Wiek-nieważny cz. 1. Szukając...

By EwelinaCLisowska

148 1 0

Wiek-nieważny cz. 1. Szukając siebie Miłość z depresją w tle Czy istnieje szansa na szczęśliwy związek z osob... More

Rozdział 1 Moje miłosne fiaska
Rozdział 2. Wiek-nieważny
Rozdział 3. Morskozielony
Rozdział 4. Omdlała damulka
Rozdział 5. Kaloryfer pana Zięby
Rozdział 6. Wariatka

Rozdział 7. Urodzinowe złudzenia miłosne

13 0 0
By EwelinaCLisowska


Kilka dni później nadszedł dzień moich urodzin – trzydziestych pierwszych. Wrzesień nie był moim ulubionym miesiącem ze względu na to, że co roku jego drugi w kolejności dzień przypominał mi, że jestem o dwanaście miesięcy starsza, a z każdym rokiem maleje moja szansa na miłość. O ile jeszcze jakakolwiek istniała! Coraz starsza, coraz brzydsza i coraz bardziej zniszczona lękiem. Ten dzień przeszedł jednak wszelkie moje oczekiwania.

Siedziałam za biurkiem i patrzyłam na dwa podarunki od moich pracowników, które miałam przed sobą. Chwilkę wcześniej Wiola wyściskała mnie i wycałowała, przy czym życzyła mi wszystkiego najlepszego. Dariusz uścisnął oficjalnie moją dłoń, przy czym nie obyło się bez kolejnej fali mrówek, które przeszły po moim ciele. Nigdy sama nie odważyłabym się go pierwsza dotknąć. To była jedna z moich zasad: „Nie patrzeć, nie czuć i nie dotykać!"

Po rozpakowaniu prezentu od demona, okazało się, że kupił mi różową, miniaturową różyczkę w ozdobnej, kolorowej doniczce. Prezent bardzo mi się spodobał, więc podziękowałam mu i szczerze się do niego uśmiechnęłam.

„Ciekawe czy zastanowił się nad symboliką jej koloru? Jeśli tak, oznaczałoby to, że zaczyna się we mnie zakochiwać! Różowa róża to symbol niedojrzałej w pełni miłości! Nie! Musiał jednak się nad tym nie zastanawiać. To musiał być przypadek."

Wzięłam do ręki długie, prostokątne pudełko, które podarowała mi Wioletta, i bacznie przyjrzałam się jej podejrzanemu wyrazowi twarzy. Ostrożnie zaczęłam je rozpakowywać. Gdy moim oczom ukazał się... wibrator! Wypuściłam go z rąk i zaczerwieniłam jak nigdy.

„Jaki wstyd!!! Przecież, co On sobie o mnie teraz pomyśli?!"

Zakryłam twarz rękoma.

– Nie podoba ci się prezent ode mnie? – Zaśmiała się Wioletta, gdy podchodziła do mojego biurka, kręcąc przy tym tyłkiem. Nie chciałam patrzeć na Darka, więc wsparłam się łokciem o biurko i przysłoniłam swój prawy profil.

– Co to jest? – Ujęłam w dwa palce pudełeczko, w którym przez przezroczystą ściankę wyglądał na mnie różowy wibrator w kształcie penisa.

– No, nie mów mi, że nie wiesz? – drwiła dalej. Przejęła ode mnie pudełko i wyciągnęła jego zawartość na światło dzienne. Pomachała tym czymś tuż przed moim nosem. – Wi-bra-tor! Pomyślałam, że bycie dziewicą w tym wieku musi być dla ciebie straszną udręką! Może stąd te twoje frustracje w stosunku do facetów? – Teraz mówiła już serio. – Ale zastosowanie musisz sobie prześledzić w instrukcji obsługi, bo ja niestety ci nie pokażę. – Uśmiechnęła się złośliwie.

Położyła na stole różowe cacko i kręcąc znów pupą, wróciła na swoje miejsce. Po drodze obdarowała Darka zalotnym spojrzeniem. Gdy spojrzałam na nią sekundę później, zaskoczona zobaczyłam, jak speszona zajmuje swoje miejsce pracy. Chciałam zobaczyć, co ją tak nagle odmieniło, więc zerknęłam przez palce na swojego pracownika. Stał oparty o parapet okna, tuż za swoim biurkiem, z pięściami schowanymi w kieszeniach spodni, i z potępieniem patrzył na Wiolettę. Był na nią wściekły! Aż sama się przestraszyłam jego marsową miną. Delikatnie zapakowałam sztucznego penisa do pudełeczka, wstałam i podeszłam do złośliwej pracownicy.

„Jak można być tak miłym i podłym jednocześnie?!"

– Proszę, może tobie bardziej się przyda! Jesteś bardziej wyzwolona niż ja – powiedziałam i położyłam przed nią pakunek. Zaczerwieniła się. Odwróciłam się i mimochodem zerknęłam na Darka. Jego mina wyrażała szczere uznanie, jakby mówił: „Nieźle jej przywaliłaś! Jestem z ciebie dumny!"

Usiedliśmy na swoich miejscach i zajęliśmy się pracą. Po kwadransie ktoś zapukał do drzwi. Po chwili wyjrzał zza nich gąszcz czerwonych róż, które Jola z trudem wniosła do środka.

– To od tajemniczego wielbiciela, Kasieńko! – powiedziała i postawiła na moim biurku cały ten różany busz.

– Serio?! – Wybałuszyłam oczy z niedowierzaniem.

„No tak, czerwone róże oznaczają płomienną, dojrzałą miłość!"

– Jest i bilecik. – Podała mi małą karteczkę. Zerknęłam do środka i przeczytałam:

„Dla najpiękniejszej! Solski."

– Od kogo? – dopytała niecierpliwie Jola. Aż korciło ją z ciekawości. Zawsze wierzyła, że w końcu spotkam miłość swojego życia.

– Od pana Solskiego – wymamrotałam ledwie dosłyszalnie.

– Mogę spojrzeć? – zapytała zadowolona.

– Proszę. – Podałam jej kartonik, przy czym mimowolnie zaciągnęłam się cudowną wonią róż.

Przeczytała na głos:

– „Dla najpiękniejszej! Solski!" Co to za Solski? Kasiu! Pochwal się!

– To tylko klient. – Spojrzałam po moich pracownikach, jakby przyłapano mnie na gorącym uczynku.

Ona przyglądała mi się z otwartą buzią i nieskrywaną zazdrością, a On... wyglądał na rozczarowanego, wyraźnie posmutniał. Spoglądał raz na mnie, a raz na różę miniaturkę, która stała teraz na drugim skraju biurka, jakby stanowiła przeciwwagę ogromnego kosza z czerwonymi różami. Co miałam zrobić?

– Chyba jednak wolę żywe kwiaty – powiedziałam i wzięłam do rąk doniczkę z kwiatuszkiem od Niego. – Przynajmniej coś mi pozostanie po tych urodzinach. – Wyraźnie sprawiłam mu przyjemność tym komentarzem, bo uśmiechnął się do mnie, jakby dziękował mi za te słowa pochwały.

„Rany, co ja robię!? Nie, to nic. Pracownik poczuł się gorszy od bogatego klienta, więc ratuję jego godność, nic więcej! A teraz pracownik dziękuje mi za docenienie jego wysiłków poczynionych na rzecz pracodawcy. Nic poza tym!"

Postawiłam ją na miejsce, po czym zwróciłam się do Joli:

– Możesz te kwiaty postawić w salonie, na stole? Tutaj nie ma dla nich miejsca.

– Ale przyznaj, że ci się podobają – drążyła dalej. – Przystojny ten Solski?

– Jak na faceta po pięćdziesiątym roku życia... – Wzruszyłam ramionami. – Nawet przystojny, ale nie w moim typie. Lubię go, ale bez przesady. To tylko klient – tłumaczyłam spokojnie.

– Oj, coś mi się zdaje, że coś z tego będzie! Nigdy nie mówiłaś o żadnym facecie, że go lubisz.

– Kochana Jolu, możemy dokończyć tą rozmowę wieczorem, na osobności? – poprosiłam ją.

– To musi być wyjątkowy mężczyzna. Taki bukiet róż! Ile ich tu jest?! Chyba ze sto albo z dwieście! Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, ile to mogło kosztować?! – wychwalała pod niebiosa okazały prezent. – Ale poczekaj! Coś tutaj jeszcze jest! – Wyciągnęła ze środka bukietu małe pudełeczko. – Zobacz!

Otworzyłam je zdumiona i zobaczyłam... kolczyki! – złote z bursztynowymi oczkami, a w środku pudełka znalazłam jeszcze jedną karteczkę:

„Będą podkreślały Twoje piękne oczy na najbliższym balu. S."

– O rany – bąknęłam pod nosem niezadowolona.

„Czy zawsze muszą mnie podrywać starsi panowie?"

Tego już Wioletta nie zniosła, więc zerwała się z krzesła, aby z bliska przyjrzeć się moim prezentom.

– Mogę zobaczyć? – Pokazałam jej kolczyki. – Woow! Ale jesteś szczęściara! Niezłego faceta wyhaczyłaś! – mówiła z szczerą zazdrością.

– Oczywiście! Przecież Kasia to nie byle kto! To nie dziewczyna dla każdego! Zasługuje na najlepszego mężczyznę pod słońcem! – prawiła Jola.

„Nawet, gdy ma pięćdziesiąt pięć lat i nie jest w moim typie?!"

Byłam tak zdezorientowana tymi podarunkami, że nie odpowiedziałam już na jej przesadne ochy i achy. Obydwie: Jola i Wioleta przyglądały mi się w powstałej ciszy pełnej napięcia. Nagle ciszę rozdarło szuranie krzesłem.

– Przepraszam – rzekł Dariusz i, przeszedłszy pospiesznie przez gabinet, zatrzasnął za sobą drzwi.

Wyglądał, jakby ktoś zdzielił go w twarz.

„Co to miało znaczyć???"

Po dziesięciu minutach wrócił z wilgotnymi włosami, wycierał nos chusteczką. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Odepchnęłam myśli o tym, że jego zachowanie mogło mieć jakikolwiek związek z moją osobą, bo przecież facet taki, jak On nie mógł być o mnie zazdrosny! Zaśmiałam się do swoich myśli.

Nadszedł wieczór i tak jak planowaliśmy, wybraliśmy się wszyscy za miasto na moją małą działeczkę z domkiem letniskowym, który okalały jabłonki i krzewy aronii, grusze i śliwy. Jednym słowem – był to mały raj owocowy z miejscem na ognisko. Wszyscy zmieściliśmy się w jednym samochodzie, co było nie lada wyczynem. Cztery osoby na tyłach mojego zabytkowego kabrioletu to była duża przesada, dlatego Wioletta usiadła na kolanach Dariusza. Ja siedziałam z przodu jak królowa, od czasu do czasu zerkałam w lusterko do tyłu. Wioletta była bardzo zadowolona. On – ciężko powiedzieć.

Rozpaliliśmy ogień i wyciągnęliśmy z domku stolik i kilka krzesełek, żeby było nam wygodnie. Mnie przypadł honorowy zaszczyt siedzenia na kłodzie drewna nakrytej grubym kocem. Pech chciał, że On też tam usiadł. Musiałam trzymać fason, więc nie uciekałam. Panowała radosna atmosfera, a nade mną jak zwykle zawisnęły chmury... i to gradowe. Byłam tak blisko Niego! Dzieliło nas tylko pół metra. I znów poczułam przymus ucieczki.

– Przepraszam was na chwilkę. – Wstałam po kilku minutach walki z samą sobą.

– Może... potrzymać pani kijek? – zapytał mnie.

– Będę wdzięczna – rzuciłam na odchodnym. Podałam mu kijek tak, żeby pod żadnym pozorem nie dotknąć jego dłoni, i udałam się najwolniej jak tylko mogłam do domku, który miał stać się dla mnie miejscem wyciszenia. Gdy przemierzałam trawnik, zerknęłam przez ramię na zgromadzonych przy ognisku ludzi.

„Przecież wszystko jest w porządku, nic mi nie jest! Mam nadzieję, że to widzicie!"

Ale Jola popatrzyła na mnie tak, jakby coś zrozumiała lub zgadła. Miałam nadzieję, że nie zdemaskowała moich uczuć.

Domek był parterowy z poddaszem, o wymiarach sześć na cztery, wyposażony po zęby: WC, łazienka, sypialnia, lodówka itd. Rzadko tu wpadałam. Zazwyczaj tylko po to, żeby zebrać owoce, co najczęściej robił ogrodnik, lub zrobić małe rodzinne przyjątko – takie jak to dzisiejsze. W sumie, miałam ochotę go sprzedać, bo musiałam zaoszczędzić więcej pieniędzy dla rodziców. Mama trochę chorowała i potrzebowała drogich lekarstw.

Robiłam, co mogłam, żeby zająć teraz myśli wszystkim, tylko nie panem Ziębą. Weszłam więc do małej kuchenki i, wsparta pupą o mini kredens, oddychałam równomiernie i próbowałam się uspokoić. W lodówce chłodziło się piwo. Miałam na nie wyjątkowo ochotę, więc wyciągnęłam jedno z nich. Niestety, zapomniałam otwieracza do butelek.

„Kurde! Zawsze pod górkę!"

To byłoby idealne rozwiązanie na moje rozedrgane nerwy i spięcia, które czułam w całym organizmie, gdy przebywałam w Jego pobliżu. Stałam i skupiałam się na oddychaniu przeponą, gdy do kuchenki wszedł... właśnie On. Podskoczyłam przestraszona, a butelka wypadła mi z rąk. W ostatniej chwili zdążył ją złapać.

– Uff! Udało się! Jest cała! – powiedział zadowolony z siebie, po czym oddał mi piwo.

– Dziękuję – odparłam zdławionym głosem.

„Lepiej, żeby Cię tu nie było. Nie w takiej chwili! Nie teraz! Proszę!"

– Ma pani otwieracz? – zagadnął i zrobił krok w moją stronę. Tą odległość byłam jeszcze w stanie znieść.

– Nie mam go tutaj. Został... w koszyku na stole – mówiłam z trudem. Postawił krok do przodu i wyciągnął w moim kierunku rękę. Odruchowo zrobiłam unik, odsunęłam się o kilka centymetrów.

– Może pomóc? – zapytał. Dziwnie mi się przyglądał. Podałam mu butelkę, a on otworzył ją jednym, zwinnym ruchem, po prostu odbił kapsel od blatu stolika. – Proszę! – Jego ręka lekko zadrżała, gdy oddawał mi napój.

„Czyżbyś się stresował?"

– Dzięki! – Upiłam kilka łyków z zamkniętymi oczami. Poczułam zimną ekstazę w moim gardle, która przyniosła mi chwilkę wytchnienia.

Przysunął się bliżej i zatrzymał się w odległości metra ode mnie. Przyglądał się czemuś za moimi plecami. Poczułam wyraźny niepokój, dlatego przemieściłam się i usiadłam na blacie stołu. – M-może napije się pan?

– Chętnie. – Wyciągnął z lodówki jedno piwo dla siebie i otworzył je tak samo jak poprzednie. – Słyszałem, że pan Solski zaprasza nas na bal.

– Tak. Odbędzie się w tą sobotę, czyli dokładnie za dwa dni. Solski zaprasza nas wszystkich na parapetówkę. Będą tylko jego najbliżsi znajomi. Powinno być kameralnie, bo jego salon nie jest zbyt duży, a sala balowa na parterze jeszcze nie ma parkietu. Został mu jeszcze remont poddasza, ale wahał się, czy nie zrobić na razie tylko samego dachu, bo podobno przecieka... – Mieliłam ozorem jak nigdy, aż sama się sobie dziwiłam.

Znów zbliżył się niebezpiecznie blisko i zatrzymał się jedynie pół metra przede mną. Wsparł się dłonią na stole i lekko nachylił się w moją stronę. Może mówiłam zbyt cicho? Zwiesiłam głowę i zaczęłam udawać, że szukam czegoś na podłodze. Poczułam ciepło bijące od jego ciała i ten zmysłowy zapach... jego osobisty... zapach. W głowie zaczęło mi wirować, a On mówił:

– Czyli wybieramy się w trójkę? To będzie chyba bardzo oficjalne przyjęcie? Ja w każdym razie ubieram garnitur. – Jego głos przyjemnie głaskał moje uszy. Był niemal jak balsam. To było całkiem nowe doświadczenie. Faceci, którzy usiłowali mnie zdobyć z pobudek materialnych, zwykle szybko przechodzili do sedna, atakując mój wrażliwy słuch jakimiś dwuznacznymi aluzjami.

„Tak, tylko że On raczej nie starał się mnie zdobyć!"

– O której mamy tam być?

– O... na dziewiętnastą – powiedziałam, zatrzymując oczy na jego klatce piersiowej. Nie mogłam przecież patrzeć mu w oczy. Miał na sobie szarą bluzę z kapturem i luźne spodnie dresowe, a mimo to prezentował się nienagannie, można by rzec: schludnie i pociągająco.

– Czyli o 18:45 musimy wyjechać. To co prawda kilka przecznic stąd, ale nieładnie byłoby się spóźnić. Zwłaszcza że odwiedza pani narzeczonego. – Położył nacisk na ostatnie słowo. Przez chwilę zamurowało mnie i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Tym razem spojrzałam mu prosto w oczy. Były nieprzeniknione i stanowczo za blisko mnie. Musiałam wytrzymać! Przytrzymałam się blatu niczym ostatniej deski ratunku i odchyliłam się, aby zwiększyć dystans.

– Pan Solski mnie adoruje, ale ja tego nie pochwalam. Nie jest moim narzeczonym!

– To super facet i do tego przystojny. Każda kobieta byłaby nim zachwycona... zainteresowana... – wygłaszał peany pod adresem pana w średnim wieku.

– Ale ja... Dla mnie jest tylko klientem.

– Naprawdę nie podoba się pani? – naciskał.

Tym razem zdenerwowałam się.

– Myślę, że nie powinno to pana interesować! – warknęłam i spojrzałam na niego z wyższością.

„Wara ode mnie! Po co Ci te wiadomości!? Zajmij się lepiej Wiolettą!"

– Przepraszam, nie chciałem być niegrzeczny. – Odsunął się o krok, po czym wypił parę łyków piwa. Zmysłowo zamknął swoje oczy, jakby czerpał z tego nieziemską przyjemność. Wyglądał tak seksownie, że z wrażenia głośno przełknęłam ślinę.

– Może wróćmy do innych? – zapytałam.

Spojrzał na mnie tajemniczo, zbliżył się, wsparł się rękami na stole i nachylił ku mnie tak, że miałam jego głowę tuż nad swoją twarzą. Spojrzałam ze strachem w górę i nagle okazało się, że nasze twarze dzieli odległość zaledwie kilku centymetrów. Zamknęłam oczy... Czułam na twarzy jego oddech i nie mogłam zrobić nic, zupełnie nic...

– Naprawdę nie widzisz tego, co się między nami dzieje? – zadał mi cicho stanowcze pytanie. Uciekłam przed nim, wyślizgując się błyskawicznie spod bliskości jego ciała.

– Nie rozumiem, o co panu chodzi. Co się ma dziać? – mówiłam i cofałam się w kierunku drzwi. Przestraszył mnie tym nagłym zbliżeniem, a do tego to pytanie! Drżałam ze strachu pomieszanego z podnieceniem.

– Myślałem, że... – Był wyraźnie zawiedziony moim zachowaniem. – Przepraszam. Powinna mnie pani za to wyrzucić z pracy. – Zaczął przyglądać się swoim rękom, jakby nie wiedział, gdzie ma podziać wzrok.

Gdy odzyskałam władzę nad moim ciałem i myślami, odparłam:

– Nie wiem, co chciał pan zrobić i co miał pan na myśli, ale lepiej będzie, jeśli to się nie powtórzy. Wioletta może być zazdrosna – mówiłam i szukałam w myślach podtekstu jego zachowania. Oganiałam się od złudnych nadziei. Musiał zbyt dużo wypić! Może dlatego zachowywał się tak irracjonalnie?

– Co do TEGO, ma ta pani? – zapytał zdumiony i nieco poirytowany.

– Jest pana dziewczyną, tak? – Tym razem to ja chciałam się upewnić, że jest zajęty.

– Nie. I raczej nigdy nią nie będzie, choć jest piękna i nie jednemu zawróciłaby w głowie. – Po tych słowach utkwił we mnie badawcze spojrzenie.

„Czyżbyś sprawdzał moją reakcję? Chcesz się trochę nade mną poznęcać czy jak?"

– W sumie to nie moja sprawa. Wracajmy! – Odwróciłam się, aby przerwać tę bezsensowną wymianę zdań, która prowadziła tylko do jednego wniosku: nie możemy być razem, bo On mnie nigdy nie pokocha.

Znów usiedliśmy obok siebie, na kłodzie drewna, lecz tym razem on maksymalnie zwiększył odległość między nami. On sprawiał wrażenie wręcz nieobecnego duchem, a ja starałam się zachowywać normalnie. Nagle, jakieś piętnaście minut po tym dziwnym incydencie w domku, odezwał się:

– Panie Franku, może przesiądzie się pan z tego pieńka i usiądzie na wygodniejszym miejscu?

Chciał mnie opuścić. Chyba wyczuwał napięcie, które nie odstępowało mnie na krok. Po wymianie miejsc, siedział centralnie naprzeciwko mnie. I wcale nie była to lepsza opcja. Zaczął mi się bacznie przyglądać. Czułam się, jakby prześwietlał mnie na wylot tymi swoimi morskozielonymi oczyma, które, pod wpływem odbijających się w nich ciemności nocy i czerwoności ognia, wyglądały jak oczy prawdziwego demona. Do tego spoglądał na mnie spode łba, jakby chciał mnie zaraz zamordować. Przeszył mnie dreszcz grozy. Odwróciłam wzrok i udałam, że coś ciekawego zauważyłam gdzieś na lewo od siebie.

„Musi mnie naprawdę nie cierpieć."

– Kasiu, nie zimno ci? – zapytał mnie pan Romek – Cała się trzęsiesz!

– Nie... ja... może faktycznie trochę się ochłodziło. – Zaszczękałam zębami.

– Pokaż czółko. – Nachylił się w moim kierunku ze swojego krzesełka, po czym przyłożył mi do czoła dużą i ciepłą dłoń. – Lodowata! Jak zwykle! Jak Królowa Śniegu! Musisz coś na siebie narzucić, bo nam się rozchorujesz!

Pan Zięba wstał, ściągnął swoją szarą, rozpinaną bluzę i, jak na gentelmana przystało, zaszedł mnie od tyłu i położył na moich ramionach swoje odzienie.

– Dziękuję, ale teraz to pan będzie marzł – zaprotestowałam. Chciałam ściągnąć z siebie bluzę nasyconą jego zapachem. Zapach ten spowodował dziwne napięcie w dole mojego brzucha. Dariusz położył mi ręce na ramionach i przytrzymał bluzę.

– Proszę, niech pani nie protestuje. Pan Romek ma rację, rozchoruje się pani – usłyszałam tuż obok swojego lewego ucha. Jego oddech musnął je delikatnie swoim ciepłem, co spowodowało nagły skok mojego serca do gardła.

– Poskromienie Złośnicy! – Zaśmiała się Wioletta. Jak zwykle prezentowała się pięknie, ubrana w czarne, obcisłe getry podkreślające jej krągła pupę, i biały sweterek, który odsłaniał jej kobiece atuty.

Nie zwrócił uwagi na jej słowa, lecz odszedł ode mnie kilka kroków, aby po drodze natknąć się na nią. Bez krępacji zarzuciła mu ręce na szyję.

– Mnie też jest zimno, Dareczku! Przytul mnie, bo zamarznę! – Udawała małą dziewczynkę, która zagubiła się w lesie i szuka pomocy. Lecz Darek nie przytulił jej od razu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się jednostronnie. Dopiero później, po tym jak zapewne dostrzegł moją zawiedzioną i tęskną minę, objął ją i ucałował w czubek głowy.

– Dobrze, dziewczynko. Zaraz cię ogrzeję. – I zaczął pocierać jej plecy szybkimi ruchami rąk.

– Ooo! Jak fajnie! Od razu cieplej – zamruczała.

Spojrzał na mnie z tym samym wyrazem twarzy, co poprzednio, dodając nutkę zapytania.

„Co ja na to? Nic! Przecież jesteście razem!"

Zwiesiłam głowę i wlepiłam wzrok w ognisko.

„A może tylko wydaje mi się, że sprawdza moją reakcję? Po co miałby to robić?"

– To chyba się nam jakiś poważny związek w rodzinie szykuje? – Zaśmiał się pan Franek.

– No, coś mi się zdaje, że niedługo zatańczymy na weselu! – dodała Jola.

Poczułam skurcz w żołądku. Miałam na sobie jego bluzę, przesyconą zapachem i ciepłem jego ciała, a On w mojej obecności obściskiwał inną! Zazdrość, strach i poczucie, że zostałam oszukana zaatakowały mnie w jednej chwili ze zdwojoną siłą. Zrobiło mi się niedobrze, więc zrzuciłam z siebie jego bluzę, pobiegłam do łazienki, gdzie zwróciłam to, co uprzednio zjadłam plus resztki obiadu. Mocno wsparłam się na umywalce, odkręciłam kran i wypłukałam usta cieknącą z kranu wodą. Poczułam falę lęku, która przeszyła moje ciało na wskroś.

„Och, niech to już przestanie tak boleć! Dlaczego musiałam się w nim zakochać!? Dlaczego to się dzieje i nie chce odpuścić! Boże, pomocy!"

Tym razem dopadły mnie skurcze jelit, więc utknęłam w kibelku na dobre dziesięć minut.

„To nic, to przejdzie... przejdzie... Zaraz mi przejdzie! Przecież przeżyłam to tyle razy i jakoś wyszłam z tego cało! To tylko lęk, emocje nic więcej."

Powoli wracałam do równowagi fizycznej, czego nie można było powiedzieć o mojej psychice. Po kilku minutach blada i słaba, ciężkim krokiem wróciłam do ogniska. Gdy wszyscy zobaczyli, w jakim jestem stanie, zrobili zmartwione miny. Darek siedział już na swoim miejscu. Starałam się udawać, że nie istnieje. Jola zerwała się z krzesła i podeszła do mnie.

– Chyba coś ci zaszkodziło. Ale tak niewiele zjadłaś, jak jakiś ptaszek. Oj! moja mała dziewczynko, nie dbasz o siebie! Ale Jolcia się tobą zajmie. – Pogładziła mnie po twarzy. Była o głowę ode mnie niższa, a teraz miałam jej twarz na wysokości swojej. Przytuliła mnie. Poczułam, że po moim policzku cieknie łza. Szybko ją wytarłam z nadzieją, że nikt jej nie zauważył.

– Kasia, prawdziwa z ciebie kupa nieszczęścia – podsumowała mnie Wiola.

– Wiolka, choć raz mogłabyś zachować takie uwagi dla siebie! – zgromił ją Dariusz. Znowu mnie bronił, ale nie miało to już dla mnie najmniejszego znaczenia, bo przecież to ją kochał, mimo że litował się nade mną.

Gdy jechaliśmy samochodem do domu, znów miał ją na kolanach, a ja zdychałam na przednim siedzeniu i przysypiałam. Nie patrzyłam do lusterka, bo nie chciałam Go widzieć. Było około 24:00 i byłam już wykończona moimi nietypowymi urodzinami, na których emocje szalały we mnie jak tsunami, które w efekcie wybuchło gejzerem w toalecie, i na tym skończył się kolejny smutny dzień bez miłości. Trzęsąc się z zimna i nerwów, powlekłam się do mojego pokoju i pogrążyłam się w bardzo ciężkim śnie.


***


https://ridero.eu/pl/books/wiek-niewazny_1/

https://ecl-pisarka.pl/index.php/kategoria-produktu/ebook-romanse-wspolczesne/wiek-niewazny-1-szukajac-siebie/

Continue Reading

You'll Also Like

368K 33.2K 18
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
495K 25.3K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
88.5K 6.3K 9
Po aresztowaniu Remo wszystko, w co wierzyła Lucy Graves, okazało się paskudnym kłamstwem. Za rozkazem matki wyjeżdża z Filadelfii, aby plotki na jej...
31.4K 1.2K 15
„Jesień w Boulder City przynosi nie tylko zmieniające się liście, ale także powrót nielegalnych wyścigów samochodowych. Dla 17-letniej Grace, sztuka...