Sansara naszych dusz (zakończ...

By LaylaWheldon

7.8K 541 157

Jedno spojrzenie wystarczyło, by ich dusze złączyły się na wieki. Historia o reinkarnacji i miłości ludzi, kt... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Epilog

Rozdział 14

96 16 0
By LaylaWheldon


— Opowiem, ale jeżeli naprawdę chcesz wysłuchać historii stojącej za każdym moim tatuażem na górnej części ciała, to lepiej usiądźmy. — Spojrzał w dół na moje stopy odziane w wysokie szpilki. — Wyglądasz zachwycająco, ale nie chcę, żeby zaczęły cię boleć stopy.

Zabawne, bo nie myślałam w ogóle o bolących stopach dopóki o nich nie wspomniał.

— To dobry pomysł.

Azriel wziął mnie za rękę i zaprowadził powoli w stronę łóżka.

Logiczne, bo nie było tutaj żadnego krzesła i innego miejsca, by usiąść.

Moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi coraz to ciekawsze sceny zawierające Azriela jednak ściągającego spodnie.

Isobel, ogarnij się, pomyślałam sama do siebie.

Usiadłam na krawędzi miękkiego łóżka i zsunęłam ze stóp obcasy. Natychmiastowo poczułam ulgę dla obolałych stóp i łydek.

Usiadłam wyżej na łóżku i oparłam się wygodnie o zagłówek. Azriel usiadł po mojej drugiej stronie.

— Dobrze, więc zacznijmy od Caeli i Faustusa. — Mężczyzna wskazał ponownie na tatuaż przedstawiający splecioną parę w objęciach bogini śmierci. — Poznali się w 79 roku w Pompejach. Caelia była niewolnicą, należała do starszego brata Faustusa.

Słuchałam z fascynacją, jak Azriel opowiedział mi o ich pierwszym spotkaniu. Naszym pierwszym spotkaniu. Od samego początku czuliśmy wobec siebie przyciąganie, chociaż nie mieliśmy pojęcia dlaczego. — Niestety mieliśmy dla siebie wówczas tylko kilka tygodni, ponieważ wybuchł wulkan i oboje zginęliśmy. To wtedy okazało się, że oboje wybraliśmy przejście przez kamienny most. Ja słyszałem twój głos, głos Caeli, po jego drugiej stronie.

Azriel pokazał tatuaż nieco wyżej. Przedstawiał on twarz młodej kobiety o jasnych, szarych oczach i platynowych włosach zaplecionych w koronę wokół głowy. Była smutna, a z tyłu za nią znajdowała się postać kostuchy. Tuż obok czarnej postaci personifikacji śmierci stała szara, męska postać.

— To Celandine, miałem o niej tylko dwie wizje. — Zamilkł na chwilę. — W tamtym wcieleniu miałem na imię Achaikos i byłem greckim kupcem. Spotkaliśmy się tylko raz, gdy Celandine wraz z mężem i dwoma synami w wieku około pięciu, sześciu lat mijali moje stoisko na targu. Miała na ciele wyraźne ślady pobicia. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, lecz to wystarczyło...

— Poznaliście się — szepnęłam ledwo słyszalnie, czując współczucie i ból do tej młodej kobiety. Była mną, a ja nią. Kiedyś, wiele setek lat temu.

— Próbowałem za nią iść, ale to był niezwykle tłoczny dzień i szybko zniknęli mi z oczu. Po ubraniu jej męża zorientowałem się, że musiał być kimś bogatym. Niewielu ludzi stać było na taką tunikę, jaką on nosił. Szukałem jej, ale robiłem to niewystarczająco skutecznie, bo gdy w końcu znalazłem jej męża, Akakiosa, on planował uroczystości pogrzebowe z powodu śmierci swojej żony, Celandine. Od niewolników służących w domu dowiedziałem się, że w końcu skatował ją na śmierć.

— Boże, to straszne. — Patrzyłam na szare oczy Celandine i mogłam wyobrazić sobie, co czuła w tamtym czasie, gdy spotkała po raz pierwszy i ostatni swoją bratnią duszę.

Może miała nadzieję, że On po nią przyjdzie i pomoże jej uwolnić się od okrutnego męża.

— Te jej spojrzenie prześladowało mnie latami — wyznał cicho Azriel. — Czułem poczucie winy, zupełnie jak gdybym to ja nie zdążył jej pomóc. To wszystko zniknęło dopiero, gdy mój przyjaciel wytatuował mi ją na skórze. Jej wcielenie jest już bezpieczne przy mnie na zawsze.

Czułam ból w jego głosie. Starał się go ukryć, ale ja czytałam z niego jak z otwartej księgi. Objęłam go powoli i przytuliłam najmocniej jak mogłam.

Azriel oparł brodę na czubku mojej głowy i siedzieliśmy tak chwilę w ciszy.

Po raz kolejny nie pamiętanie poprzednich wcieleń okazało się być dla mnie łaskawe. Nie wiem, czy byłabym w stanie żyć normalnie posiadając w głowie wspomnienie życia Celandine.

Musnęłam powoli palcami twarz kobiety i postać kostuchy.

— Ten szary mężczyzna obok, to Achaikos? Twoje wcielenie?

— Tak. — Azriel przesunął palcami po moim ramieniu niżej, po przedramieniu aż dotarł do mojej dłoni. Splótł nasze palce, a później używając mojego palca wskazującego obrysował kolejny tatuaż. Przedstawiał on dwie splecione dłonie przeszyte strzałami. Tuż pod nimi znajdowała się postać małej dziewczynki. — To przedstawia Inger i Inunnguaqa. Mieli dobre życie i byli razem piętnaście lat. Jednak ich wioskę najechali najeźdźcy z wrogiego klanu. Inunnguaq nie pozwolił im wziąć swojej żony i córki do niewoli. Najeźdźcy najpierw poderżnęli gardło córce na oczach rodziców, a później postawili Inger i Inunnguaqa przed łucznikami. Zostali przeszyci strzałami tuż obok ciała swojej córki.

— Byli ze sobą długo — zauważyłam cicho.

— Tak, to prawda. Mieli dobre życie. Żadne nasze inne wcielenie o którym pamiętam nie było nigdy dłużej niż oni.

To znaczy, że miałam z Azrielem przed sobą maksymalnie piętnaście lat? Całe moje wnętrze zaprotestowało gwałtownie na samą myśl.

Miałam zamiar walczyć z całej siły, byśmy przeżyli razem dłużej niż te piętnaście lat.

— My będziemy. — Ścisnęłam mocniej jego dłoń i wtuliłam twarz w jego nagi tors. Przymknęłam na chwilę powieki i westchnęłam. Słyszałam pod uchem miarowe bicie jego serca. Moje własne przyspieszyło i dostosowało się do jego rytmu.

— Też mam plan przekroczyć tę liczbę — powiedział cicho i pocałował czubek mojej głowy.

— Myślę, że śmierć Inger i ich córki była najlepszym wyjściem w tamtej sytuacji. Pewnie inaczej spotkałby je naprawdę okrutny los.

W myślach dodałam to, czego nie powiedziałam na głos: gwałty, niewolnictwo, przemoc.

— Z perspektywy czasu też tak uważam. — Azriel ponownie zaczął sunąć moim palcem po kolejnym tatuażu. Zerknęłam w dół, na jego przedramię i zauważyłam tatuaż przedstawiający dwie postacie stojące tyłem, męską i żeńską. Oboje mieli warkocze, które niżej łączyły się w jeden. Trzymali się za dłonie, w wolnej ręce kobieta trzymała tarczę, a mężczyzna miecz.

— To Grethe i Kristoffer. Oboje byli wojownikami. Pochodzili z różnych klanów i spotkali się na polu bitwy, na którym zginęli ledwie po kilku dniach. — Azriel przesunął palcem na górną część jego ramienia. Widziałam na nim słonia niosącego na grzbiecie dwie postacie: kobieta nosiła czerwone sari, a mężczyzna odziany był w tradycyjny induski strój, ale nie miałam pojęcia, jak poprawnie się nazywało. Mężczyzna miał siwe włosy i zdawał się być o wiele starszy niż kobieta. — To Atri i Sagara. Sagara umarł po kilku latach małżeństwa z Atri.

Przerwał na chwilę, patrząc na postać kobiety.

— Pamiętam wizję, w której Sagara przeczuwał nadchodzącą śmierć i prosił Atri, by nie dokonała rytuału sati po jego śmierci. Spłonięcie żywcem jest bolesną śmiercią. — Wzdrygnęłam się mimowolnie, bo od razu przypomniałam sobie śmierć jako Danica. Wzięłam głęboki wdech i starałam się skupić na słowach Azriela. — Kłócili się o to, a Atri mówiła, że nie chce żyć bez niego w tym życiu i zamierza skorzystać z szansy, jaką dostała od bogów, by dołączyć do niego w zaświatach. Wymusił na niej przysięgę, że w takim wypadku wcześniej zażyje truciznę. Myślę więc, że spłonęła wraz z nim na stosie pogrzebowym.

Rytuał sati wiele razy był zakazywany w Indiach, ale tak naprawdę dopiero od jakiś dwustu lat został zaniechany całkowicie. Dobrze wiedziałam, na czym polegał. Uczyłam się o tym na historii w szkole. Wdowa rzucała się na stos pogrzebowy męża i płonęła wraz z nim.

— Oby ją zażyła. Mam nadzieję, że nie cierpiała długo.

— Ja też. Czasem miewam wizje rozmów naszych kolejnych wcieleń o jeszcze wcześniejszych życiach, których sam nie pamiętam. Takich rozmów, jaką prowadzimy teraz. Niestety żadna nie dotyczy losów Atri. Też nie mogłem przestać o niej myśleć. Była taka młoda... Nie wiem czy miała chociaż dwadzieścia pięć lat.

— Jak myślisz, ile żyć przeżyliśmy?

— Nie jestem pewny. Ja pamiętam jedenaście, ale z wizji wiem jeszcze o czterech. To razem piętnaście.

— Ja pamiętam tylko pięć — przyznałam. — Na razie żadną o której powiedziałeś.

— To idziemy dalej z tatuażami. Jeśli któreś wcielenie pamiętasz, daj znać. A jeśli nie, to później mi opowiesz o swoich wizjach.

— W porządku, ale moje wizje nie są takie jak twoje. Ja widzę tylko urywane, krótkie sceny. Migawki. Czasem wizja trwa kilka sekund i widzę część rozmowy, jednak często nie jestem w stanie nawet wyłapać kontekstu... Czy coś jest ze mną nie tak?

— Nie, Isobel. Wszystko jest w porządku — zapewnił z lekkim uśmiechem. — Nie przejmuj się tym. Pamiętam, że w różnych wcieleniach wizje miały różne natężenie i klarowność. Nie wiem jednak od czego to zależy. Poza tym przypominam ci, że ja przecież w poprzednim życiu nie pamiętałem nic.

— Dobrze. — Pokiwałam głową, czułam wielką ulgę. Wskazałam palcem sama na kolejny tatuaż. Znajdował się na jego torsie. Przedstawiał on skrzydlatą kobietę o ciemnej karnacji w pięknej fioletowej sukni i kruczych lokach. Końce jej granatowych skrzydeł zahaczały o oba obojczyki Azriela. Tuż za kobietą stał wysoki, jasnowłosy mężczyzna. Obejmował ją, a jego złote skrzydła obejmowały całą jej sylwetkę. Krawędzie jego skrzydeł sięgały aż do obu stron szyi Azriela.

Ten tatuaż był chyba najbardziej kolorowy, jaki widziałam na jego skórze. Był przepiękny.

— To Defne i Ayaz. Defne była jedną z kobiet w haremie sułtana Mehmeda II Zdobywcy. Ayaz był służącym pracującym w pałacu. Nie miał wstępu na teren haremu, ale Defne zawsze była niepokorna...

— Pamiętam ją. Mnie — powiedziałam, gdy przypomniałam sobie wizję sprzed kilku lat. — Przekupywałam strażnika, by wymykać się do miasta i pamiętam, że podczas powrotu spotkałam Ayaza.

— Dokładnie tak było. Ten sam strażnik pomógł nam obojgu wymknąć się z pałacu kolejnej nocy i wtedy uciekliśmy.

— Tego już nie pamiętam.

— Uciekliśmy do domu mojego brata. Nie wiedział o twojej przeszłości i skłamałem, że wziąłem cię za moją żonę. Zawsze marzyłaś o zobaczeniu wielkiej wody, morza Czarnego, o którym słyszałaś. Obiecałem ci je pokazać i to zrobiłem.

— Skąd pomysł na skrzydła? Są przepiękne.

Musiały być niezwykle pracochłonne. Każde pióro było naszkicowane z najdokładniejszym detalem.

— Oboje pragnęliśmy tylko dwóch rzeczy, być razem i na wolności, z dala od pałacu sułtana. Skrzydła kojarzą mi się właśnie z wolnością. Oboje ją sobie nawzajem daliśmy. Mój brat był handlarzem i dał mi pracę. Spędziliśmy razem dziesięć lat i przez większość tego czasu byliśmy na morzu. Pokochałaś to, jakie dawało ci to poczucie wolności. Podczas ostatniej naszej wyprawy zastał nasz sztorm, z jakim nigdy wcześniej się nie mierzyliśmy i utonęliśmy.

Kolejna niespodziewana śmierć, pomyślałam, patrząc na tatuaż.

Azriel przeniósł moją uwagę na kolejne swoje ramię i tym razem zaczęliśmy od góry. Pokazał mi płonący stos, a w nim twarz młodej kobiety. Zamiast jednak bólu, widniał na niej spokój. Miała zamknięte powieki. Obok stosu klęczał na kolanach młody mężczyzna.

— To Adalni i Leotholf. Adalani została uznana za czarownicę, ponieważ miała heterochronię, jedno oko było niebieskie, drugie brązowe. W piętnastym wieku uważano, że każda kobieta mająca różne kolory oczu służy Szatanowi. Leotholf był łowcą czarownic, ale starał się ją uniewinnić. Nie udało mu się to i został powieszony dzień później po śmierci Adalni. Według kościoła Adalni rzuciła na niego czar i nic prócz śmierci nie mogło mu już pomóc.

— Zdecydowanie zbyt wiele razy umierałam przez ogień —mruknęłam, wzdrygając się po raz kolejny tej nocy. Znowu powróciło wspomnienie z życia Danici.

Gorące języki ognia muskały moją skórę, powodując ból nie do opisania. Dym zabierał powietrze z mych płuc. Czułam swąd palonej skóry i włosów.

Musiałam przestać o tym myśleć. Wskazałam drżącą dłonią na kolejny tatuaż. Ten przedstawiał dwie postacie pędzące konno w galopie. Tatuaż przedstawiał ich tył, lecz głowa kobiety zakryta była chustą, chyba nazywała się hidżabem.

Pogłaskałam palcem zarys karego konia.

— A to?

— To Rawiya i Hamal. Urodzili się w tym samym mieście, zaprzyjaźnili się zanim zaczęli mieć pierwsze wizje w wieku nastoletnim. Ponad to ich małżeństwo zostało zaaranżowane przez ich rodziny.

— Miło, że dla odmiany kiedyś mieliśmy aż tak łatwo. — Uśmiechnęłam się lekko. — Los jednak nie był zawsze dla nas okrutny.

— To prawda — przytaknął Azriel. — Niestety sielanka nie trwała długo. Hamal wyruszył na wojnę po ośmiu latach trwania ich małżeństwa i zginął w trakcie jednej z bitew z Chrześcijanami.

I kolejna śmierć po tak krótkim czasie.

Z westchnieniem spojrzałam na kolejny tatuaż, poniżej łokcia. Przedstawiał on rozłożyste drzewo, pod którym siedziała jasnowłosa dama w pięknej sukni, a obok niej klęczał młody, hinduski mężczyzna i podawał jej kapelusz.

— Pamiętam to — powiedziałam, muskając palcem uśmiechniętą twarz kobiety. — To Emily Gray i Ganesh.

— Tak. — Azriel pokiwał powoli głową. Przez jego twarz przeszedł cień smutku. — Pamiętasz może, dlaczego Emily nigdy nie wróciła do Indii mimo obietnicy powrotu?

W pamięci pojawiła mi się scena z porodu. Krzyk Emily, jej ból, strach, nadciągające zimno.

I krew, wszędzie krew. Za dużo krwi. Emily nigdy wcześniej nie widziała tak wiele krwi w jednym miejscu, jak wtedy na swoim łóżku. A potem ciemność.

— Wydaje mi się, że zmarła przy porodzie — odpowiedziałam z poczuciem ciężkości w klatce piersiowej. To był żal. Jedna z ostatnich rzeczy o jakich myślała wówczas Emily to właśnie Ganesh. I to, że nigdy nie dowie się, co się z nią stało. — Pamiętam poród, coś było nie tak. Potem ciemność i już nic więcej.

Azriel pokiwał powoli głową i przełknął ciężko ślinę.

— Wiele o tym myślałem i brałem pod uwagę tę możliwość. Ganesh również. — Azriel przekręcił rękę i po drugiej stronie widziałam drzewo, na którego gałęzi widziałam inicjały. — To akurat drzewo mojej rodziny, inicjały każdego z ich członków.

— Przepiękne. Każdy z tych tatuaży projektowałeś sam?

— Większość. Czasem mój przyjaciel doszlifowywał projekt, bo to on je wszystkie tatuował na moim ciele.

— Mówiłeś o jedenastu tatuażach. Pozostałe dwa masz na nogach?

— Tak, przedstawiają Lianę i Adélarda oraz Danicę i Desmonda.

— Też pamiętam te oba wcielenia — powiedziałam od razu, gdy w głowie pojawiła mi się scena w piekarni.

W kolejce po chleb za mną stał Adélard. Upuściłam swoją torebkę, a on podniósł ją dla mnie i wtedy po raz pierwszy nasze spojrzenia się spotkały.

— Liana i Adélard są przedstawieni w tańcu, a Danicę oraz Desmonda uchwyciłem w objęciach na parkingu, przy jego samochodzie. To wtedy po raz pierwszy ją przytulił. Miała załamanie po śmierci przyjaciółek. Pokażę te tatuaże innym razem.

— Okej. — Posłałam mu delikatny uśmiech, a potem oparłam ponownie głowę na jego torsie i starałam się uporządkować w głowie tak wiele nowych informacji w krótkim czasie.

Dotarło do mnie nagle, że Azriel nie wspomniał o Mitenie i Nahele'u.

— Pamiętam jeszcze jedno wcielenie, którego chyba ty nie. Miałam wtedy na imię Mitena, a ty Nahele. Byliśmy członkami plemnia rdzennych Amerykanów. Wiem, bo pamiętam angielskich kolonistów z którymi nasz wódz zawarł pokój. Mam przebłyski naszego wspólnego życia razem. Nie wiem jak zmarliśmy w tamtym wcieleniu i w sumie to dobrze. Dowiedziałam się o zbyt wielu sposobach, w których straciłam życie.

— Przepraszam, jeśli cię zasmuciłem. Mogłem dopytać, czy chcesz dalej tego słuchać.

Azriel brzmiał, jak gdyby czuł się winny.

Odsunęłam szybko głowę od jego torsu i spojrzałam na niego.

— Chciałam to wszystko usłyszeć, to była moja decyzja, nie przejmuj się tym. Po prostu nie spodziewałam się usłyszeć tak wielu szczegółów. To, ile pamiętasz, mnie zadziwia.

— Można od tego oszaleć. — Uśmiechnął się słabo. Przez tyle lat sam niósł te wszystkie wspomnienia na swoich barkach, w swojej głowie. Aż do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, ile tak naprawdę pamiętał. To było jednocześnie przekleństwo i błogosławieństwo. — Dobrze jest móc się komuś w końcu wygadać.

— Zawsze cię wysłucham. Możesz opowiedzieć mi wszystko, co tylko zechcesz, Azrielu.

***

Rozmawiałam z Azrielem jeszcze długo. Później opowiedział mi, jak po zakończeniu liceum postanowił darować sobie studia i od razu zacząć pracować jako tatuator. Przez całą szkołę średnią chodził na kursy rysowania, sam również wiele uczył się samodzielnie oraz od ojca. W telefonie pokazał mi swój profil na Instagramie „TatuażeAza" i mogłam zobaczyć jego prace. Tworzył głównie tatuaże realistyczne, czasami eksperymentował ze stylem akwarelowym i surrealistycznym.

— Wiele zależy od klienta — powiedział Azriel. — Staram się zrobić taki projekt według wizji klienta, aby najbardziej mu się podobał. Jeśli moja technika czy styl mu nie pasują, to odsyłam go do innego tatuatora.

Ja nie miałam żadnego tatuażu, tak naprawdę wcześniej nawet o tym nie myślałam. Nie mogłam ich mieć ze względu na pracę w modelingu, poza tym moja matka stanowczo zabraniała mi jakichkolwiek trwałych zmian bez jej wiedzy i zgody.

Żadnej drastycznej zmiany fryzury, manicure czy chociażby makijaż permanentny, bardzo ostatnio popularny.

Musiałam być niczym czysta kartka dla projektantów, fotografów i wizażystów. Moje ciało miało promować ubrania czy biżuterię, a ja sama miałam być tylko tłem. Nic w moim wyglądzie nie mogło odwracać uwagi od reklamowanego produktu.

— Gdybym chciała zrobić sobie jakiś tatuaż, wykonałbyś go dla mnie? — upewniłam się, bo z góry znałam odpowiedź.

— Oczywiście — zapewnił.

Leżeliśmy oboje na boku, twarzą do siebie. Azriel przesunął powoli palcami po moim ramieniu, a moją skórę pokryła gęsia skórka. Zadrżałam lekko pod wpływem jego delikatnego, zmysłowego dotyku.

Azriel doskonale wiedział, jak na mnie działał. Uśmiechnął się szelmowsko, ale nic nie powiedział. Nie drażnił się już więcej ze mną, na szczęście. Wystarczyło, że od samych tych jego uśmieszków moje policzki przybierały kolor szkarłatu.

Później ja opowiedziałam Azrielowi o moich podróżach po Europie w czasie pracy. Widziałam wiele wspaniałych miejsc, jeden z niewielu plusów poprzedniego życia. Gdzieś w trakcie opowiadania o pobycie w Wenecji odpłynęłam. W końcu zmęczenie wygrało.

Rano obudził mnie aromatyczny zapach kawy. Zaspana uchyliłam powieki i od razu poczułam nieprzyjemne wrażenie twardych, sklejonych rzęs.

Ugh, nienawidziłam spać w makijażu.

Usiadłam powoli na łóżku i ziewnęłam. Byłam przykryta kołdrą. Obok mnie zauważyłam wgłębienie w drugiej poduszce.

Super, pierwszy raz spałam z chłopakiem, dosłownie, a nawet nic z tego nie pamiętałam.

— Dzień dobry — powiedział wesoło Azriel stojący przy blacie w aneksie kuchennym. — Nie przewidziałem, że tak szybko wstaniesz. Ubrałbym się wcześniej, ale chciałem zdążyć z jedzeniem zanim się obudzisz. Miałem zamiar przynieść ci śniadanie do łóżka.

Jak to „ubrałbym się"?

Przyjrzałam mu się i momentalnie senność mnie opuściła.

Jezu Chryste on miał na sobie tylko ręcznik owinięty w pasie.

Z jego ciemnych włosów kapała woda na umięśnione plecy i tors. Teraz w świetle dnia miałam idealny widok na każdy jego tatuaż.

Mieszał coś łyżką w misce. Widziałam dzbanek w ekspresie napełniony do pełna czarną kawą.

Naprawdę starałam się nie gapić na półnagiego Azriela, ale to było niewykonalne.

— Dzień dobry — wydusiłam z siebie i wygramoliłam się z łóżka. Czułam się strasznie brudna, bo zasnęłam w ubraniach i to po imprezie. Potrzebowałam prysznica. Na pewno też z pewnością pomoże mi on ochłonąć i się dobudzić. — Mogę wziąć prysznic?

— Jasne. Zaraz coś ci ogarnę na zmianę. Jaką pijasz kawę?

— Z mlekiem i dwie łyżeczki cukru.

Wstałam z łóżka, przy okazji potknęłam się o buty i prawie zabiłam. Niezbyt dobry początek dnia.

Azriel starał się ukryć śmiech kaszlem, ale i tak dobrze go usłyszałam.

Przeszłam pospiesznie przez pokój i dopadłam do drzwi od łazienki.

— Czyste ręczniki są w szafce obok pralki.

— Dobra, dzięki, zaraz wracam.

Zamknęłam się w małej łazience. Był tutaj niewielki zlew, wąska wysoka szafka z półkami z drzwiczkami. Wanna pełniła rolę również prysznica. Do sufitu przymocowana była zasłona prysznicowa, a do ściany sam prysznic, chociaż widziałam, że można go było wyciągać.

Spojrzałam na siebie w lustrze i z zażenowania aż jęknęłam.

Gorzej niż szop pracz. Cały makijaż miałam rozmazany, a moje włosy były jednym wielkim ptasim gniazdem. Resztki szminki pokrywało okolice moich ust i policzek.

Makijaż ala 'Joker. Jakim cudem Azriel nie wybuchł śmiechem na mój widok?

Otworzyłam górną półkę w szafce i znalazłam kremowy, puchaty ręcznik.

Sprawdziłam pozostałe szafki. Szukałam szczotki do włosów, grzebienia i może zapasowej szczoteczki.

Niestety, zapasowej szczoteczki nie było, ale za to znalazłam płyn do płukania ust i o dziwo otwartą paczkę chusteczek do demakijażu.

Trzymałam ją w dłoni i od razu domyśliłam się, skąd się tutaj wzięła. Zapewne któraś z poprzednich jednorazowych spotkań Azriela ją zostawiła.

Przez chwilę wahałam się czy z nich skorzystać. W końcu jednak przyszedł rozsądek: przecież dopiero co o tym rozmawialiście poza tym twoja skóra wręcz BŁAGA o dostęp do powietrza.

W szafce za lustrem znalazłam grzebień i przybory do golenia, wodę po goleniu i męski dezodorant.

Zmyłam makijaż, wypłukałam dwa razy zęby płynem do płukania i wzięłam prysznic. Skorzystałam z szamponu i żelu pod prysznic Azriela pachnącymi orzeźwiającą werbeną i nutą piżma.

Letnia woda pomogła mi się dobudzić i zrelaksować. Kąpiele zawsze pomagały mi na nerwy, woda tak na mnie działała.

Może to było coś, co miałam wspólnego z Defne.

Po prysznicu pachniałam Azrielem. Cholernie mi się to podobało. Zapach we włosach utrzymywał się znacznie dłużej niż ten na ciele, więc przez cały dzień będę czuła tę woń. Uśmiechnęłam się szeroko do siebie w lustrze.

Owinęłam się ręcznikiem na piersiach i zabrałam się za rozczesywanie grzebieniem splątanych, mokrych włosów. Starałam się to robić jak najdelikatniej.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

— Mam dla ciebie koszulkę i spodnie — powiedział po drugiej stronie Azriel.

— Możesz wejść.

Azriel otworzył drzwi. Chłodnawe, poranne powietrze wkradło się do nagrzanej ciepłej łazienki. Na moich odkrytych ramionach, dekolcie i nogach pojawiła się gęsia skórka. W lustrze widziałam spojrzenie Azriela, stałam do niego tyłem. Zlustrował powoli spojrzeniem moją sylwetkę od góry do dołu, zatrzymał się na moich oczach. Schowałam grzebień za szafką z lustrem, a potem powoli odwróciłam się w stronę mężczyzny stojącego w drzwiach.

Stałam się nagle świadoma jak naprawdę niewielka była łazienka. Azriel zdawał się pochłaniać większość pomieszczenia swoją postacią, chociaż przecież stał w progu.

Założył już dżinsy i szarą koszulkę, końcówki jego ciemnych włosów zaczęły się kręcić po wyschnięciu.

Azriel podszedł powoli w moją stronę z wyciągniętą dłonią z ubraniami.

— Starałem się znaleźć jak najmniejsze rzeczy.

— Dziękuję. — Wzięłam od niego ubrania i uśmiechnęłam się lekko.

Zamiast się odsunąć i wyjść Azriel pochylił się ku mnie i powoli przesunął nosem po moim.

Wstrzymałam oddech na tę nagłą bliskość i bezwiednie przysunęłam się nieco bliżej. Moje mokre włosy otarły się na jego koszulce, mocząc ją i zostawiając ciemniejsze ślady.

— Zrobiłem naleśniki. Z czym je lubisz?

— Na słodko — odpowiedziałam na wydechu.

Azriel uniósł prawy kącik ust w nieznacznym uśmiechu.

— Ja też lubię na słodko — mruknął, pochylając się jeszcze niżej i pocałował mnie.

Dokładnie tak, jak lubił. Na słodko. Powoli i delikatnie. Z cichym westchnieniem wolną dłonią objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie bliżej.

Z ust Azriela wyrwał się pomruk zadowolenia, przyparł mnie do zlewu za mną, tył mojej głowy zetknął się z chłodną taflą lustra. Pocałował mnie zachłanniej, z cichym jękiem rozchyliłam usta i pozwoliłam mu pogłębić pocałunek.

Kolana pode mną zadrżały. Azriel to dostrzegł i najwyraźniej to musiał być dla niego jakiś znak do przerwania, ponieważ powoli się ode mnie oderwał. Oparł swoje czoło o moje, patrzyłam na niego spod półprzymkniętych powiek. Miał zamknięte oczy i oddychał szybciej. Ja też na niego działałam. Ta myśl była elektryzująca i poczułam nieznaną mi wcześniej siłę.

— Okej, powinienem wyjść, żebyś mogła się ubrać. Kawa i jedzenie nam stygną.

Mimo swoich słów Azriel objął mnie ramieniem i przesunął głowę niżej. Musnął nosem mój policzek, brodę aż finalnie złożył jeszcze jeden pocałunek na moich rozchylonych, opuchniętych wargach.

Przyciągnęłam do siebie mocno trzymane ubrania. Kusiło mnie, by je rzucić na ziemię, zerwać z siebie ręcznik...

Ale nie mogłam. Nie byłam gotowa.

Moje ciało owszem, aż za bardzo. Pragnęłam Azriela od chwili, gdy tylko go spotkałam w tym klubie. Działał na moje zmysły niczym afrodyzjak.

Emocjonalnie jednak z całą pewnością daleko mi było do gotowości.

Potrzebowałam naprawdę zacząć tę naszą relację powoli. Na tyle, na ile oczywiście mogliśmy biorąc pod uwagę kwestię bratnich dusz.

Kochałam Azriela, a on kochał mnie. Oboje mieliśmy pewność co do tych dwóch rzeczy. W porównaniu do innych par, my od zawsze o tym wiedzieliśmy. Nie było między nami nigdy pytania „czy on mnie kocha?".

Nie, nie „nigdy". Pomyślałam od razu.

Tylko raz była taka sytuacja: między Danicą, a Desmondem, gdy przez leki stracił pamięć. Poza tym jednak nie wiadomo mi było o żadnym innym przypadku.

— Okej, zaraz przyjdę — powiedziałam, zarumieniona i posłałam mu delikatny uśmiech,

Jego orzechowe oczy błyszczały wewnętrznym światłem, spokojem i szczęściem, gdy na mnie patrzył.

— Czekam.

Azriel wyszedł z łazienki, zamknął za sobą drzwi.

Zdjęłam z siebie ręcznik i pospiesznie ubrałam za dużą czarną, bawełnianą koszulkę z czarnym napisem „Dziaram i się tym jaram". Spodnie były dla mnie za duże, ale były to spodenki dresowe ze sznurkami, więc mogłam je zawiązać ciasno wokół pasa.

Wyszłam z łazienki i dostrzegłam Azriela siedzącego na łóżku. Obok niego na pościeli leżała drewniana, duża deska z dwoma talerzami pełnymi naleśników polanych syropem klonowym i świeżymi truskawkami. Obok talerzy stały też dwa duże białe kubki z kawą. Widziałam, że Azriel miał czarną, bez mleka.

Przeszłam powoli po chłodnej, drewnianej podłodze i usiadłam po turecku po drugiej stronie deski.

Z bliska zauważyłam, że Azriel nie zrobił typowych, cienkich naleśników francuskich, popularnych w Europie, ale ich mniejsze, lecz grubsze amerykańskie odpowiedniki.

— Zrobiłeś naprawdę dla mnie śniadanie do łóżka.

— Tak naprawdę, jeśli mam być szczery, nie bardzo miałem inne wyjście, skarbie — mrugnął do mnie z szelmowskim uśmieszkiem i nabił na widelec kawałek truskawki ze swojego talerza. — Nie posiadam w tym mieszkaniu żadnego stołu i krzeseł.

_____________________________________________


Łapcie poniżej ściągę ze wszystkimi wcieleniami, o których była wzmianka do tej pory: imiona, rok pierwszego spotkania oraz miejsce spotkania ♥


1. Caelia i Faustus (94 rok, starożytny Rzym)

2. Celandine i Achaikos (124 rok, Starożytna Grecja)

3. Inger i Inunnguaq (200 rok, plemię Gotów, dzisiejszy teren Szwecji)

4. Grethe i Kristoffer (900 rok, plemię Swionów, dzisiejszy teren Szwecji)

5. Atri i Sagara (1200 rok, Sułtanat Delhijski, obecnie Indie)

6. Defne i Ayaz (1440 rok, Imperium Osmańskie, obecnie Turcja)

7. Adalni i Leotholf (1480 rok, Królestwo Niemieckie, obecnie Niemcy)

8. Rawiya i Hamal (1738 rok, księstwo Al-Hidżaz, dzisiejszy teren Arabii Saudyjskiej)

9. Mitena i Nahele (1760 rok, plemię Kiowa, dzisiejszy teren USA)

10. Emily Gray i Ganesh (1820 rok, Indie)

11. Liana Blanchet ( z domu Thibaud) i Adélard Blanchet (1907 rok, Francja)

12. Danica Riley i Desmond Marsh (2023, USA)

13. Isobel Tucker i Azriel Killinger (2048, Wielka Brytania)


Continue Reading

You'll Also Like

40.3K 2.1K 28
Miłość potrafi dać szczęście, ale czy potrafi być też źródłem cierpienia? Część I - "Akt Miłości" Część III - "Powrót Miłości" ***** UWA...
340K 31K 17
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
650 113 13
Witajcie w Akademii Ciemnogrodzkiej! Zanim otworzycie nasze podwoje, przystańcie na moment, by zapoznać się z celami statutowymi naszej szkoły przezn...
55.2K 6.5K 24
👔Damon Lauder był jednym z najbardziej znanych lekarzy w mieście, często prowadził wykłady, a na oddziałach przerażał studentów i budził w nich resp...