Złączeni umową

By KatherinaSomnians

170K 3.8K 136

On- brutalny szef mafii. Ona- zimna zabójczyni. Czy może połączyć ich coś więcej niż tylko nienawiść? More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 2- część II
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 4- część II
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 7- część 2; Rozdział 8
Rozdział 8- część II
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 11- część II
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 14, część II
Rozdział 15
Rozdział 15, część II
Rozdział 16
Rozdział 16, część II
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21, Epilog

Rozdział 20- część II

4.3K 110 6
By KatherinaSomnians

-Witaj Luizo- przywitał się ze mną Louis Robbrie. Za nim weszło tych samych dwóch osiłków, co przed chwilą niosąc ze sobą jakieś narzędzia. Domyślałam się do czego im posłużą.

-Witaj ojcze- odpowiedziałam spokojnie, choć w środku cała trzęsłam się ze strachu, wiedząc, że już jest po mnie i mogę zacząć żegnać się z życiem.

-Ostrzegałem Cię. Trzeba się było zaszyć w jakiejś dziurze, to być może uszłabyś z życiem- warknął, podchodząc bliżej do mnie. Wzruszyłabym ramionami, gdybym mogła, a tak tylko milczałam, hardo patrząc mu w oczy. Nigdy nie pokazałabym mu jak bardzo się go boję. To by go tylko nakręciło. -Niedługo nie będziesz taka odważna- zaśmiał się mafiozo, a ja starałam się dalej zgrywać chojraka.- Wiesz, długo czekałem na ten moment. Planowałem go i marzyłem o nim od kiedy dowiedziałem się o twoich zdradzieckich planach przeciwko mnie- rzekł, wyjmując z torby maleńki nożyk, pozornie nieszkodliwy, ale już ja dobrze wiedziałam jaki potrafi być niebezpieczny.

-To ty mnie zdradziłeś- odpowiedziałam wrogim tonem. Spojrzał na mnie spokojnie, po czym podszedł i rozciął moją bluzkę, tak, że zostałam na samym staniku.

-Powiem Ci co teraz nastanie. Będę codziennie Ciebie nacinał i zabierał kawałek twojej skóry, tak, że na końcu nic już z niej nie zostanie. -Uśmiechnął się szyderczo.- Sam jestem ciekawy, ile będziesz w stanie wytrzymać.- Zanurzył ostrze w moim ciele, rozcinając skórę na moich żebrach.- Oczywiście, zawsze możesz skrócić swoje cierpienia, jeżeli wyjawisz mi jakie plany ma twój szacowny małżonek.- Ostatnie słowa wręcz wypluł.

-Nic... Ci... nie powiem- wyjęczałam, zwijając się z bólu.

-Szkoda- mruknął i kontynuował powolutku swój proceder. Próbowałam się wyrywać, ale nie miałam szans. Szczególnie, że jeden z gangusów podszedł i trzymał mnie, abym się nie ruszała. - No, pięknie. Na dzisiaj starczy- rzekł, oglądając szyderczo kawałek mojej skóry, który po chwili rzucił na ziemię. Mężczyźni opuścili pomieszczenie zostawiając mnie dyndającą pod sufitem. Jak na pierwszy dzień nie było źle- pomyślałam, starając się nie rozmyśleć o tym ile będę w stanie wytrzymać w tych warunkach. Zamknęłam oczy, starając się chwilę odpocząć. Nie muszę, chyba wspominać, że nie było to łatwe w tej pozycji.

-Wiesz, co zmieniłem zdanie- doszedł mnie głos ojca wchodzącego ponownie do pokoju. Jęknęłam w myślach.- To co przypominasz coś sobie, czy mam Ci pomóc w przywoływaniu wspomnień?- zapytał. Nie odpowiedziałam. -Masz mi odpowiadać na zadawane pytania- warknął rażąc mnie prądem. W tym momencie, choćbym chciała nie byłam w stanie mu nic odpowiedzieć.- Zastanów się nad swoim zachowaniem- dodał wychodząc. 

Kolejne godziny zlewały mi się w jedno. Nie miałam pojęcia czy jest noc czy dzień. Louis przychodził w różnych odstępach czasowych przez co trwałam w ciągłym strachu. Co jakiś czas pojawiali się też gangsterzy, którzy spuszczali mnie na ziemie. W tych krótkich chwilach spokoju pozwalali mi załatwiać swoje potrzeby czy napić się wody. Co było dla mnie ogromną ulgą, podczas tych dni wypełnionych bólem. Coraz częściej zaczynałam marzyć o śmierci. Bałam się, że w końcu zacznę o nią błagać. Ojciec był mistrzem tortur, przez co pomimo tak wielkiego cierpienia nadal żyłam. Nie wiedziałam jak długo zamierza to ciągnąć i to napawało mnie przerażeniem.

-Stęskniłaś się za mną?- zapytał słodkim tonem wchodząc razem z dobrze znanymi mi już gangusami, którzy podwiesili mnie ponownie pod sufitem. -Byłaś kiedyś taka piękna. Podobałaś się moim współpracownikom, szkoda tylko, że masz tak paskudny charakterek- mówił, po raz kolejny chwytając w rękę znienawidzony przeze mnie nóż.- Jesteś jak twoja matka. Kochałem ją, a ona mnie zdradziła- rzekł, zanurzywszy narzędzie w moim ciele, co spowodowało, że zaczęłam krzyczeć z bólu.-Taa, dokładnie jak twoja matka. Tak samo wrzeszczała na koniec. 

-Co ty jej zrobiłeś, ty zwyrodnialcu?- wyjęczałam.

-Zabiłem ją, to chyba oczywiste- spojrzał na mnie jak na idiotkę.- Najpierw jednak ukarałem ją za jej niewierność. -Jego twarz rozświetlił obrzydliwy uśmiech.

-Brzydzę się Tobą- Splunęłam na niego, za co oberwałam w twarz.

-Jesteście tak podobne. Tak samo piękne- pogładził mnie po twarzy. -Gdyby nie była taką zdradziecką suką moglibyśmy być szczęśliwi- Powiedział ciągnąć mnie za włosy.-Głupia dziwka, zaszła w ciąże z nim. Jak tylko się dowiedziałem musiałem ją usunąć. Ale pozostawał problem co zrobić z tobą.- Popatrzył mi w oczy, przesuwając nożyk po mojej twarzy.- Mam nadzieję, że George, Andrew i Robert dobrze się tobą zajęli przez mój rok żałoby- dodał z diabelskim błyskiem w oczach.

-Ty... ty... wiedziałeś- odezwałam się zdumiona.

-Oczywiście, robili to na mój rozkaz, choć z całą pewnością sprawiało im to niemałą przyjemność- zaśmiał się diabolicznie i przycisnął nóż do mojej szyi.- Nie powiem podoba nam się nasza mała zabawa, ale ten twój głupi mąż zaczyna mieć jakieś podejrzenia. A, że bardzo nie chciałbym aby Cię odnalazł musimy się teraz pożegnać. Może jakieś słowa na zakończenie?- spytał.

-Do zobaczenia w piekle- powiedziałam szykując się na śmierć, która w końcu miała zakończyć moje cierpienie. Ale ona nie nadeszła. Zamiast tego usłyszałam strzał i poczułam jak coś ciężkiego się na mnie przewraca. 

-Luizo, Luizo- dobiegł do mnie spanikowany głos. Otworzyłam oczy, próbując zlokalizować źródło dźwięku, jednocześnie zauważając, że Louis leży martwy na ziemi.-Skarbie, już jestem. Już jestem przy Tobie- podniosłam wzrok zauważając przed sobą mojego męża.

-Ned? To ty?- wyszeptałam niedowierzając.

-Tak, tak, to ja- odpowiedział nerwowo, próbując zdjąć mnie z haka, na którym wisiałam. W końcu mu się to udało, a ja upadłam na niego niezdolna do utrzymania ciężaru swojego ciała.

-Przyszedłeś po mnie- zauważyłam ze łzami w oczach.

-Oczywiście. Wątpiłaś w to?- Zadał pytanie, patrząc na mnie ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.

-Miałam nadzieję- wymamrotałam zamykając zmęczona oczy.

-Ej, nie zasypiaj. Patrz na mnie- rzekł z rozpaczą w głosie, biorąc mnie na ręce i wychodząc z pomieszczenia na ciemny korytarz. 

-Mhmm- mruknęłam, starając się wykonać polecenie. Ale tak mnie wszystko bolało i byłam już taka zmęczona, że marzyłam tylko o chwili zapomnienia.

-Jeszcze chwilę, jeszcze chwilę, zaraz zajmą się tobą lekarze- szeptał do mnie mężczyzna prawie biegnąc po schodach. Miałam racje byliśmy w piwnicy. Na wpół otwartymi oczami zarejestrowałam jeszcze jak brunet wynosi mnie z budynku i odpłynęłam w ciemność.

Ned

Kurwa, kurwa, kurwa- kląłem w myślach. Znowu na to pozwoliłem. Od kiedy jest ze mną już drugi raz jest w stanie krytycznym. Co ze mnie za mąż. Byłem wściekły. To Robbrie ją tak urządził. Gdyby tylko żył zgotowałbym mu za to prawdziwe piekło. Niestety już nie żyje. Za szybko umarł. Zbyt mało wycierpiał przed śmiercią. Nie to co moja Luiza.

-Ned, uspokój się. Usiądź- usłyszałem glos przyjaciela, który dzielnie towarzyszył mi od trzech godzin, gdy lekarze zajmowali się blondynką.

-To wszystko moja wina- powiedziałem dalej wydeptując nerwowo ścieżkę na korytarzu.

-To nie twoja wina. Odnalazłeś ją. Żyje, tylko to się teraz liczy. Nie zadręczaj się. Na pewno jej to nie pomoże.

-Mhmm- mruknąłem tylko dalej rozmyślając co mogłem zrobić inaczej.

Drzwi od sali zabiegowej w końcu się otworzyły, ukazując wychodzącego z niej mężczyznę.

-I co z nią?- zapytałem podbiegając do lekarza.

-Obecnie jest pod respiratorem. W przeciągu dwudziestu czterech godzin będziemy próbować go odłączyć. Opatrzyliśmy jej rany, niestety do niektórych wdała się infekcja. Czas pokaże, jak się zagoją. Miejmy nadzieję, że zakażenie się nie rozwinie i nie będziemy zmuszeni do amputacji. Z całą pewnością pozostaną jej po tym blizny w wielu miejscach.- zakończył swój wywód.

-Amputacja?- zapytałem przerażony.

-Możliwa- przytaknął.- Na prawym udzie jest dosyć poważna i rozległa rana. Ale proszę się na razie nie martwić i uzbroić w cierpliwość, jeszcze nic nie jest przesądzone- rzekł próbując mnie pocieszyć.

-Mogę ją zobaczyć?- Lekarz spojrzał na mnie ze zrozumieniem.

-Oczywiście, jak tylko pielęgniarki przewiozą ją do sali.

-Dziękuje- odpowiedziałem załamany. Mężczyzna poklepał mnie po ramieniu i odszedł. A ja opadłem na ławkę opierając głowę na rękach.

-Nie zamartwiaj się tak, jeszcze wszystko będzie dobrze- odezwał się mój przyjaciel. Pokręciłem tylko zrezygnowany głową. Biedna Luiza.

Gdy tylko dziewczyna znalazła się w swoim pokoju, zasiadłem na krzesełku obok niej. Złapałem ją za rękę i patrzyłem, nie mogąc uwierzyć, że znowu znalazła się w szpitalu pod respiratorem. Bałem się o nią. Była taka delikatna, tak blada i mizerna. Jej ciało oplatało bandaże, miałem wrażenie, że prawie cała jest obandażowana. Wyglądała trochę jak mumia. Bawiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że wszędzie pod opatrunkami znajdowały się jakieś obrażenia. Tyle cierpienia. Pogłaskałem ją po dłoni, mając nadzieję jak najszybciej zobaczyć jak otwiera oczy.

-Witaj synku- usłyszałem głos matki.

-Cześć- odpowiedziałem nawet na nią nie patrząc.- Skąd wiedziałaś, że tu jestem?- spytałem, gdy zajęła miejsce obok mnie.

-John do mnie zadzwonił. Co z nią?- zadała pytanie, patrząc na moją żonę ze zmartwieniem wypisanym na twarzy.

-Nie za dobrze- mruknąłem.- Możliwa jest amputacja nogi- mruknąłem.

-Biedna dziewczyna- odpowiedziała. Po czym przysunęła się do mnie i mnie przytuliła. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiła. Potrzebowałem tego. Po paru minutach puściłem ją.

-Dziękuje- powiedziałem wdzięczny.

-Nie musisz dziękować za przytulenie. Jestem twoją matką do licha- odezwała się lekko zirytowanym głosem. Mimowolnie się uśmiechnąłem. -Opowiedz mi o niej coś więcej- rzekła po parunastu minutach ciszy.- Tak słabo ją znam, a ona jest dla ciebie tak ważna. Chcę się dowiedzieć wszystkiego- rzekła kategorycznie.

-Od czego tu zacząć. Ona jest tak inna- zacząłem zamyślając się.- Jest jednocześnie kochana i zadziorna. Nie pozwala mi sobą dyrygować, potrafi się na mnie wkurzyć i wyzwać od najgorszych. Kiedyś, dawno temu chciała mnie zabić- uśmiechnąłem się na to wspomnienie.

-Co?- Matkę najwidoczniej to nie rozbawiło, bo miała przerażoną minę.

-Ojciec jej kazał. Nie wiedziała kim jestem. Potem doszliśmy do porozumienia. Dzięki temu jesteśmy teraz razem- ponownie na nią zerknąłem.- Dla mnie jest idealnie nieidealna- zakończyłem nie będąc w stanie mówić dalej. Emocje mnie rozsadzały. Bałem się, że się rozpłaczę, a nie robiłem tego od dziecka i zdecydowanie nie chciałem zaczynać.

-Oj, synku- ponownie przytuliła mnie mama.

Dwie doby. Całe dwa dni, trwało zanim Luiza zaczęła ponownie sama oddychać. Przy pierwszej próbie, musieli ja ponownie podłączyć, bo jej organizm nadal był za słaby. Na szczęście już kolejny raz okazał się sukcesem. Cieszyłem się jak dziecko widząc to. Kolejną pozytywną nowiną okazało się odwołanie alarmu związanego z amputacją jej kończyny. Teraz już tylko czekałem na jej wybudzenie. Bo nie było wątpliwości, że do tego dojdzie. Przynajmniej ja w to nie wątpiłem. Stąd razem z moją mamą wytrwale czekaliśmy na jej pobudkę.

Continue Reading

You'll Also Like

32.4K 1.2K 47
Romans pomiędzy nowymi pokoleniami dwóch różnych mafii które są wrogami od wielu, wielu lat. Valentina Evans i Vincent Sydney to niby te same św...
320K 9.9K 45
Christian Martin młody biznesmen, właściciel dużej firmy architektoniczno-budowlanej. Wraz ze swoim kotem Sisi prowadzi spokojne życie. Jedyną rzeczą...
64K 1.3K 36
Ona, córka prokuratora, która po stracie matki zamknęła się w willi. Tragedia mroczny sekret zniszczyły ją i nie potrafi normalnie funkcjonować. On...
86.3K 1.8K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...