Proszę... Mattheo...

606 25 2
                                    

  Głowa mi pulsowała od bólu, ręce miałam odrętwiałe, tak samo jak nogi. Otworzyłam powoli oczy. Byłam w ciemnym pomieszczeniu. Mój wzrok poleciał na moje dłonie, szarpnęłam nimi, ale liny, którymi były związane blokowały jakikolwiek ruch. Nogi również miałam przywiązane do drewnianego krzesła. Próbowałam się jakoś z tego wywiązać, ale nic z tego. Siedząc na prawie rozlatującym się krześle w ciemnym pomieszczeniu czekałam aż przyjdzie ktoś kto z tego co wywnioskowałam mnie porwał. Odchyliłam głowę do tyłu, gdzie leżał czarny wielki pies. Podskoczyłam lekko na krześle, bo wcześniej go nie widziałam. Przez co się obudził. Spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami i warknął.

  - I co tak warczysz? – zapytałam zgryźliwie. Odpowiedziało mi jedynie szczęknięcie.

 Po może godzinie chociaż nie wiem ile, bo straciłam rachubę czasu. Drzwi otworzyły się, pies wstał i leniwie podbiegł do właściciela. Światło się zapaliło, a ja przymrużyłam oczy. Po chwili przyzwyczaiłam się do otoczenia i spojrzałam na osobę stojącą przede mną. Mężczyzna o ciemnych blond włosach i zielonych oczach. Barczysty i dobrze zbudowany, wysoki z blizną na szyi. Patrzył na mnie od góry do dołu.

  – Co tutaj robię? – zapytałam odchylając głowę do tyłu. Mężczyzna podszedł do mnie i złapał w dłoń moją brodę tak,  abym na niego spojrzała.

  – Nie odwracaj głowy, kiedy do mnie mówisz – warknął przez zaciśnięte zęby. Uśmiechnęłam się do niego drwiąco wyrywając twarz z jego uścisku.

  – Ile już tu siedzę? – zapytałam patrząc w jego oczy.

  – Dwa dni.

  – O kurwa... – Zaśmiałam się.

Ciekawe co robi Riddle?

  – Więc co tutaj robię?

  – Kiedy tylko pojawiłaś się w Las Vegas moi ludzi cię obserwowali. Byłaś sama, spodobałaś mi się i w taki oto sposób na jednej imprezie, kiedy byłaś już ledwo przytomny moi ludzie cię zabrali właśnie tutaj – wyjaśnił.

Czekaj... Sama? Co ty kurwa ślepy byłeś?

  – A lepszego miejsca nie mogłeś wybrać? Wiesz niezbyt tu wygodnie. – oznajmiłam szarpiąc ręką.

  – Bo takie jest najlepsze – warknął przyciskając mi nóż do szyi.

Nie no psychopata.

 Odłożył nóż od mojej szyi i przeciął liny na moich nadgarstkach i kostkach u nóg. Podał mi rękę, aby pomóc mi wstać, a potem objął mnie w tali. Zdjęłam jego rękę z mojego ciała i sama pomaszerowałam do wyjścia. Wychodząc z pomieszczenia zobaczyłam biały korytarz, a na końcu jego drzwi wyjściowe. Ruszyłam w ich stronę, gdy byłam już przy nich naciskając klamkę za ramię złapała mnie czyjaś silna dłoń.

  – Nie tak szybko, mała – syknął mi do ucha. Odtrąciłam jego rękę I otworzyłam drzwi wychodząc na schody które były kilka kroków od wejścia. Usiadłam na jednym i wyjęłam ze stanika jednego jointa.

 Podpaliłam go i zaciągnęłam się patrząc na krajobraz przede mną.

Jebane bezludzie.

 Spojrzałam za siebie, gdzie cały czas obserwował mnie ten blond typek.

  – Jesteś jakąś mug... mafią? – zapytałam prawie się przejęzyczając.

  – Można to tak ująć. Mój ojciec jest szefem jednej z większych mafii w Vegas – wyjaśnił zdumiony przysiadając się do mnie.

  – Fajnie. Dzięki za pogawędkę, ale ja będę już wracać. – Usłyszałam jego donośny śmiech.

  – Nigdzie nie idziesz, mała. – Podszedł do mnie i przerzucił przez ramię idąc w głąb domu. Po chwili znaleźliśmy się w jakiejś sypialni.

Uninvited WitchWhere stories live. Discover now