Uninvited Witch

By piekielnax

12.9K 467 48

Historia z życia Valerii Shelley, która w wieku sześciu lat straciła rodziców, a opiekę nad nią przejęli Pańs... More

Prolog
Londyn.
Wierzysz w magię?
Wiemy, że to ty ich zabiłaś.
Znów brała?
Nie chcesz wiedzieć.
Nie idziesz tańczyć?
Proszę... Mattheo...
Ale o co ci chodzi, Mattheo?
Piątek.
Silencio
Szum wiatru
Albo on jest głupi...
Poradziłabym sobie sama
Dobrze wiesz kim.
Wróci.
24 grudnia, Malfoy Manor.
On był miłością życia mojej matki.
Chcę, abyś wyszła za Mattheo.
Chciałam to usłyszeć, chciałam, ale n i e od niego.
Epilog
Kontynuacja

Masz jebane rozdwojenie jaźni czy co?!

649 26 1
By piekielnax

  Obudziłam się w środku nocy szybko oddychając, podniosłam się do siadu i rozejrzałam po pokoju. Eleanor spała po drugiej stronie odwrócona do mnie tyłem. Delikatny pot spływał po moich plecach przez co się ocknęłam. Miałam zły sen, tylko zły sen... Położyłam się z powrotem, lecz już nie mogłam zasnąć. Wstałam i owinęłam się kołdrą biorąc do ręki jedną z książek z regału przy moim łóżku. Wyszłam z dormitorium kierując się w stronę opustoszałego pokoju wspólnego, ułożyłam się wygodnie na kanapie przy kominku i otworzyłam książkę na stronie, na której skończyłam.

  – Merlinie, typie co ty robisz? – zapytałam pod nosem wczuwając się w książkę.

  – Kto? – Usłyszałam za sobą męski głos, odwróciłam się w tamtą stronę widząc Riddle'a ubranego w dres. Uniosłam rękę, w której trzymałam książkę do góry co wyjaśniało wszystko.

– Dlaczego nie śpisz? – zapytałam patrząc na jego sylwetkę, która siada obok mnie.

– Mógłbym spytać cię o to samo – oznajmił wyrywając mi książkę z ręki.

– Ej no oddaj! – krzyknęłam próbując mu ją wyrwać z dłoni, ale wstał górując nade mną. Podniósł rękę do góry.

Teraz to na pewno tego nie dosięgnę.

– To nie fair! Jesteś wyższy! – powiedziałam oburzona ustałam na kanapie równając się z nim głową.

– Oddaj. – Wyciągnęłam rękę w stronę książki, która była nad jego głową, kiedy już ją prawie miałam on odchylił rękę do tyłu, wtedy spadłam na niego w ostatniej chwili łapiąc się jego karku. Obwinęłam nogi wokół jego tali i spojrzałam na jego śmiejącą się twarz.

– Idiota! Prawie zawału dostałam – powiedziałam nadal trzymając się jego ciała.

– Teraz oddaj książkę, Riddle. – Zrobił to. Zeszłam z niego podchodząc do kołdry, która bezczynnie leżała na podłodze.

– Ty tak śpisz? – spytał lustrując mój wygląd. Powinnam się czuć niekomfortowo, bo miałam na sobie za dużą bluzkę Blaise'a i białe koronkowe majtki.

– Nie widać? – zapytałam podnosząc jedną brew do góry. Zakryłam się kołdrą i usiadłam na swoje poprzednie miejsce. Usiadł obok i zaczął mi się przyglądać, po chwili się uśmiechnął znacząco.

– Co ty wymyśliłeś, Riddle? – zapytałam widząc jego minę. Zamknął mi książkę i pociągnął za rękę ciągnąc w stronę pokoi dziewczyn.

– Gdzie masz dormitorium? – Wskazałam ręką na drzwi na końcu korytarza. Ruszył w tamtą stronę i otworzył drzwi z niedużym hukiem.

– Cicho! El śpi – powiedziałam siadając na łóżko.

– Kto?

– Dziewczyna, z którą dzielę pokój – wyjaśniłam, a ten spojrzał w stronę jej łóżka.

– Po co tu przyszliśmy?

– Ubieraj się, muszę ci coś pokazać – powiedział grzebiąc mi w szafie. Wyjął z szafy jakieś czarne jeansy i bluzę tego samego koloru.

– Gdzie ty chcesz iść? – zapytałam odwracając się od niego, aby się przebrać.

– Zobaczysz.

– Coś czuję, że to nie skończy się dobrze  – stwierdziłam zakładając spodnie, później skarpetki i czarne trampki.

– Prowadź – powiedziałam upinając włosy różdżką.

Wyszliśmy po cichu z lochów, kierując się w stronę biblioteki, lecz kilkadziesiąt metrów przed nią skręciliśmy w prawo, gdzie były jedynie drewniane drzwi prowadzące do schowka na miotły. Spojrzałam na chłopaka, ale on nic nie powiedział tylko otworzył drzwi, gdzie były miotły.

– Chcesz mi powiedzieć, że musiałam się ubrać, bo tobie zachciało się miotły? – zapytałam szeptem chcąc już iść do lochów.

– Shelley! – szepnął podnosząc odrobinę głos. Odwróciłam się i spojrzałam na niego wchodzącego do środka. Ciekawość mnie zżerała od środka, więc dłużej nie myśląc poszłam w jego ślady. W schowku były kolejne drzwi. Otworzył je, a naszym oczom ukazała się wielka plantacja marihuany. Weszliśmy do środka zamykając za sobą drzwi.

– O cholera.

Podeszłam do jednego krzaczka i się uśmiechnęłam czując piękny zapach suszonych liści narkotyku.

– Jak to znalazłeś? – zapytałam spoglądając na chłopaka, który uważnie mi się przygląda.

– Bardziej pasuje, jak to zrobiłem – stwierdził, a moje oczy prawie wyszły z orbit. Uśmiechnęłam się jak dziecko, które dostało nową zabawkę biorąc do ręki liście.

– Jak? Przecież jesteś tutaj dopiero od kilku dni.

– Malfoy. – Wszystko się wyjaśniło.

– Chcesz powiedzieć, że Draco dał się namówić? – zapytałam nie mogąc mu w to jakoś uwierzyć.

– W połowie...

– Czyli?

– Zrobił to, ale ja miałbym się do ciebie nie zbliżać – wyjaśnił, a moje oczy powiększyły się nie znacznie.

– Smutne.

– Co?

– Twoje życie, nawet nie masz jednego prawdziwego przyjaciela, w prawdzie ja też nie mam, bo każdy z naszej "paczki" jest zakłamany, ale jakoś się trzymamy razem. Musisz być samotny – stwierdziłam zwijając dwa jointy.

– Nieprawda – zaprzeczył przez co zaprzestałam swojej czynności i spojrzałam na niego z uniesioną brwią.

– Czyli nie odczuwasz braku przytulania się czy rozmowy? – zapytałam wprowadzając go trochę w stan zmieszania.

– Ostatni raz przytuliła mnie matka, gdy miałem sześć lat – wyznał podchodząc do mnie i biorąc jednego jointa do ręki.

Był środek nocy, a my naćpani siedzieliśmy z końcu pomieszczenia obserwując marihuanę. Oczy powoli mi się zamykały, głowa robiła ociężała, a wszystko zaczęło nabierać barw. Moja głowa opadła na ramię Mattheo przez spojrzał na mnie dziwnie.

– Wracajmy, zimno tu – szepnęłam czując miękki materiał bluzy chłopaka na policzku. Podniósł się przez co prawie spadłam na lodowatą podłogę.

– Shelley, wszystko w porządku? – zapytał widząc mnie ledwo przytomną.

– Tak, tylko pomóż mi się podnieść, bo sama nie dam rady. – Wyciągnęłam rękę w jego stronę, a ten zamiast pociągnąć za nią podniósł mnie i wziął na ręce.

– Wiesz, że mogę sama iść? – zapytałam kładąc twarz w jego zagłębienie szyi.

– Widzę.

– Nieraz cię nie rozumiem, wiesz?

– Co masz na myśli? – zapytał szeptem.

– Sam na sam jesteś jakiś miły, jakby emocjonalny co jest dziwne, a przy innych zachowujesz się wobec mnie jak bym była kimś kogo nie lubisz – zaczęłam swój ćpuński monolog.

– Ty w ogóle mnie lubisz? – Podniosłam głowę i na niego spojrzałam przez co parsknął cichym śmiechem.

– Jesteś naćpana nie wiesz co mówisz – oznajmił, a mnie naprawdę ciekawiło, czy mnie lubi.

– Ale to mnie lubisz czy nie?

– Merlinie, ale ty jesteś nieznośna – powiedział chłodno, a ja się już nie odzywałam.

Weszliśmy do pokoju wspólnego, więc chciałam już zejść, żeby iść do łóżka i wreszcie zasnąć, ale mnie nie puszczał.

– Mogę zejść? – zapytałam się chłopaka, który szedł w stronę mojego dormitorium.

– Wiesz, że mogłabym sama już tutaj dojść?

– Wiem, ale na moje łóżko wjebała się jakaś laska Theo, a muszę gdzieś spać – wyjaśnił przez co w mgnieniu oka otrzeźwiałam.

– Jest pokój wspólny. Ze mną nie będziesz spać – powiedziałam schodząc z niego.

– Dlaczego?

– Bo cię nawet nie znam dobrze – powiedziałam podchodząc do drzwi, kiedy usłyszałam głos.

– Powiem, że znów ćpałaś! – krzyknął.

– Powiem, że masz plantację marihuany w szkole i jest zamieszany w to Malfoy! – odkrzyknęłam.

– Obojga nas wywalą.

– Dobra chodź, ale się już nie drzyj – powiedziałam otwierając drzwi. Weszłam do środka, a za mną Riddle. Zapaliłam lampkę przy łóżku podskakując z przerażenia.

– El, wystraszyłaś mnie – powiedziałam widząc dziewczyną siedzącą na swoim łóżku i przyglądającą się Mattheo.

– Czemu ona się tak na mnie patrzy? – szepnął mi do ucha przysuwając się nieco do mnie.

– Zapewne jej się spodobałeś – stwierdziłam spoglądając na niego i powiedziałam. – W sumie nie ma się co dziwić przystojny jesteś.

– Podobam ci się? – Uniósł prowokująco jedną brew do góry.

– Jesteś przystojny, a to trochę co innego niż podobanie się komuś – oznajmiłam wyjmując spod łóżka drugą poduszkę.

– Co będziecie robić? – zapytała dziewczyna przeskakując wzrokiem ze mnie na niego i tak w kółko.

– Zapewne spać, ty też powinnaś, bo jest dopiero czwarta nad ranem jeszcze masz dużo czasu do lekcji – wyjaśniłam kładąc poduszkę na łóżku.

– Będziemy spać w jednym łóżku? – zapytał spoglądając na mnie.

– No nie wydaję mi się, żebyś chciał spać na podłodze.

– Dobra, dobra.

Podeszłam do szafy i wyjęłam koszulkę, w której byłam wcześniej. Zdjęłam z siebie bluzę i spodnie oraz wyjęłam różdżkę z włosów. Odwróciłam się widząc uśmiechniętego od ucha do ucha Riddle'a, który siedział na moim łóżku i mi się przyglądał.

– Niezłe widoki, co? – Zdjął bluzę i został w samych dresach.

– Wydaję mi się, że ty też masz fajne – stwierdził, a ja podeszłam do niego i przyjrzałam się jego bliznom, wystawiłam dłoń w stronę największej przechodzącej przez lewą pierś aż chowała się za paskiem od spodni i przejechałam palcem po niej przez co zadrżał. Zabrałam szybko dłoń.

– Przepraszam... – Zamknęłam szafę i okrążyłam łóżko, żeby się położyć. 

 Niecałe cztery godziny po tym jak się położyłam, usłyszałam gwałtowne otwieranie się drzwi. Przymrużyłam mocno oczy czując jak światło blokuje mi możliwość widzenia. Kiedy przyswoiłam się już otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą Malfoy'a, Zabini'ego i Nott'a. Chciałam wstać, ale czyjaś dłoń po kołdrą mocno trzymała mnie za talię.

Co do cholery?

Spojrzałam na chłopaków, którzy przyglądali mi się dziwnie.

–  Co? –  zapytałam zmieszana.

–  Spaliście ze sobą? –  Odezwał się wreszcie Blaise. Spojrzałam za siebie, gdzie leżał naprawdę blisko mnie Riddle bez koszulki.

– Zależy w jakim sensie – oznajmiłam próbując się wydostać spod jego uścisku.

– Pieprzyliście się?! – krzyknął Blaise jakbym mu coś zrobiła.

– Kto? – mruknął zaspanym głosem Riddle.

– N...

– Jeszcze nie.

Spojrzałam w jego stronę marszcząc brwi. Odsłoniłam kołdrę ukazując przy tym jego poranione plecy. Wyślizgnęłam się z jego uścisku i zepchnęłam na podłogę.

– Nie, nie pieprzyliśmy się i nie zamierzamy. – Odwróciłam się w stronę chłopaków schodząc z łóżka.

***

– Cisza! – Głos Severus'a Snape'a pierwszy raz tego dnia rozbrzmiał na sali. Każdy zamilkł przyglądając się poczynaniom profesora.

– Dzisiaj będziemy ćwiczyć pojedynki – wyjaśnił przez co od razu wyprostowałam się na drewnianym krześle. W pewnej chwili drzwi od sali gwałtownie się otworzyły, a w nich stanął Riddle. Minął tydzień od sytuacji marihuaną. Zaczął się do mnie nie odzywać co mi nie przeszkadzało, lecz było dziwne. Wszedł do klasy z niechlujnie zawiązanym krawatem i trzema rozpiętymi guzikami od koszuli. Za nim szła Daphne Greengraas pusta laleczka, tak zwana gorsza strona medalu rodziny Greengraas.

– Panie Riddle i Pani Greengraas dlaczego się spóźniliście? – zapytał oschle Snape.

– Sprawy intymne – wyjaśniła Daphne, a ja parsknęłam cicho pod nosem przez co zwróciłam uwagę osób siedzących niedaleko mnie. Spojrzałam w stronę Malfoy'a, który dziwnie na mnie patrzył. Wypchnęłam językiem policzek kilka razy i od razu zrozumiał.

Nie wnikam, teraz usiądźcie.

– Więc dzisiaj będziecie się pojedynkować... Proszę abyście wyszli z ławek i ustali przed sceną, na której będziecie odbywać pojedynki – wyjaśnił i po kłopotliwych dziesięciu minutach, każdy stał już pod tym czymś co Snape nazwał sceną.

– W takim razie może zacznijmy od... – Spojrzał na mnie. – Shelley chodź! – krzyknął, a ja wyszłam z tłumu stając obok niego.

– Riddle! – spojrzałam na niego z grymasem na twarzy.

– Poradzisz sobie – szepnął przez co zrobiłam bardziej zdziwioną minę.

Od kiedy to on w kogoś wierzy?

Spojrzałam na Riddle'a, który stanął po drugiej stronie Snape'a. Skierowałam wzrok na Malfoy'a i posłałam mu szalony uśmiech przez co od razu pokręcił przecząco głową.

– Malfoy! Uważaj! – Rzuciłam w niego swoją różdżką, a zamiast niej wyjęłam tą z włosów. Spojrzałam w stronę Mattheo i uśmiechnęłam się mówiąc pod nosem. - Jak się bawić to na całego.

– Ustawcie się na miejsca! – Zrobiliśmy to i przybraliśmy odpowiednie postawy.

– Jak policzę do trzech zaczynacie, rozumiecie? – skierował się bardziej do nas niż do publiczności. Skinęłam głową twierdząco, a on się odsunął.

– Raz...

– Dwa...

– Trzy!

Walka na wzrok się rozpoczęła. Mattheo dobrze wiedział, że się nie rozpoczyna pojedynków. Że czeka się na ruch przeciwnika. Ja też o tym dobrze wiedziałam, ale ktoś musiał zacząć.

– Drętwota! – Szybko odbił zaklęcie.

Znów wpatrywaliśmy się sobie w oczy i kiedy zobaczyłam, że ma się zamachnąć do rzucenia jakiegoś zaklęcia do głowy mi przyszło niepojedynkowe zaklęcie.

– Wingardium Leviosa! – krzyknęłam, a ten poszybował powoli w górę. Wszyscy uczniowie się zaśmiali.

– Panno Shelley to nie jest zaklęcie pojedynkowe! – krzyknął Snape, więc opuściłam Riddle'a.

– Petrificus Totalus! – krzyknął co z łatwością odbiłam.

Chłopak zaczął pospiesznie rzucać w moją stronę zaklęcia przez co musiałam coraz szybciej je odbijać. Przychodziło mi to z łatwością, bo nadążałam idealnie, lecz szatyn przyspieszył i jednego zaklęcia nie udało mi się odbić. Uderzyłam w ścianę czując jak każdy mięsień mi się kurczy.

– Wygrałem! – Usłyszałam w oddali, co spowodowało u mnie jakąś większą złość. Wstałam powoli i chyba, ktoś to zauważył, bo krzyknął. – Pojedynek się jeszcze nie skończył!

Riddle spojrzał na mnie i się uśmiechnął jak psychopata, co odwzajemniłam. Nadal czując skurcze mięśni zaczęłam rzucać w niego zaklęciami jeszcze szybciej niż on, kiedy mnie trafił. W pewnej chwili jego różdżka wylądowała u mnie w dłoni, spojrzałam na niego z wyższością i uniosłam brew. Zeskoczył ze sceny i wyrwał komuś różdżkę ponownie wchodząc na podwyższenie. Zaczęliśmy na przemian rzucać zaklęcia tylko ja z tą przewagą dwóch różdżek.

– Crucio! – krzyknął co łatwo odbiłam dwiema różdżkami. Słyszałam szybkie wciągnięcie powietrza całej publiczności.

– Levicorpus! – Wisiał do góry nogami w powietrzu. Spojrzałam na Snape'a, który z zaciekawieniem przyglądał się pojedynkowi.

– Pojedynek można ująć za skończony – oznajmiłam schodząc z podwyższenia.

– A i niech nikt go nie ściąga, przyjdę po niego później. – Spojrzałam na każdego. Wyszłam z sali.

 MATTHEO RIDDLE:

Wisiałem tak do góry nogami do samego wieczora. Nikt nie raczył mnie ściągnąć. Zażenowanie jakie we mnie buzowało nie było do opisania. W pewnej chwili usłyszałem otwieranie się drzwi.

– Dłużej się nie dało? – zapytałem ironicznie.

– Zawsze mogę zostawić cię tak na noc. – Odwróciła się z zamiarem wyjścia.

– Dobra, dobra, czekaj! – krzyknąłem, a ona się odwróciła. Powoli zaczęła podchodzić do mnie, kiedy była dość blisko zatrzymała się, przyglądając się mi.

– Zastanawia mnie jedno – powiedziała. – Dlaczego zawsze, gdy jesteśmy sami jesteś inny niż jak przy innych?

Nie odezwałem się.

– Tak samo zanim się spotkaliśmy na dworcu przy Hogwarcie... – zaczęła. – Byłeś inny. Dlaczego?

Spojrzała na mnie oczekując odpowiedzi na pytanie, na które było mi trudno odpowiedzieć. Odwróciłem wzrok.

– Tchórz.

– I ty jesteś synem Voldemort'a? – parsknęła, zdjęła ze mnie zaklęcie, a ja upadłem na podłogę. Szybko się podniosłem, spojrzałem na nią morderczym wzrokiem.

– Co powiedziałaś?! – zapytałem zaciskając dłonie w pięści.

– To co słyszałeś, Riddle.

– Pożałujesz tego. – Zacząłem powoli podchodzić do niej, ona stąpała do tyłu po chwili natrafiła na ścianę. Nie miała, gdzie uciec. Uśmiechnąłem się parszywie.

– Powtórz, Shelley – zażądałem.

– Co mam powtórzyć? To, że jesteś tchórzem czy w to, że wątpię w to, że twoim ojcem jest Tom Malvoro Riddle?

Wściekłość buzowała w moich żyłach, odkąd tu tylko weszła. Nie chciałem jej uderzyć.

– Kurwa! – Uderzyłem z otwartej dłoni w ścianę obok niej, gdzie wystawały dwa długie druty. – Cholera!

– Pokaż to – rozkazała, wzięła moją dłoń w swoją przez co przeszedł przez nią prąd. Spojrzałem na nią, przyglądała się ranie, z której ciekła krew.

– Chodź – powiedziała ciągnąc mnie w stronę lochów. Weszliśmy do pokoju wspólnego po czym do jej dormitorium. Wskazała ręką na łóżko, abym usiadł. Chwilę później podeszła do mnie z jakimiś eliksirami.

– Co to? – zapytałem.

– Eliksir oczyszczający rany – wyjaśniła przewracając oczami. Wlała kilka kropel na ranę, zaczęło mocno piec i kuć, więc syknąłem z bólu choć wiele razy doznawałem gorszego bólu.

– Wszystko w porządku? – zapytała widząc grymas na mojej twarzy.

– Trochę piecze – wyjaśniłem.

– Kiedyś mama, gdy sobie coś zrobiłam i musiała mi oczyścić ranę zawsze dmuchała na nią – powiedziała. – Spróbuj.

Przewróciłem oczami, ale dmuchnąłem na ranę i ból nieco zniknął.

– Daj rękę. – Wyciągnęła dłoń w moją stronę, więc położyłem swoją na jej. Zaczęła bandażować mi rękę, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Jej dłoń zwolniła obwijając moją. Spoglądałem raz na jej oczy, raz na usta. Były nieduże, ale dodawały jej uroku. W pewnej chwili nie wytrzymałem i ułożyłem swoje dłonie na jej policzkach przyciągając ją do siebie. Złączyłem nasze usta.

– Masz jebane rozdwojenie jaźni czy co?! – zapytała wkurzona. – Raz chcesz mnie zabić, a raz całujesz? Ogarnij się, bo to jest zjebane, a teraz wyjdź z tego pomieszczenia.

Patrzyłem na nią nie odpowiadając.

– Wyjdź do cholery, Riddle! 

***
To ja chyba mam rozdwojenie jaźni pisząc takie coś haha, ale szczerze mówiąc to dopiero nic zobaczycie dziewiąty rozdział to padniecie (tak myślę, ale to nie jest w 100% pewne) no ja padłam jak to pisałam.

I ten jakby ktoś nie czytal tablicy zmieniłam nazwisko rodowe matki Valerii na Moonstar, bo samo Moon takie przeruchane trochę w tym magicznym świecie.

Dobra, bo się rozpisałam.

W ogóle ma ktoś jakieś ukryte teorie czy jeszcze za wcześnie? jak coś to pisać!

Miłego czytania! I zdawać relacje czy wam się podoba!! 💋💋💋

Continue Reading

You'll Also Like

1.8K 70 24
Pewna dziewczyna żyła sobie spokojnie aż do momentu dołączenia do królewskich. w tedy wszystko zaczęło powracać a stwierdzenie " czas leczy rani" zo...
8.6K 114 33
Historia dwójki przyjaciół z wydziału kryminalnego w Warszawie :)
9.4K 149 14
Ivy Smith, 15-latka, dziewczyna najpopularniejszego chłopaka w Slytherinie. Dracona Malfoy'a. Szatynka, proste włosy prawie do tali, brązowe ciemne...
53.7K 1K 70
Alice Riddle dziewczyna, która przejdzie nie jedno w swoim życiu. Kto jej pomoże to przetrwać, a kto okaże się jej największym wrogiem? Zapraszam do...