Złączeni umową

By KatherinaSomnians

171K 3.8K 136

On- brutalny szef mafii. Ona- zimna zabójczyni. Czy może połączyć ich coś więcej niż tylko nienawiść? More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 2- część II
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 4- część II
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 7- część 2; Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 11- część II
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 14, część II
Rozdział 15
Rozdział 15, część II
Rozdział 16
Rozdział 16, część II
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 20- część II
Rozdział 21, Epilog

Rozdział 8- część II

5.7K 132 6
By KatherinaSomnians

Luiza

Przez pierwszy miesiąc po ucieczce zmieniałam swoje miejsce zamieszkania dosłownie co dwa, trzy dnie. Powodowało to, że ciągle mieszkałam w jakiś motelach i sporo z zapasów mojej gotówki byłam zmuszona upłynnić. Tak, że gdy postanowiłam się w końcu osiedlić na jakiś dłuższy czas musiałam się zadowolić kiepskim mieszkaniem w jeszcze gorszej dzielnicy. Generalnie nie przeszkadzało mi to. Najważniejsze, że byłam wolna i nikt nie kazał mi robić nic wbrew mojej woli, np. wychodzić za mąż za aroganckiego bossa.

W dwa dni po przybyciu na Hawaje znalazłam prace w pobliskim klubie nocnym jako barmanka. Wbrew temu co na początku myślałam naprawdę polubiłam to zajęcie i ludzi, którzy byli tam zatrudnieni. Co było jeszcze dziwniejsze znalazłam sobie tam kilku znajomych. Nie mogłam im co prawda zdradzić swojej prawdziwej historii, ale bajeczka o ucieczce sprzed ołtarza w sumie nie była do końca kłamstwem. Tak więc było mi tu naprawdę dobrze. Miałam ogromną nadzieje, że nikt nie wpadnie zbyt szybko na mój trop, bo nie miałam ochoty zmieniać swojego obecnego życia.

-Pa Marry- pomachała mi Angie z którą byłam po pracy na drinku. Co z tego, że jest przed południem. Jak się pracuje w takich godzinach jak ja to poranek jest idealną porą na alkohol.

-Pa, do wieczora- odmachałam jej i ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Po chwili już otwierałam drzwi i zamarłam. Dosłownie. Na jednym z moich kuchennych krzeseł siedział sobie nie kto inny, a Ned Moss.

-Witaj, miło Cię ponownie widzieć Marry- puścił do mnie oczko.

-Co ty tutaj robisz?- warknęłam zła na siebie, że tak szybko mnie odnalazł.

-Czekam na ciebie- uśmiechnął się do mnie delikatnie. Ale ja nie zamierzałam dać się nabrać na ten jego uśmiech. Wiedziałam jaki jest naprawdę. Znałam go od najgorszej strony i na pewno nie zamierzałam pozwolić się mu zbałamucić przez kilka pięknych słów, które na pewno zaraz padną.

-Nie wracam z tobą- mruknęłam, zamykając za sobą drzwi. 

-Luizo.- Wstał krzesła i ruszył w moją stronę.

-Nie podchodź do mnie- powiedziałam, odskakując od niego.

-Porozmawiajmy na spokojnie-poprosił, wskazując na krzesło stojące obok niego.

-A po co? Nie chcę mieć z tobą żadnego kontaktu. Nie mam więc o czym z tobą rozmawiać.

-Luiza, proszę- spojrzałam na niego zszokowana. Od kiedy on o coś prosi.

-Ale tylko pięć minut- popatrzyłam na niego groźnie, starając się ukryć to co naprawdę czuje w stosunku do niego.

-Luizo, przede wszystkim jestem Ci winny przeprosiny.- Wytrzeszczyłam na niego oczy. On zaś spuścił wzrok na swoje ręce, jakby lekko podenerwowany.- Nie jestem w tym dobry, raczej rzadko przepraszam- zaśmiał się pod nosem.- Ale wiedz, że żałuje. Nie powinienem próbować zmuszać Cię do czegokolwiek. Szczególnie po tym, co wspólnie przeszliśmy- spojrzał mi głęboko w oczy.- Mam jednak nadzieję, że puścisz to wszystko w niepamięć i wrócisz ze mną, abyśmy mogli skończyć to co wspólnie zaczęliśmy. Abyśmy mogli zabić twojego ojca. W zamian mogę obiecać Ci, że już nigdy bez twojej zgody do niczego pomiędzy nami nie dojdzie. Co Ty na to?- Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że jest ze mną szczery. To jednak niczego nie zmieniało. Nadal byłam przerażona na samą myśl o tym co mogło się stać. Poza tym był on obecnie jedyną osobą na świecie, której szczerze się bałam. Jak więc mogłam z nim wrócić, aby zrealizować plan, którego ostateczny rezultat tak bardzo mnie kiedyś zadowalał?

-Dostałeś swój czas, a teraz ponawiam swoją odpowiedź. Nigdzie z Tobą nie jadę.- Spojrzał na mnie sfrustrowany.

-Ale dlaczego nie? Przecież Ci obiecałem, że już nigdy nie powtórzy się sytuacja przez którą uciekłaś ode mnie.

-A dlaczego mam Ci wierzyć?

-A dlaczego nie? Jak na razie Cię nie okłamałem.

-Zrobiłeś coś gorszego.

-Wiem i tego żałuje, ale czasu nie odwrócę.- Westchnął ciężko.- Naprawdę chcesz zostać w tym mieszkaniu, w tej dzielnicy?

-Mam tu dobre życie- odpowiedziałam mu dumnie unosząc głowę.

-Możesz do niego wrócić za pół roku. I stać Cię będzie wtedy na lepsze mieszkanie niż to coś.

-To mi odpowiada. Nie potrzebuje nic więcej- powiedziałam zgodnie z prawdą.

-A nie zależy Ci na spokoju? Jeżeli teraz nie pozbędziesz się ojca i nie załatwisz sprawy ze mną to już zawsze będziesz się oglądać za siebie. Nigdy nie zaśniesz spokojna. Do końca życia nie będziesz wiedzieć czy któreś z nas nie wydało na Ciebie wyroku. Tego dla siebie pragniesz? Bez przerwy uciekać? Żyć na walizkach? Nigdzie nie zagrzać miejsca? Nie mieć żadnych przyjaciół czy nawet znajomych?- Uderzył w mój czuły punkt. Miał rację. Nie chciałam tak żyć. Chciałam spokoju. Spodobało mi się życie jakie tu wiodłam. Nie chciałam go kończyć i znowu uciekać. Tylko czy jestem w stanie wrócić z brunetem? Czy dam radę udawać miłość do niego, gdy tak naprawdę czuje tylko odrazę, gniew i strach? Miałam nadzieje, że tak bo zamierzałam się zgodzić. Chciałam to wszystko zakończyć raz a porządnie.

-Dobrze, wrócę z Tobą- mężczyzna westchnął ulgą.- Ale tylko pod warunkiem, że nigdy więcej mnie nie dotkniesz. A po wszystkim odejdę nie zatrzymywana przez nikogo z pół milionem dolarów.

-Zgadzam się- wyciągnął do mnie rękę na przypieczętowanie umowy. Podałam mu więc swoją dłoń.- To spakuj się i wracamy do domu. 

-Daj mi dzień. Wrócę sama, jutro.

-O, nie, nie, nie. Nie ufam Ci. Ja dziś wrócę, a Ty znikniesz. Nie ma mowy. Jak chcesz mogę dać Ci dzień, ale ja się nigdzie nie ruszam bez Ciebie- westchnęłam ciężko. Liczyłam na to, że będę mogła w spokoju się ze wszystkimi pożegnać. Może nie znałam ich zbyt długo, ale naprawdę się przywiązałam. A wolałabym nie poznawać Neda z ludźmi z baru. Kto wie czy by ich jeszcze nie pozabijał, jeżeli w przyszłości coś by mu się w naszej współpracy nie spodobało. Musiała mi więc wystarczyć krótka rozmowa telefoniczna i parę sms-ów.

-Jak tak stawiasz sprawę to możemy wracać już dzisiaj. Muszę tylko wykonać parę telefonów i się spakować. Nie zajmie to dużo czasu- burknęłam i po skinieniu głową przez bruneta udałam się do sypialni, aby móc w spokoju porozmawiać.

Bolało mnie to, że musiałam w taki sposób się żegnać, ale nie było wyjścia. Zadzwoniłam do szefa informując go, że zwalniam się z pracy oraz do paru koleżanek z informacją, iż muszę nagle wyjechać i nie wiem kiedy wrócę. Nie zdziwię się jak nigdy już nie zawitam do tego miasta, osiedlając się w zupełnie innym miejscu. Ale tego akurat nie musiały wiedzieć. Najwyżej nie będą mnie najlepiej wspominać. Nie one pierwsze, nie ostatnie. Nie zamierzałam nad tym rozpaczać. 

 Po pożegnaniu, zabrałam się za pakowanie. Szybko mi poszło. Nie zabierałam z domu zbyt wiele rzeczy, a i tutaj kupiłam tylko kilka najpotrzebniejszych przedmiotów. Tak więc już po godzinie byłam gotowa do wyjścia.

-Możemy ruszać?- spytał Ned.

-Tak, muszę tylko zdać kluczę dozorcy.

Zamykając drzwi mieszkania, czułam, że kończę kolejny etap życia. Bardzo obawiałam się tego jaki będzie kolejny. Oby zakończył się zabójstwem mojego ojca, to wszystko będzie dobrze.

W drodze powrotnej nie odezwaliśmy się do siebie z mężczyzną ani słowem, bo i o czym mieliśmy niby rozmawiać. Tak naprawdę nic nas nie łączyło. 

-Twoje rzeczy zostały przeniesione do mojego pokoju. Od dziś tam śpisz.

-Ale...- chciałam zaprotestować.

-To nie podlega żadnej dyskusji. Jesteś moją narzeczoną do cholery i będziesz spała razem ze mną. – Spojrzał na mnie łagodniej- Ale nie martw się, nie kłamałem mówiąc, że nie dotknę Cię bez twojej zgody.

I odszedł tak po prostu. Pieprzony Pan całego Wszechświata. Westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że tej bitwy nie wygram. Poszłam więc do sypialni mężczyzny i weszłam do znajdującej się tam łazienki. Przekręcając drzwi, udałam się pod prysznic. Musiałam zmyć z siebie brud całego dnia. Odświeżona wyszłam z pomieszczenia udając się do kuchni. Aby przeżyć tą noc potrzebowałam sporej dawki alkoholu. Znalazłszy upragniony trunek usiadłam na stołku barowym i napełniłam szklankę whisky. Po czym od razu ją opróżniłam. Poczułam przyjemne palenie w gardle. Westchnęłam z zachwytem, tego mi było trzeba.

-Już się upijasz?- usłyszałam za sobą rozbawiony głos.

-A co chcesz się przyłączyć?- zapytałam udając, że wcale nie wystraszyło mnie jego nagłe pojawienie się.

-Z chęcią-podszedł do mnie. 

-Niestety nie mam więcej szklanek- zrobiłam sztuczną smutną minę i wypiłam kolejny spory łyk alkoholu.

-Nie jest mi potrzebna- powiedział i zabrał butelkę. Przytknął ją do ust i wypił bezpośrednio z niej. Po czym spojrzał na mnie.- Aż tak przeraża Cię wizja nas razem w jednym łóżku?- Wzdrygnęłam się na te słowa.

-Mnie nic nie przeraża- odpowiedziałam hardo, choć wiedziałam, że on i tak zna prawdę. Westchnął ciężko. 

-Pojutrze spotkamy się z moją matką. 

 -Po co?- spytałam się nie widząc sensu poznawania przyszłej teściowej. 

-Bo ona myśli, że jesteśmy w sobie zakochani. A jak do tej pory ani razu z Tobą tak naprawdę nie rozmawiała. Już zaczyna coś podejrzewać.

-A dlaczego nie powiesz jej prawdy? Co pomyśli sobie, gdy po miesiącu od ślubu zniknę? Nie zdziwi jej to? - zapytałam opróżniając szklankę i nalewając sobie kolejną sporą porcje alkoholu. Mężczyzna spojrzał na mnie uważnie jakby zastanawiając się ile może mi powiedzieć.

-Jeżeli dowie się prawdy, to nie dopuści do ślubu. W naszej rodzinie nie istnieje coś takiego jak udawane małżeństwo. 

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Choć dla mnie było to kompletnie irracjonalne. Dla mnie nie istaniało coś takiego jak ślub z miłości. W całym swoim życiu nie spotkalam jeszcze ani jednej takiej pary.

-W takim razie musimy udawać zakochanych. 

-Dokładnie- odpowiedział z uśmiechem.- I myślę, że na początek dobrze by było się lepiej poznać. W związku z tym zapraszam Cię jutro wieczorem na kolacje.

-Że... że co?- prawie się oplułam patrząc na niego zszokowana.- Chcesz zabrać mnie na randkę?- Otworzyłam w zdziwieniu oczy.

-W końcu jesteś moją narzeczoną nie powinno Cię to tak dziwić.

-Taaa. Dobra ja już idę. Mam dość wrażeń jak na jeden dzień- powiedziałam i jak najszybciej opuściłam pomieszczenie. Na szczęście brunet nie poszedł za mną. 

 Zdenerwowana weszłam do naszego wspólnego pokoju. Spojrzałam z obrzydzeniem na całkiem normalne łóżko i zrzuciłam z niego dwie poduszki i koc. Wolałam spać na podłodze niż razem z tym potworem. W łazience szybko przebrałam się w zwykły t-shirt i spodnie dresowe, które znalazłam we wspólnej garderobie. Z lekkim zdziwieniem zauważyłam, że wszystkie posiadane przeze mnie rzeczy zostały tu przewiezione z mojego mieszkania. No nic. Przynajmniej będę miała się w co ubrać- pomyślałam i położyłam się na swoim prowizorycznym posłaniu. W sumie to nie było najgorzej- dodałam w myślach zamykając zmęczona powieki. 

-Co Ty robisz!?- obudził mnie wkurzony głos. Momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej zauważając stojącego przede mną Neda.

-Jakbyś nie wiedział ludzie nazywają to spaniem- mruknęłam przecierając oczy, byłam nieziemsko zmęczona. I nie miałam siły ani ochoty na nocne sprzeczki. 

-Nie kazałem Ci spać na podłodze.

-Ale mi tu wygodnie i póki co tu zostaje- odpowiedziałam ponownie opadając na poduszki i przykrywając się kocem.

Ciężkie westchnięcie bruneta było jedynym co usłyszałam zanim ponownie odpłynęłam w niebyt.

Continue Reading

You'll Also Like

94.3K 2K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...
99.4K 3.9K 53
Nigdy nie czułam żadnej potrzeby zmiany swojego życia. Było mi dobrze, bo nie znałam niczego innego. Było mi dobrze. Aż do dziś
32.5K 1.2K 47
Romans pomiędzy nowymi pokoleniami dwóch różnych mafii które są wrogami od wielu, wielu lat. Valentina Evans i Vincent Sydney to niby te same św...
10.1K 194 39
"Piekło jest we mnie. Chcąc mnie od niego uratować, musiałbyś mnie zabić." - fr. Casey Hopkins nienawidzi szkolnego koszykarza, Graysona Payne, bo te...