Uważaj, Black, bo...-mówił, powoli coraz słabiej zaciskając palce na jej krtani.

– Co za tupet!-oburzyła się.


   Zapanowała cisza. Ambing się nie odezwał. Powoli przetaksował wzrokiem twarz ślizgonki. Tiana czuła się coraz spokojniej, zwłaszcza, że ucisku praktycznie nie było już czuć.

   Złapał ją za krtań, lecz jej nie dusił. Zamiast tego łapczywie się do niej zbliżył i pocałował. W ten moment włożył wszystko, czego nie powiedział przed Azkabanem i wszystko, co nazbierało się w trakcie odsiadki. Pocałunek był na tyle namiętny, że z łatwością można było zapomnieć gdzie się znajdowało.

   Można było...

   Jednak po tylu latach mieszkania z Lucjuszem, po tylu latach w hogwarckich lochach... Tiana wiedziała jak wykorzystać sytuację. Kiedy brunet napastował jej usta, ona sięgnęła do jego kieszeni, w której miał schowaną różdżkę. Gdy tylko udało jej się ją złapać, odepchnęła go najmocniej jak potrafiła i wycelowała w niego przedmiot. Miała Fred'a. Ambing stracił swoją szansę lata temu.


– Gadaj gdzie jest Draco!-zażądała.


   Drzwi do ciemnego pomieszczenia nagle stanęły otworem, ukazując sylwetkę Invidii w przejściu.


– Skoro tak bardzo za nim tęsknisz, może do niego dołączysz?-blondynka spytała z przekąsem.


   Sekundę później Black została spetryfikowana, by następnie zostać przeniesioną do jadalni. Dopiero tam cofnięto zaklęcie.

   Dopiero przed twarzą samego Voldemorta.   Tiana upadła na podłogę, tuż przy czarnoksiężniku. Śmierciożercy zebrani w sali zaśmiali się, jednak Voldemort postanowił ich uciszyć.

– Niby taka wierna Zakonowi i zdrajcom krwi, a jednak przede mną klękasz, Black-powiedział.

– Gdyby mną nie rzucono, pewnie stalabym teraz z pazurami przy twoim gardle-syknęła.

– Ty mała...

– Invidio, uspokój się-powiedział Voldemort, a kobieta cofnęła się z powrotem na swoje miejsce.-Cóż, Black, najwyraźniej nie jesteś chętna do służby w imieniu dobra czarodziejów.

– Dobra czarodziejów!?-spytała wściekle, unosząc spojrzenie na wybrakowaną twarz.-Mugolaki to też czarodzieje, a ich zabijacie!

– W każdym społeczeństwie jest jakaś hierarchia, Black. Powinnaś to rozumieć. W końcu nazwisko do czegoś zobowiązuje-mówił czarnoksiężnik.-Szlamy to czarodzieje gorszego sortu. Są nawet gorsi od charłaków.

– Czy ty czasem nie byłeś pół krwi?-spytała, a blondwłosa pani Lestrange wycelowała w nią różdżkę.

– Ja!? Ja jestem potomkiem Gauntów! Jestem potomkiem samego Salazara!-burzył się czarnoksiężnik.

– Jedno nie wyklucza drugiego.

– Crucio!-krzyknęła Invidia.


   Tiana, która utrzymywała ciężar ciała na dłoniach, którymi się podpierała, rąbnęła o ziemię. Ból był niemiłosierny, choć znajomy. I chyba to było najgorsze. Zwijała się, czując przypływające fale tortur. Równocześnie próbowała zrozumieć kto znajduje się w pokoju.

   Bellatrix trzymała Draco za kark. Chłopak patrzył z przerażeniem jak torturują jego siostrę, jednak nie ruszał się z miejsca. Dobrze. Jeszcze jego dosięgnęłoby zaklęcie... W jadalni znajdowało się też kilku innych czarodziejów, takich jak Snape czy zdrajcą Pettigrew, jednak najgorszym ze wszystkich był Michael.

   Stał oparty o ścianę i tylko patrzył. Tylko tyle. Black była wściekła. Tak bardzo wmawiał jej, że nadal ją kocha... Przecież nawet czuła jego emocje, do cholery! Ale w tamtym momencie nie zrobił nic...


– Dość!-ryknął Voldemort po czasie, który dla Tiany równał się z wieloma godzinami.-Dość... Bella! Przyprowadź bliżej chłopaka!

– Tak jest, Panie...-odparła, kłaniając się i wykonując polecenie.

– Draconie... Twój ojciec to kanalia. Wszystko trzeba było robić za niego. Nie potrafił zadbać o śmierciożerców, jednak wcale mnie to nie dziwi, skoro nie umiał zadbać też o siebie. Jednak ty zapowiadasz się o wiele lepiej... Dostępujesz właśnie zaszczytu, jakim jest przyjęcie Mrocznego Znaku, chłopcze. Zapłacisz za błędy swojego ojca w trakcie misji, o przydział której moi drodzy poplecznicy byliby zdolni zrobić wszystko.


   Tiana była rozdarta. Ogarnęło nią jedno. Uczucie uwięzienia i jedna wielka chęć ucieczki z miejsca, z którego nie da się wydostać. Całe twoje życie to jeden wielki labirynt. Zbudowany z kłamstw, niedopowiedzeń i przemilczeń. A po drodze zostają ci rzucane kłody pod nogi, byś znalazł się między Scyllą i Charybdą. Poświęcić samego siebie dla dobra innych, czy poświęcić innych dla własnego dobra? Może jednak ten włoski czarodziej z epoki renesansu, doradca mugolskich władców, miał rację? Może Machiavelli wiedział jaką drogę tak naprawdę trzeba obrać w tak trudnych sytuacjach? I może byłby w stanie jej pomóc, gdyby tylko żyła w jego czasach...


– P... Panie...-wyszeptał Draco.

– Podwiń rękaw, chłopcze-powiedział Voldemort, jednak przerażony blondyn nie ruszył się z miejsca.-Podwiń rękaw-powtórzył, a Draco niepewnie zaczął wykonywać polecenie.

– Nie...-zakasłała brunetka, próbując podnieść się z ziemi.

– Nie?

– Nie...-powtórzyła Tiana, słabym głosem.-Przyjmę Znak za Draco. Zrobię wszystko, tylko dajcie mu żyć w spokoju.


   Oczy Voldemorta zalśniły z radości. Chyba właśnie odkrył największą słabość Black. I najlepszym w tym wszystkim był fakt, że dzięki tej więzi z młodym Malfoy'em, ta uparta wiedźma sama zgłosiła się, by mu służyć.


– Nie Draco. Weźcie mnie...-mówiła brunetka.-Błagam!-krzyknęła, powoli wstając.-Błagam! Ja przyjmę znak! Tylko nie Draco!


   Obiecała Regulusowi dwie rzeczy. Może i uda jej się zniszczyć medalion, jednak w pewien sposób popełniała jego błędy. W myślach dziewczyny cały czas powtarzało się paniczne przepraszam wraz z błaganiem o pozwolenie jej na uratowanie ostatniej osoby z rodziny, na której na tyle mocno jej zależało.


– Dobrze-powiedział czarnoksiężnik.-Skoro chcesz zadośćuczynić za błędy wuja, proszę bardzo. Podwiń rękaw, Black.


   Dziewczyna wykonała polecenie, a różdżka czarnoksiężnika zetknęła się z jej skórą. Tiana poczuła nagły ból. Równocześnie był słabszy i o wiele gorszy, niż klątwa cruciatusa. Tak jakby jej ciało paliło się żywcem. Jakby ktoś przykładał rozgrzane żelazo do jej przedramienia. Jakby sypał sól na otwarte, wciąż krwawiące rany.

   Krzyki brunetki rozniosły się po całym dworku. Draco nie mógł tego słuchać. Poświęciła się dla niego. Całe życie to robiła, a teraz? Była nawet skłonna przyjąć za niego znak.

   Tiana ponownie upadła na ziemię, a kilka łez popłynęło po jej policzkach. Ciemny wąż oplatał ludzką czaszkę na jej lewym przedramieniu. Była naznaczona do końca życia. Czuła ból, jednak i satysfakcję.

   Ochroniła od tego Draco.


– Malfoy-powiedział nagle Voldemort.-Twoja kolej.

– Co!?-zdziwiła się brunetka.-Nie! Panie! Przecież...

– Ty zadośćuczyniasz za zdrajcę, Black. Za wuja, ale nie jest nim Lucjusz. Regulus również popełnił kilka błędów, które muszą zostać naprostowane.

– Panie! Panie, błagam!-krzyczała, jednak szybko została uciszona zaklęciem.

– Draconie-powiedział czarodziej.-Rękaw.


   Chłopak podwinął kawałek białej koszuli, a różdżka czarnoksiężnika spoczęła na jego lewym przedramieniu. Nie krzyczał. Łzy cicho spływały po jego twarzy, tworząc rwące potoki, a policzki od środka zostały tak mocno zagryzione, że chwilę później poczuł metaliczny smak własnej krwi w ustach.

   Upadł na ziemię, gdy wszystko dobiegło końca. Zaczął się trząść. Tiana podczołgała się do niego, opatulając go ramieniem. Spojrzała na Voldemorta z nieukrywaną nienawiścią.


– Nie patrz tak na mnie, Black-powiedział.-Nie sprecyzowałem, za którego wuja będziesz mi służyć. Poza tym, tak czy siak obydwoje mielibyście znaki. Niezależnie od tego czyje miejsce zajmujecie.

– P-p-panie?-odezwał się nagle Pettigrew.-O-o jakiej m-misji mówiłeś? Co d-dla n-nich przygotowałeś?

– Właśnie...-powiedział Voldemort, patrząc z zadowoleniem na ucieleśnioną rozpacz znajdującą się na podłodze.-Wasza dwójka wraca do Hogwartu we wrześniu. Black, słyszałem, że stary Dumbledore oferował ci pracę w skrzydle, więc jak najszybciej wyślesz do niego list, że przyjmujesz posadę. Waszym zadaniem jest pozbyć się starca ze stołka. Czas najwyższy, żebyśmy przejęli władzę w Hogwarcie!-zawołał, a śmierciożercy zaczęli bić mu brawa i skandować.

*'*

– To moja wina...-łkał blondyn.-Wszystko przeze mnie... Gdybym się wyrwał, gdybym zauważył tego śmierciożercę...

– Mój kochany, uroczy Druzgotku...-powiedziała Tiana, gładząc go po włosach, w których znajdowało się ciemne pasemko.


   Siedzieli w jego pokoju, na łóżku. Draco czuł się źle z tym, że Tiana przyjęła za niego znak, a on i tak chwilę później sam został do tego zmuszony. Wiedział, że brunetka zrobi dla niego wszystko i po raz kolejny to udowodniła. Jednak poczucie winy zaczynało go przerastać.


– To nie twoja wina. To ich wina. A ja nie mogłam pozwolić ma utratę następnej osoby. Nie mogłam pozwolić ma utratę ciebie...

– Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Zniszczyłem ci życie-płakał, a brunetce krajało się serce.

– To nie prawda. Nie zniszczyłeś mi życia. Sprawiłeś, że już jako kilkulatka miałam swojego przyjaciela. Proszę, przestań się obwiniać, Druzgotku...-powiedziała, całując go w czubek głowy.


   Tiana nie wiedziała ile tak przesiedzieli. Kiedy, wykończony całą sytuacją, blondyn w końcu zasnął, dziewczyna ruszyła do swojej dawnej sypialni. Musiała wrócić na Grimmauld Place. I nie mogła po sobie pokazać, że coś jest nie na miejscu...

   Kiedy tylko drzwi za nią się zamknęły, opadła na kolana i zalała się łzami, które tak długo wstrzymywała. Teraz Narcyza trzymała wartę nad blondynem, a dziewczyna mogła skupić się na własnych emocjach.


– Tiana...


   Drzwi do pomieszczenia stanęły otworem. Dziewczyna automatycznie uniosła różdżkę, która leżała przy krześle. Krześle, na którym kilka godzin temu ją przetrzymywali.


– Jak się...?

– Tylko tam stałeś i patrzyłeś jak mnie torturują i zmuszają do przyjęcia znaku!-krzyknęła łamiącym się głosem, celując różdżką w Michael'a.-Ja to wszystko przyjmowałam z miłości. Z miłości do Draco... Stałeś w miejscu i patrzyłeś, Mike! Nic nie zrobiłeś! Słuchałeś jak krzyczę z bólu i błagam Morganę o pomoc, ale sam nie kiwnąłeś nawet palcem! Gdzie się niby podziała ta twoja cholerna miłość do mnie!?


   Czarodziej podszedł powoli, a Tiana uniosła różdżkę jeszcze wyżej. Patrzył jej głęboko w oczy, kiedy położył rękę na wyciągniętej w jego stronę dłoni, trzymającej przedmiot. Black się poddała. Pozwoliła mu wyrwać sobie różdżkę, którą ten odłożył na starą komodę. Łzy płynęły jej po twarzy, a on nie mógł na to patrzeć.

   Zauważył, że gdy rzucono ją przed Czarnym Panem, rąbnęła głową o podłogę. Przejechał dłonią po skroni, zauważając, że włosami przykryła rozciętą skórę. Tiana nie wiedziała skąd miał plastry czy eliksir dezynfekujący rany. Jednak przemył rozcięcie i zabandażował je bez ani jednego słowa. Jego delikatność dziwiła dziewczynę.


– Wiem, że straciłaś do mnie zaufanie lata temu...-powiedział, łapiąc ją za podbródek i sprawdzając, czy nie zraniła się gdzieś jeszcze.-Ale czasy są niepewne.

– Mam ci znowu zaufać?-spytała, marszcząc brwi.-Po tym wszystkim...

– Nie wymagam tego-przerwał jej.-Nawet o to nie proszę. Ale możesz na mnie liczyć.

– Tak samo jak mogłam liczyć na twoją pomoc na dole, prawda?-spytała sucho.

– Gdybym coś zrobił, sam bym oberwał. A wtedy nie miałabyś już żadnego sprzymierzeńca.

– Nie jesteś moim sprzymierzeńcem, Mike-oznajmiła.

– Jako jedyny przyszedłem sprawdzić jak się czujesz...-powiedział delikatnie, argumentując swój pogląd.


   Ambing miał rację.

   Jako jedyny się zainteresował...

*'*

– Tiana?-spytał Harry, gdy dziewczyna nagle pojawiła się na Grimmauld.-A gdzie Draco?

– Wrócił do Narcyzy-oznajmiła.-Kiedy Lucjusza nie ma... Draco stwierdził, że nie może pozwolić, by jego własna matka żyła samotnie w tak wielkim budynku-mówiła to, co uzgodniła z kuzynem.

– Ale...

– Harry, nie dzisiaj-powiedziała zmęczona.-Proszę... To była trudna rozmowa.

– Spotkałaś się z nią?-spytał Syriusz, który stanął nagle w przedpokoju. Tiana skinęła głową.-Nie powinnaś...

– To ona mnie wychowała, nie ty-oznajmiła brunetka.-Nie mów mi co mogę, a co nie. Dawno straciłeś do tego prawo. Jedyną osobą, która może mnie pouczać jest... Był papito...-westchnęła, ruszając do swojego pokoju, jednak zatrzymała się w połowie schodów.-Luke już jest?

– Wysłał patronusa, że będzie później-odparł Potter, a dziewczyna skinęła głową i zniknęła.


   Dziewczyna opadła na łóżko i zaczęła wpatrywać się w sufit. Przed opuszczeniem Malfoy Manor nauczyła blondyna kilku zaklęć maskujących, by w szkole mógł ukrywać znak. Ona sama cały czas będzie musiała ich używać, jednak dla niej nie była to nowość. Dla niego już tak...

   Nagle coś uderzyło o szybę. Tiana zerwała się z łóżka, trzymając różdżkę w dłoni. Jednak kiedy podeszła bliżej, zauważyła znajomą, rudą czuprynę. Mimowolnie się uśmiechnęła, otwierając okno. Weasley przyleciał na miotle przez pół Londynu.   Chłopak wszedł do środka, odstawiając miotłę pod ścianą. Następnie podszedł do brunetki i ją pocałował. Tiana od razu poczuła się lepiej po tym całym dniu wrażeń. Fred był jej ostoją spokoju. Nawet jeśli na co dzień raczej funkcjonował w chaosie.


– Jak to jest skończyć szkołę?-spytał, kiedy się od siebie oderwali.

– Całkiem dobrze-odparła.-Nawet jeśli wracam tam we wrześniu.– Czyli jednak przyjęłaś propozycję dyrektora?-spytał rudzielec.-To cudownie! W Hogwarcie będzie bezpiecznie, a ja będę mógł do ciebie przyjeżdżać i nadal nękać droga McGonagall-oznajmił radośnie, a dziewczyna się zaśmiała.


   Żeby to jeszcze było takie proste...

   Czarodzieje skończyli na dachu kamienicy. To było ich ulubione miejsce w budynku. Odpowiadało to wieży astronomicznej w Hogwarcie, na której spędzali dużo czasu, gdy jeszcze się uczyli.


– Zastanawiam się...-zaczął nagle gryfon po długiej, komfortowej ciszy, jaką zapanowała w pewnym momencie.

– A potrafisz?-odparła brunetka. Chłopak szturchnął ją ramieniem w bok, a ona zaśmiała się lekko.

– Zastanawiam się co bym zrobił, gdyby, na przykład, George został śmierciożercą. Albo Ginny czy Ron. To nierealne, ale... Zastanawiam się jakbym zareagował.

– A ja?-spytała Tiana.

– Co ty?

– Freddie, a co gdybym ja przyjęła znak?


   Chłopak uśmiechnął się lekko, przyciągając ją bliżej do siebie i zmuszając, by oparła głowę o jego ramię.


– Nigdy byś tego nie zrobiła-odparł.-Wiem o tym...

– Tak...-odparła.-Masz rację...-dodała, niepostrzeżenie poprawiając rękaw swojej koszuli.

*'*

   Kiedy tylko zapadł mrok, a Morfeusz postanowił zawładnąć wszystkim co żyje, Tiana nadal nie spała. Leżała obok Fred'a, o którego obecności w kamienicy nie miał pojęcia nikt poza nią, i rozmyślała na temat wydarzeń minionego dnia.

   Wiele lat temu obiecała, że nie będzie krzywdzić ludzi. Nawet jeśli pomoże to komuś bliskiemu. A teraz? Teraz już nie miała zbytniego wyboru. Nie miała panowania nad własnymi czynami... Dziewczyna spojrzała na śpiącego rudzielca i uśmiechnęła się smutno. Wiedziała, że nawet gdyby mogła mu o wszystkim powiedzieć, on i tak by nie zrozumiał.   W końcu jego rodzina nie była tak popieprzona jak jej...

   Dziewczyna odgarnęła kołdrę i wysunęła się spod niej najciszej jak potrafiła. Bose stopy na podłodze sprawiały, że z każdym kolejnym krokiem dawało się usłyszeć delikatne skrzypniecie starych desek.

   Tiana skierowała się na strych. Zdecydowała, że zanim porozmawia ze Stworkiem na temat medalionu, musi poszukać listu Regulusa.

   Przekopywanie wieków pamiątek nie było zbyt łatwe, jednak nie chciała używać do tego  magii. Brunetka co chwilę natrafiała na jakąś starą różdżkę. Był to równocześnie plus, jak i wielki minus rodziny Black. Każda różdżką po śmierci właściciela, trafiała z powrotem na Grimmauld. Po prostu pojawiała się w miejscu, z którego pochodziła wielopokoleniowa magia rodu, przekazywana w genach z pokolenia na pokolenie.

   Znalazła też zdjęcie. Było porwane na dwie części. Bellatrix, w wieku może szesnastu lat, stała uśmiechnięta na jakiejś plaży. Tiana była kilka razy wraz z Malfoy'ami i Valoise'ami nad Lazurowym Wybrzeżem, była też z Remusem w nadmorskich miejscowościach Hiszpanii. Dlatego mogła z łatwością stwierdzić, że jej ciotka znajdowała się w miejscu położonym przy basenie morza śródziemnego. Przy jej lewym policzku widać było czyjeś usta. Ktoś całował tamto miejsce. Ktoś, kogo postać została rozdarta.

   Tiana odwróciła zdjęcie, jednak nie było ani jednej notatki związanej z tamtą chwilą. Przynajmniej nie po angielsku. Nie znała tego alfabetu, jednak wiedziała, że jest on grecki. W końcu niektóre runy opierały się na tych literach.


– Translatio...-wypowiedziała szeptem, przejeżdżając dłonią po tekście.


   "Bella w Seitan Limani razem z Toli..."

   Nie było widać pełnego nazwiska, choć Black domyślała się kim był tamten czarodziej. Leo. Leonidas Tolides. W końcu jego rodzina pochodziła z Grecji!


– Nie kochałam Rudolfusa! Nie jego! Nie Lestrange! On nie popierał Riddle'a! Nie popierał! Przeklęty! On był przeklęty! Cała jego rodzina! Grindelwald!


   Tiana upuściła fotografię, przypominając sobie nagłe spazmy, jakich jej ciotka dostała w Ministerstwie.

   Przez ten cały czas chodziło tu o Leo... O jej kota malediktusa. To jego kochała Bellatrix. Wiedziała, że Tolidesowie są przeklęci poprzez krew. Pewnie gdyby nie to, przepisałaby wszystko Leonidasowi. I z tego samego powodu, Tolides przepisał wszystko Tianie. Bo była nowym pokoleniem Black'ów, a on kochał czarownicę z tego rodu...


– Gwiazdeczko?-usłyszała nagle przy wejściu na strych.

– Luke. Kiedy wróciłeś?-spytała.

– Niedawno-odparł, marszcząc brwi.-Wszystko w porządku?

– Tak. Właśnie się dowiedziałam o co chodziło z Tolidesem, o co chodzi z Leo-odparła, uśmiechając się lekko.-Dlaczego pytasz?

– Sam nie wiem...-odparł, przejeżdżając dłonią po zmęczonej twarzy.-Mam dziwne deja vu. Jakbym już kiedyś z tobą rozmawiał na tym strychu. Ale przecież nigdy tu nie byłem... No i ostatnio. Nie, to głupie...

– Luke?-spytała brunetka, kładąc dłoń na jego ramieniu.-Co się dzieje?

– Od jakiegoś czasu mam dziwne sny-stwierdził.-Jesteś w nich ty, Czarny Pan i śmierciożercy. Widzę Ambinga. Jest też Draco. No i ty... Ty leżysz na ziemi, jesteś torturowana przez ciotkę Venus. Potem śni mi się jak błagasz Czarnego Pana o litość. Krzyczysz coś, że zrobisz wszystko, byleby tylko dali komuś żyć i...

– I?-spytała blada brunetka, rozumiejąc, że jej przyjaciel nie odziedziczył wyłącznie żywiołu po swoim pradziadku.

– I potem wszystko się zmienia. Ty przytulisz Draco na jakimś łóżku. Obydwoje macie znaku na przedramionach...-mówił Lucas.-Od dwóch tygodni cały czas mi się to śni. Dzisiaj, kiedy zasnąłem na dachu tego zakładu fryzjerskiego. Tego, na którym lubimy palić z Luke'iem, nie śniło mi się nic. I to wydało mi się dziwne. Bo od dziecka pamiętam każdy swój sen i... Tiana, wiem, że byłabyś skłonna przyjąć ten znak za Draco. Boję się, że faktycznie do tego dojdzie-oznajmił nagle.


   Spojrzał jej głęboko w oczy i już wiedział. Łzy poleciały po jej twarzy, a ona opadła na kolana w głuchym szlochu. Chłopak od razu ją przytulił.

   Tiana miała dobre serce. A kiedy ma się dobre serce, trzeba mieć też twardą dupę... W końcu wiele osób to serce wykorzysta i kopnie cię w cztery litery.


– Nie mogłam zrobić inaczej...-szepnęła.-To mój brat.

– Csiii... Gwiazdeczko, spokojnie. Zawsze możesz do mnie przyjść. Zapalimy, posiedzimy w ciszy lub spędzimy godziny na rozmowie... Tylko nie zamykaj wszystkiego w sobie... Ile osób wie?

– Wszyscy śmierciożercy. Teraz też ty-odparła, wycierając łzy.

– Fred?

– Nie.

– Dobrze. Niech tak zostanie...-odparł, przytulając ją mocniej.-Co ty w ogóle tutaj robisz?-spytał, by zmienić temat. By nie rozpatrywać tego, że jego przyjaciółka przyjęła znak, a on był jasnowidzem.

– Szukałam listu od Regulusa. Zobaczyłam go podczas inklinacji i... Napisał do mnie-odparła, wstając z ziemi.-A ty? Kogo widziałeś?

– Wuja. I mamę-odparł, jednak nie ciągnął tematu. Widać, że mi był na to gotowy.


   Tiana stanęła pośrodku pomieszczenie i przymknęła oczy. Podczas zajęć z Maliną nauczyła się, że wszystko wydaje dźwięki. Nawet stara, zakurzona koperta.


– Nigdy nie byłem człowiekiem wierzącym. W sumie to w cokolwiek...-usłyszała głos wuja.


   To magia wydawała dźwięki. A magia była obecna we wszystkim. Nie ważne czy było to żywe stworzenie, czy nie. Nawet charłaki i mugole mieli w sobie krztynę magii. Tiana nigdy by do tego nie dotarła, gdyby nie Malina...

   Merlinie, jak ona tęskniła za tą rudą i za tym zaaferowany w magiczne stworzenia idiotą. Dziewczyna wyciągnęła przed siebie dłoń, a list poruszył się pod stertą rupieci I wyleciał jak z procy prosto w jej kierunku. Black chwyciła za czarna kopertę, zalakowaną stemplem z herbem jej rodu. Następnie rozerwała ją i przekazała krztynę własnej magii kawałkowi pergaminu. Po chwili i Luke mógł słyszeć jedwabny, głęboki głos Regulusa, czytający jego własne słowa.


– Nigdy nie byłem człowiekiem wierzącym. W sumie to w cokolwiek. Nigdy nie myślałem co będzie ze mną po śmierci. W końcu wydawało się to tak odległe... Ale teraz jestem coraz bliżej powitania jej jak starego przyjaciela. Myślę, że wrócę do gwiazd. Tam mnie znajdziesz. Ta jedna, mała plamka na czarnym, jak naszego nazwisko, niebie. Ta najjaśniejsza plamka w konstelacji Lwa. To będę ja. A jeśli zobaczysz, że ta plamka miga to będzie znaczyło, że macham do ciebie i obserwuję jak cudowną czarownicą się stajesz. Ale to tylko marzenia. Małe mrzonki. Jednak wszyscy jesteśmy stworzeni z gwiezdnego pyłu i kosmicznej energii, więc kto wie? Może właśnie to jest po spotkaniu ze śmiercią... Nie będę żył długo. Umrę w ciągu... Może tygodnia od napisania tego listu. Moje życie było stosunkowo krótkie, ale nie jestem z tego powodu zły. To nie było złe życie. Fakt, popełniłem wiele błędów, między innymi kłótnia z Syriuszem tuż przed narodzinami mojej bratanicy - tuż przed narodzinami ciebie. Jednak pomimo wszystkich tragedii jakich doświadczyłem, moje życie nie było złe. Wiem tylko tyle, że masz na imię ma Tiana. Specjalnie śledziłem drzewo genealogiczne na Grimmauld Place, by się tego dowiedzieć. Sprzeciwiłem się matce, zabraniając jej wypalać też twojego imienia z drzewa. O dziwo posłuchała i nie było żadnych konsekwencji. Jakaś nowość...-mruknął z wyraźnym żalem.-Pewnie liczy na to, że kiedyś wrócisz do korzeni. Że zostaniesz następnym dziedzicem fortuny naszej rodziny. Jeśli faktycznie tak będzie, nie pozwól, by w naszym rodzie nadal panowała ta odwieczna zgnilizna. Syriusz próbował coś z tym zrobić, Andromeda po prostu uciekła... A ja i Narcyza nie mieliśmy odwagi. Bellatrix... Nasza droga Bella... Jeszcze ona próbowała podejść do tego na chłodno. Robiła jedno, mówiła drugie. To przydatna cecha w tym domu, a ona była w tym najlepsza. Syriusz nigdy tego nie zauważył. Zawsze miał wrażenie, że Bella jest tak samo zła jak nasza matka. Jak bardzo się mylił... To ona podsunęła mi pomysł, bym został szpiegiem dla Zakonu Feniksa, kiedy zostałem zmuszony do przyjęcia znaku. To ona pokazała mi na jakich zasadach to działa. Bella zawsze wiodła podwójne życie. Udawała, że nienawidzi Tolidesa, by później uciekać do niego od Lestrange'a. Nie byłem pierwszym podwójnym agentem, to Bella nim była. W dodatku na każdej płaszczyźnie swojego życia. Wiedzieli o tym tylko Leonidas, Miranda no i ja. Czwórka szpiegów Zakonu... I jak skończyliśmy? Dumbledore zaklął Leo w kota zaledwie pół roku przed twoimi narodzinami. Przyspieszył tym klątwę krwi rzuconą na jego rodzinę przez Grindelwalda. Bellatrix oszalała, kiedy Czarny Pan zorientował się, że jest szpiegiem. Nie chciał jej zabijać, bo widział jak potężna jest magicznie. Za to nie zliczę ile cruciatusów poleciało w jej stronę i ile razy musiał rzucać imperiusa, by w końcu była mu posłuszna. Nadal wierzę, że gdzieś wewnątrz niej cały czas znajduje się ta Bella, która była skłonna wziąć na siebie winę za to, że zbiłem wazon lub trzasnąłem drzwiami...-mówił.


   Tiana nie mogła w to wszystko uwierzyć. Tak wielu ludzi mówiło jej, że jest podobna do ciotki. Tak bardzo się przed tym broniła... A teraz widziała pewien schemat w tym wszystkim. Tiana była Bellą, a Draco Regulusem...

   Dziewczyna nigdy nie sądziła, że jej rodzina mogła funkcjonować w ten sposób. Zawsze myślała, że byli źli. Że powodowali traumy u własnych dzieci. Myślała, że tylko niektórzy byli tymi wartymi szacunku...

   W dodatku w liście cały czas powielały się dwa dodatkowe nazwiska. Black zdawała sobie sprawę, że będzie musiała o wszystkim powiedzieć Adrianowi. W końcu tyczyło się to również jego matki, za którą tak bardzo tęsknił...


– A ja? Ja zginę w ciągu tygodnia-głos Regulusa nadal roznosił się po strychu.-Ostanie się tylko Miranda. Jednak jeśli Invidia dowie się, że Cremonesi szpieguje, również skończy jak my. A faktem jest, że wszyscy kończymy tak samo i tylko niektórym udaje się wyłamać. Uciec od nazwiska, które zostało przeklęte przez samego Godryka Gryffindora i które od pokoleń nas wszystkich więzi... Jesteśmy przeklęci. Cały nasz ród. Zaczynając od Castora i kończąc na ostatnim z naszym nazwiskiem, który będzie stąpał po ziemi. Taka jest historia naszej rodziny. Nie dowiesz się tego od nikogo żywego. Dlatego to zapisuję i liczę na cud, dzięki któremu kiedyś ten pergamin odnajdziesz. Może to zdoła cię uchronić przed jakąś częścią manipulacji magicznego świata, przed jakąś częścią manipulacji Dumbledore' a. Musisz pamiętać, że dyrektor pomaga tylko wtedy, kiedy wie, że będzie mógł coś z tego mieć. Jego życie opiera się na ciągłej grze, którą sam prowadzi, by tylko jedna osoba mogła wygrać... Dlatego to piszę, by możliwie jak najlepiej cię obronić. Przynajmniej mam nadzieję, że chociaż trochę otworzę ci oczy, jeśli będziesz zaślepiona... Żyj jak najlepiej się da, Iskiereczko. Zapewne mówiłbym tak do ciebie, gdybym faktycznie sprawował rolę wujka. Jedno jest pewne: toujours pur przestaje dotyczyć Black'ów, a to pierwszy krok do sukcesu... R.A.B.– Gwiazdeczko...-powiedział niepewnie McKinnon.– Stworek!-zawołała brunetka, chowając list do kieszeni.


   Nagle łysnęło, pyknęło i skrzat pojawił się w pomieszczeniu. Spojrzał na swoją panią. Na jedynego Black'a, któremu służył. Następnie się pokłonił.


– Pani Tiana wzywała-powiedział, a na jego twarzy pojawił się lekki, krzywy uśmiech.-Co stary Stworek może dla pani zrobić?-spytał, a Black zdała sobie sprawę, że już nie była nazywana panienką.

– Byłeś przy śmierci Regulusa, prawda? Zostawił. ci pewien medalion.

– Nie. Nie!-oburzył się, cofając o kilka kroków.-To zły przedmiot. Pani nie może! Nie, pani! Stworek nie da!

– Stworku...-powiedziała delikatnie, kucając przed nim i łapiąc go za pomarszczoną dłoń.-Proszę...

– Stworek nie chce. Stworem nie może. Nie chcę, żeby jego pani się coś stało. Pani jest za dobra na śmierć.

– Proszę... Nic mi nie będzie. Obiecuję.

– Ale...

– Stworku.

– Pani nie może i...

– Stworku-powtórzyła.

– Stworek nie da...

– Stworku!-krzyknęła, a skrzat przystanął.-Służysz tej rodzinie dłużej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Pamiętasz jeszcze czasy przed Walburgą. Jesteś skrzatem rodu Black i masz wykonywać polecenia swoich panów. Tak się składa, że ja jestem twoją panią i nikt inny nie ma prawa wydawać ci poleceń. Próbowałam prośbą, jednak najwyraźniej w tym przypadku się nie da.

– Nie. Pani, Stworek prosi...

– Stworku, skrzacie należycie służący rodowi Black'ów, nakazuje ci przynieść w moje ręce medalion wykradziony przez mego wuja Regulusa w trybie natychmiastowym.

– Pani... Nie...

– To rozkaz-powiedziała sucho.


   Lucas powoli zdawał sobie sprawę z tego, że jego przyjaciółka nigdy wcześniej nie pokazywała tej strony arystokratycznego życia Black'ów. Racja, potrafiła odnosić się z wyższością, czy uważać się za lepszą w niektórych sytuacjach, jednak jeszcze nigdy nikogo do niczego nie zmuszała.   Śmierć Dory i Remusa, a już zwłaszcza Remusa, sprawiła, że brunetka przestała się hamować. Przestała szukać dobra, dostrzegając tylko mrok w otaczającym ją świecie.

   A McKinnon wiedział, że miała do tego pełne prawo. W końcu znalazła się w sytuacji bez wyjścia, jaką był mroczny znak na jej przedramieniu.

   Stworek spojrzał na brunetkę, która surowo na niego patrzyła. Widział w niej swoją poprzednia panią. Po raz pierwszy widział w niej Walburgę, a nie Tianę. Skrzat skinął ponuro głową, pochylił się i zniknął. Następnie wrócił z medalionem wykonanym ze srebra, na którym wygrawerowany był wąż układający się w pierwszą literę nazwiska jednego z założycieli Hogwartu.

   Nie było już odwrotu.

*'*

   Tiana spędzała większość swoich dni na Pokątnej. Kursowała między sklepem Floriana, w którym pracował Lucas oraz sklepem bliźniaków. Aportowała się również do Venus i systematycznie wysyłała listy do Adriana i Maliny. Pucey był oczarowany Polską i tymi wszystkimi stworzeniami, które mógł tam spotkać. Jedyną rzeczą jakiej nie polubił był makaron z truskawkami. Uważał to za profanację makaronu, nawet jeśli skrycie mu to posmakowało.

   Black poinformowała go o wszystkim. Tak samo Venus. Każdy z piątki przyjaciół wiedział o znaku. Każdy też wiedział o nowoodkrytych zdolnościach Lucasa. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że ich życia zaczynały się sypać.

   Zwłaszcza Tiana, Lucas i...


– Venus!?-krzyknęła zdumiona brunetka, kiedy przez kominek w jej pokoju wleciała blondynka.


   Była cała w kominkowej sadzy. Włosy miała w nieładzie, tak samo jak ubrania.

   Płakała. Płakała jak jeszcze nigdy.

   Jej błękitne oczy były przekrwione, a wiecznie idealny makijaż w tamtym momencie nie istniał. Tusz rozmazał się od łez, a róż na policzkach był spowodowany naturalną reakcją skóry na uderzenie. Lewą stronę twarzy zdobił czerwony ślad po czyjejś dłoni.


– Luke ma nocną zmianę i sprząta lodziarnię... Nie miałam nikogo innego-zaszlochała.-Tia, nie mam dokąd pójść... Nie mogę wrócić. Nie mogę!-płakała.

– Vee...-brunetka opatuliła przyjaciółkę ramieniem, przytulając ją najmocniej jak potrafiła.-Wiesz, że zawsze jesteś tu mile widziana.

– Jutro wszyscy będą o tym mówić... Wszyscy...-szepnęła.


   Uniosła rękę, a Tiana zobaczyła to, czego nigdy nie życzyłaby największemu wrogowi.

   Cregence została naznaczona w ten sam sposób co ona sama...

   Blondynka zapłakała żałośnie, a Tiana przytuliła ją jeszcze mocniej. Venus uniosła jedną dłoń, przykładając ją do skroni przyjaciółki. Black nie wiedziała co się dzieje, aż w końcu zrozumiała, że krukonka sięgała po magię bezróżdżkową.

   Brunetka znalazła się w dworku w Galway. Venus kłóciła się z Amelią, z resztą jak zwykle. Janus próbował je uspokoić, jednak na nic się to zdało. Amelia po raz pierwszy uderzyła córkę. Venus zatoczyła się, łapiąc za policzek i spojrzała na matkę przeszklonymi oczami. Nienawiść biła od niej z daleka.


– A żebyś zdechła-syknęła wściekle Cregence.

– Da się załatwić-rozbrzmiał głos za Tianą.-Avada kedavra!


   Amelia Bones padła martwa. Janus podbiegł do żony, a Venus stała przerażona, patrząc za Tianę. Black odwróciła się, dostrzegając Invidię stojącą w progu pomieszczenia. Kobieta machnęła leniwie różdżką, a jej brat zamienił się w kamień. Venus stała sparaliżowana strachem, kiedy jej ciotka podchodziła coraz bliżej.


– Zrobię dla ciebie wszystko, moja bogini piękna-powiedziała, przejeżdżając delikatnie po twarzy bratanicy.-Ale ty musisz zrobić też coś dla mnie.

– Zabiłaś ją...-gardło blondynki było ściśnięte na tyle mocno, że ledwo dało się usłyszeć jej szept.

– Tego właśnie chciałaś, czyż nie?-zaśmiała się Lestrange.


   Następnie, raptem sekundę później, wycelowała różdżkę w bratanicę. Venus cofnęła się, wiedząc, że została zapędzona w kozi róg.


– Teraz ja chcę czegoś od ciebie-powiedziała poważnie Invidia, szarpiąc za lewą rękę krukonki.-Całe szczęście Czarny Pan nauczył mnie tego zaklęcia-dodała, przykładając koniec różdżki do skóry dziewczyny.


   Kiedy Venus ze wspomnienia krzyknęła, Tiana opuściła myśli blondynki. Spojrzała na przyjaciółkę, rozumiejąc jak bolesne jest doświadczenie przyjęcia znaku bez własnej woli.


– A co z twoim tatą?-spytała, a Venus otarła policzki.

– Żyje-powiedziała.-Ale musiałam zawrzeć z ciotką wieczystą przysięgę, żeby zostawiła go w spokoju.

– Co musisz zrobić? Vee... Co kazała ci zrobić?

– Mam zająć się wymyślaniem kolejnych czarnomagicznych zaklęć, których Ministerstwo nie będzie znać...-szepnęła.

*'*

      Z samego rana Tiana zajrzała do sypialni Venus. Blondynka spała, a brunetka nie miała serca jej budzić. Nawet jeśli musiała już wyjeżdżać.


– Gotowa?-spytał Fred, który stał w przedpokoju razem z Syriuszem.

– Tak...-odparła, spoglądając w górę schodów.-Venus się wprowadziła-poinformowała, widząc Proroka w dłoni ojca.-Boi się, że Invidia znowu wtargnie jej do domu. Wolała opuścić Galway.

– Były blisko, prawda?-spytał Black.-Ona i Amelia.

– Tak blisko jak my-oznajmiła brunetka.-Albo jak Walburga ze swoimi dziećmi-mruknęła pod nosem.

– Draco się odzywał?-spytał nagle Potter, wychodząc na korytarz z kuchni.-Nie odpisuje na moje listy od początku wakacji. Martwię się o niego i...

– Musisz mu dać czas, Harry-odparła Black, widząc jak gryfon z dnia na dzień coraz gorzej znosi rozłąkę.-Odezwie się. Jestem pewna. Ale teraz musimy już lecieć-dodała, zmniejszając swoją walizkę.-Wrócę za tydzień.

– Lecimy?-spytał uśmiechnięty rudzielec, a brunetka złapała go za ramię.

– Lecimy.


   Następnie zniknęli z Grimmauld Place. Tiana odpowiednio wcześniej załatwiła u Knota pozwolenie na deportację z Londynu do Paryża. Raczej powinno się używać świstoklików na tak dalekie podróże, jednak z odpowiednią zgodą odpowiednich władz można było zrobić wszystko.


– Tiana! Comment ça va, ma belle?

– Marquis!-krzyknęła uradowana dziewczyna, rzucając się czarodziejowi na szyję.


   Wszyscy znajdowali się w eleganckim mieszkaniu w jednej z kamienic na dzielnicy łacińskiej. Z okien widać było katedrę Notre Dame, która zdawała się być na wyciągnięcie ręki.

   Mieszkanie zdecydowanie urządziła Madlene. Delikatne odcienie różu, bieli i szarości. Złote kandelabry z cudownymi ornamentami i staroświeckie zdobienia na sufitach. Nawet jeśli wychodziła za mugola, nadal była wiedźmą z najstarszego francuskiego rodu. Tego nie dało się zmienić za żadne skarby.


– Na Morganę, tęskniłam-zaśmiała się Black.

– Ja też-odparł, wypuszczając ją z objęć.-No? Pokaż się-polecił, okręcając ją wokół jej własnej osi w akompaniamencie jej śmiechów.-Nadal ważysz tyle co jeden malutki nieśmiałek?-spytał.

– Spadaj!-zaśmiała się, a ten uniósł ją w górę.-Zostaw mnie, ty idiotyczny Buchorożcu!

– Marquis, nie psuj mi mojej druhny-rozległo się nagle.

– I mojej siostry.

– I przyszła ta wiecznie skryta na widoku-zaśmiał się Francuz, puszczając Tianę i opatulając Madlene ramieniem.-Nasz kochany Demimoz.

– I Druzgotek-uśmiechnęła się Black, widząc Draco.

– I ja...-dodał Fred, czując jak niezrozumiałe napięcie pojawia się w pomieszczeniu.-Fred Weasley, chłopak Tiany-dodał, wyciągając dłoń do Madlene i Marquise'a.

– Czyli to jest ten twój Romeo, co Szyszymoro?-zaśmiała się Madlene, a brunetka wywróciła oczami.


   Kiedy ten czas zleciał? Przecież blondynka jeszcze niedawno miała pięć lat i zarzekała się, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Siedziała wtedy z Tianą na kocu w ogrodzie Narcyzy, a Marquis latał nad różami. Draco biegał wokół kwiatów, wąchając każdy z nich, by sprawdzić czy aby na pewno pachną tak samo.

   Właśnie w tamtym momencie, tego wakacyjnego dnia, zaczęły powstawać ksywki dla każdego z nich. Madlene jako demimoz, Marquis został okrzyknięty buchorożcem, a Draco druzgotkiem. Tiana została Szyszymorą, choć starszy z rodzeństwa Valoise nie zamierzał się podpasować.

   Tylko on nazywał ją nieśmiałkiem. Tylko on mógł.


– A twój gdzie, co?-spytała z uśmiechem Black.

– Łazi po mieście z Carlosem-odparł uśmiechnięty Marquis. Tiana wytrzeszczyła oczy.

– Na Morganę, jest tutaj?-ucieszyła się.-Tres bien! Zatęskniłam za nim.


   Fred jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że w tamtym momencie wylądował w wirze czystokrwistej sielanki. Zasad, których nigdy nie pojmował, ponieważ nigdy nie musiał. Widział jak jego dziewczyna powoli zatracała się w tym wszystkim. Jak naturalnym było dla niej takie funkcjonowanie.

   Black uciekała myślami do wspomnień dawnych chwil, a Weasley znów poczuł, że Tiana powinna znaleźć sobie kogoś lepszego. Kogoś z jej sfer.

   Najbliżej byli Valoise i Rodriguez. Tuż na wyciągnięcie ręki...

Continue Reading

You'll Also Like

329K 9.9K 81
Chyba każdy wie o co chodzi..
31.1K 1.2K 40
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...
956K 55.1K 193
A co jeśli Harry miałby siostre bliźniaczke? Harry od zawsze był dla Lily troskliwym starszym bratem. Tak, starszym bratem. Lily była przekonana, ż...
1K 133 6
❗Mogą występować spoilery do fabuły powiązanych ze sobą opowiadań z mojego profilu❗ ❗Nie zezwalam na kopiowanie nazw wymyślonych przeze mnie stworów...