On był miłością życia mojej matki.

373 12 6
                                    

 Był wieczór, leżałam wtulona w pierś Mattheo. Nawet jeszcze nie otworzyłam prezentów, które sobie wręczaliśmy po śniadaniu. Leżałam i myślałam. Jakim cudem pokochałam kogoś? Jakim cudem k t o ś pokochał mnie? Zaćpaną dziewczynę, która ma więcej problemów niż czerwonych krwinek w ciele.

 Zrobiło mi się niedobrze, zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Uklęknęłam przed toaletą i nachyliłam się. Zwymiotowałam. Robiłam to dobre dziesięć minut. Zsunęłam się po ścianie opierając głowę o zimne kafelki. Po chwili siedzenia, podniosłam się, podeszłam do umywalki i wypłukałam usta.

   – Val, co robisz? – usłyszałam zachrypnięty głos wywodzący się z sypialni. Złapałam szybko za szczoteczkę do zębów, nałożyłam pastę i zaczęłam szorować.

 Jeżeli coś się dzieje, muszę sobie sama z tym poradzić.

   – Zapomniałam umyć zębów – odpowiedziałam wychodząc z łazienki ze szczoteczką w ustach.

   – Kiedy się ubrałaś? – zapytał patrząc na luźną koszulkę sięgającą mi do połowy ud. Spojrzałam na siebie, całkiem wypadło mi z głowy, kiedy to zrobiłam.

   – Przed chwilą – skłamałam. Nie pamiętałam, kiedy to się stało.

 Wróciłam do łazienki, ogarnęłam to, co zostawiłam i wróciłam do łóżka.

***

 Podeszłam do jednego z prezentów. Był on od Pansy. Otworzyłam podłużne pudełko, gdzie lśnił piękny srebrny sztylet. Jego rękojeść zdobił oszałamiająco realistyczny srebrny wąż z zielonymi szmaragdami, które miały robić za oczy. Na środku ostrza tuż przy rękojeści było pięknie wygrawerowane moje nazwisko.

 Nie mogłam od ostrza oderwać wzroku, był tak czysty, tak piękny, że mogłam się w nim przejrzeć.

 Inny prezent był od Draco. W nim znajdowała się piękna kolia z czarnego srebra. Kształt był tak piękny, lecz nie do opisania. Nie wiedziałam, co on prezentuje, ale był cudowny.

 Bellatrix podarowała mi notatnik. Był bordowy, skórzany. Na przedniej okładce było napisane moje nazwisko, a raczej mojej matki – Moonstar. Za to z tyłu również złotym atramentem, napisane było: Strzeż się diabła lub bądź od niego dwa razy gorsza.

 Te... te słowa wypowiedział ten mężczyzna... Ale jej przecież tam nie było...

 Przełknęłam głośno ślinę i odłożyłam notatnik. Wzięłam się za otwieranie innych prezentów. Od Narcyzy i Lucjusza dostałam śliczną czarną suknię, była długa z rozcięciem na nodze, miała prosty dekolt i nagie plecy. Coś czuję, że wybierała ją Narcyza. Od Theo dostałam pióro w kształcie węża, a od Blaise'a dostałam kartkę, która znaczyła więcej, niż którykolwiek prezent, jaki dostałam.

 Na końcu otworzyłam pudełko od Mattheo, powiedział, abym na nie uważała. Kiedy otworzyłam je ukazała mi się kula, kiedy ją potrząsnęłam, śnieg zaczął sypać na parę opierającą się o czyjś grób. Przypomniało to spotkanie z Mattheo, po którym poszliśmy na imprezę. Cóż zawsze mógł wybrać inną scenę, bo ta była... dość specyficzna.

 Zeszłam na dół do salonu. Wszyscy czekali na mnie, a na końcu pomieszczenia zobaczyłam Voldemort'a. Stał patrząc się wprost na mnie swoimi przymrużonymi oczami. Obok niego stała Bellatrix, która skinęła mi głową, abym weszła głębiej. Kiedy już miałam wejść zza pleców Voldemort'a wyłoniła się Aileen.

   – A ta, co tu robi? – zapytałam. Ręce opadły mi wzdłuż ciała. Kobieta podeszła do mnie z uśmiechem przesiąkającym złem. Złapała mnie za ramiona i próbowała wepchnąć do pomieszczenia. Stałam patrząc na nią. Uniosłam wzrok na pozostałych. Brakowało dwóch osób – Veronicy i Mattheo. Spojrzałam na Blaise'a, ale ten tylko wzruszył ramionami. Zmarszczyłam brwi, złapałam ją tak samo za ramiona wchodząc w jej wspomnienia. Otworzyła szeroko oczy, które zaszły jej bielą.

   – Helen chodź! – krzyknęła Aileen.

   – Tom się grzebie, mu coś powiedz! – odkrzyknęła idąc z chłopakiem za rękę. Ale to nie był mój ojciec... To był... Riddle.

   – Bo Shelley jest jakiś kilometr przed nami – zawołała, na co chłopak odwrócił się z kamiennym wyrazem twarzy.

Czy... jak... Moja matka i Riddle.

 Następne wspomnienie...

   – Jak wyglądam? – zapytała Helen.

   – Olśniewająco – odparła Aileen. – Riddle nie będzie mógł wysiedzieć na miejscu.

   – Przestań... – Helen zalała się rumieńcem.

Znów inne wspomnienie.

 Wrzask. Płacz. Na ziemi leżał zakrwawiony Riddle. Moja matka płakała nad jego ciałem. Ale moje pole widzenia było za drzewami. Mój ojciec uklęknął przy niej. Nadal płakała przytulając do siebie ciało Toma Marvolo'a Riddle'a.  

 Odepchnęłam od siebie kobietę łapiąc się za głowę. Spojrzałam na Voldemort'a. On... on był miłością życia mojej matki. Znów zebrało mi się na wymioty. Odwróciłam się, gdzie stał Mattheo, a ze schodów schodziła Veronica gładząc swoją spódniczkę.

 Przeszłam koło bruneta, zaczęłam biec po schodach. W ostatniej chwili zdążyłam dobiec do toalety. Kiedy skończyłam położyłam się do łóżka i zasnęłam.

***

 Głowa mnie bolała jak nigdy dotąd. Podniosłam się na łóżku, było ciemno i byłam sama. Cały czas mnie mdliło. Usłyszałam pukanie do drzwi, a później ktoś przez nie wszedł. Nie mogłam rozpoznać, kto to był przez ciemność panującą w komnacie, ale kiedy już się dość blisko zbliżył zdołałam zauważyć ciemniejszy odcień skóry Blaise'a. Odepchnęłam z ulgą.
Chłopak usiadł obok mnie, przytulił mnie mocno. Byłam dość zdziwiona, ale odwzajemniłam uścisk.
 
   – Coś się stało? – zapytałam gładząc jego plecy.

   – Widziałem... widziałem śmierć matki Riddle'ów. – Objął mnie mocniej. Zesztywniałam. Blaise nigdy nie lubił patrzeć na krzywdę innych, nie ważne jak ktoś, by był okrutny i zły. Nienawidził tego.

   – Spokojnie... – Gładziłam go po plecach. – Jestem przy tobie, Blaise.

 Ślizgon wtulił się we mnie nie dając mi się w żaden sposób poruszyć. Gładziłam go po plecach, dopóki nie zasnął.

 Gdzie był Mattheo? Jak się obudziłam, nie było go. Był środek nocy, a go nie buło. Przy moich rozmyślaniach znów zasnęłam.

***
Co mogę powiedzieć? Nie wiem. Czuję jakby to opowiadanie/książka miało dwa dna. Jednego kompletnie nie znam, a te drugie znam w połowie. Na początku wszystko mniej więcej się do siebie kleiło, a teraz tak trochę nie wiadomo co, do czego idzie. Jestem sobą strasznie zawiedziona i nie mam pojęcia, czemu tak jest. Czy ja po prostu nie umiem pisać czy dlatego że kiedy publikuje książkę coś się we mnie spina i chce jak najszybciej to napisać. Jakbym nie miała czasu. Zdaję mi się, że to drugie.
Mogę jeszcze powiedzieć, że jeszcze jeden lub dwa rozdziały I epilog.
Miłego czytania!

Uninvited WitchWhere stories live. Discover now