Bez wyjścia [Redfield #2]

By Infinitka

2.5K 248 173

REDFIELD #2 Po tym jak Dante Redfield przeżywa traumatyczną konfrontację, postanawia odciąć się od swoich prz... More

🦋 Dodatki 🦋
🦋 ROZDZIAŁ I 🦋
🦋 ROZDZIAŁ II 🦋
🦋 ROZDZIAŁ III 🦋
🦋ROZDZIAŁ IV🦋
🦋 ROZDZIAŁ VI 🦋
🦋 ROZDZIAŁ VII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ VIII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ IX 🦋
🦋 ROZDZIAŁ X 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XI 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XIII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XIV 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XV 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XVI 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XVII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XVIII 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XIX 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XX 🦋
🦋 ROZDZIAŁ XXI 🦋
🦋 Podziękowania 🦋

🦋 ROZDZIAŁ V 🦋

159 13 24
By Infinitka

Diana stanęła na krześle, który chwilę wcześniej ustawiła na samym środku korytarza na piętrze. Sophie w tym samym czasie mocno trzymała siedzenie, żeby wnuczka miała stabilny grunt pod nogami i przypadkiem nie upadła. To był oczywiście pomysł staruszki, która uparła się, że nastolatka nie może sama podjąć próby otworzenia strychu.

— Widzisz! — powiedziała z pretensją w głosie, kiedy szatynka stanęła na palcach i zachwiała się, w ostatnim momencie odzyskując równowagę. Pisnęła przerażona, złamała się w pół i złapała oparcia krzesła. Brakowało jej dosłownie kilku milimetrów, żeby dosięgnąć i przekręcić haczyk, gdyż jak na złość ktoś zgubił przeznaczony do otwierania klapy kijek. — Dobrze, że tu jestem, bo byś się zabiła. Zejdź, ja wejdę.

— Nie! — zaprotestowała dziewczyna, ponownie stając na palcach, tym razem jednak lepiej rozłożyła ciężar ciała i ustabilizowała się. — Jestem od ciebie wyższa, więc jeśli ja nie sięgam, to ty na pewno nie sięgniesz, babciu.

Sophie machnęła ręką, ale od razu przypomniała sobie, że nie powinna puszczać krzesła nawet na moment. Uniosła głowę, gdy drzwi od pokoju Dantego się uchyliły.

— Co tu się dzieje? — zapytał chłopak niskim, zachrypniętym głosem. Odchrząknął, marszcząc brwi. — Co wy kombinujecie o tej porze?

— Jest dziesiąta, śpiąca królewno — zauważyła Diana, nie przestając sięgać do klapy. Wybudowanie domu z niestandardowo wysokim sufitem było antyfeministycznym krokiem ze strony Damiena. Ze zrezygnowaniem opuściła obolałe ręce, uderzając nimi o uda.— Potrzebuję dostać się na strych.

— Złaź. — Blondyn machnął ręką, a jego siostra od razu usłuchała, robiąc mu miejsce. Sophie na moment rozprostowała kręgosłup, który zastał się w zgiętej pozycji i zaczął niemiłosiernie boleć. Chłopak nie czekał na asekurację, szybko wspiął się na krzesło na jednej nodze, obrócił haczyk, który służył za zamek i uwolnił tym samym składane schody prowadzące na poddasze. Zeskoczył na podłogę, z której już bez większego problemu dosięgał do konstrukcji i mógł rozłożyć stopnie. — Po co ci strych?

— Gdzieś są moje wrotki — odparła i zaczęła wspinać się po schodach, co nie należało do najłatwiejszych zadań. Widząc, że bardziej one przypominały drabinę, zaczęła zastanawiać się, w jaki sposób zejdzie na dół.

— Będą jeszcze na ciebie dobre? — Redfield przytrzymał dla niej stopnie z jednej strony, a Sophie w tym samym czasie chwyciła je z drugiej.

— Ja jej mówiłam, że pewnie nie. Trochę lat już na nich nie jeździła. — Sophie zerknęła w górę, ale nie zobaczyła nic poza smugą światła i toną unoszącego się w powietrzu kurzu.

— To nie było aż tak dawno! — zawołała dziewczyna. — Poza tym one wtedy były na mnie odrobinę za duże, więc powinny być w porządku.

— Co ona tam mamrocze? — zapytała staruszka Dantego, kompletnie nie rozumiejąc ani słowa wypowiedzianego przez wnuczkę.

— Że to nie było tak dawno i powinny być dobre, bo wtedy były za duże.

— Mam je! — krzyknęła Diana, a tupot jej stóp rozniósł się po suficie. Wychyliła się przez prostokątny otwór i opuściła na poluzowanych sznurówkach parę błękitnych, zakurzonych wrotek. Dante je przejął i odłożył na podłogę. — Dobra, teraz muszę stąd zejść.

Tak jak podejrzewała, droga powrotna okazała się znacznie trudniejsza niż ta w górę. Na nic zdała się asekuracja brata i babci, kiedy jej nogi trzęsły się tak mocno, że wprawiały w ruch również schody. Zeszła tylko do połowy, gdzie blondyn po prostu ją ściągnął i odstawił na ziemię.

Uśmiechnięta Redfieldówna wzięła w dłonie swoje stare wrotki i obejrzała je dokładnie z każdej strony. Wymagały lekkiego odświeżenia, ale zachowały się w bardzo dobrym stanie. Palcami wprawiła kółka w ruch, sprawdzając po kolei wszystkie osiem, kciukiem starła kurz ze stopki. Już widziała, że łożyska zaczęła łapać rdza i na dłuższą metę wymagały one wymiany, ale na jednorazową przejażdżkę nie powinny być aż takim utrudnieniem. Pozostawała kwestia tego, czy rozmiar będzie się zgadzał.

— Przymierz je — mruknęła ze zniecierpliwieniem Sophie. — Jak będą niedobre, to może Dante cię zawiezie do sklepu i kupisz sobie nowe.

— A ktoś zapytał Dantego, czy się zgodzi? — oburzył się chłopak.

Diana usiadła na podłodze i poluzowała sznurówki jeszcze bardziej, po czym wsunęła stopę w jeden z butów. Początkowo poczuła lekki opór, ale gdy założyła je do końca, już wiedziała, ze leżą idealnie. Uśmiechnęła się szeroko i kontrolnie ubrała również drugi but, aby upewnić się, że nic ją nie uciska. Redfield pomógł jej wstać, żeby mogła sprawdzić rolki w każdym możliwym ustawieniu.

— Co cię nagle wzięło na wrotki? — zapytał, opierając się o framugę w łazience, kiedy jego siostra obmywała zakurzone elementy przy pomocy wilgotnej ściereczki.

— Zoe zaproponowała, żebyśmy do tego wróciły. Na początku nie chciałam, bo... — urwała na moment i położyła buta na kolanach — ...bo teraz mi się to kojarzy z Conradem. Powiedziała wtedy, że nie mogę unikać rzeczy, które mi o nim przypominają, tylko muszę właśnie bardziej się na nie wystawiać, żeby przyzwyczajać się do myśli, że teraz robię je bez niego.

Dante był w szoku, jak bardzo obojętny wyraz twarzy miała, kiedy o tym mówiła. Mimo że gardło wciąż jej się zaciskało na samą myśl o Fortesie, zrobiła ogromne postępy od dnia ich zerwania. Wtedy przez jakiś czas nie potrafiła nawet wymówić jego imienia na głos bez łez w oczach. Było to głównie zasługą Jullie, która nakłaniała ją do opowiedzenia sobie przebiegu całego ich związku, a następnie analizowała wszystko z nastolatką i pozwalała jej oswoić się z mówieniem na jego temat.

— Chociaż raz powiedziała coś mądrego. — Dante odbił się od framugi i obrócił w stronę wyjścia. — Idę coś zjeść.

— Robiłam z babcią tosty, zostawiłyśmy wam trochę.

— Dzięki.

Szatynka miała jeszcze trochę czasu, dlatego kiedy jej wrotki schły, poszła do swojego pokoju, żeby się w nim przygotować. Nałożyła lekki makijaż w przekonaniu, że jeśli z nim przesadzi, to z całą pewnością wszystko spłynie z jej twarzy. Włosy związała w niski kucyk i zamierzała przełożyć go przez otwór w swojej jedynej czapce z daszkiem. Odkopała z samego dna szafy biały komplet sportowy, składający się z krótkiego, zabudowanego pod samą szyję topu bez rękawów i spódnicy, która pod warstwą materiału miała jeszcze spodenki. Nałożyła na siebie treściwą warstwę kremu z filtrem i jeszcze przez kolejne dziesięć minut przeglądała się w lustrze, nie potrafiąc przyzwyczaić się do swojej sportowej wersji. Mimo że starała się jak najbardziej dopasować poszczególne elementy do swojego codziennego stylu, to i tak czuła się dziwnie w tych ubraniach.

Po zrobieniu sobie kilku zdjęć w lustrze, ostatecznie stwierdziła, że nie wygląda najgorzej i jest gotowa do wyjścia. Założyła na plecy skórzany plecaczek, do którego zmieściła tylko portfel, butelkę wody, buty na zmianę i słuchawki.

Miały się spotkać z przyjaciółkami przy wejściu do parku, po którym prowadziły równe, betonowe ścieżki, idealne do jeżdżenia. Jullie nie potrafiła poruszać się na wrotkach, mimo że bardzo dobrze radziła sobie na łyżworolkach. Twierdziła, że próbowała kiedyś się przełamać, ale za żadne skarby nie potrafiła utrzymać na nich równowagi. Diana nie czekała na nie długo i kiedy w końcu były w komplecie, ruszyły przed siebie jedną ze ścieżek.

— Ale super, dawno nie jeździłam i zapomniałam, jakie to fajne! — zaszczebiotała White, wyprzedzając swoje przyjaciółki. — Chociaż na początku miałam problem, żeby sobie wszystko przypomnieć.

— Wiesz, co ona zrobiła? — Zoe parsknęła śmiechem na samą myśl. — Zamiast zadzwonić do mnie na telefon jak normalny człowiek, to postanowiła wleźć po schodach i zadzwonić dzwonkiem. W rolkach.

— No i co, przynajmniej wiedziałaś, że przyszłam. — Wzruszyła ramionami, a następnie próbowała przez większą odległość jechać na jednej nodze, szybko jednak traciła równowagę i dokładała drugą.

— Bo usłyszałam, jak się spierdalasz ze schodów. Dobrze, że się nie połamałaś, idiotko.

Diana zaśmiała się, ale profilaktycznie spojrzała na nogi przyjaciółki w poszukiwaniu siniaków. Na udzie dostrzegła jedynie lekkie otarcie, ale na jej łokciu już zaczynała się formować fioletowa plama.

Mimo że park miał całkiem dużą powierzchnię, nim się obejrzały, okrążyły go dwa razy. Czas im mijał na rozmowie i śpiewaniu piosenek, które Diana puszczała ze swojego telefonu, a z jej gustem muzycznym zazwyczaj wszyscy znali utwory, które wybierała. Dziewczyny zgodnie stwierdziły, że nie chcą trzeci raz jechać tą samą drogą i dlatego zdecydowały się wjechać w głąb parku.

— Zapomniałam o istnieniu tej piosenki! — Jullie ucieszyła się, gdy usłyszała pierwsze takty piosenki, która była popularna w młodości jej rodziców. — Wyślij mi ją.

— O Boże — jęknęła Zoe, łapiąc Dianę za rękę i zmusiła ją tym samym, żeby zwolniła. — Czy wy widzicie, kto jest w skateparku?

Dziewczyny obróciły głowę w kierunku, który wskazała rudowłosa. Gwałtownie zatrzymała się na samym środku chodnika, zmuszając przyjaciółki do tego samego i gdyby nie szybka reakcja, najprawdopodobniej wszystkie wylądowałyby na ziemi z poobdzieranymi kolanami.

Dopiero gdy się zatrzymały, Redfieldówna potrafiła się skupić na jeżdżącym po rampach chłopaku. Jego włosy rozwiewał wiatr, a każdy mięsień pod opaloną skórą pracował, gdy wykonywał skoki na swojej deskorolce. W końcu wskoczył na brzeg rampy i zaczął rozmowę ze stojącym nieopodal chłopakiem, którego Diana nie rozpoznawała.

— Aiden — powiedziała pod nosem, prawie niesłyszalnie.

— Idziemy — nakazała Zoe, praktycznie wyszarpując gumkę z włosów i rozpuszczając płomienne loki. Natapirowała je lekko u nasady, nadając im objętości, poprawiła sportowy biustonosz eksponujący jej piersi, a następnie nie czekając na resztę, ruszyła w stronę Prince'a.

— Ale się na niego napaliła. — Jullie zaśmiała się beztrosko, odpychając się lekko. Nie zamierzała pędzić na złamanie karku. — Nie jesteś zazdrosna?

Pytanie zbiło Dianę z tropu do tego stopnia, że potknęła się o dziurę w betonie i prawie przewróciła. Przyjaciółka złapała ją za ramię, pomagając jej utrzymać równowagę.

— Nie — opowiedziała bez zastanowienia i zapytała, jakby White zasugerowała najbardziej niedorzeczną rzecz na świecie: — Dlaczego miałabym być o niego zazdrosna?

Nic ich nie łączyło, poza pocałunkiem cztery lata temu, o którym i tak nikt nie mógł się dowiedzieć. Byli przyjaciółmi w dzieciństwie i miała do niego sentyment, ale nic poza tym. Po wyjeździe do Hiszpanii kontakt urwał im się do tego stopnia, że gdy wrócił do Roseville, nawet go nie rozpoznała.

— Przystojny przyjaciel brata, a jednocześnie twój przyjaciel z dzieciństwa. Pojawia się nagle po czterech latach, a wy pierwsze co, to rzucacie się sobie w ramiona — mówiła, poruszając znacząco brawami. — Czytasz książki, wiesz jak to jest.

— Życie to nie książka, Jullie — odparła szatynka. — A jeśli jest, to autora mojej chyba popierdoliło.

— Im bardziej toksyczna relacja w książce, tym większe prawdopodobieństwo, że napisała ją kobieta.

Diana zajechała drogę przyjaciółce i zwolniła, zmuszając ją do tego samego.

— Nie mam zamiaru pakować się w związek — powiedziała stanowczo, opierając dłonie na ramionach nastolatki. — Na razie mam dość, naprawdę. Conrad zostawił mi taki mętlik w głowie, że to się nie mieści w żadnych granicach.

— Ja tylko żartuję. — Uśmiechnęła się lekko, łapiąc ją za łokcie, przez co Redfieldówna poluzowała swój uścisk. — Nie masz się co spieszyć. Powinnaś pozwolić sobie przeżyć wszystkie te emocje i pobyć trochę sama. A teraz chodź, bo stąd widzę, że ten twój Aiden ma już dość Zoe, a dopiero do nich podeszła.

— To nie jest „mój Aiden" — zaprotestowała, wywracając oczami. — Chłop przeprowadził się z drugiego końca świata ze względu na mojego brata, więc jest raczej „Aidenem Dantego".

Ruszyły i podjechały w miejsce, gdzie Prince i Wilson właśnie rozmawiali. Jeśli można było to w ogóle nazwać rozmową. Buzia Zoe się nie zamykała, cały czas wtrącała swoje trzy grosze nawet do najkrótszego zdania, jakie szatyn wypowiedział. Diana potrafiła po samej jego minie stwierdzić, że nudziła go ta nierówna wymiana i najchętniej wróciłby do jeżdżenia na desce.

Jego twarz rozpromieniła się szczerym uśmiechem, kiedy za plecami rudowłosej zauważył Dianę.

— Nie poznałem cię! — zawołał, kiedy Redfieldówna podjechała, żeby go uściskać.

— No to chyba jesteśmy kwita — odparła, uśmiechając się. Odsunęła się od nastolatka, kiedy skrzyżowała spojrzenia z Zoe. — Ja nie poznałam ciebie, ty nie poznałeś mnie, więc teraz oboje będziemy bogaci.

— Oj, oby. — Podrapał się po karku. — Obecnie wycieczka do Kalifornii tak mnie spłukała, że nie stać mnie na powrót i będę musiał chyba poszukać pracy.

Diana parsknęła, wiedząc, że on raczej tego nie planuje.

— Przynajmniej nie umrzesz z głodu, bo twoja babcia na to nie pozwoli.

— W życiu nie widziałem cię w czapce — zmienił nagle temat. Palcem uderzył w jej daszek, powodując, że nakrycie osunęło się jej niewygodnie na czoło. — Twoja mama zawsze zakładała ci te słomiane kapelusze, jak wychodziłaś na słońce.

— Dante mi ją zawsze zabierał i mówił, że to jego sombrero. — Poprawiła czapkę, ale podświadomie wciąż miała wrażenie, że już nie wygląda to tak dobrze, jak wcześniej. Siłą powstrzymała się, żeby nie wyciągnąć telefonu i się w nim nie przejrzeć.

— Jego miłość do sombrero żyje i ma się dobrze.

— Wiem.

Rozejrzała się, żeby zobaczyć, gdzie znajdują się jej przyjaciółki i dostrzegła je rozmawiające z tym drugim chłopakiem. Zoe coś mu tłumaczyła, a Jullie nie wyglądała na szczególnie zadowoloną.

— Jak on się nazywa? — zapytała Diana Aidena.

— Noah.

Diana uniosła kciuk w górę.

— Hej, Diana! — zawołał Noah, a stojąca obok niego rudowłosa uśmiechnęła się szyderczo. W głowie szatynki od razu zapaliła się czerwona lampka. — Jak tam Fortes?

Uśmiech Redfieldówny od razu zniknął z jej twarzy. Poczuła spojrzenie wszystkich na swojej osobie w postaci nieprzyjemnego dreszczu  na karku.

— Nie wiem — odparła. Chciała powiedzieć „nie obchodzi mnie to", ale by skłamała. Nie potrafiła nawet zablokować go na Instagramie i przestać podglądać na bieżąco jego relacji.

— Po co się wtrącasz, dupku? — zareagowała agresywnie Jullie i pchnęła go, czego musiał nawet nie poczuć, gdyż się nie zachwiał. — A ty, Zoe? Dlaczego zaczęłaś z nim temat?

— Nie sądziłam, że ją o to zapyta! — broniła się, przyjmując niewinną postawę.

Diana nie sądziła, że posunie się do takiego świństwa i to tylko dlatego, że dziewczyna zamieniła parę słów z Aidenem, co on sam zainicjował. Wiedziała, że spodobał się on Zoe już jego pierwszego dnia w Roseville, ale robiła się o niego chorobliwie zazdrosna, podczas gdy on nie wykazywał większej chęci na utrzymywanie z nią kontaktu.

— Wcale — warknęła.

— W porządku, Jullie — wtrąciła się Redfieldówna, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciółki. Spojrzała bez żalu na Noah i lekko się do niego uśmiechnęła. Został zmanipulowany, nie zacząłby niewygodnego tematu, gdyby Zoe go do tego nie popchnęła. — To normalne, nie wszyscy muszą od razu wiedzieć, że zerwaliśmy.

Gdyby już nie wypłakała całego swojego zapasu łez, jakie miała zarezerwowane na Conrada, najprawdopodobniej uroniłaby jedną na samo jego wspomnienie. Myślenie o Fortesie bolało, ale już nie w taki sam sposób, jak na początku — jego imię przypominało jedynie o pustce w sercu. Przytłaczającą i ciężką na piersi nicość. Frustrowało ją to, ponieważ chciała być wściekła. Marzyła o tym, aby go nienawidzić, a jednak nie potrafiła.

Zacisnęła mocno zęby i zdusiła w sobie całą złość do Zoe, zanim zdążyła wyjść na powierzchnię. Nie chciała dawać jej satysfakcji, że udało jej się ją zranić, ale jednocześnie miała dość towarzystwa koleżanki. Wolała pobyć sama, przemyśleć wszystko i poukładać w głowie. Zastanowić się, dlaczego wciąż nie odcięła się od toksycznej osoby w swoim życiu, mimo że wiedziała, jaką ulgę by jej to przyniosło.

— Jadę do domu — oświadczyła, obracając się. Odepchnęła się i posunęła przed siebie.

— Diana! — krzyknęła za nią Jullie, jednak kiedy przyjaciółka nie zareagowała, zwróciła się do rudowłosej: — Zadowolona jesteś z siebie?

— Nie wiem, o czym mówisz — odparła, krzyżując ręce na piersi.

— Oczywiście, ty nigdy nie wiesz.

— Wyluzuj, to miał być tylko żart! — Wskazała dłonią na Dianę. — Nie moja wina, że ona nie zna się na żartach i zawsze się o wszystko obraża.

— Próbujesz oszukać mnie czy usprawiedliwić się przed samą sobą?

Redfieldówna przejechała kilkanaście metrów, a kiedy upewniła się, że zniknęła z zasięgu czyjegokolwiek wzroku, zatrzymała się obok jednej z ławek. Usiadła na niej, wyłożyła nogi przed sobą i zaczęła przegrzebywać plecaczek w poszukiwaniu słuchawek, które z całą pewnością znajdowały się na samym jego dnie.

Podniosła głowę, słysząc dźwięk zbliżającej się do niej deskorolki.

Ile oddałaby za to, aby móc zobaczyć minę Zoe, kiedy Aiden Prince pojechał za nią.

— Nie chcę o tym gadać — wypaliła od razu, nie czekając na jakiekolwiek słowa ze strony nastolatka. Chłopak zszedł ze swojej deskorolki, a stopą nacisnął na jeden z jej końców, aby ją podnieść bez schylania się. Górował nad dziewczyną i zasłaniał rażące ją słońce, co niezwykle ją cieszyło, gdyż czapka z daszkiem nic nie dawała, kiedy musiała aż tak zadrzeć głowę.

— Wstawaj, idziemy na lody — powiedział tylko, wyciągając do niej dłoń.

— Co? — zapytała z rozbawieniem.

— Podnoś dupę i idziemy na lody — powtórzył. — Mamy cztery lata do nadrobienia, a za godzinę mam się spotkać z twoim bratem.

Dziewczyna zawahała się przez chwilę, patrząc na rękę Aidena, ale ostatecznie założyła plecak i przyjęła pomoc podczas wstawania. Za bardzo się wychyliła, kiedy nastolatek pociągnął ją do góry, przez co straciła równowagę, aby zaraz ją odzyskać.

— Jest tutaj jakaś budka z lodami? — zapytała, nie mogąc sobie przypomnieć jej istnienia.

— Nie wiem, myślałem, że ty mi powiesz. — Zaśmiał się, a dziewczyna mu zawtórowała.

— W takim razie muszę sprawdzić, bo nie wiem. — Wyciągnęła telefon z kieszonki w spodenkach i włączyła mapę, cały czas starając się uważać na drogę przed sobą. Okazało się, że Prince miał dużo szczęścia, gdyż całkiem niedawno otworzyła się budka z lodami zaraz naprzeciwko wejścia do parku. — Dobra, już wiem, gdzie jechać.

Wybranie smaku, na jaki Diana miała ochotę, okazało się najtrudniejszym zadaniem tego dnia. Wszystkie brzmiały niesamowicie smacznie i nie potrafiła się zdecydować. Ostatecznie wybrała jagodowe, Aiden natomiast zdecydował się na truskawkowe.

Dopiero gdy trzymała w dłoni rożek z intensywnie fioletową masą, uświadomiła sobie, jak bardzo był to idiotyczny pomysł.

— Jak się ubrudzę, to nigdy tego nie dopiorę — wymamrotała, jadąc w kierunku murku, na którym planowali usiąść. Chłopak zajął miejsce, ona jednak wolała najpierw zjeść w kontrolowanych warunkach, przy jak najmniejszym prawdopodobieństwie poplamienia ubrania.

— Nie mogłabyś tego zaprać?

— Musiałabym od razu przepłukać zimną wodą i namoczyć, a nie mam gdzie. — Ugryzła loda, od razu żałując, kiedy poczuła ból nadwrażliwych zębów. Skrzywiła się i umiejscowiła go na języku, cierpliwie czekając, aż sam się rozpuści. — Przepraszam, jestem przewrażliwiona. Zwłaszcza na punkcie białych ciuchów.

— Przewrażliwiona? — Zdziwił się szatyn i zmarszczył brwi. — Kto ci to powiedział?

Diana przełknęła głośno ślinę i uciekła spojrzeniem gdzieś w dal.

— Nikt — skłamała. — Po prostu tak uważam. Zawsze się wszystkim za bardzo przejmuję.

— To niekoniecznie zła rzecz. — Dokończył swojego loda z prędkością światła, podczas gdy Redfieldówna wciąż była w połowie jedzenia. Zeskoczył z murka i oparł się o niego łokciami. — Dopóki nie zaczynasz zapętlać się w swojej głowie. — Stuknął ją delikatnie palcem w czoło, na co Diana zacisnęła powieki. — Chodźmy posiedzieć na placu zabaw, bo jak się okazuje, twój braciszek przeżyje atak rozpruwacza, ale nie jest szybki jak Edward Cullen i ogarnięcie się zajmie mu jeszcze trochę czasu.

— A więc już wiesz — powiedziała w przerwach między próbami szybkiego zjedzenia deseru, zanim przyjdzie jej znowu jechać. — Dziwne uczucie, że nie muszę się przy tobie pilnować.

— Myślę, że nie dziwniejsze niż świadomość, że mój kumpel jest — rozejrzał się na boki, aby upewnić się, że nikt go nie usłyszy — nadprzyrodzonym koksem i może mnie bez problemu złamać w pół.

Przenieśli się na plac zabaw, gdzie więcej było piasku i trawy niż betonu, dlatego Diana usiadła na krawężniku i ściągnęła z nóg wrotki. Zmieniła je na niskie trampki, a kiedy próbowała zmieścić je z powrotem do plecaka, okazały się na niego zdecydowanie za duże. Zrezygnowana położyła je na trawie nieopodal karuzeli z nadzieją, że nie zapomni o nich, kiedy będzie wracać do domu.

Aiden usiadł na jednym z siedzeń, dziewczyna z kolei po przeciwnej stronie. Początkowo próbował ruszyć karuzelę, odpychając się jedną nogą, ale okazała się na to odrobinę za ciężka. Musiał z niej zejść, złapać się mocno siedzenia i przebiec kawałek dookoła, aby wprowadzić ją w ruch. Wskoczył z powrotem na swoje miejsce, a następnie uniósł ręce do góry, jakby był na najlepszym w życiu rollercoasterze. Gdy zwolnili, oparł się na podłokietniku i wyciągnął w stronę Diany.

— Jesteś taka sama jak on? — zapytał, wiercąc jej spojrzeniem dziurę w głowie.

— Nie. — Odchyliła głowę do tyłu, pozwalając, aby powietrze rozwiewało jej włosy. Ściągnęła z głowy czapkę i rzuciła ją mniej więcej w to samo miejsce co rolki i plecak. — I nigdy nie byłam.

— Dlaczego? — Uniósł brwi. — To nie jest dziedziczne?

— Niby jest, ale mnie ominęło. — Wzruszyła ramionami. — Regularnie mamy robione testy krwi przez znajomego taty. On wie o wszystkim, pomagał mu robić badania na temat wirusa... Za każdym razem szuka u mnie czegokolwiek, ale zawsze znajduje tylko silne przeciwciała. Nigdy wirusa.

Aiden ponownie zszedł z karuzeli, rozpędził ją jak tylko był w stanie, wywołując salwę niekontrolowanego chichotu u nastolatki, kiedy poczuła ten lekki stan nieważkości. Gdy chciał na powrót wskoczyć i zająć swoje miejsce, niefortunnie potknął się o wystający z ziemi kamień. Nim zdążył jakkolwiek zareagować czy nawet wykrzyknąć przekleństwo, poleciał dłońmi prosto na trawę, by zaraz się po niej przeturlać.

— Kurwa! — krzyknął, obracając się na plecy. Nie potrafił przestać się śmiać sam z siebie, nawet kiedy już usiadł i przyglądał się lekko przetartej skórze na dłoniach.

— Nic ci nie jest? — Zaniepokojona Diana wstała ze swojego miejsca, trzymając się drucianych elementów i przymierzyła się, żeby zeskoczyć z karuzeli.

— Nie rób tego!

Nie posłuchała go, gdyż z fizyki nigdy nie była asem i nie wzięła pod uwagę działającej na nią siły odśrodkowej, która dosłownie zwaliła ją z nóg. Wylądowała zaraz obok Aidena, początkowo jęcząc z bólu, po chwili jednak pozwoliła, aby głośny śmiech wydarł się jej z gardła.

— Nie przemyślałam tego — wypluła, delikatnie ocierając łzy z kącików oczu

— Nie pierwsza i nie ostatnia głupia decyzja w twoim życiu. — Chłopak uśmiechnął się, wstając z ziemi. Szybko otrzepał spodenki, dostrzegając na ich boku zieloną plamę.

— Czy to jakaś sugestia? — Szatynka uniosła na niego wzrok, kiedy podał jej rękę, aby pomóc jej wstać. Ujęła ją, a on wtedy podciągnął ją z taką łatwością, jakby nic nie ważyła.

— Może. — Skrzywił się, kiedy dostrzegł taką samą plamę na jej białym komplecie. — Okej, nie panikuj.

— Co? — zdziwiła się, po czym podążyła za jego spojrzeniem. — Nie wierzę!

— Może wybielacz sobie z tym poradzi — zaproponował, wyciągając telefon, żeby znaleźć sposób na dopranie pobrudzonych trawą ubrań.

— To jest taki beznadziejny materiał, że prędzej się w nim rozpuści. — Dziewczyna machnęła ręką. — Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.

— Dokładnie, to tylko kawałek tkaniny. Twój skok na miarę Felixa Baumgartnera mógł skończyć się złamaną ręką.

— Kogo? — zapytała, idąc w kierunku drabinek. Stanęła na samym początku i złapała się szczebelka nad swoją głową, ale miała zbyt słabe ręce, żeby pokonać więcej niż dwa, przez co twardo wylądowała nogami na piasku.

— Ten koleś, który skoczył ze stratosfery. — Prince wyciągnął telefon, żeby sprawdzić, czy nie dostał żadnej wiadomości od przyjaciela. Wysłał mu pinezkę ze swoją lokalizacją, żeby ten go nie szukał po całym parku, po czym włączył aparat i zrobił Dianie zdjęcie. Było nieco rozmazane, gdyż dziewczyna akurat z rozpędu złapała się drabinki, próbując pokonać więcej szczebelków niż poprzednio.

— O, a wiesz, że w Roseville mieszka ten aktor, który grał niebieskiego Power Rangersa? — Ponownie ześlizgnęła się na ziemię, kiedy straciła resztki sił w swoim słabym chwycie.

— Dante mi chyba o tym wspominał — odparł i zrobił jej kolejne zdjęcie, kiedy odwróciła się w jego kierunku, poprawiając dłonią włosy, przez co na fotografii nie było widać jej twarzy. — Fajne.

— Zrobiłeś mi zdjęcie? — zdziwiła się, podchodząc bliżej i oparła się na jego ramieniu, żeby zobaczyć ekran telefonu.

— Przeszkadza ci to? — Spojrzał na nią zmartwiony. — Jeśli tak, mogę usunąć. Przyzwyczaiłem się, że w Hiszpanii wszyscy już wiedzieli o mojej obsesji robienia tysięcy zdjęć i nikt nic na ten temat nie mówił.

— Nie — zaprzeczyła, energicznie kręcąc głową, przez co kosmyki włosów przykleiły się jej do błyszczyka. — Po prostu rzadko ktokolwiek robi mi zdjęcia.

— A szkoda, bo jesteś bardzo fotogeniczna. — Uśmiechnął się, włączając aplikację do obróbki grafiki, w której na szybko zmienił kilka parametrów, przez co zdjęcie wyglądało znacznie lepiej niż oryginalnie. Wyglądał, jakby miał już to wypracowane, gdyż nawet przez moment się nie zastanawiał, co powinien zrobić. Zwizualizował sobie wygląd zdjęcia i dokładnie wiedział, które ustawienia pozwolą mu go osiągnąć.

— Zwłaszcza na zdjęciu, na którym nie widać mi twarzy. — Zaśmiała się gorzko, krzyżując ramiona na piersi. Nigdy nie uważała, że dobrze prezentuje się przed obiektywem.

— To, że nie mam żadnych zdjęć na Instagramie, nie oznacza, że go w ogóle nie używam. — Jego twarz wciąż była skierowana na telefon, ale oczy uniósł na nastolatkę. — Otóż czasem tam zaglądam. Czasem też ty lub któraś z twoich koleżanek coś wrzuci, a czasem nawet pojawisz się gdzieś w tle. Więc, zaufaj mi, jeśli mówię, ze jesteś fotogeniczna, to jesteś.

Na twarz Diany wypłynął delikatny rumieniec.

— Dzięki. — Machnęła kitką, odrzucając na plecy w geście udającym pewność siebie. — Mogę już startować w modelingu?

— Nie wiem, jak tobie, ale mi rodzice zawsze powtarzali, że mogę być, kim zechcę. — Obrócił telefon w jej stronę, pokazując gotowe, obrobione zdjęcie. Poprawił na nim nieco kolory, dodając im głębi, a także usunął fragment zielonej plamy ze spódnicy. — Mogę dodać to na relację?

Diana otworzyła szerzej oczy, nie spodziewając się tego pytania. Próbowała przywołać z pamięci ostatni raz, kiedy usłyszała te słowa od jakiegokolwiek faceta. Nie liczyła Dantego i Nathana, chociaż oni raczej nie pytali o zgodę ani opinię.

— Jasne — zająknęła się, mrugając szybko.

— Na pewno?

Pokiwała głową. Powstrzymała się przed wyznaniem mu, że Conrad nigdy nigdzie nie dodał żadnego jej zdjęcia. Dla siebie również trzymał ich wspólne fotografie, twierdząc, że lubi swoją prywatność. Redfieldówna nie była typem osoby, która błagałaby o możliwość udostępnienia chociaż jednej i ukrywała, że sprawiało jej to przykrość.

Nie stanowiło to końca świata, w końcu szanowała jego zdanie, ale to takie drobne rzeczy najbardziej kłuły w serce. Dopiero z biegiem czasu i końcem ich związku zrozumiała, dlaczego tak bardzo zależało mu na utrzymaniu ich relacji prywatnej.

Żeby przypadkiem inne dziewczyny nie dowiedziały się, że nie jest singlem.

Odgoniła tę myśl, ale zadomowiła się ona gdzieś w odległym zakątku jej podświadomości. Szeptała z ukrycia, że nie jest wystarczająca. Że czegoś jej brakowało. Coś musiało spowodować, że się nią zwyczajnie zabawił.

Wyciągnęła telefon i włączyła muzykę z głośnika w nadzieji, że uda jej się zagłuszyć natrętne myśli. Wiedziała, że jeśli nie zajmie czymś umysłu, pogrąży się w nieskończonej spirali poniżania się przed samą sobą.

Niezgrabnie wspięła się na drabinkę i usiadła na jej poziomej części. Ułożyła nogi pomiędzy szczebelkami w taki sposób, żeby nie spaść, a mimo tego kurczowo trzymała się również dłońmi. Chwilę zajęło jej odnalezienie odpowiedniego środka ciężkości, dzięki czemu poczuła się odrobinę bezpieczniej.

— Dante zareagował na relację — powiedział Prince, z łatwością wspinając się i zajmując miejsce obok Diany.

— Co wysłał?

— Emotikon palca wskazującego w prawo i mukę.

— O wilku mowa.

W oddali dostrzegli idącego w ich stronę Redfielda, który pomimo czarnej polówki i szortów w tym samym kolorze, wyglądał jakby słońce w ogóle go nie ruszało. Ręce trzymał w kieszeniach, na nosie miał okulary, a jego włosy zdawały się żyć własnym życiem. Razem z nadejściem lata na jego twarzy pojawiło się znacznie więcej piegów, o czym Erin notorycznie mu przypominała, twierdząc, że wygląda z nimi „przeuroczo".

— Siema — przywitał się, gdy podszedł do drabinki i oparł się o nią ramionami. Wsunął okulary na głowę i początkowo zmrużył oczy, próbując przyzwyczaić się do atakującej go jasności. — O, siostra, nieźle cię Aiden w trawie wytarzał, że masz całą zieloną dupę.

Diana otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła.

— Nawet nie wiem, co ci odpowiedzieć.

— Nic nie musisz, ja wiem swoje — odparł, unosząc dłoń na wysokość twarzy. — Jestem gotowy, przyjacielu.

Dziewczyna posłała pytające spojrzenie najpierw bratu, a następnie jego przyjacielowi, które ten widząc, postanowił rozwiać jej wszelkie wątpliwości.

— Dante dzisiaj o godzinie — Prince zrobił pauzę, żeby sprawdzić historię wiadomości — trzeciej piętnaście napisał do mnie, że muszę go nauczyć jeździć na desce. Nie rozumiem, skąd się wziął ten nagły pomysł, ale jestem tu, aby obejrzeć tę słodką katastrofę.

— Bo śniło mi się, że jeździłem na desce i mi dobrze szło, więc stwierdziłem, że muszę spróbować w rzeczywistości.

— To będzie wspaniałe — zaszczebiotała Diana, ostrożnie zeskakując z drabinki na trawę. Zabrała swoje rzeczy i podążyła za chłopakami, którzy ruszyli znaleźć kawałek równego betonu, idealnego do nauki. Usiadła wygodnie na trawie w cieniu, a telefon położyła obok siebie, żeby wszyscy mogli dobrze słyszeć muzykę.

Nauka szła dokładnie tak, jak wszyscy sobie ją wyobrażali — Aiden starał się rzetelnie wyjaśnić Dantemu podstawy jazdy, a on podchodził do wszystkiego lekceważąco, twierdząc, że stanie na desce z kółkami nie może być aż tak skomplikowane.

Szatynka pobladła, a następnie zalała się rumieńcem, kiedy z głośnika zaczęło lecieć Don Oman ft. Lucenzo — Danza Kuduro. Chociaż nie spodziewała się, że będzie to pamiętać, Prince miał dokładnie tę samą reakcję. Rozwartymi oczami spojrzał na nastolatkę, zaciskając usta w kreskę, kiedy próbował się nie roześmiać.

Wspomnienie ich niezdarnego pocałunku sprzed czterech lat przeleciało im przed oczami.

— Patrz, udowodnię ci — powiedział w końcu Dante, ustawiając jedną nogę na chropowatej powierzchni, a drugą odpychając się od ziemi. Zdawał się nie zauważyć reakcji przyjaciół na grającą w tle piosenkę. — Widzisz? Łatwizna!

— Brawo, umiesz jeździć do przodu. — Aiden klasnął w dłonie, z rozbawieniem spoglądając na zażenowaną Dianę. O ile wspomnienie pocałunku nie należało do najgorszych, tak wizja wchodzącego do pomieszczenia Dennisa już tak. — Teraz mogę ci wytłumaczyć, jak się... Co ty robisz?

— Najlepiej uczyć się w praktyce! — krzyknął blondyn, odpychając się mocniej parę razy.

— A właśnie miałem go uczyć, jak się hamuje... — mruknął chłopak bardziej do siebie, zapominając, że jego przyjaciel jest w stanie go usłyszeć.

— Kurwa! — ryknął, oddalając się. — A jak się hamuje?!

— Musisz... — zaczął, jednak nie dokończył, gdyż w spontanicznej próbie zatrzymania się, Dante poleciał twarzą prosto na beton.

_____________________

Niemo krzyczałam, kiedy poprawiałam ten rozdział. *kicking feets in exitement*

Continue Reading

You'll Also Like

3.2K 272 8
Po stracie opiekunów, dwie nadnaturalne siostry muszą strzec powierzonej im tabliczki hybryd. Niedługo potem, do ich domu wdziera się dwóch, tajemni...
2.3K 77 12
Szesnastoletnia Melanie Wiliams od dwóch lat mieszka w innym mieście z dala od osób, które zniszczyły jej życie, i którzy nazywają się "rodziną". Cho...
42.9K 1.6K 28
Nina popełnia błąd, który w znacznym stopniu komplikuje jej życie. Ma jednak szansę wszystko odkręcić. By to zrobić musi tylko dogadać się z młodym w...