Złączeni umową

By KatherinaSomnians

171K 3.8K 136

On- brutalny szef mafii. Ona- zimna zabójczyni. Czy może połączyć ich coś więcej niż tylko nienawiść? More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 2- część II
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 4- część II
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 7- część 2; Rozdział 8
Rozdział 8- część II
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 11- część II
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 14, część II
Rozdział 15
Rozdział 15, część II
Rozdział 16
Rozdział 16, część II
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 20- część II
Rozdział 21, Epilog

Rozdział 17

5.7K 105 2
By KatherinaSomnians

Luiza

-Czas wstawać- poczułam delikatne szarpanie za ramię.

-Ale po co?- Jęknęłam w poduszkę.- Mam nadzieję, że nie każesz mi już pierwszego dnia małżeństwa iść do pracy.-Do moich uszu dobiegł jego śmiech.

-A co ty na to żebyśmy polecieli dziś w naszą podróż poślubną?- Poderwałam się nagle.

-A gdzie?- Spojrzałam na niego zaintrygowana. 

W ciągu swojego niezbyt udanego życia poza kilkoma wyjazdami "służbowymi" i moją niedawną ucieczką nie miałam okazji na podróżowanie. Nic więc dziwnego, że tak mocno zainteresował mnie cel naszej wyprawy. 

-To niespodzianka. Ale czas już wstawać inaczej nici z wyjazdu.- Ruszył w stronę łazienki.

-Muszę wiedzieć co spakować- krzyknęłam za nim.

-Tym się nie martw. Ubrania nie będą Ci potrzebne- mruknął, gdy weszłam za nim do pomieszczenia. 

-Ej- uderzyłam go lekko w bok.

-Żartowałem, spakowałem Ci walizkę. Szykuj się, za pół godziny wychodzimy- powiedział, ruszając pod prysznic. 

Nie tracąc więcej czasu poszłam się ubrać i zjeść szybkie śniadanie. Chwilę później siedzieliśmy już w samolocie popijając drinki. Obserwowałam przesuwające się po niebie chmury, ciesząc chwilą spokoju. Przymknęłam oczy, odpływając w niebyt.

-Po czym jesteś taka niewyspana?- usłyszałam wesoły głos mojego męża.

-To wina tego przystojnego bruneta, który gdzieś się tu pałętał-wyszeptałam z zamkniętymi oczami.

-Na pewno będzie zadowolony, że uznałaś go za przystojnego.

-Mhmm. Choć pewnie doskonale zdaje sobie z tego sprawę. 

-Z całą pewnością-mruknął, całując mnie w policzek. Uśmiechnęłam się i zadowolona zasnęłam. Otworzyłam oczy, czując jak coś ciężkiego gniecie mój brzuch. 

-Ned, ręka- jęknęłam, zauważając powód moich niewygód. 

-Mhmm- burknął tylko przyciągając mnie jeszcze bliżej do siebie.

-Gdzie jesteśmy?- zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Witamy na Hawajach.- Otworzył oczy w których skrzyła się radość.

-Jej!- Zaklaskałam w dłonie z podekscytowania. 

Szybko zerwałam się z posłania i ruszyłam do leżących na podłodze walizek szukając w nich jakichś wygodnych ciuchów do przebrania. Znalazłam przewiewną sukienkę i ruszyłam do łazienki, aby się wyszykować do wyjścia. Po paru minutach byłam z powrotem.

-Idziesz ze mną? Czy zamierzasz spędzić w łóżku cały dzień?- spytałam zabierając ze sobą okulary słoneczne i telefon.

-Tylko jeżeli spędzisz go w nim ze mną- odpowiedział z szelmowskim błyskiem w oku. 

-Nie ma takiej opcji. Zamierzam spalić się na wiór na plaży.

-W takim razie nie mam wyboru. Idę z tobą- mruknął podnosząc się z łóżka. Złapał mnie za rękę i zgodnie ruszyliśmy na zewnątrz, gdzie zalał mnie żar ciepłego powietrza. Od razu schowałam się za okularami, szczerząc się jak głupia na widok przepięknej plaży i spokojnego oceanu. 

-Jak tu pięknie- szepnęłam podziwiając widoki.- Dziękuje- dodałam spoglądając na Neda.- Nie spodziewałam się, że pojedziemy w podróż poślubną. I to w dodatku w tak piękne miejsce.

-Należą nam się krótkie wakacje po tym wszystkim co przeszliśmy.-Wzruszył ramionami.- Idziemy do wody?- Zmienił szybko temat.

-Jeszcze pytasz?- odpowiedziałam zrzucając ciuchy i biegnąc w stronę przejrzystej tafli. Cały dzień spędziliśmy na plaży a wieczorem brunet zabrał mnie na kolacje do klimatycznej restauracji w której zaśmiewaliśmy się do rozpuku opowiadając sobie historie z dzieciństwa. Obojgu służył nam ten klimat. Jeszcze nigdy nie widziałam Neda tak zrelaksowanego. Kompletnie nie przypominał siebie z Nowego Jorku. Tam był spięty i cały czas czujny. Tu wydawał się zrelaksowany i szczęśliwy. Chciałabym go częściej takiego oglądać.

-Dziękuje Ci za cudowny dzień- rzekłam wchodząc z nim do naszego domku.

-Najlepsze jeszcze przed nami- mruknął zaciągając mnie do łóżka. 

Ranek przywitał nas słońcem dobijającym się do naszych okien. Otworzyłam oczy, nie mogąc się już doczekać kolejnego dnia na plaży. Szybko wygramoliłam się spod mafioza, który opatulał mnie niczym bluszcz i udałam się na poranną toaletę. Gdy skończyłam mężczyzna już nie spał i patrzył na mnie ciemnym z pożądania wzrokiem.

-O nie mój królewiczu, ja idę na zewnątrz. Nie zaciągniesz mnie z powrotem do łóżka- rzekłam ze śmiechem. 

-Jak możesz być taka okrutna?- spytał z udawanym żalem, na co ja tylko wzruszyłam ramionami i już mnie nie było. Bałam się, że jakbym została z nim choć trochę dłużej mógłby mnie przekonać do pozostania a chciałam korzystać z tego, gdzie się znajdowaliśmy. Musiałam przyznać, że uwielbiałam Hawaje. Położyłam się wygodnie na rozłożonym kocu i przymknęłam powieki rozkoszując się gorącym klimatem. Po chwili usłyszałam odgłosy świadczące, iż ktoś kładzie się obok. Zaciekawiona uchyliłam powieki i zauważyłam przystojnego mężczyznę. Jeszcze do niedawna zrobiłby on na mnie ogromne wrażenie, a teraz w głowie miałam tylko jednego natrętnego, wkurzającego faceta. Chyba za bardzo wkręciłam się w to udawane małżeństwo. 

-Witam, jestem Nicolas- przedstawił się blondyn spostrzegając, że na niego zerkam.

-Luiza- odpowiedziałam z uśmiechem podając mu rękę.

-Nie widziałem Cię wcześniej. Długo tu jesteś?

-Nie, dopiero od wczoraj.

-Tak myślałem. Nie zapomniałbym tak pięknej twarzy- puścił do mnie oczko.- Może dałabyś się zaprosić na drinka?- dodał.

-Nie wiem czy to dobry pomysł. Mój mąż mógłby być niezadowolony.- Mina mu trochę zrzedła.-Jak zawsze. Jak ładna to zajęta. Nigdy nie znajdę sobie dziewczyny- jęknął rozpaczliwie, czym mnie z lekka rozbawił.

-Nie martw się w końcu ci się uda.

-Myślisz?- zadał pytanie patrząc na mnie żałośnie.

-No jasne. Przystojniak z Ciebie- rzuciłam na co cały aż pojaśniał.

-To może jednak dasz się zaprosić na drinka. Bez zobowiązań, nie będę Cię podrywał- dodał szczerząc się.

-Zobaczymy. Skąd jesteś?- spytałam, aby zmienić temat.

-Stąd. 

-O, zaskoczyłeś mnie. Myślałam, że jesteś przyjezdny jak ja.

-W sumie to masz trochę racji. Od dzieciaka marzyłem, aby zamieszkać na Hawajach. I od pół roku jestem dumnym mieszkańcem tego zakątka świata- opowiedział leżąc na brzuchu i patrząc mi w oczy.

-Luizo?- usłyszałam za sobą groźny głos mojego mafioza.

-O jesteś- spojrzałam w jego stronę zasłaniając oczy dłonią, aby w ogóle cokolwiek widzieć.- Właśnie sobie gawędziłam.

-A kto to?- wskazał palcem na blondyna.

-To Nicolas. Nicolas poznaj mojego męża, Neda.

-Miło mi poznać. Masz przepiękną żonę- zwrócił się w jego stronę Hawajczyk.

-Wiem- odwarknął brunet, podnosząc mnie na siłę z rozłożonego koca i bez słowa zaczął wlec mnie w stronę naszego domku. W pierwszej chwili zszokowana nawet nie zareagowałam tylko posłusznie szłam za nim. Dopiero po chwili ocknęłam się z szoku.

-Ned, co ty wyprawiasz?- Zatrzymałam się nagle. Ale on nic nie odpowiedział i chyba nawet nie poczuł, że się zatrzymałam, albo raczej próbowałam, bo on dalej ciągnął mnie za sobą. -Przestań! Stój! Co się dzieje?- Zadawałam mu pytania, próbując skłonić go do jakichś wyjaśnień.

-Co się dzieje?!- Warknął mężczyzna odwracając się nagle do mnie i puszczając moją dłoń, przez co o mało nie upadłam.-Zostawiam Cię samą na chwilę, a Ty już podrywasz jakiegoś typka. Pod moim nosem. Dopiero co za mnie wyszłaś, a już planujesz mnie zdradzać. Nie ze mną te numery. Już ja Ci pokaże co to znaczy małżeństwo z gangsterem- wyrzucał z siebie słowa jak torpeda.

-Czy ty siebie słyszysz?- zapytałam zszokowana.

-Tak, głośno i wyraźnie. Ale ty...

-Stój!- Przerwałam mu.- Nie masz prawa tak się do mnie zwracać. Nic nie zrobiłam. Nie zdradziłam Cię. - Wymachiwałam rękami przed jego twarzą, nie mając wpływu na swoją szaloną gestykulacje.- Nawet nie miałam tego w swoich cholernych planach! Po prostu rozmawiałam! A Ty!... Ty... oskarżasz mnie o zdradę?!-Kontynuowałam w niemałym szoku.

-A niby do czego to dążyło?- zapytał zimno, zakładając ręce, przez co jego imponujące bicepsy niebezpiecznie się powiększyły powodując u mnie jednocześnie strach i podniecenie.

-Do niczego- potrząsnęłam głową, wyrzucając z głowy zbędne myśli, o tym co mógłby mi zrobić tymi swoimi wielkimi łapami.- Ludzie czasami rozmawiają ze sobą. Ot tak. Nie zawsze musi za tym stać chęć uprawiania seksu czy osiągnięcia jakiegoś innego zysku. - Spojrzałam na niego wściekła.- Byłam z Tobą szczera, gdy mówiłam, że Cię nie zdradzę, dopóki będzie trwało całe to przedstawienie. Ale może nie ufasz mi bo sam kłamałeś w tej kwestii i bzykasz się po kątach z innymi. I teraz się boisz, że i ja robię to samo za twoimi plecami, co? Przyznaj się- rzuciłam hardo, mając nadzieję, że mi nie przytaknie. Ale on tylko milczał.- Czyli jednak- rzekłam smutno. -Taka jest twoja "wierność"- mruknęłam ironicznie i odwróciłam się od niego. Nie chciałam na niego patrzeć. Ruszyłam biegiem w kierunku domku. 

-Luizo, stój- dogonił mnie po krótkiej chwili. -Nie zdradzam Cię- powiedział cicho. 

-To dlaczego to wszystko? - zapytałam ze łzami w oczach.

-Chodź, usiądźmy- pokierował mnie w kierunku rosnących tu drzew, gdzie się rozgościliśmy, a on nerwowo przeczesał swoje włosy palcami.- Skąd to wszystko, pytasz?- Spojrzał na ocean.- Nie jest mi łatwo Ci odpowiedzieć na to szczerze. 

-Dlaczego?- ponownie zadałam nurtujące mnie pytanie.

-Bo mi naprawdę na Tobie zależy, jak na nikim do tej pory- przeniósł swoje spojrzenie na mnie.-Chcę być dla Ciebie dobrym partnerem, pragnę Cię uszczęśliwić. Wiem, że na Ciebie nie zasługuje. Nie powinienem prosić Cię, abyś została moją żoną, abyś chciała być ze mną. I za każdym razem jak widzę Cię z kimś innym uświadamiam to sobie jeszcze dobitniej. Boje się, że i ty zdasz sobie kiedyś z tego sprawę i mnie zostawisz, a ja znowu zostanę z niczym. Bez Ciebie to już nigdy nie będzie to samo. Nie wiem jak żyłem przed Tobą. Moje życie wydaje mi się puste, gdy nie ma Cię obok. Nie mam pojęcia jak ja miałbym sobie bez Ciebie poradzić. Te chwile, gdy leżałaś w szpitalu w śpiączce, były dla mnie najtrudniejszym czasem w życiu. To właśnie wtedy uświadomilem sobie co do Ciebie czuje i jak bardzo mi na tobie zależy. Nie mogę Ciebie stracić. Kocham Cię.- zakończył patrząc mi głęboko w oczy.

-Ale... ale... jak to? Przecież to tylko gra- miotałam się nie do końca to wszystko rozumiejąc.

-Dla mnie to od dawna nie jest tylko gra- powiedział z żarem w oczach. 

-Czyli to wszystko naprawdę? Nie udajesz?- Pokręcił głową, a mnie zalała fala emocji, których wcześniej nie chciałam dopuszczać do głosu. Rzuciłam się na mojego męża całując go zachłannie przez parę chwil, aż zabrakło nam tchu. Opierając się o jego czoło wyszeptałam- Też Ciebie kocham.- Spojrzał na mnie z błyskiem w oczach.

-Powtórz- rozkazał.

-Też Ciebie kocham Ty wariacie.- Roześmiał się radośnie i objął mnie mocno, jeszcze raz złączając nasze usta w pocałunku.

-Jesteś wspaniała.

-A ty nienormalny- odpowiedziałam mu. 

Po jeszcze kilku chwilach spędzonych na plaży Ned stwierdził, że musimy uczcić te cudowne wieści i zabiera mnie na obiad do ekskluzywnej restauracji. Próbowałam protestować, ale był nieugięty. Stąd nie mając wyjścia, już po godzinie siedzieliśmy w "Madrick", która według bruneta była najlepszą restauracją w tej części świata.

-Za nas- wzniósł toast mafiozo.- Abyśmy zawsze się tak świetnie bawili jak w tym momencie.

-Nie wiem, czy w życiu chodzi tylko o dobrą zabawę, ale niech Ci będzie- rzuciłam przekornie i pociągnęłam łyk wybornego wina.

-Dobre, prawda? A poczekaj jak spróbujesz jedzenia. Oniemiejesz z zachwytu- uśmiechnął się pewien swoich racji. Ja z opiniami wolałam poczekać do spróbowania rzeczonych rarytasów.

Niestety musiałam przyznać rację mojemu mężowi, bo wszystko czego tylko spróbowałam było wyśmienite. I tak skończyłam objedzona do granic możliwości i cięższa o co najmniej pięć kilo. Kilka kolejnych dni było dla mnie jedną wielką bajką. Ned od kiedy wyznał mi swoje uczucia był zupełnie innym człowiekiem. W ogóle nie dostrzegałam w nim tego brutala, którego spotkałam na początku naszej znajomości. Był czuły, szarmancki i niezwykle napalony. Najchętniej nie wypuszczałby mnie z domku. Uśmiechnęłam się na wspomnienie naszej ostatniej nocy, przez którą teraz byłam taka zmęczona. 

-Dlaczego się uśmiechasz?- spytał podając mi drinka mafiozo.

-Bez powodu- odrzekłam upijając łyk chłodnego napoju.

-A może jest to spowodowane przez to jak wspaniałego masz męża.- Spojrzałam na niego z kpiną w oczach.

-Wiesz, że jesteś niezwykle zarozumiały?

-Zdaje sobie z tego sprawę- pokiwał głową przytakując mi.- Co się stało? Miałeś nie dzwonić bez wyraźnego powodu.- Mężczyzna odebrał telefon ze zmarszczonymi brwiami. Usłyszane wiadomości nie mogły być dobre, bo przybrał tą swoją maskę zimnego bandyty. Podniosłam się do pozycji siedzącej próbując coś wyłowić z wypowiadanych przez osobę po drugiej stronie słów. -A to kutas- warknął Ned.- Będziemy w domu najszybciej jak się da. Szykuj ludzi odezwę się.

-Co się stało?- zapytałam męża z niepokojem. 

-Musimy wracać- warknął ruszając w stronę domku.

-Ale dlaczego?- podążyłam za nim.

-Zaatakowano nas. Będzie wojna- rzekł zimno. A ja zamarłam. Kto by był na tyle głupi, aby wywołać wojnę z Nedem? Przecież jest skazany na porażkę. No chyba, że... ale nie... nawet on nie byłby na tyle głupi. A może?

-Czy to mój ojciec?- Mężczyzna tylko na mnie spojrzał, potwierdzając moje przypuszczenia.

Ja pierdole, osobiście go zabije- pomyślałam szybko wbiegając do wynajmowanego domku i zbierając swoje rzeczy z podłogi, gdy mafiozo rozmawiał ze swoimi ludźmi chcąc jak najszybciej dotrzeć do domu. Pomimo, że ruszyliśmy już po godzinie, na miejsce dotarliśmy dopiero następnego dnia. Byłam padnięta i nie marzyłam o niczym innym jak łóżko, ale nie chciałam zostawiać mojego męża samego. Widziałam, że też jest wykończony, ale nie zamierzał odpoczywać. Od razu udał się do swojego gabinetu, gdzie zwołał pilną naradę. Podążyłam za nim, chcąc dowiedzieć się co się szykuje.

-Ty zostajesz- warknął na mnie stojący w drzwiach John.

-Wpuść ją. Jest moją żoną- odburknął mu chłodno Ned. Tak więc wprowadzana złymi spojrzeniami weszłam do środka. Znajdowało się tam kilka osób. Z których znałam tylko przyjaciela mojego męża. 

-Pod twoją nieobecność Louis'owi udało się pozyskać kilku sprzymierzeńców- odezwał się najwyższy i najchudszy z nich. Wyglądał trochę komicznie przy tych wszystkich napakowanych gangusach.

-Kto był na tyle głupi, żeby mu pomagać?- burknął brunet.

-Mann, Houp i Arnie- odpowiedział.

-No jasne, mogłem się tego spodziewać. Tej starej świcie od dawna nie podobało się, że będą musieli mnie słuchać. A co z resztą?- Zapytał nalewając sobie alkoholu do szklanki. 

-Na razie nikt się nie odzywa.

-Wezwij wszystkich. Potrzebujemy sprzymierzeńców- rzekł Ned wypijając trunek na raz a mężczyzna wyszedł z pomieszczenia szybkim krokiem.- Jak duże są straty?- zapytał blondyna w okularach.

-Nieduże. Nasi chłopcy, szybko ich namierzyli i zanim jeszcze atak na dobre się rozpoczął byliśmy przygotowani do jego odparcia. - Brunet pokiwał głową w zamyśleniu siadając na dużym fotelu.

-Nasi są gotowi? 

-Tak, czekamy tylko na dalsze rozkazy- odpowiedział.

-Twoja mama dostała dodatkową ochronę- odezwał się John. 

-Dobrze, ale póki to wszystko się nie zakończy ma przyjechać tutaj. Przygotuj konwój, a ja ją powiadomię. 

-A co z twoim mieszkaniem?- zapytał jego przyjaciel.- Wysłałem tam ludzi.

-Nie będą tam konieczni. Póki wszystko nie dojdzie do ładu my też zostaniemy tutaj. Przekaż Susan, aby zajęła się przewiezieniem nam najpotrzebniejszych rzeczy.

-Oczywiście. 

-Do wieczora chcę dostać szczegółową listę strat oraz dostępnej nam broni. A teraz wyjdźcie, chcę pomyśleć- rzucił a obecni zaczęli się rozchodzić. 

-John, Luiza zostańcie.- Gdy drzwi się zamknęły, zwrócił się do przyjaciela.

-Matt Broomer się odzywał? Sugerował, że może dojść do ataku?- Zapytał Ned o mojego byłego przyjaciela.

-Tak. Coś o tym wspominał, dlatego udało nam się odeprzeć atak- przyznał niechętnie pytany.

-A mówił coś o dalszych planach?

-Nie, nawet ten napad był ponoć ściśle tajny. Miał się o nim dowiedzieć dosłownie na chwilę przed początkiem całej akcji -powiedział John, rozsiadając się wygodnie na kanapie, podczas, gdy ja nadal stałam niepewnie przy drzwiach. - Co planujesz? Atak frontalny?

-Jeszcze nie wiem. Muszę to przemyśleć. Chciałbym stracić jak najmniej osób w tej potyczce. No i z chęcią zlikwidowałbym przy okazji tego starego capa- burknął nie patrząc na mnie.

-Od początku przysparza Ci tylko problemów, czas się go pozbyć- zgodził się z nim rozmówca.

-A co ty uważasz Luizo?- zwrócił się do mnie przesłodzonym tonem.

-Że zlikwidowanie mojego ojca wszystkim wyjdzie na dobre.-Mężczyzna zrobił duże oczy, ale nic nie powiedział. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami.

-Dość tych zabaw, czas trochę odpocząć. John, odzywaj się jak tylko się czegoś dowiesz. -Mafiozo wstał ze swojego miejsca i podał mi rękę prowadząc do wyjścia. Ruszyliśmy schodami na piętro, gdzie weszliśmy do jednego z pomieszczeń prowadzącego do małego salonu.-To nasz apartament. Tam jest łazienka, tam sypialnia a tam garderoba. Rozgość się- powiedział wskazując na poszczególne drzwi. Udałam się od razu pod prysznic, gdzie zmyłam z siebie resztki piasku z plaży. Opatuliłam się puchowym ręcznikiem i ruszyłam w kierunku sypialni. Znalazłam tam mojego męża prowadzącego rozmowę przez telefon. Usiadłam obok niego i go przytuliłam. Poczułam lekkiego całusa na włosach i rękę oplatającą mnie w talii. -Tu będziesz bezpieczna. Nie kłóć się ze mną w takich momentach- rzucił zirytowany do słuchawki.- Nie, nie zostaniesz tam. Jeżeli będzie trzeba przywiozą Cię siłą. Nie zgadzam się, abyś była tam sama. ... No dobrze. Czekaj na moich ludzi. Niedługo powinni się u ciebie zjawić. Do zobaczenia- zakończył połączenie.

-Rozmawiałeś z mamą?

-Mhmm- przytaknął z na wpół przymkniętymi oczami.

-Nie chciała tu przyjechać?

-Jest uparta, lubi swój dom i nie przepada za tym. Ale będzie musiała to przeżyć- rzekł zerkając na mnie przelotnie.

-No właśnie, gdzie my w ogóle jesteśmy?- zapytałam zaciekawiona.

-Jest to posiadłość rodowa. Przechodzi z pokolenia na pokolenie. W momencie, gdy rodzice wybudowali nowy dom dla siebie, ten otrzymałem ja. Trochę tu unowocześniłem, ale na co dzień wolę swoje mieszkanie.

-Czyli to taki dom awaryjny- zauważyłam.

-Dokładnie. W momencie takich akcji wszyscy przenosimy się tutaj. Mamy tu zdecydowanie większe możliwości. 

-Jesteś przygotowany na wszystko.

-Staram się- odpowiedział mi z uśmiechem. 

-Chciałam się jeszcze przypomnieć z jedną sprawą.

-Słucham, ale się streszczaj. Bo mogę w każdym momencie zasnąć- Zaśmiałam się na te słowa. Choć rzeczywiście nie wyglądał na zbyt wypoczętego.

-Pamiętasz, że to ja mam zabić mojego ojca?

-Jeżeli warunki na to pozwolą- mruknął niewyraźnie.

-Tylko dlatego zgodziłam się na ślub z Tobą. Nie odbierzesz mi teraz tej przyjemności- walnęłam go lekko w pierś.

-Najpierw musimy wygrać. Nie będę się z Tobą kłócił o coś co jest w dalekiej przyszłości- powiedział kładąc się na łóżku. -A teraz spać. Na pewno jesteś zmęczona po podróży. Przewróciłam oczami, ale posłusznie położyłam się obok niego i przymknęłam powieki.

Continue Reading

You'll Also Like

144K 5.3K 31
Świat pełen smutku i cierpienia. Bita i poniżana. Tysiące łez wylanych każdej nocy. Każdy cios sprawiał coraz większy ból. Marzenie, że to wszystko s...
91.9K 2.1K 46
Connor traci głowę dla swojej czternaście lat młodszej... No właśnie kogo? Zna dziewczynę, odkąd się urodziła. Był obecny przy jej dojrzewaniu. Ponie...
74.2K 2K 38
Avery od zawsze dorastała w świecie pełnym broni i nielegalnych interesów. Jej ojciec to Markus Williams - Człowiek odpowiedzialny za 60% handlu bron...
64.3K 1.3K 36
Ona, córka prokuratora, która po stracie matki zamknęła się w willi. Tragedia mroczny sekret zniszczyły ją i nie potrafi normalnie funkcjonować. On...