My Fallen Angel

By scripted__

81.2K 2.4K 1.1K

Dwudziestoczteroletnia Charlotte pod wpływem szantażu musi wziąć udział w wyścigu, z którymi nie miała styczn... More

Prolog
1. Witaj Charlotte
2. Szare chmury
3. Chwila odetchnienia
4. Wolność
5. Kolacja
6. Odwiedziny
7. Zaproszenie
8. Tango
9. Współpraca
10. Ognisko
11. Romeo i Julia
12. Cholerna trauma
13. Jeden strzał
14. Babski wieczór
15. After party
16. Lilottie
17. Książę
18. Rodzinna wycieczka
19. Czarna lista
20. Burza
21. Upust emocji
23. Bal
24. Ostatnie pożegnanie
25. Chaos
Epilog
Podziękowania

22. Pięć cegiełek

1.8K 64 40
By scripted__


-Cześć, złośnico.

Aby upewnić się, że na pewno nie zgłupiałam, patrzyłam tępo na jego czarne spodnie, białą koszulę, czarna kamizelkę, czarny płaszcz, aż po szare tęczówki, którym towarzyszyła niby obojętność, ale i lekkie rozbawienie.

Co on tu, kurwa, robił?

Ja, w dresach i rozwalonych włosach, a on w cholernym garniturze. Czego ja się z reszta spodziewałam. W większości czasu nosi garnitury.

-Czyżbyś zapomniała jak się używa języka?- posłałam mu srogie spojrzenie i powstrzymując się od przewrócenia oczami, otworzyłam mu szerzej drzwi, aby wszedł.

-Co ty tu robisz? - odezwałam się w końcu nie przejmując się jakimkolwiek przywitaniem. Wzięłam kolejna łyżkę lodów do ust i patrzyłam na niego wyczekująco. Ściągnął z siebie swój płaszcz, po czym spojrzał na mnie.

-Eleanor napisała mi, że robi spaghetti, a ja je uwielbiam, więc wpadłem na obiad - wzruszył ramionami a ja zwęziłam oczy skanując go.

-Mhm, dobra - mruknęłam po chwili - powiedziała, że ty ją tu przysłałeś. Dlaczego? - w sumie dobrze, że przyszedł, bo mogę się dowiedzieć, a nie bym rozmyślałam przez kolejne dwa dni.

- Powiedzmy, że rozmawiałem z Olivierem. Chciał znaleźć kogoś, kto będzie gotował, ale obawiał się o nowe, niezaufane osoby. Więc poleciałem mu Elenaor, która mnie zna od dziecka i poprosił aby gotowała też u ciebie.

-Jakim prawem oboje decydowaliście za mnie, że ktoś będzie gotował w moim domu? - podkreśliłam ostatnie dwa słowa. Dopiero wtedy to do mnie dotarło, że nawet Olivier mi o niczym nie powiedział, zirytował mnie to.

-Na mnie się nie wyżywaj, bo ja myślałem, że wiesz - obronił się, ale coś sprawiło, że tylko się bardziej wkurzyłam.

-No oczywiście - wyrzuciłam dłonie przed siebie - lepiej założyć, że wiem niż się, kurwa, zapytać - warknęłam pod nosem myśląc, że tego brunet nie słyszał.

-Charlotte, nie będę się ciebie pytał czy ty wiesz o tym co planuję twój brat albo pierdolony prezydent. Ja tylko powiedziałem Olivierowi o Eleanor i tyle. To co planował z tym faktem zrobić nie leżało w moim interesie, bo mnie to, kurwa, nie obchodzi, więc bądź tak łaskawa i miej o to problem do swojego brata, a nie do mnie - jego ton był stanowczy i było widać, że się wkurzył na mnie, ale i tak jak zawsze mówił powoli przy tym gestykulując dłonią.

Zanim mogłam coś odpowiedzieć zadzwonił kolejny dzwonek do drzwi. Wyminęłam go starając się zignorować hipnotyzujący zapach. Otworzyłam drzwi i w końcu zobaczyłam Victora z zakupami w dłoniach. Podziękowałam za nie i się pożegnałam, po czym zaniosłam je do kuchni dla kobiety.

Wróciłam do salonu i usiadłam na kanapie, na której nie siedział Liam. Nie zamierzałam się już odzywać, bo wiedziałam, że miał rację, ale też zapewne palnęłabym coś i byśmy się bardziej pokłócili.

-Nie masz zamiaru czegoś powiedzieć tylko mnie zignorować? - powiedział po chwili ciszy, którą jedynie przerywały dźwięki z kuchni.

-Cicho siedź, bo nie dostaniesz spaghetti - założyłam ręce pod piersi i wyciągnęłam nogi na kanapie. Słyszałam jak brunet cicho parsknął śmiechem.

-Wiesz, że miałem rację - stwierdził, a nie zapytał. Posłałam mu znaczące spojrzenie, ale z szarych tęczówek biła tylko duma z siebie - i nie umiesz tego przyznać - dopowiedział.

Przewróciłam oczami i złapałam pierwszą lepszą książkę, która leżała pod stolikiem. Książkę, którą wzięłam była pierdoloną Romeo i Julia. Nawet nie wiedziałam, że mam ją w domu, ale skoro już ją wzięłam to mogę poczytać, a przynajmniej poudawać, że czytam.

-Gościnność chyba nie leży w twojej naturze - ponownie usłyszałam zachrypnięty głos Liama.

-Nie zapraszałam cię. Sam się wprosiłeś, więc sam się sobą zajmuj - wzruszyłam ramionami wertując kartki dramat - czuj się jak u siebie - wyrzuciłam dłoń w górę -  i jak będziesz chciał przyjść następnym razem to weź ze sobą swojego kota. On jest tu mile widziany - dopowiedziałam po chwili, po czym zajęłam się książką.

Wertowałam kolejne strony, a kilka słów rzuciło mi się w oczy. Szczerze, nie chciało mi się tego czytać, bo ten dramat nie był moim ulubionym. Po prostu dla mnie on był absurdalny i pozbawiony jakiegokolwiek racjonalizmu, a ja byłam typem osoby, która próbowała wszystko zrozumieć i wyjaśnić w logiczny sposób.

Choćbym chciała, nie zrozumiem jakim cudem Romeo i Julia zakochali się w sobie w mniej niż tydzień. Byli tylko dzieciakami, których ekscytowała to, że robią coś niezgodnego z zasadami. Nie mieli pojęcia o miłości. Mało tego, umarli dla siebie w idiotyczny sposób.

Mimo, że sama nigdy nie doświadczyłam pierwszej miłości to jednak miałam swoją własną interpretację jej znaczenia. Tak jak każdy inny, ponieważ uczucie miłości było skomplikowane i każdy rozumiał je na swój sposób.

Miłość była czymś pomiędzy obsesją, przywiązaniem, akceptacją, oddaniem i zaufaniem. Nie było miłości bez tych pięciu cegiełek.

Jeśli nie byłoby obsesji nie byliśmy w stanie wariować za tą osobą do końca naszego życia tak jak na początku relacji.  Tylko ta obsesja musiała być zdrowa, nie psychopatyczna.

Jeśli nie byłoby przywiązania nie potrafilibyśmy stęsknić się za tą osobą, kiedy rozdziela nas los lub zwykła praca albo wyjazd.

Jeśli nie potrafilibyśmy zaakceptować wad, blokad i traum, nie byłoby o czym mówić. Zawsze na początku myślimy, że dana osoba jest idealna, nieskazitelna, lecz czas wyprowadza nas z bańki. Potem się okazywało, że ma w sobie jakąś wadę, która normlanie by nas w kimś odrzucała, ale kiedy dotyczy to tego kogoś to wydaję się już takie nieistotne, takie normlane.

Jeśli nie patrzylibyśmy na tą osobę z oddaniem to czy w ogóle byłoby to prawdziwe? Patrzenie na kogoś z kim chcemy dzielić się każdym aspektem naszego życia i żeby widział nas w każdym wydaniu robiąc małe i wielkie rzeczy, z kimś kto będzie towarzyszył nam przez całe życie.

A zaufanie? Zaufanie to podstawa. Bez zaufania nie ma żadnej głębszej relacji, nie tylko jeśli chodzi o związek. Było najważniejsze, a tak bardzo kruche. Jak moglibyśmy być z kimś wobec kogo mamy wątpliwości czy nie wbije nam noża w plecy.  Jak moglibyśmy być z kimś kto nie ufa nam?

Nie dało się ukryć, że miłość była skomplikowana. Była i to bardzo. Lecz ja wolałam lojalność i szacunek od miłości. Kiedy się kogoś kocha, tak bardzo łatwo jest go zranić. Jednak ktoś może  mnie nienawidzić, ale dalej będzie stał za mną murem. Tak jest w przypadku moich ludzi.

Przerzucałam strony lektury, kiedy jedna linijka rzuciła mi się w oczy.

Spłyńcie do źródła, które was wydało"

Kojarzyłam ten fragment. To chyba ten na stronie książki, która przyszła w paczce. Tak to na pewno było to. Jakim cudem nie zorientowałam się wcześniej, że to cytat z dramatu? Zmarszczyłam brwi i po chwili wpatrywania się w kartkę sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Sergia. Po kilku sygnałach odebrał połączenie.

-Tak, dziecinko? - jego głos rozbrzmiał po drugiej stronie.

-Mógłbyś mi wysłać listę z liczbami z przelewów? - wszystko zostawiłam w gabinecie, a w tamtym momencie musiałam coś sprawdzić.

-Oczywiście, już ci wysyłam - podziękowałam i zakończyłam połączenie.

Zanim przyszła wiadomość od Włocha pobiegłam szybko na górę i wzięłam z sypialni czarny notes i długopis. Kiedy zbiegłam na dół czułam jego wzrok na sobie, ale zignorowałam to mając coś ważniejszego do zrobienia. Usiadłam na kanapie krzyżując nogi w kolanach. Położyłam sobie na nogach Romea i Julię oraz notes. W dłoń wzięłam telefon po czym otworzyłam plik, który wysłał mi mężczyzna.

Wybrałam jakiś przypadkowy ciąg liczb i otworzyłam na stronie, która odpowiadała pierwszej liczbie. Następnie odliczyłam wersy w dół według kolejnej liczby i tak samo od dołu według następnej.

"Krzywa to droga, ja takich nie lubię"

Sprawdziłam jeszcze kilka innych ciągów liczb.

"Szaleni są więc głuchymi, jak widzę"

"Żem nagle odżył i został cesarzem"

"Błąd twój pociąga z prawa śmierci za sobą"

Czułam, że ktoś kto szyfrował tamtą wiadomość nie bez powodu wybrał akurat te cytaty. Nie sprawdziłam wszystkich, ponieważ było ich za dużo, więc stwierdziłam, że zajmę się tym później.

-Co takiego odkryłaś, złośnico? - jego głos zmusił mnie abym na niego spojrzała.

On natomiast wpatrywał się w swój telefon, po którym ekranie przesuwał kciukiem. Na moment zapatrzyłam się na jego dłonie, na których wyraźnie było widać żyły, a na palcu serdecznym znajdował się czarny sygnet. Odchrząknęłam szybko i spojrzałam na jego twarz.

-Właściwe to nie wiem. Są tu jakieś dziwne cytaty, które nie zostały raczej wybrane bez powodu. Skoro ten ktoś zatruwa mi życie z jakiegoś powodu to musiało się to stać w przeszłości, więc te cytaty mają coś wspólnego z teraźniejszością - wzruszyłam ramionami powracając do kartek na moich kolanach.

-Albo z przyszłością.

Analizowałam to jeszcze przez chwilę, kiedy stwierdziłam, że nic na razie nie zrobię. Gdybym tylko wiedziała jak się nazywa byłoby to łatwiejsze. Nie wiedziałam o co mu chodzi, jak się nazywa i dlaczego akurat teraz? Naprawdę w tamtym momencie chciałam aby rodzice byli przy mnie. Na pewno by mi powiedzieli co mam robić, a raczej ojciec. Mama by raczej powiedziała coś w stylu " pierdol go i się nie przejmuj. Nie warto tracić czas na coś, na co nie masz wpływu." Wydałam z siebie jęk frustracji i odchyliłam głowę na oparcie kanapy.

-Jak idą sprawy z Amorym? - odwróciłam głowę w jego stronę. Odłożył telefon i westchnął lekko, kiedy jego tęczówki spotkały moje. Wiedział, że chodziło mi o plan, który miał zrealizować, ponieważ Amory przepadł jak kamień w wodę. Wszystkie jego systemy były wyłączone lub zawierały ciężkie wirusy.

-Wykupiłem już większość ludzi, którymi handlował. Teraz jestem w trakcie wykupienia jego terenu - skinęłam delikatnie głową - Amory ma strasznie nie lojalnych ludzi i nawet nie ma o tym pojęcia.

-Część jego ludzi jest moja, więc pewnie trafiłeś na któregoś z nich - wzruszyłam ramionami, a jego wzrok zapełnił się niedowierzaniem i załamaniem.

-Mógłbym to zrobić szybciej i łatwiej, ale musisz być cholerną złośnicą - przewrócił oczami, a jego dłonie poderwały się do góry.

-Ale po co szybciej i łatwiej? - podniosłam głowę z oparcia - Jeśli dałeś sobie z tym radę to chyba nie było żadnego problemu. Lepiej od razu stawiać poprzeczkę wysoko niż potem patrzeć na to z dołu i nie wiedzieć co zrobić - wzruszyłam ramionami i podniosłam się z kanapy.

Zgarnęłam  ze stolika paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym zostawiłam go w salonie. Przesunęłam ciężkie drzwi i wyszłam na taras. W połowie września nie było już tak przyjemnie, więc odpaliłam papierosa i objęłam się ramionami.

Szkodliwe substancje dotarły do wnętrza moich płuc, a mi się zrobiło dziwnie przyjemne. Wiele razy chciałam rzucić palenie, ale miałam wrażenie, że gdybym przestała palić to bym uzależniła się od innych substancji. Nie planowałam żyć długo, więc to czy papierosy skrócą mi życie nie miało dla mnie znaczenia.

Oparłam się o szklaną barierkę i wdychając dym papierosowy patrzyłam na widok przede mną. Z mojego penthouse'a był widok na bogatszą część Detroit jak i tą biedniejszą. Kilka wieżowców biurowych i mieszkalnych blisko jeziora, a z drugiej strony szare niskie budynki. Jedne z nich już się zawalały,  a drugie z nich nadawały się jeszcze do mieszkania. Duża część miasta została wyburzona na życzenie gubernatora, jednak jakaś część się jeszcze trzymała. Część, która miała pieniądze.

Detroit na swój sposób było ładne, lecz to jest dalej kwestia sporna. Jednak ja go nienawidziłam, mimo że kochałam mieć nad nim kontrolę. Nienawidziłam go, ponieważ odebrał mi najważniejsze osoby w moim życiu. Było to tak ironicznie głupie, że nasi rodzice codziennie zmagali się z ryzykiem zginięcia od kuli, a zginęli w wypadku samochodowym. Zginęli tak po prostu na ulicy, bez pożegnania, bez ostatnich słów skierowanych w naszą stronę.  Mimo tego, że ich tutaj nie ma to cieszę się, że odeszli razem. Nie byłabym w stanie patrzeć jak jedno tęskni za drugim. Byłam tego niemal pewna, że mama gadała jak najęta, a ojciec bojąc się jej przerwać, tylko jej słuchał.

Rose zmieniała stację w radiu starego chevroleta po raz tysięczny. Stefano zacisnął pieści na kierownicy, ale dalej nic nie powiedział. Wiedział, że była wybredna. Kobieta nie mogła wytrzymać półgodzinnej jazdy bez odpowiedniej piosenki, kiedy jechali na wspólną romantyczną kolację na plażę. Cóż, wtedy Rose nie miała o niczym pojęcia, ponieważ jej mąż lubił robić jej niespodzianki.

Kiedy w głośnikach camaro rozległy się pierwsze dźwięki  Take My Breath Away Rose ucieszyła się klaszcząc w dłonie. Odpięła pasy i  zaczęła wymachiwać dłońmi śpiewając piosenkę  głośno.

-Mi amore, proszę. Zapnij pasy - posłał jej szybkie spojrzenie, a ta machnęła na niego dłonią.

-Daj spokój. Przecież nic się nie stanie - powiedziała po czym śpiewała dalej w niebogłosy.

Na ustach Stephano pojawił się uśmiech, który widziała tylko jego żona. Tylko dla niej taki był. Taki wrażliwy, emocjonalny, kochany i oddany. Stephano miał władzę nad wszystkimi. To on patrzył na nich z góry wiedząc jak potężną władzę ma swoich dłoniach. Jednak tak naprawdę Rose była o wiele potężniejsza. To Rose potrafiła sprawić, że przed nią klęczał i to ona wtedy patrzyła na niego z góry, nie on.

Mężczyzna otworzył boczne okna przez co włosy kobiety rozwiały na wszystkie boki. Stephano spowolnił samochód, kiedy skręcał w ulicę prowadzącą na plażę. Rose była tak pochłonięta muzyką, że nie zauważyła dokąd jadą.

Słowa piosenki rozbrzmiewały dalej, kiedy nawet brunetowi udzielił się śpiewający humor żony i sam pośpiewywał ich ulubioną piosenkę pod nosem. Nawiązali kontakt wzrokowy patrząc sobie głęboko w oczy. Czarne tęczówki Rose i szare Stephano świeciły jaśniej niż kiedykolwiek. Zatracili się w sobie od momentu, w którym po raz pierwszy spojrzeli sobie w oczy. Tak było aż do samego końca.

Kiedy wydawało się, że nic nie jest w stanie przerwać niewidzialnej więzi między nimi, wtedy to się stało. Wydawało się, że znikąd pojawiło się auto, które w jechało w bok uderzając w prawą stronę maski. Uderzenie było na tyle mocne, że auto zaczęło dachować. Samochód przestał dachować, kiedy z mocą wbił się w drzewo od strony Rose.

Wydawało się, że przez wieczność panowała cisza. To było tylko dziesięć sekund. Po tym momencie Stephano ocknął się z chwilowego szoku kaszląc przeciągle. Z jego głowy wydostawała się coraz więcej krwi, a odłamki szkła były powbijane w jego klatkę piersiową, którą po chwili pokrywała czerwień. Krew coraz szybciej pokrywała jego biała Kręciło mu się w głowie, ale i tak walczył, aby zobaczyć jego ukochaną.

Jednak kiedy powoli odwrócił głowę w prawo, nie zobaczył jej. Paniczne zaczął się rozglądać, a strach przyćmił ból. Kiedy odwrócił głowę w lewo zobaczył to. Leżała na ziemi jakby spała, mimo że całe jej ciało było w tragicznym stanie.

Nie myśląc nawet sekundy dłużej wysiadł  z auta i kulejąc dotarł do jej boku. Delikatnie położył jej głowę na swoich kolanach. Jego oddech był coraz słabszy tak samo jak jej.

-Mi amore...

Głos Stephano się załamał kiedy spojrzał na blade policzki żony. Odgarnął włosy z jej twarzy i pogłaskał opuszkami palców po aksamitnej skórze. Za nim, spod maski samochodu zaczął wydobywać się ciężki dym.

-Proszę obudź się. Chociaż na moment, proszę - po jego lewym policzku spłynęła samotna łza.

Ktoś kto czuwał nad mężczyzna wysłuchał jego prośby, a powieki kobiety delikatnie się uniosły.

-Stephano... kocham cię, wiesz? - wydusiła słabym głosem.

-Nie- zaprzeczył stanowczo - powiesz mi to, kiedy spotkamy się po drugiej stronie, dobrze?

-A spotkamy?

Rose była na skraju przytomności i nie wiedziała, że mimo tego, że jej mąż miał szanse na przeżycie to i tak nie było mu to dane. Nie było mu dane żyć bez niej. Tylko z nią.

-Tak, mi amore. Obiecuje - jego głos się załamał. Mimo że to nie była jego wina miał okropne wyrzuty sumienia, kiedy widział ją na skraju życia.

Rose podniosła swoją zakrwawioną dłoń i dotknęła nią policzka ukochanego, kiedy po jego licu spłynęła kolejna łza.

-Nie płacz, kochanie - jej wzrok stawał się nieobecny a oddech słabszy - zawsze razem, pamiętasz? Nawet w piekle.

Na twarzy mężczyzny pojawił się smutny uśmiech. Pierwsze iskry zaczęły się pojawiać pod maska samochodu, a sekundę później ogień się rozprzestrzenił.
Przytknął swoje czoło do tego jej mając nadzieje na szybką śmierć, bo doskonale wiedział, że nie ma dla nich ratunku. Złożył ostatni pocałunek na jej ustach po czym powiedział:

-Nawet w piekle, mi amore...

Po jego słowach nastąpił wybuch. Wszystko w promieniu kilku metrów zostało pochłonięte przez ogień.

Na pewno nie była to przyjemna śmierć, ale to nie miało znaczenia. Znaczenie miało to, że odeszli razem w sowich ramionach patrząc sobie w oczy. Oboje tylko mogli  wtedy myśleć o sobie nawzajem. Nie martwili się władzą, dziećmi czy czekającym kocem i koszykiem z jedzeniem na plaży.

Mimo wszystko zginęli szczęśliwi. I to chyba było najważniejsze, prawda?

Wyrzuciłam niedopałek czwartego papierosa  i otuliłam się mocniej ramionami. Za mną drzwi się ponownie otworzyły, ale to nie miało znaczenia. Tak naprawdę to nic nie miało.

-Obiad jest już gotowy, a ty się zaraz przeziębisz. Chodź już - zachrypnięty głos rozległ się za mną. Wzdychnęłam lekko i odwróciłam się w jego stronę.

Patrzył na mnie wyczekująco szarymi tęczówkami. Czekał, obserwował i nie nalegał.

-Zimno ci - stwierdził, kiedy zlustrował moje ciało w momencie, w którym moim ciałem potrząsnął lekki dreszcz. Rozsunął jeszcze bardziej drzwi i kiwnął głową abym weszła do środka - zaraz sam cię wyniosę - przewróciłam oczami odpuszczając po czym weszłam do środka.

Do moich nozdrzy od razu dostał się przyjemny zapach mięsa i sosu. Usiadłam do stołu, na którym były już rozłożone sztućce. Liam usiadł na przeciwko mnie, a Eleanor podała nam obiad.

-Nie jesz z nami? - odezwał się brunet, kiedy Eleanor zmierzała w stronę wyjścia. Kobieta się uśmiechnęła ciepło posyłając mu spojrzenie.

-Niestety - westchnęła, po czym spojrzała na mnie - zrobiłam już kolacje na wieczór, jest w lodówce. Mam nadzieję, że będzie ci smakować.

-Dziękuje - posłałam lekki uśmiech kobiecie, a po chwili oboje usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami.

Oboje zajęliśmy się jedzeniem spaghetti, które było wyśmienite. Zostaliśmy pochłonięci przez własne myśli dopóki nie postanowiłam się odezwać.

-Wiesz dlaczego Olivier szukał kogoś do gotowania, prawda? - brunet westchnął, a jego tęczówki spoczęły na mnie.

Sama się już wcześniej domyśliłam dlaczego to zrobił, ale nie wiedziałam czy Liam o tym wie. Szczerze wolałam, żeby nie wiedział. Już i tak zbyt wiele razy widział mnie w stanie, w którym nie chciałam żeby mnie widział. Nie chciałam żeby widział mnie słabą.

-Tak - kurwa - powiedział, że nic nie jadłaś i zemdlałaś na sparingu - zacisnęłam szczękę i skinęłam delikatnie głowa powracając do jedzenia.

Brakowało mi jeszcze tylko tego, że Liam będzie się pytał mnie o to czy coś jadłam.

-Nie przyznam, że podoba mi się to, że nie jesz, ale nie będę za tobą latał z łyżeczką zupy - dopowiedział zupełnie jakby czytał mi w myślach - tylko z pistoletem jeśli jeszcze raz usłyszę, że zemdlałaś.- Parsknęłam cicho pod nosem i pokręciłam głową z politowaniem - ty się nie śmiej, ja serio mówię - jego powaga jeszcze bardziej mnie rozśmieszyła.

W pewnym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Zmarszczyłam brwi i wstałam od stołu sięgając po komórkę. Odebrałam połączenie widząc, że dzwoni Aria.

-Czego dusza pragnie? -odezwałam się jako pierwsza.

-Seksu, ale to na razie nie jest ważne - przewróciłam oczami i czekałam aż zmierzy do sedna - jestem właśnie w firmie i do każdego z nas przyszły takie same listy. W środku jest zaproszenie na jakiś bal.

-Od kogo? - byłam strasznie zdezorientowana.

-Od gubernatora.

Coś mi tutaj ewidentnie nie pasowało. Gubernator niezbyt często organizował jakieś przyjęcia, a jak już to niechętnie byłam na nie zapraszana. Ja nie lubiłam jego a on nie lubił mnie i zapraszał nas tylko ze względu na to, że oferowaliśmy najwiecej dla tego miasta.

-Bal jest za trzy dni w pałacu na obrzeżach o dwudziestej - dopowiedziała podając mi więcej informacji. Po chwili się pożegnałyśmy, a ja wróciłam do stołu. W momencie, w którym usiadłam Liam również kończył z kimś rozmowę.

-Też dostałaś zaproszenie na bal? - skinęłam głową na jego pytanie.

-Właśnie dzwoniła Aria, że przyszły zaproszenia.

O co w tym wszystkim mogło chodzić?

O życie.

-Muszę się dowiedzieć o co chodzi gubernatorowi, bo coś tutaj ewidentnie nie pasuje - Liam zgodził się ze mną, po czym wyprostował się odkładając sztućce na talerz. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek.

-Więc czeka nas ciekawy wieczór, panno Montanari.

^^^

Zapięłam drugi pasek czarnych platform Versace i się wyprostowałam. Na sobie miałam czarna sukienkę, której rękawy były długie, ale luźniejsze, z kwadratowym dekoltem. Sukienka sięgała mi do połowy łydek, a po po prawej stronie znajdowało się rozcięcie sięgające aż do biodra. Ładnie podkreślała moje kształty tak jak makijaż moje oczy. Oczy pomalowałam mocniej niż zazwyczaj, zrobiłam mocniejsze konturowanie, a na usta nałożyłam ciemno bordowa, matową pomadkę. Włosy pofalowałam i zarzuciłam je na plecy.

Sięgnęłam po kaburę na udo i ją zapięłam. Wsadziłam do niej czarny nóż i pistolet. Miał być to bal z samą śmietanką towarzyską, ale na wolałam nie ryzykować.

Szczerze w ogóle nie miałam ochoty tam iść, ale ciekawość górowała. Nawet jeśli to było zwykle spotkanie organizowane przez gubernatora to znajdę sposób żeby mu trochę uprzykrzyć życie i pokazać, że mimo swojego stanowiska to ja mam większą władzę niż on. 

Chwile później wychodziłam z apartamentu. Na dole już wszyscy czekali tylko na mnie. Tym razem jechaliśmy razem z Lorenzo i Sergio, ponieważ raczej wszyscy napijemy się tam szampana.

Drzwi metalowej puszki rozsunęły się i wyszłam pewnym krokiem zmierzając w stronę dwóch wystawionych już Mercedesów.

Aria stała w czarnej, krótkiej,  dopasowanej sukience z długimi luźnymi rękawami, które były rozcięte po wewnętrznej stronie, a na nogach miała czarne sandały na wysokiej szpilce.

Anthony był w białej marynarce i czarnych spodniach.  Przez jego ciemne włosy ładnie to kontrastowało. Olivier i Matt założyli klasyczne czarne garnitury z krawatami z taką różnicą, że ich koszule się różniły. Olivier miał czarną, a Matt białą.

-Dobrze, że już przyszłaś, bo chcieliśmy jechać bez ciebie - odezwał się mój brat, kiedy stanęłam u jego boku. Przewróciłam oczami i posłałam mu spojrzenie pełne politowania.

-Mam nadzieje, że jesteście uzbrojeni - każdy po kolei skinął głową - dobrze, w takim razie możemy jechać.

Do jednego mercedesa wsiadł Anthony, Olivier i Lorenzo, a my z Sergio. Wcisnęliśmy się w trójkę na tylnią kanapę i zapięliśmy pasy, kiedy Sergio odpalił silnik i wyjechał z podziemnego parkingu.

W aucie była cisza dopóki Matt nie szepnął czegoś Arii do ucha, a ta wyciągnęła setkę czystej z torebki. Podała ją blondynowi, a dla siebie wyciągnęła drugą.

Oparłam łokieć na drzwiach i oparłam głowę na dłoni patrząc na ich poczynania z niedowierzaniem.

-Chcesz? Mam jeszcze jedną - pokręciłam tylko delikatnie głową.

Stuknęli się szkłem i przechyli buteleczki. Oboje skrzywili się kiedy wyzerowali alkohol.

-Kurwa, mocne - powiedział zdziwionym tonem chłopak, po czym spojrzał na butelkę sprawdzając ile to miało procent - czterdzieści?! - wytrzeszczył oczy na blondynkę - co ty, kurwa, wzięłaś?

-No co - wzruszyła ramionami - chciałeś coś na rozgrzanie to masz. Nie marudź - odwróciła od niego wzrok i poprawiła lekko pasma włosów z przodu.

Blondyn pokręcił głową i bezgłośne powiedział „ja pierdole". Patrzyłam na całą sytuacje z niedowierzaniem i rozbawieniem.

-Obym nic, kurwa, nie odjebał- westchnął pod nosem i przeżegnał się. Blondyn mimo swojej niezbyt małej postury miał dosyć słabą głowę. Wystarczało mu kilka shotów, aby znaleźć się w innym świecie. Mimo że dobrze wiedział jak mało mu wystarcza do całkowitego upojenia to nigdy się nie ograniczał ani nie hamował.

Po pół godziny później podjechaliśmy pod pałacu w stylu barokowym. Wysiedliśmy z auta, a Sergio odjechał zaparkować samochód. Sekundę później dołączył do nas Anthony i Olivier. Staliśmy w piątkę na czerwonym dywanie, który prowadził do drzwi. Po bokach dywany stali fotografowie, których aparaty nie wychodziły z ruchu. Matt podał ramię Arii, a obok mnie znalazł się Olivier, którego ramię również przyjęłam. Ruszyliśmy pewnym krokiem do wejścia, a ochroniarz otworzył nam drzwi pytając uprzednio o nasze nazwiska.

Po wejściu wchodziło się od razu na przestronna sale z wysoko sklepionym sufitem. Po obu stronach sali były schody prowadzące na pierwsze piętro. W dalszej części sali stały okrągłe stoliki z czerwonymi obrusami. Bogate żyrandole oświetlały całą przestrzeń tak samo jak świece na stołach. Po prawej stronie stał zespół, który na ten wieczór miał zapewnić muzykę.

Wchodząc dalej sięgnęliśmy po lampkę szampana. Większość szych tego miasta już znajdowało się na sali. Bogaci mężczyźni i ich posłuszne żonki ze Stepford, które miały tylko dobrze wyglądać. Z tego co wywnioskowałam to był zaproszony tutaj każdy, który pełnił jakąś władze w stanie oraz najbogatsze rodziny.

W piątkę poszliśmy szybko do stołu aby uniknąć rozmowy z kimkolwiek, bo prawda była taka, że wszystkich nienawidziliśmy. A oni nie nawiedzili nas, ponieważ wiedzieli, że mamy świadomość tego co ukrywają za uszami. Nikt nie był święty, a świat polityki był bardziej brudny niż produkowanie broni j narkotyków.

Obserwowałam wszystkich wokół, kiedy mój wzrok spoczął na drzwiach, przeszła przez nie Sophia w czerwonej sukni, a za nią Jackson i reszta ferajny. Jackson w czarnym garniturze i czarnej koszuli, której pierwsze guziki pozostawił rozpięte, a spod niej widniały tatuaże. Alan w bordowym garniturze, Leo w klasycznym czarnym garniturze z białą koszulą i jako ostatni wszedł on.

W czarnym garniturze, białej koszuli i pierdolonej muszce. Poprawiał spinki koszuli, kiedy obserwował otoczenie wokół niego. Jego włosy były jak zawsze roztrzepane, a oczy obojętne na wszystko. Kiedy zobaczyłam jego i jak czarny materiał opinał jego szerokie barki, poczułam coś dziwnego.

Wokół Liama panowała dziwna aura, która mnie przyciągała. Przyciągał wzrok, a kiedy już się na niego spojrzało wiedziało się, że to on ma władzę i to on ma ostatnie zdanie. Był potężny, niebezpieczny, dominujący i zimny. Kiedy spędzaliśmy razem czas jego lód się delikatnie topił, ale wiedziałam, że to tylko czubek góry lodowej. Widziałam w nim przejawy człowieczeństwa, ale kiedy wchodził w interakcje z kimś innym był znowu zimny i objętym. Chciałam się dowiedzieć przez co przeszedł, bo musiał być jakiś powód jego podejścia. Jednak to oznaczałoby, że ja też musiała mu powiedzieć, a nie wiem czy byłam na to gotowa.

I wtedy to był ten moment. Moment, w którym lodowate tęczówki spoczęły na moim ciele, a przez mój kręgosłup przeszedł dreszcz. Widziałam jak cała piątka zmierza w naszą stronę, ale ja tylko przed oczami miałam jego. Wstałam od stołu nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego. Szedł w moja stronę pewnym krokiem, a kiedy stanął metr przede mną uśmiechnął się zadziornie.

-Cześć, złośnico.

-Cześć, głupku.

Wpatrywaliśmy się dalej w siebie, ale nam przerwano, kiedy Leo znalazł się przy moim boku i dźgnął mnie palcem w żebra. Skrzywiła się i spojrzałam się na niego z mordem w oczach.

-Chyba się zawiesiłaś - uśmiechnął się głupio wzruszając ramionami.

Przywitałam się z resztą żółwikiem, ale czarnowłosa nie odpuściła sobie uścisku.

Aria stała wtulona w bok Leo, który patrzył na nią jakby to ona była centrum jego świata. Jakby to ona była całym jego światem. Cieszyłam się, że była w końcu szczęśliwa, bo mimo że nie chciała takiego życia to miała kogoś kto sprawiał, że czuła się lepiej.

Zanim któreś z nas mogło się odezwać, usłyszeliśmy stukanie w mikrofon. Odwróciliśmy się wszyscy w stronę sceny, na której stał już gubernator. Wysoki mężczyzna o czekoladowych włosach, czarnych oczach i lekkim zaroście.

-Panie i panowie, oficjalnie was witam, dziękuje za przybycie i życzę udanego wieczoru.

Ta, udanego wieczoru...

^^^

Rozdział miał być wcześniej, ale laptop mi się zepsuł i musiałam pisać na telefonie co jest mega niewygodne.
W ogóle czaicie to, że jeszcze trzy rozdziały do końca plus epilog?
Dalej nie wierze jak to szybko zleciało.

Buziaki i do następnego <33

Continue Reading

You'll Also Like

98.8K 3.1K 34
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
1M 42.3K 47
Madeleine Evans, dla znajomych Maddie lub Mad. Nie ma ich zbyt wiele, bo czas woli spędzać sama z powodu takiego usposobienia oraz chęci do nauki. St...
50.7K 3.3K 41
Co byś zrobił, gdyby widok słońca miał odebrać Ci wzrok? Wolałbyś nigdy nie stanąć w jego blasku, czy spojrzałbyś raz i zapamiętał jego obraz na zaws...
1.7M 1.6K 6
''Zakaz tylko zwiększa pragnienie'' ☢ SCENY EROTYCZNE