rozdział 4.

198 16 9
                                    

Isabella lubiła wypady do Hogsmeade, zwłaszcza te, kiedy nie były one do końca legalne. Jednak teraz znajdowała się w wiosce za całkowitą zgodą dyrekcji, podobnie jak chmara innych uczniów. Towarzyszyli jej Remus i Peter, chociaż ten ostatni ruszył się z zamku tylko po to, by nie został sam. Syriusz, tak jak obiecał, wyszedł z Mel, a Potterowi jakimś cudem udało się nakłonić Lily do wyjścia. James był tak rozpromieniony, że wpadł do wieży krukonów i ją wyściskał, prawie piszcząc z radości.

Tak więc Remus zaoferował się, że z chęcią pójdzie wraz z nią, żeby oczyścić myśli po pełni, która miała miejsce przed kilkoma dniami. Tym razem chłopak miał niebywałego farta, bo niemal się nie zranił, co niesamowicie ich ucieszyło. Chodził jednak dość przygnębiony, więc Isabella z radością, choć odrobinę zszokowana, przyjęła jego ofertę. W ten sposób znaleźli się na drodze do wioski, każde w nieco odmiennym humorze.

— Pójdziemy najpierw do Miodowego Królestwa? — Pettigrew nie wydawał się być zachwycony wizją ominięcia jego ulubionego miejsca. Blondynka zaśmiała się krótko, wiedząc, że Peter bez słodyczy to zły Peter. — O co ci chodzi, Izzy?

— Nie ważne. — Pokręciła głową z uśmiechem. — Wpadniemy tam — obiecała, co rozpromieniło chłopaka.

Isabella zauważyła, że zostało im tylko kilka minut drogi, gdyż pojedyncze dachy Hogsmeade zaczęły pojawiać się na horyzoncie. Ucieszyła się z tego powodu dość mocno, bowiem tego dnia panował niezły ziąb.

— Tak, muszę kupić kolejne pudełko czekolady — oznajmił Lupin. — Bo coś ostatnio mi jej ubyło. — Rzucił znaczące spojrzenie na krukonkę, na co Peter parsknął śmiechem. — Glizdek, ty też nie jesteś bez winy, zawinąłeś mi moją ulubioną.

— Bo mi brakło! — zaprotestował, nieco piszczącym głosem.

— Mi przez ciebie też. — Odbił pałeczkę, na co Isabella zainterweniowała, poprzez walnięcie ich w ramię.

— Dzieciaki, kupicie sobie tych czekolad, ile chcecie. — Przewróciła oczami. —Jesteśmy prawie na miejscu.

I to była prawda. Hogsmeade jak zwykle odznaczało się charakterystycznym urokiem, który najlepiej był widoczny zimą. Jesienią jednak też było tu przyjemnie, czego doskonałym przykładem były grupki uczniów, kręcących się od sklepu do sklepu.

Peter jak z automatu wystrzelił w kierunku witryny Miodowego Królestwa, a zaraz za nim skonsternowany jego zachowaniem Remus i roześmiana krukonka. Tego dnia dobry nastrój nieodłącznie jej towarzyszył. Niemal tanecznym krokiem weszła do sklepu, od razu tracąc z oczu gryfonów przez pokaźny tłok w środku. Z irytacją spostrzegła jednak, że zabrakło już Musów-Świstusów, po które chciała tu wstąpić. Na całe szczęście toffi i żelki nie były oblegane i w spokoju mogła je kupić.

— Masz już wszystko? — zapytała Remusa, który stał przed wejściem z pokaźnym kartonem czekolad, pod którego ciężarem ona sama pewnie by już leżała na ulicy. — To nie jest za ciężkie?

— Może w końcu wyrobię jakieś mieśnie — uśmiechnął się lekko. — A tak naprawdę rzuciłem zaklęcie zwiększająco-zmniejszające, więc to pudełko jest lekkie jak piórko — wyjaśnił.

Dla uwiarygodnienia swoich słów podał jej swoją zdobycz. I jak się okazało, wcale jej nie okłamał.

— Czemu ja na to nigdy nie wpadłam. — Jej dłoń spotkała się z czołem, kiedy już zwróciła własność chłopakowi. — To przecież oczywiste. I pomyśleć, że przez tyle lat targałam te torby... Już wiem, dlaczego Łapa przemyca tyle butelek Ognistej na te imprezy — prychnęła z rozbawieniem.

Tę jakże porywającą rozmowę zakłócił głos Pettigrewa, który uradowany jak nigdy, podbiegł do nich niemal w podskokach.

— Jestem! — oznajmił, wsuwając się między nich z kilkoma torbami. — Byłbym wcześniej, ale zobaczyłem, że kilka rzeczy jest w promocji i... — zaczął wyjaśniać, zauważając ich uniesione brwi.

Fallen Dignity | Regulus BlackWhere stories live. Discover now