๐ƒ๐ง๐ข ๐ง๐š๐ฌ๐ณ๐ž ๐ฃ๐š๐ค ๐๐ง...

By po_prostu_Venus

7.9K 580 967

โ๐‘†๐‘ง๐‘๐‘งฤ™ล›๐‘๐‘–๐‘’ ๐‘—๐‘’๐‘ ๐‘ก ๐‘š๐‘œ๐‘ก๐‘ฆ๐‘™๐‘’๐‘š: ๐‘๐‘Ÿ๐‘œฬ๐‘๐‘ข๐‘— ๐‘—๐‘’ ๐‘งล‚๐‘Ž๐‘๐‘Žฤ‡, ๐‘Ž ๐‘œ๐‘‘๐‘™๐‘’๐‘๐‘–. ๐‘ˆ๐‘ ๐‘–ฤ…๐‘‘ลบ ๐‘ค ๐‘ ๐‘... More

๐Ÿฆ‹our days like days of butterflies๐Ÿฆ‹
ooo. catch the butterfly...
oo1. a little sand and too many problems at home
oo2. goodbye to dies irea
oo3. new faces in encanto
oo4.a boy of many faces...literally
oo5. lady in trouble
oo7. unlucky dinner and a room full of mirrors
oo8.unromantic picnic
oo9. snow in Colombia? No, it's just a flour
o10.because in life you have to be able to dance in the rain and not fall over.
o11. four-legged problem and first signs of falling in love
o12. over heads and fears
o13. I will paint a heart for you
o14. a night full of stars and beautiful words

oo6. healing arepa, plasters and a walk in encanto

384 37 57
By po_prostu_Venus

-ˋˏƸ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒˎˊ-

chapter six

"lecznicza arepa, plastry i spacer po Encanto"

-ˋˏ ༻Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ༺ ˎˊ-

⸻Ciociu!⸻ krzyknął Camilo wchodząc do kuchni. 

Przemienił się z powrotem w siebie, postawił Alorę na podłodze i pomógł jej złapać się najbliższego blatu, na którym dziewczyna się momentalnie podparła. Gdzieś z daleka dobiegał do nich głosy rozmowy i śmiechy, dlatego chłopak udał się w stronę jadalni, skąd dobiegały dźwięki. Minął meble, na których znajdowały się lecznicze zioła i przeszedł przez pół łuk prowadzący do pomieszczenia, gdzie siedziała jego ciotka wraz z Desideria. W ożywieniu wymieniały się jakimiś informacjami, lecz gdy chłopak wszedł, przestały rozmawiać i obie spojrzały na niego. 

Kobieta o opalonej skórze, kręconych, siwiejących czarnych włosach, które nosiła w kok i brązowych oczach zmarszczyła czoło i spojrzała na swojego siostrzeńca. Przejechała palcami po błękitnej koszuli z długimi rękawami, później poprawił spódnicę w kolorze Tiffany Blue i fartuchu kuchenny tego samego koloru z kieszeni, z których wystawały lecznicze zioła. Zerknęła później z czułością na swoją serdeczną przyjaciółkę i położyła na jej dłoniach swoje własne i rzekła coś do niej pół głosem. 

Czterdziestopięciolatka pokiwała głową, spojrzała na niego i uśmiechnęła się życzliwie, choć w jej błękitno- piwnych oczach było widać ciężar i ogromny smutek. Było to charakterystyczna cecha jej spojrzenia, gdyż właśnie w nich jak na tacy pokazywało się, jak wiele przykrych chwil przeszła. Ta rozpacz była z nią zawsze, nawet gdy jej ciemnobrązowa twarz otoczona burzą, długich, kręconych, czarnych włosów śmiała się do płaczu. 

⸻Coś się stało? ⸻ zapytała Julieta

⸻Moja znajoma miała mały wypadek ⸻ wytłumaczył i rzucił okiem w stronę Sorii, która jakimś cudem siedziała na blacie. Czując jego spojrzenie, podniosła głowę i uśmiechnęła się delikatnie. Odwzajemnił ten gest i spojrzał z powrotem na obie kobiety.

Najstarsza córka Almy i Pedra kiwnęła głową, przetarła dłonie o fartuch, wstała z krzesła i udała się do kuchni. Przywitała się z dziewczyną i ku ogromnemu zdziwieniu zaczęła przyrządzać jakieś pożywienie. Soria z nisko opuszczonymi brwiami przyglądała się starszej, która krzątając się między blatami, a blaszką sprawnie ugniatała kukurydziane ciasto. Objęła wzrokiem pojawiającego się w kuchni nastolatka i kolejną kobietę, która uważnie przyglądała się jej twarzy. Alora przełknęła ślinę, otworzyła i zaraz zamknęła palce na swojej sukience, spuszczając wzrok na swoją nogę. Wstrzymała oddech, widząc śliną opuchliznę, która coraz bardzie pulsowała boleśnie. Pociągnęła nosem, czując jak łzy ponownie szczypią ją w powieki i zmysł węchu.

⸻Nie prezentuje się to za ciekawie, masz racje ⸻ wyznał Madrigal, również oglądając jej stopę. Znów westchnęła i skuliła się, nadal czując się obserwowana przez nieznajomą. ⸻ Ale nie bój się będzie dobrze. Mogę ci to obiecać, nie będzie bolało. Wiem, że nie wiele ci to pomoże, ale mogę dać ci plaster na pocieszenie. ⸻ dodał i odwrócił się na pięcie, podszedł do jakiejś szafki, z której nagle wyskoczyła skrzyneczka pełna kolorowych plastrów. Brunetka jeszcze mocniej zmarszczyła brwi, przyglądając się jego ruchom. Nieświadomie i w zupełnym odruchu jej dłonie mięły materiał jej sukienki. Nie minęło trzy minuty, gdy chłopak wrócił z jaskrawo żółtym opatrunkiem w motyle. 

⸻Plaster na pocieszenie, tak? ⸻ zapytała rozbawiona i ciekawa, co zamierza zrobić. Zaśmiał się i odkleił ochroną powłokę. Milargo otworzyła usta, żeby zadać pytanie, które bombardowały jej głowę. Zupełnie nie rozumiała, co zamierzał zrobić, dodatkowo jego ciocia, która miała ją uleczyć w najlepsze robiła arepe. Miała wrażenie, że wszyscy ją tu wkręcają. 

Camilo uśmiechnął się do niej, przyglądnął się jej napiętej twarz wykrzywionej w zaskoczenie i przykleił plastra na jej zmarszczonym nosie. Zaśmiał się, widząc jak jego koleżanka próbuje go zobaczyć, po czym lekko uderza go w ramię chichocząc pod nosem. Pasował jej do sukienki i od razu to zauważył, lecz bał się to powiedzieć, sam nie widząc, czemu odczuwał takie blokady.

⸻Widzisz już poczułaś się lepiej. Zadziałał!⸻ odparł i przejechał palcami po swoich włosach. Prychnęła śmiechem i pokiwała głową. Miał racje. Czuła się o wiele lepiej niż jeszcze chwilę temu, a przynajmniej było jej raźnie. Była mu za to bardzo wdzięczna. 

Nagle jej ręka lekko się uniosła pod wypływem ruchu kafelki w miedzianym kolorze, na której podskakiwał jeszcze jeden opatrunek. Uśmiechnęła się psotnie pod nosem, nie zastanawiała się jakim cudem, znalazł się koło jej dłonie, podniosła go, odkleiła niepotrzebną część i z zaskoczenia przykleiła plaster na jego policzku. Wyrwany z zamyślenia, rzucił w jej stronę spanikowane spojrzenie, dotknął swojego policzka i zaśmiał się, czując chropowatą powierzchnię. Oboje wybuchli głośnym śmiechem. 

⸻Przepraszam, że przerywam wam dzieciaki, ale... ⸻ powiedziała Desideria, która do tego momenty milczała, podchodząc do nich ku ogromnemu zmieszaniu nastolatki. Ostrożnie złapała Alorę za policzek,  a w jej oczach zaszkliły się łzy. Westchnęła ponuro i błyskawicznie puściła ją. Zmieszana Soria, ukradkiem spojrzała na równie zmieszanego kolegę. Spięła się odrobinę.

⸻ Twoja twarz tak bardzo przypomina mi moją kruszynkę. Pamiętasz ją Julieta? Seila była takim promykiem słońca w naszej grupie. Niezdarnym, bo niezdarnym, ale zawsze poprawiała nam humor swoimi opowieściami. Nawet śmiech masz do niej podobny. ⸻ pociągnęła nosem i starła z policzków łzy, które obficie spływały po jej skórze. 

⸻Seila Soria? W właściwie Seila Longoria. To o nią pani chodzi?⸻ odpowiedziała jej momentalnie. Kobieta pokiwała głową. ⸻To moja mama. A pani to zapewne Desideria, prawda? Narzeczona Brun...

⸻Nie mówimy o Brunie! ⸻ w kuchni pojawiła się nagle kolejna osoba. 

Wyróżniała się ona na tle innych. Jej jasna cera, kasztanowe włosy do bioder splecione w warkocz oraz żółta wstążka założoną na głowie, nad którą znajdowała się ogromna burzowa chmura. Malachitowe oczy cisnęły w każdego gromy, gorsze niż łyskające się pioruny nad nią.  Pomarańczowo-żółtą sukienka z bursztynowymi akcentami miotała się między podmuchami zimnego wiatru, tak samo jak ogromne kolczyki w kształcie słońca. 

Nie przygotowana na to Alora, krzyknęła przerażona. Serce waliło jej w piersiach, jakby chciało uciec z jej piersi. Odskakując od kobiety, uderzyła głową o szafkę. Jęknęła cicho, łapiąc się za bolące miejsce, przymknęła powieki i skrzywiła się.  Desideria cofnęła się, zamknęła usta dłońmi i nerwowo przyglądała się nachmurzonej pani.

⸻Pepa! ⸻ krzyknęła Julieta.  ⸻Straszysz mi pacjentów. ⸻ dodała.

Podeszła do dziewczyn, która kuliła się bólu, podała jej gotową arepę i przysunęła się do siostry.  Rudowłosa pogodynka zerknęła na kuracjusza, otworzyła oczy i wykrzywiła usta w grymasie przerażenia. Chmura nad jej głową powiększyła się, a duże krople deszczu spadały na ziemię i ubrania zebranych tu ludzi. Jak chorągiewkę na wietrze szargała nią złość, lecz także poczucie winy, że przestraszyła ranną . Nie chciała zrobić nikomu krzywdy, ale też nie chciała słyszeć ani jednego słowa o swoim bracie. Czy tak ciężko było to zrozumieć? Frustrowało ją to z każdym razem bardziej i pomimo, ciągłego przypominania, znajdowała się osoba, która wciąż o nim mówiła. 

⸻Spokojnie, mami ⸻ zaczął Camilo, zerwał się z podpierania blatu i położył dłonie na jej zamoczonych ramionach. Obrzuciła nieznaną dziewczynę krótkim spojrzeniem i skupiła wzrok na rodzinie, która starała się ją uspokoić. Straszą z córek Almy jeździł czule po rękach młodszej szepcząc jej coś do ucha, jej syn zaś uścisnął ją troskliwie za barki i delikatnie przejeżdżał kciukami po jej obojczykach, tak jak robił to  czasami jego ojciec.

 ⸻Oddychaj głęboko. Nie musisz się denerwować. Wdech i wydech. ⸻ mówił Camilo i oboje zaczęli głęboko oddychać, a chmury na jej głową  powoli się rozpogadzały. ⸻ Już jest dobrze. Wszystko jest w porządku. 

⸻Ma pani bardzo ładne kolczyki⸻ wyrwało się Alorze, gdy przyglądała się całej sytuacji z daleka. Chmury zniknęły, a nad jej głową pojawiła się ogromna tęcza, gdy  ich właścicielka z uśmiechem na ustach dotknęła błyskotek.

 Lora wstrzymała oddech i uśmiechnęła się szeroko przyglądając się zjawisku, które widziała jedynie na zdjęciach, a na żywo było dodatkowo imponujące. Szczęście rozpłynęło się po jej ciele i kipiało w jej sercu, które zabiło mocniej. Każda barwa, która pojawiła się w pół łuku odbijała się w jej oczach, wpatrujących się w nią jak zaczarowana. Próbowała zapamiętać każdy jej szczegół, choć wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie odwzorować kolorowego łuk, takim jakim jest, z każdym zapierającym dech w piersiach elementem. Była zbyt niesamowita i bajkowy. 

Przez jej głowę przeszła myśl jak pięknie musi wyglądać tęcza na tle zachodu słońca. Kiedy zachodząca gwiazda bierze paletę pełną ciepłych kolorów i zaczyna przyozdabiać zimne niebiosa, tworząc arcydzieło. Wielokrotnie obserwowała krwistoczerwone chmury biegnące po pomarańczowo różowym niebie. Wielobarwne zjawisko atmosferyczne, choć nie możliwe wtedy do uzyskania, byłoby jak wisienka na trocie. Wykończeniem i tak już olśniewającego, zachwycającego obrazu, namalowanego przez Matkę Naturę. 

⸻Ziemia do Alory! Żyjesz? ⸻jak z oddali usłyszała głos Camilo. 

W jej umyśle pojawiła się kolejny obraz. Oczami wyobraźni  dokładnie widziała chłopaka, jakby ten stał tuż przy niej. Jego boskie kręcone włosy i uśmiechnięte malachitowe oczy. Ostatnie promienie słońca muskały jego twarz, która rozmarzony uniósł ku górze. Jego skóra przybrała cieplejszego odcieniu. Serce zabiło jej mocniej, kiedy jej wyimaginowany Madrigal otworzył powieki, obrócił ku niej głowę i spojrzał jej prosto w oczy, a jego dłoń dotknęła jej. Ta oszałamiająca zieleń była jeszcze piękniejsza niż normalnie, nawet odbijające się w niej arcydzieło nieba zupełnie przestało dla nie mieć znaczenie. Tęczówki skrzyły się, jego usta przyozdobił najbardziej szczery i czarujący uśmiech  jaki widziała. 

Nagle usłyszała trzask. Zamrugała kilkukrotnie, a przecudowne obrazy zniknęły, pokazując szarą rzeczywistość. Zmarszczyła brwi, przebiegła wzrokiem po zebranych przy niej ludziach i jeszcze bardziej marszczy się. Spoglądali na nią zaniepokojeni. Oblizała wargi i zatrzymała wzrok na swoim koledze. Jej serce zabiło mocniej i o wiele gwałtowniej. 

⸻Przepraszam... ⸻ wyjąkała i opuściła wzrok na trzymaną w dłoniach arepę. ⸻Zamyśliłam się... Zawsze marzyłam, aby zobaczyć prawdziwą tęczę, dokąd zobaczyłam ją na fotografii mamy, a ta którą pani zrobiła była wspaniała. 

Pepa zaśmiała się, a jej policzki zaróżowiały. Z dumnym uśmieszkiem, splotła razem dłonie, podparła je pod brodą i przyglądała się jej z radością wypisaną w każdym centymetrze jej twarzy. 

⸻Tylko mi się tu nie zamyślaj ponownie⸻ zaśmiał się chłopak. Rozbawiona prychnęła i przewróciła oczami. ⸻Nie chcę cię poganiać Lora, ale jeśli zaraz nie zjesz tej arepy, zjem ją za ciebie. ⸻ wszyscy zaśmiali się w głos, łącznie z nim samym. 

⸻On ma mi pomóc? ⸻ zapytała i wskazała na kukurydziany placem. 

Coś ścisnęło ją w żołądku. Zacisnęła usta w wąską kreskę i zaczęła wpatrywać się jedzenie. Jej puls przyśpieszył, a szumienie krwi w żyłach pulsowało jej w bębenkach. Ból brzucha powiększał się z każdą minutą. Nie rozumiała czego się tak boi, przecież był to tylko zwykły placek zrobiony z mąki kukurydzianej, soli i ciepłej wody. Nic strasznego. Jednak jakiś irracjonalny lęk, szeptał jej zdradliwe słowa w umyśle, uniemożliwiając jej racjonalne myślenie i tym samym przełamanie przerażenia. 

⸻Ej Lora! ⸻ wyszeptał ⸻Wszystko w porządku? Nie musisz się bać... Jeśli ci to pomoże to przyniosę więcej plastrów pocieszaczy lub złapię cię cię za rękę. Jak wolisz...⸻dodał. Zachichotała i złapała z nim kontakt wzrokowy. Wpatrując się w jego oczy, znów zerknęła na placek.  Powoli wyciągnęła w jego kierunku rękę. 

Zaśmiał się pod nosem i złapał ją za dłoń. Ścisnął ją delikatnie i przejechał kciukiem po jej skórze, po której przeszedł dreszcz. Oboje spojrzeli się na siebie, a lekki rumieniec przyozdobił ich twarze. Jakaś magiczna siła tchnęła w tą chwile i Alora mogła przysiąść, że wszystko na jakiś czas się zatrzymało, aby oboje zapamiętali tę chwilę. 

Strach zupełnie odleciał, nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Zamiast niego w jej duszy grał spokój, pomieszany z radością. Uśmiechnęła się do niego i ostrożnie ugryzła kawałek arepy...

✿●♥ Ƹ̵̡Ӝ̵̨̄Ʒ ♥●✿

⸻  Zastanawiam się... ⸻ odparła Alora ⸻ Dlaczego w waszym domu, pomimo, że twoja ciocia wyleczy was ze wszystkiego, macie plastry? To nie ma sensu.. 

Roześmiał się. Sam wielokrotnie zadawał sobie to pytanie, kiedy z Mirabel obklejali się opatrunkami jak naklejkami, gdy byli dziećmi i dar, którego ona nie posiada, ich od siebie odrobinę nie oddalił.

Tęsknił za tamtymi czasami. Beztroskimi, łatwymi, gdzie ich jedynym zmartwieniem było czy będą mogli bawić się dziś poza Casa Madrigal. Jak przez mgłę widział lata dziecińce przy natłoku bodźców ze świata nastolatka. Wszystko, co się działo w teraźniejszości, w niektórych momentach go po prostu przytłaczało. 

⸻Jak to po co? ⸻ zapytał ⸻Żeby pocieszać takie damas asustadas* jak ty! ⸻ dodał. 

Soria z niedowierzania otworzyła usta, zamknęła je jednak po chwili w i ułożyła w uśmiech. Prychnęła rozbawiona i założyła ramiona na piersiach. Kusiło ją, aby go uderzyć w ramie, lecz ostatecznie nie zrobiła tego. 

⸻Dobrze, że mam ciebie, panie najodważniejszy na świecie ⸻ odpowiedziała mu przedrzeźniająco . 

⸻Zapomniałaś, że jestem też nieziemsko piękny ⸻ zaśmiał się i przejechał dłonią po policzku, robią z ust dziubek. Zachichotała głośno. 

⸻Dodatkowo taki skromny i szarmancki ⸻  dopowiedziała z ogromnym uśmiechem na ustach i oboje wybuchli śmiechem. 

Ich wesoły chichot rozniósł się po ulicy, na której było coraz mniej ludzi. Zbliżająca się noc robiła swoje, usypiając ruchliwą i głośną ulicę, która teraz świeciła prawie pustkami. Gdzie nie gdzie przechadzali się ostatni ludzie. Jednymi z nich byli Camilo i Alora, który spacerując po kamiennych drogach, rozmawiali o błahostkach. Najpierw chłopak miał odprowadzić dziewczynę do jej domu, lecz później plany się zmieniły i oboje przechadzając się pomiędzy domami, prowadzili ożywioną dyskusje, zapominając o pierwotnym planie spaceru. 

⸻ Mam wielkie szczęście, że moja przeklęta niezdarność sprawiła, że wpadłam akurat na ciebie⸻ stwierdziła pomiędzy śmiechem. Przymknęła oczy i przetarła pod nimi palcami, gdy w kącikach jej oczu zebrały się łzy. Zachichotał i również starł łzy spod oczy. 

⸻Czemu od razu przeklęta? Wydaje mi się, że bez niej, nie byłabyś tak niezwykła jak jesteś teraz ⸻wyznał po chwili milczenia, objął ją ramieniem i rzucił jej spojrzenie. Z jej ust wydarł się cichy chichot, który stłumiła dłońmi. 

⸻Niezwykle nieudolna ze mnie istota ⸻ oświadczyła radośnie. Pokręciła przecząco głową. 

⸻Nie zaprzeczę⸻ odezwał się za nimi lodowaty głos Deifilii. 

Oboje jak opierzeni odskoczyli od siebie, a dystans między nimi błyskawicznie się powiększył. Zawstydzeni spłonęli rumieńcem, odwracając wzrok. W miejsce zaś, gdzie przedtem szła Alora, wsunęła się jej kuzynka, która dumnie podniosłą głowę i zmierzyła przyjaciela rozczarowanym wzrokiem. Mruknęła coś niezrozumiałego pod nosem i przeniosła zielonożółte spojrzenie na swoją cioteczną siostrę. Obejrzała ją od stup po głowę i prychnęła pod nosem. 

⸻Musisz już iść do domu ⸻ fuknęła, załapała ją za ramię, ścisnęła mocno i zanim Lora zdążyła, zareagować Velles pociągnęła ją ku zakrętowi.

Trwając w szoku, zdążyła jedynie odwrócić się  i pomachać do pogrążonego w równie wielkim zdziwieniu Camilo. Odmachał jej i podrapał się po karku. Nie miał pojęcia, co powinien teraz robić. Zachowanie Deifilii było dziwne i zupełnie nie przypominała osoby, jaką znał przez te wszystkie lata ich przyjaźni.  Zwęził usta w wąska kreskę, włożył dłonie w kieszeni spodni i odwrócił się w stronę Casity, zastawiając się nad  jej szokującym zachowaniem... 

__________________________

damas asustadas* -przestraszone panie

Continue Reading

You'll Also Like

9.8K 589 24
Uczeล„ z problemami i ล›wieลผo upieczony nauczyciel oraz opcja pomocy. Tylko czy pomoc w tym przypadku ma tylko jedno znaczenie. Oni widzฤ… kilka znaczeล„...
134K 5.2K 41
ONA jest producentkฤ… w wytwรณrni โ€ž2020". A ON jest najwiฤ™kszฤ… gwiazdฤ… tego roku w โ€žSBM Label". Dwie rรณลผne wytwรณrnie muzyczne. Dwa rรณลผne ล›wiaty. A jed...
7.8K 501 22
Mล‚ody kierowca Formuล‚y 1 i wyล›mienita tenisistka. Co ich poล‚ฤ…czy? A raczej co im w tym przeszkodzi. ลปycie rzuca nam wiele kล‚รณd pod nogi, a tej dwรณjce...
58.1K 2K 120
โš ๏ธ!!โ€ผ๏ธZaburzenia odลผywiania, przekleล„stwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ โ€ผ๏ธ!!โš ๏ธ Siostra Karola, o ktรณrej praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...