Fallen Dignity | Regulus Black

By nowalunoza

5.1K 378 162

Kim byłbyś bez przyjaciół? Isabella Anderson od zawsze miała grono osób, dla których było sporo miejsca w jej... More

słów kilka.
cast.
rozdział 1.
rozdział 2.
rozdział 3.
rozdział 4.
rozdział 5.
rozdział 6.
rozdział 7.
rozdział 8.
rozdział 9.
rozdział 11.
rozdział 12.
rozdział 13.
rozdział 14.
rozdział 15.
rozdział 16.
rozdział 17.
rozdział 18.
rozdział 19.
rozdział 20.
epilog.

rozdział 10.

154 13 7
By nowalunoza

Ostatnie dwa dni przed przerwą świąteczną były dla Huncwotów pełne radości. Lily i James zbliżyli się do siebie na tyle, że wszyscy mówili, że są już parą, tylko jeszcze tego nie ogłosili. Cała reszta paczki znała jednak prawdę – Potter panna Evans rzeczywiście byli razem.

Tamtego dnia, kiedy się o tym dowiedziała, Isabella wyściskała chłopaka za wszystkie czasy. Udało mu się! Nareszcie spełniło się jego marzenie. Syriusz zorganizował z tej okazji małą imprezę, jednak nie trwała ona zbyt długo, gdyż uczniowie chcieli się spakować z uwagi na wczesny pociąg kolejnego dnia.

Melanie razem z Syriuszem zdecydowała się na kolejne randki, a Remus wreszcie przyznał, że książki nie są wszystkim, czego człowiek w życiu potrzebował. To ostatnie ją szczególnie rozbawiło, gdyż Lupin powiedział to z taką niechęcią, jakby ktoś kazał mu porozmawiać z Filchem.

Ona za to nie miała więcej styczności z Regulusem, który również zdawał się chwilowo nie szukać z nią kontaktu. Zresztą mieli spotkać się po powrocie.

Izzy dużo myślała na temat ich ostatniej rozmowy. Jako że Melanie i James byli zajęci, to miała całą sobotę na skrupulatne przemyślenie całej tej sytuacji. Spędziła też sporo czasu z Brenną, gawędząc podczas pakowania rzeczy do kufra. Jej współlokatorka zostawała w tym roku na przerwę w Hogwarcie.

Zaś w ich przypadku, święta miały się odbyć jednak w gronie rodzinnym. Dopiero na sylwestra cała banda miała zawitać do domu Andersonów.

Izzy wraz z ojcem miała spędzić te dwa dni razem z Potterami i Syriuszem. Rodzice Jamesa wyszli z tą propozycją, nie chcąc zostawiać ich dwójkę samą w ten świąteczny czas. To było naprawdę miłe.

Obecnie blondynka oczekiwała na wyjście do domu przyjaciela, a raczej przyjaciół, skoro Syriusz też tam mieszkał. Jej ojciec uznał, że doskonałym sposobem na to będzie skorzystanie z sieci Fiuu, bo po co się niepotrzebnie ubierać w kurtki?

— Izzy, zejdź na dół! — Dobiegł ją jego głos.

Porzuciła swoje dotychczasowe zajęcie, jakim było przeglądanie jednej z książek, jakie dostała na urodziny od Remusa i zbiegła prędko po schodach, które zaprowadziły ją bezpośrednio do średniej wielkości salonu, gdzie w grafitowym fotelu siedział brązowowłosy mężczyzna w średnim wieku z radosnym wyrazem twarzy. Nieliczne zmarszczki i wesołe ogniki w oczach nadawały mu coś z wyglądu nastolatka, a na głowie nie znalazłoby się żadnego siwego pasma. Christopher Anderson był atrakcyjnym mężczyzną.

— Co tam, tato? — zapytała i usiadła naprzeciwko niego na kanapie.

Od razu sięgnęła po jedną z wielu puszystych białych poduszek, które znajdowały się na meblu. Kiedy była dzieckiem, uwielbiała się do nich przytulać.

— Idziemy niedługo do Potterów, Euphemia wpadła tu na chwilę, żeby powiedzieć, byśmy się powoli zbierali — oznajmił beztrosko. — Ale zanim tam pójdziemy, to pomyślałem, że pogadamy o szkole. Hogwart jeszcze stoi czy już go zrównaliście z ziemią? — zachichotał.

Isabella nigdy nie ukrywała tego, co robili w szkole. Jej ojciec nigdy nie wypomniał jej nawet najgorszego kawału. Wszakże Christopher sam w czasach młodości nie należał do najgrzeczniejszych uczniów, o czym nieraz jej z nostalgią wspominał.

— Tato... — westchnęła, jednak nie mogła ukryć rozbawionego uśmiechu, jaki pojawił się na jej ustach. — Z zamkiem w porządku, chyba, nie wiem, jak tam Filch go sprząta.

— Okej, zrozumiałem — zaśmiał się, podnosząc dłonie w geście kapitulacji. — A co u chłopaków? James w końcu jest z tą Millie? — zapytał, zmieniając temat.

O Merlinie.

— Lily — poprawiła go prędko. — Tak, są od niedawna razem. Nie wiedziałam, że taka z ciebie plotkara, tato.

Christopher ponownie zaczął się śmiać, na co Izzy przewróciła oczami. Mimo czterdziestu lat mężczyzna wciąż zachowywał się tak, jakby był w jej wieku. Za to go jednak kochała.

Ale naprawdę nie spodziewała się, że będzie omawiać z nim status społeczny przyjaciela. Taki zwrot akcji nie był przewidziany chyba w żadnym jej scenariuszu.

— Oj tam, daj człowiekowi trochę rozrywki. — Machnął ręką. — Ale muszę przyznać, że jak szłaś na pierwszy rok, to obawiałem się, że wpadniesz w złe towarzystwo. Całe szczęście, że trafiłaś na nich, bo są genialni — oznajmił z aprobatą w głosie, kiwając głową. — Szanuję Remusa za to wytrzymywanie z wami tyle czasu.

Nie dało się ukryć, że od początku mężczyzna traktował Lupina jak ojca całej grupy, uważając go za definitywnie najlepszego kandydata na ministra magii z całego najmłodszego pokolenia.

Sam wszak pracował w jednym z Departamentów, więc musiał wiedzieć, co mówi. Izzy była tam tylko parę razy i miała nadzieję, że nie będzie musiała chodzić tam zbyt często. Cały tamten budynek wydawał jej się wyjątkowo nieprzyjemny.

— To było niemiłe — oburzyła się, posyłając mu zirytowane spojrzenie.

— Oj, córcia, mówię, co myślę — odparł. — Trzeba mieć stalowe nerwy, żeby to wszystko wytrzymać. Nie mówię, iż robicie źle, bo uważam, że dobrze, że jest ktoś, kto rozrusza Dumbiego i spółkę — dorzucił, a blondynka uśmiechnęła się pod nosem.

Jej tata zawsze potrafił ją czymś zaskoczyć. Kochała go za to podejście do życia, mimo tego, że nie było przecież tak łatwo. Ale radzili sobie razem mimo wszystkich przeszkód, jakie los stawiał im na drodze.

W dzieciństwie znaczną część życia spędzała w domu Potterów. Christopher często wracał z pracy późno, więc Euphemia opiekowała się także nią. Jednakże za każdym razem jej ojciec znalazł czas, żeby jej wysłuchać, bez względu na to, czy to były jakieś pierdoły o kolejnych zabawkach, czy poważniejsze sprawy. Był obecny zawsze, kiedy go potrzebowała.

Isabella wiedziała, że ma najlepszego ojca na świecie.

— Już myślałam, że szykuje się kazanie — mruknęła. — O, właśnie. Tato, czy Melanie i reszta mogą przyjechać na sylwestra do nas? Bo teraz wypada moja kolej — poprosiła, wbijając w niego wzrok.

— No nie wiem... Szóstka nastolatków w jednym domu to chyba nie jest dobry pomysł — bąknął zamyślony.

— Siódemka — wtrąciła się. — Zapomniałeś o Lily.

— Jeszcze lepiej.

Isabella patrzyła na niego z nadzieją w oczach. Nie mógł się nie zgodzić. Ustalili wszystko już dużo wcześniej, więc odwołanie było niemożliwe. Oprócz tego naprawdę chciała, żeby tu przyjechali. Melanie co prawda wpadała tu zawsze, kiedy było wolne, lecz Remus o wiele rzadziej, a panna Evans w ogóle. Jamesa i Syriusza nie zaliczało się do tych przeliczników, bowiem przebywali tu tak często, że nikogo nie dziwiła ich obecność w tym domu.

— To jak?

— Ale macie nie przesadzić — zastrzegł, na co rzuciła mu się na szyję.

Zgodził się. W głębi duszy była tego pewna, ale potwierdzenie jej przypuszczeń przypieczętowało już wszystko na dobre.

— Dzięki, jesteś najlepszy. — Uśmiechnęła się szeroko.

— Wiem — zachichotał. — A teraz chodźmy już, Fleamont i Euphemia pewnie się niecierpliwią.

Izzy szybko wstała i podeszła do kominka, biorąc w rękę trochę zaczarowanego piasku. Kilka sekund później pojawiła się w salonie Potterów, a po chwili dołączył do niej Christopher.

Do dziewczyny od razu podbiegł James, który zamknął ją w niedźwiedzim uścisku, co starała się jakoś odwzajemnić mimo ograniczonej możliwości ruchu. Syriusz pojawił się zaraz potem i objął ich dwójkę.

— Cześć, chłopaki — wydukała, starając się wyswobodzić z tego gąszcza rąk.

— Jak ja tęskniłem, Izzy — mruknął okularnik, na co Black zaczął się śmiać, odsuwając się. — No co? — zapytał czarnowłosego z wyrzutem.

Isabella domyślała się chyba, o co chodziło Blackowi.

— Widzieliśmy się rano — przypomniał Syriusz. — Prawdziwy z ciebie jeleń, James.

Panna Anderson chrząknęła, ściągając na siebie uwagę okularnika, który nareszcie ją puścił.

Spojrzała w stronę ojca, który z rozbawieniem obserwował rozwój tej sytuacji, nalewając sobie odrobinę stojącego nieopodal burbona. Jak dotąd świetnie się bawił, sądząc po jego wyrazie twarzy.

— O ty parszywy szczurze! — wykrzyknął Potter. — Nie dość, że na mnie żerujesz, to jeszcze za grosz szacunku.

Bella zaśmiała się, opierając się o ścianę obok taty.

— Ej, Petera to ty zostaw. Ja jestem psem — oświadczył dumnie i przeczesał włosy ręką, na co Potter posłał mu znaczące spojrzenie.

— Kundel, czy nie, co za różnica.— James wzruszył ramionami. — Lecz muszę przyznać, prawdziwy z ciebie pies na baby, Łapo. — W tamtym momencie wybuchnęła głośnym śmiechem, przez wyraz twarzy, jaki przyjął czarnowłosy.

Ale musiała przyznać, ten tekst był niezły. Aż żałowała, że Melanie nie mogła tego zobaczyć. Chociaż... Może to i lepiej, że tego nie usłyszała.

Zauważyła, że Syriusz szykował się do jakiejś riposty, kiedy Christopher w końcu przypomniał o swojej obecności w pomieszczeniu.

— Za moich czasów mówiono, że jesteśmy straconym pokoleniem, ale nie wiem, co by powiedzieli, widząc was teraz — odezwał się Christopher, popijając alkohol, który jak dotąd pozostał nienaruszony. — Chyba zabrakłoby im określenia — dodał po chwili namysłu.

Isabella posłała mu rozbawione spojrzenie, na które odpowiedział jej lekkim uśmiechem.

— O, wujek — wypalił nie do końca inteligentnie James, na co szatyn kiwnął mu głową.

— Nie wiedzieliśmy, że pan też tu jest — pośpieszył mu z pomocą skonsternowany Black.

Izzy zaobserwowała, że jej ojciec cicho westchnął.

— Nie mów tak na mnie, Syriusz. Czuję się wtedy jak osiemdziesięcioletni dziadek. Chris wystarczy. — Uśmiechnął się. — A teraz wybaczcie dzieciaki, zostawiam was samych — oznajmił i przeniósł się do kuchni, gdzie urzędowała Euphemia z mężem.

Isabella dopiero po jego wyjściu zwróciła uwagę na wystrój salonu. Sporej wielkości choinka stała w rogu pomieszczenia, uginając się pod naporem świecidełek i innych rzeczy, a stół był zastawiony po brzegi różnymi potrawami. Również na ścianach znalazło się kilka ozdób, a przy kominku wisiały świąteczne skarpety.

Syriusz bezwładnie opadł na kanapę, co uczynił także okularnik. Blondynka za to podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Śnieg wyjątkowo nie sypał, ale za to zaczął padać deszcz, co nie było zbyt miłą odmianą.

— Mam zgodę na sylwestra u mnie — poinformowała ich od razu.

— Wiedziałem, że wujek się zgodzi — odparł James, na co dobiegł ich głos Andersona z sąsiedniego pokoju:

— Jeszcze mogę zmienić zdanie!

Potter westchnął teatralnie, przerzucając wzrok na ścianę naprzeciwko siebie, a Syriusz podszedł bliżej wejścia do kuchni, skąd się prędko ewakuował, niemo wskazując, że dorośli zaraz tu przyjdą.

Isabella niezwłocznie podeszła bliżej chłopaków, widząc wyłaniającą się z sąsiedniego pomieszczenia sylwetkę mamy przyjaciela.

— Syriusz, było cię słychać — powiedziała ze śmiechem — Nie skradaj się.

— Euphemio, daj młodemu żyć. — Głos ponownie zabrał Christopher. — Są w takim wieku, że to normalne. Ach, chciałbym wrócić do czasów, kiedy to ja byłem nastolatkiem — rozmarzył się. — Fleamont, pamiętasz?

— Nie mógłbym zapomnieć, jak dostałeś tego spektakularnego kosza od Beatrice — zaśmiał się, na co cała trójka utkwiła wzrok w swoich rodzicach (lub opiekunach).

Isabella nigdy wcześniej nie słyszała o owej Beatrice. Oczywiście była w pełni świadoma tego, że w ciągu lat młodzieńczych Christophera przewinęło się przez jego życie wiele dziewczyn, ale najczęściej znała już te historie. Dlatego teraz z zaciekawieniem obserwowała swojego rodzica.

— I tak nie chciałem z nią być — mruknął niemrawo. — Nie ważne. Szkoda, że nie byliście ze mną w Hufflepuffie, tak to musiałem robić codziennie maraton do waszej wieży.

Mężczyzna usiadł przy stole, a w ślad za nim poszła cała reszta. Izzy zajęła miejsce po jego prawej ręce, z drugiej strony mając Syriusza. James zadowolił się krzesłem naprzeciwko czarnowłosego.

Cała trójka z rosnącym zaciekawieniem czekała na ciąg dalszy tamtej rozmowy. Jak dotąd żadne z nich nie napomknęło o żadnym z tych wydarzeń. Z tego powodu cierpliwie wyczekiwali na ciąg dalszy.

— Chris, to było wieki temu, nie zanudzajmy ich — wtrąciła się pani Potter, ucinając temat.

I koniec zabawy.

Nastolatkowie westchnęli rozczarowani. James starał się przekazać spojrzeniem jej ojcu, żeby mimo wszystko rozwinął opowieść, a Syriusz i Izzy głośno mówili, co na ten temat myślą.

— To było ciekawe — zaprotestował Syriusz, co potwierdziła skinieniem głowy.

— Naprawdę — dodała.

— Właśnie, było. — Euphemia uśmiechnęła się do nich ciepło. — Teraz czas na świąteczną kolację.

✵✵✵

Regulus miał dość wszystkiego i wszystkich

To była rzecz tak oczywista, co wybitny Snape'a z eliksirów na owutemach. Jednak dzisiaj ta niechęć była dwukrotnie większa, bowiem święta były dla niego jednymi z najgorszych dni w roku, jak i chyba życiu.

Ojca i matkę potrafił jeszcze jakoś znieść, ale przyjazd Rudolfa i Bellatrix na pewno nie mógł zakończyć się dobrze. Dochodziła jeszcze Narcyza, u której boku miał się znaleźć Lucjusz, co go niesamowicie zirytowało już na samą wieść o tym.

Od razu po przybyciu ze stacji King Cross zaszył się w swoim pokoju i ani myślał go opuścić. Tamtego dnia ta sentencja również mu przewodziła.

Położył się na dużym łóżku i wlepił spojrzenie w szary sufit. Miał jeszcze kilka minut spokoju, nim będzie musiał zejść do tej pokręconej rodziny i udawać, że wszystko jest świetnie.

Kiedyś uwielbiał swój pokój, był on wręcz rajem dla każdego młodego ślizgona — zielone ściany, ciemne meble, srebrne dodatki, a oprócz tego pełno zapisek, czy innych rzeczy, dotyczących Czarnego Pana. Pomieszczenie nie było zbyt duże, ale lustro stojące w rogu skutecznie powodowało, że stawał się on większy, przynajmniej pozornie.

Przeniósł wzrok na zegar znajdujący się na szafce nocnej i z towarzyszącym mu westchnieniem stwierdził, że zostało mu pięć minut. Przetarł twarz dłonią, ale wstał z łóżka i podszedł do okna, z którego miał doskonały widok na ulicę, po której raz po raz przejeżdżał jakiś samochód.

Padał rzęsisty deszcz. Mugole przemykali po chodnikach szybkim krokiem pod parasolkami, które usilnie próbował im odebrać mocny wiatr.

Nie miał czasu na takie rzeczy. Musiał zejść na dół.

Odwrócił się szybko i opuścił swój pokój. Stare drewniane schody lekko skrzypiały pod jego ciężarem, lecz był to dźwięk ledwo słyszalny, tak że tylko wprawne uszy mogłyby to dosłyszeć.

Zszedł z ostatniego schodka.

— Regulusie, dobrze, że już jesteś — mruknęła aprobująco Walburga, nakazując mu ręką, żeby stanął obok niej.

Trzeba było zacząć grać swoją rolę.

— Matko, ojcze. — Kiwnął im głową, bez większych emocji zajmując wskazane miejsce.

Lada moment w drzwiach mieli pojawić się goście. Chociaż może i lepiej byłoby użyć określenia, mieli wparować, gdyż Bellatrix, która właśnie przekroczyła próg domu, posłużyła się różdżką do otwarcia drzwi, które w efekcie trzepnęły mocno o ścianę, robiąc tym samym taki huk, że aż się skrzywił.

Towarzyszący jej Rudolf wyglądał jakby jego chęci do życia nigdy nie istniały, w przeciwieństwie do swojej żony, której kpiący uśmiech nie schodził z ust.

Przywitali się najpierw z Orionem i Walburgą. Jego matka standardowo musiała wygłosić monolog odnośnie tego, jak bardzo podoba się jej zachowanie dziewczyny. Regulus przyjął obojętny wyraz twarzy, kiedy kuzynka do niego podeszła.

— Witaj, Reg. Pamiętaj, że to jutro — oznajmiła z ogniem w oczach. — Cóż za zaszczyt.

Nie musiała mu o tym przypominać. Cały czas o tym myślał, nie potrafił nawet na chwilę od tego uciec.

— Pamiętam — odparł krótko, nie dając po sobie znać, co o tym myśli. — Przejdźmy do jadalni.

W tym samym czasie przybyli Lucjusz i Narcyza. Tu na szczęście obyło się bez wszelkich wzniosłych powitań i wszyscy zasiedli do stołu. Bellatrix delektowała się powoli kurczakiem, patrząc na wszystkich mierzącym wzrokiem. Z kolei głowa rodziny Black ze znudzeniem wpatrywała się w ogień w kominku, wystukując ręką na podłokietniku krzesła jakiś rytm, a Lucjusz dyskretnie taksował wszystkich spojrzeniem. Jedynie Narcyza starała się jakoś poprawić tę grobową atmosferę.

Regulus może doceniłby jej starania, gdyby skupił się na jej słowach chociaż przez chwilę. A nie miał do tego głowy. Jego myśli zaprzątało jutrzejsze posiedzenie Śmierciożerców, to właśnie wtedy miał przyjąć mroczny znak.

Nie przyznałby się nikomu, ale bał się. Teraz go to przerażało, strach wręcz go paraliżował, a przecież wcześniej nie mógł się tego momentu doczekać.

Regulus wiedział, że to wszystko przez Anderson. To ona mu namieszała w głowie i niepotrzebnie wywróciła mu życie do góry nogami. Gdyby nie ta krukonka, to w jego głowie nie narodziłyby się żadne wątpliwości.

— Przesadzasz, Cyziu. — Z tych ponurych rozmyślań wybudził go w pewnym momencie głos starszej z kuzynek. — Te egzaminy wcale nie są ważne. Czarny Pan wie, na ile kogo stać bez tych durnych papierków — powiedziała z tym niebezpiecznym błyskiem w oczach, który ostatnio coraz częściej się pojawiał. — Prawda, Rudolfie? — zapytała, na co mężczyzna pokiwał głową.

To byłby cud, gdyby się odezwał.

Regulusa od zawsze zastanawiało jego zachowanie. Lestrange nigdy nie zabierał głosu na tych spotkaniach, przez co traktowano go ze sporym respektem, ale i szacunkiem. Rudolf nie zrobił nic przeciwko niemu, ale i tak Reg odczuwał pewien niepokój, ściągając na siebie jego wzrok.

— Może masz rację — powiedziała w końcu Narcyza, przytakując siostrze.

Spojrzała na niego przelotnie, na co posłał jej ledwo zauważalny uśmiech.

— Na pewno mam — ucięła ostro Bellatrix.

Typowe.

Wywrócił dyskretnie oczami. Miał nadzieję, że wszyscy wyniosą się szybko i będzie mógł wrócić do siebie. Nienawidził tych szopek z całego serca, a świadomość, że ojciec dopiero miał pójść po wino, jeszcze bardziej go tłamsiła. W najgorszym scenariuszu przewidział, że tak się stanie. Był teraz pewny, że ten wieczór potrwa zdecydowanie zbyt długo.

— Oczywiście. – Głos zabrała Walburga. — Lucjuszu, Reg mówił, że jesteś podobno prefektem, to prawda?

— Tak — potwierdził blondyn wyraźnie zadowolony, że zwrócono na niego większą uwagę. — Ponoć, gdyby nie wielbienie Gryffindoru przez Dumbledore'a to zostałbym prefektem naczelnym — dodał gniewnie, na co Regulus miał ochotę pokręcić głową.

Lucjusz był dla niego w tej chwili tak żałosny, że nawet Syriusz wydawał mu się teraz bardziej wartościowy niż on.

Wysłuchiwanie jego durnych marzeń było równie bezcelowe, co uważanie na lekcji u Binnsa. Malfoy prefektem, Regulus starał się z całych sił nie wybuchnąć śmiechem.

— Och, ten stary kłamca to prawdziwy głupiec. Wiadomo, że byłbyś lepszym wyborem — odparła z pełnym przekonaniem, a Regowi zadrgał jeden kącik ust w kpiącym geście.

Tym razem nie potrafił się powstrzymać.

— To prawda — Orion odezwał się po raz pierwszy w jego obecności. — Regulusie, a co z quidditchem? Jak przebiegały dotychczas rozgrywki? — zapytał, choć jego zainteresowanie tym tematem w zasadzie nie istniało.

Regulus zgrzytnął cicho zębami, zirytowany tym, że musiał jednak brać udział w tej farsie. Jak dotąd świetnie mu szło nierzucanie się w oczy i odliczanie czasu do końca tej maskarady.

— Doskonale. Wygraliśmy jak do tej pory wszystkie mecze — mruknął, mając nadzieję, że teraz dadzą mu już spokój.

Zaczął jednocześnie odczuwać przeogromną chęć teleportowania się stamtąd najdalej, jak się da.

— To dobrze. — Orion pokiwał głową i znów zapadła głucha cisza.

Regulus przymknął oczy. Wiedział, że to będzie wyjątkowo długa noc...




✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵

Jesteśmy już na półmetku tego fanfiction. Z tego miejsca chcę też podziękować za wszelką aktywność z waszej strony, która z dnia na dzień stale rośnie (jesteście doprawdy wspaniali!). 

Wiem, że sporo obiecywałam na moim profilu. Miały być historie z Marvela i obszerny projekt z Draco, ale tak jak w przypadku tego pierwszego nie mogłabym tego zrealizować ze względów technicznych, tak w drugim czułam, że nie wkładam w to całego serca. A jak wiadomo — pisanie na siłę, to tak naprawdę żadne pisanie. 

Jeszcze raz dziękuję i przepraszam. Do zobaczenia w kolejnym tygodniu.

nowalunoza.

Continue Reading

You'll Also Like

24K 1.6K 200
Tutaj będą się pojawiać talksy z Percy'ego oraz innych serii Rick'a Riordan'a. Poprawione // 01.07.2021 - 23.07.2022 // Dziękuję za 15,5 tys. wyświ...
21.8K 3.7K 22
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
5.6K 269 16
UWAGA!! W tej książce wiek bohaterów będzie inny Data rozpoczęcia : 06.01.2021 Data zakończenia : 06.04.2021
92.2K 3.2K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...