Filary świata - Imperium śmie...

IlvesSerpents द्वारा

882 344 465

Klasyczne fantasy, przygoda chłopaka wywodzącego się z podłego cechu, którym gardzi każdy okazuje się niezbęd... अधिक

Prolog
Czeladnik grabarza
Nowa podróż, stare kłopoty
Grabarze
Primo nocti
Upiorny cmentarz
Grabarski mistrz młota i magii
Grabarska magia vs szkielet maga
Kłopoty markiza
Władca czarnego miasta
Cmentarna kapliczka
Niespodziewana wizyta
śmierć Agona
W mroku
Prawdziwa forma Taszy
Wężowe bóstwo
Pogrzeb
Rada mistrzów
Spory rodzinne
Podróż z wężowcem
Przed księgą
O stworzeniu
Podróż pana miasta
Grabarska magia
Cmentarne zielarstwo
Walka Taszy
śmierć z dna
Nawiązanie współpracy
Kuroi Roze
U Dobrochocza
Przeszłość Virsta
Szczurzy król
Upiorna noc
Wędrowiec
Wędrowni grabarze
Decyzja
Walka w świetle księżyca
Wspólny bój
Odsiecz
Festyn
Piosenka cechowa
Labirynt
Zabawa
Trening w zakonie
Urodziny
Wszystkie drogi prowadzą do stolicy
Arachnofobia
Historia pewnej znajomości
Nowy cel
Sejm nekromantów
Polowanie
Uliczne starcie
Podróż
Las na pustkowiu
Pani lasu
Co Virstowi w duszy siedzi
Plan
Powrót do domu
Kolejna draka w nekromanckiej stolicy
Rodzeństwo znowu razem
Wyznaczona trasa
Rara Avis
Decydujący pojedynek
Blask księżyca
Przejście milczących grzybów
Podziemia i przestworza
Zlecenie niebiańskiego strzelca
Zemsta
Mistrz cechu

Polowanie na wampira

7 4 0
IlvesSerpents द्वारा

Virst, wylał na swoje już mocne i dobrze zbudowane ciało, wiadro zimnej wody.

-Cześć! -Przywitała Tasza, pojawiając się z zaskoczenie w kącie pokoju. W pierwszej chwili wyprostował się, biorąc gwałtowny haust powietrza w płuca, zaraz jednak wypuścił je, odwracając się do dziewczyny.

-Późno wpadłaś. -Stwierdził. -Teraz zostajesz łowcą? -spytał i zaśmiał się cicho.

-Pff, nie bawią mnie już takie sprawy. Słyszałam o Tobie to i owo, więc przyszłam przekonać się, czy to prawda -powiedziała, bacznie przyglądając się chłopakowi, którego ręka sięgała po zwój, w którym wbity był sztylet.

-Mam nadzieje, że Cię nie zawiodę, Pani śmierci -powiedział spokojnie, nabierając coraz pewniejszej postawy do ataku.

-Jakiś Ty pochlebny -stwierdziła, przykładając, sobie jedną dłoń do policzka. Drugą zaś rękę, wyciągnęłaby przyzwać do siebie kosę. Moment, materializowania się broni dziewczyny, Virst uznał za najbardziej idealny by przystąpić do ataku.

Pochwycił więc zwój ze sztyletem i ogromny miecz stojący pod ścianą, zdążył jeszcze pochwycić kilka toreb z roślinami. Wiedział, że nie miał szans w walce, z Taszą w zamkniętym pomieszczeniu, więc wycofał się do drzwi, wyciągając ostrze z pergaminu, rozwinął zwój tworząc pieczęć i dobywając miecza.

Szeroka klinga, przez której środek przeplatały się ze sobą, rzędy drobnych run. Zalśniła, powlekając i siebie, jaki właściciela, fioletową łuną. Objął klingę obiema dłońmi, tak by ostrze skierować do dołu, po czym zaczął mruczeć:

Ostrze przecina wiatr

Zimna stal stanowi serce

Do celów obrony, stworzone,

W twardych dłoniach umieszczone.

Oddaj mi więc we władanie, wszystkie miecze.

I ocal, me serce waleczne!

W koło Virsta pojawiły się wirujące ostrza, jakby kopie tego, które miał w dłoniach. Przy uderzeniu, kosy śmierci, której ostrze skierowane było do szyi grabarza, wirujące miecze złożyły się na coś w rodzaju tarczy.

Kosa wadząc o nie, wytworzyła iskry, zmuszając Taszę aby przyjęła mocniejszą pozycję i przyłożyła się nieco bardziej do walki.

-Niezgorsza sztuczka -przyznała z widocznym zadowoleniem -ale jak sobie poradzisz, z moją mocą? -zapytała i nie puszczając ani nie zmniejszając nacisku na kosę, zebrała trochę energii duchowej do wolnej dłoni, po czym uderzyła nią w Virsta. Tak, że tarcza osłaniająca Virsta rozsypała się w drobny mak, a sam grabarz z hukiem wyleciał z drzwiami na korytarz, wbijając się nieco w ścianę.
-Oj słabiutko, z twoją wytrzymałością Virst -stwierdziła krytycznie -jeszcze, nie zmieniłam formy i już, jesteś na ścianie niczym mucha -pokręciła głową, robiąc zamach swoją kosą. Blondyn odkaszlnął, porządnie i zaczął się cicho śmiać, kiedy odkleiła go od ściany, lekkim podniesieniem jego ciała, ostrzem swojego oręża.

-Nie co dzień, śmiertelnik jest wyzywany na potyczkę ze śmiercią -zauważył, sięgając po swój miecz i broniąc się jego płazem, przed następnym atakiem Taszy.

-Może i racja, ale czy to nie jest tak, że to właśnie śmiertelnicy chcą pokonać śmierć? -zapytała. -Wszędzie znajdzie, się jakiś głupiec chcący wyzwać mnie na pojedynek, aby „nigdy nie umrzeć". Ty nie chcesz?

-Po co mi to? Widywałem Cię na co dzień -powiedział, zadając jej solidnego kopniaka w żołądek, po czym odepchnął ją wstając natychmiast - żyje zasadą, że najciemniej jest pod latarnią. -Odparł -im bliżej, Ciebie będę Tym później mnie skasujesz no nie? -odpowiedział pytaniem.

Parsknęła i obracając kosę rozproszyła ją.

-Masz dobry tok myślenia -odpowiedziała po chwili -słyszałam, że zapuszczasz się na wampira, grasującego w tej okolicy. Więc po starej znajomości, nie skręcę Ci jeszcze karku. -Zadecydowała z łaskawym spojrzeniem -no i narobiłam rabanu, a wiedz, że nie lubię zbiegowisk wokół mojej osoby -powiedziała, zbierając się do odejścia.

-Poczekaj! -krzyknął za nią -czemu nie masz naszego uniformu? -zapytał, kiedy się odwróciła.

-Bo byłam..., że tak to ujmę. Na małych wakacjach -odparła -trzymaj się, niedługo znów Cię odwiedzę. -Powiedziała i zniknęła. Virst westchnął i musiał wytłumaczyć wszystkim, którzy z powodu huku zgromadzili się na polu krótkiego sparingu, że wybuch był spowodowany, nieudanym eksperymentem, nad którym spędzał ostatnio czas. Na szczęście wszyscy łyknęli tę bajkę. Mógł więc spokojnie przyszykować się do polowania na wampira.

* * *

Po opatrzeniu ran, do wieczora był zajęty sprzątaniem bałaganu, jaki pozostawiła po sobie śmierć. – Drzwi, na razie zastąpił wypadniętymi drzwiczkami od szafy by mieć nieco prywatności. Mimo nie porządku, jaki jeszcze był, wewnątrz izby. Jedynymi rzeczami, jakie nie ucierpiały w tej szybkiej potyczce, były kwiaty i naszykowany uniform grabarski. Siadając na brzegu łóżka, przyjrzał się rozwieszonym rzeczą. Szpadel oparty o ścianę przesunął się by zaraz gruchnąć na ziemię.

-Czas ruszać -stwierdził, ubierając dawno nieużywany uniform grabarski. Stanął przed lustrem -trzeba będzie, wrócić -westchnął, stwierdzając, że rękawy już nieco przykrótkie, a symbol na płaszczu niemal wyblakł. Nim wyszedł, odciął rękawy, by nie utrudniały mu pracy.

Miecz umieścił na plecach, sakwy z roślinami przy pasku a szpadel wziął w rękę. No i wziął kilka, dwa zwoje, chowając je pod płaszczem. TO jego pierwsze wyjście poza mury zakonu od pół roku.

Nim jednak, wybył na cmentarz skierował swój krok do stajni, bowiem ostatnim razem jak był w mieście kupił sobie, śmigłego wierzchowca, którego sam wyhodował.

Było to wynaturzenie roślinne, noszące powszechną nazwę Lamia Plująca.

Zwierzę było porośnięte, zielonymi piórkami, posiadało jednak cztery niczym lew, łapy, w kolorze miętowym, tak samo, jak pióropusz dumnie sterczący na czubku małego łebka, tak samo, jak u pawia. Zwierzę to posiadało też skrzydła, jednakże mało kto uważał by służyły do latania, trzeba by nadmienić również, iż skrzydła stanowiły liście o blaszkowatym kształcie i oleistej powierzchni. Stosunkowo do reszty ciała wydawały się drobne i niepozorne. – Dziób tego cudacznego stworzenia, nawet jak na frakcję cmentarną. Przypominał coś w rodzaju, tuby utworzonej z szerokich, porośniętymi drobnymi włoskami liści, o odcieniu malachitowym – czyli o głębokiej zielonej barwie.

-To co, Mięta? Powieziesz mnie na peryferie cmentarza? -zapytał. Głęboko osadzone oczy stworzenia, były niczym szmaragdy umieszczone w posągu, a w tej chwili rozjaśniły się do przyjemnego jasnozielonego koloru, a łeb Mięty parokrotnie schylił się i wyprostował dumnie na szerokiej, choć krótkiej, porośniętej mchem szyi. Virst uśmiechnął się i poklepał wierzchowca po twardej łopatce. Założył jej na pysk, specjalną uzdę oraz siodło, do którego juków wsadził szpadel. Wsadził nogę w strzemię i wskakując na grzbiet, swojej Lamii zawrócił ją do bramy. Zobaczył kątem oka, zawijający się chudy ogon zakończony szaro zielonym pędzelkiem.

-Dobra Miętko, prosto na cmentarz. -Powiedział, spinając cugle ruszył średnim tempem przez, zatapiające się w mroku Kuroi Rose kierując się, ku zachodniej bramie, prowadzącej prosto na cmentarz. -Może, pora bym zmienił broń, co Miętko ? -Zwrócił się do swojego wierzchowca, który wydał z siebie odgłos podobny do odgłosu polującego, wielkiego kota.

* * *

W wyznaczone miejsce, w którym grasował wampir, jaki zmusił, grabarza do wycofania się w mury zakonu łowieckiego, by się nauczyć lepiej walczyć. – Jednakże, po drodze, jego miecz oraz szpadel, nie były bezużyteczne. Zaś jego Lamia, zwinnie skakała po niektórych nagrobkach i niekiedy wznosiła się ponad głowy swoich wrogów, aby wypluć na nich kulę kwasu roślinnego.

Kiedy przebiegło przed nim, stado szczurów wstrzymał lamię i zszedł z jej grzbietu.

-Miętko, chcesz iść ze mną czy zabawisz się tutaj? -zapytał. Stworzenie w odpowiedzi odskoczyło do jednego z nagrobków i siadając zamarło jak skamieniałe. Blondyn uśmiechnął się, na ten widok. Wbił szpadel obok siebie, po czym wyciągnął z jednej z mniejszych sakw, ususzoną łodygę. Rozgniótł ją lekko w palcach i mrucząc jakąś rymowankę, stworzył stopą symbol światła, umieszczony w kole, by następnie rzucić w niego fragment rośliny.

Złożył nad nią dłonie i przymknął oczy nie przestając rymować, runa światła wraz z fragmentem rośliny, zaświecił się.

-Tarda leseli - dokończył rytuał. W ziemi pojawiła się po chwili wnęka, z której wyskoczyła mała, sięgająca do połowy łydki Virsta roślinka. Stała na dwóch strzępiastych, szpiczasto-jajowatych liściach. Posiadała prostą łodygę, z jakiej poniżej żółtego kielichu wyrastała jeszcze jedna para liści.

Roślina uniosła je i pomachała nad kielichem, z którego rozlało się światło. Virst chciał już wejść do krypty, gdy nagle usłyszał za sobą znajome warczenie, przerywane mlaskaniem i zlizywaniem śliny. Chwycił szpadel, chcąc oddzielić głowę od reszty ciała, ghula. Jednakże, z chwilą jego obrotu oraz jednoczesnym skoku ghula na niego, Mięta plunęła kwasem w głowę umarlaka. – Po czym Lamia doskoczyła do stwora przygniatając cherlawe, sine ciało nieumarłego, całą swoją masą rozdrapując jego grzbiet, ostrymi pazurami.

Virst uśmiechnął się i podniósł przerażonego kwiatka, chowającego się za jego nogami, po czym usadowił go sobie na ramieniu.

-Nie bój się -powiedział spokojnie, odwrócił się jeszcze w progu -baw się dobrze Miętko -rzucił i zniknął wchodząc w niezgłębiony mrok, walącej się przez zaniedbanie kaplicy. Tym samym, rozpoczynając polowanie na wampira.

* * *

Krypta, do której zapuścił się Virst, gdyby nie parę zmurszałych i rozwalających się szkieletów, leżących pod ścianami oraz kilku przegniłych trumien, czy rozbitych urn z prochami, byłaby całkowicie pusta.

-Ciekawe... -zaśmiał się blondyn, przymykając oczy jakby w zadumie -raczej nie pora, by wychodził na łowy. Przecież mieliśmy umowę -stwierdził. -No, chyba że jest tak stary, że ciocia skleroza wreszcie go dogoniła -przechylił głowę, dopuszczając do siebie taką możliwość.

Jednak kiedy zszedł na poziom niżej, z ostatniego kamiennego schodka ześliznął się, a jego buty zanurzył się gwałtownie w jakieś cieczy.

Kiedy stanął pewniej na gruncie kwiatek, z jego ramienia zeskoczył i zaświecił na moment trochę jaśniejszym światłem, pod nogi grabarza. Virst spojrzał w kałuże i wyciągnął z niej nogi przykucając obok.

-Fuj -wzdrygnął się, czując zapach substancji. Nie mógł jednak rozpoznać cieczy po zapachu i kolorze, albowiem była w kolorze cienko zaparzonej, czarnej herbaty nizinnej, która po zalaniu wodą przybierała barwę brzoskwiniową. Mimo przykrego zapachu uśmiechnął się nieco, albowiem jego ostatnia dziewczyna nosiła, bieliznę w takim albo zbliżonym kolorze. Umoczył palce w kałuży, która okazała się być plamą czegoś gęstszego. Zbliżył palce do nosa, po czym wykrzywił się, wycierając śluz o ścianę.

-Gluty...-westchnął, spojrzał na swoją chodliwą latarnie -co mogło się, tak wysmarkać ? -Zastanowił się, sadowiąc kwiat na ramieniu.

Przechodził właśnie przez kolejne piętro, na którym nic nie znalazł.

-To zaczyna być nienormalne! -satwierdził poirytowany całą tą sytuacją, do tego stopnia, że chciał się zawrócić, wyjść z krypty i ruszyć dalej na cmentarz.

Uczyniłby tak zapewne, gdyby nie dwa stwory, bardziej wyprostowane i jak widać rozwinięte niż ghule czy ghasty, lecz o podobnej sino-szarej kolorystyce, trzymające się za ramiona i zataczające od jednej ściany do drugiej.

Kwiecistej latarni Virsta opadły liście, a sam grabarz nie mógł się nadziwić – bowiem nawet w książkach nie zetknął się z pół wampirami, które spiły się krwią innych istot. – Wywnioskował to z szablo-zębnego, martwego królika bagiennego trzymanego przez jednego z umrzyków.

-Te, patrz jakiś żywy się przypałętał. Ssiemy? -zapytał jeden zatrzymując się, podpierając się o ścianę ze cztery kroki przed grabarzem. Umrzyk trzymający królika stanął, pół kroku przed swoim towarzyszem i na chwiejnych nogach podniósł królika do ust, zatapiając w nim swoje małe kiełki.

-Pewnie, bo się skończyło. -Stwierdził, ścierając resztkę krwi zwierzęcia, jaka ciekła mu wolno po sinej brodzie, po czym odrzucił szczątki królika w bok i skierował swoje ostre, pożółkłe pazury w stronę grabarza.

-Po raz pierwszy w życiu widzę, pijane trupy. -Zaśmiał się pod nosem, doprowadzając się do porządku i chwycił porządnie szpadel. -Raczej nie powinienem, mieć z otumanionymi wampami problemu. -Mruknął, trochę niepewny swojej decyzji rzucając się na trupy.

-Uuu, grabarz... Musimy pana rozczarować - powiedział wampir spod ściany i zatrzymując ostrze szpadla jedną swoją łapą, wytknął chłopakowi język -ale nas już dawno, pochowano.

-Więc raczej nie możesz nas pochować ponownie nie? -zapytał drugi, pomagając przyjacielowi.

-Heh...- wzruszył ramionami. -a słyszeliście, o czymś takim jak ekshumacja ? -Spytał i wyciągnął miecz, robiąc nim ciężki zamach odciął jednemu krwiopijcy głowę, a drugiego pchnął szpadel. Wbił miecz w ziemie, po czym szybko wyciągnął z innej sakwy, dwie wysuszone łodygi z kolcami, po czym wbił je w kletki piersiowe wampirów. Wykonując pieczęć i mrucząc stosowną rymowankę, w ciałach powoli odradzających się pół wampirów, zaczęły rosnąć wijące się, kolczaste pędy oplatające ich ciała.

-Ognio-krzew. Jak zwykle niezawodny. -stwierdził, podniósł miecz oburącz i usadowił go na plecach, następnie wziął kwiat i szpadel na ramię.

Ruszając w dalszą drogę, która była usłana coraz ciekawszymi przypadkami, zataczających się trupów, dotarł do zejścia na niższy poziom. Nim jednak, odważył się zejść sprawdził co mu zostało w sakwach.

-Hmm, widzisz mały, jeszcze dwa pędy ognio-krzewu, garść nasion Sicki, dwa liście Perski, i parę nasion błyskotki mlecznej -westchnął i zaczął nasłuchiwać. Do uszu grabarza, dobiegł nieco odległy, stłumiony przez grube, kamienne ściany gwar. Jakby szczęk kość i szkła, wydało mu się to co najmniej dziwne. Odetchnął kładąc ręce na płaszczu, jakby chciał sprawdzić zawartość kieszeni nie wyciągając z nich niczego. -No i dwa zwoje... Musi nam wystarczyć -uśmiechnął się do swojej latarni.

* * *

Kiedy zszedł na niższy poziom, zamknął oczy bowiem poczuł, że znów w coś wdepnął. Na twarzy grabarza, pojawiła się ścierpnięta mina przełykając mocno ślinę, spojrzał w dół.

-Cholera -mruknął. Tak jak myślał, stając mocno w butach na podłodze zgniótł czaszkę, jakiegoś miękiszowego umrzyka - coś mi się widzi, że długo będę je czyścił -stwierdził, wyciągając z żółtawej mazi oraz papki, z mózgu, krwi oraz kości jedną nogę. Na szczęście udało mu się powstrzymać odruch wymiotny. Kiedy nieopatrznie skierował swój wzrok, na i tak martwe ciało zobaczył, że wije się ono jeszcze w drgawkach. Widać umrzyk był jeszcze, całkiem świeży, kiedy grabarz wdepnął mu w głowę i w tak niegodny sposób pozbawił drugiego, życia bez duszy.

-Po raz pierwszy będę miał trupa na sumieniu -stwierdził, po czym rzucił w i tak gnijące już trzewia nasiono Sicki.

Wyrastające z trupa korzenie, wbiły się w ścianę i zaczynając się świecić na czerwony kolor pochłaniały martwe ciało. Zaś na kłączach wyrosły równie czerwone kulki, im więcej soków z umrzyka wchłoną tym większe się stawały.

Virst, poczekał aż po miękiszowym trupie nie zostanie nawet śladu, następnie szybko pozrywał, osoce Sicki i ostrożnie schował do największej sakwy. Roślina zaś osunęła się w ścianę.

* * *

Zaczął mieć dobry humor, sam nie wiedział, z jakie powodu. Nawet w jego własnym odczuciu, nie powinien mieć chęci gwizdania znanego przeboju grabarskiego. Kiedy dotarł do rozgałęzienia, intuicyjnie skręcił w prawo.

Wkrótce, znalazł powód swojego dobrego nastroju i chęci śpiewania, zwycięskiej piosenki z festynu grabarskiego. Im bardziej zapuszczał się w głąb mrocznej czeluści, tym wyraźniej słyszał odbijającą się od ścian muzykę. Zdziwił się tym nie mało, bo kto normalny urządzałby próby koncertowe, dobre sto metrów pod ziemią ?

Po kolejnych kilku kwadransach dostrzegł pomarańczowe, migotliwe światło. Grabarz, nie wierząc własnym oczom przetarł, przystaną i przetarł oczy.

-Mnie już chyba nic nie zdziwi. -Stwierdził. Jednakże to było jedynie pobożne życzenie do Marau, kiedy pokonał połowę korytarza zgasił swoją latarnie.

I przylegając do ściany, ostatnie metry pokonując niemal na palcach. Dochodząc do końca korytarza, zamarł wytrzeszczając oczy.

W ostatniej komnacie było najjaśniej i najgłośniej. Na całej sali, balowały szkielety, ghasty, zszywańce, zjawy oraz wampiry. Krew, woda z bagien, przerobione drzewo z kawałkami mięsa – lały się niemal strumieniami, niczym miód z trollowych zapasów albo trzepimorda, na stypie, kiedy grabarz odpowiedzialny za doprowadzenie sztywnego do dołu, i dopilnowanie by nigdy więcej nie wstał jest zaproszony na imprezę.

Grabarz, niemal nieprzytomnym z wrażenia wzrokiem omiótł całą salę. Pod lewą ścianą, dostrzegł zespół składający się z dwóch gitarzystów i perkusisty, składający się z samych szkieletów. O ile gitarzyści nie wyglądali niezwykle, jednakże perkusista, oderwał sobie dwie kości piszczelowe i nimi wybijał rytm.

Virst niemal zemdlał, nim jednak padł bezwiednie na zimną posadzkę, widać stał za nim jakiś kościej, który teraz subtelnie położył swoje nagie paliczki na jego barku. Zastukał swoją szczęką w wesoły sposób, jakby się śmiał.

Virst odskoczył na bok, po czym przywarł do ściany, albowiem stał przed nim, kościej ubrany w luźną, fioletową togę z akcentami złota i różu. Zaś na czaszce, złoto-fioletowy turban, z puszystym gęsim piórem na środku. Oczodoły szkieletu były pomalowane fioletowym brokatem.

-Jam jest...wróżbita kościej...- powiedział niemal z namiętnością -mogę Ci... powróżyć -tymi słowami się delektował. Grabarz niemal opuścił swoje narzędzie pracy, ale potrząsnął głową, starając się nie parsknąć śmiechem, na widok wróżbity.

-Bardziej od wróżby, wolałbym się dowiedzieć co Tu się dzieje? -Wskazał salę. Kościej machną, chrzęszczącą dłonią w niewieści sposób.

-A to? To są urodziny, hrabiego Atropy Belladonna herbu jagodowego liścia -powiedział.

-Więc tak nazywa się ten starszawy wampirek - mruknął. - a ile mu stuknęło ?

-Czterysta pięćdziesiąt -odpowiedział szkielet.

Spojrzał na kościeja o niewieścich ruchach.

-Mam jeszcze jedno pytanie... - zaczął znów, starając się nie parsknąć śmiechem.

Szkielet spoważniał i poprawił opadający turban oraz przyklapujące pióro. Założył ręce na torsie.

-Pytaj więc, od tego tu jestem.

-Skąd kolor takich szat? -spytał -przecież jesteś no...

-Martwy? - zapytał -taa, ale podobały mi się te fatałaszki, pasowały mi pod kolor oczodołów. A teraz może, postawisz mi porcje, pierogów z trolla?

Grabarz zatkał sobie usta.

-Oczywiście  -pokiwał głową, po czym razem zeszli na imprezę.


_______________

Bajang - Wampir z terenów Malezji. Przybiera formę ogromnej jaszczurki. Mógł być niewolnikiem czarownika i na jego polecenie zabijać. Niektóre rodziny były prześladowane przez Bajangi z pokolenia na pokolenie

Atropa Belladonna - wilcza jagoda

पढ़ना जारी रखें

आपको ये भी पसंदे आएँगी

916K 31.1K 111
When Grace returns home from college, it doesn't go like she thought it would. With her past still haunting her everyday choices, she discovers a sid...
8.3K 121 20
Agony ✔︎ Anakin Skywalker Being the younger sister of a Senator was random for Evelyn. She would always be there for her sister as for following her...
139K 530 40
Smut 18+ ONLY! ⚠️WARNING⚠️ ⚠️CONTAINS MUTURE CONTENT⚠️ ⚠️VERY SEXUAL 18+⚠️ 22 year old Raven Johnson is just going to her yearly doctors appointment...
185K 480 107
Erotic shots