My Fallen Angel

By scripted__

81.2K 2.4K 1.1K

Dwudziestoczteroletnia Charlotte pod wpływem szantażu musi wziąć udział w wyścigu, z którymi nie miała styczn... More

Prolog
1. Witaj Charlotte
2. Szare chmury
3. Chwila odetchnienia
4. Wolność
5. Kolacja
6. Odwiedziny
7. Zaproszenie
8. Tango
9. Współpraca
10. Ognisko
12. Cholerna trauma
13. Jeden strzał
14. Babski wieczór
15. After party
16. Lilottie
17. Książę
18. Rodzinna wycieczka
19. Czarna lista
20. Burza
21. Upust emocji
22. Pięć cegiełek
23. Bal
24. Ostatnie pożegnanie
25. Chaos
Epilog
Podziękowania

11. Romeo i Julia

2.8K 95 32
By scripted__

Czy uważam, że mężczyźni są dziwni? Owszem. A to dlatego, że jednego dnia im łaskawie pomagasz, a drugiego gdzieś znikają i nie odbierają telefonów. Pieprzony Liam. Pomogłam mu, co nie zdarza się często, a on tak po prostu znika. Nawet żadnej pieprzonej wiadomości. To nie tak, że mi na nim w jakiś sposób zależy, ale no mógłby chociaż dać znać, że mu ta noga nie odpadła. Mogłam od razu ją mu odciąć to wtedy nie byłoby problemu.  

Liam sprawiał, że czułam się... dziwnie? Nie mam pojęcia co czuję, bo nigdy takiego czegoś nie czułam. Brunet sprawiał, że czułam coś w środku czego nie mogłam pojąć. Było tak inaczej.

Ogólnie kiedy dorastałam wpajano mi, że uczucia są złe, a emocje trzeba w sobie skrywać. Wydawaliśmy się szczęśliwą rodzinką, a prawda była taka, że na pierwszym miejscu u mojego ojca była władza. Owszem, kochał Rose do szaleństwa, ale nie kochał nas tak samo mocno jak ją. Najpierw była mama potem władza, a dopiero potem my. My byliśmy tylko pionkami do przejęcia władzy. Jako taką miłość okazywała nam mama. Tak więc niezbyt "znałam się" na uczuciach. Rodzice byli w sobie tak bardzo zakochani, a nigdy nie nauczyli nas jak tak kogoś kochać. 

Liczyło się tylko przygotowanie nas do bólu fizycznego i psychicznego. Ojciec trenował już nas od szóstego roku życia, bo jak twierdził - musimy być niezniszczalni. Treningi większości sztuk walki, w tym nawet po alkoholu. Śmieszne, upijał nas już w wieku dwunastu lat, a nam się dalej alkohol nie znudził. 

Odetchnęłam odkładając w końcu wszystkie teczki na bok. Legalna robota jest nudna. Myślałam, że się zanudzę na śmierć regulując wszystkie sprawy dotyczące klubów, hoteli i restauracji. Było już po godzinie dwudziestej kiedy skończyłam pracować. Od wczorajszego wieczoru, kiedy to wysadziliśmy w powietrze tony kokainy, Amory się nie odezwał. Obawiałam się, że szykuje coś czego nie będziemy w stanie przewidzieć. 

Oj, bo ty jeszcze nic nie wiesz. 

Mogliśmy teraz tylko czekać. Kiedy chciałam już wstawać w pomieszczeniu rozległo się pukanie. Po chwili do pomieszczenia weszła Alice, czyli nasza "asystentka", która głównie zajmowała się legalnymi sprawami. 

-Pani Montanari - zaczęła - przyszła paczka do pani - położyła niewielkich rozmiarów paczkę na moim biurku. 

Podziękowałam po czym rudowłosa wyszła z mojego biura. Sięgnęłam po nóż i otworzyłam paczkę. Nie było na niej nawet nadawcy. Po otworzeniu paczki w oczy rzuciła mi się książka, a dokładniej egzemplarz Romea i Juli. Wyciągnęłam książkę i oprócz niej nie było nic w środku. W książce nie było nic nadzwyczajnego dopóki jej nie otworzyłam i nie zobaczyłam, że ktoś dopisał jakiś cytat. 

"Spłyńcie do źródła, które was wydało." V

To nie miało w ogóle sensu. Oprócz tego, że to się łączy z przelewami. Jednak co jeśli łączy się również z Antonio? Sprawa z przelewami i Włochem zaczęła się małym odstępie czasu. Musiałam zdecydowanie się o to go zapytać. Może i się myliłam, ale nie zaszkodzi sprawdzić. 

Wzięłam szybko torebkę i wrzuciłam do niej książkę. Zjechałam windą na dół i wsiadłam do Ferrari. Docisnęłam dosyć mocno pedał gazu, nie zwracałam uwagi na trąbiące na mnie samochody kiedy wyprzedzałam auto za autem. W mojej głowie wszystko pracowało zbyt szybko żebym mogła się zastanawiać nad jakimś wypadkiem. Normlanie jedzie się tam piętnaście minut, ja dojechałam w mniej niż dziesięć. 

Zaparkowałam pod willą i wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami zdecydowanie zbyt mocno, bo aż sama się skrzywiłam słysząc ten dźwięk. W budynku był Ethan, więc gdybym coś zrobiła będzie go ratował. Ten skurwysyn nie pisnął ani słówka, jeszcze. Na razie jego rodzinkę zostawiłam w spokoju, ale jeśli będzie tak dalej będę musiała znów się nimi zainteresować. 

-Ethan! - wykrzyknęłam kiedy przekroczyłam próg budynku. Poczułam od razu przyjemny zapach zapiekanki. Zmarszczyłam drzwi i powolnym krokiem zmierzyłam do kuchni. 

-Tak, szefowo? - stał odwrócony do mnie tyłem przy blacie kuchennym w fartuszku z drewnianą łopatką w dłoni. Spojrzałam się na niego jeszcze bardziej zdezorientowana - zapiekanka będzie gotowa za pół godziny - odwrócił się do mnie kiedy zorientował się, że również jestem w kuchni. 

-Co ty tu robisz? - zapytałam w końcu, bo nie mogłam znaleźć żadnego racjonalnego wytłumaczenia. 

-Matteo powiedział, że nie umiem gotować, więc chce mu udowodnić, że się myli - odparł. Powrócił znowu do mieszania czegoś na patelni, a ja chyba nigdy nie byłam taka zdezorientowana. 

-Dobra, a czemu robisz to tutaj? - westchnęłam. 

-Moja kuchnia uległa małemu spaleniu, więc jest chwilowo wyłączona z użytkowania - powoli wytłumaczył gestykulując dłonią, w której trzymał łopatkę. Mogłam się tylko domyślić co się stało z jego kuchnią. Jeśli stało się to co podejrzewałam to nie dziwiłam się Matteo, że powiedział to co powiedział o gotowaniu Ethana. Zmrużyłam oczy i pokiwałam lekko głową - coś się stało, że tutaj jesteś? - jak miło, że pyta. 

-Idę do Antonio - odpowiedziałam krótko. Kiedy już miałam  wychodzić z kuchni zatrzymał mnie jego głos. 

-Zostaniesz na kolacji? - odwróciłam głowę w jego stronę i po chwili zastanowienia skinęłam głową. 

Nie zatrzymując się dłużej przeszłam do piwnicy. Gdy w tym pieprzonym labiryncie znalazłam Antonio odetchnęłam. Włoch sobie spał, więc musiałam go jakoś obudzić, ale zanim to zrobiłam sięgnęłam po kajdanki i skułam mu ręce. Kiedy już to zrobiłam zamachnęłam się i wymierzyłam mu dosyć siarczysty policzek, dzięki któremu mężczyzna się obudził. 

-No budzimy się - założyłam ręce po piersi i czekałam aż ciemnowłosy ocknie się na tyle żebym mogła z nim rozmawiać. Jęknął coś niewyraźnie pod nosem i spojrzał na mnie z niezrozumieniem - niezapowiedziana wizyta. Wstajemy - podniósł się i dopiero wtedy się zorientował, że ma skute ręce. kiwnęłam mu brodą, żeby usiadł przy stole co zrobił. Z wyraźną niechęcią, ale zrobił. 

-Długo będziesz mnie tu jeszcze trzymała? - jęknął jeszcze zaspany. 

-Jak będziesz grzeczny to pomyślę - przewróciłam oczami i wyciągnęłam książkę. Na widok jej, na twarzy Antonia pojawił się uśmieszek. Czyli na pewno coś wiedział. Musiał.  Od momentu kiedy go porwałam minęły trzy dni, dawałam mu jeszcze kolejne cztery na powiedzenie czegoś. Inaczej pożegnałby się z żoną.

-No i się zaczęło - mruknął cicho pod nosem. 

-Co się zaczęło? - spytałam spokojnie.

-Gra - wzruszył ramionami i parsknął śmiechem. Boże, jak ja nienawidziłam ludzi. 

-Antonio - warknęłam - powiedz o co z tym chodzi - dokończyłam, lecz mężczyzna dalej się tylko śmiał. Jeśli nie chciał po dobroci to będzie miał inaczej -  pod twoim domem znajdują się trzy bomby. Wystarczy, że nacisnę odpowiedni guzik, a wszystko pójdzie w powietrze. Razem z twoją żoną i synem - kiedy skończyłam na jego twarzy malowała się powaga i złość. Zero śmiechu. Jak miło. Wpatrywałam się w czarne oczy Antonia żeby w końcu się złamał i coś powiedział. Po chwili odetchnął i pokręcił głowę odpuszczając. 

-Dobrze, powiem - westchnął - tylko nic im nie rób, błagam - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, lecz mnie to jakoś nie przejęło. Mogłam mu to tylko obiecać, jeśli coś powie. Mimo wszystko skinęłam głową i pozwoliłam mu kontynuować - ja miałem tylko zebrać o tobie informacje od tych dilerów. Powiedział, że zabawa się dopiero zacznie w momencie kiedy to dostaniesz.  Nikomu nie powiedział o co mu dokładnie chodzi, jednak on chce cię po prostu zniszczyć. Na wszystkie sposoby. Chce żebyś rozszyfrowała jego wiadomości żeby mógł potem patrzeć jak cierpisz. Cofnij się do tyłu i po prostu dobrze licz - kiwnął brodą na książkę leżącą przed nim. Co to niby ma znaczyć?

Jakaś wiadomość jest zaszyfrowana, do której dojdziemy dzięki tej książce. Ale przecież musiał być szyfr, z którego miałam to odczytać. Tylko niby co to miało być? 

-Kto niby to zaszyfrował - oparłam dłonie na stole pochylając się nad nim.

-Tego ci nie powiem- no szlag mnie zaraz strzeli - ale mogę ci zagwarantować, że sam w krótce do ciebie przyjdzie - dokończył, a ja myślałam, że mu coś zrobię albo sobie. 

To jest jakiś pieprzony nonsens. Jakiś typek bawi się ze mną, bo mu się chyba, kurwa nudzi. Ja nie miałam czasu na zabawy. Byłam niecierpliwa i nie mogłam czekać, więc musiałam coś wymyślić. A akurat z tego względu, że miałam przy sobie Antonio mogłam go wykorzystać w odpowiedni sposób dzięki odpowiednim groźbom. Uniosłam kącik ust i przechyliłam lekko głowę. 

-Teraz słuchaj mnie uważnie, Antonio - westchnęłam - nie zabiję cię. - Na jego twarzy pojawiło się coś na kształt ulgi - od teraz będziesz pracował dla mnie. Upozorujemy twoją śmierć, żeby on myślał, że cię po prostu zabiłam. Jednak jeśli postanowisz zrobić coś co zdecydowanie by mi się nie spodobało, twoją żonę spotka coś gorszego niż śmierć - ostatnią część zdania wyszeptałam. Można by pomyśleć: jak to tak kobieta kobiecie? Jednak ja nie zwracałam na nic uwagi jeśli na szali było bezpieczeństwo mojej rodziny. Co za ironia. Po prostu byłam bezwzględna - oby ci się coś jeszcze przypomniało, bo nie zobaczysz się z synkiem dopóki nie zabiję szanownego pana V- wyprostowałam się i wyszłam z piwnicy uprzednio zabierając książkę.  Kiedy przeszłam przez metalowe drzwi wpadłam prawie na Ethana. 

-Mocno mu się oberwało? - przewróciłam oczami kiedy jego pierwsze pytanie brzmiało tak, a nie inaczej. 

-Nie - odpowiedziałam - dużo masz tej zapiekanki? - chłopak uśmiechnął się i skinął głową - świetnie, zadzwonię po Sergio i Matteo, musimy porozmawiać - bez zbędnych słów wyminęłam go i poszłam do kuchni. Nie chciałam dzwonić po resztę sama nie wiem dlaczego. Niby miałam im mówić wszystko, ale też nie chciałam ich martwić. 


^^^

Pół godziny później siedzieliśmy w czwórkę na kanapie zajadając się zapiekanką Ethana. O dziwo była dobra i nie spalił kuchni. Zanim Sergio z Matteo przyjechali zadzwoniłam do Matta zapytać się czy od ostatniego przelewu przyszły jakieś jeszcze. Jak się okazało, nie przyszło ich więcej. Łącznie było ich dwadzieścia trzy, lecz nic mi to nie dawało. Miałam książkę, miałam przelewy, dziwnych dilerów i co dalej? 

-Potrzebujemy sfingować śmierć Antonio, to po pierwsze - upiłam łyk wody i spojrzałam na nich- Wyślemy go do Chicago i tam trzeba będzie go pilnować. Po drugie dowiedziałam się, że akcja z dilerami i ta z przelewami są powiązane. Nie wiem jeszcze jak. Po trzecie, mam książkę, z której mam rozszyfrować coś, ale też nie wiem co jest kodem - westchnęłam - to niby wszystko się łączy, ale ja tu nie widzę powiązania- cały czas w głowie analizowałam słowa Antonio i dalej nie wiem o co mu chodziło. Czułam też, że Włoch nie mówi mi wszystkiego, ale na razie dam mu spokój. 

Cofnij się do tyłu i po prostu dobrze licz.  

Myślę, że to jakaś zaszyfrowana wiadomość.

No właśnie! To przelewy były kodem. Liam miał rację.  Było tam tyle liczb, że tylko musiałam dobrze liczyć. Tylko teraz pytanie: jak, kurwa, miałam to policzyć? Rzuciłam wręcz talerz na stół i złapałam książkę w jedną rękę, a w drugiej trzymałam telefon. Poszukałam szybko wiadomości, w której to Matt wysyłał mi kilka ciągów liczb. 

Pierwszą liczbą była kwota, więc otworzyłam też na tej stronie. Potem były kolejne trzy i z tymi już za chuja nie wiedziałam co mam zrobić. 

-Charlotte, co ty robisz? - odezwał się Matteo. Dopiero wtedy zauważyłam, że gapią się na mnie jak na jakąś niespełna umysłową. Zdusiłam chęć przewrócenia oczami i odetchnęłam. 

-Próbuje coś wymyślić żeby rozszyfrować tą pieprzoną wiadomość - powiedziałam już ostrzej niż chciałam. Rzuciłam wszystko na bok i opadłam na kanapę. To było bez sensu. Będę rozwiązywać jakieś zagadki jak dzieci w przedszkolu. 

-Daj sobie z tym na razie spokój, mała - poradził Sergio. Tyle, że ja nie umiałam dać temu spokoju - idź sobie do klubu czy coś. Nie myśl o tym, bo czym więcej będziesz o tym myśleć to ciężej będzie ci znaleźć rozwiązanie - no dobra, miał rację. Musiałam się trochę rozerwać i napić. Koniecznie napić i to porządnie. 

-Twój kolega zostawił ostatnio swój nóż. Leży w twoim gabinecie - pokiwałam powoli głową i przymknęłam oczy. 

-No właśnie. Co to za kolega? - mimo, że go nie widziałam to mogłam dać sobie rękę uciąć, że na twarzy Ethana maluje się głupi uśmieszek. 

-Liam, Capo Chicago - mruknęłam cicho. Wiedziałam, że zaraz zaczną sobie coś wyobrażać - i zanim sobie coś ubzduracie. Ja i Liam tylko pracujemy razem. Nic więcej - powiedziałam stanowczo. 

-Tak, Charlotte. Dokładnie tak - sarknął wzdychając. 

^^^


Zdecydowałam się posłuchać rady Sergio i wyjść do klub jeszcze tego samego dnia.  Kiedy wpadłam do domu i przebrałam się szybko w czarną sukienkę, która miała aż dekolt do pępka oraz wygodniejsze buty niż dziesięciocentymetrowe szpilki, było po dziesiątej. Decyzje podjęłam spontanicznie, więc nie dzwoniłam ani do Arii, ani do chłopaków, bo czekałabym zbyt długo aż się ogarną. 

Tylko pojawił się jeden problem. Nie będę miała jak wrócić. Nie mam zamiaru odmawiać sobie alkoholu, ale też nie wrócę taksówką sama. Pierdolę to. Później się coś wymyśli. Zjechałam szybko na dół i po chwili byłam w drodze do jednego z moich klubów. 

Podjechałam pod klub i nie zwracając uwagi na ciągnącą się kolejkę podeszłam do dwóch ochroniarzy, którzy stali przy wejściu. Kiedy barczysty mężczyzna mnie rozpoznał wpuścił mnie bez słowa za co skinęłam głową dziękując mu. Przekroczyłam próg klubu i od razu poczułam odór potu, alkoholu i trawki. Poprawiłam torebkę na ramieniu i podeszłam od razu do baru i poprosiłam barmana o kolejkę szotów. Muzyku dudniła mi w uszach kiedy przechylałam kieliszek za kieliszkiem. Wypiłam ostatniego szota, dopiero wtedy  zauważyłam, że jakiś typ podszedł do mnie i patrzy się na mnie jak jakiś psychopata. Wypierdalaj chłopie. 

-Co tu taka ślicznotka robi sama? - zdusiłam chęć przewrócenia oczami. Wzruszyłam ramionami i machnęłam barmanowi ręką żeby podał mi następną kolejkę. 

-Tylko dobrze się bawi - a raczej stara, bo ktoś jej w tym ewidentnie przeszkadza. Uśmiechnęłam się lekko kiedy przede mną pojawiły się cztery kieliszki. Przechyliłam pierwszy kieliszek. 

-Jestem pewien, że w moim towarzystwie bawiłabyś się jeszcze lepiej - nie, typie spadaj. Przechyliłam ostatni kieliszek i przewróciłam oczami. 

-Chyba muszę podziękować - chciałam go wyminąć, ale blondyn złapał mnie dosyć mocno za nadgarstek. Spojrzałam powoli na jego palce zaciskające się wokół mojej dłoni, a potem wprost w jego oczy. Jego tęczówki nie były ładne. Były piwne podchodzące pod kolor żółty. Tylko jego oczy były ładne. Nawet jeszcze blondynek nie wie co go czeka.

-Puść mnie - warknęłam. Zamiast tego, blondyn przyciągnął mnie bliżej do siebie i położył swoje dłonie na moich biodrach, a nasze ciała niemal się stykały. Chciałam coś zrobić, ale moje ciało odmówiło. W głowie zaczęło mi huczeć, a obraz kręcił się. Próbowałam się wyrwać, lecz nie mogłam. Blondyn zbyt mocno mnie przytrzymywał, a oprócz tego moje mięśnie stały się wiotkie -puść mnie - powtórzyłam. 

-Maleńka, spokojnie - szepnął mi do ucha i mocniej zacisnął palce na moich bokach. 

-Nie słyszałeś co powiedziała? Puść ją - usłyszałam znajomy głos za sobą, ale nie mogłam go rozpoznać. 

-Stary, daj spokój. My tylko rozmawiamy - w mojej głowie wszystko zaczęło się mieszać. Co się ze mną do cholery działo. 

-Nie pierdol. Widziałem jak dosypujesz jej coś do szotów - o nie. Zapewne mi coś dosypał kiedy brałam kieliszek za kieliszkiem odchylając głowę do tyłu - puść ją - oj ktoś już nie był taki milutki. Nagle poczułam zimno kiedy ktoś oderwał ode mnie chłopaka. Chwilę później leżał na ziemi zwijając się z bólu trzymając się za nos. Przede mną stanął chłopak, który zapewne uderzył blondyna, ale nie mogłam go rozpoznać - Charlotte - usilnie próbowałam sobie przypomnieć kto to jednak nie mogłam - Kurwa, Charlotte. To ja, Leo - o, znałam Leo. 

Podniosłam na niego wzrok, a brunet z przejęciem obserwował moją twarz. Przeklął cicho pod nosem i rozejrzał się wokoło. Objął mnie w talii i zaczął gdzieś mnie prowadzić. Po chwili przeciskania się przez spocone ciała ludzi wyszliśmy na zewnątrz. No pięknie. Dopiero co przyszłam, a już musiałam wychodzić.

Brunet oparł mnie o ścianę budynku i założył na ramiona swoją skórzaną kurtkę. Przeczesał nerwowo włosy i wyciągnął swój telefon. Moja głowa stała się dziwnie ciężka. 

-Liam - no nie, tylko nie on. Jęknęłam w duchu - Charlotte, wszystko w porządku? - chyba jednak jęknęłam na głos. 

Nie chciałam żeby Liam widział mnie w takim stanie. Już i tak nie byłam zadowolona z faktu, że też Leo mnie taką widział. Chłopak zaczął coś mówić, chociaż już nie rejestrowałam tego co mówi. Torebka spadła mi z ramienia, którą brunet od razu podniósł dalej rozmawiając z bratem. 

-Chodź - ponownie objął mnie i zaczął gdzieś iść. Tyle, że ja nie chciałam nigdzie iść, chciałam położyć się w łóżku pod miękką kołdrą. W końcu dowlekliśmy się do mojego samochodu. Leo otworzył drzwi i posadził mnie bokiem na miejscu pasażera - debilu, nie zostawię jej tu samej. Może ma gdzieś w aucie wodę. Czekaj, poszukam - to raczej nie było do mnie, i dobrze, bo nawet jeśli to nie byłabym w stanie sensownie odpowiedzieć. Leo zaczął szukać wody w samochodzie, ale jej nie znalazł - Cholera, nie ma - westchnął zirytowany. 

Nagle usłyszałam głośny trzask drzwiami samochodu. Skrzywiłam się na ten dźwięk i przymknęłam oczy opierając głowę na zagłówku. Ktoś kucnął tuż obok moich nóg i wiedziałam kto to po samym zapachu tych cholernie dobrych męskich perfum, w których mogłam wyczuć bergamotę i pieprz, a oprócz tego zapach gum miętowych. 

-Idź po to cholerną wodę - jego głos słyszałam niby wyraźnie, ale jednak gdzieś w oddali. Poczułam jego delikatne dłonie na ramionach kiedy pomagał mi wstać. Jęknęłam pod nosem i skrzywiłam się nieznacznie - Charlotte, chodź. Musisz to zwymiotować - wstałam na nogi chwiejąc się dalej. Liam przytrzymał mnie w talii i odszedł kawałek od samochodu razem ze mną -Charlotte, posłuchaj mnie - jego głos był taki delikatny, tak bardzo nie pasujący do niego - to będzie nieprzyjemne, ale musisz ukucnąć - jego słowa trafiały do mnie jak przez mgłę, ale zrobiłam to o co mnie prosił z jego pomocą, bo sama oczywiście skończyłabym z głową w ziemi. 

Kucnął obok mnie i odgarnął moje wszystkie włosy do tyłu, a potem poczułam jego palce w mojej buzi. Liam spokojnie gładził mnie po plecach kiedy cała zapiekanka Ethana lądowała przede mną. 

-Nie chce już - jęknęłam kiedy skończyłam wymiotować. Oparłam głowę o jego ramię. Byłam zbyt wykończona. 

-Jeszcze raz - jego dłoń nieustannie gładziła mnie delikatnie po plecach - obiecuję, że potem będzie ci lepiej. 

Ponownie włożył palce do mojego gardła po czym znów zaczęłam wymiotować wszystko to co miałam w żołądku. Dlaczego to on musiał akurat mnie widzieć w takim stanie? Co ja najlepszego wyprawiałam? Kiedy Liam pomógł mi wstać obok pojawił się Leo z butelką wody, którą od razu mi podał. Upiłam z niej kilka łyków, aby pozbyć się ohydnego posmaku. 

-Odwieziesz ją do domu? Ja nie mogę, bo wypiłem - odezwał się Leo. 

-Kurwa, ona ma drzwi na kod. Nie ma szans, że w tym stanie go wpisze - westchnął brunet. Przez chwilę trwałą cisza, która mogła trwać wiecznie dopóki szarooki jej nie przerwał - Zabiorę ją do siebie. Zaprowadź ją do samochodu i poczekaj tam z nią. Idę jeszcze coś załatwić. 

Po tych słowach nie słyszałam już co mówili. Może i w ogóle nic nie mówili. Czułam tylko jak znowu ktoś sadza mnie w fotelu i okrywa jeszcze bardziej kurtką. Moje powieki stały się zbyt ciężkie i po chwili już odpłynęłam. 


^^^

Nie wiem ile ja wczoraj wypiłam, ale zdecydowanie za dużo. Moja głową pękała, a usta prosiły się o chociaż odrobinę wody. Przetarłam oczy i je otworzyłam. Wtedy zorientowałam się, że nie jestem w swojej sypialni. Leżałam na nie swoim, ale bardzo wygodnym łóżku, a co najgorsze, w nie swojej koszulce. Podniosłam się do siadu i rozejrzałam. Na przeciw łóżka były schody, które prowadziły na dół. Kiedy obróciłam głowę w prawo mogłam zobaczyć, że szklana balustrada pozwalała mi na zobaczenie tego co jest na dole. Z sypialni prowadziły jeszcze jedne drzwi, za którymi pewnie kryła się garderoba. Na fotelu, który stał obok łóżka leżała moja sukienka.  Kurwa, u kogo ja spałam? Albo z kim?

Przełamałam się w końcu i zdecydowałam zejść na dół. Zachwiałam się lekko i zeszłam po schodach trzymając się szklanej balustrady. Rozejrzałam się i zobaczyłam przestronny salon. Dwie czarne kanapy oświetlały promienie słoneczne wpadające przez okna rozciągające się na całej ścianie po boku. Kiedy w pełni się rozbudziłam poczułam zapach jajecznicy. Odwróciłam głowę i zobaczyłam bruneta stojącego do mnie tyłem. Stał bez koszulki w samych szarych dresach, które nisko opuścił. Kiedy mieszał jajecznicę na patelni jego mięśnie na plecach rytmicznie się poruszały. Cicho podeszłam do wyspy, która była pomiędzy nami i oparłam się o nią łokciami. Skanowałam wzrokiem wszystko byleby nie patrzeć na jego plecy. 

Kuchnia była zachowana w takiej samej kolorystyce co reszta mieszkania i znajdowała się tuż pod sypialnią. Szafki były czarne, a blaty wykonane z ciemnego drewna. Od salonu oddzielała ją wyspa, przy której stały dwa krzesła barowe. 

-Jak się czujesz? - spojrzałam na Liama, którego już wzrok był na mnie. Skąd on wiedział, że już wstałam? - Widziałem jak schodziłaś ze schodów - odpowiedział na moje niezadane pytanie. Dobra, to było logiczne, skoro schody znajdowały się tuż obok kuchni w dodatku balustrada była szklana. 

-Jakby mnie pociąg przejechał - odpowiedziałam po chwili na jego pytanie. Podsunął mi szklankę z wodą i jakieś tabletki przeciwbólowe - co się wczoraj stało? 

-Nic nie pamiętasz? - ja pierdole, ale debil. Połknęłam tabletkę i popiłam wodą uprzednio mu za to dziękując. 

-Gdybym pamiętała to bym nie pytała - odpowiedziałam dusząc w sobie chęć przewrócenia oczami. 

-Wczoraj zadzwonił do mnie Leo, że ktoś ci czegoś dosypał w klubie. Najprawdopodobniej pigułkę gwałtu. Przyjechałem, bo on wypił i nie mógł cię odwieźć do domu. Jednak ty masz kod do drzwi, którego zapewne nie byłabyś w stanie wpisać. Dlatego jesteś tutaj - wytłumaczył w tym samym czasie kiedy nakładał śniadanie dla nas obu - i nie martw się. Przebrałem cię tak, że nic nie widziałem ani cię nie obmacałem i spałem na kanapie- zapewnił.  Zmarszczyłam brwi kiedy zauważyłam, że jego knykcie są poobdzierane. 

-Co to jest? - zapytałam głupio kiwając brodą na jego dłonie kiedy zmarszczył brwi nie wiedząc o co mi chodzi. 

-To nic takiego - westchnął - należało mu się - zacisnął szczękę i podsunął mi talerz z jajecznicą. Sam usiadł obok mnie i również zaczął jeść. Boże, jakie to było dobre. Panowała pomiędzy nami cisza, która była dosyć niekomfortowa. 

-Właśnie. Rozmawiałam z Antonio. Miałeś rację, jeśli chodzi o te przelewy - przerwałam ciszę kiedy przypomniało mi się, że miałam mu o tym powiedzieć. Zanim otworzyłam ust żeby dokończyć, brunet mi przerwał. 

-Nie dzisiaj, Charlotte - powiedział spokojnym głosem, który był niczym symfonia dla moich uszu - Porozmawiamy o tym jutro. Dzisiaj odpocznij w domu i nawet się nie waż pracować - posłał mi spojrzenie niczym jakiś rodzic, który ostrzegał dziecko przed zrobieniem czegoś czego zdecydowanie nie powinno robić. 

Może i miał rację, ale to tylko może. Czułam się... dobrze, chyba. W każdym razie mogłam normalnie pracować i załatwiać wszystkie sprawy. Chciała mu się sprzeciwić, ale po chwili namysłu odpuściłam. 

Co się ze mną, kurwa, dzieje? 

Kiedy skończyłam jeść, brunet zabrał mój talerz i wsadził go do zmywarki. Przeniosłam wzrok na jego plecy i zaczęłam zastanawiać się jakie byłoby to uczucie przejechać po nich paznokciami albo wplątać palce w te ciemne włosy i pociągnąć za nie u nasady. 

-Wszystko w porządku? - z chwilowego zawieszenia wyrwał mnie jego głos nad którym też mogłabym bez przerwy rozmyślać. 

-Tak - pomrugałam kilka razy prostując się - zamyśliłam się - no przecież nie powiem mu, że myślałam o niezbyt stosownych rzeczach związanych z nim. Liam jeszcze chwile skanował moją twarz kawałek po kawałku upewniając się, że wszystko okej po czym kiwnął głową. 

-Na górze jest łazienka. Jeśli chcesz się umyć to cała do twojej dyspozycji. Powinny być tam czyste ręczniki - bez słowa skinęłam głową i poleciałam szybko do łazienki. 

Łazienka była równie duża co cała sypialnia. Jedna ściana była całkowicie przeszklona, zapewne ze szkła weneckiego. W jednym roku stała ogromna, ciemna wanna, a w drugim prysznic, który był też dosyć duży. Oddzielała go tylko szyba od reszty pomieszczenia. Kiedy do niej weszłam po prawej stronie był blat z dwoma umywalkami i lustrem, które pokrywało całą ścianę, a po lewej toaleta. Pomiędzy prysznicem, a blatem były kolejne drzwi, które tym razem na pewno prowadziły do garderoby. 

Zobaczyłam się w lustrze i się przeraziłam. Czerwone oczy, worki pod oczami i blada skóra. Rozebrałam się szybko i wskoczyłam pod prysznic. Zimna woda zalała moje ciało, przez którą mięśnie się przyjemnie spięły. Po krótkim orzeźwieniu zmieniłam wodę na ciepłą. Musiałam się umyć żelem Liama, bo nie sądzę żeby brunet mył się płynem o zapachu lawendy. Wyszłam spod prysznica i sięgnęłam po ręcznik, który był czysty. 

O nie. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wzięłam ze sobą żadnych ubrań. Musiałam iść po sukienkę, która leżała na fotelu. Miałam nadzieję, że brunet dalej jest na dole. Owinęłam się mocniej białym ręcznikiem i otworzyłam lekko drzwi. Wychyliłam głowę i zobaczyłam, że Liam leży sobie swobodnie na pościelonym łóżku z nogi skrzyżowanymi w kostkach przeglądając coś w telefonie. I dalej był bez koszulki. Cholera. 

-Liam - podniósł na mnie swój wzrok - mógłbyś podać mi sukienkę? - zmarszczył brwi zastanawiając się nad czymś. Przeniósł wzrok na sukienkę i potem znowu na mnie. 

-Idź do garderoby i wybierz sobie jakąś bluzę i spodenki - mruknął. Pokiwałam głową i zniknęłam za drzwiami łazienki.

 Przeszłam do garderoby i wow. Ten facet miał tyle samo ubrań co ja, o ile nawet nie więcej. Nie zdziwiłam się kiedy na większości wieszakach były koszule i garnitury. Wzięłam z wieszaka czerwoną bluzę i dresowe spodenki, które dosyć mocno musiałam związać żeby nie spadały mi z tyłka. Wyszłam z łazienki i zastałam bruneta w tej samej pozycji co chwilę wcześniej. Wzięłam sukienkę do ręki, ale nie mogłam nigdzie znaleźć butów. Nawet nie pamiętam jakie miałam. 

-Gdzie są moje buty? - zapytałam cicho. Liam odłożył telefon i podniósł się do siadu. 

-Na dole - odpowiedział cichym głosem - jedziesz już? - skinęłam głową biorąc do ręki torebkę - poczekaj, odwiozę cię - wstał z łóżka, ale zanim gdziekolwiek zdążył gdzieś pójść zatrzymałam go. 

-Nie trzeba, Liam - westchnęłam - i tak już dla mnie dużo zrobiłeś - już i tak było mi głupio, że marnował swój czas na mnie ogarniając mnie i w dodatku jeszcze zajęłam mu łóżko przez co musiał spać na kanapie. 

-Powiedziałem, że cię odwiozę - powiedział stanowczo - poczekaj tu - kiedy zniknął za drzwiami łazienki jęknęłam cicho, bo nie mógł chociaż raz odpuścić. Przecież nic by się nie stało gdybym pojechała sama. Po chwili brunet wrócił w czarnej bluzie z kapturem oraz w tych samych dresach - nie wiadomo ile ci tego ten skurwiel dosypał. Twój organizm jest jeszcze zbyt osłabiony żebyś mogła rozwalić takie auto - no dobra, może i miał rację, ale na pewno nie przyznam tego na głos.

-Liam, daj spokój - wziął telefon z łóżka i się wyprostował. Próbowałam go jakoś przekonać, bo nie miała siły na bycie tą stanowczą Charlotte.

-Chodź - zignorował moje słowa i zszedł po schodach, przewróciłam oczami. 

 Ruszyłam za nim i przy drzwiach założyłam swoje buty. Jakie szczęście, że wzięłam wczoraj air force. Otworzył mi drzwi i mnie w nich przepuścił. Po zamknięciu drzwi pojechaliśmy widną na dół gdzie stało moje Ferrari.

Wsiedliśmy oboje do samochodu i po chwili byliśmy w drodze do mojego mieszkania. Kiedy między nami panowała cisza, którą jedynie przerywał głos Elvisa Presleya uświadomiłam sobie coś ważnego. Oparłam łokieć o szybę i podparłam na dłoni głowę. Mój wzrok padł na bruneta, który z lekkością prowadził moje auto. Napisałam szybko do Lorenzo żeby czekał pod wieżowcem żeby mógł odwieźć Liama. Chociaż tyle mogłam zrobić. Szarooki zaparkował na podziemnym parkingu. Zanim wysiedliśmy zatrzymałam go przerywając ciszę. 

-Dziękuję, Liam - nawet nie wiem jak ciężko było mi wypowiedzieć te słowa - za wszystko - dopowiedziałam. 

-Nie ma za co - oj miałam za co - w sumie to mi się nawet podobało - zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi - chociaż raz nie byłaś złośnicą - uniósł jeden kącik ust co spowodowało, że sama również to zrobiłam. Nie skomentowałam jego słów, natomiast wpatrywałam się w jego piękne oczy. Za każdym razem kiedy się w nie spojrzę będę tak samo się zachwycać. Były piękne mimo tego, że były cholernie puste. 

Za każdym razem rozpływałam się tak samo pod spojrzeniem jego pięknych, szarych oczu. 

^^^

Cały dzień spędziłam w domu nie robiąc totalnie nic i zaraz coś mnie strzeli. Kiedy wróciłam do apartamentu przebrałam spodenki, które cały czas mi spadały, ale jego bluza była zbyt wygodna żebym nie przeleżała w niej cały dzień. W ciągu dnia przyszła do mnie cała ferajna pytając się co się stało, bo dostali wiadomości od Leo, że była mała awaria, ale Liam się mną zajął. 

Kiedy im powiedziałam co się stało Olivier cały czas się pytał czy dobrze się czuję. Rozumiałam to, że się martwił, ale kiedy zadał setny raz to pytanie myślałam, że mu przypierdolę.

Oczywiście nie obyło się od opieprzenia mnie przez Arię i Matta, którzy byli źli, że poszłam tam sama. Nie robiłam sobie z ich krzyków nic, bo wiem, że w ten sposób okazywali mi, że się martwią. Byli tak samo wdzięczni Liamowi i Leo jak ja. Kiedy chłopcy nie zwracali na nas takiej dużej uwagi, Aria posyłała mi dziwne uśmieszki patrząc na mnie i na bluzę którą miałam na sobie. 

Kiedy było już bliżej zachodu słońca zdecydowałam się pojechać na stary budynek. Dlatego właśnie stałam na dachu budynku w czarnych, krótkich spodenkach okrywając się mocniej bluzą. 

W mojej głowie myśli krążyły wokół Liama. Pomógł mi chociaż nie musiał. I to nie pierwszy raz. Tak bardzo nie mogłam zrozumieć tego co się ze mną działo kiedy chodziło właśnie o niego. Jego oczy mnie prześladowały, a zapach pochłaniał. Miałam gdzieś z tyłu głowy, że pomiędzy nami może być coś więcej tyle, że ja nie mogłam go kochać. Nawet nie wiedziałam jak to zrobić. 

Całe życie byłam dla wszystkich wokół suką, a to tylko dlatego, że mnie tak nauczono. Liczyła się tylko rodzina, z której teoretycznie. Nauczono mnie do funkcjonowania w tym popierdolonym świecie, ale nie nauczono mnie jak czuć. Fakt, sama też pomogłam Liamowi, ale nie wiedziałam dlaczego to robię. Nigdy nie chciałam komuś pomagać i sama też nie chciałam tej pomocy. Kiedy nie wiedziałam co się dzieje byłam wkurwiona i właśnie taka byłam w tamtej chwili. 

Kiedy obserwowałam jak słońce zachodzi za budynkami Detroit wyczułam czyjąś obecność obok mnie. Chciałam złapać za pistolet, który miałam za spodenkami, ale zrezygnowałam z tego kiedy poczułam zapach pieprzu, bergamoty i mięty. 

Kiedy przypomniałam sobie o jednej rzeczy wyciągnęłam zza spodenek nóż Liama, który mu dałam w dzień oficjalnego przejęcia tytułu. Podałam brunetowi nóż, który przyjął uprzednio dziękując.

-W twojej głowie jest tak dużo pytań - odezwał się  dosłownie czytając mi w myślach. Nawet nie wiedział jak bardzo ma rację. W mojej głowie padało miliony pytań, które mogłabym mu zadać, lecz nie zrobię tego. - Dlaczego ich po prostu nie zadasz? - westchnęłam cicho i objęłam się ramionami. 

-Nie mogę być jeszcze większą hipokrytką niż jestem - westchnęłam. - Zabijam czyjąś rodzinę, bo nie chce żeby ktoś zabił moją. Nie zadaje pytań, bo sama ich nie lubię - słońce zniknęło za horyzontem pozostawiając po sobie resztki światła - uważam, że gdybyś chciał mi coś powiedzieć to byś to zrobił. Jednak tego nie robisz, bo masz do tego powody i to szanuję. Nie mogę wymagać czegoś czego sama nie robię. 

-Zróbmy tak - obrócił się w moją stronę co również zrobiłam. Dalej był w bluzie i dresie, który miał rano, więc zapewne też zrobił sobie wolne. Musiałam zadrzeć dosyć mocno głowę do góry, bo stał blisko mnie - Pytanie za pytanie. Całkowicie szczerze - po chwili namysłu zgodziłam się. Jeśli składał mi taką propozycję w jego głowie było tyle samo pytań co w mojej. 

-Dlaczego mi wczoraj pomogłeś? - zadałam pytanie pierwsza - przecież nie musiałeś - żadne z nas nie przerwało kontaktu wzrokowego. 

-Przez pewne wydarzenia jestem bardzo wyczulony jeśli chodzi o bezpieczeństwo kobiet - powiedział cicho - kiedy Leo zadzwonił i wszystko powiedział nie zastanawiałem się nawet sekundy czy przyjechać - Taka odpowiedź mi w zupełności wystarczała i nie miałam zamiaru się dopytywać - co było powodem twojej trzyletniej przerwy w wyścigach - kurwa, tego pytania się nie spodziewałam. W ogóle mi się nie podobało, ale jeśli on odpowiedział na moje pytanie ja musiałam odpowiedzieć na jego. Musiał być jakiś powód, dla którego zadał to pytanie. 

-Ktoś ważny dla mnie zginął w wyścigu, w którym to ja powinnam pojechać - Liam skinął głową zaciskając szczękę, pomiędzy nami zapanowała cisza podczas, której wpatrywaliśmy się w siebie. Przybliżył się do mnie lekko. 

Jego wzrok na pół sekundy zjechał na moje usta po czym powrócił do oczu. Mogłam zauważyć, że coś delikatnie błysnęło w jego oczach, ale zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Uniosłam wyżej brodę . To była jedna chwila. 

Jego miękkie usta znalazły się na tych moich. Na początku nie wiedziałam co się dzieje, ale kiedy się ogarnęłam oddałam pocałunek. Kiedy Liam zauważył, że nie przerwałam pocałunku położył swoje dłonie na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie, a ja zarzuciłam ręce na jego kark i je splotłam. 

Był delikatny. Jego usta poruszały się rytmicznie z moimi. Zacisnął swoje palce na mojej talii i pogłębił pocałunek. Kiedy jego język wdarł się do mojego wnętrza jęknęłam cicho. Liam uśmiechnął się lekko przez pocałunek. Oderwał się ode mnie na odległość kilku centymetrów i spojrzał w moje oczy tak jak nigdy wcześniej. 

-Wiesz, że nie powinniśmy? - wyszeptałam oddychając ciężko. Nasze klatki piersiowe się stykały przez co czułam, że brunet również ciężko oddycha.

-Wiem - wzruszył ramionami - ale pieprzyć to - po tych słowach jego wargi ponownie spoczęły na moich. Tym razem pocałunek nie był już taki delikatny. Był pełen głodu i desperacji. 

W drodze do domu dalej czułam jego usta na swoich. Było też tak kiedy przyjechałam do domu i wtedy gdy szłam spać. Potem tylko mogłam śnić o pochłaniających mnie oczach w kolorze burzowych chmur. 


^^^

Pozdrawiam wszystkich tych którzy przyszli tutaj z tik toka. 

Dajcie znać jak wam się podoba rozdział 

Buziaki:***

Continue Reading

You'll Also Like

2.1M 22K 6
Caliente Hamilton to kobieta sukcesu, twardo stąpająca po ziemi. Jest pewna tego, czego chce i wie jak to osiągnąć. Przed wyborami dochodzi do skanda...
99.6K 3.1K 34
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
1.3M 69.1K 65
Idealny świat Imogen McLean przekształca się w bajkę, gdzie by przetrwać trzeba kłamać i dobrze grać. Miłość jest potrzeba, a w przypadku Lawrence'a...
368K 31.6K 22
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...