Filary świata - Imperium śmie...

By IlvesSerpents

882 344 465

Klasyczne fantasy, przygoda chłopaka wywodzącego się z podłego cechu, którym gardzi każdy okazuje się niezbęd... More

Prolog
Czeladnik grabarza
Nowa podróż, stare kłopoty
Grabarze
Primo nocti
Upiorny cmentarz
Grabarski mistrz młota i magii
Grabarska magia vs szkielet maga
Kłopoty markiza
Władca czarnego miasta
Cmentarna kapliczka
Niespodziewana wizyta
śmierć Agona
W mroku
Prawdziwa forma Taszy
Wężowe bóstwo
Pogrzeb
Rada mistrzów
Spory rodzinne
Podróż z wężowcem
Przed księgą
O stworzeniu
Podróż pana miasta
Grabarska magia
Cmentarne zielarstwo
Walka Taszy
śmierć z dna
Nawiązanie współpracy
Kuroi Roze
U Dobrochocza
Przeszłość Virsta
Szczurzy król
Upiorna noc
Wędrowiec
Wędrowni grabarze
Decyzja
Walka w świetle księżyca
Wspólny bój
Odsiecz
Festyn
Piosenka cechowa
Labirynt
Zabawa
Trening w zakonie
Polowanie na wampira
Urodziny
Wszystkie drogi prowadzą do stolicy
Historia pewnej znajomości
Nowy cel
Sejm nekromantów
Polowanie
Uliczne starcie
Podróż
Las na pustkowiu
Pani lasu
Co Virstowi w duszy siedzi
Plan
Powrót do domu
Kolejna draka w nekromanckiej stolicy
Rodzeństwo znowu razem
Wyznaczona trasa
Rara Avis
Decydujący pojedynek
Blask księżyca
Przejście milczących grzybów
Podziemia i przestworza
Zlecenie niebiańskiego strzelca
Zemsta
Mistrz cechu

Arachnofobia

4 2 0
By IlvesSerpents

Młody grabarz po jakimś czasie odzyskał w końcu przytomność, bardzo zdziwił go widok czterech sztuk, przykurczonych zwierząt w jednym kącie sali, w której go pozostawiono. Położył sobie dłoń na czoło, a następnie potarł twarz. 


– Stare wampy obmacujące się trupy, truposz jako wróżbita...- mruczał, do siebie, patrząc na cztery punkty, zajęte sobą – Hieny cmentarne... Ale miałem dziwny sen... – sapnął pod nosem, zasłaniając sobie oczy. Musiał je jednak odsłonić, kiedy jedno ze stworzeń zbliżyło się do niego i powarkując z cicha, obwąchiwało go dokładnie – rany Julek! Cmentarna hiena! – podskoczył jak oparzony i niechybnie ponownie runąłby na ziemię, gdyby nie chwycił się kraty, do której niedawno był przywiązany. Przed oczami jeszcze latały mu mroczki, a głowa dawała znać, że znalazł się na niebezpiecznej karuzeli albo na wzburzonym morzu. 

Szum fal został jednak skutecznie stłumiony przez dźwięki przypominające wredny rechot, zmieszany z powarkiwaniem. 

– Skąd pod ziemią cmentarne hieny? – zastanowił się, zaciskając zęby bowiem czuł, jak ręce zaczynają mu drętwieć. Przyjrzał się podskakującym nieco na tylnych łapach, niby psach o gładkiej, cętkowatej sierści, jednakże wielkością mogłyby dorównać, przeciętnemu człowiekowi. Ich uszy, były bardziej zbliżone do siebie niż u psów, a pyski znacznie węższe i dłuższe, zawsze z wyszczerzonymi rzędami kłów, gotowych, by rozszarpać mięso, nie do końca zakopanego trupa bądź umrzyka przebywającego poza posesją swojej kwatery. W dodatku miały nieprzyjemne, całe żółte bądź czerwone oczy pozbawione białek. – Że też, nie mam swoich ziaren...- westchnął, rzucił rozpaczliwe spojrzenie w stronę wyjścia, potem znów na kręcące się pod jego stopami hieny – ale jakim cudem, nie próbowały mnie jeść? Nie mam jeszcze aż tak unormowanego ciśnienia krwi...- mruknął z zafrasowaną miną pod nosem. Wytrzymał z drżącymi mięśniami ramion, do momentu, w którym hieny przestały się interesować jego osobą i tym samym rozwiązała się zagadka, czemu nie rzuciły się na Virsta. Były zajęte, obgryzaniem jakiegoś nieszczęśliwego truposza, którego zapewne wrzucił im hrabia. 

– O co mu do jasnej anielki chodzi? – zastanowił się i starał się nie pozwolić sobie na stracenie samokontroli, bo zaiste, kogo nie drażniłby fakt, że jakiś wiekowy stwór, z mitów i legend chce się dobrze bawić, obserwując czy przeżyje? Virsta olśniło, zeskoczył w miarę po cichu by nie zwracać na siebie uwagi hien, na jego szczęście, były równie albo i mniej rozumne niż swoje pożywienie.

– Aby potwierdzić tę teorię...- zastanowił się Virst, rozglądając się uważnie po komnacie. Spróbował przemieścić się, do najbliższej ściany, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie ma innego wyjścia.


 Zatrzymał się w półkroku, kiedy jedna z jedzących hien podniosła łeb znad trupa i zaczęła nasłuchiwać. Serce niemal stanęło, grabarzowi w gardle. Umiał co prawda walczyć wręcz i z jedną hieną z pewnością, by sobie poradził, ale było ich kilka. A gdyby oberwała jedna, cała reszta, jednocześnie rzuciłaby się na Virsta. Bez jakiejkolwiek broni, czy znajomości zaklęć, do których, nie trzeba zwojów czy składników. Jednakże nie był magiem to nie były dziedziny potrzebne do zostania grabarzem. Zimna, obwita kropla potu spłynęła mu ze skroni i przetoczyła się przez policzek, a hiena zaczęła się gryźć z inną towarzyszką, o pozostałe mięso. Odetchnął cicho, już bez przeszkód, dosuwając się do ściany. 

Tak jak podejrzewał, było inne wyjście z komnaty.
– Ale czemu w takim razie, używali i obstawili, tylko to gdzie leżą hieny? – zastanowił się. Będąc blisko drogi, ucieczki postanowił wziąć jeden z fragmentów ukruszonej skały i biorąc zamach, z całej siły cisnął kamień w stronę wyjście, przez które wyszedł wampiry. Świsnął nad uszami hien, na co te poderwały łby, a chwilę później jedna z nich dostała rykoszetem. Kamień odbił się, jakby od powietrza i wrócił z podobną siłą w ciało hieny. 

– Czyli postawił tarczę... – burknął i widząc wstające zwierzęta cmentarne ruszył przed siebie, nie patrząc w tył. Przez pewien czas, słyszał ich powarkiwania, śmiechy i nawoływania. Im dalej się zapuszczał, tym więcej rozgałęzień i zakrętów, mijał bądź wybierał jako dalszą drogę. Miał nieodparte wrażenie, że znajduje się w podziemnym labiryncie, jednakże co do tego nie miał pewności ani żadnego dowodu. Kiedy ponownie usłyszał za sobą pogoń, cmentarnych hien, przystanął na moment, albowiem to, co usłyszał nie było warkotem, który gończy wydaje, aby zmobilizować grupę do poszukiwania ofiary. Zmobilizowały się przeciw czemuś, chwilę później usłyszał jeden pisk, ranionego psa, a po kolejnej chwili, dwa trzy kolejne. 

Przed nim w mroku, ale zaraz zniknęło mu z oczu. Spiął się i ponownie zaczął poruszać się po cichu, odwracając co jakiś czas w każdą stronę.

– Gdybym miał, chociaż gwizde... – urwał i położył dłoń na swojej klatce, uśmiechając się pod nosem. Zapomniał, że mógł przyzwać swoją Miętę przy pomocy specjalnego gwizdka, który nosił na sznurku, zawieszonym na szyi. Jednak zaraz sobie uświadomił, że Mięta może tak szybko się nie zjawić. Nie wie nawet, gdzie, się obecnie znajduje. Mimo to wzruszył ramionami i wyciągając zza koszuli, srebrny, prosty przedmiot włożył go do ust, po czym dmuchnął w niego parokrotnie. 


Z przedmiotu, nie wydobył się żaden dźwięk słyszalny dla ludzkiego albo zbliżonego do ludzkiego rodzaju, ucha. – Tego typu dźwięki, były najskuteczniejsze, jeżeli chodzi o przywoływanie istot ze średniej i dużej odległości. Niektóre instrumenty, miały dostosowany dźwięk do danej istoty, niestety tak zaawansowanej technologii, Virst nie posiadał, więc kiedy usłyszał nad sobą, stłumiony dźwięk czegoś twardego, jakby ktoś z wyczuciem chodził na bambusowych szczudłach, zamarł, uświadamiając sobie, że dźwięk gwizdka mógł przyciągnąć też inne maszkary. Spojrzał w górę i ujrzał chyba najgorszy koszmar arachnofoba.


* * *

 Gigantycznego, czarnego pająka na chudych niczym patyki odnóżach krocznych (w porównaniu do odwłoka). Z dołu włochate cielsko, miało beżowe paski, a zakrzywione szczękoczułki, sprawiła, że pobladł i na miękkich nogach pobiegł przed siebie. Maszkara z dwanaściorgiem drobnych, czerwonych ślepi, z sykiem ruszyła za grabarzem, który rozpaczliwie wzywał swoją Miętę. 

Sycząca bestia była coraz bliżej Virsta, aby pochwycić grabarza w swoje szczękoczułki. 

– Teraz to bym się i na pomoc Taszy zgodził. – Pisnął niczym przerażona panienka.

 Biegł na oślep, a bestia w postaci pająka zaczęła pluć w jego stronę jadem, gdy nie mogła go dogonić. Kiedy olbrzymi pająk nie nadążał za zwinnym grabarzem, zaczął strzelać doń z nici, aby spowolnić bądź spętać i otruć nieszczęsnego Virsta.
– Czemu pająk?! – krzyknął, uskakują przed kolejną parującą, trucizną pajęczą siecią. 

Kiedy dzięki szczęściu, doprowadził do tego, że pająk musiał usunąć się na chwilę, wywrócił się o własne przypominające galaretę nogi. Gdy z obawy przed powrotem pająka, wstał, podpierając się na rękach, zobaczył przed sobą kolumnę, że... swoimi rzeczami? Cóż, raczej nie mogłoby być to nic innego, bowiem, co w podziemiach robiłby katowski miecz, uniform grabarski z Czarnego miasta oraz jego roślinki. Kiedy był już w odpowiednim miejscu i na odpowiedniej wysokości, pająk znów się pojawił, zeskakując na grabarza z zaskoczenia z mrocznego kąta na suficie. 

Aby uniknąć zmiażdżenia przez ogromne cielsko, postarał się chwycić przynajmniej swój katowski miecz. Na jego szczęście, pająk przewrócił całą kolumnę i miecz znalazł się niedaleko Virsta. Sięgając go, uniknął przednich odnóży pająka wykonał zgrabnego fikołka, chwytając jednocześnie za rękojeść miecza.

Podniósł porządnie swój oręż, przykładając płaz miecza do swojej prawej skroni. 

– Choć tu ścierwo – powiedział, dysząc trudno, chcąc zapanować na trzęsącymi się nogami. Pająk zasyczał rozjuszony, po czym, cofając się lekko skoczył znów na grabarza. Dopiero teraz dostrzegł, że zarówno na głowotułowiu, jaki na odwłoku, znajdowały się wyryte twarze istot wykrzywione w bólu, rozpaczy, jak i przerażeniu. To były istnienia, które ta bestia pożarła, w wolnym oraz brutalnym dla ofiar procesie rozmiękczania kość i wnętrzności, które później wysysał, pozostawiając po nich jedynie pustą skorupę. Kiedy Virst mężnie, zablokował szczęki pająka ostrzem, patrzał bestii w czerwone ślepie, każde z nich czerwone, małe, plugawe i pozbawione jakichkolwiek uczuć. Pająk zasyczał jeszcze wścieklej, a włoski ochronne nad oczami maszkary, zjeżyły się, a Virst nabrał pewności w swojej postawie. Zaparł się mocno nogami i odepchnął bydlę od siebie, uskakując przed kolejnym atakiem szczęk z otwartymi kanalikami jadowymi, z których kapała złotawa ciecz, jaka przy zetknięciu z podłożem, tworzyła małe dziury. 

Kiedy poczwara chciała, po raz kolejny zaszarżować na grabarza, ten odwrócił sprawnie miecz w jednej dłoni, patrząc tylko i wyłącznie w ślepia pająka, które lśniły od gniewu, być może dlatego, że chciał odgadnąć intencje pająka albo pokonać swoją fobię i zetrzeć plugawą bestię w perzynę, za cały strach, jakiego najadł się w życiu przez pająki.

 Dopiero kiedy bestia miała się z nim zetknąć, zwinnie uskoczył i wznosząc miecz nad głowę, wbił ostrze między głowotułów a odwłok pająka, który po chwili miotania się w bolesnej agonii zmarł, wylewając ze swoich gruczołów jadowych, całą ich zawartość na podłoże. 

Virst, unikając palącego jadu, przeskoczył z drugiej strony odwłoku i przyklękając przy nim, położył dłoń na jednej z twarzy. Wyczuliwszy przepływ energii duchowej, wstał i szybko założył swój grabarski mundur. Klęknął na jednym kolanie przy zwłokach pająka, po czym odprawił odpowiednią modlitwę:

 Marau, patronie nasz,
Ty Boga Śmierci za Brata masz,
Oczyść Te dusze nieszczęsne,
Zabierz je Tam, gdzie nie skala ich zły świat.
Gdzie wśród potężnych bogów?
Wśród bóstw i muz, żyć będą wiecznie,
Jako oręż Twój,
O! Najszerszy Panie mój.
Ja sługa, Twój wierny
I jedynie chce, zasilić Twe zastępy
.

Ciało pająka zostało skąpane, jasną łuną, a dusze nieszczęśników pożartych przez bestie, zostały zabrane. Grabarz jeszcze chwilę posiedział, albowiem, aby oczyści dusze z grzechów i wprowadzić je do służby, patrona grabarzy. Potrzebna była siła oraz magiczna moc Virsta, a przekazanie takiej liczby śmiertelników nawet konia, by z nóg zwaliło.

Szybko się jednak pozbierał i zabierając swoje rzeczy, rozejrzał się po punkcie, w którym się aktualnie znajdował. Zdążył już wybrać sobie ścieżkę, która zapewne jak się później dowiedział prowadziła donikąd. Nagle usłyszał wolno bijące oklaski odbijające się echem od ścian. 


– Brawo! Poradziłeś sobie ze swoim zadaniem koncertowo – powiedziała nagle wyłaniająca się znikąd postać, wampirzego szlachcica. 

– A Ty tu skąd? – zapytał burknięciem Virst, po chwili osłupienia i głupkowatego przyglądania się wampirowi. 

– Aaa, patrzałem jak Ci idzie. Szczerze, myślałem, że spękasz w walce z Tym pająkiem. A jednak dałeś radę – stwierdził. Po tych słowach Virst cisnął w niego nasionem Sicki, jednakże Atropa przeniósł się w inny punkt, niwecząc plan grabarza, o ile jakiś miał – marnujesz ziarna tak pożytecznej rośliny? – zdziwił się wampir, wciąż spokojnym głosem. 

– Czego chcesz? – zapytał, Virst, zaciskając pięści
– Hmm, szukam odpowiedniego sprzymierzeńca. A o Tobie słyszałem to i owo, więc chciałem Cię przetestować – wyjaśnił bez niepotrzebnego, mielenia ozorem po próżnicy  

– przetestować, co to znaczy?
– Wiesz, nie ma lepszego egzaminu na twardość i odwagę, niż stawienie czoła swoim lękom – powiedział – jeżeli chcesz, wiedzieć więcej, choć ze mną. Jeżeli nie, krąż w Tym labiryncie, aż umrzesz. Jaka jest twoja wola? 

Virst prychnął pogardliwie.

 – A jeżeli, nie zgodzę się na współprace?
– Wyssie Cię, do zera jak sobie tego życzyłeś – powiedział hrabia – więc? 

Grabarz pominął fakt, że wcześniej też, ten sam wampir obiecał mu wolność, chyba że wolnością było pozbawianie go życia albo pomoc w jego sprawach... – stwierdził w myślach. Przystając na układ z wampirem, który przeniósł ich do wygodniejszego pomieszczenia.

Continue Reading

You'll Also Like

57.7K 1.1K 35
Miracle Deveraux Kind, forgiving, caring, smart and overall an amazing person. One of the nicest people anyone could get the pleasure of knowing. Bu...
1.8M 118K 26
#Book-2 in Lost Royalty series ( CAN BE READ STANDALONE ) Ekaksh Singh Ranawat The callous heartless , sole heir of Ranawat empire, which is spread...
285K 13.8K 61
My name is Alex Cruz, I'm a omega, so I'm just a punching bag to my pack. But Emma, Queen of werewolves Sam, queen of dragons Winter, queen of vampi...
3.2M 71.3K 46
"We want you home Sorella" Mason said to me. "I couldn't give two shits what you want." I said back. He looked pissed. I could feel someone coming...