rozdział 6.

190 15 9
                                    

Isabella w urodziny Syriusza miała zawsze urwanie głowy. Najgorsze z pewnością było przemycanie prezentów (Black miał nieznośną tendencję, by je wszystkie szukać od samego rana). Jednak kontrolowanie chłopaków, gdy wracali z zaopatrzeniem z kuchni i Hogsmeade niewiele temu ustępowało. Szczególnie to w lochach, bo tam była siedziba Slytherinu, a co za tym idzie i Regulus.

Co do tego ostatniego, nic się nie zmieniło. Milczał przez miesiąc jak grób i nie rzucał jej się w oczy. Izzy zobaczyła go tylko dwa razy przez ten czas, co przyniosło jej ulgę. James, tak jak obiecał, nie wygadał się nikomu. Ta sprawa jednak męczyła ich oboje, nieraz powodując przywoływanie chmurnego oblicza na ich twarzach.

Tak czy inaczej, sprawdziły się jej słowa odnośnie panny Evans. Przeszło jej po przeprosinach chłopaka, który za jej radą ofiarował rudowłosej bukiet kwiatów. Czerwonych tulipanów. Potter był tym faktem tak rozweselony, że załatwił drugi pęk i wręczył go jej jako wynagrodzenie za pomoc.

Nie to, żeby czegoś oczekiwała, lecz zasługiwała na to za te wszystkie poprzednie lata.

Ale wracając, trzeciego listopada wieża Gryffindoru żyła innym rytmem niż na co dzień. Huncwoci, oprócz solenizanta, latali po całej szkole, szukając tego, co przygotowali już wcześniej, a co musieli ukryć. Peter wraz z dwójką innych gryfonów zajął się prowiantem, którego miało być dużo, jak wywnioskowała z jego słów. Rogacz zapraszał ostatnich gości, co rozbawiło Remusa, gdyż śmiesznie było oglądać okularnika, który przebiegał przez pokój wspólny raz po raz. Lupin, jako ''mózg'' imprezy nadzorował całość, a Izzy i Mel dekorowały pomieszczenie.

Wszystko szło sprawnie pomimo tego, że zegar wybił już piętnastą, a początek imprezy zapowiedziano na godzinę dwudziestą. Peter skończył wypełniać swoją misję i dołączył do dziewczyn.

— Skończyłeś, Glizdek? — Melanie była w wyjątkowo dobrym humorze tego popołudnia. — Świetnie, to teraz nam pomożesz. — Wręczyła mu część transparentu, gdy podszedł bliżej.

— Nawet nie dacie mi odetchnąć — westchnął, ale posłusznie przytrzymał jeden koniec, gdy Isabella zawieszała drugi. — Czemu nie możemy tego zrobić zaklęciami?

Panna Anderson zaśmiała się. Jaką można było mieć później satysfakcję z przygotowań, gdyby po prostu machnęło się różdżką? Żadną. Jednakże Peter chyba tak tego nie postrzegał.

— Dlatego, że w ten sposób jest lepsza zabawa, a poza tym nie wzięłam różdżki z pokoju — odparła blondynka, która uporała się właśnie z jednym bokiem napisu. Przesunęła fotel w ich stronę, na co Pettigrew od razu się odsunął i dał jej resztę materiału. — Dzięki — mruknęła z ironią w głosie.

Zapamiętała, że następnym razem nie ma po co go prosić o pomoc.

— Melanie, masz coś do roboty? — Lunatyk pojawił się nagle obok nich.

Isabella ponownie zachichotała. Jak na razie Mel robiła za kierowniczkę imprezy bardziej niż sam Remus.

Cieszyła się szczęściem przyjaciółki, które jak się domyślała, było spowodowane coraz częstszą obecnością Syriusza w jej życiu. Jak na ironię, jeszcze niedawno wypierała się wszelkiej możliwości nawiązywania z chłopakiem jakiejś głębszej znajomości.

— Nie, Izzy daje sobie świetnie radę z Peterem. — Uśmiechnęła się do wspomnianej dwójki. — A co?

— To idź do Syriusza. Zajmij go jeszcze na jakiś czas, żeby tu nie przyszedł — poprosił i przeniósł swój wzrok na transparent, wiszący już pod sufitem. — Dobrze ci poszło, Izzy. Całe szczęście, że nie było powtórki z zeszłego roku.

Fallen Dignity | Regulus BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz