Bungou Stray Dogs II - Miłość...

By LuciferMorny

13.9K 2.2K 1.9K

Yosano Akiko zaburzyła dzień absolutnie wszystkim, gdy nagle wyciągnęła Czterdziestego Trzeciego Szefa Portow... More

P. I / CZARNY ALARM
P. II / CHUUYA, WRÓCIŁEŚ
P. III / PUSTE CZTERY ŚCIANY
P. IV / RODZINNE TRADYCJE
P. V / PUDEŁKO PO PIERŚCIONKU ZARĘCZYNOWYM
P. VI / POWRÓT DO MIESZKANIA
P. VII / YOSANO O PÓŁNOCY
P. VIII / O SZCZURZE KRADNĄCYM PROCHY
P. IX / GODZINA SZCZEROŚCI AKIKO
P. X / WEJŚCIÓWKA, KTÓREJ NIE POSIADA
P. XI / SALEM
P. XII / WIADRO RZECZYWISTOŚCI
P. XIII / SŁOWA DO UKOCHANEGO
P. XIV / KIEDY ŻYCIE ROBI KUKU
P. XV / DEGRADACJA KARALUCHA
P. XIV / SZCZUR ZAWSZE NA SWOJEJ ŁODZI
P. XVII / OPTYMIZM IZAKIEGO
P. XVIII / PIĘKNA, CHWILOWA BAŃKA
P. XIX / NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ
P. XX / BOGOWIE, JAK SZEF TRAGICZNIE WYGLĄDA
P. XXI / ZŁE PYTANIA I LASKA Z MAFII
P. XXII / DWA LATA I ŚRODKOWY PALEC
P. XXIII / NIE WIEM JAK DUŻO MOGĘ JEJ POWIEDZIEĆ
P.XXIV / CHODZIŁO PRZECIEŻ O DAZAIA, KTÓRY NIE MÓGŁ
P. XXV / POŻYCZONA RODZINA
P. XXVI / OBOJE WIEMY, ŻE TO KŁAMSTWO
P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
P. XXVIII / ATSUSHI, RĘKA I OKAZYWANIE UCZUĆ PUBLICZNIE
P. XXIX / TRZY NIESPODZIANKI
P. XXX / ROZMOWA PRZY NAGROBKU
P. XXXI / KOŃCZENIE ZDAŃ
P. XXXII / RELACJE, ROLE I ZAUFANIE
P. XXXIII / ZALETA STARSZYCH BRACI
P. XXXIV / SIŁA DO WALKI
P. XXXVI / PRZYZNANIE I ODEBRANIE DOSTĘPU
P. XXXVII / ZAKRWAWIONE CHUSTECZKI
P. XXXVIII / OPŁAKIWANIE DAZAIA
P. XXXIX / CHOLERNIE DOBRY POCZĄTEK
P. XL / JAK ZAPOMNIEĆ O PORTOWEJ MAFII
P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE
P. XLII / WĄTPLIWOŚCI
P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA
P. XLIV / PRZEFARBOWANE WŁOSY
P. XLV / WBREW POZOROM MAMY CZAS
P. XLVI / WSZYSCY KIEDYŚ UMRZEMY
P. XLVII / BRAK WIARY OSAMU
P. XLVIII / PRZYPADKOWO ZABITY CYWIL
P. XLIX / MASZ KWADRANS
P. L / KIELISZKI NIE DO PARY
P. LI / PRZEPROSINY PO WŁOSKU
P. LII / ROSIE
P. LIII / ZALĄŻEK NOWEGO PLANU
P. LIV / GNIEW
P. LV / PRZYGOTOWANIA
P. LVI / KRWAWY LUSTRZANY WYMIAR
P LVII / POKÓJ OSAMU

P. XXXV / STRONA KONFLIKTU

220 39 32
By LuciferMorny

Nakahara nie liczył, że dzień w pracy będzie jakoś wybitnie udany. Wiedział, że czeka go parę ciężkich decyzji i zastanawiał się tylko, czy wszechświat da mu wystarczająco czasu żeby te decyzje mógł podjąć na przestrzeni kilku dni, a nie jednego, tuż po powrocie. Z całego serca nie chciał mierzyć się ze swoimi wszystkimi przyjaciółmi w ciągu kilkunastu godzin. I z tego, co zauważył tuż po przekroczeniu progu Biurowca, najwidoczniej może nie będzie musiał. Dziwna myśl, zwłaszcza, że jego oczom ukazało się kilkunastu ludzi, którzy teoretycznie powinni czuwać na swoich posterunkach, a zamiast tego zwijali się z bólu na podłodze. Paru z nich płakało, a kilku nieśmiało próbowało jeszcze walczyć, ale ich ogólny stan był taki, że do Biurowca wejść mógł dosłownie każdy. Chuuya pamiętał czasy, kiedy taki widok by go przeraził. Czasy, gdy coś takiego nie było na porządku dziennym, a z pewnością nie było wyczekiwane. Stare, dobre i zdecydowanie spokojniejsze dzieje.

Rudzielec nie potrafił powstrzymać jednak niewielkiego uśmiechu, który wkradł się na jego twarz. Oczywiście żal było mu własnych ludzi, ale zdawał sobie sprawę z tego, że żeby wyrobili sobie odporność na Zdolność pewnego szczura, musieliby przejść te tortury kilkaset razy. A i to optymistycznie patrząc. A Fyośka aż tak często na szczęście, albo na nieszczęście, nie odwiedzał. Niemniej najwidoczniej był w budynku dość niedawno. Może nawet na niego jeszcze czekał. Nakahara uznał, że nie będzie niczego zakładał tylko zobaczy dokąd doprowadzi go szlak z jego psychicznie zmasakrowanych podwładnych. Bo jeśli Dostojewski jeszcze siedział w Biurowcu to oznaczało to, że będzie musiał poświęcić mu jakiś czas. A to będzie oznaczało o te chociaż kilkanaście minut więcej zanim będzie musiał stawić czoła Cuppoli czy Akiko. Jakaś część rudzielca szczerze liczyła, że Yosano odzyskała na tyle zdrowego rozsądku, by nie przyjść przez parę dni do pracy. Wziąć chorobowe, wykorzystać urlop, zwiać. Cokolwiek. Liczył, że w najbliższym czasie jej nie zobaczy, a za miesiąc czy dwa sytuacje, które teraz wybiły go z rytmu przestaną mieć znaczenie i nie będzie zmuszony do podjęcia decyzji, do których zobowiązywało go stanowisko. Cóż, można marzyć, nie?

Nakahara patrząc jeszcze ze współczuciem na strażników pod własnym biurem na ostatnim piętrze otworzył w końcu drzwi i jego oczom ukazał się Dostojewski we własnej, o dziwo ludzkiej osobie. Chuuya powoli zaczynał rozumieć skąd brała się chęć Dazaia do przypisywania wszystkim jakiegoś zwierzęcia, bo w jego myślach Fyodor zawsze jawił się jako szczur. I szczerze mówiąc rudzielec nie byłby zaskoczony, gdyby któregoś dnia w biurze czekał na niego szczur w czapce uchatce. I to patrzący na niego z tym samym zniecierpliwionym i pełnym pogardy i wyższości spojrzeniem szczur, co zawsze. Chuuya zamknął za sobą drzwi, zwracając na siebie uwagę mężczyzny, który stał na środku pokoju z zaplecionymi przed sobą dłońmi.

- Jak zwykle miło cię widzieć Fyośka, ale chyba wolę przychodzić do ciebie, niż gdy ty przychodzisz do mnie - rzucił luźno Chuuya, przechodząc obok mężczyzny i siadając na fotelu z oczekiwaniem na jakiekolwiek wyjaśnienia. - Ale jeśli przyniosłeś mi tu bombę albo czyjąś uciętą głowę to przestaniemy się psiapsiółkować, tak cię tylko ostrzegam - dodał Nakahara, gestem wskazując na kartonowe pudło sporych rozmiarów, które stało na jednym z dwóch krzeseł po drugiej stronie biurka.

- Powiedziałeś, że boję się stanąć po którejś stronie tego konfliktu - oznajmił Dostojewski, jakby to miało wyjaśnić całą tę sytuację Nakaharze, który spojrzał na niego z jeszcze większym zdziwieniem.

- Mówię dużo rzeczy Fyodor. Żadna z nich nie tłumaczy twojego powodu wizyty - zauważył spokojnie, odchylając się w fotelu i uważnie obserwując rozmówcę, gdy ten zajął miejsce naprzeciw niego.

- Tłumaczy. Gdybym chciał pokazać, że jeszcze bardziej jestem po twojej stronie musiałbym wleźć ci na kolana, a to coś, czego obaj wolelibyśmy uniknąć - oznajmił Dostojewski tym samym martwym głosem, na co brew Nakahary nieznacznie podjechała w górę, bo czy ten szczur właśnie zażartował? Czy świat zaczynał naprawdę się kończyć? - Zdałem raport Christie. Powiedziałem jej, że z Dazaiem jest źle. Sprawdziła moje wspomnienia. Na szczęście nie spodziewała się zdrady, więc sprawdziła tylko ten fragment, który dotyczył samego Osamu.

- Tak w międzyczasie skoczyłeś sobie do swojej szefowej, ryzykując tym, że dowie się, że próbuję spiskować przeciwko niej, co może skończyć się wysadzeniem miasta, które kocham? I zrobiłeś to tylko po to żeby jej powiedzieć, że z ćpunem, którego złamała jest, cytując ciebie "źle"? Czyś ty się za dużo wody morskiej napił czy co ci do tego szczurzego łba strzeliło, że myślisz, że którekolwiek z tych działań jest na moją korzyść? - spytał Nakahara powoli zaczynając się irytować. Działanie Dostojewskiego wydawało mu się bezsensowne, pełne ryzyka i samolubne. I ten idiota miał jeszcze czelność pojawiać się w jego biurze oznajmiając, że jest po jego stronie, gdy właśnie wrócił z lizania butów Agatce? Rudzielcowi coś się mocno w tym wszystkim nie zgadzało.

- Czasami zapominam, że nie jesteś Dazaiem - oznajmił spokojnie Dostojewski, nie robiąc sobie nic z nieprzyjemnego błysku, który pojawił się w oku Nakahary, gdy ten usłyszał tę cudowną wzmiankę. - Dazai już by to zrozumiał. Tak, podjąłem ryzyko, Tak, zrobiłem to bez konsultacji z tobą, bo jesteś chwilowo zmienną, którą muszę znosić, a nie przyjacielem, wspólnikiem czy przełożonym. I tak, zrobiłem to wszystko dla ciebie. Możesz spodziewać się jaką mam reputację w Zakonie. Christie ma lepsze rzeczy do roboty niż grzebanie w moich wszystkich wspomnieniach. Niż spędzanie większej ilości czasu na moją osobę, niż jest to absolutnie konieczne.

- Nie no jestem absolutnie zaskoczony. Ciekawe skąd takie podejście - prychnął Chuuya z niezbyt przyjemnym uśmieszkiem.

- Nie jesteś w stanie rzucić mi w twarz obelgi, której już nie słyszałem setki razy od ludzi, którzy teoretycznie powinni być moimi kamratami. Możesz marnować czas, którego nie mamy na te drobne i bezcelowe przepychanki, albo możesz też wysłuchać tego, co mam do powiedzenia - zauważył chłodno Dostojewski, na co Chuuya przełknął ciężko ślinę i uznał, że się zamknie. Przynajmniej na chwilę. - Archiwa w Zakonie są dostępne tylko od konkretnego stopnia w hierarchii. Kiedy jednak sprawa dotyczy tak przegranej sprawy i zepsutej zabawki, jaką jest Dazai, nie ma co się oszukiwać, że dokumenty dotyczące akcji, w których brał udział, będą sklasyfikowane jako tajne. Praktycznie każdy, kto spędził pod pieczą Christie więcej, niż pięć lat, ma dostęp do tych informacji. Christie nie sądziła, że te papiery są ważne. To stare sprawy w jej mniemaniu. Zabezpieczone tereny i pokonane maluczkie pionki. Bardziej opał niż wartościowe informacje. Dlatego, gdy powiedziałem jej, że będę potrzebował kopii tych dokumentów żeby w razie czego móc lepiej kontrolować Dazaia na miejscu, tylko machnęła ręką i kazała mi zniknąć z jej oczu.

- Położyłeś swoje szczurze łapska na dokumentacji dotyczącej akcji, w których udział brał Dazai? - spytał z niedowierzaniem Nakahara, nie potrafiąc sobie wyobrazić nawet tego, jak bardzo wiedza płynąca z tych kartek pomogłaby im w zrozumieniu ćpuna, którego trzymali w piwnicy. Do głosu chłopaka wdarła się spora dawka podziwu, którego nawet nie zamierzał ukrywać.

- Cóż, Christie nie widzi we mnie zagrożenia. Latami pracowałem na taką reputację. W Dazaiu też nie widzi godnego siebie przeciwnika. Nie widzi w nim nawet członka Zakonu jeśli mam być szczery. To tylko zepsuta zabawka, która czasem da radę ją rozbawić, ale jeśli przyjdzie co do czego i trzeba się będzie chłopaka pozbyć raz na zawsze, zrobi to bez najmniejszego wahania. I bez żadnego poczucia straty - wyjaśnił dalej Fyodor, wzruszając nieznacznie ramionami. - Więc odpowiadając na twoje pytanie, tak, zdobyłem tę dokumentację. Czeka na ciebie w konferencyjnej piętro niżej. Jest jej dość sporo, a moi ludzie nie lubią zbędnej uwagi, więc wnoszą ją systematycznie.

- Biorąc pod uwagę stan, w którym zostawiłeś moich podwładnych to nikt nie zwróciłby na nich żadnej uwagi. Nie mieliby na to żadnej siły - zauważył spokojnie Nakahara, bez żadnego wyrzutu.

- To, że tłumaczę się tobie nie oznacza, że zamierzam tłumaczyć się twoim pionkom - uznał Fyodor kończąc ten temat. - Ale to była ta mniej interesująca część informacji. No chyba, że wystarczy ci to, co usłyszałeś?

- Nie istnieje coś takiego jak "za mało informacji", gdy ktoś tak chętnie się nimi dzieli - odparł Nakahara, dość sugestywnie patrząc na pudełko, o którym Dostojewski jeszcze nie raczył wspomnieć.

- Zdałem raport ze stanu Dazaia. Nie musiałem, Christie zobaczyła w jakim jest stanie, gdy oglądała moje wspomnienie, gdy z nim rozmawiałem. Była tak zajęta, że nie interesował jej nawet temat rozmowy. Może to i lepiej, bo dotyczyła ciebie. I Dazaia sprzed Zakonu. Wątpię żeby taka konwersacja szczególnie przypadła jej do gustu - zauważył z nieco kwaśnym uśmieszkiem Dostojewski, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że przez cały swój pobyt w Anglii znajdował się praktycznie na granicy kolejnej śmierci, tak, jak teraz zdawał sobie sprawę z tego, jak mały procent sytuacji rozumie Nakahara. - Kazała Strawińskiemu zapakować zapas jego leków na miesiąc. Więc tyle czasu masz. Trzydzieści dni. Potem radź sobie sam.

- Biorąc pod uwagę jak dużo tych leków Dazai ćpał to to pudełko zdecydowanie nie starczy na aż tyle - zauważył spokojnie Nakahara, będąc pod absolutnym wrażeniem pracy, którą dla ich sprawy wykonał Dostojewski.

- Leki, które legalnie przepisał mu Strawiński są w tej samej konferencyjnej, co dokumentacja - wyjaśnił mu Fyodor, opierając się o pudełko, które znajdowało się na krześle obok. - Choć może "legalnie" to nie najlepsze określenie biorąc pod uwagę wszystkie aspekty tej sytuacji. Niemniej te tutaj to prezent ode mnie. Zwinąłem je dla Dazaia jakiś czas temu, nie ma ich w żadnym rejestrze. Trudno było je zdobyć z powrotem, bo temu dzieciakowi to już nie pociąg, ale i peron odjechał, ale moi ludzie dali radę. Zrobisz z tym wszystkim, co tylko będziesz chciał. Ja swoją część odwaliłem.

- Wiesz, że to niezwykle delikatna sytuacja, prawda Fyodor? Że będziemy próbowali walczyć z Christie, gdy już się do tego przygotujemy, ale że cały czas będzie istniała cholernie duża szansa, że przegramy? Przecież ta wariatka cię zabije, gdy się dowie, że nam pomogłeś. A to co robisz to rzeczywiście dość jawne stanięcie po jednej ze stron tego konfliktu - przyznał w końcu Nakahara, nie ukrywając nawet zmartwienia, które rozbrzmiało w jego głosie. Cóż, może nie przepadał za szczurem i jego załogą, ale tak naprawdę Dostojewski prywatnie nic mu w życiu złego nie zrobił, więc zwyczajnie nie chciał mieć jego krwi na swoich rękach.

- Miękniesz na starość Nakahara? - spytał Dostojewski. I mężczyzna mógł pozwolić pogardzie wybrzmieć w tym pytaniu, ale postanowił odpowiedzieć szczerością na szczerość. - To fakt, że do niedawna bałem się zająć konkretne stanowisko. Omówiliśmy to z moją załogą. I to nie była ani krótka, ani przyjemna rozmowa, jak zresztą jesteś pewnie w stanie sobie wyobrazić. To oni uświadomili mnie jak nisko w mniemaniu Christie spadliśmy. Praktycznie jesteśmy śmieciami, których nie warto już trzymać. I teoretycznie powinno nas to urazić. Teoretycznie, bo praktycznie oznacza to, że gdy ten konflikt dojdzie do skutku i jeśli nasza strona przegra, to Christie po prostu nas zabije. Nie będzie kolejnych szans, kolejnych wspomnień, kolejnych wirów czasowych ani kolejnych tortur. Nie będzie niczego. Zamorduje nas wszystkich i wreszcie osiągniemy spokój. Jeśli bogowie pozwolą to nasze ciała spoczną na dnie morza, jak każdy marynarz marzy, ale jeśli nie to żadna strata.

- To nieco przerażające, że śmierć jest dla ciebie uspokajającą wizją - zauważył spokojnie Chuuya, choć zrobił to z niewielkim ociąganiem. Sam przecież doskonale rozumiał ten stan.

- Przez te długie lata, które dane było mi przeżyć, nauczyłem się, że wszystko zależy od perspektywy - oznajmił Dostojewski uśmiechając się po raz pierwszy w towarzystwie Nakahary szczerze i z niejakim smutkiem. - W którymś momencie nadchodzi ten dzień, w którym już nic więcej nie osiągniesz, gdy przeżyłeś wszystko, co mogłeś, gdy na horyzoncie nie czeka na ciebie nowa przygoda. Ja jestem zawieszony w tym właśnie momencie. Ciebie czeka jeszcze długa walka.

- Myślisz czasem o tym co zrobisz jeśli uda nam się pokonać Agatę? - spytał cicho Nakahara.

- Czasem mam wrażenie, że jeśli Zakon upadnie to czas przestanie istnieć - odpowiedział tylko Dostojewski wstając z krzesła na znak, że ich rozmowa i tak przedłużyła się bardziej, niż sobie tego życzył. - Przed Christie czas istniał po to by nadawać życiom sens, by wszystko nie działo się w jednej chwili i nie przygniatało ludzi ciężarem doświadczeń. Christie zniszczyła tę jego funkcję. Ale może ktoś kiedyś obudzi się w świecie, w którym czas będzie płynął swoimi meandrami, gdzie życie znów będzie miało sens i powoli będzie się toczyć. Gdzie wszystko nie będzie działo się na raz.

- Widzisz siebie w tej roli? - spytał Chuuya, marszcząc brwi na taką wizję i z jednej strony potrafiąc wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji, a z drugiej czując dziwną pustkę na samą tę myśl.

- Chwilowo nie widzę w niej nikogo. Nadzieja to zabójcza broń Nakahara - odpowiedział tylko Dostojewski wracając do swojego chłodnego, nieprzeniknionego tonu i skinąwszy głową, wyszedł z pomieszczenia, zostawiając Nakaharę samego z jego myślami.

Miał miesiąc. W większej perspektywie to mało czasu, ale biorąc pod uwagę, że jeszcze dzisiejszego ranka nie miał nawet tyle, to nie zamierzał zaglądać darowanemu koniowi w zęby. Czy darowanym lekom w szczura. Chuuya schował pudło z lekami od Dostojewskiego do sejfu znajdującego się w jednej z szaf, nim wyszedł na korytarz. Cicho przepraszając jednego strażnika, chwycił drugiego i przerzuciwszy sobie jego rękę przez kark powoli dotarł z nim do windy. Może i Dostojewski nie robił krzywdy jego ludziom celowo, ale nie zmieniało to faktu, że ich krzywdził. I może fizycznie nie pozostaną im po tym żadne większe ślady, ale jeśli ktoś był boleśnie świadom tego, jak krucha może być czyjaś psychika, zwłaszcza po walce z największymi koszmarami, to był to właśnie Nakahara. Dlatego cicho mówił przez cały czas do podwładnego, próbował jakkolwiek go uspokoić, dotrzeć do jego myśli w logiczny sposób, by pomóc mu jak najszybciej wyrwać się z klatki tortur, w którą wrzuciła go Zdolność Fyodora. Jakimś cudem doprowadził podwładnego do skrzydła szpitalnego, gdzie chłopaka natychmiast przejęła ekipa medyczna, z miejsca informując go, że większość pracowników z recepcji i niższych pięter, która uległa Karze Dostojewskiego została już otoczona opieką. Nakahara podziękował za informację, zrobił jeszcze kółko po drugiego strażnika i poprosiwszy o informowanie go o stanie zdrowotnym wszystkich, zniknął z piętra medycznego.

Następnym przystankiem okazała się konferencyjna, o której wspominał mu Dostojewski. Nakahara zajrzał tam tylko szybko. Pomieszczenie było pełne pudeł, które dosłownie piętrzyły się od podłogi do sufitu. Taka ilość zdecydowanie zaskoczyła rudzielca. Nie żeby wątpił w umiejętności Dostojewskiego i żeby zakładał, że mężczyźnie nie uda się dotrzeć do wszystkich akcji Dazaia. Również kwestią nie było to, że Nakahara śmiał posądzić Agatkę o beznadziejnie prowadzoną papierologię. Za sukcesem każdej dużej mafii stała tona ściętych drzew i Chuuya był tego doskonale świadomym, gdy myślał o samej Portowej Mafii, która była przecież kilkadziesiąt razy mniejszą instytucją, niż Zakon Wieży Zegarowej. Nakahara nie wątpił tez w to, że Dazai brał każdą możliwą akcję byleby tylko móc rzucić się na pierwszą linię i prosić bogów o tę jedną kulę, która dosięgnie celu. Takiego Dazaia Nakahara kojarzył przecież z ich nastoletnich lat. Chuuya sam przed sobą nie potrafiłby przyznać, co tak naprawdę go zaskoczyło, skoro spodziewał się każdego z tych czynników. Niemniej świadomość, że w tych kilkudziesięciu pudłach znajdowało się życie jego ukochanego z ostatnich kilku lat, zdecydowanie była przytłaczająca. Bo w tych teczkach znajdowały się pewne odpowiedzi. Może nie wszystkie, może będzie potrzebował czasami połączyć wątki na własną rękę, może będzie musiał wybić siła czy podstępem jakieś odpowiedzi z Dazaia. Ale zdecydowana większość tam była. Mógł zrozumieć go na nowo. Mógł zrozumieć ćpuna, który chwilowo zalegał mu w piwnicy. Miał szansę jakoś do niego dotrzeć. A skoro miał szansę na to, to miał też niewielką, bo niewielką, ale szansę na odkopanie ukochanego, który tkwił gdzieś tam pod warstwami tych wszystkich wspomnień i lat. Dzięki Dostojewskiemu mógł odzyskać narzeczonego i ta myśl przebiła się przez wszystkie mury zbudowane z logiki, które Nakahara postawił dookoła własnego serca.

Continue Reading

You'll Also Like

134K 9.9K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
4.6K 263 24
Jakieś gówno Nie czytajcie tego bo was skręci PIERWSZE MIEJSCE: #Rosja - 09.09.2022 #Kazachstan - 23.10.2022
72.1K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
24.3K 1.9K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...