a huge riddle // drarry ✔︎

_cyzia_a_

7.6K 556 176

completed - [ harry potter x draco malfoy ] Niektóre rzeczy jak i osoby w naszym życiu są dla nas jedną, wiel... Еще

prolog
I: 20 marca 1944
II: 20 marca 1998
III: 23 marca 1998
IV: 24 marca 1998
V: 25 marca 1998
VI: 30 marca 1998
VII: 31 marca 1998
VIII: 1 kwietnia 1998
IX: 2 kwietnia 1998
X: 4 kwietnia 1998
XI: 7 kwietnia 1998
XII: 8 kwietnia 1998
,,Drogi Severusie" ,,Drogi Regulusie"
XIII: 9 kwietnia 1998
XIV: 10 kwietnia 1998
XV: 11 kwietnia 1998
XVI: 12 kwietnia 1998
XVII: 14 kwietnia 1998
XVIII: 17 kwietnia 1998
XIX: 18 kwietnia 1998
XX: 19 kwietnia 1998
XXI: 23 kwiecień 1998
XXII: 26 kwietnia 1998
XXIII: 1 maja 1998
epilog

XXIV: 2 maja 1998

206 15 1
_cyzia_a_

Wybiła północ.

Syriusz zerknął jeszcze raz na Toma i przełknął ślinę, chociaż nie odczuwał wielkiego stresu.

Zacisnął dłoń na mieczu, po czym ruszył za Ślizgonem. Czuł się całkiem pewnie, a fakt, że po tylu latach nareszcie uda mu się przyczynić do zniszczenia horkruksów tym bardziej zapierał mu dech w piersi.

Naprawdę chciał, aby Regulus to zobaczył i wiedział, że Syriusz dotrzymał obietnicy.

— ᯽ —

Przemówienie do uczniów Hogwartu okazało się łatwiejsze niż Draco myślał.

Wychodząc z małego pomieszczenia razem z Harry'm, cały gwar ucichł niemal w jednej sekundzie. Wszystkie pary skupiły się na ich dwójce, niektóre wręcz przenikając na wylot, jednak żaden z nich się tym nie przejmował. No przynajmniej Draco się tym nie przejmował.

Malfoy przyłożył różdżkę do gardła, po czym szepnął Sonorus. Był świadomy milczenia w całym pomieszczeniu, dzięki czemu jego sam w sobie donośny głos byłby całkiem dobrze słyszalny, jednak nie chciał mieć wątpliwości. W tym przypadku musiał go usłyszeć głośno i wyraźnie każdy bez wyjątku.

— Dobrze wiecie, co nas czeka — zaczął. Nie miał zamiaru zaczynać od jakiegoś miłego powitania i zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Nie mieli na to czasu. — Przed wami pojawia się jedna z decyzji, która w jakiś sposób może zmienić wasze życie. Możecie walczyć, uratować siebie i innych, wspomóc członków Zakonu Feniksa oraz Aurorów albo... Siedzieć tu i nic nie robić.

Nikt się nie odezwał.

— Wasz wybór — wzruszył ramionami. Nie był w stanie i nie miał zamiaru zmuszać rówieśników do walki. Dobrze wiedział, że w tym momencie zaczyna się wojna. Voldemort chciał jednego, ale tego nie dostanie. Malfoy na to nie pozwoli, nie ważne czy uczniowie będą walczyć, czy nie.

— Mamy Harry'ego Pottera! — krzyknął ktoś z tłumu, chociaż szarookiemu trudno było dostrzec właściciela głosu. — Wydajmy go i po sprawie. To jego chce Sam-Wiesz-Kto.

— Nie macie Harry'ego! — niemal natychmiast krzyknął Draco, czując jak się w nim zagotowało. Zerknął na okularnika, który stał jakby go to w ogóle nie ruszyło. — Myślisz, że nawet jakby Harry oddał się w jego ręce to Voldemort zaprzestanie wojny? No to czas się obudzić, bo tak się nie stanie! I nikt nie wyda Harry'ego. Zrozumiano?

Wszyscy automatycznie skinęli głowami, jakby wręcz przestraszeni tonem głosu chłopaka.

— Nargle mówią, że Harry jest naszą jedyną nadzieją. Nie możemy go wydać — usłyszeli melodyjny głos, a pewna dziewczyna wyszła przed tłum. Jej blond włosy były splecione w luźny warkocz, a ona uśmiechnęła się lekko do ich obu, po czym skocznym krokiem odeszła w głąb pokoju, mijając tłum.

— Co to nargle? — szepnął Malfoy, zbliżając się do Pottera, jednak ten wzruszył tylko ramionami. Słowa, które dobitnie przed chwilą usłyszał napawały go tylko jeszcze większą niepewnością. Jeśli większość pokłada w nim nadzieję, to nie miało prawa się dobrze skończyć.

— Jeśli podjęliście już decyzję — odchrząknął i zaczął mówić ponownie pod zaklęciem Sonorus. — osoby chętne do walki zapraszam na prawo. Reszta na lewo.

Z ukrywanym uśmiechem dumy obserwował jak niemal cała grupa przesuwa się w prawą z zaciśniętymi dłońmi na różdżkach.

Spojrzał na Harry'ego, którego zielone tęczówki również się w niego wpatrywały jakby wyczekując, aż ich spojrzenia się spotkają. Mieli szansę. Nie mogli jej zmarnować.

— ᯽ —

Harry siedział przy niewielkim stole, przyglądając się czarce Helgi Hufflepuff oraz pierścieniowi Guantów od kilku bądź kilkunastu minut. Draco opierał się o blat dłońmi, wbijając wzrok w plany Hogwartu i mrucząc coś do siebie pod nosem.

Czekali na powrót Toma oraz Syriusza, jednak każda minuta trwała coraz dłużej, a oni zaczęli się niepokoić.

Potter odepchnął się od stołu i oparł się wygodnie. Rozejrzał się po pokoju, który mimo pustości nie zmienił swojego rozmiaru. Dopiero, kiedy wszyscy uczniowie opuścili pomieszczenie byli w stanie zobaczyć jego rozmiary.

Kiedy okazało się, że każdy bez wyjątku ma zamiar walczyć, trzeba było przejść do działań. Musieli się upewnić, czy aby na pewno żaden z uczniów nie został w dormitorium, a także trzeba było poinformować nauczycieli. Przy okazji mieli zajrzeć do własnych dormitoriów oraz zabrać wszystko co najpotrzebniejsze, jeśli jeszcze nie przenieśli tego do Pokoju Życzeń.

— Długo ich nie ma — mruknął w końcu zielonooki, podnosząc się. Blondyn uniósł wzrok znad rysunków.

— Racja, ale to kły bazyliszka. Wydaje mi się, że sobie poradzą — zmarszczył brwi.

Harry westchnął zrezygnowany i przeczesał dłonią włosy. Czuł się coraz gorzej, siedząc bezczynnie w jednym miejscu. Co prawda nie mogli nic zrobić w tym momencie, skoro nie mieli kłów Bazyliszka, a także nie mieli nic do roboty w innych częściach zamku.

Odsunął krzesło, chcąc zasiąść na nim ponownie, gdy nagle blizna zapiekła ostrym bólem.

Niemal od razu przyłożył dłoń do rany, która po chwili zaczęła krwawić. Zacisnął szczękę tak samo jak oczy i nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na kolanach w ramionach Malfoy'a, który mówił coś do niego gorączkowo, jednak chłopak nie był w stanie niczego zrozumieć. Oddychał płytko i szybko, nie orientując się, że z jego gardła wydobywają się krzyki bólu.

Nie wiedział ile czasu minęło w tym cierpieniu, jednak kiedy ból chociaż o trochę zelżał, otworzył oczy, próbując brać głębokie oddechy.

— Harry co się dzieje?! — usłyszał głos tuż przy swoim uchu i od razu złapał chłopaka za rękę, którego dotyk był kojący.

— Zniszczyli... horkruksa... — powiedział, dysząc. Przymknął oczy, przełykając gulę w gardle

Czuł ciepłe ramiona oplatające go, co dawało mu jednocześnie otuchy i spokoju. Tak bardzo potrzebował teraz jego dotyku, nie mając na myśli gorących pocałunków, a zwykłego przytulenia i wsłuchania się w jego bicia serca, że łapał te chwilę, wiedząc, że zaraz się skończy.

— Skąd... skąd ty to wiesz?

— Pamiętasz mój plan? — mówił, starając się uspokoić głos. Głowa nadal pulsowała mu od bólu, jednak był w stanie zmusić się do logicznego myślenia i odpowiedzenia Malfoy'owi. — Musiałem poczekać, aż do zniszczenia któregoś z horkruksów. Voldemort odczuje zniszczenie cząstki swojej duszy, tak samo jak inne. Teraz mamy potwierdzenie, że we mnie również jest część Voldemorta, ponieważ odczułem zniszczenie innej.

Draco milczał, analizując słowa Harry'ego. Zacisnął szczękę, nie dopuszczając do siebie prawdy, w którą tak bardzo nie chciał wierzyć.

— Czyli...? — zaczął, nie będąc w stanie dokończyć pytania.

— Tak — odparł, dobrze wiedząc, co blondyn ma na myśli. Zmusił się do opuszczenia ramion chłopaka, aby spojrzeć mu prosto w twarz. Dobrze widział słone łzy, które czaiły się w stalowych oczach i starały się nie spłynąć po bladych policzkach. Zaszklone zielone tęczówki patrzyły na niego przez chwilę, a następnie uniósł dłoń i położył ją na policzku blondyna. Uśmiechnął się lekko, po czym zbliżył się i złączył jego usta, jednak trwało to tak krótko, że Draco nie zdążył oddać pocałunku.

— Zaraz tu będą, wiesz o tym, prawda? — szepnął, chociaż dobrze znał odpowiedź.

— Mają sześć pięter do pokonania — mruknął, jednak kiedy ponownie chciał się zbliżyć, wielkie drzwi do Pokoju Życzeń otwarły się, a oni natychmiast odsunęli się od siebie, spoglądając w tamtą stronę.

Tom stał, trzymając w dłoni dwa ostre kły Bazyliszka, a w drugiej zniszczony medalion. Kiedy zorientował co się dzieje, na jego ustach pojawił się chyba największy uśmiech, jaki do tej pory ta dwójka widziała. Obok niego w bezruchu również stanął Syriusz, na którego twarzy malowała się czysta dezorientacja.

— Jesteście cali brudni...

— Ja rozumiem wszystko, ale czemu akurat w takim momencie?

— Nie wiedziałem, że wy eee...

Draco wsłuchując się tylko w te trzy zdania parsknął cichym śmiechem, po czym wstał i podał Harry'emu dłoń, który przyjął ją, pozwalając podnieść się na nogi.

— Co z twoją blizną? — zauważył nagle Riddle, podchodząc bliżej. Odłożył wszystkie przedmioty na blat stołu, obok których zaraz znalazł się również miecz Gryffindora.

Harry spojrzał na niego, a brunet zrozumiał wszystko, nie potrzebując słów. Tom nie był głupi i szybko umiał zorientować się w tym wszystkim. Uśmiech zszedł mu z twarzy, a ramiona opadły bezsilnie.

— ᯽ —

Krzyk Harry'ego ponownie wypełnił pokój. Draco ścisnął jego rękę, nadal będąc zdania, że chłopak powinien nie być przytomny, aby oszczędzić sobie bólu, jednak ten kategorycznie odmówił, chcąc być przy niszczeniu kolejnych horkruksów. Tym razem znajdowali się w małym pomieszczeniu, do którego udali się już wcześniej, aby porozmawiać.

Tom zniszczył właśnie pierścień Guantów, a zaraz później poczuli dziwny wstrząs. Przez chwilę byli pewni, że to przez zniszczoną część duszy Voldemorta, jednak kiedy trzęsienie nadal nie mijało, Draco podszedł do jednej ze ścian, w której pojawiło się okno.

Harry już chciał wstać, aby również zobaczyć co się dzieje, jednak Riddle położył mu dłoń na ramieniu, sadzając go z powrotem na krześle, a następnie sam podszedł do okna, gdzie także stał już Syriusz.

— Voldemort przebił się przez tarczę obronną. Zaczynają atakować aurorów i całą resztę — mruknął Draco. — Jeszcze trochę, a Śmierciożercy dostaną się do zamku.

Malfoy złapał za jeden z kłów Bazyliszka, a następnie bez słowa podał go Syriuszowi, który zawahał się. Dopiero kiedy Tom skinął głową, Black pewnie złapał za kła i bez zwłoki prędkim ruchem zamachnął się, po czym pozwolił, aby ostre zakończenie wbiło się prosto w złotą czarkę.

Potter po raz kolejny tego dnia zacisnął szczękę, chociaż nic to nie pomogło, bowiem ból rozsadzał mu czaszkę. Kiedy ostatnie cząstki duszy Voldemorta pod postacią szarej mgły, w której można by zauważyć różne kształty, Harry odetchnął głęboko, próbując unormować oddech.

Cała czwórka spojrzała na siebie, a Tom otarł swoje czoło, dopiero wtedy zauważając czerwień na nadgarstku. W jakiś sposób musieli zdobyć kły Bazyliszka, prawda?

— Nie możemy siedzieć tu bezczynnie — zaczął. — Musimy przystąpić do walki, tak jak reszta.

— Absolutnie się zgadzam — odparł Syriusz, łapiąc za miecz. Nigdy nie był typem osoby, która uciekała przed walką, a fakt, że należał do Gryffindoru mówił sam za siebie. Był zmotywowany do działania, nie ważne na jakiego przeciwnika wpadnie.

— Musimy czym prędzej zejść na dół — powiedział Harry, wstając i sięgając po swoją brązową torbę.

— Racja, ale ty się nigdzie stąd nie ruszasz. Jesteś zbyt osłabiony, pierwszak pokonałby cię machnięciem różdżki — odrzekł Draco tonem nieznoszącym sprzeciwu. Potter wyciągnął dwie fiolki, po czym zażył jedną po drugiej. Odchrząknął i wciągnął powietrze ze świstem.

— Ty chyba nie znasz moich możliwości — uniósł brew, a na jego twarzy pojawił się figlarny uśmieszek.

— ᯽ —

Wszędzie wokół świstały promienie zaklęć. Panował istny chaos.

Kiedy Harry, mimo krzyków Malfoy'a za sobą, zbiegł na sam dół, tam już rozgrzewało się pole walki. Udało mu się zauważyć poszczególnych uczniów, którzy albo już wcześniej znajdowali się w Pokoju Życzeń, albo zdążył ich poznać z widzenia przez wszystkie lata uczęszczania do Hogwartu.

Pozostała trójka zjawiła się tuż za nim, a Śmierciożercy od razu zauważyli twarze, których tak zaciekle poszukiwali od dłuższego czasu. Niektórzy porzucając walki z aurorami zaczęli ciskać w nich zaklęciami, jednak jak do tej pory udało im się uniknąć ich skutków.

Potter kątem oka zauważył czarodziejów należących do Zakonu Feniksa, z którymi nie raz mijał się na Grimmauld Place 12, kiedy Severus zabierał go ze sobą na spotkania.

I co prawda żaden z nich tego nie chciał, musieli się rozdzielić.

Czarnowłosy tylko widział jak Syriusz gna przed siebie wymachując mieczem Gryffindora i tym sposobem załatwiając już jednego ze Śmierciożerców, który nie zdążył zareagować, a ręka w której trzymał różdżkę została mu bez zawahania odcięta. Tom zajął się parą wysokich mężczyzn w czarnych szatach i maskach, a Draco...

Draco stanął na przeciwko swego ojca, kłaniając się, a następnie wystawiając różdżkę w kierunku Lucjusza. Wyglądało na to, że skoro nie byli po jednej stronie, chcieli zakończyć wszystko tak jak powinni. Pojedynkiem czarodziejów z prawdziwymi zasadami i limitami, a nikt nie śmiał im przerywać. Dlatego okularnik tylko zacisnął usta, modląc się w duchu, aby Draco wyszedł z tego z zaledwie draśnięciem, a następnie sam rzucił się w wir walk.

To była prawdziwa Bitwa o Hogwart.

— ᯽ —

— Wydajcie mi Harry'ego Pottera – syczących głos Voldemorta słyszał każdy, głośno i wyraźnie – a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostawię szkołę w spokoju. Wydajcie mi Harry'ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni.

Prawie wszyscy zaprzestali swoich działań, stając w miejscu na chwilę, gdy usłyszeli czarnoksiężnika. Prawie, ponieważ Lucjusz oraz Draco nie przerwali swojego pojedynku. Okularnik domyślał się, że wiele kosztowało to młodego Malfoy'a.

Zielonooki rozejrzał się wokół, a wszystkie najbliższe pary oczu wyładowały na nim. I miał wrażenie, że nawet niektórzy uczniowie poczuli ulgę: wydadzą go i będzie spokój. Najwidoczniej nie słyszeli słów blondyna w Pokoju Życzeń.

Był pierwszym, który poruszył się po słowach Voldemorta, atakując zdziwionego Śmierciożercę, tym samym ukazując, że sam również nie ma zamiaru oddać się w ręce Voldemorta. Chociaż w sumie... zawahał się tracąc chwilę uwagi, która mogła kosztować go życiem, jednak Tom, będący dosyć blisko szybko odwrócił zaklęcie. Skinął do niego głową w podzięce, łapiąc kontakt wzrokowy, powiem nie było czasu na słowa, a następnie zaczął przeciskać się między innymi, którzy powrócili do normalnej walki.

W jego głowie pojawił się kolejny plan, a jego rozwiązanie było niemałą zagadką. Po prostu nie miał pewności jak to się skończy i to napawało go największą obawą.

Dobrze wiedział, że nawet i bez niego pozostała trójka zdoła zabić Nagini, a następnie pokonać Voldemorta. Może to on był wybrańcem, który pokonał czarnoksiężnika mając rok, jednak w tym przypadku będzie on tak osłabiony przez utratę wszystkich swoich cząstek dusz, że Draco bądź Tom powinni z łatwością go pokonać.

Nie chciał też widzieć łez oraz smutku wymalowanego na twarzy Malfoy'a. Wiedział do czego by doszło, gdyby chłopak poszedł do blondyna, aby to wszystko powiedzieć. Dlatego właśnie uznał, że najlepszym pomysłem będzie odejście bez słowa. Oboje razem z Syriuszem będą znali prawdę oraz powód dlaczego się tak stało i jedyne co, to oszczędził bólu przy pożegnaniu zarówno im jak i sobie. Takie przynajmniej miał przeczucie.

Walki na około toczyły się cały czas. Hogwart powoli popadał w ruinę, a uczniów pozostawało coraz mniej przeciwko Śmierciożercom. Harry nie miał chorego syndromu bohatera, zgadzając się na walkę każdy powinien znać jej konsekwencje, chociaż mimo tego wciągnął powietrze ze świstem i szybko odwrócił wzrok od leżących na ziemii ciał. Działania Voldemorta naprawdę ponosiły makabryczne skutki.

Przecisnął się między innymi, cały czas podtrzymując magiczną tarczą i pobiegł na błonie.

— ᯽ —

Draco po raz kolejny odrzucił zaklęcie ojca skierowane w jego stronę i dysząc wymamrotał pierwsze lepsze zaklęcie. Lucjusz z łatwością oraz dziwnym spokojem odbił je, uśmiechając się zwycięsko. Zbliżył się do syna, opuszczając różdżkę.

— Mówiłem ci — syknął, patrząc prosto w jego oczy. — Jesteś zbyt słaby, zbyt niemądry na pojedynek. Uczucia cię osłabiają.

Młody blondyn zacisnął szczękę, nie ukrywając gniewnych ogników w jego srebrnych tęczówkach. Był zmęczony, a złość po usłyszeniu słów Lucjusza stała się tylko kolejną dawką siły, której teraz tak bardzo potrzebował.

— Miłość, to jedyne o czym myślisz. Nie potrafisz się skupić na najprostszych zadaniach, a co dopiero prawdziwym pojedynku — prychnął.

Mężczyzna popełnił błąd, zbliżając się na tak niewielką odległość.

— Miłość jest głupia i osłabiająca. Działa na ciebie źle. Od zawsze byłeś uczony do nieodczuwania uczuć, zapomniałeś?

Draco zwinnie machnął różdżką, a chwilę później magiczny przedmiot należący do starszego blondyna pojawił się w jego drugiej dłoni.

— A ty jesteś zbyt głupi i nie powinieneś tracić czujności, ani być zbyt pewnym siebie — odparł, po czym obezwładnił go zwykłą drętwotą, wygrywając pojedynek. Po raz ostatni zerknął na ojca i wtykając jego różdżkę w jedną z kieszeni spodni, oddalił się w poszukiwaniu Pottera.

Wiedział, że stracił dużo, skupiając się tylko i wyłącznie na pojedynku, jednak niczego nie żałował. Pokazał Lucjuszowi jak bardzo nie doceniał syna i chociaż nie miał pojęcia, czy mężczyzna zrozumie kiedyś swój błąd, miał cichą nadzieję, że Narcyzie uda się w końcu od niego uwolnić.

Nie mógł się jednak pozbyć myśli o Harry'm z tyłu głowy. Nie wiedział, czego ma się spodziewać, kiedy w końcu zakończy walkę ze mężczyzną, jednak kiedy z każdą minutą nie potrafił znaleźć czarnowłosego, trudem unikając wszystkich zaklęć lecących w jego stronę, zaczął się poważnie martwić i objął sobie nowy cel.

Toma znalazł szybciej niż Syriusza, więc zaatakował od tyłu Śmierciożercę, z którym właśnie walczył Riddle i podbiegł do niego.

— Gdzie, do cholery, jest Harry? — starał się przekrzyczeć cały hałas, chociaż było trudno. Twarz bruneta zmieniła się niemal od razu. Zamiast zmarszczonymi brwi w geście skupienia, a także opanowanej mimika pojawiły się rozszerzone oczy i lekko rozwarte usta. Tom nie miał pojęcia.

— Na pewno gdzieś walczy — odparł, rzucając najzwyklejszą drętwotę na mężczyznę w czarnym płaszczu, który się do nich zbliżał.

— Nie mogłem go znaleźć! — odparł, coraz bardziej się stresując. — Przeszukałem chyba każdy zakamarek na polu walki.

— Niemożliwe... poszukajmy Syriusza.

— ᯽ —

Harry szedł z uniesioną głową, ani razu nie spuszczając wzroku. Voldemort czekał, nie odzywając się i stojąc cały czas w jednym miejscu, pozwalając, aby Potter przyszedł na wybraną odległość.

Wschodziło słońce. Chmury odsłoniły poranne niebo, tym samym wypuszczając promyki ciepła, które oświetlały błonie.

— Harry Potter — zaczął czarnoksiężnik, a jego wykrzywiona twarz najprawdopodobniej uśmiechała się.

— Znów się spotykamy — mruknął okularnik, jednak Voldemort to słyszał. Wszystkie walki toczyły się na placu tuż przed Hogwartem bądź w samym zamku, dlatego błonie jak do tej pory były prawie nienaruszone. Czarnowłosy domyślał się, że był to prawdopodobnie jakiś rozkaz samego Voldemorta, aby miejsce to było pozostawione na unicestwienie zielonookiego.

— Och, jakże mnie to cieszy — odparł, a złowieszczy śmiech rozległ się po okolicy. Harry po raz pierwszy raz od wejścia na błonie odwrócił wzrok, aby spojrzeć na Nagini, która cały czas pełzała u boku Voldemorta. Potter  przełknął ślinę, uświadamiając sobie, że aby zniszczyć węża Draco, Tom lub Syriusz będą musieli przyjść niezwykle blisko Czarnego Pana. Niepewność wypełniła go, chociaż było już za późno. Na pewno musiał poczuć zniszczenie pozostałych części duszy, dlatego jeśli Nagini była kolejnym horkruksem, będzie ją chronił za wszelką cenę. A nic w tamtym momencie nie bawiło Harry'ego bardziej, niż nieświadomy Voldemort, który zaraz zniszczy własną cześć duszy znajdującą się w okularniku.

— Czy zechciałbyś mi coś opowiedzieć? Podzielić się jakimiś głębokimi myślami ze mną? — spytał, obracając różdżkę w gadzich dłoniach.

— Nie, dziękuję.

— A jak twoja żałoba po... ojcu? — syknął przez zęby, nie będąc w stanie wypowiedzieć zdradzieckiego nazwiska.

— Zamierzasz mnie zabić czy zaprosić na herbatę i ploteczki? — prychnął, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że może lepiej było tego nie mówić.

Twarz Voldemorta wykrzywiła się jeszcze bardziej. Uniósł różdżkę wprost na chłopaka, a ten wyprostował się dumnie, spoglądając prosto w oczy pełne gniewu i furii.

— Skoro tak bardzo spieszy ci się, aby przejść na tamten świat... AVADA KEDAVRA!

— ᯽ —

Draco poczuł, jakby czas stanął w miejscu. Wszyscy walczyli, jakby nic się nie stało, jednak on stanął jak wryty, jego serce przyspieszyło i byłby w stanie przysiąc, że usłyszał najgłośniejszy krzyk w swoim życiu, który był wypełniony toną bólu i cierpienia. Minęła chwila, zanim Tom oraz Syriusz złapali go za ramiona, pociągając do przodu i o mało nie dostając zaklęciem, jednak nagle Śmierciożercy zaczęli kierować się do wyjścia z placu Hogwartu. Pozostawiali aurorów, uczniów, członków Zakonu Feniksa oraz każdego innego z kim właśnie walczyli i czarna fala zaczęła przykrywać zieloną trawę. Zdezorientowani pozostali w miejscu i dopiero Draco ruszył się pierwszy, udając się za Śmierciożercami.

Gdy dotarli na miejsce i wraz z całą grupą czarodziei walczących po tej samej stronie, stanęli na przeciwko popleczników Voldemorta. Czarny Pan właśnie podnosił się z kolan, a z jego gardła wydobył się gorzki śmiech. Dopiero w tamtym momencie wzrok młodego Malfoy'a padł na ciało leżące na przeciwko Lorda Voldemorta.

Był wdzięczny za to, że Tom oraz Syriusz przytrzymali go z całych sił. Owszem, chciał jeszcze raz dotknąć miękkiej skóry chłopaka, spojrzeć na jego malinowe usta i modlić się, aby ponownie ujrzał zielone tęczówki, jednak wiedział, że chwilowo było to niemożliwe.

— Harry Potter nie żyje! — donośny, radosny krzyk rozległ się po błoniach, a szmer rechotał i śmiechów dochodził ze strony Śmierciożerców. Draco słyszał niepokojące szepty oraz westchnienia zdziwienia za swoimi plecami. Dla większości oznaczało to klęskę. Nadzieja odeszła, wraz z jego życiem, które dla Malfoy'a było czymś więcej niż zwykłą pewnością wygranej. Starał się, aby żadna ze słonych łez nie spłynęła po jego policzku, bowiem nie mógł okazać słabości. Nie teraz, nie tutaj. Zacisnął pieści, a smutek przeobraził się w palący gniew. Mieli dwa zadania. Zniszczyć Nagini i zabić Voldemorta. Zmusił się, aby ustać w miejscu, gdy uścisk Syriusza oraz Toma zelżał, a następnie wsłuchiwał się w słowa Voldemorta.

— Harry Potter nie żyje, a więc będziecie oddawać cześć mnie! Macie szansę się określić! — zwrócił się do czarodziei stojących za plecami Malfoy'a. Czarnoksiężnik wykorzystał fakt, że ci stracili właśnie osobę, która była dla nich ostatnią deską ratunku, więc tylko czekał aż będzie mógł im zaproponować przejście do swoich szeregów, będąc pewnym, że wszystko pójdzie zgodnie z jego planem. — Możecie do nas dołączyć...— ogłosił donośnie. — ... albo zginąć.

Cisza, która nastała, mroziła krew w żyłach.

Nikt nie ruszył się nawet o krok. Draco był pewien, że słyszy swoje bicie serca oraz krew tętniącą w jego żyłach. Czas jakby zatrzymał się, do momentu gdy nie poczuł jak ktoś przeciska się przez tłum, a zaraz później jego oczom ukazał się dosyć wysoki mężczyzna, którego twarzy jednakże nie widział, bowiem ten stał przodem do Voldemorta. Jego lekko przydługie włosy były poplątane, a ubrania prezentowały się tak jak wszystkich innych – poniszczone przez walkę oraz niewielkie rany po zaklęciach.

Voldemort westchnął jednocześnie zdziwiony oraz zadowolony.

— A ty kim jesteś młodzieńcze? — spytał.

— Już mnie nie pamiętasz, co?

Czarny Pan milczał. Mężczyzna prychnął, nadal nie odwracając się. Draco zmarszczył brwi i chociaż nadal czuł ogromną wściekłość, jej kawałek ustąpił niezmiernej ciekawości oraz zdziwieniu. Mimo iż nie był w stanie zobaczyć jego twarzy, miał prawie pewność, że nigdy przed tem nie ujrzał tego człowieka na oczy.

— Ty naprawdę myślisz, że wygrałeś? — zapytał, po czym wyciągnął różdżkę jednak nie skierował jej ku Voldemortowi, a najzwyczajniej zaczął się nią bawić.

— Oczywiście, że tak — odparł pewnie, a on nie próżnował, od razu kierując na niego swoją różdżkę. Nie miał czasu na takie gierki.

— Och, jak bardzo mi przykro, że nie zdajesz sobie sprawy jaka jest prawda — udawany smutek zagościł w jego głosie. Niepokojący szmer między Śmierciożercami zlewał się z podnieconymi szeptami. Draco nie odważył odwrócić się, aby spojrzeć na czarodziei, którzy najprawdopodobniej odzyskali trochę życia w sobie.

— Dość! — krzyknął Voldemort, a z jego różdżki wypłynął strumień światła, który mężczyzna z łatwością odbił.

— Myślisz, że tak łatwo mnie pokonasz? — zapytał z rozbawieniem, zbliżając się. Sam nie rzucał zaklęć, a tylko się bronił przed Voldemortem, który tylko co chwile wypuszczał kolejne zaklęcia.

— Spędziłem lata nad całym tym gównem — zaczął, gdy rzucił pierwsze zaklęcie. Z defensywy czas przejść na ofensywę. — Byłeś pewien, że się mnie pozbyłeś, prawda?

Voldemort odparował atak, jednak cały czas zmuszony był się bronić, przez co nie był w stanie ponownie zaatakować mężczyzny.

— Czekałem aż zdobędziesz siły, aby pomóc zniszczyć cię raz na zawsze.

Zimny śmiech Voldemorta zagłuszył kolejne wypowiedziane inkantacje zaklęcia przez ciemnowłosego. Czarny Pan jeszcze przed chwilą czuł nutę niepewności, którą postanowił zamienić na coś przeciwnego. Teraz to on zaczął atakować, aż w końcu rozpoczęli walkę, gdzie obie strony atakowały i odbijały zaklęcia. Zarówno Śmierciożercy jak i cała ,,jasna" strona przyglądała się zażarcie sytuacji, która działa się przed nimi. Malfoy mimo wszystko nie potrafił się skupić, a w jego głowie pojawiało się tylko jedno zdanie.

Harry nie żyje.

Chciał pobiec po ciało Pottera, nawet jeśli miałby oberwać nieznanymi mu zaklęciami, które latały na wokoło, jednak Tom i Syriusz powstrzymywali go za każdym razem. Nie mogli pozwolić, aby Malfoy ryzykował własne życie dla ciała, z którego życie przed chwilą uleciało.

Przez mgłę pamiętał wszystko, co działo się do tej pory. Czuł tylko uściski dłoni na ramionach oraz kolorowe snoby światła wystrzelające z obu różdżek. Nadal nie miał pojęcia, kim był tajemniczy mężczyzna, którego twarzy nie widział.

— ᯽ —

Harry myślał, że umarł. Patrząc w białe obłoki miał nadzieję, że znalazł się w niebie, odnajdując spokój i bezpieczeństwo.

A jednak wyczuł jak coś łaskocze go w dłoń i rzeczywistość uderzyła go z podwójną siłą.

W głowie mu się zakręciło, gdy wspomnienia dopadły go niespodziewanie. Nie miał pojęcia ile czasu był nieprzytomny, ale...

Obudził się.

Voldemort sam zniszczył cześć swojej duszy, która znajdowała się w Harry'm, ale nie zabił samego Harry'ego.

Jęknął, gdy spróbował poruszyć głową. Słyszał dźwięki, których jeszcze nie potrafił rozróżnić ani rozpoznać, jednak odetchnął głęboko, uznając, że potrzebuje jeszcze chwili.

Wypełniała go euforia, której nie potrafił opisać. Owszem, spotkało go naprawdę wiele rzeczy i w ostatnim czasie nie potrafił myśleć o tym, aby jeszcze kiedykolwiek mógł doświadczyć takiej radości, jednak nie chciał umierać. Chciał trwać przy Draco i razem z nim oraz Tomem i Syriuszem unicestwić Voldemorta, a następnie żyć w spokoju u boku Malfoy'a, przepracowując traumę, która na pewno pozostawi na nich jakiś odcisk.

Po prostu cieszył się, że żyje, bo tak bardzo nie chciał umierać.
Cieszył się, że żyje, bo tak bardzo chciał odwdzięczyć się Voldemortowi za całe zło, które go spotkało.
Cieszył się, że żyje, bo tak bardzo chciał spędzić resztę życia z osobą, którą naprawdę pokochał.

Kiedy jego umysł zdążył już na tyle sprawnie pracować, aby rozpoznać dźwięki walki oraz nazwy zaklęć, nie potrafił bezczynnie leżeć na wilgotnej od rosy trawie. Mimo nagłego i ostrego bólu głowy uniósł się na łokciach, a jego oczom ukazał się niespodziewany widok. Przełknął ślinę i chociaż nie odrywał wzroku, zaczął dłonią szukać swojej różdżki.

Widział jak Voldemort po raz kolejny wymachuje znak błyskawicy, a zielony promień światła leci wprost na mężczyznę, który zwinnie umyka przed Avadą. I kiedy Harry już myślał, że mężczyzna wziął się znikąd, a on nie widział go nigdy na oczy, uświadomił sobie w jakim był błędzie. Jego usta mimowolnie rozwarły się w zdziwieniu.

Nie, nie, nie! To nie może być prawda...
Gorączkowe myśli atakowały jego umysł, nie pozwalając dojść do prawdy.

Potter z wszystkich sił chciał się w tamtym momencie skupić na czymś innym. Miał nadzieję, że da się to jakoś logicznie wytłumaczyć, ale teraz musiał zająć się czymś innym.

Zaczął szukać wzrokiem Nagini. Wąż najprawdopodobniej oddalił się, gdy Voldemort przystąpił do walki, co było dla nich jedną z niewielu szans na zniszczenie ostatniego horkruksa.

Kiedy nareszcie udało mu się dosięgnąć swoją różdżkę, która – jak się okazało – znajdowała się niecałe dwa metry od niego, powoli zaczął się rozglądać i zastanawiać jak cokolwiek zrobić i nie skupić na sobie wszystkich par oczu. Jeśli tak długo będzie się zbierał, ktoś w końcu na pewno zauważy, że powrócił do żywych, a jego plan, którego nie miał, szlak trafi.

Odetchnął szybko i skinął głową, jakby to miało być potwierdzenie własnych myśli. Stanął na nogi w zaledwie kilku sekundach, nie zwracając uwagi na przewracające wnętrzności i uczucie jakby zaraz mial zwymiotować.

Zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch różdżką, jego wzrok padł na Nagini, która zbliżała się do niego z niesamowitą prędkością. Strach opanował go wystarczająco, aby unieruchomić kończyny chłopaka, a on dziwił się, dlaczego jeszcze nie dostał żadnym zaklęciem od Śmierciożerców. Było już tak blisko do zakończenia tego wszystkiego, a on teraz zostanie pożarty przez zwierzątko swojego wroga tylko dlatego, że nie mógł jej zniszczyć zwykłym zaklęciem.

I kiedy zaciskając powieki, jakimś cudem naprawdę pogodził się z tym, co zaraz go spotka, nie poczuł nic oprócz nagłego powiewu wiatru, który powstał poprzez czyjeś zwinne ruchy. Nagle silne ramiona oplotły go, a on nie musiał otwierać oczu, aby mieć pewność, że to Draco. Nie wiedział czy sam płacze, czy to raczej blondyn, gdy poczuł mokre łzy na swoich policzkach. Zmusił się do uchylenia powiek i nie mógł się powstrzymać przed westchnieniem.

Czarna mgła rozprzestrzeniła się tuż nad Syriuszem, który trzymał miecz Gryffindora i dyszał ciężko. Po Nagini nie było ani śladu, oprócz tego co właśnie rozpływało się w powietrzu.

Udało im się.

Zniszczyli wszystkie horkruksy.

Voldemort z powrotem stał się śmiertelny.

Mogli to wszystko zakończyć.

Harry odwrócił się w kierunku Voldemorta oraz nieznanego mężczyzny, którzy zaprzestali walkę. Potter widział moment, gdy czarnoksiężnik pada na kolana, jednak ciemnowłosy go nie zaatakował. Odwrócił się w ich stronę, jakby całkowicie wiedząc, co się wydarzyło, a następnie uśmiechnął się lekko.

— Zaczęliście to razem, zakończcie to razem — powiedział, patrząc wprost w zielone oczy chłopaka, który nie miał pojęcia jak zareagować. Ten mężczyzna...

Ale wstał. Odepchnął ramiona Draco, zdając sobie sprawę, że to nie moment na słabości. Nadeszła chwila, w której to wszystko miało mieć swój koniec. I chociaż zbliżając się do tej dwójki, cały czas wpatrywał się szare tęczówki, nie potrafiąc wykrztusić ani słowa.

Skinął głową, po czym nareszcie odwrócił wzrok, który padł na Voldemorta. Mężczyzna odszedł w tłum, tak samo jak Draco, Tom i Syriusz. Śmierciożercy milczeli, tak samo jak wszyscy po ich stronie. Każdy stał nieruchomo, czekając na kolejne wydarzenia, wiedząc, że nie mają prawa się wtrącać. I nie ważne jak bardzo poplecznicy Voldemorta gardzili Potterem i chcieli go zabić – nie mogli. Musieli to pozostawić swojemu Panu, w którego tak bardzo wierzyli.

Voldemort podniósł się, szybko ukrywając zdziwienie na widok Harry'ego, który zakryła furia. Nie zwlekał. Wykrzyczał zaklęcie uśmiercające, a oba zaklęcia spotkały się w połowie.

Nikt nie potrafił wyjaśnić co działo się w tamtym momencie. W jednej chwili Avada niebezpiecznie zbliżała się ku Harry'emu, a w drugiej zaklęcie Pottera zaczęło przezwyciężać to należące do Czarnego Pana.

I nagle wszystko skończyło się niemal tak szybko jak się zaczęło.

Voldemort upadł, a z jego ust wydostał się ostatni, pełen bólu krzyk, gdy jego ciało zamieniało się w czarny proch.

I chociaż pojawił się ogromny chaos, Harry czuł spokój mimo wielu niewyjaśnionych zagadek.























wowow najdłuższy rozdział 🤙

gotowi na epilog? 🤪

Продолжить чтение

Вам также понравится

21.1K 1.5K 21
TO JEST FANFIK, FIKCJA LITERACKA, ŻADNE ŹRÓDŁO INFORMACJI LUDZIE KOCHANI Olśnienie uderzyło go jak grom z jasnego nieba. Jest jeden twórca, który za...
26.7K 1.4K 47
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
23.1K 1.5K 39
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
EMAILS Lava_ girl

Фанфик

5.5K 348 8
Nie moje,ja tylko udostępniam, link: http://www.drarry.pl/forum/viewtopic.php?f=8&t=116