Fallen Dignity | Regulus Black

By nowalunoza

5.1K 378 162

Kim byłbyś bez przyjaciół? Isabella Anderson od zawsze miała grono osób, dla których było sporo miejsca w jej... More

słów kilka.
cast.
rozdział 1.
rozdział 2.
rozdział 3.
rozdział 4.
rozdział 5.
rozdział 7.
rozdział 8.
rozdział 9.
rozdział 10.
rozdział 11.
rozdział 12.
rozdział 13.
rozdział 14.
rozdział 15.
rozdział 16.
rozdział 17.
rozdział 18.
rozdział 19.
rozdział 20.
epilog.

rozdział 6.

209 15 9
By nowalunoza

Isabella w urodziny Syriusza miała zawsze urwanie głowy. Najgorsze z pewnością było przemycanie prezentów (Black miał nieznośną tendencję, by je wszystkie szukać od samego rana). Jednak kontrolowanie chłopaków, gdy wracali z zaopatrzeniem z kuchni i Hogsmeade niewiele temu ustępowało. Szczególnie to w lochach, bo tam była siedziba Slytherinu, a co za tym idzie i Regulus.

Co do tego ostatniego, nic się nie zmieniło. Milczał przez miesiąc jak grób i nie rzucał jej się w oczy. Izzy zobaczyła go tylko dwa razy przez ten czas, co przyniosło jej ulgę. James, tak jak obiecał, nie wygadał się nikomu. Ta sprawa jednak męczyła ich oboje, nieraz powodując przywoływanie chmurnego oblicza na ich twarzach.

Tak czy inaczej, sprawdziły się jej słowa odnośnie panny Evans. Przeszło jej po przeprosinach chłopaka, który za jej radą ofiarował rudowłosej bukiet kwiatów. Czerwonych tulipanów. Potter był tym faktem tak rozweselony, że załatwił drugi pęk i wręczył go jej jako wynagrodzenie za pomoc.

Nie to, żeby czegoś oczekiwała, lecz zasługiwała na to za te wszystkie poprzednie lata.

Ale wracając, trzeciego listopada wieża Gryffindoru żyła innym rytmem niż na co dzień. Huncwoci, oprócz solenizanta, latali po całej szkole, szukając tego, co przygotowali już wcześniej, a co musieli ukryć. Peter wraz z dwójką innych gryfonów zajął się prowiantem, którego miało być dużo, jak wywnioskowała z jego słów. Rogacz zapraszał ostatnich gości, co rozbawiło Remusa, gdyż śmiesznie było oglądać okularnika, który przebiegał przez pokój wspólny raz po raz. Lupin, jako ''mózg'' imprezy nadzorował całość, a Izzy i Mel dekorowały pomieszczenie.

Wszystko szło sprawnie pomimo tego, że zegar wybił już piętnastą, a początek imprezy zapowiedziano na godzinę dwudziestą. Peter skończył wypełniać swoją misję i dołączył do dziewczyn.

— Skończyłeś, Glizdek? — Melanie była w wyjątkowo dobrym humorze tego popołudnia. — Świetnie, to teraz nam pomożesz. — Wręczyła mu część transparentu, gdy podszedł bliżej.

— Nawet nie dacie mi odetchnąć — westchnął, ale posłusznie przytrzymał jeden koniec, gdy Isabella zawieszała drugi. — Czemu nie możemy tego zrobić zaklęciami?

Panna Anderson zaśmiała się. Jaką można było mieć później satysfakcję z przygotowań, gdyby po prostu machnęło się różdżką? Żadną. Jednakże Peter chyba tak tego nie postrzegał.

— Dlatego, że w ten sposób jest lepsza zabawa, a poza tym nie wzięłam różdżki z pokoju — odparła blondynka, która uporała się właśnie z jednym bokiem napisu. Przesunęła fotel w ich stronę, na co Pettigrew od razu się odsunął i dał jej resztę materiału. — Dzięki — mruknęła z ironią w głosie.

Zapamiętała, że następnym razem nie ma po co go prosić o pomoc.

— Melanie, masz coś do roboty? — Lunatyk pojawił się nagle obok nich.

Isabella ponownie zachichotała. Jak na razie Mel robiła za kierowniczkę imprezy bardziej niż sam Remus.

Cieszyła się szczęściem przyjaciółki, które jak się domyślała, było spowodowane coraz częstszą obecnością Syriusza w jej życiu. Jak na ironię, jeszcze niedawno wypierała się wszelkiej możliwości nawiązywania z chłopakiem jakiejś głębszej znajomości.

— Nie, Izzy daje sobie świetnie radę z Peterem. — Uśmiechnęła się do wspomnianej dwójki. — A co?

— To idź do Syriusza. Zajmij go jeszcze na jakiś czas, żeby tu nie przyszedł — poprosił i przeniósł swój wzrok na transparent, wiszący już pod sufitem. — Dobrze ci poszło, Izzy. Całe szczęście, że nie było powtórki z zeszłego roku.

Isabella rzuciła mu znaczące spojrzenie.

— To wszystko przez Jamesa! — odparowała, broniąc się i zeskakując z fotela, na którym wciąż stała.

Ubiegłego listopada Potter zaczął robić sobie z nich żarty podczas przygotowań. Izzy nagle runęła z drabiny, którą zaczarował gryfon, nabawiając się serii siniaków na całym ciele. U innych było jednak jeszcze gorzej — Peterowi zniknęły wszystkie ciastka i biedak załamał się.

— Co przeze mnie? — Okularnik zmaterializował się koło nich. — Wszystko ogarnięte? — Rozejrzał się surowym wzrokiem, który wywołał u nich napad śmiechu.

Isabella naprawdę kochała Jamesa za to jego zachowanie. Potter posłał jej szeroki uśmiech i poprawił ostentacyjnie włosy.

— Prawie, jeszcze tylko kilka dekoracji — odpowiedzi udzielił mu Remus po względnym opanowaniu. — Sprawdzę jeszcze coś, chodź Peter, pójdziesz ze mną — dodał i pociągnął za sobą niskiego chłopaka.

Blondynka nie zamierzała pozwolić Jamesowi uciec razem z nimi. Mając na uwadze oddalenie się rudowłosej w poszukiwaniu starszego Blacka, nie chciała zostać z tym wszystkim sama.

— Jamie, zawieś to coś — poprosiła i wskazała na pudło, które leżało na podłodze. Kilka godzin robienia ozdób nie dawało jej wytchnienia, dlatego z chęcią skorzystałaby z opcji wyręczenia jej przez gryfona. — Błagam. — Złożyła ręce jak do modlitwy.

— Wykorzystujesz mnie. — Okularnik podniósł posłusznie pudełko, za co była mu niesamowicie wdzięczna. — Liczę na rekompensatę — dodał jeszcze, ale zajął się ostatnimi wykończeniami.

Isabella zrobiła wówczas to, o czym zapewne pomyślałby każdy na jej miejscu — położyła się na kanapie i ani myślała z niej zejść. Poprawiła swoje rozpuszczone włosy, które opadły jej na twarz i mimowolnie westchnęła. Ta sytuacja ją przytłaczała, mimo tego, że nie była w tym sama. Nigdy nie czuła się silna psychicznie, a w tej chwili miała wrażenie, że jej spokój runął, jak domek z kart.

A budowa nowego mogła być niemożliwa.

— James?

Nawet nie wiedziała, czego od niego oczekiwała. Urodziny Syriusza były jakby chwilą wytchnienia, wyspą na niekończącym się morzu trosk i problemów.

— Co jest? — Zmarszczył brwi i zastygł w bezruchu na fotelu, spodziewając się najgorszego. — Znowu się z nim widziałaś? — ściszył głos i odrzucił balon gdzieś za siebie, a następnie usiadł na meblu, na którym wcześniej stał.

Wbił w nią zmartwione spojrzenie, a Isabella westchnęła, ukrywając twarz w dłoniach. Była zdenerwowana na samą siebie za swoją słabość.

— Nie, przecież wiesz — odparła zgodnie z prawdą. — Po prostu chcę wiedzieć, co robisz, żeby się od tego oderwać, nie myśleć o niczym. Potrzebuję jakiegoś bodźca, czegokolwiek — żachnęła się.

Nienawidziła siebie za ten brak sił. Tę bezczynność.

— Izzy, mówiłem ci już tyle razy, że jesteśmy w tym razem. Nie przejmuj się, może pogadaj z Luńkiem, da ci pewnie jakieś ciekawe książki do poczytania pokaźnej grubości. — Uśmiechnął się. — Powiedz lepiej co u wujka? Kupił sobie w końcu nową miotłę?

— Wszystko w porządku. Tata pisał, że nie będzie jej kupował bez ciebie, bo ty się na tym znasz i pomożesz mu wybrać najlepszy model — odparła nieco melancholijnie. Tęskniła za nim. — On naprawdę traktuje cię jak członka rodziny, Jamie. Takiego przybranego syna. — Uniosła jeden kącik ust.

Tak, jej ojciec od zawsze traktował Jamesa, jak swoje dziecko. Może wynikało to z jego zażyłości z rodzicami chłopaka, a może po prostu tak bardzo polubił okularnika, że inaczej się nie dało.

W każdym razie Potter czuł się w ich domu jak u siebie, zatem wpadał do nich bez zapowiedzi, niemal o każdej porze dnia, a czasem i nocy, co niesamowicie bawiło jej tatę.

— Jesteśmy w takim razie zakręconym rodzeństwem — zaśmiał się.

— I to jeszcze jak — zawtórowała mu.

Czy było to aż tak śmieszne? Zdecydowanie nie. Ale paradoksalnie nutka szaleństwa pozwalała im żyć w normalności. Ciężko było trwać przeciw czemuś strasznemu, co chce obedrzeć cię aż do krwi i kości. Jednak nadszedł taki czas, a nie było już odwrotu.

Śmierciożercy mnożyli się jak plaga egipska w zamierzchłych czasach. Tymczasem ci ''dobrzy'' starali się zwerbować kogoś w swe szyki. Przeciwników Czarnego Pana było wielu, lecz chętnych, by stawić jawny opór praktycznie zero.

— Nie chcę wam przerywać tych śmiechów, ale nie mam pojęcia, czy wiecie, że jest już późno. — Kilkanaście, a może i kilkadziesiąt minut później Lupin usiadł na kanapie obok krukonki i poinformował ich o końcu przygotowań. — A tych pudeł to nie mieliście się pozbyć? — Posłał im znaczące spojrzenie.

Isabella niewinnie wzruszyła ramionami, posyłając Remusowi lekki uśmiech.

— Po problemie. — Okularnik machnął różdżką i wszystko zniknęło. — Trzeba ściągnąć zakochaną parę z powrotem — oświadczył, gdy wrócił już do poprzedniej pozycji, czyli półleżenia na fotelu. — Wysłałeś kogoś po nich, kierowniku?

Panna Anderson znów wybuchnęła śmiechem, a skonsternowany chłopak mruknął coś do siebie.

— Ja tu właśnie w tej sprawie. — Uśmiechnął się, starając się ukryć swoje zakłopotanie.

Nim zdążyła choćby zaproponować swoją kandydaturę, James wystrzelił z odpowiedzią:

— Nie ma mowy, nie ruszam się stąd nawet na krok. Całe południe załatwiałem gości na imprezę i wykręcałem się ze szlabanu, który chciała mi wlepić McSzczotka — odmówił, wiedząc, że blondyn zaraz by go wysłał na poszukiwania. — Izzy niech idzie.

— Gdybyś dał mi dojść do głosu, to bym się sama zgłosiła.

— Widzisz? Oszczędziłem ci zachodu. — Satysfakcja w jego głosie była praktycznie namacalna.

Jej wzrok nagle napotkał parę zielonych tęczówek, które jakby ją szukały. A raczej nie tyle nią samą, co jednego z jej towarzyszy.

— Skończyliście? — wtrącił się Remus, zwracając się w zasadzie tylko do niej, bowiem Potter rozanielony czmychnął w stronę panny Evans. — Mogłem się tego spodziewać — dorzucił, widząc poczynania przyjaciela.

Isabella nie chcąc tracić czasu, ruszyła się w końcu ze swojego miejsca, żeby wypełnić prośbę Lupina. Starała się ustalić w głowie jakiś plan poszukiwań Melanie i Syriusza, kiedy coś jej się przypomniało.

— Wiesz, gdzie są? — spytała już przy wyjściu, kiedy uzmysłowiła sobie, że chłopak przecież był w posiadaniu ich zaczarowanej mapy.

— Gdy sprawdzałem, to byli na Wieży Astronomicznej, ale nie wiem, czy są tam jeszcze. Wieczorami jest tam strasznie zimno — odpowiedział szczerze.

Krukonka niezwłocznie skierowała się na Ruchome Schody. Przeciwległa część zamku była trochę oddalona, więc w miarę możliwości trzeba było się uwijać, żeby wyrobić się punktualnie na dwudziestą. A Isabella nigdy punktualna nie była, podobnie jak Syriusz. Dlatego teraz zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze się złożyło, że to ona po nich idzie.

Ku zdziwieniu wszystkich Melanie była najbardziej odpowiedzialna z tej trójki, mimo swojego temperamentu i emocjonalności. Ale to dobrze, bo Izzy nie znosiła odpowiadać za kogoś, za siebie samą też nie zawsze potrafiła.

— Pogodziliście się już tym, że nic przede mną nie ukryjecie? — Na ten głos krew w jej żyłach wręcz zabuzowała.

Blondynka szybko odwróciła się w stronę, z której szła. Szóste piętro teraz już na pewno nie będzie jej się dobrze kojarzyło. To było już ich drugie spotkanie w tym miejscu. Ślizgon opierał się o wnękę w ścianie z lekkim uśmiechem na twarzy.

Nienawidziła węży.

— Daj mi spokój, dobra? — Energicznie do niego podeszła i wycelowała palcem w jego klatkę piersiową. Po rozmowie z Jamesem nabrała trochę odwagi, że to wszystko się ułoży. — Odczep się od nas wszystkich. I zajmij się knuciem, czy czymkolwiek, co wy robicie w tych lochach — powiedziała z nieskrywaną irytacją.

Czara goryczy się przelała.

— Uznajmy, że się zastanowię. — Uśmiechnął się z pewną dozą rozbawienia i przechylił głowę w bok, jednocześnie utrzymując z nią kontakt wzrokowy. — Albo i nie.

Isabella naprawdę czuła, że jest już na granicy wytrzymałości. Nie zamierzała znów zrobić z siebie tępej idiotki, która nie potrafi się postawić. Tym bardziej że ślizgon doskonale bawił się jej kosztem.

— Słuchaj, nie obchodzą mnie twoje głupie gierki. Ty i cała ta banda ślizgonów funkcjonujecie w tej bańce poczucia wyższości i maniactwa krwi, gardząc innymi, lecz to wami powinno się gardzić. — Bez zastanowienia wyrzuciła z siebie to wszystko, czego wcześniej nie miała siły mu powiedzieć. — Wiesz co, Regulus? Życzę ci z okazji tych urodzin, żebyś wreszcie przejrzał na oczy i zrozumiał, jak wygląda prawdziwe życie — oznajmiła chłodnym tonem i odwróciwszy się napięcie, odeszła w stronę schodów prowadzących na Wieżę, zostawiając go samego.

Nie obchodziło ją, jak Black na to zareagował. Mógł być dalej obojętny na wszystko, nie robiło to na niej wrażenia. Nie odwróciła się ani razu, co potraktowała jako swego rodzaju sukces. Ciekawość ciężko jest poskromić.

O zawał serca przyprawiła ją jednak Melanie, z którą się zderzyła, gdy skręcała w ostatni korytarz. Syriusz pojawił się zaraz za nią z nonszalanckim uśmiechem na twarzy, pocierając zziębnięte ramiona.

Przynajmniej nie musiała iść marznąć.

— Szukałam was, byliście na Wieży? — zapytała, gdy już otrząsnęła się z zaskoczenia, sama nie wiedziała nawet którego.

— Tak, ale wieje tam niemiłosiernie. — Mel wzdrygnęła się, przypominając sobie ten chłód. — Chodźmy, muszę się dostać na kanapę blisko kominka. — Ruszyła w stronę, z której przyszła blondynka.

Isabella skrzywiła się, myśląc o ponownym przejściu tamtędy. Miała nadzieję, że jej były rozmówca zniknął gdzieś w odmętach mroku lub przynajmniej przeniósł się w inne miejsce.

Korzystając jednak z sytuacji, gdy Melanie odeszła kawałek, miała zamiar pogadać z Syriuszem.

— Doszliście do tego momentu znajomości, gdy pytasz ją, czy zostaje twoją dziewczyną? — wypaliła, mając nadzieję, że wreszcie coś ruszyło w relacji tej dwójki w dobrą stronę.

— Nie wiem, o czym mówisz, Izzy. — Black wyminął ją i podążył za rudowłosą, która odeszła już porządny kawałek.

Panna Anderson uniosła tylko wzrok ku górze i dogoniła chłopaka. Czuła, że to będzie się ciągnęło w nieskończoność. Nie zamierzała jednak poddawać się tak łatwo.

— Syriusz, miałam cię za odważnego faceta — odparła, podążając za nim. — Widać, że ciągnie was do siebie, więc mi tu nie czaruj, że tak nie jest. —

— Coś ci się zdaje. Jesteśmy przyjaciółmi.

W tym momencie blondynka zdała sobie sprawę, że jej wysiłki nie mają większego sensu. Jeśli chłopak szedł w zaparte, to próżno było oczekiwać nagłej zmiany w jego zachowaniu.

— Niech ci będzie. — Poddała się.

Miała i tak już na tyle intensywny wieczór, że nie narzekała na brak wrażeń.

— O czym gadacie? — zapytała Melanie, kiedy szli już razem. — Mam nadzieję, że to nic o mnie.

— Mówiliśmy o kocie Izzy. Znów odwiedził łóżko Jamesa. — Syriusz sprawnie udzielił jej odpowiedzi.

Melanie tylko się uśmiechnęła i odwróciła głowę w stronę mijanych okien, za którymi widać było skąpane w mroku błonia Hogwartu. Resztę drogi pokonali dość szybko. Syriusz i Mel rozmawiali razem, jakby zapominając o jej obecności. Nie czuła się urażona, ale ściągało to kolejną gonitwę myśli, której chciała się wyzbyć od dłuższego czasu.

Kiedy minęli miejsce dzisiejszej konfrontacji, zauważyła, że ślizgon zniknął. Przynajmniej tyle Starszy Black nie był zbyt skory do pokojowych rozmów z bratem, zatem Izzy obstawiała, że ślizgon specjalnie usunął im się z drogi.

Zastanawiała się tylko czy jej wybuch złości był naprawdę konieczny. Teraz, gdy na spokojnie się nad tym zastanowiła, to ganiła samą siebie w myślach, pytając, po co jej to było. Jakby mało miała innych zmartwień.

Przejście przez obraz Grubej Damy chyba po raz pierwszy napawało ją optymizmem. Znalezienie się ponownie w pokoju wspólnym Gryffindoru uspokoiło ją, a kiedy wszyscy krzyknęli ,,Wszystkiego najlepszego, Syriusz!'', nawet troski uciekły gdzieś w bok.

— Mówiłem wam już tyle razy, że nie musicie tego robić. — Syriusz uśmiechnął się szeroko na widok wszystkich zebranych.

— Ale i tak lubisz te imprezy, więc nie narzekaj — zaśmiał się Frank, który obejmował Alicję.

Isabella stanęła z boku, czekając z uśmiechem na rozwój wydarzeń.

— Łapciu, a tu masz tort. — James pociągnął szarookiego na środek pomieszczenia. — No już. — Poganiał go. — Życzenie i dmuchasz!

Syriusz zdmuchnął świeczki, uprzednio zerkając na Melanie, która rozpromieniona stała wciąż obok Izzy, która z kolei miała teraz już całkowitą pewność co do uczuć tej dwójki. Zgromadzeni uczniowie wydali z siebie okrzyk radości, a chwilę później Remus machnął różdżką i tort podzielił się na kawałki, które ułożyły się na waflach, leżących nieopodal.

W tym samym czasie Dorcas puściła jakąś żywą muzykę, a nastolatkowie zajęli się jedzeniem. Obok dziewczyn pojawił się Peter niosący podwójną porcję, na co się zaśmiały. Jemu cukier nigdy nie spadnie.

Trzy godziny później impreza rozkręciła się na dobre. Lily razem ze swoimi współlokatorkami przyłączyła się do Huncwotów i siedzieli teraz całą dziewiątką, zajmując dwie kanapy i fotel, bowiem James i Remus usiedli na podłodze.

— Jakieś postępy? — Izzy schyliła głowę bliżej chłopaków, bo i tak leżała zaraz za nimi.

Wskazała dyskretnie głową na pannę Evans, zajętą rozmową z Marleną.

— Powiedziała, że możemy się jeszcze raz spotkać — oznajmił Potter, po czym wziął konkretny łyk Ognistej. — Zaproponowałem, że pokażę jej Pokój Życzeń — dodał i ponownie sięgnął po butelkę, widząc ich miny.

Izzy nie miała nic przeciwko, po prostu była zaskoczona takim obrotem spraw. Ten pokój od lat stanowił jedną z ich największych tajemnic. Cóż, najwidoczniej nadszedł czas, żeby wszystkie sekrety wyszły na wierzch.

— Przystopuj, James. Ja twoich resztek zbierać nie będę — odezwał się Remus, który był całkowicie trzeźwy, w przeciwieństwie do większości towarzystwa.

Peter spał już dobre kilkanaście minut, wtulając się w fotel i mamrocząc coś pod nosem. Melanie też wyglądała na zmęczoną i co chwilę posyłała Izzy śpiące spojrzenia, na które ta odpowiadała wyrozumiałym uśmiechem.

A mówiła, żeby ograniczała Ognistą.

— Luniek, wyluzuj. — Potter nie zwracał na niego uwagi, wpatrując się w Lily, rozmawiającą właśnie z Marleną.

— Jamie, on ma rację — zachichotała, widząc, że brunet jest mocno zdezorientowany. — Zaprowadzę cię do pokoju — oświadczyła, zdając sobie sprawę, że okularnik nie jest do końca świadomy tego, co robi.

A ostatnie czego teraz potrzebowała to obserwowanie kolejnych tanecznych popisów Jamesa do przedwojennego repertuaru, którego sam sobie zażyczył przed godziną.

— Nie! — zaprotestował, kręcąc głową. — Nie będziecie decydować o moim życiu — odparł nieco bełkotliwie, uciekając do panny Evans, a raczej zataczając się.

Isabella wybuchnęła śmiechem, podnosząc się ze swojej wyjątkowo wygodnej pozycji. Podała rękę Remusowi, który ją przyjął i teraz oboje starali się dotrzeć do Jamesa, który ani myślał odkleić się od swojej miłości życia.

— Rogaś przesadził z alkoholem — zaśmiał się Syriusz, na którego ramieniu zasypiała rudowłosa. Chłopak miał naprawdę mocną głowę, to trzeba było przyznać. — Chyba zapomniał, że nasz zapas eliksiru na kaca się skończył.

Na jego słowa Remus wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Izzy starała się ignorować swojej chichoty do minimum, bo czuła, że jej brzuch mógłby tego po raz kolejny nie wytrzymać.

— Wybaczcie, ale przypomniał mi się James na kacu — zachichotał znowu. — To jak kazał zamknąć japę Slughornowi, było nieziemskie — Izzy teraz już nie wytrzymała i też zaniosła się śmiechem.

Potter mruknął coś niezrozumiałego w ich stronę i przytulił się do poduszki, którą podwędził śpiącemu Peterowi, gdy Lily kategorycznie kazała mu zostawić ją w spokoju.

— Pamiętam to — oznajmiła nagle Dorcas, włączając się do rozmowy. — Horacy chodził późnej nadąsany przez tydzień, nawet Lily i Snape nie udobruchali go świetnymi eliksirami. — Uśmiechnęła się szeroko.

— Uwzięliście się na mnie — burknął James. — Syriusz albo Izzy też nie są święci.

Syriusz uśmiechnął się półgębkiem, wymieniając szybkie spojrzenie z blondynką. Panna Anderson zauważyła, że Melanie już jakiś czas śpi, oparta o bok Blacka. Był to naprawdę uroczy widok.

— To tylko żarty, nie bierz tego do siebie — odezwała się Lily, litując się nad okularnikiem, który posłał jej tęskne spojrzenie.

— Lily, jaka ty jesteś... — zaczął rozmarzonym tonem, na co Isabella w porę zareagowała.

— Dobra, wystarczy mu już, zabieram go do dormitorium — oznajmiła i spróbowała podnieść bruneta, który ani myślał znaleźć się w pokoju. — Jamie, wstawaj.

— Pomogę ci — zaoferował Remus i razem postawili go do pionu. — Merlinie, ile on waży — jęknął, zarzucając ramię chłopaka na swój bark.

Izzy szturchnęła Jamesa w bok. Gdyby im teraz zasnął, to za nic w świecie nie wnieśli by go na górę. Potter musiało jako tako odbierać bodźce i przebierać nogami.

— Więcej niż na to wygląda — bąknęła cicho i powoli ruszyli w stronę schodów.

Szło im to nad wyraz dobrze, gdyż poszkodowany jakby uzmysłowił sobie, co się dzieje i w miarę im pomagał.

— Drogie panie, na chwilę muszę was opuścić — oświadczył niedługo za nimi Syriusz, puszczając oczko Lily, Marlenie i Dorcas, biorąc śpiącą Melanie na ręce.

Dziewczyna tylko mocniej się w niego wtuliła, a czarnowłosy ruszył za przyjaciółmi, którzy pokonali jakimś cudem już połowę odległości.

Isabella nie lubiła pijanego Jamesa, bywał wtedy wyjątkowo dziecinny i irytujący zarazem. Doprowadzał ją tym nawet do bólu głowy.

Kiedy położyli go na jego łóżku, gryfon usnął, gdy tylko jego głowa spotkała się z poduszką. Krukonka zdjęła mu jeszcze buty i przykryła bordowym kocem, leżącym na jego kufrze. Remus oznajmił, że idzie wziąć prysznic, a Syriusz ostrożnie nakrył Mel swoją kołdrą.

— Wracasz na dół? — zapytała go, gdy szukała w kufrze Pottera jakiejś koszulki, która mogłaby jej posłużyć za piżamę.

Nie miała zamiaru iść teraz do siebie, na drugi koniec zamku, zwłaszcza w nocy, gdy McGonagall patroluje szkołę.

— Raczej nie — odpowiedział i spojrzał niepewnie na śpiącą rudowłosą.

— Spanie w jednym łóżku to nie przestępstwo, Łapo — zaśmiała się, przypuszczając, o czym myśli chłopak. Znalazła upragnioną koszulkę, oceniając, że spokojnie będzie jej sięgać do kolan. — No, chyba że wolisz łóżko Petera.

Była pewna, jaką usłyszy odpowiedź. Sama w życiu nie zapuszczałaby się w tamte tereny. Jeden raz tam usiadła i wiedziała, że nie zrobi tego już nigdy więcej. Powiedzieć, że tamto łóżko lepiło się od słodyczy, to jak nic nie powiedzieć.

— Za nic — od razu zaprzeczył. — Izzy, możesz spać z Mel? — poprosił ją błagalnym tonem, na co westchnęła.

— O nie. James mnie jutro zabije, jak zobaczy, że wpuściłam cię do jego łóżka. Ja śpię z Potterem, a ty z Melanie. Bez obrazy, Syriusz, ale gdy James jest w takim stanie, to nie zwróci uwagi, że zabiorę mu całą kołdrę.

Uśmiechnęła się wesoło w stronę chłopaka i przerzuciła wzrok na Lupina, który wyszedł z łazienki, gdzie sama się zresztą udała.

— No dobra, ale żeby nie było później na mnie. — Syriusz wsunął się na miejsce obok rudowłosej, która natychmiast przylgnęła do jego boku.

W tym wszystkim był tak skonsternowany, że nawet Remusa ogarnął wyjątkowo dobry nastrój.

— Widzisz? — zachichotał. — Awansowałeś na przytulankę, Łapo — rzucił, szykując sobie posłanie. — Mogę gasić światło? — ziewnął i sięgnął po swoją różdżkę.

— Zaraz! — odkrzyknęła mu Isabella, wyskakując pędem z łazienki. — Jeszcze chwila. — Wepchnęła się na łóżko okularnika i przykryła się kołdrą.

W międzyczasie zdążyła jeszcze popchnąć Jamesa, żeby ten przesunął się na bok. Remus zgasił światło i zdawać by się mogło, że ten dzień już dobiegł końca.

— Nienawidzę was — mruknął niewyraźnie Potter, bardziej naciągając na siebie koc, który na niego narzuciła.

W końcu zabrała mu kołdrę, a nie chciała, żeby zamarzł.

— My też cię kochamy, Jamie — westchnęła, klepiąc go po ramieniu.

Gryfon nie był chyba tym faktem zbyt zachwycony, bo zakrył sobie kocem pół twarzy.

Cóż, Isabella nie zamierzała podważać jego sposobu spania. Na razie oddychał, więc wiadomo było, że się nie udusił.

Wyszeptała jeszcze ciche "dobranoc" w stronę chłopaków, po czym wzięła przykład z Jamesa i Melanie, również oddając się w objęcia Morfeusza.

To był doprawdy intensywny dzień.



✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵✵

No, Izzy w końcu pokazuje pazurki. Dla zainteresowanych tematem informuję również, że możliwe, iż na moim profilu pojawi się książka z Draco, choć w pierwszej kolejności będę zajmować się teraz uniwersum Marvela ;)

Widzimy się za tydzień! 

nowalunoza.

Continue Reading

You'll Also Like

82K 5.3K 16
❝Czasem nie ma innego wyjścia. Czasem musisz po prostu otrzeć pot, chwycić za miecz i stanąć do walki. Czasem honor jest jedynym, co ci zostało.❞ ...
126K 4.3K 200
Twój chłopak jako... Pierwsza część serii "Your boyfriend as..." Zakończone✔
3.7K 245 67
Zarażony ucieka z Laboratorium. Na świecie rozpętuje się istne piekło. Zarażeni ludzie zamieniają się w potwory, miasta w ruiny. -Wśród ocalałych są...
24K 1.6K 200
Tutaj będą się pojawiać talksy z Percy'ego oraz innych serii Rick'a Riordan'a. Poprawione // 01.07.2021 - 23.07.2022 // Dziękuję za 15,5 tys. wyświ...