TWO SHINING HEARTS | RISK #1

By itsmrsbrunette

185K 6K 7.2K

~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpal... More

WSTĘP
Prolog
1. Gorzej być nie mogło.
2. Nie patrz tak na mnie.
3. Decyzja zapadła.
4. Połamania nóg.
5. Jestem twoją dłużniczką.
6. Idź do domu.
7. Nie doceniasz mnie.
8. Ale z ciebie egoista, stary.
9. Tego jeszcze nie grali.
10. Winni się tłumaczą.
11. Życie za życie.
12. To wy ze sobą nie kręcicie?
13. Nie ze mną takie gierki.
14. Głupi zawsze ma szczęście.
15. Otwórz się na uczucia.
16. Nie chcę twoich tłumaczeń.
17. Pieprzyć moralność.
18. To przecież Ethan.
19. Jedyna szansa.
20. Nasza mała tajemnica.
21. Wóz albo przewóz.
22. Ja i tylko ja.
23. Nie wychodź.
24. Moment zwątpienia.
25. Puste słowa.
26. Jedenaście dni.
27. Miarka się przebrała.
28. Nie jestem taka łatwa.
29. Nie zaczynaj czegoś, czego nie umiesz skończyć.
30. Sprawy się skomplikowały.
31. Kilka słów.
32. To i wiele więcej.
33. Dotyk szczęścia.
34. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
35. Moje bezpieczeństwo.
36.1. Cyrk na kółkach.
36.2. Napraw to.
38. Teraz albo nigdy.
39. Początek końca.
40. Bezsilność.
Epilog
Podziękowania

37. Banda idiotów.

3.4K 118 166
By itsmrsbrunette

Mam tu dla Was 10 tysięcy słów. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i będę wdzięczna za ogromną aktywność, bo myślę, że zasłużyłam. Miłego czytania!

Ten rozdział dedukuję mojej najlepszej przyjaciółce - W. Nigdy nie będę w stanie wyrazić, jak bardzo jestem wdzięczna za to, że wspierasz mnie w pisaniu, ale i we wszystkim innym <3 Dziękuję, że jesteś. 

twitter: #shiningheartsIMB 

Rozdział niesprawdzony, mogą wystąpić błędy. 

— Cisza! — Wszyscy spojrzeliśmy w stronę różowowłosej dziewiętnastolatki, której wrzask słyszeli chyba ludzie w całym budynku. Stojący obok Ethan przewrócił oczami, natomiast Sawyer i Mason nie mogli powstrzymać rozbawienia spowodowanego rozdrażnieniem Nory. Zachowywała się jak nasza mama. — Mamy już wszystko? Niech każdy sprawdzi, bo nie zamierzam tu wracać, gdy nagle was olśni, że czegoś zapomnieliście.

Nie musiałam nawet sprawdzać. Zaciskałam palce na rączce ogromnej, cholernie ciężkiej walizki, a przez ramię przewiesiłam wielką torbę sportową. W przeciwieństwie do Crystal, Ruby, czy chociażby Masona, nie wzięłam dziesięciu tysięcy małych bagaży, a jeden wielki. Od razu powędrowałam spojrzeniem na moją blondwłosą przyjaciółkę, która uważnie liczyła swoje walizki, wspomagając się listą stworzoną w notatkach w najnowszym smartfonie.

— Mam wszystko — zadeklarował Latynos, więc popatrzyłam w jego stronę.

Dookoła niego stały cztery bagaże, choć wszyscy raczej spodziewaliśmy się po nim tylko jednego.

— Wszystko oprócz mózgu — docięła mu ze śmiechem Torres, która stanęła obok Masona z wózkiem załadowanym walizkami. — Ja mam komplet — oznajmiła z wyraźną ulgą. Domyślam się, że zawartość tych toreb była warta więcej niż cały mój dom. Moja szalona przyjaciółka nie oszczędzała na ubraniach.

Crystal posłała Warnerowi niewinny, promienny uśmiech, za co odpłacił jej tym samym. Z założonymi ramionami i uniesioną brwią przyglądałam się temu, jak przez dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy i w zupełnym milczeniu, po prostu szczerzyli się jak dzieci.

Właśnie wtedy poczułam w okolicy żeber ukłucie. Rozbawiony Sawyer zwróciwszy uwagę moją i Ethana, cwanie uniósł kącik ust i machnął głową w kierunku tamtej dwójki.

— Przydałby się popcorn — mruknął z zainteresowaniem, nie spuszczając wzroku z Crystal i Masona. — Ile im dajemy?

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc sensu jego wypowiedzi, a w międzyczasie usłyszałam przy uchu krótkie, zduszone parsknięcie, które wypadło z warg Pierce'a.

— Dajemy czego? — zapytałam lekko skonfundowana.

— Czasu na bycie w związku — uściślił ze śmiechem.

Omiotłam go wzrokiem. Jego orzechowe włosy były schowane pod białą czapką z daszkiem. Ciemnobrązowe oczy wyrażały to, że doskonale bawił się, szydząc z przyjaciela. W tym momencie ja miałam ochotę szydzić z niego, bo w kolorowej, kwiecistej koszuli i białych jeansowych spodenkach wyglądał dość... nienaturalnie, a wręcz komicznie.

Westchnęłam pod nosem, analizując jego słowa, a następnie przewróciłam oczami. Skrzyżowałam ręce na biuście i trąciłam go ramieniem.

— A może zostawimy wtrącanie się w ich relację komuś innemu? — zaproponowałam i chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nie dano mi tego zrobić.

— Trzy tygodnie.

Ze zdziwieniem spojrzałam na stojącego obok Ethana, który wypowiedział te słowa z kompletną powagą. Przyglądał się dwójce dyskutujących ze sobą nastolatków niczym trener, który próbuje oszacować ich szansę na wygraną. Przechylił głowę, wcześniej mierzwiąc palcami swoje ciemne, niemal czarne kosmyki.

Pacnęłam go w bark, więc skrzywił się ze śmiechem i nie zwracając na mnie uwagi, po prostu popatrzył na kpiącego Daxtona.

— Stary, to potrwa z tydzień. Mówię ci, wyjadą stąd, trzymając się za ręce — gorączkował się Sawyer, który usilnie bronił swego zdania. Pierce pokręcił głową w akcie niezgody i parsknął cierpkim śmiechem. — Nie wierzysz mi? To może zakład?

Stojąc pomiędzy nimi, obserwowałam, jak Sawyer wyciąga rękę w kierunku niebieskookiego, a zdeterminowany, rozbawiony Ethan po chwili ją ściska, zgadzając się na ten cały zakład. Nigdy nie zrozumiem chłopaków i tych ich dziwnych zakładzików. Przewróciłam oczami i wypuściłam z ust długie westchnienie, które symbolizowało moją bezsilność.

Gdy skończyli dyskutować o Crystal i Masonie, a cała reszta zadeklarowała, że niczego nie zgubili, zdecydowaliśmy się na opuszczenie lotniska. Ciągnąc za sobą bagaże, powoli przemierzaliśmy budynek w drodze do wyjścia. Gdy w pewnej chwili zjawił się obok mnie Ethan i wysunął mi z dłoni walizkę, nawet nie protestowałam. Pozwoliłam, aby wykazał się swoją siłą i jedynie posłałam w jego stronę figlarny uśmiech. Spojrzenie niebieskich tęczówek, które niebezpiecznie zaświeciły, to po prostu było to. Morskie oczy tego doskonałego chłopaka miały w sobie to coś. I to mi wystarczało.

Wyszliśmy z lotniska, a następnie przystanęliśmy pod budynkiem, szukając taksówek, po które zadzwoniliśmy od razu po wylądowaniu. Ciepły, czerwcowy wiaterek przyjemnie muskał moją rozgrzaną skórę i rozwiewał włosy, które zostały związane w bardzo luźnego kucyka z wypuszczonymi kosmykami. Promienie słońca spływały po ciele, wprawiając mnie w cudowny nastrój. Czułam na karku kropelki potu spowodowanego wysoką temperaturą. Termometry wskazywały ponad trzydzieści stopni w cieniu, więc niewiele brakowało, abym się roztopiła. Przymrużyłam oczy, przecierając dłonią czoło, po czym po prostu się uśmiechnęłam. Czekały mnie idealne wakacje.

Gdy Lizzie stanęła na jednej z ławek i krzykiem oznajmiła, że robi zdjęcia, wszyscy ustawiliśmy się w pobliżu brunetki i zaczęliśmy pozować. Ręka Sawyera oplotła zarówno mój jak i kark Ethana, przez co całą trójką przykleiliśmy się do siebie, wyglądając przynajmniej idiotycznie. Naszą jakże profesjonalną sesję zdjęciową przerwały taksówki, które właśnie zaparkowały przez lotniskiem. Szybko podzieliliśmy się na trzy grupy i wsiedliśmy do pojazdów.

Na tylnym siedzeniu siedziałam ja, Ethan i Sawyer, a miejsce z przodu zajęła Ruby. Kierowcą okazał się młody chłopak, który na oko miał nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Miał krótkie, jasne włosy i miłe spojrzenie, którym co jakiś czas obdarzał nas przez wsteczne lusterko.

— Co sprowadza was do Cancun? — zagaił, uchylając szybę po swojej stronie. W jego głosie nietrudno było wychwycić meksykański akcent, który tylko utwierdził mnie w tym, że angielski nie był ojczystym językiem mężczyzny.

Prawdę mówiąc, średnio chciało mi się dyskutować o takich pierdołach, więc liczyłam na to, że ktoś inny zechce odpowiedzieć. Nie musiałam długo czekać. Ruby poprawiła swoje ciemne, proste włosy i zwróciła się w kierunku blondyna, wlepiając w niego intensywne spojrzenie. I może to tylko wrażenie, a może Abara rzeczywiście lekko się zarumieniła.

— Wakacje — odpowiedziała z rozmarzeniem i rozejrzała się po ulicach Cancun. — W planach najpierw było Rio, ale skończyliśmy tutaj. Mam wrażenie, że nie pożałujemy.

— Nie pożałujecie — zapewnił niemal od razu i spojrzał na Afroamerykankę z ciepłym uśmiechem. — Mamy tu mnóstwo atrakcji, a plaże są przepiękne. Jakbyście szukali przewodnika, to mogę zostawić wam swój numer. — Przy wypowiadaniu tego zdania szczególnie zwrócił się do mojej ciemnoskórej przyjaciółki.

Dziewczyna ochoczo pokiwała głową, jednocześnie udając niewzruszoną. Zaraz potem wciskała na telefonie odpowiednie cyferki zgodnie z tym, co dyktował jej nasz taksówkarz.

Marzyłam już tylko o dotarciu do domu, który udostępnił nam ojciec Crystal. Początkowo mieliśmy lecieć do Brazylii, ale pan Torres wybił nam ten pomysł z głowy, bo właśnie remontował posiadłość w Rio de Janeiro. Zamiast tego zaoferował nam darmowy pobyt w równie wielkiej willi w Cancun w Meksyku. Nie muszę ukrywać, że jak najprędzej chciałam się tam znaleźć. Mimo że lot trwał niespełna cztery godziny, zaczynałam robić się senna od wysłuchiwania tandetnej pogawędki Ruby i kierowcy.

Tak, nikt z pozostałych osób się nie odzywał. Sawyer oparł policzek na szybie i z otwartymi ustami cicho pochrapywał, śliniąc się przy tym jak jakiś mops. Ten chłopak nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Między naszą dwójką siedział jeszcze Ethan, który intensywnie szukał czegoś w swoim Iphonie. Nawet nie próbowałam zerkać na ekran, bo uznałam, że powiedziałby mi, gdyby to było coś ważnego, albo przynajmniej związanego ze mną. Przez chwilę wpatrywałam się w jego profil i choć w ciągu ostatnich miesięcy robiłam to nałogowo, nadal nie mogłam oderwać wzroku. Ostre rysy twarzy i wyraźna linia żuchwy powinny budzić strach, ale kontrastując z jego dobrym charakterem, po prostu dodawały mu uroku i tajemniczości.

Odwróciłam głowę w kierunku okna i chłonęłam wzrokiem wszystkie widoki. Słońce paliło skórę nawet przez szybę, a klimatyzacja samochodowa mogła się przy nim schować. Nie podziwiałam uroków Cancun zbyt długo. Gdy kierowca docisnął pedał gazu, aby wyprzedzić ślimaczącą się przed nami ciężarówkę, skamieniałam. Oddech zabłądził w płucach, przez co zrobiło mi się mgliście przed oczami. I ten cholerny chaos, który pojawił się w głowie. Milion myśli na sekundę i wspomnienie, które powtarzało się w mojej głowie jak pieprzona mantra. Zacisnęłam palce na uchwycie w drzwiach i przymknęłam powieki, starając się złapać powietrze. Odchyliłam głowę w tył i ignorując szum krwi dzwoniący w uszach, cieszyłam się przynajmniej z tego, że wszyscy byli tak zajęci sobą czy rozmową, że nie zwracali na mnie uwagi.

Pragnęłam wreszcie się od tego uwolnić. Przestać odczuwać najmniejszą zmianę prędkości w taki sposób. Pozbyć się ataków paniki.

Pragnęłam zostać naprawiona.

I jak na zawołanie poczułam ciepło na mojej nagiej skórze. Choć nie musiałam otwierać oczu, aby poznać ten dotyk, zrobiłam to. Uchyliłam powieki, a mój wzrok automatycznie padł na kolano. Silna ręka Ethana kojąco głaskała moją nogę. Zauważył. Wiedział, że coś było nie tak. Bo patrzył zawsze. Nawet wtedy, kiedy ja tego nie robiłam.

Myślałam, że zaczęłam uspokajać się za sprawą jego ciepła i dotyku. Zrozumiałam, w jakim błędzie byłam, gdy podniosłam spojrzenie na jego łagodne, pełne troski tęczówki. Błękit oceanu czający się w tych magicznych oczach sprawił, że cały stres, a przynajmniej jego większa część, po prostu gdzieś uleciały. Znów zobaczyłam w nich nadzieję, którą lata temu straciłam. Bo pragnęłam aby ktoś mnie naprawił, a jedyną osobą, która była w stanie tego dokonać, w ostatnim czasie stał się właśnie on.

Nie wiem, jak długo zajęła nam droga pod odpowiedni adres, ale odetchnęłam z ulgą, gdy podeszwy moich air force zetknęły się z betonowym chodnikiem. Rozprostowałam kości, nieznacznie się przeciągając, a następnie podeszłam do bagażnika i przejęłam od kierowcy sportową torbę i walizkę, którą zaczęłam za sobą ciągnąć. Okazało się, że dotarliśmy na miejsce jako ostatni. Reszta już krzątała się po posiadłości i, cóż, była ona naprawdę ogromna.

Przeszklony budynek był dwupiętrowy, a wokół niego rozciągał się spory ogród, który ewidentnie był pielęgnowany przez wykwalifikowanych ogrodników. Minęliśmy kamienne ogrodzenie. Ściany z zewnątrz były białe, a w wielu miejscach widniały drewniane wstawki, które dodawały luksusu. Już na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało na bardzo drogie, więc bałam się, co zastaniemy w środku. Przekroczyliśmy próg ogromnych, przesuwanych drzwi i zatrzymaliśmy się w holu. Już od progu słychać było muzykę dobiegającą z wbudowanych w ścianie głośników. Wnętrze było naprawdę piękne i cholernie bogate. Wszystko zachowane w jasnych barwach, rude panele podłogowe ładnie komponowały się z szarymi dodatkami i białymi meblami. Wszędzie rozstawiono mnóstwo roślin, a żyrandole były kryształowe. To pałac, do cholery!

Na horyzoncie pojawiła się moja blondwłosa przyjaciółka. Szybko znalazła się obok nas i chwyciła mnie za ręce, obserwując każdego z naszej czwórki.

— Dla was zostały pokoje na drugim piętrze — oznajmiła radośnie i wskazała ręką na długie, szklane schody. — Każdy ma swoją sypialnię. Możecie iść się rozpakować, a potem spadamy się zabawić. — Przytaknęliśmy, kiwając głowami. Pozostali wzięli swoje torby, a gdy zaczęli wspinać się na górę, dziewczyna nachyliła się nad moim uchem. Upewniła się, że wszyscy zniknęli na piętrze i wystawiła w moją stronę klucz. — Dla ciebie zostawiłam tę najlepszą.

Uśmiechnęłyśmy się porozumiewawczo, po czym pozwoliłam, by mnie prowadziła. Pociągnęła mnie za nadgarstek w stronę schodów. Odczekałyśmy chwilę na półpiętrze, by mieć pewność, że reszta weszła do swoich pokoi, a następnie pobiegłyśmy na samą górę. Jedna sypialnia była zamknięta na klucz, aby nie zajął jej nikt inny. Gdy Torres przekręciła zamek, drzwi ustąpiły, a my wpakowałyśmy się do środka. Serce mi stanęło. Znajdowałam się w sypialni moich marzeń.

— Dziewczyno, to jest... cholernie w twoim stylu. A wiesz, że mam do niego słabość.

Pokój pomalowano na jasny odcień beżu. Na środku stało dwuosobowe łóżko schowane pod milionem poduszek. Po obu stronach znajdowały się urocze szafki nocne, małe lampki i regał z książkami. Na ścianie wisiał duży telewizor, lecz nie on mnie zachwycił. W rogu pomieszczenia była ogromna, wolnostojąca wanna. Wanna! Jakby tego było mało, mój wzrok padł na ogromne okno, które prowadziło na taras.

Nawet nie zorientowałam się, że Crystal wyszła. W milczeniu odłożyłam torbę na podłogę i podreptałam w kierunku szyby, przesuwając ją, by wyjść na zewnątrz. Chciałam piszczeć z radości. Taras był z widokiem na morze. Och, czy ja mogłam zostać w tym miejscu do końca życia? Albo chociaż przez parę lat? Chryste, to będą wakacje mojego życia.

Zaciągnęłam się świeżym powietrzem i przez dłuższą chwilę stałam na balkonie, podziwiając widok. Dopiero po upływie kwadransa przypomniałam sobie, że przecież mieliśmy iść coś zjeść. Stwierdziłam, że czas się przebrać. Weszłam do sypialni, nie zamykając za sobą szklanych drzwi. Nawet nie zdziwiłam się, gdy zobaczyłam przy drzwiach wejściowych moją walizkę. Uśmiechnęłam się, szybko domyślając się, kto ją tu przytaszczył. Ten chłopak dbał o mnie zdecydowanie za bardzo.

﹡﹡﹡

Złapałam się za brzuch, który wręcz mnie bolał, gdy po raz kolejny wybuchłam dzikim śmiechem. Obserwowałam Latynosa wymachującego nogą we wszystkie strony, a w kącikach oczu zbierały mi się łzy.

— Kurwa mać, mój but! — zawył Mason, starając się ugasić płomień, który tlił się na jego mokasynie. Biegał dookoła ogniska, skacząc i piszcząc jak dziecko specjalnej troski. W jego oczach czaiła się panika, jednak żadne z nas nie brało tego na poważnie. Po prostu go obserwowaliśmy i jednocześnie zwijaliśmy się z rozbawienia. — Do chuja pana, ja się palę!

— Idioto, zdejmij tego buta! — zawołała Nora, która jako jedyna przynajmniej próbowała pomóc Warnerowi, jednak i ona każde słowo wypowiadała bardzo niewyraźnie z powodu zduszonego chichotu.

Gdy Mason znalazł się przy Howardzie, ten odskoczył jak poparzony i z irytacją wymieszaną z rozbawieniem wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.

— Pojebało cię?! Noga w piasek! — Shane zrobił kolejne kroki w tył, upewniając się, że Latynos był zbyt daleko, aby poczęstować go ogniem. — Noga w piasek!

Zanim Mason rzeczywiście ugasił swój mały pożar, minęła jeszcze chwila. Zamiast od razu skorzystać z właściwości piasku, wolał wykonywać ciałem jakieś alpejskie kombinacje, wrzeszcząc przy tym jak mała dziewczynka. Przeniosłam spojrzenie na Sawyera, który niemal się dusił. On się nie śmiał. On rżał. Leżał na piasku, zwijając się w kulkę średnio co trzy sekundy i wydawał dźwięki przybliżone do tych wydawanych przez stado baranów.

Wszyscy pozostali byli w równie dobrych nastrojach i rechotali w najlepsze. Za horyzontem chowało się słońce, morskie fale obijały się o brzeg, a ogień dawał nam ładne światło. Siedzieliśmy przy ognisku, jedząc kolację, na którą składały się hot dogi upieczone na ogniu rozpalonym przez Maxa. Z telefonu Crystal grała jakaś wakacyjna playlista z piosenkami popularnymi dziesięć lat temu. Dawno nie czułam się tak beztrosko.

Spędziliśmy tak następną godzinę. W międzyczasie zdążył otoczyć nas mrok, a siedzenie pod gwiazdami okazało się jeszcze bardziej magiczne. Zacisnęłam palce na butelce piwa i lekko przysunęłam się w stronę Ethana, bo zrobiło mi się trochę chłodno. Wciskając się w beżowy top na ramiączkach i szare spodenki, nie przemyślałam tego, że nocą nawet tutaj nie będzie upału. Albo to po prostu ja byłam zmarzluchem, bo marzłam przy dwudziestu trzech stopniach. Pierce zupełnie tak naturalnym gestem, jakby czekał na to całe życie, narzucił na moje barki czarną bluzę na zamek.

— Nauczysz się wreszcie ubierać adekwatnie do temperatury, czy zamierzasz zgrzytać zębami do końca życia?

Delikatny uśmiech wpłynął na moje usta, gdy usłyszałam przy uchu aksamitny, cichy głos Ethana. Leniwie przechyliłam głowę w kierunku chłopaka, aby mieć lepszy widok na jego twarz, która w świetle ognia wydawała się niewyraźna. Przebiegle uniosłam brew i rozprostowawszy nogi, wzruszyłam ramionami.

— Może robię to specjalnie? — Strzeliłam mu cwane spojrzenie.

— A robisz?

Para niebieskich oczu taksowała mnie z zaciekawieniem. To samo wyrażała mina chłopaka. Usta były złożone w ciup, a między ściągniętymi brwiami widniała niewielka zmarszczka.

— Jak ci się wydaje? — znów odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Grałam w tę jego durną gierkę, ekscytując się przy tym jak kretynka.

Odwróciłam się w kierunku ogniska i odchyliłam w tył, podpierając ciało na wyprostowanych rękach. Miałam ogromną nadzieję, że Pierce nie zauważył tego, jak prawie zleciałam z drewnianego pnia, bo wysunęłam dłoń zbyt daleko. Nie zamierzałam poganiać go z odpowiedzią. Z niewzruszoną miną wpatrywałam się w płomień, w międzyczasie zerkając na resztę osób, z którymi dzieliłam tę przyjemną chwilę. Ich uśmiechy sprawiły, że i we mnie wykiełkowało coś dobrego. Wreszcie czułam, że byłam we właściwym miejscu.

— Wydaje mi się, że ktoś z naszej dwójki bardzo lubi moje bluzy. — Szept Ethana, który nachylił się nad moim uchem, spowodował lekki dreszcz.

Wziąwszy oddech, zwróciłam głowę w prawo i omiotłam go wzrokiem. Wyglądał na zadowolonego z siebie. Nieco się odsunął, zapewne po to, aby nie wzbudzać podejrzeń reszty. Mimo to był bliżej niż wcześniej. Widząc, że rozchyliłam wargi w reakcji na jego słowa, dumnie się uśmiechnął, przejeżdżając językiem po czubku górnych zębów. Zaraz potem wydął wargę. Przełknęłam ślinę, chłonąc każdy szczegół męskiej, bardzo przystojnej twarzy. Oczy miał lekko podkrążone, a spojrzenie mętne, obstawiam, że przez lekkie upojenie alkoholem. Nie był pijany, ale delikatnie wstawiony. Tak jak my wszyscy. Włosy w odcieniu gorzkiej czekolady były roztrzepane i opadały mu na czoło. Na czubku głowy spoczywały ciemne okulary przeciwsłoneczne. Spuściłam wzrok na moją ulubioną część jego buzi.

Blask ogniska odbijał się od szafirowych oczu. Teraz wyglądały jeszcze ładniej. Ciepło płomienia kontrastowało z chłodem tęczówek nastolatka. Oprócz radosnych iskierek, które tak lubiłam, widziałam w nich coś jeszcze. Żar. Jego oczy płonęły. Starałam się wychwycić emocję, z jaką na mnie patrzyły, lecz po chwili się poddałam. Niemniej jednak cholernie mi się to podobało. Były takie... inne. Takie hipnotyzujące.

— Tak się zastanawiam, jak to możliwe, że nigdy nie słyszałam historii o tym, jak się poznaliście? — odezwała się Crystal.

Jej głos zmusił naszą dwójkę do wyrwania się z amoku. Ostatni raz wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Zanim przenieśliśmy wzrok na moją najlepszą przyjaciółkę, dłoń Ethana wylądowała na czubku mojej głowy, czochrając blond kosmyki, które układałam przed przyjściem na plażę. Popatrzyłam na niego zabijająco, a następnie wypuściłam spomiędzy spierzchniętych warg krótkie westchnienie. Ciche parsknięcie dotarło do mych uszu, rozlewając falę ciepła w żyłach. Z trudem zignorowałam to przyjemne, lecz zupełnie nowe dla mnie uczucie i wlepiłam wzrok w Torres. Już nawet nie zdziwiłam się, widząc ją zajmującą miejsce obok pewnego okularnika o imieniu Mason. Młody mężczyzna wbijał swoje grafitowe tęczówki w zaciekawioną blondynkę.

Mimo że nie byłam przekonana do tego, co się między nimi działo, czymkolwiek to było, musiałam przyznać jedno. Warner nie patrzył na nią zwyczajnie, a z dziwnym oddaniem. I gdy to robił, tak po prostu się uśmiechał. Lekko, bo lekko, ale nie zmieniało to faktu, że widok Crystal musiał budzić w nim pozytywne emocje.

— Niemożliwe, że jeszcze nie słyszałaś tej historii — powiedział Max, a na twarz Masona wpełznął krzywy grymas. Wyglądał, jakby kryło się za tym coś poważniejszego.

Wyglądał, jakby był zażenowany.

I cokolwiek to miało znaczyć, cholernie chciałam się tego wiedzieć.

— Możliwe. W zasadzie ja też jej nie słyszałam. To znaczy, wiem, że poznaliście się w liceum, ale po waszych minach wnioskuję, że kryje się za tym coś ciekawego — wtrąciłam się, aby dać im do zrozumienia, że Crystal nie była jedyną osobą, która chciała poznać ich przeszłość.

— Ja pierdolę, chyba pora schować łeb w piasek — jęknął Latynos, ukrywając twarz w dłoniach. Cichy chichot Nory rozniósł się po plaży. Po chwili Mason uniósł głowę znad rąk i popatrzył na nas męczeńsko. — Wiecie co? Najlepiej od razu zacznę kopać sobie grób.

— Stary, na twoim miejscu zrobiłbym to już dawno.

Słowa Shane'a chyba jedynie dolały oliwy do ognia, bo skołowany Mason posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie, którym Howard, oczywiście, się nie przejął. Ich krótkie docinki podsycały moją ciekawość. Ze zniecierpliwieniem siedziałam na miejscu i wyczekiwałam momentu, w którym ktoś wreszcie zacznie opowiadać. Jednocześnie wtórowałam pozostałym, znęcając się nad załamanym Warnerem.

— Wszystko zaczęło się w pierwszej klasie. Najpierw poznałem Ethana — zaczął Max, porozumiewawczo spoglądając na siedzącego po mojej prawej Pierce'a, Cwanie się do siebie wyszczerzyli. Zapewne mieli to wspomnienie przed oczami. — To był wrzesień. Nigdy nie zapomnę, jak przyszedłeś na pierwszą w roku szkolnym matmę u Collinsa z czterdziesto minutowym spóźnieniem i powiedziałeś, że to dlatego, bo pies przegryzł twojej mamie oponę i musiałeś sam ją wymienić, aby w ogóle dotrzeć na lekcję.

Ethan parsknął śmiechem. Spuścił wzrok, kręcąc głową z politowaniem.

— Nigdy nawet nie miałem psa — przyznał, patrząc na Findlaya, który zdecydował się opowiadać tę historię.

— I nigdy nie jeździłeś do szkoły z mamą — dodała Lizzie, powodując, że Ethan się poddał.

Wszyscy się zaśmialiśmy, spoglądając na bruneta obok mnie z jawną dezaprobatą. Cóż. To, co mówił Max, brzmiało jak coś, co naprawdę był w stanie zrobić tylko Pierce. Przeniosłam wzrok na Sawyera, który głupkowato się szczerzył i jednocześnie podrygiwał do piosenki Young, wild and free dobiegającej ze smartfona Crystal. To właśnie Sawyer był chyba najbardziej wstawiony. Gdy zobaczył, że mu się przyglądam, zasalutował z kompletną powagą, a następnie przesłał mi całusa w powietrzu, o mały włos nie upadając przy tym na piasek.

— Potem poznałeś mnie — odezwał się Shane, znacząco zerkając na Maxa. — Ja i Ethan przyjaźniliśmy się od podstawówki, więc dostałeś nas w pakiecie.

Ethan zmarszczył brwi, kpiąco się śmiejąc.

— Przyjaźniliśmy się? W podstawówce prędzej nazwałbym cię smarkatym przydupasem niż przyjacielem. Stary, nie znosiłem cię — stwierdził z rozbawieniem Pierce, strzelając Howardowi pobłażliwe spojrzenie.

Oburzenie na twarzy jasnowłosego było wręcz namacalne. Jego brwi wygięły się w łuk, usta zostały ściągnięte w wąską linię, a oczy strzelały piorunami. Uniósłszy brodę, hardo mierzył wzrokiem Ethana, który tylko nonszalancko się uśmiechał. Na samym początku myślałam, że Shane za moment się na niego rzuci i wyjdzie z tego niezła bójka, ale po upływie mniej więcej minuty, on po prostu zaniósł się rechotem.

— Bo uważałeś mnie za małego gówniarza. — Howard przewrócił oczami. — Jestem młodszy o pięć miesięcy, durniu.

— Byłeś dwie klasy niżej, więc skąd mogłem wiedzieć, że różniło nas tylko tyle? — westchnął ze znudzeniem Ethan, choć po jego głosie wyczułam, że powstrzymywał się od parsknięcia.

Zmarszczyłam brwi, słuchając ich wymiany zdań. Zrobiłam w głowie szybkie obliczenia i skrzywiłam się nieznacznie. Czegoś tu nie rozumiałam, a ja bardzo nie lubiłam niewiedzy, dlatego postanowiłam się wtrącić.

— Chwila, jakim cudem jesteś młodszy o pięć miesięcy? Przecież ty...

Nie dano mi dokończyć, bo właśnie wtedy Sawyer z hukiem spadł z drewnianego pnia, na którym przed chwilą tak ochoczo się kołysał, i oblał swoją jasnoróżową koszulkę piwem.

— Nosz kurwa mać! — zawył męczeńsko, burmusząc się jak dziecko, które nie dostało zabawki. Chłopak odstawił butelkę na piasek, a następnie omiótł nas wściekłym wzrokiem. Gdy jego spojrzenie zatrzymało się na mnie i dostrzegł, że otwarcie się z niego nabijam, wskazał na mnie palcem wskazującym i zwęził kąciki oczu. — Ty, barbie! Zaraz osobiście sprawię, że do mnie dołączysz. Jesteś bezczelna, wiesz?

Przyłożyłam dłoń do obojczyków, spoglądając na niego z oburzeniem. Przez chwilę mierzyliśmy się śmiercionośnymi spojrzeniami, bo żadne z nas nie zamierzało odpuścić. Jeszcze bardziej zachciało mi się wyprowadzić go z równowagi. Beznamiętnie wzruszyłam ramionami i lekko się wyszczerzyłam.

— No cóż, taki...

Wystawił otwartą dłoń w moją stronę, przerywając mi wpół zdania.

— Tak, wiem. Taki twój urok. — Jego ciemne oczy zatoczyły koło. Wyglądał, jakby tracił do mnie cierpliwość, podczas gdy ja doskonale się bawiłam. Nastolatek wydął wargę i jak ostatni męczennik odchylił głowę, opierając ją na kolanach siedzącej za nim Ruby. W towarzystwie naszych śmiechów, fuknął coś pod nosem i założywszy ramiona na torsie, teatralnie załkał. — Kontynuujcie. Ja popadnę w otchłań rozpaczy.

Wymieniliśmy się spojrzeniami, które mówiły jedno. Wszyscy bezkonkurencyjnie okrzyknęliśmy Sawyera Daxtona tytułem największej drama queen w całej paczce. Ten człowiek był niereformowalny.

— Dobra, wracając. Ethan ma urodziny w październiku, a ja w lutym, co w praktyce sprawia, że jesteśmy z innych roczników. A w czwartej klasie jestem, dlatego że poszedłem do szkoły o rok później... — Oczy wszystkich zwrócone były na Shane'a.

— Dlaczego? — wtrąciła Crystal, zakładając nogę na nogę.

— Bo jest cofnięty w rozwoju — powiedział Mason, złośliwie puszczając oczko przyjacielowi.

Przysięgam, że uwielbiałam, gdy się tak ze sobą droczyli. Każdy miał do siebie tyle dystansu, że o obrażaniu się za źle dobrane słowa można w ich towarzystwie zapomnieć. Uśmiechnęłam się głupio, popijając ze szklanej butelki swoje piwo. Parsknięcie Ethana dudniło mi w uszach jeszcze przez chwilę. Ci ludzie to najlepsze, co mnie spotkało.

— Morda — warknął niewzruszony Shane i przejechał dłonią po swoich jasnych włosach. Warner puścił jego słowa mimo uszu, nadal kpiąco się uśmiechając. Blondyn przewrócił oczami, a następnie lekceważąco machnął ręką, wracając do pytania. — Przez pierwsze lata życia pływałem z ojcem po świecie. Poszedłem do szkoły dopiero wtedy, kiedy od nas odszedł. — Pierwszy raz nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. Co prawda, blondyn nie wyglądał na przejętego tym, co mówił, ale kto wie, co siedziało w jego głowie. Rozpad rodziny to zawsze drażliwy temat, więc zdecydowałam się to przemilczeć, tak jak zrobiła to reszta. — No, ale ogółem poznałem Maxa przez Ethana. Byliśmy niczym trzej muszkieterowie — zaśmiał się.

Założyłam nogę na nogę i skubiąc paznokciem dolną wargę, ulokowałam wzrok w Norze. Dziewczyna siedziała na kolanach swojego chłopaka i pozwalała, by Max obejmował ją od tyłu, co jakiś czas zaczesując niesforne kosmyki Steele za jej ucho. Chyba właśnie się roztopiłam. Różowowłosa z wyraźnym zainteresowaniem wsłuchiwała się w opowieść swoich przyjaciół, jakby słyszała tę historię po raz pierwszy. Mrużyła oczy, nie odwracając spojrzenia od mówiącego. W tym momencie pałeczkę przejął Ethan.

— Do czasu — stwierdził, uśmiechając się przebiegle. — Któregoś dnia zostaliśmy zaproszeni na domówkę do trzecioklasistów. Głupotą byłoby na nią nie iść. — Wzruszył ramionami. Przechyliłam głowę, uważniej się mu przyglądając. Ogień w dalszym ciągu odbijał się od ciemnych tęczówek bruneta, dodając tej opowieści zabawnej dramaturgii. Wypowiadał się z powagą w głosie, lecz z takiej odległości widziałam ten cwany uśmieszek błąkający się po jego malinowych wargach. Sama uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się, co takiego wydarzyło się później. Po minach wszystkich pozostałych byłam pewna, że to jakaś grubsza sprawa. — To była nasza pierwsza impreza, a zaproszenie dostaliśmy tylko dlatego, że byłem w drużynie.

— Chryste, mieliśmy po piętnaście lat. Nigdy wcześniej nie piliśmy — zaznaczył Max, który także się uśmiechał. — Właśnie dlatego zachowaliśmy zdrowy rozsądek, którego komuś brakowało. — Popatrzył na Masona, który znów wydał z siebie zduszony jęk przesiąknięty zażenowaniem. Zachichotałam cicho. — Nie wypiliśmy dużo, może po trzy piwa, czego nie można powiedzieć o Masonie. Siedzieliśmy gdzieś w rogu i robiliśmy milion zdjęć, aby pochwalić się tym, że siedemnastolatkowie zaprosili nas na imprezę. Szczególnie Shane, który jeszcze był w podstawówce...

Nora i Ruby wydawały się coraz bardziej podekscytowane tym, co zaraz miało zostać powiedziane. Lizzie także wydawała się zadowolona. Sawyer, mimo że nadal siedział na piasku i tkwił w tej swojej depresji, wzniósł wzrok, a na jego twarzy pojawił się niespodziewany zaciesz. Jedynie Mason był niezadowolony i mruczał coś pod nosem, krzywo się uśmiechając.

— Ja pierdolę, do dziś pamiętam, jak wysłałem zdjęcie z domówki do mojej matki zamiast do kumpla ze szkoły. — Na słowa Shane'a Lizzie parsknęła śmiechem. — Mason był tam dzięki starszej kuzynce i biedaczek najwidoczniej nie wiedział, że wódka tak szybko go zetnie. Nadal mam traumę po tym, co tam zobaczyliśmy.

— Był taki najebany, że po pijaku obmacywał jakiegoś czwartoklasistę z długimi włosami, bo myślał, że to dziewczyna.

Wytrzeszczyłam oczy, a piwo, które popijałam, właśnie stanęło mi w gardle, powodując, że się zakrztusiłam. Z szeroko otwartą buzią patrzyłam na twarz Shane'a, myśląc, że żartował. Ale gdy spojrzałam na załamanego Masona, wiedziałam, że mówił prawdę. I to spowodowało, że wybuchłam niekontrolowanym śmiechem. Reszta zrobiła to samo. Zwijaliśmy się z rozbawienia, mając przed oczami wizję Masona Warnera, który niczego nieświadomy obmacuje starszego chłopaka. Gdybym zobaczyła to na własne oczy, chyba bym się posikała.

Rechot Ethana dzwonił mi w uszach i powodował, że uśmiechałam się jeszcze szerzej. Lubiłam, gdy się śmiał. Uwielbiałam widzieć go w takim błogim stanie, a dźwięk jego radości łaskotał bębenki, pobudzając motylki w moim brzuchu.

— Pierdolisz — wydukała Crystal, wycierając z kącików oczu łzę. Pod wpływem sytuacji ułożyła dłoń na udzie Masona, nadal się śmiejąc. Latynos spuścił wzrok na jej palce i jedynie delikatnie uniósł kącik ust, wracając do blondynki rozanielonym spojrzeniem.

Boże, czy między nimi naprawdę...? Och, kurwa.

Szybko odwróciłam od tej dwójki wzrok, nie chcąc zabierać im prywatności. Całe szczęście, Ruby była zbyt zajęta śmianiem się i przekomarzaniem z Lizzie, aby cokolwiek zauważyć. Szkoda by było, gdyby nasz wypad zakończył się fiaskiem przez ich miłosny trójkąt.

— Nie. — Ethan wzruszył ramionami i zdusił parsknięcie na widok grymasu na twarzy Masona. — Chyba nie muszę mówić, kto wyciągał go z opresji, gdy jego długowłosa piękność chciała spuścić mu wpierdol, nazywając go zboczeńcem.

— Byłem pijany! — wydarł się Warner, nadal się grymasząc. Mimo że w oczach miał rozbawienie, jego mina wyrażała jedynie zażenowanie i bezsilność. Cóż, wcale mu się nie dziwiłam. W zasadzie po takiej sytuacji chyba do końca życia miałabym traumę.

Nasze głośne śmiechy słychać było chyba nawet na drugim kontynencie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio śmiałam się tak głośno. Przyłożyłam dłonie do brzucha, bo mięśnie zaczynały mnie od tego boleć. Wsłuchując się w potyczki słowne chłopaków, byłam bliska spadnięcia z pnia. Cóż, w przeciwieństwie do mnie Shane i Sawyer to zrobili. Leżeli na piasku, chichocząc pijacko, a gdy zostali wyśmiani przez Maxa, szybko się nim zajęli. Pociągnęli rudzielca za nogę, sprawiając, że niezdarnie upadł na ziemię, przy czym zwalił ze swoich kolan Norę. A że nasza różowowłosa przyjaciółka była cholernie temperamentna, pacnęła chłopaka w czoło, zostawiając mu na skórze czerwony ślad drobnej dłoni.

Zanim się uspokoiliśmy, musiało minąć z dziesięć minut. Gdy śmiechy ucichały, ktoś rzucał jakimś zabawnym tekstem i karuzela rozbawienia zataczała koło. Tak przez bity kwadrans. Aż wreszcie Steele stanęła na drewnianym siedzisku, klaszcząc w dłonie. Spojrzeliśmy na nią. W blasku płomieni i nocnej ciemności wyglądała trochę przerażająco, jednak szeroki uśmieszek na damskich wargach sprawiał, że po prostu chciało się na nią patrzeć. I choć Nora naprawdę była przesympatyczna, nie dało jej się sprzeciwić. W przeciwnym razie każdy, kto by się tego podjął, leżałby trupem. Mogła szczerzyć się tak uroczo jak nikt inny, ale miała charakterek. Bojowy charakterek.

— Hej! — Skrzyżowała ręce na biuście. — A co ze mną? Poczułam się pominięta — dąsała się, robiąc minę skrzywdzonego szczeniaczka.

Sawyer przyznał dziewczynie rację, dołączając do niej. Stanął obok i zaczął naśladować Norę równie oburzony. Parsknęłam śmiechem, bo wyglądali przekomicznie. Kątem oka widziałam, że Ethan kręci głową z dezaprobatą, Mason nadal rozpacza nad swoim losem, a Lizzie nakierowuje telefon na dwie postacie stojące na pieńku, robiąc im zdjęcie. W tym wszystkim była jeszcze Ruby, która chyba powoli zaczynała przysypiać. Ciemnowłosa podparła łokieć na kolanie i ułożyła brodę na dłoni, przymknąwszy powieki. Piwo, które trzymała w drugiej ręce, cudem jeszcze nie wylało się na piasek. Cóż, alkohol chyba jej nie służył.

Max poprawił swoje jasne włosy, a następnie ruszył na ratunek swojej księżniczce.

— Jasne, kochanie. Już opowiadam dalej — zaoferował się, podchodząc bliżej niej. — No więc...

— Och, zamknij się, chłopcze — mruknęła stanowczo i potarła dłonią skroń. Zaśmiałam się, gdy Nora wystawiła otwartą dłoń przed twarzą zdziwionego Maxa, który rozchylił wargi w niezrozumieniu. Chyba znalazłam nową idolkę. — Sama o tym opowiem. — Wzruszyła ramionami, uśmiechając się dumnie.

W tym samym czasie poczułam ciężar na ramieniu.

— Panie Boże, ratuj — bezsilnie wymruczał Ethan, opierając czoło na moim barku.

Uniosłam kącik ust, czując przyjemne ciepło jego skóry, którą od mojej dzielił jedynie materiał bluzy. Jego zapach złapał mnie w swoje ramiona. Mieszanka gum do żucia, męskich perfum i cynamonu była odurzająca. Zerknęłam w jego stronę i ten widok mnie rozczulił. Brunet przypominał małego, śpiącego chłopca. Odetchnęłam z ulgą, gdy owinęło mnie to dziwne poczucie bezpieczeństwa. Był obok. I choć w pobliżu nie kręciło się żadne zagrożenie, najbezpieczniej czułam się właśnie przy nim.

— A więc tak. Byłam cheerleaderką, a Ethan grał w szkolnej drużynie.— Głos Nory sprawił, że wróciłam do niej wzrokiem. — Któregoś dnia Max czekał na niego po treningu i wtedy na siebie wpadliśmy. A raczej on na mnie i oblał mój strój kawą. Znienawidziłam go za to.

— Nie oszukuj się — wtrącił Findlay, patrząc na swoją ukochaną z rozbawieniem.

Nora przewróciła oczami, a następnie spiorunowała go wzrokiem.

— Ty się nie oszukuj. Nasłałam na ciebie mojego chłopaka. — Uniosła brwi i zrobiła taką minę, jakby chciała powiedzieć i co teraz?

— Mhm, a cztery miesiące później go dla mnie rzuciłaś, więc bądź tak dobra i przestań cwaniakować.

Zdziwiłam się na wzmiankę o chłopaku Nory. Zdawałam sobie sprawę z tego, że ona i Max nie byli ze sobą od urodzenia, ale to stwierdzenie dziwnie brzmiało w jej ustach. Nie wyobrażałam sobie tego, że jako małolata mogła spotykać się z kimś innym. W mojej głowie Steele i Findlay byli jednością. Gdzie Nora, tam i Max. Byli definicją powiedzenia, że jest się dla siebie stworzonym.

— I tu wkraczam ja, czyli trzynastoletni gówniarz, który przyszedł do liceum, aby przynieść swojemu starszemu bratu telefon, który zostawił w domu... — rozweselił się Sawyer. Stał przez chwilę z wzniesionymi rękami, ale po pewnym czasie posmutniał, teatralnie wywijając wargę. Sztuczny szloch opuścił jego płuca. Otarł z twarzy nieistniejącą łzę, a następnie spuścił głowę. — A potem zostałem ofiarą przemocy tego durnia, z którym chodziła Nora.

— Przemocy? Ledwie cię popchnął.

— Znokautował mnie! — Daxton nie dawał za wygraną i wyrzucił ręce w powietrze, dramatyzując. — I to tylko dlatego, że pomylił mnie z Maxem — dodał z odrazą w głosie, a dla lepszego efektu sztucznie się wzdrygnął. — Zadajesz się z pajacami.

— Chciałabym zaprzeczyć, ale nie mogę, bo zadaję się z tobą.

— Żmija — odburknął Sawyer, mierzwiąc palcami swe orzechowe włosy.

Nora przesłała mu całusa w powietrzu, a następnie energicznie zeskoczyła z pieńka, zmierzając w stronę kolejnego sześciopaku piwa. Wyjęła szklaną butelkę i przy pomocy zębów pozbyła się kapsla. Takim sposobem upiła się jeszcze bardziej. Wszyscy to zrobiliśmy. Nie wiem, ile minęło od naszej dyskusji na temat poznania się. Dowiedziałam się, że Ruby wkręciła się do towarzystwa dzięki Lizzie. Na tym zakończyli swoją opowieść, ale nie picie. Śmialiśmy się, plotkowaliśmy, a nawet tańczyliśmy jak wariaci, zdzierając gardła do piosenki dobiegającej z telefonu.

Po jakimś czasie mój organizm zaczął rejestrować ilość alkoholu, jaką w siebie wlałam. Nie byłam zupełnie pijana, ale też nie trzeźwa. Po prostu bardziej się rozluźniłam i może dlatego nie potrafiłam odmówić Ruby i Shane'owi, gdy zaczęli wyśpiewywać piosenki z lat dziewięćdziesiątych. We trójkę udawaliśmy zespół muzyczny, przykładając do twarzy butelki, które służyły nam za mikrofony. Skakaliśmy we wszystkie strony, udając, że śpiewaliśmy przed ogromną publicznością, choć tak naprawdę zwyczajnie krążyliśmy wokół ogniska.

Gdy mój rozbiegany wzrok padł na Ethana i zobaczyłam łagodny uśmiech, który posłał w moją stronę, serce szybciej mi zabiło. Stał obok Lizzie, która coś do niego mówiła, ale on ewidentnie jej nie słuchał. Był zbyt zajęty obserwowaniem mnie. Zadziornie mrugnęłam lewą powieką i wróciłam do mojego zespołu, nadal się wydzierając.

Opróżnialiśmy butelkę po butelce, nie przejmując się niczym. Nawet nie zdziwiłam się, gdy Sawyer wpadł na bardzo głupi pomysł. Bowiem podszedł do Lizzie i nie pytając o zgodę, po prostu przerzucił ją sobie przez ramię. Wrzaski brunetki zakłócane jej pijackim chichotem było słychać na całej plaży. Dziewczyna częstowała szatyna ciosami w plecy, ale on nie dawał za wygraną. Dopiero gdy młoda Pierce zaczęła wierzgać nogami i przypadkowo kopnęła go w twarz, zdecydował się postawić ją na ziemię.

Nie na długo.

Chwilę później kucnął tyłem do niej i czekał, aż siostra Ethana wdrapie się na jego plecy. Przystanęłam w miejscu, opierając łokieć na barku Maxa. Razem obserwowaliśmy sytuację, śmiejąc się bez powodu. Gdy rudowłosy nastolatek zagwizdał wprost w moje ucho, skrzywiłam się i trzepnęłam go po głowie. Przez zbyt dużą ilość piwa we krwi, zrobił krok w tył, zataczając się. Przed upadkiem uratował się niemal w ostatniej chwili, chwytając za rękaw mojej bluzy. W zasadzie to bluza Ethana, ale kto by zwracał na to uwagę.

— Ej, ludzie! — zawołał Sawyer, więc wszyscy spojrzeliśmy w jego stronę. — Zawody w parach. Kto ostatni przy tamtym pomoście, ten stawia jutro kolację!

Cóż, ten pomysł był wręcz odrażająco idiotyczny, szczególnie dlatego że żadne z nas nie było trzeźwe. I najprawdopodobniej właśnie z powodu upojenia alkoholem wszyscy tak łatwo zgodziliśmy się na propozycję Daxtona.

Konkurencja teoretycznie była banalna. Chłopaki musieli wziąć nas na ręce, a następnie biec do pomostu najszybciej, jak potrafią. Mogło być ciekawie ze względu na to, że męska część towarzystwa chwiała się nawet wtedy, gdy stali w miejscu. Wymieniłam przebiegły wzrok z Maxem. Skoro od pół godziny bawiliśmy się sami, połączenie się w parę na kilka minut nie powinno być problemem. Rudzielec niezdarnie przykucnął, wystawiając ręce za siebie, aby od razu złapać mnie za nogi. Ułożyłam dłonie na jego barkach, ale nie dano mi wdrapać się na niego całym ciężarem ciała, bo coś, a raczej ktoś nam przeszkodził.

— Odbijany. — Ethan uśmiechnął się niewinnie, a następnie chwycił moją dłoń i oderwał ją od pleców Maxa, umieszczając w to miejsce rękę Nory.

Ze zmarszczonymi brwiami patrzyłam najpierw na różowowłosą, która niestabilnie próbowała wskoczyć na swojego chłopaka, a potem na Findlaya. Rudowłosy chyba nawet nie zorientował się, że nastąpiła zmiana partnerek i to nie ja siedziałam na jego plecach. Ethan pociągnął mnie w swoją stronę, odchodząc kawałek od naszej parki. Nachylił się nade mną, patrząc mi w oczy.

— Nie oddałbym cię tak łatwo. Przecież wiesz, że tylko z tobą jestem w stanie cokolwiek stworzyć.

Moje wargi opuściło miękkie tchnięcie. Rozchyliłam usta, przetwarzając w głowie jego wypowiedź. Coś podpowiadało mi, że te słowa miały drugie dno, ale byłam zbyt zszokowana, aby je analizować. Trochę zbyt zszokowana i zdecydowanie zbyt pijana.

Chwilę później pozwoliłam, aby Ethan umieścił swoje dłonie pod moimi kolanami oraz na plecach, podnosząc mnie. Działaliśmy jak jeden organizm. Miałam wrażenie, że znał każdy mój następny ruch, zanim w ogóle go wykonałam. Przylgnęłam swoim ciałem do torsu Ethana, czując kojące ciepło. Zarzuciłam mu ręce na szyję, kurczowo się go trzymając. Przez chwilę się przedrzeźnialiśmy, a chłopak cały czas groził, że jeśli się nie poddam, wyląduję na piasku. Pierce zatrzymał się przy linii, którą Sawyer wydeptał stopą.

Czekaliśmy tylko na Crystal i Masona, którzy jak zwykle żyli w innej rzeczywistości. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy Latynos podniósł ją niczym pannę młodą, a gdy zaczęła się krzywić i narzekać, po prostu schylił się na bezpieczną odległość i upuścił jej ciało na ziemię. Oburzona Crystal starając się ukryć uśmieszek, sypnęła w okularnika piaskiem, a następnie ruszyła za nim w pogoń. Znalazłszy się obok nas, przystanęli. Następnie blondynka nieelegancko wskoczyła na plecy Warnera, szepcząc mu coś do ucha. Naprawdę nie chciałam się do tego przyznawać, ale ten widok powodował uśmiech na mojej twarzy. Cieszyłam się, bo wyglądała na tak cholernie szczęśliwą jak nigdy.

Mocniej zacisnęłam ramiona na szyi Ethana, gdy wszyscy ustawiliśmy się na linii startu. Choć to tylko głupia, pijacka gierka, towarzyszyły mi zabawne emocje, a w żyłach zamiast krwi płynęła adrenalina. Wzięłam wdech, gdy Ethan spojrzał na mnie z góry i posłał mi jeden z tych swoich cwaniackich uśmiechów.

— Start!

Wrzask Sawyera dał nam jasno do zrozumienia, że mogliśmy zaczynać. Poczułam, że Ethan pochyla się nieco do przodu, a następnie zaczyna przebierać nogami. Choć byłam w powietrzu, mogę przysiąc, że stopy zakopywały mu się w piasku. Pomost był stosunkowo daleko. Na skutek biegu zrobił się lekki wiatr, który nieprzyjemnie obijał się o twarz. Przed nami biegł Max, przez co piach zaczął lecieć prosto do oczu. Przymrużyłam powieki i jeszcze ciaśniej przylgnęłam do Ethana. Słyszałam, jak momentami ciężko dyszał, ale nie zwalniał.

W pewnym momencie Max i Nora, którzy byli na prowadzeniu, chyba się wykoleili. Rudzielec stracił równowagę i zatoczył się, potykając się o własne nogi. Pisk jego partnerki rozniósł się po plaży, gdy zderzyli się z ziemią. Takim sposobem to ja i Pierce biegliśmy pierwsi. Wzniosłam jedną rękę w górę, krzycząc radośnie. Brunet mi zawtórował, a jego dźwięczny śmiech trafił do moich uszu, więc jeszcze bardziej się wyszczerzyłam.

Obejrzałam się przez ramię Ethana. Lizzie i Shane pędzili w naszą stronę tak samo jak Mason i Crystal. Tylko jedna para okazała się słabym ogniwem. Pijany Sawyer ledwo stał na własnych nogach i poruszał się zygzakiem. Biedna Ruby siedząca na jego plecach była rzucana na wszystkie strony. Gdybym była na jej miejscu, pewnie bym się zrzygała.

Nie przewidzieliśmy tego, że Ethan wkrótce opadnie z sił. Mimo to biegł najszybciej jak potrafił, co jakiś czas podrzucając mnie do góry, abym mu nie wypadła. I wtedy to się stało. Mason i blondynka, którą trzymał w ramionach, pojawili się znikąd. Pierce wkładał w przebieranie nogami jeszcze więcej wysiłku, aby nie dać się wyprzedzić. Na próżno.

Warner dorównał nam kroku i przez chwilę obydwoje poruszali się w równym tempie. Być może byłoby tak jeszcze przez jakiś czas, ale nagle Warner zbliżył się do nas, a gdy był w wystarczającej odległości, szturchnął pijanego Ethana łokciem. I to wystarczyło, abyśmy wypadli z gry. Pierce miał kłopot z utrzymaniem równowagi, w czym ani trochę nie pomagała mu ilość wypitych piw. Zamknęłam oczy i zapiszczałam, czując, że upadaliśmy. Nawet nie zorientowałam się, że w ostatniej chwili dzielącej nas od wywrotki Ethan przekręcił się, abym to ja spadła na niego, a nie na odwrót.

Tym sposobem Pierce leżał plecami na piasku, a ja przygniatałam go swoim ciałem. Jęknęłam pod nosem, bo mimo że chłopak zamortyzował mój upadek, i tak poczułam dyskomfort. Nieudolnie próbowałam wstać, ale skończyło się na tym, że ledwo podparłam się na dłoniach. Westchnęłam pod nosem i dmuchnęłam na kosmyk włosów, który opadł mi na twarz. Cały czas czułam na sobie nieustępliwy wzrok Ethana. Oparł się na łokciach i z delikatnym uśmiechem tak po prostu mi się przyglądał. Zignorowałam to, wiedząc, że jeśli będę patrzeć na niego zbyt długo, nie dam rady oderwać wzroku. I o ile nie byłoby to takie okropne w innej sytuacji, na plaży byliśmy wszyscy razem, więc musieliśmy zachować pozory.

Podniosłam się do siadu, siedząc na brunecie okrakiem, a następnie zamierzałam zdjąć jedną nogę, ale mi na to nie pozwolił. Zwinnym ruchem umieścił dłoń na moim udzie, a gdy zblokowałam spojrzenie z lodowatymi tęczówkami, coś się zmieniło. Poczułam ukłucie w sercu, ale nie to bolesne. Ono było przyjemne. Tak samo przyjemne jak spoglądanie w oczy przypominające wzburzone morze.

Palce Ethana zacisnęły się na moim łokciu w delikatny sposób. Pociągnął mnie w dół, powodując, że niezdarnie opadłam na jego tors. Choć bardzo chciałam, nie mogłam powstrzymać cichego chichotu. Znów czułam jego zapach. Gumy do żucia, cholernie ładne perfumy i nuta cynamonowego szamponu. To wszystko tak ładnie z nim współgrało. Kciuk bruneta szybko wylądował na moim podbródku i zgrabnie go uniósł. Właśnie wtedy zorientowałam się, że nasze twarze dzieliły centymetry. Z bliska widziałam go jeszcze dokładniej. Przez mrok przebijał się tylko blask gwiazd, które tak ładnie odbijały się w jego głębokich ślepiach. Para dużych oczu przyglądała mi się tajemniczo. Uniosłam brew, gdy Ethan cicho westchnął i zrobił minę, której nie potrafiłam rozszyfrować. Sprawiał wrażenie, że bił się z własnymi myślami.

Po krótkiej chwili leniwie się uśmiechnął.

— Myślisz, że to odpowiedni moment, aby przypomnieć ci, że ze wszystkich osób, z którymi mógłbym tu być, zawsze wybrałbym ciebie? — wychrypiał tak cicho, że ledwo mogłam go usłyszeć.

Przymknęłam powieki i wzięłam oddech. Ciężko mi opisać, co w tamtym momencie przeżywałam. Serce trzepotało jak nienormalne. Miałam wrażenie, że zaraz połamie mi żebra. Cały ocean ciepła wypełnił moje wnętrze. W brzuchu czułam trzepot skrzydełek motyli. Dłoń mi zadrżała, dlatego umieściłam ją na jego torsie, zanim zdążyłby to zauważyć. Nie mogłam przyswoić tej informacji. Wprawił mnie w stan, w jakim nigdy się nie znalazłam. Wewnętrznie cała drżałam. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, że mogłam znaczyć dla kogoś tak wiele.

A dla niego naprawdę byłam pierwszym wyborem.

Moja chwilowe oderwanie od rzeczywistości trwało zaledwie ułamek sekundy, choć dla mnie była to wieczność. Gdy uchyliłam powieki, on wciąż tam był. Leżał pode mną, podparty na łokciach i uśmiechał się w rozczulający sposób. O Boże. Z lekkim zawahaniem odwzajemniłam gest. Niepewnie uniosłam kącik ust, po czym pokręciłam przecząco głową w odpowiedzi na pytanie, które wcześniej mi zadał.

— Jesteś niemożliwy — wyszeptałam z trudem.

I znów zatonęłam. Pochłonęły mnie lazurowe tęczówki, które przeszywały mnie na wylot. Iskierki. Błysk, który w nich dostrzegłam. To wszystko sprawiło, że zaczęłam mieć nadzieję. Nadzieję na to, że chłopak pozwoli mi tonąć w nich do końca i jeszcze dłużej.

Po tych słowach dłoń Ethana wylądowała na moim rozgrzanym policzku. Nic więcej nie musiałam mówić. Ostatni raz spojrzeliśmy sobie w oczy. Widziałam niepewność na twarzy bruneta. Leniwym ruchem przeniósł palce na mój kark. Wplótł je w moje roztrzepane włosy, a następnie przyciągnął do siebie, łącząc nasze spierzchnięte usta w słodkim pocałunku. Dotyk jego miękkich warg był jak jak muśnięcie skrzydeł kolibra. Całował mnie delikatnie, choć z taką pasją jak jeszcze nigdy. A ja mu uległam. Wyrzuciłam gdzieś daleko myśl, że ktoś może nas zobaczyć. Było ciemno, a wszyscy za bardzo się upili, aby cokolwiek zauważyć. Zresztą nawet gdyby to zrobili, co to zmieniało. Miałam jego, a Ethan miał mnie. Liczyliśmy się tylko my. Gdy trącił językiem moją dolną wargę, uśmiechnęłam się szeroko, nie odrywając się nawet na milisekundę. Wydawało mi się, że nasze usta idealnie do siebie pasowały. Poruszały się w subtelnym tańcu, w którym przelewaliśmy wszystkie emocje. Chciałam zatrzymać czas i trwać w tym już zawsze.

Bo Ethan zawsze wybrałby mnie. Powoli zaczęłam sobie uświadamiać, że i ja zawsze wybrałabym jego.

﹡﹡﹡

Zmierzyłam bruneta groźnym wzrokiem, którym chciałam go ostrzec. Liczyłam na to, że załapie aluzję i zostawi mnie w spokoju. Nadzieja matką głupich. Chłopak posłał mi zadziorny uśmieszek i już wtedy wiedziałam, że mój koniec się zbliżał. Zacisnęłam palce na jego ramieniu, wbijając w nie swoje paznokcie. Pierce syknął z bólu, a następnie spuścił głowę, by zobaczyć moją minę.

— Nie wiem, masz jakąś wściekliznę? Problemy z agresją? — zapytał kpiąco. Nachylił się nad moją twarzą, jakby chciał przyjrzeć mi się z bliska. Właśnie wtedy teatralnie zazgrzytałam zębami, udając, że chcę ugryźć go w nos. Ethan natychmiast odsunął się na maksymalną odległość i popatrzył na mnie z odrazą. — Jezu, ty serio masz objawy wścieklizny. Byłaś w ogóle szczepiona?

Przewróciwszy oczami, puściłam jego żart mimo uszu. Jeszcze mocniej wbiłam paznokcie w jego skórę, a następnie splotłam palce za jego karkiem, modląc się, żeby mnie nie puścił. Opalona klatka piersiowa Ethana świeciła mi przed oczami. Przez ogromny upał nasze ciała niemal się do siebie kleiły, a krem z filtrem wcale nie polepszał sprawy. Zadarłam brodę, robiąc groźną minę. Zasznurowałam usta, kipiąc ze złości na widok jego nonszalancji. Jeszcze chwila, a zdejmę ciemne okulary ze swojego nosa i wepchnę mu je w dupę.

— Ani się waż. Jeśli to zrobisz, zabiję cię — wycedziłam z największą powagą, na jaką było mnie stać.

Roześmiał mi się prosto w twarz.

— Obawiam się, że możesz nie zdążyć.

Po tych słowach zrobił to, czego tak bardzo się obawiałam. Mimo że kurczowo trzymałam się jego karku, Ethan jakoś mnie od siebie odczepił, a następnie puścił, wyrzucając mnie za burtę. Zapiszczałam, bojąc się zetknięcia z chłodem. Leciałam w powietrzu przez ułamki sekundy, a następnie chlusnęłam do morza z wielkim hukiem. Z impetem zanurzyłam się aż po końcówkę najdłuższego włosa na głowie, a nawet głębiej, i trwałam pod wodą przez jakiś czas. Całe szczęście, że w ostatniej chwili wstrzymałam oddech, więc niczego się nie nałykałam.

Umiałam dobrze pływać, więc bez problemu wynurzyłam głowę, nabierając w płuca powietrza. Nie przestając przebierać nogami, odgarnęłam z oczu, mokre, posklejane kosmyki i przetarłam oczy. Wciąż dysząc, spojrzałam w górę. Na dziobie jachtu stał rozbawiony Ethan.

— Zginiesz! — wydarłam się, ale nawet nie miałam pewności, że mnie usłyszał, bo w tym samym momencie wybił się w powietrze, robiąc w locie salto. Zasłoniłam się ręką, nie chcąc, aby mnie ochlapał. Z głośnym pluskiem wpadł do wody na główkę. Dookoła rozległy się brawa. Sawyer i Max, którzy pływali niedaleko mnie, klaskali w dłonie, dopingując Ethana. Nie dołączyłam do nich, bo ja najchętniej bym go utopiła. Chcąc poprawić okulary na nosie, sięgnęłam po nie ręką. Jakie było zdziwienie, gdy ich tam nie zastałam. — Moje okulary!

— Co? — zapytał zdezorientowany Ethan, który dopiero wynurzył się na powierzchnię. Podpłynął bliżej, przysłaniając twarz dłonią, bo słońce raziło go w oczy.

— Spadły mi okulary!

Ethan przewrócił oczami, mrucząc pod nosem, żebym nie dramatyzowała. Mimo uprzedzenia, ponownie zanurkował, jak się domyślam, w poszukiwaniu mojej zguby. Bądź co bądź, straciłam je właśnie przez niego, więc powinien odkupić winy. Usłyszałam wołanie Ruby. Obróciłam się w kierunku, z którego ono dochodziło i trochę się skrzywiłam, bo promienie słońca strzeliły prosto w moje oczy. Afroamerykanka machała mi energicznie, więc zdecydowałam się do niej podpłynąć. Zwinnymi ruchami nóg i rąk znalazłam się przy niej minutę później.

Ciemne włosy Ruby Abary zostały związane w wysokiego koka. Soczyste, zielone oczy prześwietlały mnie z przyjaznym ciepłem. Nastolatka odrzuciła w stronę Nory dmuchaną piłkę, a następnie uśmiechnęła się szeroko.

— To jest życie — sapnęła, ściągając z nosa okulary przeciwsłoneczne, które wsunęła na czubek głowy. — Jak nastrój? Kacyk nadal trzyma?

Wystawiłam w bok rękę, aby obronić się przed piłką lecącą na nas. Obróciłam głowę w tamtym kierunku i zastałam roześmianego Sawyera. No tak. Kto inny mógłby to zrobić. Pokręciłam głową z czystym politowaniem, po czym wróciłam wzrokiem do Ruby.

— Kac minął od razu, gdy weszliśmy na jacht. Tu jest zbyt pięknie, aby przejmować się bólem głowy — przyznałam szczerze. Fakt, gdy obudziłam się przed południem, głowa mi pękała i myślałam, że nie wyjdę z łóżka przez cały dzień. Po wejściu na niewielki jacht, który na dziś wynajęliśmy, kac zniknął jak za dotknięciem magicznej różdżki. — A nastrój miałam jeszcze lepszy, zanim wasz kumpel wrzucił mnie do wody bez ostrzeżenia.

Abara zaśmiała się i wlepiła we mnie spojrzenie przesiąknięte pobłażaniem.

— Mówisz, jakbyś nie była częścią paczki — wytknęła mi i przebiegle uniosła kącik ust. — Przypominam, że Ethan to też twoje towarzystwo.

— Ohyda. Nie przyznaję się do niego.

Obie się roześmiałyśmy. Z tego wszystkiego zapomniałam przebierać nogami i wpadłam pod wodę. Przezroczysta ciecz dostała się do mych płuc przez otwarte usta, więc zaczęłam się krztusić. Z pomocą zjawiła się męska dłoń, która owinęła się wokół mojej talii i wyciągnęła mnie na powierzchnię. Kaszlałam jak idiotka, przez co oczy automatycznie zaszły łzami. Ta sama osoba, która mnie złapała, teraz klepała moje plecy, aby zapobiec krztuszeniu. Włosy zasłaniały mi widoczność, więc odgarnęłam je. Wtedy mój wzrok padł na Sawyera. Szatyn trzymał mnie przy sobie i z cwanym uśmiechem obserwował, jak dochodziłam do ciebie.

— Nie wiedziałem, że na mój widok brakuje ci powietrza — mruknął z samozadowoleniem. Przewróciłam oczami, udając, że mnie to nie ruszyło, ale nawet nie próbowałam ukryć uśmiechu, który cisnął się na usta. Wyszczerzyłam się jeszcze szerzej, gdy usłyszałam jego następne słowa. — Możesz nazywać mnie swoim bohaterem.

Trzepnęłam go w głowę, a chłopak za karę mnie puścił. Tym razem już nie zapomniałam o przebieraniu nogami, więc nie zanurkowałam. Chlust obok nas sprawił, że spojrzeliśmy w odpowiednią stronę.

— To mnie powinna nazywać bohaterem.

Z wody wynurzył się Ethan. Ze zwycięskim uśmieszkiem wskazywał ręką na swoją twarz. Rozchyliłam wargi, widząc, co tkwiło na jego nosie. Moje czarne okulary w kształcie serc kontrastowały z męską twarzą bruneta. Udawał, że pozuje w nich przed obiektywem, prężąc się we wszystkie strony. Przygryzłam wnętrze policzka, uważnie go obserwując. Walczyłam z roześmianiem się. Wyglądał rozbrajająco. Przyznam, że nieco się przeraziłam, kiedy dotarło do mnie, że cała złość, którą we mnie obudził, wyparowała, gdy tylko pojawił się blisko. Na Boga, czym ten facet mnie omamił.

Podpłynęłam do niego i zanim się zorientował, przechwyciłam swoją zgubę i wsunęłam okulary na nos. Wiem, że gdybyśmy byli sami, nie oddałby mi ich tak łatwo. Pewnie w zamian zażyczyłby sobie czegoś niemoralnego, jak to miał w zwyczaju. Uwielbiał szantażować mnie buziakami, a najgorszy był widok tej jego chorej satysfakcji, gdy mu ulegałam. Co więcej, podobało mi to. Ta dziecięca ekscytacja, kiedy był blisko. Och, kurwa, gadałam jak pijana.

— Mnie było w nich bardziej do twarzy — dociął mi Ethan, a następnie zaczął kręcić głową we wszystkie strony, chlapiąc na wszystkich dookoła, a w szczególności na mnie, bo znajdowałam się najbliżej.

Skrzywiłam się, Ruby zrobiła to samo. Swoim zachowaniem chyba dałyśmy chłopakom idiotyczny pomysł. Widząc nasze niezadowolenie, bez słowa zaczęli chlapać w nas wodą. Pisnęłam, gdy wielka fala spod ręki Ethana plusnęła w moją twarz. Tak zaczęła się wojna, do której chwilę później dołączyli wszyscy pozostali. Całą dziesiątką toczyliśmy bitwę na śmierć i życie. Najpierw połączyłyśmy siły i zdecydowałyśmy się na starcie chłopaki vs dziewczyny, ale po czasie każdy atakował każdego. Nasze śmiechy się ze sobą mieszały. Wkładaliśmy energię w pływanie, aby jak najszybciej uciec od wroga. Po jakimś czasie szkiełka moich okularów były tak mokre, że niczego przez nie nie widziałam. Na oślep machałam rękami, chlapiąc wszystkich po kolei.

Gdy skończyliśmy tę durną zabawę, chłopaki szybko znaleźli kolejną. Podtapianie. Och, jak ja tego nie znosiłam. Nawet nie wiem, kiedy Ethan ułożył rękę na mojej głowie i bez żadnego wysiłku wsunął ją pod powierzchnię. I tak jeszcze czterdzieści razy. Cóż, mnie udało się go zatopić jedyne sześć.

Przez najbliższą godzinę pływaliśmy w morzu, delektując się jego przyjemną temperaturą. Robiliśmy różne wyścigi, skakaliśmy do wody z dziobu jachtu, graliśmy w siatkówkę dmuchaną piłką, znów się chlapaliśmy i cały ten czas się śmialiśmy. Dużo się śmialiśmy. Dziękowałam niebiosom, że kupiłam sobie wodoodporny smartfon, bo dzięki temu bez obaw mogłam robić nim zdjęcia w wodzie. Każdy z nas uwieczniał te momenty na swoich telefonach, nagrywając głupie filmiki, czy wrzucając na swoje social media przeróżne foty. Dawno tak dobrze się nie bawiłam.

Dopiero wtedy, kiedy woda wyssała z nas całą energię, wróciliśmy na jacht. Opadłan na wygodną kanapę między Maxem a Crystal i Masonem. Rudzielec po mojej lewej masował stopy swojej ukochanej, która zawzięcie dyskutowała z Lizzie. Przez chwilę je obserwowałam. Brunetka miała na sobie neonowo zielony, jednoczęściowy strój, który ładnie uwydatniał jej figurę. Miała na głowie białą czapkę z daszkiem, a wzrok utkwiła w Norze. Różowowłosa wyglądała na zmęczoną. Z lampką wina w ręce paplała jak najęta, prawie rozlewając trunek na bordowy komplet kąpielowy.

— Boże, twój ojciec jest moim Bogiem — wymamrotał zadowolony Warner, przymykając powieki. Wszyscy wiedzieliśmy, że miał na myśli pana Torresa.

Całą trójką parsknęliśmy śmiechem. Rozbawiony Max nachylił się nad naszymi twarzami z przebiegłym wyszczerzem.

— Nie wydaje mi się, że to dobry tekst na podryw. W takich superlatywach powinieneś raczej mówić o Crystal — powiedział nonszalancko Findlay. Zrobił to na tyle cicho, aby nikt poza naszą czwórką tego nie usłyszał. Wytrzeszczyłam oczy, patrząc na niego ze zdziwieniem. Czyli wiedział. O Chryste, wiedziałam, że ich zbliżenie jest bardzo widoczne, ale nie, że aż tak. Max mrugnął do mnie porozumiewawczo, a następnie niewinnie uśmiechnął się w stronę Masona. — Lepiej się tak nie zapowietrzaj, bo nie wydaje mi się, że nasza koleżanka będzie chciała spotykać się z rośliną — zadrwił.

Widziałam, że Latynos nieźle się speszył. Cóż, Crystal wcale nie była lepsza. Spaliła buraka, zwieszając głowę, aby to ukryć. I tyle wystarczyło, abym miała pewność, że dziewczyna czegoś od niego chciała. Mason zastosował metodę samoobrony, która nie do końca mu wychodziła. Zapewne chciał udawać niewzruszonego, ale gdy na jego usta wtargnął nerwowy uśmieszek, przegrał tę bitwę.

— O czym ty znowu do mnie pierdolisz? — zapytał podejrzliwie, mimo że dobrze wiedział, co jest pięć.

— Nie udawaj głupiego — prychnął Max i szturchnął mnie łokciem, jakby wysyłał mi nieme zaproszenie na niezłe przedstawienie.

Maskowanie uśmiechu nigdy nie było takie trudne. Z premedytacją kpiliśmy sobie z tej dwójki, świetnie się przy tym bawiąc.

— Nie muszę udawać — wypalił Latynos, wprawiając nas w szok poparty rozbawieniem. Gdy okularnik zdał sobie sprawę, co powiedział, i że swoimi słowami obraził samego siebie, przytknął dłoń do ust i zaklął pod nosem.

— Boże, ty to jednak jesteś, kurwa, głupi — jęknęła zrezygnowana blondynka i zaczęła kręcić głową w geście ukazującym jej bezsilność względem tego mężczyzny..

Wybuchnęliśmy śmiechem. Crystal strzeliła sobie z otwartej ręki w czoło, a ja i Max zwijaliśmy się ze śmiechu. Och, nikt nie zrozumie umysłu Masona Warnera. Ten chłopak miał swój własny świat, a gdy z niego wychodził, zachowywał się jak prawdziwy półgłówek. Naprawdę zastanawiałam się, co takiego miał w głowie, wypowiadając tamto zdanie. Bardziej spodziewałabym się, że to Crystal go tak podsumuje, ale jak widać, chłopak nie potrzebował niczyjej pomocy i sam wbił sobie szpilkę. Ja pierdolę, co za kretyn. Nie mam pytań.

— Co miałeś na myśli? — zapytał Mason, ignorując docinkę mojej przyjaciółki. Spojrzał pytająco na rudowłosego siedzącego po mojej lewej.

Findlay westchnął, przeczesując swoje włosy. Mój wzrok padł na osobę znajdującą się na wprost. Ethan opierał się plecami o ścianę, pokiwując głową na to, co mówiła mu Ruby. Ręce schował w kieszeniach czerwonych szortów kąpielowych. Jego nagi, umięśniony tors był bardzo opalony, przez co przyciągał wzrok. Wyluzowanie biło od niego na kilometr. Na nosie niebieskookiego leżały ciemne okulary przeciwsłoneczne, z którymi naprawdę było mu do twarzy. I jeszcze ta czapka. Czarna, założona daszkiem do tyłu, tkwiła na głowie dziewiętnastolatka, ukrywając większość jego czekoladowych włosów.

— Stary, no zobacz. Myślisz, że uderzając do Nory, chwaliłem jej ojca zamiast niej? Albo jeszcze inaczej. Myślisz, że Destiny komplementuje matkę Ethana, aby go poderwać? — Nie zarejestrowałam ani jednego słowa, które wypadło z ust Maxa. Byłam zbyt zaabsorbowana brunetem stojącym parę metrów ode mnie. Dopiero uderzenie, które zaserwował mi Findlay, przywróciło mnie do życia. Połowicznie. Druga połowa mnie nadal wpatrywała się w Ethana. — Destiny?

Jego głos przywołał mnie na ziemię. Wzdrygnęłam się, odwracając wzrok od Pierce'a.

— Zamyśliłam się, sorry.

Max westchnął pod nosem.

— Po prostu nam powiedz. Robisz tak, czy nie?

— Nie — mruknęłam mimochodem, nawet nie wiedząc, o co byłam pytana.

Nastała dziwna cisza. Popatrzyłam na moich rozmówców z podejrzeniem. Cała trójka wymieniała się zadowolonymi spojrzeniami i szczerzyła się jak debile.

— Czyli przyznajesz, że podrywasz Ethana?

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, dlaczego opowiadał mi jakieś rzeczy wyssane z palca. Najdziwniejsze było to, że żadne z nich nie wydawało się zaskoczone tym pytaniem. Skoncentrowałam się i wróciłam myślami do przeszłości, a dokładniej do naszej konwersacji. Analizowałam zdanie po zdaniu, a gdy dotarło do mnie, o co pytał wcześniej, i że tak bezmyślnie na to odpowiedziałam, przewróciłam oczami.

— Banda idiotów — zironizowałam, podnosząc się z kanapy. W akompaniamencie ich chichotu otrzepałam z ciała wysmarowanego olejkiem do opalania niewidzialne paprochy.

Poprawiwszy mój czarny, dwuczęściowy kostium kąpielowy, ruszyłam przed siebie. Albo raczej nie przed siebie. Ruszyłam w stronę Ethana. Jeszcze wtedy, gdy siedziałam na kanapie, zauważyłam, że zszedł na dół. Podreptałam za nim i nie musiałam długo szukać. Siedział przy stole w małej kajucie. W ręce trzymał komórkę. Był nią tak zafascynowany, że nie wyczuł mojej obecności. Podeszłam bliżej, kładąc mu dłoń na ramieniu.

— Co to za tajna posiadówka? Masz jakieś sekrety? — zapytałam leniwie. Ethan odwrócił się przez ramię i wprawił mnie w zaskoczenie. Bo po wyluzowanym Ethanie sprzed dziesięciu minut nie było śladu. Siedziała przede mną kupa stresu i nerwów. Uwypukliłam czubkiem języka policzek, a gdy brunet skinął głową na krzesło obok, ochoczo na nie usiadłam. — Co tu robimy?

— Dostałem maila z wynikami — odparł, spuściwszy głowę. Zmarszczyłam brwi w krótkiej analizie, a następnie rozchyliłam wargi. Zrozumienie nadeszło w ciągu kilku sekund. — Boję się go przeczytać.

Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i pogładziłam go ręką po nagim ramieniu. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Nasze ciężkie oddechy się ze sobą mieszały, barki równomiernie unosiły się i opadały. Wymienialiśmy się niepewnymi spojrzeniami, chcąc dojść do porozumienia. Byłam zdezorientowana. Co jak co, ale nie podejrzewałabym, że Ethan będzie bał się czegoś takiego. Był odważny i śmiały. A to niespodzianka.

— Hej, przecież jestem z tobą, tak? — spytałam, taksując go pocieszającym wzrokiem. Musiał wiedzieć, że byłam obok. Chłopak skinął głową, a następnie cicho westchnął. Łagodnie się uśmiechnęłam. — No dawaj, otwieraj tego maila. Dowiedzmy się już, czy mamy się śmiać, czy płakać.

Tamta chwila dłużyła się w nieskończoność. Brunet niepewnie odblokował swój telefon za pomocą kodu, a następnie wcisnął ikonkę skrzynki mailowej. Dostrzegłam, że palce lekko mu drżały. Ułożyłam dłoń na jego udzie, aby dodać mu otuchy. Jakiś czas wgapialiśmy się w ekran telefonu, bo Ethan nie miał odwagi, aby wejść w odpowiednią wiadomość. Postanowiłam zrobić to za niego.

Zanim przeczytał treść, spojrzał na mnie z niepewnością. Toczyliśmy bitwę na wzrok. On próbował przekazać mi, że się boi, ja za to motywowałam go do działania. Niebieskie tęczówki emanowały strachem i wahaniem. Ułożyłam dłoń na policzku Ethana i gładząc jego rozpaloną skórę kciukiem, posłałam mu najdelikatniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Chyba podziałało, bo brunet skinął głową, a następnie zaczął czytać maila.

Nie zaglądałam na treść wiadomości. Zbyt się stresowałam. Chyba nawet mocniej niż on sam. Mój oddech był bardzo płytki i nierówny, a mdłości, które były nieodłączną częścią mnie w takich nerwowych sytuacjach, dały o sobie znać. Serce się zatrzymało, gdy skanowałam wzrokiem jego kamienną twarz. W żołądku zacisnął się supeł, od którego miałam ochotę wymiotować. Zacisnęłam powieki, licząc do dziesięciu. Musiałam wziąć się w garść. Potrzebował wsparcia, a nie histeryczki. Splotłam nasze palce i mocno zacisnęłam je na jego dłoni. Starałam się oddychać prawidłowo, ale szum krwi, który słyszałam w uszach, trochę mi to uniemożliwiał. Spuściłam głowę, czekając na jakąś informację. Każda minuta była dla mnie jak następna godzina i sprawiała, że niemal się trzęsłam.

Tak bardzo chciałam, aby się dostał. Cholernie zależało mi na tym, aby spełnił swoje marzenie i nie wyobrażam sobie, jak czułabym się, widząc go cierpiącego. Był zdolny i musieli go wybrać. Ethan zasługiwał na wszystko, co najlepsze. Pragnęłam, aby był szczęśliwy, bo jego szczęście było niesamowicie ważne.

Najważniejsze.

Głośne westchnięcie Ethana ściągnęło mnie na ziemię. Tępym wzrokiem wpatrywał się w smartfon i jednocześnie mocniej ścisnął moją dłoń. To było jedyną oznaką tego, że jeszcze żył. Nie poruszał się. Co ja gadam, on nawet nie drgnął. Zaczynałam się bać. Lada moment i zwymiotuję.

Brunet odwrócił się w moją stronę. Nie mogłam nic wyczytać z jego oczu. To mnie dołowało. Nie wiem, jak długo jeszcze bym tam wytrzymała. Nie sądziłam, że mogę się tak bardzo kimś przejmować.

— Przyjęli mnie.

Rozchyliłam wargi, obserwując, jak jego twarz się rozpromienia. Jak tylko zdałam sobie sprawę z tego, co mówił, uśmiechnęłam się szczerze. Niemal tak szczerze jak nigdy. Tak cholernie się cieszyłam. Boże, byłam wniebowzięta. Poderwałam się do góry, skacząc jak mała dziewczynka. Wtedy i on się podniósł. Nie musieliśmy nic mówić. Spojrzałam na niego z niemal matczyną dumą, a następnie zarzuciłam mu ręce na kark, przyciągając do siebie jego odrętwiałe ciało.

Czułam jego zapach. Czułam jego ciepło. Czułam nawet jego bijące serce. Starałam się chłonąć każdy aspekt tego uścisku. Ethan schował głowę w moich włosach, a dłonie umieścił na moich lędźwiach. Gładziłam palcami jego kark, co jakiś czas wplatając je w ciemne kosmyki. Serce chyba połamało mi żebra, bo uderzało w zatrważającym tempie. Jego oddech muskał moją szyję, nieco ją łaskocząc.

Przyjęli go.

Byłam z niego taka dumna. Kurwa, nie sądziłam, że w ogóle mam w sobie takie pokłady dumy. Przyjęli go. Docenili jego talent i starania. Ethan spełni swoje marzenie. Nie potrafię opisać szczęścia, jakie odczuwałam. Kamień spadł mi z serca. Zasługiwał na tę szansę, więc mu ją dano. Będzie mógł pokazać światu, jaki jest dobry. Pojedzie do Lexington, żeby się rozwijać. Rozwinie skrzydła, a za parę lat będziemy oglądać go na największych meczach w Stanach Zjednoczonych.

I wtedy uśmiech zszedł mi z twarzy. Zrozumiałam coś, o czym wcześniej nie myślałam. To, co właśnie do mnie dotarło, było jak uderzenie w twarz. Poczułam, jakby życie bezczelnie mnie spoliczkowało. Ethan dostał się na wymarzoną, sportową uczelnię, na której będzie mógł rozwijać się jako koszykarz. Uniwersytet, do którego go przyjęto, znajdował się w stanie Kentucky. Aby realizować się w sporcie, musiał wyjechać do Lexington. A Lextington i Atlantic City dzieliło ponad tysiąc kilometrów.

To była ta chwila. Moment, w którym moje oczy się zaszkliły. Sama nie wiem, czy ze szczęścia, czy ze smutku.

On wyjeżdżał. 

Akapit na Wasze wrażenia. Piszcie, co sądzicie x

Standardowo zapraszam też do pisania pod #shiningheartsIMB na twitterze! 

Continue Reading

You'll Also Like

1.4M 30.7K 44
1 część dylogii „Lost" ~06.01.2022.~
5.1K 542 27
Osiemnastoletnia Nessa Spencer wreszcie decyduje się poprosić o pomoc, skutkiem czego zostaje wysłana do szpitala psychiatrycznego na przedmieściach...
38K 2K 6
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
2.7K 162 8
Celeste Miller poukładana 17 latka, która zamieszkuje małe miasto na Florydzie. Naples to spokojne miasteczko, które za dnia tętni życiem, świeżością...