TWO SHINING HEARTS | RISK #1

By itsmrsbrunette

185K 6K 7.2K

~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpal... More

WSTĘP
Prolog
1. Gorzej być nie mogło.
2. Nie patrz tak na mnie.
3. Decyzja zapadła.
4. Połamania nóg.
5. Jestem twoją dłużniczką.
6. Idź do domu.
7. Nie doceniasz mnie.
8. Ale z ciebie egoista, stary.
9. Tego jeszcze nie grali.
10. Winni się tłumaczą.
11. Życie za życie.
12. To wy ze sobą nie kręcicie?
13. Nie ze mną takie gierki.
14. Głupi zawsze ma szczęście.
15. Otwórz się na uczucia.
16. Nie chcę twoich tłumaczeń.
17. Pieprzyć moralność.
18. To przecież Ethan.
19. Jedyna szansa.
20. Nasza mała tajemnica.
21. Wóz albo przewóz.
22. Ja i tylko ja.
23. Nie wychodź.
24. Moment zwątpienia.
25. Puste słowa.
26. Jedenaście dni.
27. Miarka się przebrała.
28. Nie jestem taka łatwa.
29. Nie zaczynaj czegoś, czego nie umiesz skończyć.
30. Sprawy się skomplikowały.
31. Kilka słów.
32. To i wiele więcej.
33. Dotyk szczęścia.
34. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
35. Moje bezpieczeństwo.
36.1. Cyrk na kółkach.
36.2. Napraw to.
37. Banda idiotów.
39. Początek końca.
40. Bezsilność.
Epilog
Podziękowania

38. Teraz albo nigdy.

3.4K 118 381
By itsmrsbrunette

11 tysięcy słów. Właśnie tyle ma rozdział, który jest jednym z moich ulubionych, i jednocześnie najdłuższym w całym tsh. Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu. Zachęcam do komentowania i dzielenia się przemyśleniami, uwielbiam czytać wasze doświadczenia, jakie macie podczas czytania.

Ostatnio dedykowałam rozdział mojej jednej przyjaciółce, więc dzisiaj przyszedł czas na drugą osobę, która wspiera mnie zarówno prywatnie, jak i w pisaniu historii Des i Ethana. Dziękuję smiej_zelek_  za to, że jesteś.

twitter: #shiningheartsIMB

— Człowieku, weź już zamilcz — westchnęła Nora, przewróciwszy oczami. Schowała kosmyk blado różowych włosów za uchem, a następnie zacisnęła długie palce na szklane wypełnionej sokiem. Siedziała obok mnie, więc automatycznie zwróciła się w moją stronę, ignorując obecność chłopaka po jej prawej. — Nie no, ja go chyba zaraz zabiję — wychrypiała tak cicho, abym tylko ja to usłyszała.

Z pewnego rodzaju zdziwieniem przypatrywałam się tej sytuacji. Kiedy z miejscowej restauracji przywieziono nam obiad, wszyscy zasiedliśmy przy stole, aby zjeść razem posiłek. Już wtedy Steele i Findlay syczeli na siebie jak jadowite węże. W trakcie jedzenia sytuacja się nie poprawiła. Non stop posyłali sobie spojrzenia przesiąknięte nienawiścią, a ich nieprzyjemna wymiana zdań szybko zamieniła się w groźną sprzeczkę. Cud, że w ogóle jeszcze obok siebie siedzieli.

Zarówno ja jak i pozostali nie bardzo wiedzieliśmy, jak się zachować, więc po prostu nie komentowaliśmy kłótni naszych zakochańców, a każdy zajmował się sobą i pogrążony był w rozmowie, byle nie zwracać na konflikt tej dwójki uwagi. Nie ukrywam, że ogarnęło mnie zdziwienie. Znałam ich ponad pół roku i ani razu nie widziałam, aby pożarli się w ten sposób. Jasne, docinali sobie słownie, jedno narzekało na drugiego, ale zazwyczaj było to niegroźne. Tego dnia przy stole niemal wywołali burzę z piorunami. Nikt tak naprawdę nie wiedział, o co chodzi. Po prostu od południa z ich pokoju słychać było wrzaski i przekleństwa i tak aż do obiadu, przy którym również nie potrafili się pohamować. Co jakiś czas wymieniałam znaczące spojrzenia z Ethanem i Ruby, którzy zajmowali miejsca naprzeciwko mnie.

W tej sytuacji najlepiej bawił się Sawyer, który przyglądał się Norze i Maxowi z rozbawieniem i uśmieszkiem na ustach. Co jakiś czas wzdychał jak primadonna albo, co gorsza, dopingował którąś ze stron, gdy z jej ust padał mocny argument.

— Daj spokój, stary. Kobiety już takie są. — Sawyer zwróciwszy się do Maxa, obojętnie wzruszył ramionami. Wstrzymałam oddech i chyba nie ja jedna to zrobiłam. Wszyscy z wyjątkiem Nory i Maxa spojrzeli na niego z mordem w oczach. Boże, ten chłopak nie miał za grosz wyczucia. Shane palnął go w głowę, na co Daxton męczeńsko zawył. — Ała, a to niby za co?

Nie dostał odpowiedzi od Howarda, bo wcześniejszą wypowiedzią niechcący obudził w jednej z nas potwora.

— Twoje idiotyczne podejście wyjaśnia, dlaczego nadal nikogo nie masz — warknęła gniewnie Nora, posyłając mu mordercze spojrzenie. — Nigdy nie grzeszyłeś inteligencją, nie?

— O co ci tak właściwie chodzi, co? — wtrącił się rudowłosy z wyraźną irytacją na twarzy. — Atakujesz wszystkich dookoła, bo masz jakiś durny kaprys. Sawyer nie powiedział nic złego. Nie wyżywaj się na innych, bo się pokłóciliśmy. To tak kurewsko dziecinne, o Boże.

Jasnowłosa zacisnęła szczękę, a następnie roześmiała się parszywie.

— Och, odezwał się pan dorosły! — zironizowała, wyrzucając ręce w powietrze. Po jej wąskich wargach nadal błąkał się kpiący uśmieszek. — Wiedziałam, że siedzi w tobie niezły hipokryta, ale skoro już tak bardzo przeszkadzają ci dziecinne zachowania, to, do cholery, sam zacznij zachowywać się jak osoba dorosła i łaskawie się nie wtrącaj, bo nie wydaje mi się, aby Sawyer prosił o adwokata!

Atmosfera zgęstniała. Max i Nora patrzyli na siebie z chęcią mordu i nienawiścią. Byłam zszokowana tym, że w ogóle da się patrzeć w taki sposób na osobę, którą się kocha. Przecież gdyby zostawić ich teraz samych na dziesięć minut, z pewnością by się pozabijali.

— Będę go bronił, skoro ty zachowujesz się, jakbyś postradała wszystkie rozumy! — Ręka Maxa z hukiem spotkała się z drewnianą powierzchnią w momencie, w którym chłopak podniósł się na równe nogi.

— Skoro jestem taka zła i niemyśląca, to może po prostu to zakończ! — wydarła się dziewczyna i również uderzyła dłonią w stół, z tymże zrobiła to nieco delikatniej. Wzięła głęboki oddech, zmierzyła go pogardliwym wzrokiem, a następnie znów obróciła się w moją stronę. — Proponuję, żebyś zaczerpnął świeżego powietrza, bo zaczynam zauważać u ciebie objawy niedotlenienia mózgu. — Nora przyjęła maskę niewzruszonej. Już nawet na niego nie patrzyła i znudzonym spojrzeniem sunęła po zawartości swojego talerza. — Zresztą rób, co chcesz, byle z daleka ode mnie. Zabierasz mi tlen.

Ledwo powstrzymałam się od rozdziawienia buzi. Spodziewałabym się sprzeczki wszystkich, ale nie tej dwójki. Nora była pewna w tym, co mówiła. Każde słowo wypowiedziała bez zająknięcia, ze stoickim spokojem i obojętnym wyrazem twarzy. Na miejscu Maxa wolałabym, aby wrzeszczała, rwała sobie włosy z głowy albo nawet spoliczkowała. Obojętność była najgorsza.

Och, ale ze mnie hipokrytka.

Findlay rzeczywiście nie wyglądał na usatysfakcjonowanego jej odpowiedzią. Przez chwilę po prostu stał przy stole i wpatrywał się w dziewczynę tępym wzrokiem. O tym, że w ogóle żył, świadczyły wyłącznie jego unoszące się i opadające barki. Miałam wrażenie, że nawet nie mrugał. Ciężko powiedzieć, co siedziało w jego oczach, bo raz widziałam w nich złość, innym razem ból i bezsilność. Max zacisnął pięści i uśmiechnął się złośliwie.

— Jak sobie chcesz — mruknął chrapliwie, wzruszył ramionami, a następnie po prostu wyszedł z salonu.

Jego sylwetka przeszła przez okno prowadzące na taras i tyle go widzieliśmy. Może i to głupie, ale chwilę później wróciliśmy do wspólnego posiłku, z tymże nie w komplecie. Jednak znaliśmy Maxa na tyle, aby wiedzieć, że w tej sytuacji nie pomoże mu towarzystwo i pocieszenie. Potrzebował teraz chwili wytchnienia, spokoju i samotności. Właśnie dlatego nikt z nas za nim nie wybiegł.

Atmosfera była ciężka, ale wszyscy usilnie staraliśmy się ignorować ten fakt. Jakby nigdy nic pogrążyliśmy się w rozmowach, konsumując nasz posiłek.

— Co za skończony debil — wymamrotała pod nosem Steele i upiła łyk swojego soku.

Grzebiąc widelcem w sałatce z kurczakiem, postanowiłam dowiedzieć się, o co im poszło. Przysunęłam się bliżej, aby nie przeszkadzać reszcie w pogawędkach, a następnie delikatnie trąciłam ją ramieniem. Spojrzała na mnie pytająco. W jej oczach nie było śladu po burzy z piorunami, tkwiło w nich jedynie przemęczenie.

— Chcesz porozmawiać? — zapytałam z rezerwą, a gdy różowowłosa leniwie skinęła głową, posłałam jej pokrzepiający uśmiech. — O co wam tak właściwie poszło?

Nora cicho westchnęła i wbiła wzrok w talerz, błądząc widelcem po powierzchni naczynia. Zachowywała się całkiem inaczej niż przed chwilą. Choć nadal go wyzywała, teraz była po prostu zmartwiona i podenerwowana.

— Zaczęło się od tego, że Max nie chce jechać w tym roku do moich rodziców i mówi, że gdyby zależało im na zobaczeniu się ze mną, przylecieliby do Atlantic City. — Popatrzyłam na nią z lekkim niezrozumieniem. Byłam pewna, że jej rodzina mieszkała na miejscu. Nastolatka zgięła nogę w kolanie i położywszy stopę na krześle, obróciła się w moją stronę. — Moi rodzice mieszkają w Barrow. Max ubzdurał sobie, że próbują uprzykrzyć mu życie, więc nie zamierza lecieć na Alaskę tylko po to, aby wysłuchiwać, jak go krytykują. Fakt, może i mama nie jest najprzyjemniejszą kobietą na świecie, a tata lubi sobie ponarzekać, ale to przecież nadal moi rodzice. Nie mogę tak po prostu zrezygnować z planów, bo mój chłopak ma takie widzimisię.

Wpakowałam do ust kawałek kurczaka, nie spuszczając wzroku z nastolatki. I wtedy znów zobaczyłam ten sam ogień w jej oczach, który był w nich, kiedy kłóciła się z Findlayem. Znów była zła i niezadowolona. Z frustracją nabiła na widelec frytkę, ale szybko zrezygnowała ze zjedzenia jej. Odrzuciła sztuciec na talerz i opadła plecami na oparcie krzesła, wiercąc się z naburmuszoną miną.

— Ale nie chodzi tylko o moich rodziców. Odezwała się do niego dziewczyna, którą poznaliśmy, gdy w zeszłym roku polecieliśmy na weekend do Paryża. Przez cały czas robiła do niego maślane oczy, a teraz napisała mu, że szuka noclegu, bo przez parę dni będzie w Atlantic City — zakpiła, krzywiąc się. — I wiesz, co zrobił ten idiota? Zaoferował jej nasze mieszkanie. Nasze własne mieszkanie — zironizowała, wyrzucając ręce w powietrze. Gdy wypowiadała te słowa, niemal kipiała ze złości. — Kiedy spytałam go, czy postradał zmysły, powiedział, że to tylko koleżanka. Wyobrażasz to sobie? Ta, jasne. Koleżanka. Chryste, jaki on jest naiwny.

Przygryzłam wewnętrzną część policzka, nie wiedząc, co powinnam jej powiedzieć. Rozumiałam jej gniew. Na jej miejscu chyba bym go udusiła po usłyszeniu czegoś takiego. Z drugiej strony nie sądziłam, że Max chciał zrobić to, aby zezłościć Norę albo, co gorsza, ją zdradzić. Kochał ją zbyt mocno, a przynajmniej tak wyglądało to z boku. Gdy się na nich patrzyło, miało się wrażenie, że jedno zrobi dla drugiego wszystko

— A Max zaoferował jej wasze mieszkanie bo? — spytałam z ciekawości.

— Bo chciał być miły. Gdy kazałam mu to odwołać, wściekł się i zarzucił mi, że mu nie ufam. Który facet zaprasza koleżankę do mieszkania, w którym mieszka ze swoją dziewczyną? Nie jesteśmy przytułkiem dla potrzebujących, do cholery.

Jej telefon podświetlił się na skutek nowego powiadomienia. Na ekranie blokady widniało zdjęcie Nory i Maxa. Gdy oczy dziewczyny padły na wyświetlacz, warknęła pod nosem i zwinnym ruchem go odblokowała. Chwilę później tapeta została zmieniona na fotografię przedstawiającą nas dwie oraz Ruby, Lizzie i Crystal. Może w innych okolicznościach odebrałabym to jako coś miłego, ale w tej sytuacji trudno określić to takim przymiotnikiem.

Obserwowałam ją przez dłuższą chwilę. Ze złości wbijała paznokcie w swoje kolano. Szczęka była zaciśnięta i ostra jak brzytwa. Jasne oczy wyrażały niechęć i pogardę. Nie przypominała słodkiej Nory będącej mamą towarzystwa. Wyglądała jak rasowy zabójca. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że właśnie planowała sposób, w jaki zamorduje Maxa Findleya. Jestem pewna, że zrobiłaby to z zimną krwią i pełną premedytacją.

— Nora? — zapytałam niepewnie. Kiedy zblokowała ze mną spojrzenie, przełknęłam ślinę, zastanawiając się, czy aby na pewno chciałam zadać jej to pytanie. Cóż, z pewnością nie wypadało o to pytać, ale miałam to do siebie, że niezbyt przejmowałam się tym, co wypada, a co nie. — Myślisz, że z Maxem to jest to? Że to ten jedyny?

Sądziłam, że ją zdenerwuję i nie otrzymam odpowiedzi. Gdy usłyszałam jej głos, zrozumiałam, w jak wielkim błędzie byłam.

— Każdego dnia Max jest moją pierwszą i ostatnią myślą — powiedziała cicho. Poczułam przyjemny dreszcz na widok drobnego uśmiechu, który wparował na jej wargi. Mimo że reszta jej twarzy pozostała niewzruszona, oczy zaiskrzyły. To mnie oczarowało. — Czasami najchętniej wyrwałabym mu tchawicę własnymi rękami, wiesz? Ale... ugh. Jeśli Max to nie ten jedyny, to nie wiem, kto nim jest.

Zatkało mnie. Mimo że chwilę temu wyzywała go od idiotów, w dalszym ciągu uśmiechała się jak wariatka, kiedy o nim mówiła, a na samą wzmiankę o Maxie zaświeciły jej się oczy. Wow. Przysięgam, że jeśli to, co jest między nimi, kiedykolwiek się skończy, przestanę wierzyć w miłość. Chyba nigdy nie widziałam, aby ktoś był aż tak zakochany jak Nora w Maxie.

Widziałaś.

Pisk odsuwanego krzesła rozniósł się po salonie i przerwał moje rozmyślania. Rozmowy ucichły i wszyscy wbiliśmy wzrok w Ruby, która właśnie wstała z krzesła.

— Muszę spadać — rzuciła i nachyliła się nad stołem.

Zgarnęła szklankę z wodą i upiła z niej spory łyk. Zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam, gdzie mogła się tak spieszyć.

— Wychodzisz gdzieś? — odezwała się zdziwiona Crystal.

— Umówiłam się z Jacem.

— Jacem? A kto to jest Jace? — Shane skrzywił się, posyłając ciemnoskórej pytające spojrzenie.

— Taksówkarz. — Wzruszyła ramionami. Rozejrzała się po całym salonie i zlustrowała twarz każdego z nas, zatrzymując swoje spojrzenie na Masonie. Latynos siedział obok Torres i wyglądał na dość rozbawionego. Ruby wciąż się w niego wpatrywała. W pewnym momencie delikatnie uniosła brew i wygięła wargi zadziornym uśmiechu. — Zaprosił mnie na randkę.

Wiedziałam, czego oczekiwała. Chciała wzbudzić w Warnerze zazdrość. Sprawił, aby choć trochę się nią zainteresował, i owszem, zrobił to, ale nie w sposób, w jaki oczekiwała. Patrzył na nią czysto po przyjacielsku. Jego mina pozostała taka jak wcześniej. Był niewzruszony jej słowami, a wręcz zachowywał się, jakby cieszył się jej szczęściem.

W tamtym momencie chyba wszyscy zrozumieliśmy, która z dziewczyn przegrała tę walkę. Chociaż w ogóle można nazwać to walką? To wszystko wydarzyło się naturalnie. Pojawiła się Crystal, a uwaga Masona automatycznie skupiła się na niej. Ruby nieświadomie przegrała już na starcie.

— A on nie jest dla ciebie za stary? — Ethan zabrał głos, bo tak jak ja, dobrze kojarzył mężczyznę, który przywiózł nas tutaj pierwszego dnia. Ruby zrobiła niezadowoloną minę, a jej oczy zatoczyły koło. — Słuchaj, nie chcę się wtrącać, ale po prostu się o ciebie martwimy. Wychodzisz sam na sam z osobą, której nie znasz, a w dodatku typ ma ze dwadzieścia pięć lat...

— Dwadzieścia jeden — przerwała mu, zakładając ramiona na biuście. — Nic mi się nie stanie, Jason to normalny facet. Jakby co, udostępnię wam swoją lokalizację — powiedziała od niechcenia, a następnie lekceważąco machnęła ręką. — Muszę lecieć, będę wieczorem!

Po tych słowach jak strzała wyleciała z salonu, więc nawet nie zdążyliśmy życzyć jej dobrej zabawy. Lekki uśmiech, który gościł na jej ustach, zanim opuściła pomieszczenie, podpowiadał mi, że cieszyła się na to wyjście. Mimo że próbowała wzbudzić zazdrość w Masonie, wierzyłam, że poszła tam też z czystej przyjemności. Widziałam jak patrzyła na tego chłopaka, gdy wiózł nas taksówką. Miałam tylko nadzieję, że ten cały Jace nie okaże się jakimś zboczeńcem i nie zrobi jej krzywdy. Zabiłabym go gołym rękami.

Odprowadziwszy Afroamerykankę wzrokiem, mimowolnie spojrzałam na Ethana, który wlepiał we mnie swoje niebieskie tęczówki. Porozumieliśmy się bez słów. Chłopak skinął głową, a ja bardzo szybko zrozumiałam przekaz. Z obojętną miną odsunęłam krzesło i wstałam od stołu, mówiąc, że idę do siebie.

Był czwartek, a od powrotu do Atlantic City dzieliły nas trzy dni. Przez ostatni tydzień sporo piliśmy i imprezowaliśmy, więc nasza kondycja zdrowotna nie była najlepsza, szczególnie po wczorajszym wyjściu do klubu, z którego większość wróciła kompletnie zalana. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy, że w ramach odpoczynku zorganizujemy dzień lenistwa. Od rana okupowaliśmy kanapy lub, tak jak w przypadku moim i dziewczyn, leżaki, korzystając ze słońca. Jedyną próbą wysiłku fizycznego był basen, w którym co jakiś czas moczyliśmy się dla ochłody. Byliśmy tak wyssani z energii, że nawet obiad zamówiliśmy do willi pana Torresa.

Wpadłam do swojego pokoju i przylgnęłam plecami do drzwi, które za sobą zamknęłam. Zjechałam po ich powierzchni aż do pozycji, w jakiej moje pośladki i uda zetknęły się z zimnymi panelami podłogowymi. Wyciągnęłam przed siebie nogi i przez chwilę trwałam w bezruchu, szukając w sobie sił na cokolwiek. Może i wczoraj nie odpłynęłam aż tak jak co poniektórzy, ale w dalszym ciągu czułam się, jakbym została przeżuta, a następnie wypluta. Po tygodniu upał zaczynał dawać w kość, a w połączeniu z kacem stawał się mieszanką wybuchową. Jednak nie mogłam narzekać. Byliśmy w pieprzonym Meksyku, w willi z basenem, codziennie siedzieliśmy na plaży, aby wieczorami bawić się jak jeszcze nigdy. Mimo małych niedogodności w kwestii samopoczucia, ten wyjazd był cudowny.

Po przesiedzeniu na podłodze jakiś dziesięciu minut zebrałam w sobie resztki sił i skierowałam swoje kroki w głąb pokoju. Pierwsza na celowniku była wanna stojąca w rogu pomieszczenia. Odkręciłam kurek i ustawiłam odpowiednią temperaturę, a w międzyczasie zorganizowałam sobie ręcznik i gumkę. Spięłam włosy, a następnie pozbyłam się białych, jeansowych szortów, jaskrawego topu, a zaraz później również bielizny. Ostrożnie weszłam do wanny i jęknęłam z przyjemności, kiedy letnia woda zderzyła się z moim rozgrzanym ciałem, dając ukojenie.

Przez najbliższy kwadrans relaksowałam się w wannie. Po spłukaniu z twarzy maseczki wyszłam z wody, owijając ciało bawełnianym ręcznikiem. Wsunęłam na stopy różowe klapki i podeszłam do walizki, klękając przy niej w celu wybrania odpowiedniego stroju. Rozłożyłam na łóżku kilka zestawów i po chwilowym namyśle wreszcie podjęłam decyzję. Zanim skierowałam kroki do łazienki, zgarnęłam ze swojego bagażu komplet delikatnej bordowej bielizny z koronki. Miałam obsesję na punkcie noszenia bielizny, która do siebie pasowała.

Zamknąwszy za sobą drzwi łazienki, zrzuciłam na podłogę ręcznik. Zwinnym ruchem wciągnęłam na tyłek koronkowe figi i równie szybko nałożyłam bordowy bralet. Zdjęłam z wieszaka czarny satynowy szlafrok i zaczęłam się szykować. Najpierw zajęłam się twarzą. Trzeci raz tego dnia wyszczotkowałam zęby, a następnie nałożyłam podkład. Zdecydowałam się na coś mocniejszego, więc postawiłam na kreski i odrobinę brokatowego cienia na powiekach. Przejechałam po rzęsach ulubioną maskarą, w międzyczasie wklepując w skórę korektor i puder. Na końcu przejechałam po ustach bezbarwnym, połyskującym błyszczykiem i muszę przyznać, że końcowy efekt był naprawdę niezły.

Z fryzurą uporałam się szybko, o ile można tak określić trzydzieści minut spędzonych przed lustrem. Za pomocą prostownicy ułożyłam włosy w delikatne fale, a następnie za pomocą klipsa spięłam ich górną część w luźny kok. Wyciągnęłam krótsze kosmyki tak, aby opadały mi na twarz.

Wchodząc do sypialni, podeszłam do łóżka. Wcisnęłam się w czerwoną sukienkę i od razu podeszłam do lustra, aby zobaczyć, jak się prezentowałam. Wyszczerzyłam się jak głupia. Kreacja została uszyta z dość cienkiego materiału. Miała długie, luźne rękawy, a jej dekolt mimo że był spory i odsłaniał część moich piersi, nie wyglądał wulgarnie. Materiał opinał biust i żebra, a od talii w dół był dwuwarstwowy i przewiewny. Przejechałam dłońmi po delikatnej tkaninie, dumnie lustrując wzrokiem swoją sylwetkę. Czułam się jak pierdolona gwiazda.

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do pokoju wpadła Crystal. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak jej rozbiegane spojrzenie biega po całym pomieszczeniu.

— Des, bo ja chciałam... — urwała w połowie, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. Rozdziawiła usta i wydała jakiś dziwny, bliżej nieokreślony dźwięk. Brzmiała jak zdychająca ryba. Po dłuższej chwili ciszy klasnęłam w dłonie, aby przywrócić ją na ziemię, bo odleciała gdzieś myślami. Szybko się zreflektowała, kilkukrotnie mrugając. — O matko. Wyglądasz... Wow. Chyba się zakochałam.

— Tylko chyba? — Teatralnie się oburzyłam.

— Do szaleństwa. — Zmusiła swoje ciało do ukłonu. Parsknęłam cichym śmiechem i rozejrzałam się po pokoju w celu odnalezienia butów. — I wydaje mi się, że nie ja jedna się dziś w tobie zakocham.

Zatrzymałam się w bezruchu, gdy dotarł do mnie sens jej słów. Powoli odwróciłam się w stronę Crystal. Złapałyśmy kontakt wzrokowy, przez który prowadziłyśmy niemą rozmowę. I kiedy tak na nią patrzyłam, miałam ochotę wszystko jej wyśpiewać. To, co od jakiegoś czasu działo się między mną a Ethanem. To, że z nim wszystko przychodziło mi tak naturalnie. Że lubiłam, kiedy był blisko. Nagle zapragnęłam więcej nie udawać. Była moją najlepszą przyjaciółką. Komu miałabym ufać bardziej niż właśnie jej?

Westchnęłam cicho i znów spojrzałam na swoje odbicie. Przejechałam dłońmi po materiale sukienki, uśmiechając się lekko.

— A mnie się wydaje, że nie we mnie jednej się dziś zakochasz. Co tam się między wami dzieje, co? — zapytałam, obserwując ją.

Crystal miała na sobie obcisłą, satynową sukienkę sięgającą przed kolano. Tkanina była w odcieniu głębokiej, połyskującej czerni. Na jej stopach gościły sandałki na szpilce, dodające jej paru centymetrów wzrostu. Jasne, długie włosy opadały na jej plecy i ramiona, komponując się ze srebrną biżuterią i torebką w tym samym kolorze. Była śliczna.

— Nie wiem. Chciałabym ci powiedzieć, że nic, ale nie mogę. Nie odpowiem też na pytanie, co się między nami dzieje, bo naprawdę nie mam pojęcia. Cokolwiek to jest, nie chcę tego przerywać. — Znów to zobaczyłam. Blask w jej błękitnych oczach na samą myśl o pewnym Latynosie. Choć było mi przykro ze względu na Ruby, nie mogłam winić Crystal za to, że się zauroczyła.

Schyliłam się, aby zapiąć moje złote sandałki na koturnach.

— W porządku. Po prostu pamiętaj, o czym rozmawiałyśmy, dobrze? — zapytałam, a blondynka skinęła głową. — Załatwcie to tak, aby jak najmniej skrzywdzić Ruby. Nie chcemy tutaj dramy stulecia.

— Jest mi tak głupio — przyznała, kiedy ja stałam przed lustrem w łazience i zapinałam swoje duże kolczyki w kształcie koła. Na palce powsuwałam całe mnóstwo złotych pierścionków, do których miałam słabość. Odnalazłam jej spojrzenie w odbiciu lustra. Dziewczyna z nietęgą miną opierała się o futrynę. — Jestem nowa w towarzystwie, a już od samego początku rozwalam relację.

Westchnęłam pod nosem i machnęłam głową, aby podeszła bliżej i zapięła mi bransoletkę, bo z długimi paznokciami średnio sobie z tym radziłam. Bez słowa wykonała moje polecenie.

— Nowa w towarzystwie to ty byłaś w styczniu, a nie po pół roku znajomości — upomniałam ją. — Rozumiem, że ci głupio, bo weszłaś pomiędzy Ruby i Masona, ale z drugiej strony przecież gdyby mieli być razem, byliby parą pomimo tego, że pojawiłaś się na horyzoncie. — Crystal wzruszyła ramionami, a ja kontynuowałam. — Najwidoczniej Mason nie czuje do Ruby tego, co ona do niego, i tyle.

Weszłam do sypialni i zgarnęłam z łóżka wszystkie potrzebne rzeczy, które potem umieściłam w torebce, a następnie rozejrzałam się po całym pomieszczeniu, aby upewnić się, że niczego nie zapomniałam. Zgasiłam wszystkie światła, ostatni raz zerknęłam w lustro, a następnie razem z Crystal wyszłyśmy z mojego pokoju. Nawet nie zamykałam go na klucz, bo nie podejrzewałabym kogokolwiek o szperanie w moich rzeczach.

Z blondynką u boku pokonywałam kolejne stopnie, aż wreszcie znalazłyśmy się na parterze. Przechodząc przez salon zauważyłyśmy Sawyera, który pochrapywał na kanapie. Obok siedział Shane i grał w jakąś grę na konsoli, popijając z butelki piwo.

— Już wychodzicie? — zapytał Howard, mierzwiąc dłonią swoje jasne włosy. Nie odrywał wzroku od telewizora, cały czas wciskając na padzie odpowiednie przyciski.

— Tak — odpowiedziała Crystal i nachyliła się nad oparciem kanapy, od tyłu pstrykając w ucho niebieskookiego. — Gdzie reszta?

Shane rzucił na nas okiem na krótką chwilę. I to wystarczyło, aby zagwizdał z uznaniem, czym prawie obudził Daxtona.

— Whoa, z takim wyglądem możecie iść kraść serca wszystkich Meksykanów — cmoknął z uznaniem i wygiął usta w leniwym uśmiechu. — Max siedzi w ogrodzie, Lizzie próbuje udobruchać Norę, a Ethan i Mason wyszli jakieś pół godziny temu. Chryste, że wam się chce dzisiaj cokolwiek robić — westchnął z podziwem, a następnie cwanie uniósł kącik ust. — Miłej zabawy. I grzecznie!

Posłałyśmy mu uśmiech, a następnie szybko opuściłyśmy budynek. Słońce było mocne, ale nie nieznośne. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy moja skóra zderzyła się z jego promieniami. Zegar chwilę temu wybił piątą po południu, dzięki czemu w porównaniu do wcześniejszej temperatury, teraz było już nieco chłodniej, choć nadal ciepło. Zerknęłam na stojącą obok Crystal i ramię w ramię ruszyłyśmy chodniczkiem do bramy prowadzącej poza posesję, na której obecnie pomieszkiwaliśmy.

Plan był prosty - dochować sekretu. Wczoraj wieczorem w pokoju odwiedził mnie Pierce. Oznajmił, że Mason poprosił go, a w zasadzie Ethana i mnie, o bycie przykrywką dla niego i Crystal. Właśnie dlatego oficjalna wersja brzmiała tak, że chłopaki wychodzili na piwo, a ja i Torres robiłyśmy sobie babski wieczór.

Cóż, przemilczałyśmy fakt, że za bramą nastąpi mała wymiana w parach.

﹡﹡﹡

Przystawiłam do ust słomkę i pozwoliłam, aby zimna lemoniada ukoiła moje spragnione gardło. Upał dawał się we znaki. Mimo że mieliśmy już osiemnastą, termometr wciąż wykazywał jakieś dwadzieścia siedem stopni. To nienormalne. Westchnęłam pod nosem, a wolną ręką poprawiłam torebkę, która wisiała mi na ramieniu. Wtedy zdecydowałam się zerknąć na chłopaka idącego po mojej prawej.

— Powtórzę swoje pytanie i liczę, że tym razem uzyskam odpowiedź. Powiesz mi, dokąd mnie prowadzisz? — zapytałam na pozór obojętnie, chociaż i on i ja wiedzieliśmy, jak wiele fałszu w tym było. Umierałam z ciekawości, a ten bałwan nie chciał jej zaspokoić. Nie lubiłam niespodzianek.

— Nigdy. — Puścił mi oczko.

Przewróciłam oczami, prosząc siły wyższe o odrobinę cierpliwości do tego faceta. Ethan Pierce działał mi na nerwy jak mało kto.

— Przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę, że to niespodzianka, wydłubię ci oczy — zagroziłam, machając mu długim, białym paznokciem przed twarzą.

Do tego zrobiłam pseudo przerażającą minę, co spowodowało, że dźwięcznie się zaśmiał. Ten dźwięk sprawił, że i ja miałam ochotę się uśmiechnąć, przed czym z trudem się powstrzymałam. Coraz częściej łapałam się na tym, że do dobrego nastroju wystarczał mi śmiech Ethana. Lubiłam, gdy to robił. Lubiłam widzieć go szczęśliwego, a ostatnio był taki coraz częściej.

— To niespodzianka — odezwał się, utrzymując na twarzy kamienną powagę. Boże, daj cierpliwość. Pacnęłam go w ramię, a Ethan teatralnie skrzywił się z bólu. Ani na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku. Na początku naszej znajomości wydawałoby mi się to podejrzane, ale teraz przyzwyczaiłam się do tego na tyle, że prędzej zdziwiłabym się, gdyby w ogóle na mnie nie patrzył. Kiedy jego spojrzenie zjechało nieco niżej, uniósł jedną brew, a na jego malinowe wargi wpłynął delikatny, lecz przebiegły uśmiech. Przystanął, wciąż zerkając na moją zwisającą dłoń. — Mogę?

Początkowo nie wiedziałam, o co tak właściwie pytał, ale kiedy wskazał na moją rękę, już wiedziałam. Zatrzymałam się obok niego i z cwanym uśmiechem uniosłam brodę.

— Czy na przyjacielskim spotkaniu tak wypada?

Ethan odwrócił wzrok, lekko unosząc kącik ust.

— To nie przyjacielskie spotkanie.

— Więc co?

— Dobrze wiesz co. — Obdarował mnie czułym spojrzeniem, od którego prawie zmiękły mi kolana. Pokręciłam głową przecząco, chcąc, aby kontynuował. — Podpuszczasz mnie. Aż tak bardzo chcesz usłyszeć to z moich ust?

Przygryzłam dolną wargę, walcząc z zadowoleniem, które chciało wpłynąć na moją twarz. Lubiłam się z nim droczyć i nie zamierzałam przegapić ani jednej okazji, aby móc to robić.

— A może po prostu ja naprawdę nie wiem? — droczyłam się, marszcząc nos. Słońce świeciło na jego plecy, a przez to, że był o wiele wyższy, robił za mój prywatny parasol przeciwsłoneczny. Gdy tak na niego patrzyłam, widziałam nutkę rozbawienia na jego twarzy. Odchrząknęłam. — No więc, Ethan? Skoro to nie przyjacielskie spotkanie, to na co ty mnie tak właściwie zaprosiłeś, co?

Na twarzy bruneta pojawił się ten typowy, zadziorny uśmieszek. Żałowałam, że przez okulary przeciwsłoneczne na nosie Ethana nie mogłam widzieć jego oczu. Założę się, że zobaczyłabym w nich ten charakterystyczny blask, który pojawiał się zawsze, kiedy się ze mną droczył.

— Na randkę — wyszeptał, z rozbawieniem zasłaniając usta, tak jakby zdradzał mi największy sekret dwudziestego pierwszego wieku. Przestałam ze sobą walczyć i wygięłam wargi w szerokim uśmiechu. To działo się samo. Kiedy był obok, puszczały mi hamulce. Pierce ściągnął okulary na czubek nosa i spojrzał na mnie spod ciemnych szkieł. — Skoro już wiemy, na co cię zaprosiłem, powtórzę swoje pytanie i liczę, że tym razem uzyskam odpowiedź — sparodiował mnie, za co chciałam urwać mu głowę. — Mogę?

Aktorsko rozejrzałam się dookoła, udając, że muszę się nad tym zastanowić. A prawda była taka, że odpowiedź nasunęła się automatycznie. Przez chwilę trzymałam go w niepewności, aż w końcu odrzuciłam na plecy moje włosy i nachyliłam się w jego stronę w sposób, w jaki Ethan zrobił to przez sekundą. Zakryłam usta dłonią, jakbym przekazywała mu poufne informacje.

— Teraz to już raczej nie możesz, a musisz — szepnęłam z rozbawieniem.

Zachowywaliśmy się jak dzieci.

Ethan wyszczerzył się jak głupi do sera i postąpił zgodnie z tym, co mówił. Bez zastanowienia sięgnął po moją rękę, a gorąc jego skóry był wręcz paraliżujący. Potem najdelikatniej, jak potrafił, splótł swoje palce z moimi. To było takie naturalne. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam. Nasze dłonie pasowały do siebie wręcz idealnie. Jakby zostały stworzone dla siebie. Jakbyśmy przez kilkanaście lat żyli tylko po to, aby któregoś dnia móc trzymać się za ręce.

Chłopak dumnie prowadził nas w jedynie sobie znanym kierunku. I choć na ogół z tyłu głowy miałabym obawę, że w obcym miejscu przecież nietrudno się zgubić, w tym przypadku nie zawahałam się ani na chwilę. Bez cienia wątpliwości pozwoliłam, aby mnie prowadził, bo mu ufałam.

Wow, w życiu nie podejrzewałabym, że obdarzę zaufaniem przypadkową osobę, którą poznałam kilka miesięcy temu. A jednak tak właśnie się stało. Los bywa przewrotny.

Podniósłszy wzrok znad naszych złączonych dłoni, ulokowałam go w Ethanie, przypatrując się z boku. Ciemne, prawie czarne włosy jak zwykle były w nieładzie, który jedynie dodawał mu uroku. Pojedyncze kosmyki opadały mu na czoło, więc co jakiś czas musiał je odgarniać. Tym razem nie mogłam wyczytać niczego z jego oczu, bo ukrywały się one za szkłami czarnych okularów przeciwsłonecznych, w których wyglądał bardzo pociągająco. Mięśnie twarzy były rozluźnione, nie zaciskał szczęki, lecz linia żuchwy jak i kości policzkowe cały czas pozostawały widoczne. Po malinowych, pełnych ustach błąkał się nonszalancki uśmiech.

Doskonale pamiętałam, w jakim stroju Pierce pojawił się na balu pożegnalnym, i jeśli sądziłam, że nie mógł wyglądać lepiej, mając na sobie białą koszulę i garnitur, dopiero dziś zdałam sobie sprawę, w jak ogromnym błędzie byłam. Jego umięśnioną klatkę piersiową i szerokie ramiona okrywała cienka, zapewne cholernie droga, koszula. Czarna koszula. Pierwsze trzy guziki zostały rozpięte i uwydatniały niewielki fragment torsu bruneta. Na opalonych nogach Ethana widniały białe spodenki z przetarciami i dziurami, co naprawdę ładnie się ze sobą komponowało. I do tego jeszcze air force tego samego koloru, które były jego znakiem rozpoznawczym. Tego dnia Ethan prezentował się zabójczo przystojnie.

— Ślinisz się — odezwał się ze śmiechem.

Och, już nawet nie chciało mi się udawać, że był w błędzie.

— Podziwiam — poprawiłam go, przygryzając dolną wargę.

— Ach, tak? — Uniósł brew, zerknąwszy w moją stronę przez ramię.

Różnica wzrostu, jaka nas dzieliła, była dość spora, mimo że miałam na stopach wysokie buty.

— Ach, tak — odparłam, naśladując go. Ethan uniósł kącik ust, zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem, a następnie spowodował, że miałam ochotę skoczyć do samego nieba. Nachylił się nade mną i wcisnął w moje wargi krótkiego buziaka. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, czując smak jego ust na swoich. Choć trwało to zaledwie sekundę, naładowało mnie energią na najbliższe kilka godzin. Przechyliłam głowę, obserwując jak po oderwaniu się ode mnie wraca do poprzedniej pozycji, wciąż ciągnąc nas w jakimś kierunku. — A to z jakiej okazji?

— To musi być jakaś okazja?

— Myślę, że jestem w stanie zaakceptować scenariusz, w którym robisz to częściej, nawet wtedy, kiedy jej nie ma. — Wzruszyłam ramionami, niewinnie składając usta w ciup. Znów usłyszałam jego ciche parsknięcie. — No wiesz, jakoś to przeboleję.

I mógł to ukrywać tak bardzo, jak tylko chciał, ale znałam go zbyt dobrze. Widziałam, jak walczy z wyszczerzeniem się. Aby powstrzymać ten gest radości, kurczowo wypychał wnętrze policzka językiem, co wyglądało ujmująco. Lubiłam w nim to, że był taki prawdziwy. Nie krył się z emocjami i zawsze mówił to, co czuje. Z Ethanem wszystko było... łatwiejsze.

Po spacerowaniu po dzielnicy Cancun przez następne pół godziny zaczynałam odczuwać moje wysokie koturny. Lubiłam nosić buty na obcasie, ale nie spodziewałam się, że będziemy chodzić po jakiś kamienistych drogach, na których ledwo mogłam ustać. Dreptałam za Ethanem, co jakiś czas spoglądając na nasze splecione dłonie. Jedynie one dawały mi jakąkolwiek motywację do dalszego funkcjonowania. Robiłam to dla niego.

Letni wiatr rozwiewał moje jasne włosy i obijał się o twarz, sprawiając mi przyjemność. Tego wieczoru wszystko takie było. Przyjemne. Cieszyłam się z każdego szczegółu. Upiłam z plastikowego kubka ze słomką resztkę lemoniady, jednocześnie mrużąc oczy, bo słońce świeciło prosto na mnie. Wyjęłam z torebki telefon, wchodząc w konwersację z Crystal, ani na chwilę nie wyrywając drugiej dłoni z uścisku.

W pewnym momencie Ethan nieoczekiwanie się zatrzymał, a ja byłam zbyt zagapiona w ekran komórki, aby zauważyć to w odpowiedniej sekundzie, przez co moja twarz zaliczyła bliskie spotkanie z plecami chłopaka. Jęknęłam niepocieszona i wychyliłam się zza ramienia bruneta, patrząc na to, co znajdowało się przed nami. Rozchyliłam wargi, wyrzucając z siebie męczeńskie tchnienie. O Chryste. Z szeroko otwartymi oczami obserwowałam kamienistą drogę prowadzącą pod górkę. Jedno było pewne. Za żadne skarby nie wejdę na nią w takich butach.

Zanim zdążyłabym zaprotestować, on ponownie przejął inicjatywę i zaczął ciągnąć mnie w tamtym kierunku. Bez przerwy patrzyłam pod nogi, bo nie widziało mi się spędzanie reszty wakacji z kostką w gipsie. Uważnie stawiałam każdy krok i przez cały czas mocno ściskałam rękę Ethana, co w końcu wyczuł, bo spojrzał na mnie zagadkowo. Nie chciałam dać poznać po sobie, że coś było nie tak, więc po prostu lekceważąco kiwnęłam głową i pozwoliłam, aby dalej szedł przed siebie. Podążąłam za chłopakiem, wgapiając się w jego umięśnione plecy, które odznaczały się pod materiałem czarnej koszuli. Barki unosiły się i opadały w równych odstępach czasowych, co świadczyło o świetnej kondycji Pierce'a. Przemierzał metr po metrze bez choćby drobnej zadyszki. Do diabła, czy ten facet był niezniszczalny? Naprawdę zaczynałam się nad tym zastanawiać.

Często mijaliśmy na drodze różnych ludzi. W pewnym momencie na horyzoncie pojawił się na oko dwudziestoletni blondyn, który trzymał w rękach kilkadziesiąt czerwonych róż, a obok krzesła, na którym siedział, znajdowała się puszka, jak zgaduję - na pieniądze. Czułam na sobie wzrok, więc i ja na niego popatrzyłam. Młody mężczyzna miał na sobie zwykły biały t-shirt oraz dresowe spodenki. Wpatrywał się we mnie z drobnym uśmiechem, czego starałam się nie odwzajemniać. Jednak kiedy delikatnie skinąłł w moją stronę głową w geście przywitania, wzruszyłam ramionami i uniosłam kącik ust. Normalnie się tak nie zachowywałam, ale byliśmy w Cancun. Tutaj wszystko było inne.

Kiedy przechodziliśmy obok blondyna praktycznie ramię w ramię, poczułam uścisk na swoim nadgarstku. Spojrzałam na chłopaka, zatrzymując się. Ethan zrobił to samo i wlepił w młodego mężczyznę gniewny wzrok.

— Jakiś problem? — zapytał Ethan, mocniej ściskając moją dłoń. Brzmiał szorstko i obojętnie, co było do niego niepodobne.

Blondyn uniósł brwi i w zdziwieniu rozchylił wargi. Nie wiem, co siedziało w jego głowie, ale mogę jedynie zgadywać, że zdziwił się, słysząc z ust Pierce'a angielski zamiast hiszpańskiego. Byłam ciekawa, czy cokolwiek zrozumiał, bo mimo że angielski był językiem międzynarodowym, nie wszyscy potrafili się nim posługiwać. Jeśli nieznajomy okazałby się jednym z nich, do gry wkroczyłabym ja i moja znajomość hiszpańskiego, który zdawałam na maturze na poziomie rozszerzonym.

Jasnowłosy spojrzał na Ethana tylko na chwilę. Zaraz potem wrócił wzrokiem do mnie i znów uśmiechnął się w ten nieśmiały sposób. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Z jednej strony wydawał się po prostu miły, ale z drugiej nikt normalny nie zachowywał się w taki sposób. W milczeniu skanował oczami moją niewzruszoną twarz, wprawiając mnie w niezrozumienie, a bruneta obok w stan jeszcze silniejszego poirytowania.

Kiedy wreszcie się odezwał, byłam jeszcze bardziej zdezorientowana.

— Żaden — powiedział ostrożnie, jakby był niepewny swoich słów albo raczej ich brzmienia w moim języku ojczystym. — Po prostu sprzedaję kwiaty...

— Nie jesteśmy zainteresowani — fuknął Ethan. Spojrzałam na jego twarz i miałam ochotę parsknąć śmiechem, kiedy z frustracją przewrócił oczami. — Idziemy.

Po tych słowach popatrzył na mnie wymownie, następnie wzmocnił uścisk naszych dłoni i ruszył przed siebie, a ja zaraz za nim.

— Twoja koleżanka to niezła sztuka.

Przez pierwsze ułamki sekundy sądziłam, że po prostu się przesłyszałam, ale kiedy Ethan przystanął, a jakiego ramiona się napięły, wiedziałam, że on również to słyszał. Powoli odwróciliśmy się w kierunku właściciela niskiego głosu. Uniosłam brew, nie rozumiejąc, co ten dziwny sprzedawca miał w głowie. Nie znosiłam takich płytkich tekstów z ust mężczyzn, ale w żaden sposób nie poczułam się urażona. Miałam na głowie ważniejsze sprawy, niż przejmowanie się tym, że zostałam nazwana niezłą sztuką. No a znając życie, w głowie tego chłopaka miał to być komplement. Wieśniacki, bo wieśniacki, ale raczej komplement.

Cóż, Ethan chyba poczuł się urażony za mnie. Wpatrywał się w nieznajomego z niechęcią wymalowaną na opalonej twarzy. Jestem pewna, że gdyby zdjął okulary, zobaczyłabym w szafirowych tęczówkach odrazę, a może i chęć mordu. Wolną dłoń zacisnął w pięść, a jego szczęka była ostra jak brzytwa. Jakby zaraz miał wygryźć blondynowi płuco. Na sam widok Ethana w takim stanie chciało mi się śmiać.

— Co ty o niej powiedziałeś? — Spiął się, robiąc krok w stronę sprzedawcy, a tym samym pociągnął mnie za sobą.

Nie spuszczałam z niego wzroku, jednocześnie czując, jak palce Ethana mocniej ściskają moją drobną dłoń. Nieznajomy nie przejął się niezadowoleniem Pierce'a. Jak gdyby nigdy nic wzruszył ramionami. Lekceważąco machnąwszy ręką, głupio się uśmiechnął.

— Bez nerwów. Miałem na myśli, że ładna z niej dziewczyna. — Niepewnie uśmiechnął się w moją stronę.

Po tych słowach, którymi zbił z tropu i mnie, i Ethana, chłopak schylił się, grzebiąc w bukiecie kwiatów. Gdy wyjął jeden z nich, a następnie wyciągnął w naszą stronę, słyszałam, jak Pierce ze świstem wciągnął powietrze, a moja wyobraźnia już pokazywała mi wizję, w której wywrócił oczami.

— Już mówiłem, że nie jesteśmy zainteresowani — warknął niebieskooki, kręcąc głową z niezadowoleniem.

Nie zamierzałam się wtrącać. Widok Ethana w takim wydaniu bawił mnie zbyt bardzo, aby przerwać tę farsę. Nieznajomy westchnął pod nosem i zmierzył Pierce'a leniwym wzrokiem. Gdy spojrzał na mnie, wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Znów delikatnie unosił kącik ust, a w jego policzku pojawił się mały dołeczek.

— To na koszt firmy — mruknął niepewnie, wręczając mi kwiat.

Gdy przechwytywałam od niego czerwoną różę, puścił mi oczko. Pod palcami poczułam coś jeszcze prócz łodygi kwiatu, więc spuściłam wzrok. Rozchyliłam wargi, widząc przy zielonym listku karteczkę z numerem telefonu, który prawdopodobnie należał do tego blondyna. Nie ja jedyna go zobaczyłam. Ethan, który cały czas wpatrywał się w świstek z rządkiem cyfr, wreszcie wypuścił spomiędzy warg powietrze i cicho zaklął pod nosem, wyrażając tym swoje niedowierzanie.

Chociaż ze względu na Ethana nie powinnam tego robić, posłałam sprzedawcy delikatny, niemal niewidoczny uśmiech. Nie dlatego, że chłopak mi się spodobał, ale był to po prostu gest podziękowania. Której kobiecie nie zrobiłoby się miło, gdyby bez okazji otrzymała różę? Nasza płeć uwielbiała kwiaty, a ja byłam ich fanką numer jeden. Może przez większość czasu byłam wredną i zimną osobą, ale potrafiłam odczuwać wdzięczność i miałam w sobie jakieś pokłady ludzkich reakcji. Blondyn na ten widok uśmiechnął się jeszcze szerzej. Obawiałam się, że liczył na to, że wkrótce użyję tego numeru, ale niestety będę musiała go rozczarować. Jedyny chłopak, jakim byłam zainteresowana, stał obok i mocno ściskał moją dłoń.

Stwierdziłam, że najlepiej będzie skończyć już to przedstawienie, więc delikatnie skinęłam głową, odchrząkując.

— Dziękuję, to miłe — mruknęłam, a następnie uniosłam podbródek, patrząc na zamyślonego Ethana, który wciąż zaciskał szczękę i płytko oddychał. — My już pójdziemy.

Pociągnęłam go za rękę, będąc pewna, że chciał stamtąd odejść jak najprędzej. Jakie było moje zdziwienie, kiedy nie poruszył się nawet o milimetr, zupełnie mnie ignorując.

— Nie — powiedział stanowczo.

Zmarszczyłam brwi.

— Nie?

— Nie. — Puścił moją dłoń i schował rękę do kieszeni. Nie spuszczałam z niego wzroku, chcąc dowiedzieć się, co takiego wyprawiał. Jego twarz ociekała nonszalancją i obojętnością. Skakał oczami od sprzedawcy do kwiatów, wyglądając na kompletnie wyluzowanego. Tyle, że ja go już trochę znałam. On nie był wyluzowany. W pewnym momencie uśmiechnął się kpiąco i przekręciwszy głowę, zblokował ze mną spojrzenie. — Lubisz róże? Tak więc w porządku, dostaniesz swoje róże — zironizował ze sztucznym zapałem w głosie. Nie miałam pojęcia, co ten facet sobie ubzdurał. Rozchyliłam wargi, próbując zrozumieć. Cóż, próba zakończona niepowodzeniem. Ethan zwrócił się do nieznajomego. — Poproszę wszystkie.

Krótkie tchnienie opuściło moje wargi.

— Wszystkie? — Mój głos wymieszał się z głosem blondyna, który odezwał się w tym samym czasie.

Oboje patrzyliśmy na Ethana z rozchylonymi wargami. O ile w moich oczach czaiło się czyste zaciekawienie, a może nawet ekscytacja, ciemne tęczówki nieznajomego spoglądały na Pierce'a jak na prawdziwego psychopatę.

— Wszystkie. Teraz.

Zmieszany mężczyzna zaczął wyjmować wszystkie kwiaty z ogromnego wiadra z wodą, a następnie obwiązał je białą kokardą. Po jego minie widać było, że nie rozumiał absolutnie niczego, więc było nas w tym dwoje. W milczeniu czekałam, aż znajdę się z Ethanem sam na sam, aby wypytać go o ten nienormalny wybryk. Staliśmy tam przez minutę czy dwie i co chwilę posyłaliśmy sobie wymowne spojrzenia. Ja patrzyłam na niego jak na wariata, a on uśmiechał się. Jak wariat.

Kiedy blondyn wręczył Ethanowi naprawdę pokaźny bukiet, który składał się na oko z trzydziestu paru ładnych róż, Pierce wyjął z kieszeni plik banknotów i zapłacił za swój zakup. W życiu nie byłam tak zdezorientowana.

— Bez reszty. Cześć. — Od niechcenia machnął do sprzedawcy ręką, drugą przytrzymując bukiet.

Kiwnął głową w moją stronę, więc ostatni raz wymieniłam spojrzenia z blondynem i ruszyłam za Ethanem. Szedł dość szybko, więc dotrzymanie mu kroku w takich butach było niełatwym zadaniem, nie mniej jednak poradziłam sobie z tym zadowalająco. Kiedy znaleźliśmy się w sporej odległości od stoiska tamtego nieznajomego, Pierce obrócił się do mnie i bez słowa wepchnął wszystkie róże w moje ręce. Uniosłam brwi i rozchyliwszy wargi, cicho westchnęłam. Ledwo cokolwiek widziałam, bo bukiet był ogromny. Wychyliłam się zza niego i z pytającym wyrazem twarzy wlepiłam wzrok w chłopaka.

— Na litość boską, Ethan! Ty naprawdę masz coś z głową! — pisnęłam z niedowierzaniem. — I co ja mam zrobić z tymi wszystkimi kwiatami, co?

Pierce uśmiechnął się przesadnie szeroko i obojętnie wzruszył ramionami. Ze świstem wciągnęłam powietrze, nie wiedząc, o co mu chodziło. Po moich wargach błąkał się pobłażliwy półuśmiech.

— Nie wiem — prychnął cynicznie. — Możesz się do nich na przykład pouśmiechać, tak jak przed chwilą uśmiechałaś się do tego pajaca. Szło ci całkiem nieźle — zironizował, wyrzucając ręce w powietrze.

Zmrużyłam oczy, analizując jego słowa. A potem tak po prostu wybuchnęłam szczerym, cholernie głośnym śmiechem. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie słyszała mnie cała Ameryka. Chichotałam tak bardzo, że po chwili zaczęły boleć mnie mięśnie brzucha, a także policzki. Śmiałam się wniebogłosy, wprowadzając Ethana w stan niezrozumienia. Śmiałam się, bo ja wiedziałam. Szybko załapałam, co było grane i niesamowicie mnie to rozbawiło.

— Co cię tak bawi? — zapytał z naciąganą irytacją.

Zamilkłam, ponownie wychylając się zza bukietu kwiatów.

— Aktualnie? Ty.

Ethan ze świstem wypuścił z ust powietrze i wlepił we mnie wzrok. Żałowałam, że miał na nosie okulary, przez które nie mogłam wyczytać niczego z jego oczu.

— Jedynym klaunem w pobliżu jest tamten przygłup, także to z niego polecałbym się nabijać — fuknął z odrazą w głosie. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i cały czas szedł jakieś pół metra przede mną. A ja ze wszystkich możliwych opcji znów wybrałam tę najprzyjemniejszą. Śmiałam się. Drugi raz w ciągu ostatnich pięciu minut. To było takie dobre. Chyba skończyła mu się cierpliwość, bo gwałtownie odwrócił się w moją stronę i skrzywił się. — Rechoczesz jak stara żaba. Cholera, moje uszy.

Przewróciłam oczami i jednocześnie przełożyłam bukiet do lewej ręki. Zwinnym krokiem znalazłam się tuż obok Ethana i wepchnęłam drugą rękę pomiędzy jego ramię, a żebra, na oślep szukając męskiej dłoni. Kiedy ją znalazłam, chciałam spleść nasze palce, na co Pierce początkowo nie pozwalał. Dopiero po chwili się ugiął i złączył swoją dłoń z moją. Był uparty jak osioł, ale miał do mnie zbyt wielką słabość, aby nadal się burmuszyć.

— Nie bądź taki zazdrosny — mruknęłam, trącając go barkiem. Zerknął na mnie z góry ze sztucznym oburzeniem. — Nie mogę uwierzyć, że chociaż przez sekundę pomyślałeś, że mogłabym być nim zainteresowana.

— Szczerzyłaś się do niego jak moja siostra do plakatu z Harrym Stylesem — wytknął mi. — Nawet do mnie się tak nie uśmiechasz.

Nie patrzył na mnie, a przed siebie, więc wykorzystując sytuację bez przerwy go naśladowałam, robiąc dziwne miny.

— Chciałam być miła! — zaoponowałam wysokim głosem.

— Ty nie jesteś miła z przymusu. Gdyby cię nie obchodził, patrzyłabyś na niego ze znudzeniem na twarzy. Z takim, z jakim kiedyś patrzyłaś na mnie.

— Dał mi różę — westchnęłam, mając ochotę trzepnąć go w ten głupi łeb.

Ta cała dyskusja toczyła się dalej, dlatego że Ethan był zazdrosny o jakiegoś sprzedawcę. Nie wierzę.

— Czerwoną — upomniał mnie, zerkając przez ramię na moją twarz, która ociekała dezaprobatą. Uniosłam brew, chcąc, aby kontynuował i powiedział mi do czego zmierza. — Nie powinnaś tak się ekscytować. Przecież wolisz herbaciane.

Nie mogłam powstrzymać głupiego uśmiechu, który cisnął się na usta, kiedy zrozumiałam, że przywołał taką informację. Właśnie w taki sposób nieświadomie pokazywał mi, że naprawdę mu zależało. Wyłapywał małe szczegóły w moim zachowaniu, często przywoływał fragmenty moich dawnych wypowiedzi i wiedział tak wiele, nie pytając praktycznie o nic. Obserwował, kiedy inny chcieli dowiadywać się bezpośrednio ode mnie. Nie musiałam mówić dużo, aby w ciągu ostatnich miesięcy stał się jedną z osób znających mnie najlepiej.

— Zgadza się. A jednak wykupiłeś wszystkie czerwone róże i właśnie trzymam je w rękach.

Pierce przygryzł dolną wargę, wzdychając z wrodzoną nonszalancją.

— Musiałem uświadomić go, że król jest tylko jeden, i jestem nim ja.

Parsknęłam głośnym śmiechem, jeszcze szczelniej splatając nasze palce.

— Jesteś niemożliwy. — Pokręciłam głową z dezaprobatą, posyłając mu najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać.

Chyba właśnie to chciał zobaczyć, bo w mgnieniu oka cała irytacja z niego wyparowała. Mocniej ścisnął moją dłoń, powodując, że znów przeszedł mnie dreszcz. Ciepło jego skóry było przyjemne i przyprawiało moje serce o szybsze bicie. Nic nie mogłam poradzić na to, że cały czas się uśmiechałam, a patrząc na nasze splecione palce, miałam poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Tym był dla mnie Ethan. Moim prywatnym bezpieczeństwem. Ostoją, której nieświadomie tak bardzo potrzebowałam.

﹡﹡﹡

Słońce powoli chowało się za horyzontem, ustępując miejsca ciemności i gwiazdom, które już zaraz miały pojawić się na niebie. I przysięgam, że chyba nigdy nie widziałam niczego piękniejszego niż zachód słońca w Cancun. Z zapartym tchem przyglądałam się jak niebo pokolorowało się na przeróżne barwy. Od fioletu, przez róż, aż do żółci pomieszanej z pomarańczem. Widok był naprawdę wspaniały.

Chociaż chyba powinnam zacząć zastanawiać się, czy piękniejszy był widok przede mną, czy chłopak znajdujący się obok.

Siedzieliśmy na wysokim klifie wysuniętym nad wodą. Na trawie rozłożony był czarny koc, a na nim jedzenie. I nie, nie były to żadne wykwintne potrawy, i chyba właśnie to najbardziej mnie urzekło. Bo było tak normalnie. Jakieś słodkie wypieki, paczka żelków i chipsów, a na przypieczętowanie tego wieczoru butelka szampana. Bezalkoholowego. To już stało się naszą tradycją. A w dodatku był on o smaku kiwi. Byłam w szoku, kiedy oznajmił, że wybrał właśnie ten, bo jest moim ulubionym. Musiał zauważać więcej, niż sądziłam.

Z miejsca, w którym to wszystko przygotował, dało się słyszeć szum fal, a także piękno zachodzącego słońca. Wszystko było takie proste, a jednocześnie takie doskonałe. Spojrzałam na bruneta z zaintrygowaniem. Siedział na kocu, podpierając się na wyprostowanych rękach. Nogi rozłożył przed sobą i wpatrywał się w punkt przed nami. Z jego nosa zniknęły okulary przeciwsłoneczne, a włosy nieco się poplątały. Wyglądał beztrosko i sprawiał wrażenie szczęśliwego. Supeł w moim żołądku poluzował się na myśl, że taki przy mnie. Lata temu przestałam podejrzewać, że ktokolwiek może być szczęśliwy, kiedy siedziałam obok.

Czułam się zbyt zniszczona i pusta w środku, aby uszczęśliwiać innych.

Wzięłam łyk zielonego napoju, który wypełniał szklany kieliszek. Lekko się uśmiechnęłam, czując w ustach znajomy, cholernie dobry smak. W międzyczasie obserwowałam Ethana, który nagle ucichł i odleciał myślami na inną planetę. Jeszcze chwilę temu rozmawialiśmy o głupotach, a on częstował mnie swoimi głupimi żartami, powodując, że śmiałam się do bólu brzucha. Teraz było inaczej. Wyglądał, jakby nad czymś rozmyślał. Walczył ze swoimi myślami, a w morskich tęczówkach czaiła się obawa. Zaczęłam się niepokoić.

Westchnęłam cicho, kiedy odgarniałam z twarzy krótkie blond kosmyki, które wyswobodziły się z luźnego upięcia.

— O czym myślisz? — Mój głos był dziwnie cichy i niepewny, co nie przypominało mojego codziennego stylu bycia. Jakbym obawiała się tego, co od niego usłyszę.

Ethan wyrwał się z transu, kilkukrotnie mrugając. Wziął spokojny oddech, który przeczył panice w jego oczach, a następnie leniwie przekręcił głowę, świdrując wzrokiem moją twarz. Dopiero teraz widziałam go w całej okazałości, lecz nie tak dokładnie, bo przez panujący mrok wszystko wydawało się mniej wyraźne. A odpowiedź, którą otrzymałam na zadane pytanie, spowodowała, że mnie zamroczyło. Choć nie drgnęłam nawet o cal, wewnętrznie krzyczałam.

— O naszej relacji. — Rozchyliłam wargi, nie spodziewając się takich słów od niego. A brunet po prostu siedział przede mną z pokerową miną, skanując wzrokiem każdy szczegół mojej twarzy. Spięłam się, choć w duchu modliłam się, że on tego nie zauważy. Ale Ethan widział wszystko. Właśnie dlatego bez owijania w bawełnę postanowił sprostować sprawę. — Myślę, że powinniśmy o niej porozmawiać.

Nabrałam powietrza i nerwowo przełknęłam ślinę. Tak bardzo nie chciałam poruszać tego tematu. Wiedziałam, do czego zmierzał, a mnie było dobrze tak, jak jest. Byłam egoistką i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Tkwiłam z nim w nieokreślonej relacji, chociaż on określił się już dawno. Ja tego nie potrafiłam.

— W porządku — wymamrotałam ze sztuczną pewnością siebie, bo ta prawdziwa chwilę temu ze mnie wyparowała. — Tak więc porozmawiajmy.

Nie mówiłam nic więcej. Zamierzałam pozwolić mu na przejęcie inicjatywy. Ethan zaczął temat, więc zapewne miał w tej kwestii więcej do powiedzenia. Moim zadaniem było go wysłuchać i przyjąć na klatę wszystkie słowa, które zaraz wypadną z jego ust.

Mięśnie Ethana lekko się spięły, spojrzenie zmętniało. Nie był tak w swoich przemyśleniach tak stanowczy jak przed sekundą. Może liczył, że powstrzymam go przed tą rozmową? Cóż, on chyba również nie był do niej aż tak skory, jakby się wydawało. Przetarł dłonią twarz i na moment przymknął powieki. Boże, ta dyskusja nie mogła przynieść niczego dobrego.

— Od marca jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek, a ty wdrapałaś się na szczyt listy moich priorytetów. Niemniej jednak nie mam pojęcia, na czym my tak właściwie stoimy, i nie ukrywam, że fajnie byłoby się tego dowiedzieć. — Każde słowo wypowiadał z ostrożnością. Jakby bał się, że zaraz mu ucieknę. — Nie zrozum mnie źle, po prostu chciałbym zacząć nazywać rzeczy po imieniu.

Westchnęłam, walcząc z natłokiem myśli. Byłam przerażona wizją tego, że muszę skleić ten chaos w jedną całość i otworzyć się przed nim do takiego stopnia. To było trudne i tak cholernie bolesne. Nie mogłam patrzeć mu w oczy, więc przeniosłam wzrok na morze skąpane w świetle gwiazd i pozwoliłam sobie na chwilę dla oddechu i poskładania się do kupy. Chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak wielkim bałaganem byłam.

— Wiem, czego byś ode mnie chciał. Chciałbyś związku — powiedziałam chaotycznie, wciąż patrząc przed siebie, a nie na niego. — Uwierz mi, jakkolwiek nierealnie to brzmi, ja też bym tego chciała. Ostatnie miesiące sprawiły, że powoli zaczęłam odnajdywać elementy, które zgubiłam kilka lat temu. W tej chwili o niczym tak nie marzę, jak o tym, aby ci się odwdzięczyć. Zrobiłabym wszystko, aby uszczęśliwić cię w sposób, w jaki ty uszczęśliwiłeś mnie. — Spuściłam wzrok na swoje uda, zdając sobie sprawę, że lada moment pogubię się we własnych przemyśleniach. Krew szumiała mi w uszach i mieszała się z płytkimi oddechami Ethana, które słyszałam równie wyraźnie. Zacisnęłam powieki, czując się jak ostatni tchórz. — Ale niestety nie mogę tego zrobić. Nie, kiedy nie jestem gotowa. Nie mogę dać ci związku, jeśli nie mam pewności co do tego, co czuję, bo zachowałabym się jak nieodpowiedzialna gówniara. Trzy lata temu obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę pakować się w coś tylko po to, żeby spełnić czyjeś oczekiwania. Ty oczekujesz ode mnie zakochania — szepnęłam drżącym głosem, jednak każde słowo wypowiadałam tak pewnie jak to tylko możliwe. Wyrzuty sumienia zaczęły pożerać mnie od środka i właśnie one sprawiły, że pod wpływem impulsu podniosłam wzrok na Ethana. — A ja nie jestem w tobie zakochana.

Natychmiast pożałowałam tego, co powiedziałam. Widok obojętnej twarzy Ethana rozrywał na strzępy moje wnętrzności. Wyglądał, jakbym właśnie go spoliczkowała. Bardzo starał się sprawiać wrażenie niewzruszonego, ale gdybym miała określić wyraz jego twarzy jednym słowem, użyłabym słowa ból. Lodowate tęczówki jednocześnie były zupełnie puste, jak i przepełnione emocjami, za które powinnam pluć sobie w brodę. Rozczarowałam go. Paroma zdaniami zburzyłam wizję Pierce'a. Najgorsze było to, że nie patrzył na mnie tak, jakbym to właśnie ja była winna. Patrzył na mnie tak, jakby obwiniał siebie. Jakby to on z naszej dwójki był niewystarczający, a nie ja.

Nie mogłam patrzeć na Ethana w takim stanie. Najgorsze, że był w nim przez moje słowa. I choć wyznałam mu to, co czułam, nie powiedziałam mu wszystkiego. A on na to wszystko zasługiwał. Właśnie dlatego przełknęłam ślinę, aby zwilżyć gardło, i cicho odchrząknęłam.

— Właściwie powinieneś wiedzieć coś jeszcze — zaczęłam niepewnie, bo w mojej głowie panował zbyt wielki chaos, abym potrafiła skleić myśli w jedną całość. — Naprawdę wiele się zmieniło, odkąd się pojawiłeś. I chociaż jestem przerażona tym, co dzieje się ze mną, kiedy jesteś obok, uważam, że wszystko zmieniło się na lepsze. Nie chcę, abyś pomyślał sobie, że nie czuję niczego, bo... O Boże, mówienie o emocjach nigdy nie było moją mocną stroną. Po prostu... — Wzięłam głęboki oddech, plącząc się w słowach. Natłok myśli przyprawiał mą głowę o parowanie. Z nerwów zaczęłam skakać wzrokiem we wszystkie strony, aż wreszcie spuściłam go na klatkę piersiową Ethana. Teraz albo nigdy. — Ugh, po prostu musisz wiedzieć, że powoli zaczynam czuć. A kiedy mam cię obok, czuję się właściwie. Z emocjami jest u mnie naprawdę ciężko i... i nawet nie potrafię ich odczytywać, ale... — Kolejny głęboki oddech. Teraz albo nigdy powtarzałam sobie w głowie. Spojrzałam w niebieskie oczy, a kącik moich ust drgnął. — Próbuję powiedzieć ci, że jesteś jedyną osobą, w której mogłabym się zakochać... Po prostu nie w tej chwili.

Twarz chłopaka nieco się rozjaśniła. Patrzył na mnie z zapałem i nadzieją, której wcześniej u niego nie widziałam. A ja po tej wypowiedzi czułam się... naga. Wyznałam mu to, co od zawsze ukrywałam. Jednocześnie miałam wrażenie, że stutonowy głaz spadł mi z serca. To uczucie jednak minęło w momencie, w którym Ethan się odezwał.

— Mamy czas. — Uśmiechnął się delikatnie.

Mamy czas.

Chciałam mu przytaknąć, ale wtedy w głowie zapaliła mi się czerwona lampka.

On wyjeżdżał.

— Jaki czas, Ethan? My nie mamy czasu — wymamrotałam z zawodem w głosie i cicho westchnęłam. Przeniosłam wzrok na morze skąpane w mroku. Wydawało mi się, że ktoś wbił mi w żebra nóż. My nie mieliśmy czasu. — Zostały nam dwa, może trzy miesiące. Potem wyjedziesz...

— Apropos tego, jest coś, co musisz wiedzieć. — Jego wiecznie rozgrzana dłoń wylądowała na moim ramieniu. Wstrzymałam powietrze, niemal zwijając się pod ciężarem dotyku Ethana. Leniwie zerknęłam w jego stronę. — Nie wyjeżdżam.

Rozchyliłam wargi. Tępo patrzyłam na jego lekko rozbawioną twarz, prawie zapominając o oddychaniu. Kilkukrotnie zamrugałam, aby upewnić się w tym, że to mi się nie śniło. Sens jego słów dotarł do mnie z opóźnieniem i dopiero wtedy zaczęłam reagować normalnie. Ściągnęłam brwi, w milczeniu obserwując błyszczące, morskie tęczówki.

— Jak to nie wyjeżdżasz? Przecież się dostałeś — wydukałam z niedowierzaniem.

Byłam pewna, że bezczelnie sobie ze mnie żartował.

— Tak, ale zrezygnuję — powiedział cicho.

Wytrzeszczyłam oczy i pretensjonalnie się skrzywiłam. Za to Ethan zachowywał się, jakby cała sytuacja spływała po nim jak po kaczce.

— Zrezygnujesz?! Chyba sobie żartujesz. — Dźgnęłam go paznokciem w tors, wcześniej gniewnie marszcząc nos. — Nie możesz zrezygnować. Co cię napadło? Tak bardzo ci na tym zależało!

— W Atlantic City mam coś, na czym zależy mi zdecydowanie bardziej. — Ostrożnie się uśmiechnął. — A raczej kogoś.

Złapaliśmy kontakt wzrokowy. Po panice w lodowatych oczach nie było śladu. Teraz tylko spokój. Spokój, który udzielił się także mnie. Mimo że moja mina wciąż wyrażała konsternację, bo nie rozumiałam, co do mnie mówił, było jakoś inaczej. Lepiej.

Nie zmienia to faktu, że nadal uważałam go za skończonego debila, który rezygnuje z marzeń dla ludzi. Tak nie wolno. Nie jemu.

— Niby kogo? — prychnęłam pretensjonalnie. Nie mogłam pogodzić się z faktem, że pozwoliłby przejść karierze sportowca, której tak pragnął, koło nosa. Był zbyt ambitny i zasługiwał na wszystko, co najlepsze. Nawet jeśli swoim wyjazdem sprawiłby mi ból. Obserwowałam go z rezerwą. On również na mnie patrzył. Próbował przekazać mi coś spojrzeniem, a kiedy wymownie uniósł kącik ust, już wiedziałam. Pokręciłam głową przecząco. — Ethan, nie.

Chłopak parsknął pod nosem.

— To moja decyzja.

Powoli zaczynał wyprowadzać mnie z równowagi. Nie mogłam być powodem, dla którego zostałby w Atlantic City. Nie mógł zostać ze mną, bo nie miałam niczego do zaoferowania.

— Wiem, że twoja, bo jest bardzo głupia — jęknęłam ze zrezygnowaniem. — Nie możesz zmieniać tak poważnych planów ze względu na mnie, rozumiesz? Nie ma takiej opcji, Ethan. Nie zgadzam się.

Brunet przewrócił oczami i wyrzucił z siebie bezsilne tchnienie.

— Nie pytałem o pozwolenie — westchnął ze zrezygnowaniem. — Mam prawie dwadzieścia lat. Już potrafię sam za siebie decydować.

Chryste, jaki on był uparty. Jeszcze chwila i zdzielę go w łeb, bo ewidentnie coś mu się w nim poprzestawiało.

I to nie tak, że bardzo chciałam, aby wyjechał. Wręcz przeciwnie. Gdyby jednak został w Atlantic, byłabym cholernie szczęśliwa. Wiadomość o tym, że wyjeżdżał na studia, od kilku dni cały czas chodziła mi po głowie i sprawiała, że w losowych momentach traciłam dobry humor. Nie wyobrażałam sobie, że za jakiś czas, a tym bardziej tak krótki, miałoby go nie być. Niby zniknie z mojego życia i już się w nim nie pojawi? Wyjedzie, a nasza relacja, która ma jakiś tam potencjał, po prostu się skończy? Nie po to zaczęłam się przed nim otwierać, aby teraz to wszystko zaprzepaścić. Zrobiłabym wszystko, żeby został.

Rzecz w tym, że nie chciałam być egoistką. Chociaż ten jeden pieprzony raz chciałam postawić go ponad siebie. Jak wielką suką bym się okazała, gdybym pozwoliła mu tak po prostu zrezygnować z celu, który sobie wyznaczył? Przez ostatnich kilka miesięcy robił wszystko, aby mnie uszczęśliwić i naprawić. Przełamywał moje bariery, mimo trudu burzył mury. Musiałam mu się odwdzięczyć i wreszcie pokazać, że to, co próbował osiągnąć przez ponad pół roku, nie poszło na marne. Byłam mu to winna.

— Nie chcę, abyś rezygnował dla mnie. Wiesz, że nie wybaczyłabym sobie, gdybyś to zrobił. Dostałeś szansę, którą musisz wykorzystać. — Mój głos był stanowczy, ale czaiła się w nim nuta prośby. Prosiłam, aby nie rezygnował.

Błagałam go, aby wyjechał, choć tak bardzo pragnęłam, żeby został.

— Nadal nie rozumiesz, do czego zmierzam, prawda? — Uśmiechnął się łagodnie. — Chociaż moim zdaniem nie potrzebujesz ratunku, obiecałem ci, że cię naprawię i zamierzam dotrzymać słowa. Sama mówisz, że na ten moment nie jesteś zakochana i nie potrafisz doświadczać żadnych głębszych emocji, a ja przyrzekłem, że nauczę cię czuć. Zrobię to, słyszysz? Czy tego chcesz, czy nie, zostanę przy tobie i skończę to, co zacząłem. Pokażę ci, czym są prawdziwe uczucia.

Huragan myśli przemknął mi przez głowę. Kiedy mówił w ten sposób, wyglądał na przejętego. I nie robił tego z litości. Robił to, bo mu zależało. Moje serce chyba zamieniło się w silnik samochodowy, bo robiło trzy tysiące uderzeń na minutę, niszcząc żebra. Chociaż w tej sytuacji chciałam się przed tym wzbraniać, motyle w moim brzuchu urządziły sobie tańce. Znajome poczucie spokoju rozlało się po całym ciele, a moje gardło zaschło od nadmiaru emocji. Chyba zapomniałam jak się oddycha.

— Naprawdę jesteś gotowy poświęcić wszystko dla mnie? — zapytałam chwiejnym głosem, a brunet bez wahania przytaknął. Zmieniłam pozycję i usiadłszy na łydkach, ujęłam jego rozpalone policzki w dłonie. — A co z twoimi marzeniami...

Tym razem to jego duże dłonie chwyciły moją twarz. Nachylił się nade mną i z iskrami, które mogły wzniecić pożar, w oczach, przełknął ślinę z lekkim uśmieszkiem.

— Ty jesteś moim marzeniem, Desie.

I to się po prostu stało. Zrozumienie przyszło tak nagle i uderzyło mnie w twarz. Dotarło do mnie, że zaczęłam przepadać.

Wydęłam wargę, walcząc ze spazmami bezsilności, które targały moim ciałem. Już nie miałam siły walczyć i się wypierać. Nie, kiedy patrzył na mnie, jakby składał obietnicę. Obiecywał, że wszystko będzie dobrze, przyprawiając moje serce o drgawki. Bo tak długo, jak miałam go przy sobie, nic nie mogło pójść źle. Bo liczyliśmy się my. My, my, my.

— Teraz ci odpuszczę, ale jeszcze do tego...

— Czasami za dużo gadasz.

Bez ostrzeżenia wcisnął w moje usta krótki pocałunek, uciszając mnie. Zanim zdążyłam go odwzajemnić, chłopak odsunął swoją twarz, ostatni raz mnie cmokając. Patrzyłam na niego z rozdziawionymi oczami i rozbawieniem wymalowanym na ustach, które wyginały się w pobłażliwym uśmiechu.

Ethan zarzucił ramię na mój bark, a następnie zwinnym ruchem nieznoszącym sprzeciwu, przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam się w tors niebieskookiego, a głowę ułożyłam w zagłębieniu jego szyi. Wdychałam standardową mieszankę miętowych gum do żucia, cynamonu i męskich perfum, pozwalając, aby ciepło jego sylwetki ogarnęło moje ciało. Mogę wręcz pokusić się o stwierdzenie, że dokładnie słyszałam bicie jego serca. Tego dźwięku mogłabym słuchać godzinami. Cichutko odetchnęłam, a brunet schował twarz w moich falowanych włosach. Głaskał mnie po ramieniu, lekko nas kołysząc. I w tamtym momencie czułam, jakby los padł mi do stóp. Miałam wszystko, czego wtedy potrzebowałam. Miałam jego.

Nie wiem, ile przesiedzieliśmy na tym klifie, wtuleni w siebie, rozmawiając o błahostkach i popijając bezalkoholowego szampana, ale kiedy zaczęliśmy się zbierać, pośladki bolały mnie od siedzenia. Niczego ze sobą nie zabraliśmy, nawet róże zostawiłam na kocu, bo Pierce stwierdził, że jutro ktoś się tym zajmie. Nie protestowałam, bo nie chciało mi się targać tych wszystkich dupereli ze sobą.

Potem wybraliśmy się na spacer. Po godzinie chodzenia oświetlonymi uliczkami Cancun zaczęły mnie boleć nogi. Ostatnią rzeczą, której bym się spodziewała, był Ethan każący mi iść na boso, ale powinnam się przyzwyczaić, że ten chłopak lubił zaskakiwać. Właśnie takim sposobem dreptałam po chodniku bosymi stopami, a Ethan trzymał w ręce moje sandałki na koturnach. Przez to nasza różnica wzrostu była jeszcze większa, ale już dawno przestałam się tym przejmować. Szliśmy bez konkretnego kierunku, cały czas się przepychając. Chichraliśmy się jak kretyni, jednocześnie rzucaliśmy w swoją stronę najróżniejszymi wyzwiskami i docinkami. W pewnym momencie zaśmiałam się tak głośno, że zaczęłam obawiać się, że któryś z mieszkańców w końcu wezwie policję.

— Jesteś pewna, że nie chcesz moich butów? — Ethan z powątpiewaniem spojrzał na moje stopy.

Ze śmiechem pokręciłam głową w wyrazie zaprzeczenia.

— Żeby chodzić jak kaczka? Nie, dzięki. — Uniosłam brew i jednocześnie zaszłam drogę Pierce'owi, dźgając go łokciem pod żebrem.

Odpłacił mi tym samym, tyle że z mniejszym użyciem siły.

— Jak chcesz. Tylko potem nie przychodź z płaczem, że bolą cię stopy. — Wzruszył ramionami i dumnie wydął wargę. — Starsi zawsze mają rację.

— Intelektualnie jesteś na poziomie podstawówki — docięłam mu z kamienną powagą. — W kwestii rozumu to ja zwyciężam.

— Chciałabyś — prychnął, znów szturchając moje ciało. Poleciałam na bok, straciwszy równowagę, i prawie się wywróciłam. Zachowywaliśmy się jak pijani, chociaż nie piliśmy alkoholu. Chyba zrozumiałam, czym była prawdziwa wolność. Zimny chodnik momentami drażnił moje stopy, ale w życiu bym się do tego nie przyznała. W pewnym momencie Ethan złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć za sobą. — Mam pomysł.

Nie pytałam, dokąd mnie ciągnął, bo i tak nie dostałabym odpowiedzi. Dlatego po prostu szłam, a raczej biegłam za nim, zaciskając zęby za każdym razem, kiedy nadepnęłam na jakiś kamyk. Szybko okazało się, dokąd nas przyprowadził. Zatrzymaliśmy się przy drewnianych stopniach, które były zejściem na plażę. Ethan zdjął swoje buty, a następnie pokonał stare schody. Przez to, że nasze palce były splecione, nie miałam wyboru, więc musiałam zrobić to samo. Parę sekund później moje stopy zetknęły się z chłodnym piaskiem. Nieudolnie maszerowałam po wyboistej powierzchni, zasypując się w małych ziarenkach. Z podziwem wpatrywałam się w morze skąpane w nocnej ciemności. Gwiazdy odbijały się od tafli wody, tworząc przepiękny widok.

Oderwałam się od podziwiania krajobrazu dopiero wtedy, kiedy Ethan wyswobodził swoją dłoń z uścisku. Popatrzyłam na niego ze zdezorientowaniem, które tylko bardziej się spotęgowało, kiedy odrzucił na bok moje sandałki i zabrał się za rozpinanie czarnej koszuli.

— Co ty robisz? — wydusiłam, patrząc na niego jak na wariata.

Górna część garderoby Pierce'a upadła na piasek. Brunet rzucił się do biegu.

— Idziemy popływać! — zawył z entuzjazmem.

— Ty zwariowałeś! — zawołałam za nim, powoli idąc w jego stronę. Kręciłam głową z niedowierzaniem i jednocześnie szczerzyłam się jak idiotka. — Jesteś nienormalny!

Ethan zatrzymał się niedaleko brzegu i zwinnym ruchem pozbył się białych szortów, które również wylądowały na ziemi. Choć nie widziałam go zbyt wyraźnie, bo dookoła było ciemno, mogłam dostrzec, że został wyłącznie w ciemnych bokserkach. Odwrócił się do mnie i zachęcająco machnął ręką.

— Nie marudź, tylko się rozbieraj! — odkrzyknął, biegnąc w stronę brzegu. — Czekam w wodzie!

Jak powiedział, tak zrobił. Do moich uszu dotarł głośny plusk, a ciało Pierce'a zniknęło z pola widzenia. Nie wierzę. On naprawdę to zrobił. Wbiegł do wody, po chwili zanurzając się w niej po czubek głowy.

Miałam dwie opcje. Dołączyć do niego albo patrzeć, jak pływa. Cóż, wybór był prosty. Podbiegłam bliżej, czując jak materiał sukienki pod wpływem wiatru obija się o moje nogi. Zatrzymałam się dopiero w miejscu, w którym leżały spodenki i rzeczy osobiste Ethana. Odrzuciłam na ziemię torebkę i ostatni raz spojrzałam na chłopaka, który w najlepsze sobie pływał. Wtedy pojawiło się zawahanie. Zdałam sobie sprawę, że przecież nie miałam stroju kąpielowego. O ile Ethan nie miał problemu z paradowaniem przy mnie w samych gaciach, ja nie byłam przekonana co do pokazania się mu jedynie w bieliźnie.

Przez kilkadziesiąt sekund stałam w miejscu, przebierając z nogi na nogę, i walczyłam z myślami. W pewnym momencie naprawdę chciałam zrezygnować z tego pomysłu. Ale wtedy znów przeniosłam wzrok w stronę wody. Fale obijały się o brzeg, a śmiech Pierce'a dało się słyszeć na całej plaży. Wyglądał tak pięknie. To wszystko właśnie tak wyglądało. Pięknie.

I takim sposobem wszystkie wątpliwości poszły się pieprzyć. Zrozumiałam, że nie wybaczyłabym sobie, gdybym zmarnowała taką okazję do tworzenia wspomnień. To popchnęło mnie do działania. Westchnęłam pod nosem, nie wierząc, że naprawdę to robię, a następnie zabrałam się do rozbierania. Najpierw sięgnęłam po klamrę w moich włosach i ją odpięłam, rozpuszczając blond kosmyki, które opadły mi na twarz. Umieściłam przedmiot na szortach należących do chłopaka, po czym zerknęłam w dół. Teraz albo nigdy. Zwinnym ruchem zaczęłam zsuwać z ramion rękawy czerwonej sukienki. Przeciągnęłam kreację przez biust i brzuch, a następnie zaczęłam energicznie kręcić biodrami, aby przecisnąć górną część ubrania przez pośladki. Zaraz potem sukienka wylądowała na piasku, a ja zostałam w bordowej, koronkowej bieliźnie.

Ostatni raz omiotłam sylwetkę wzrokiem. Raz kozie śmierć. Pozostawiając wszystkie rzeczy za sobą, zwiewnym krokiem pobiegłam w stronę morza. Wzdrygnęłam się, kiedy fala zderzyła się z moją nagą skórą. Woda była letnia, co okazało się miłym zaskoczeniem. Żołądek niemal wybuchał od ekscytacji i adrenaliny, a oddech ugrzązł w gardle. Powoli pokonywałam kolejne metry, aż wreszcie znalazłam się na odpowiedniej głębokości i zanurzyłam ciało w morzu. Zapiszczałam w reakcji na chłód, a następnie zaczęłam płynąć. Szybko udało mi się podpłynąć do Ethana. Brunet wyszczerzył się na mój widok. Jego włosy były już przemoczone, a po twarzy spływały pojedyncze krople. Woda sięgała mu lekko nad biodra, czego nie mogłam powiedzieć o sobie, bo byłam zanurzona po same żebra.

Przez jakiś czas pływaliśmy, skakaliśmy przez fale i chlapaliśmy się. Nasze śmiechy słychać było wszędzie. W pewnym momencie chłopak zanurkował, a zaraz potem wynurzył się tuż przy mnie. Pisnęłam, kiedy jego zimne ramiona oplotły moje ciało od tyłu i przerzuciły nim przez wielką falę. Kiedy stopy zetknęły się z dnem, uniosłam brodę.

Stał naprzeciwko. Jego umięśniony tors błyszczał z powodu wilgoci i światła księżyca. Przełknęłam ślinę, gdy Ethan postawił krok ku mnie. Nie przerywając naszego elektryzującego kontaktu wzrokowego, znalazł się tak blisko, że klatki piersiowe się ze sobą stykały. Zgubiłam oddech, a wielka gula urosła mi w gardle. Gwiazdy odbijały się w ciemnoniebieskich, niemal granatowych oczach. Jeszcze nigdy ich takich nie widziałam. O Chryste, zaraz zejdę na zawał. Brunet przygryzł wargę i bez ostrzeżenia umieścił dłoń na moich lędźwiach. Wzdrygnęłam się, a w miejscu, w którym mnie dotknął, poczułam pieczenie spowodowane gorącem skóry nastolatka. Drugą ręką odgarnął mi z twarzy mokry, poplątany kosmyk włosów. Wierzchem dłoni przejechał po policzku, a przy tym wciąż wpatrywał się w moje tęczówki.

Nachylił się nade mną i przyciągnął do siebie, a moje ręce automatycznie wylądowały na jego karku.

— Nie mogę oderwać od ciebie oczu, Destiny — odetchnął wprost w moje wargi. Przyjemny prąd przeszedł po ciele. — Jesteś moją szczęśliwą przystanią. I obiecuję ci, że podpalę wszystkie mosty, abym kiedyś i ja stał się twoją.

Uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam.

Już nią jesteś.

— Miałabyś coś przeciwko, gdybym cię teraz pocałował? — wychrypiał, mierzwiąc każdy włosek na moim ciele.

— Powstrzymałbyś się, gdybym powiedziała ci, że tak? — Zawadiacko uniosłam brew, starając się brzmieć naturalnie.

Prawda była taka, że wewnętrznie cała drżałam. Straciłam umiejętność oddychania i racjonalnego myślenia, zgubiłam hamulce i jakąkolwiek asertywność. Po prostu chciałam, aby był blisko.

— Nie.

— Więc zrób to.

Nie musiałam powtarzać mu dwa razy. Ostatni raz spojrzeliśmy sobie w oczy. Ciemnoniebieskie tęczówki wyrażały głód. Przełknęłam ślinę, bo nogi zrobiły mi się jak z waty. Chłopak ujął jedną ręką mój policzek, a drugą przyciągnął moje biodra. To było jak sen. Bez zawahania wpił się z moje spierzchnięte usta, początkowo tylko delikatnie je muskając. Zacisnęłam powieki, podczas gdy motyle w brzuchu niemal wydostały się na zewnątrz. Pod wpływem dotyku Ethana moje ciało płonęło. Wkrótce dołączyliśmy do tego języki. Poruszały się w powolnym tańcu rozpalającym zmysły. Cała drżałam. Wplotłam palce w jego włosy, a zaraz potem delikatnie za nie pociągnęłam w reakcji na to, że Ethan delikatnie przejechał kciukiem po moich plecach. Chciałam krzyczeć każdą komórką swojego ciała. Serce biło mi jak dzwon, a szum krwi słyszalny w uszach zagłuszał wołania zdrowego rozsądku. Przepadałam. Przepadałam dla chłopaka, który czynił mnie szczęśliwą jednym spojrzeniem.

Ethan zwinnym, powolnym ruchem umieścił dłonie pod moimi udami, wcześniej zahaczając palcami o biodra, które były moim czułym punktem. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, a Pierce poczuwszy to, na chwilę się ode mnie oderwał, aby spojrzeć w moje oczy. Jestem pewna, że zobaczył w nich swoje imię. Tak jak ja widziałam moje w tęczówkach należących do niego. Kiedy chłopak podsadzał mnie do góry, dźwięcznie się zaśmialiśmy. Jeszcze ciaśniej zacisnęłam ramiona wokół męskiego karku, a nogami owinęłam sylwetkę Ethana. Poddawałam się każdemu ruchowi bruneta. Czułam ciepło jego ciała, silne dłonie przy moich nogach. Czułam znajomy zapach i dotyk jego języka, który chwilę temu bez ostrzeżenia wdarł się do moich ust i zawładnął nimi w ciągu sekundy.

I chociaż to, co działo się teraz, było odważniejsze od wszystkiego, co robiliśmy dotychczas, w tym nadal nie chodziło o pożądanie, a dotyk jego ust, mimo że brutalniejszy, wciąż był jak trzepot skrzydełek motyla. W tym pocałunku zawarliśmy mnóstwo delikatności. Był lekki, przyjemny i szczery. Ta noc była szczera. Nic innego się nie liczyło, Tylko morze, gwiazdy, ten ciemnowłosy chłopak i jego usta przy moich. Warga przy wardze. Serce przy sercu. Dusza przy duszy. Ja przy nim. Nic więcej. Tylko my.


Standardowo zostawiam akapit na Wasze przemyślenia. Możecie podzielić się nimi również na twitterze pod #shiningheartsIMB. Kocham i do następnego!

Continue Reading

You'll Also Like

210K 11.8K 30
Trzecia część serii Kings of Darkness - historia Eliasa i Rosalie Rosalie Amore rozpoczyna studia na swoim wymarzonym kierunku po kilku latach spędzo...
496K 12.4K 32
~II część Trylogii Zniszczenia~ Przywrócimy całe dobro, które nam pozostało. Evangeline Pierce zatraciła się w samej sobie szukając drogi ucieczki od...
46.1K 158 10
no tu będą różne historie bedą 18+ będą tu wlw blb i blg
Young Tears By horti

Teen Fiction

17.4K 532 14
Co się stanie, jeśli w poszukiwaniu spokoju natkniesz się na jeszcze większy chaos? Melissa nigdy nie należała do osób spokojnych. Zawsze mocno stąp...